-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński4
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1158
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać413
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński23
Biblioteczka
2020-07-18
2020-08-08
Jestem w ogromnym szoku, ponieważ książka Mike'a Tysona bardzo mi się podobała. I czytałam ją jak jakiś dobry kryminał. A ja nawet boksem się nie interesuję!
Wszystko to za sprawą świetnie napisanej (czy też opowiedzianej, później zredagowanej) opowieści jednego z najważniejszych bokserów w historii sportu. Jego życiorys oraz sposób, w jaki to przedstawił, autentycznie wciągają czytelnika. Nie spodziewajcie się języka rodem z uniwerku, tu Mike rzuca mięsem na prawo i lewo. I to mi się podobało, powiem szczerze. Historia straciłaby na autentyczności, gdyby ktoś to zredagował na gładki, nieskazitelny styl. Z jednej strony życie boksera to schemat amerykańskiego "od pucybuta do milionera", ale z drugiej strony, po jakimś czasie, miałam dosyć samego Tysona. Czemu? Ponieważ jego działania, decyzje, jakie podejmował, są przykładem na to, co robi człowiek, który nie uczy się na błędach. Serio, po jakimś czasie naprawdę nie dziwiłam się, że co chwilę pojawiali się jacyś naciągacze w życiu Mike'a, próbujący go w sądzie wykiwać na kilka milionów dolarów.
Nie trzeba lubić boks, żeby przeczytać autobiografię Mike'a Tysona. To po prostu kawał dobrej książki o ciekawym człowieku. Naprawdę warto. Piszę to ja, która nie zna się na boksie. Bo przekonałam się na własnej skórze, że warto przeczytać.
Jestem w ogromnym szoku, ponieważ książka Mike'a Tysona bardzo mi się podobała. I czytałam ją jak jakiś dobry kryminał. A ja nawet boksem się nie interesuję!
Wszystko to za sprawą świetnie napisanej (czy też opowiedzianej, później zredagowanej) opowieści jednego z najważniejszych bokserów w historii sportu. Jego życiorys oraz sposób, w jaki to przedstawił, autentycznie...
2020-01-02
Zaczęłam nowy rok 2020 z grubej rury - bardzo, ale to bardzo dobrą powieścią.
Jestem wdzięczna samej sobie, że w ramach Wyzwania LC zdecydowałam się przeczytać "Zostań ze mną". Tyle razy odkładałam ją na półkę, bo po pierwszych stronach jakoś mnie nie zaciekawiła. A teraz? Przeczytałam ją w jeden wieczór. To piękna i skomplikowana opowieść o małżeństwie, które napotyka wiele trudności w swoim pożyciu, i próbuje funkcjonować w Nigerii, gdzie tradycja miesza się ze współczesnością, a tyrania z demokracją. Niesamowite jest też to, że dowiedziałam się naprawdę sporo o państwie, o którym tak naprawdę nic nie wiem. Poza tym, że leży w Afryce.
Co jeszcze przemawia na korzyść "Zostań ze mną"? To, że na sam koniec książki wzruszyłam się. Tak, aż się popłakałam, kiedy dotarłam do końca. Ostatni raz zdarzyło mi się to przy "Złodziejce książek", czyli jakieś 5-6 lat temu. "Zostań ze mną" poruszy nawet najtwardszego czytelnika.
Piękna powieść, absolutnie warta każdej minuty przeznaczonej na lekturę. Mam nadzieję, że po tak fantastycznym debiucie autorka jeszcze nas zachwyci.
Zaczęłam nowy rok 2020 z grubej rury - bardzo, ale to bardzo dobrą powieścią.
Jestem wdzięczna samej sobie, że w ramach Wyzwania LC zdecydowałam się przeczytać "Zostań ze mną". Tyle razy odkładałam ją na półkę, bo po pierwszych stronach jakoś mnie nie zaciekawiła. A teraz? Przeczytałam ją w jeden wieczór. To piękna i skomplikowana opowieść o małżeństwie, które napotyka...
2020-05-03
Okładka "Kolei podziemnej" jest przepiękna (tak, piję do Wyzwania LC na maj), jednak tak świetna okładka kryje w sobie kłopotliwe wnętrze.
Czytałam tę książkę wręcz zahipnotyzowana, nie mogłam się od niej szybko oderwać. Podróż Cory przez poszczególne stany oraz lekcje na temat niewolnictwa i społeczeństwa, jakie pobiera podczas tej wyprawy, wiele wnoszą czytelnikowi, jednak nie mogę pozbyć się odczucia, że "Kolej podziemna" mogłaby być lepsza. Początek powieści był bardzo obiecujący, ale im bliżej było końca, tym coraz mniej mi się fabuła podobała. Nie mogłam określić, co faktycznie czytam? Ani to powieść historyczna, ani klasycznie zbudowana powieść, ani jakiś eksperyment literacki, zakończony w dziwnym punkcie... Jak mam się do tego odnieść?
Nie dziwię się jurorom Pulitzera, że wyróżnili tę powieść - w końcu jest taka... amerykańska. I myślę, że dlatego podoba się czytelnikom w Stanach Zjednoczonych. Ja uważam książkę za dobrą, ale nic więcej. Miała potencjał, ale gdzieś się on zgubił. Szkoda...
Okładka "Kolei podziemnej" jest przepiękna (tak, piję do Wyzwania LC na maj), jednak tak świetna okładka kryje w sobie kłopotliwe wnętrze.
Czytałam tę książkę wręcz zahipnotyzowana, nie mogłam się od niej szybko oderwać. Podróż Cory przez poszczególne stany oraz lekcje na temat niewolnictwa i społeczeństwa, jakie pobiera podczas tej wyprawy, wiele wnoszą czytelnikowi,...
2020-09-06
2020-11-05
"Germinal" jest tak wybitny, że aż... wstrętny.
Nie wiem, co jeszcze mogę napisać o tej powieści. To, że jest jedyna w swoim rodzaju? To za mało. "Germinal" jest książką tego pokroju, której nazywanie wybitną może przyjść tak samo łatwo, jak późniejsza chwila refleksji, że tak naturalistyczne, wstrętne czasem opisy dają dużo do myślenia. Emil Zola niesamowicie oddał na papierze życie XIX-wiecznych górników, ich ciężką, wyniszczającą pracę oraz biedę, na którą byli skazani. Czasem po prostu nie mogłam uwierzyć w to, co czytam - zwłaszcza, kiedy do kontrastu byli pokazywani właściciele fabryk oraz ich rodziny. Albo kiedy czytałam słowa matki o dzieciach, które mają odpracować swój dług wobec rodziców, którzy je wychowali... Sporo by się tego znalazło.
"Germinal" jest dla mnie też powieścią o próbie dokonania zmian, często na zasadzie "cel uświęca środki". O strajku, który daje nadzieje na lepsze jutro, ale marzenia szybko zostają weryfikowane przez rzeczywistość. O życiu, które tak naprawdę polega na biernym przeżyciu z dnia na dzień. O tym, co czego człowiek może być zdolny, kiedy dochodzi do granicy swojej wytrzymałości. O człowieku, który pozwolił górnikom poczuć się wartościowymi ludźmi.
Emil Zola stworzył coś bardzo smutnego, momentami przerażającego, wstrętnego (tak, śmierć sklepikarza może śnić się po nocach), ale tak genialnego do czytania, że każdy, kto raz przeczytał "Germinal", nigdy o tej książce nie zapomni.
"Germinal" jest tak wybitny, że aż... wstrętny.
Nie wiem, co jeszcze mogę napisać o tej powieści. To, że jest jedyna w swoim rodzaju? To za mało. "Germinal" jest książką tego pokroju, której nazywanie wybitną może przyjść tak samo łatwo, jak późniejsza chwila refleksji, że tak naturalistyczne, wstrętne czasem opisy dają dużo do myślenia. Emil Zola niesamowicie oddał na...
2020-10-11
Nie jestem w stanie ocenić tej książki. Ona jest tak bardzo specyficzna, że wymyka się jakimkolwiek standardom i ocenom. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam kontakt z tak opisywanym światem w powieści - nawet wszyscy ci, którzy pałają się realizmem magicznym, wydają się bladzi w porównaniu z Anatolijem Kimem. Dla mnie to była bardzo wymagająca lektura, aż czuję fizyczne zmęczenie...
Myślę, że tylko nieliczni czytelnicy będą zachwyceni tą książką. Tylko nieliczni.
Nie jestem w stanie ocenić tej książki. Ona jest tak bardzo specyficzna, że wymyka się jakimkolwiek standardom i ocenom. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam kontakt z tak opisywanym światem w powieści - nawet wszyscy ci, którzy pałają się realizmem magicznym, wydają się bladzi w porównaniu z Anatolijem Kimem. Dla mnie to była bardzo wymagająca lektura, aż czuję fizyczne...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-09-29
Wiem, że mogę zaspojlerować, ale na koniec lektury "Miasteczka Middlemarch" cisną mi się na usta słowa "i żyli długo i szczęśliwie, i mieli dużo, dużo tłustych dzieci".
No cóż, udało mi się wyrobić z wyzwaniem LC na wrzesień, ale już myślałam, że nie dam rady. Powieść momentami ciężko się czyta. Już ktoś tu wcześniej zauważył, że George Eliot lubiła kwiecisty styl pisania, który dzisiaj trąci myszką. Jedno jednak muszę przyznać autorce - że stworzyła książkę, gdzie tło fabularne miesza się z wątkami społeczno-gospodarczo-politycznymi. Niektóre kwestie były dla mnie niejasne, ale dzięki genialnej tłumaczce, Annie Przedpełskiej-Trzeciakowskiej i jej ogromnej wiedzy na temat Anglii, wiele z nich mi się wyjaśniło. Osobiście wolałam jednak czytać o bohaterach niż o polityce czy społeczeństwie. Zwłaszcza bardzo polubiłam Dorotheę, ponieważ mamy bardzo podobny charakter, i mocno kibicowałam jej w szukaniu szczęścia.
Gdybym mogła tu dawać połówki ocen, dałabym 6,5. Ale ostatecznie daję 7 ze względu na klimat, który lubię, oraz na Dorotheę. I ze względu na tłumaczkę, dzięki której pokochałam literaturę angielską.
Wiem, że mogę zaspojlerować, ale na koniec lektury "Miasteczka Middlemarch" cisną mi się na usta słowa "i żyli długo i szczęśliwie, i mieli dużo, dużo tłustych dzieci".
No cóż, udało mi się wyrobić z wyzwaniem LC na wrzesień, ale już myślałam, że nie dam rady. Powieść momentami ciężko się czyta. Już ktoś tu wcześniej zauważył, że George Eliot lubiła kwiecisty styl pisania,...
2020-06-07
Myślałam, że zmienię swoją opinię o "Ani z Zielonego Wzgórza", kiedy przeczytam ją w ramach Wzywania LC na czerwiec. Okazuje się, że czy mam 12 lat, czy... więcej ;-), to nadal myślę tak samo o Ani Shirley.
Tak naprawdę, podczas czytania książki, uświadomiłam sobie, że bardziej utożsamiam się z... Marylą. Tak, a od kiedy jestem pełnoletnia, to coraz bardziej ją rozumiem i widzę podstawę w jej zachowaniu czy podejmowanych przez nią decyzjach. A co z Anią? Może i jest urocza, ale ciężko mi było czytać jej monologi, gdzie prym wiedzie jej wyobraźnia oraz słowa lub zdania wyrwane z jakiś wierszy, których ona de facto nie rozumie. Bardziej wolałam momenty, kiedy Ania działała, nawet jeśli miałoby skończyć się to jakąś wpadką, a nie, kiedy gadała. Bo "mówiła" to za łagodne określenie.
Miałam 12 lat, kiedy pierwszy raz czytałam "Anię z Zielonego Wzgórza", i po tylu latach zdania nie zmieniam. Ta książka to nie moja bajka. Nie utożsamiłam się wtedy z Anią i nie pojmowałam, co inne czytelniczki w niej widzą. I tak mi zostało do tej pory. Tak szczerze, od kiedy poznałam "Małe kobietki", to według mnie o wiele ciekawszą bohaterką dziewczęcą jest Jo March. Przykro mi, Aniu.
Myślałam, że zmienię swoją opinię o "Ani z Zielonego Wzgórza", kiedy przeczytam ją w ramach Wzywania LC na czerwiec. Okazuje się, że czy mam 12 lat, czy... więcej ;-), to nadal myślę tak samo o Ani Shirley.
Tak naprawdę, podczas czytania książki, uświadomiłam sobie, że bardziej utożsamiam się z... Marylą. Tak, a od kiedy jestem pełnoletnia, to coraz bardziej ją rozumiem i...
2020-04-04
"Jedna z najważniejszych książek ostatnich lat", głosi napis na okładce. Śmiechu warte.
Jestem mocno rozczarowana "Normalnymi ludźmi". Nastawiłam się na mocny głos mojego pokolenia w literaturze (autorka jest z tego samego rocznika, co ja) oraz na bardzo dobrą pozycję - brałam pod uwagę opinie i recenzje osób, które cenię na LC czy w blogosferze. Wiecie, co tak naprawdę dostałam? Poza straconym czasem? Nudną i, miejscami, głupią opowieść. Tak, inaczej tego nie mogę określić. Rozumiem, że poznajemy bohaterów, kiedy chodzą do liceum, i mają fiu bździu w głowie, dlatego podejmują głupie decyzje (można niektóre wybaczyć, to młody wiek), ale żeby tak cały czas?! Wraz z upływem lat Connell i Marianne niczego się nie uczą, nadal popełniają te same błędy, nadal zachowują się tak, jakby byli w liceum. Żadne z nich się nie rozwija, niczego nie doświadcza, i cały, cały czas robią to samo. Podczas czytania "Normalnych ludzi" nie mogłam uwierzyć, że mam do czynienia z tak irytującymi i papierowymi postaciami, które w trakcie akcji kompletnie się nie zmieniają. Doceniam książki, w których autor nie boi się doświadczać swojego bohatera, i dzięki temu postać żyje, zmienia się, i staje się dzięki temu autentyczna. U Sally Rooney tego czegoś nie ma. Może i Connell i Marianne mają dwójkę z przodu, i powoli zbliżają się do trójki, ale ja w nich nie widzę nic interesującego czy inspirującego. Wiem, że w dzisiejszych czasach mając dwadzieścia parę lat nie wszyscy są dojrzali i odpowiedzialni, ale autorka przeszła samą siebie. A fabuła? Tak naprawdę opiera się na tym, że "chcę, ale nie chcę, a tak naprawdę, kurczę, sam/a nie wiem, o co mi chodzi". Kurczę, w pewnym momencie ściskałam zęby z irytacji, ponieważ rozwinięcia fabuły oraz rozmowy bohaterów były po prostu głupie. Nielogiczne. Wyrwane nie wiadomo skąd.
Tak naprawdę nie wiem, co takiego chciała pokazać autorka. Próbowałam dojrzeć to między wierszami, ale nie doszłam do żadnych logicznych wniosków. Nie przemówili do mnie bohaterowie, nie ujęła mnie ich historia, prędzej wkurzyła. Mocno wkurzyła.
"Normalni ludzie" nie jest książką zasługującą na taką kampanię marketingową. Nudna, bez polotu, i irytująca. Aż mi przykro, kiedy to piszę, ponieważ liczyłam na coś innego.
"Jedna z najważniejszych książek ostatnich lat", głosi napis na okładce. Śmiechu warte.
Jestem mocno rozczarowana "Normalnymi ludźmi". Nastawiłam się na mocny głos mojego pokolenia w literaturze (autorka jest z tego samego rocznika, co ja) oraz na bardzo dobrą pozycję - brałam pod uwagę opinie i recenzje osób, które cenię na LC czy w blogosferze. Wiecie, co tak naprawdę...
2020-03-15
"Ja, Klaudiusz" -wnioski z badań nad zawartością Klaudiusza w tej powieści są jedne: mało Klaudiusza w Klaudiuszu.
Byłam bardzo pozytywnie nastawiona do tej książki - Wyzwanie Czytelnicze LC na marzec, moja "półka wstydu" oraz serial BBC (który, co prawda, pamiętam przez mgłę, ale wiem, że ma w sobie moc) - i nie mogę uwierzyć w swoje rozczarowanie. Byłam gotowa na poznanie genialnej powieści historycznej o starożytnym Rzymie, a dostałam, niestety, wszystko to, co mnie nie interesuje: polityczne rozgrywki, mnóstwo postaci, których imiona mi ciężko zapamiętać oraz opisy bitew. To mnie nudziło. I to bardzo. Powieści historyczne nigdy nie były moim ulubionym gatunkiem literackim, ale przy "Ja, Klaudiusz" spodziewałam się czegoś... wyjątkowego. Niestety, nic takiego nie dostałam. Poza tym, że tak mało było Klaudiusza i jego losów w powieści... Plus za opisy panowania Kaliguli - przy tym nie ma mowy o nudzie.
Jak na razie, "Ja, Klaudiusz", to moje duże rozczarowanie czytelnicze A.D. 2020.
"Ja, Klaudiusz" -wnioski z badań nad zawartością Klaudiusza w tej powieści są jedne: mało Klaudiusza w Klaudiuszu.
Byłam bardzo pozytywnie nastawiona do tej książki - Wyzwanie Czytelnicze LC na marzec, moja "półka wstydu" oraz serial BBC (który, co prawda, pamiętam przez mgłę, ale wiem, że ma w sobie moc) - i nie mogę uwierzyć w swoje rozczarowanie. Byłam gotowa na...
2020-02-12
Pomyślałam sobie, że gdybym zaczęła swoją przygodę z twórczością Pata Conroya od "Wielkiego Santiniego", to bym pewnie nie sięgnęła po genialnego "Księcia przypływów". Na szczęście było na odwrót.
"Wielki Santini" to powieść o domowym tyranie, który jednak wzbudza w rodzinie śmiech. Tak mi to się gryzło, że aż czasem ciężko mi się czytało. Dobra, są sceny przemocy, jaką Byk Meecham stosuje wobec rodziny, ale w ogólnym rozrachunku nie czułam tej dusznej atmosfery tyranii domowej. Aż dziwnie się czuję, kiedy to piszę...
To i tak dobra książka, ale mało dopracowana. Widać, że "Wielki Santini" to jedna z pierwszych powieści Conroya. Bo prawdziwy kunszt widać w "Księciu przypływów".
Pomyślałam sobie, że gdybym zaczęła swoją przygodę z twórczością Pata Conroya od "Wielkiego Santiniego", to bym pewnie nie sięgnęła po genialnego "Księcia przypływów". Na szczęście było na odwrót.
"Wielki Santini" to powieść o domowym tyranie, który jednak wzbudza w rodzinie śmiech. Tak mi to się gryzło, że aż czasem ciężko mi się czytało. Dobra, są sceny przemocy, jaką Byk...
Wyzwaniem LC na lipiec było przeczytanie książki, gdzie bohaterami są zwierzęta. W tej właśnie powieści zwierząt jest na pęczki, i myślę, że idealną pozycję wybrałam :-)
Wiecie co? Dowiedziałam się, czemu jest taki długi tytuł powieści. I zobaczyłam po raz kolejny, że po prostu lubię czytać prozę Olgi Tokarczuk. I nie tylko dlatego, że dostała Nobla. Ona od zawsze pisała dobre powieści.
"Prowadź swój pług przez kości umarłych" ma w sobie trochę kryminału (przyznam się, zaskoczyło mnie rozwiązanie sprawy), ale dla mnie przede wszystkim to książka o tym, że człowiek człowiekowi wilkiem, ale też człowiek wilkowi wilkiem - dużo w niej filozoficznych rozważań na temat zwierząt, ich przynależności do świata oraz pozycji, jaką człowiek sobie samemu dał w przyrodzie. Powiem tak: jest nad czym myśleć. Osobiście nie podobał mi się wstawki o astrologii, ale wiem też, że miało to służyć pokazaniu charakteru pani Duszejko.
Warto przeczytać "Prowadź swój pług przez kości umarłych". Po prostu warto.
Wyzwaniem LC na lipiec było przeczytanie książki, gdzie bohaterami są zwierzęta. W tej właśnie powieści zwierząt jest na pęczki, i myślę, że idealną pozycję wybrałam :-)
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toWiecie co? Dowiedziałam się, czemu jest taki długi tytuł powieści. I zobaczyłam po raz kolejny, że po prostu lubię czytać prozę Olgi Tokarczuk. I nie tylko dlatego, że dostała Nobla. Ona od zawsze pisała...