-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać304
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Biblioteczka
2018-01-09
Porwało mnie! Wartka akcja, zero przynudzania i czekania aż coś się rozkręci, a do tego bohater, którego da się lubić, ale też i o którym można z pobłażliwym uśmiechem pomyśleć: „No idiota!” :) Z reguły nie lubię powieści pisanych w pierwszej osobie, domyślam się też, że znacznie trudniej jest napisać w ten sposób logiczną historię - i za to wielki szacun się autorowi należy, zupełnie nie mam się do czego przyczepić. Zagadkowe zniknięcie Agaty wplecione w całość - petarda, umieram z ciekawości! Było też wzruszenie pod koniec, jestem przekonana, że autor doskonale wie, w którym momencie... Poza świetną rozrywką, książka po przeczytaniu pozostawia też parę tematów do refleksji. Dla mnie to ważne, inaczej jutro bym już nie pamietała, o czym była. Jestem pod wrażeniem. Podziwiam. Zazdroszczę. Gratuluję.
Pełna recenzja https://subjectivelyaboutbooks.blogspot.com/2017/12/3-robert-maecki-najgorsze-dopiero.html
Porwało mnie! Wartka akcja, zero przynudzania i czekania aż coś się rozkręci, a do tego bohater, którego da się lubić, ale też i o którym można z pobłażliwym uśmiechem pomyśleć: „No idiota!” :) Z reguły nie lubię powieści pisanych w pierwszej osobie, domyślam się też, że znacznie trudniej jest napisać w ten sposób logiczną historię - i za to wielki szacun się autorowi...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-12-07
„Upadek na dno boli mniej, gdy spowija go dym.”
Mrok, brud, duchota. Taki klimat serwuje nam Szczygielski w swojej drugiej powieści. Robi to ostrym językiem i zaskakująco celnymi uwagami na temat rzeczywistości, często wręcz ociekającymi sarkazmem. Nie mogę mieć żalu o to, że krok po kroku, strona za stroną autor pozbawia czytelnika nadziei na poprawę losów swoich bohaterów i odziera go ze złudzeń, że można ot tak, nagle zmienić swoje życie. Nie mogę, bo fabuła jest tak doskonale skonstruowana, że mimo poczucia przygnębienia, jakie mnie ogarnęło po przeczytaniu ostatnich stron - chcę więcej... Świat tworzony przez Szczygielskiego wciąga i uzależnia jak narkotyk. Narkotyk, który od „Aorty” zmienił swój skład chemiczny i jest jeszcze mocniejszy. Doskonała lektura. Aż żałuję, że skończyłam.
„Upadek na dno boli mniej, gdy spowija go dym.”
Mrok, brud, duchota. Taki klimat serwuje nam Szczygielski w swojej drugiej powieści. Robi to ostrym językiem i zaskakująco celnymi uwagami na temat rzeczywistości, często wręcz ociekającymi sarkazmem. Nie mogę mieć żalu o to, że krok po kroku, strona za stroną autor pozbawia czytelnika nadziei na poprawę losów swoich bohaterów...
Szczygielski posługuje się językiem polskim jak brzytwą. Tnie. Rozdrabnia. Sieka. Jego styl jest mroczny, bohaterów prawie nigdy nie spotyka nic dobrego, a nawet jeśli tak się czytelnikowi wydaje... to ma rację - wydaje mu się.
Historia komisarza, który - jak przystało na pełnokrwistego bohatera kryminału - jest obarczony mnóstwem problemów personalnych oraz dziwki, która marzy o tym, by wyrwać się ze szponów swojego alfonsa brzmi banalnie. Gdyby w ten sposób opisać tę fabułę, większość z Was pewnie by nawet nie sięgnęła po tę pozycję. Tymczasem Szczygielskiemu udało się stworzyć opowieść nie dość, że wciągającą, to na dodatek pozostawiającą niedosyt. Autor stworzył bohaterów, którzy równie dobrze mogliby żyć obok Ciebie. Albo Ciebie. Albo mnie. A to sprawia, że tym bardziej się im kibicuje. I tym bardziej chce się znać ich dalsze losy.
Należy też wspomnieć, że żonglerka słowna, jaką uprawia Szczygielski, trafność spostrzeżeń oraz wszędobylski sarkazm sprawiają, że powieści nie można określić mianem czytadła, o którym za chwilę można zapomnieć. Tej książki nie da się zapomnieć. A nazwisko Szczygielski zdecydowanie warto zapamiętać.
Szczygielski posługuje się językiem polskim jak brzytwą. Tnie. Rozdrabnia. Sieka. Jego styl jest mroczny, bohaterów prawie nigdy nie spotyka nic dobrego, a nawet jeśli tak się czytelnikowi wydaje... to ma rację - wydaje mu się.
Historia komisarza, który - jak przystało na pełnokrwistego bohatera kryminału - jest obarczony mnóstwem problemów personalnych oraz dziwki, która...
Camilla Läckberg, określana mianem królowej szwedzkiego kryminału, to autorka, która raz po raz serwuje czytelnikowi odgrzany kotlet. I oto mamy kolejną, dziesiątą już odsłonę sagi o Fjällbace, w której bieżące wydarzenia z życia Eriki Falck i jej męża Patricka Hedströma, ich rodzin oraz załogi komisariatu, przeplatane są „opowieścią z czasów słusznie minionych”.
Nie zrozumcie mnie źle - lubię ten cykl, lubię autorkę, po dziewięciu powieściach trudno oczekiwać czegoś innego, skoro we wszystkich poprzednich schemat był identyczny, jednak po lekturze „Czarownicy” mam wrażenie, że Camilla coraz mniej się przykłada, choć książce nie brakuje też ogromnych plusów.
http://subjectivelyaboutbooks.blogspot.com/2018/01/9-camilla-lackberg-czarownica.html?m=1
Camilla Läckberg, określana mianem królowej szwedzkiego kryminału, to autorka, która raz po raz serwuje czytelnikowi odgrzany kotlet. I oto mamy kolejną, dziesiątą już odsłonę sagi o Fjällbace, w której bieżące wydarzenia z życia Eriki Falck i jej męża Patricka Hedströma, ich rodzin oraz załogi komisariatu, przeplatane są „opowieścią z czasów słusznie minionych”.
więcej Pokaż mimo toNie...