-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant2
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać342
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2014-09-09
2014-07-26
Vincent van Gogh - jeden z największych światowych malarzy. I jego najsłynniejsze "Słoneczniki", znane wszystkim. Wiedza o jego życiu i twórczości jest najczęściej skrótowa, encyklopedyczna. Autor czerpał informacje o życiu Vincenta przede wszystkim z zachowanych listów, ale nie tylko. Przedstawił nam go jako postać o pięknej duszy, tragiczną, cierpiąca, niezrozumiałą, uparcie podążającą za wybranymi ideałami, szukającą szczęścia i spełnienia.
Pragnieniem ojca było, aby syn poszedł w jego ślady i został pastorem. Podtrzymałby rodzinną tradycję, a jednocześnie cieszyłby się powszechnym szacunkiem, miałby zapewnioną stabilizację finansową. Vincent uległ namowom. Rozpoczął studia. Nauka teologii okazała się jednak na tyle trudna, że poświęcał na nią 20 godzin na dobę. Wyczerpany fizycznie, strofowany przez wykładowców za brak spodziewanych wyników, przerwał edukację. Nie wiedział, co tak naprawdę chce robić w życiu. W podświadomości czuł, że tylko sztuka może dać mu szczęście. Próbował wytłumaczyć to domownikom, ale okrzyknięty nierobem i niedojdą, opuścił rodzinny dom. Jedynym przyjacielem, powiernikiem i mecenasem, który do końca życia nie zwątpił w talent Vincenta, był jego brat Theo, pracownik paryskiej galerii. Van Gogh nigdy wcześniej nie uczył się rysunku. Za pieniądze otrzymywane od Thea kupował potrzebne materiały i czerpał wzory z dzieł uznanych przez świat malarzy. Zaczynał od stawiania zwykłych kresek. Odrzucał szkołę malarstwa holenderskiego, gdzie wszystko był bardzo dokładne, "ugrzecznione", spełniające czyjeś wymagania, ale i przynoszące większe lub mniejsze profity. Urzekała go przyroda, krajobrazy, pojedyncze drzewo. Szukał barw, by oddać piękno natury zmieniającej się tak szybko. Szukał siebie. Przebywał w różnych miejscach Europy. Zaprzyjaźniał się z prostymi, bardzo ubogimi ludźmi. Czynnie uczestniczył w ich życiu - mieszkał w najuboższych chatach, spał na klepiskach, gotowane ziemniaki często były wymarzonym rarytasem. Płakał nad ludzką niedolą, pracą ponad siły powodującą wyniszczenie, choroby, śmierć. Aby poznać niezwykle niebezpieczną pracę w kopalni, zjechał pod ziemię. Składał wizyty pracodawcom. Prosił o szanowanie ludzkiej godności - bezowocnie. I malował. Portretował wieśniaków i robotników takich, jakimi byli - brudnych, zabiedzonych, podczas codziennych prac. Malował rzeczywistość. Czy to mogło przynieść mu uznanie wielkich "kolegów po fachu"? Oczywiście nie! Gardzili nim i wyśmiewali. Dla nich był nikim. Theo oszukiwał - przysyłał pieniądze, niby ze sprzedaży prac Vincenta, żadnego obrazu jednak nie udało mu się sprzedać. Żadnego też nie wyrzucił. Wreszcie długo oczekiwana możliwość wyjazdu do Paryża. Paryż! Marzenie artystów! Spotkania z najsłynniejszymi, długie rozmowy, alkohol- prawdziwe życie bohemy. I jakiż podziw dla powstającego nowego nurtu, odrzucanego, chowanego głęboko, wywołującego skandal - impresjonizmu. To było to, do czego Vincent zawsze dążył, co chciał, a nie umiał uzyskać. Gogh znów wpadł w wir pracy ponad siły. Organizm szybko zareagował - cierpiącego na omamy, halucynacje i utraty świadomości umieszczono na pewien czas w zakładzie dla psychicznie chorych. Został podleczony, lecz do pełnej sprawności nie wrócił nigdy. W chwili rozpaczy, zrezygnowany i przegrany, popełnił samobójstwo.
Nie miał też szczęścia w miłości.Nigdy nie założył własnej rodziny. Przez pewien czas był związany z kobietą, prostytutką, która m.in. w taki sposób zarabiała na życie. Opiekował się nią, jej dzieci traktował, jak swoje własne, za pieniądze od Thea zapewnił im wspólny dom. Został wykorzystany i zostawiony samemu sobie.
Niedługo po śmierci Vincenta umarł jego ukochany Theo. Pochowano ich na tym samym cmentarzu. Są obok siebie, tak jak przez całe życie.
"Słoneczniki". Piękne, kojące, zachwycające. Stworzone przez ubogiego malarza, który walczył do końca.
Vincent van Gogh - jeden z największych światowych malarzy. I jego najsłynniejsze "Słoneczniki", znane wszystkim. Wiedza o jego życiu i twórczości jest najczęściej skrótowa, encyklopedyczna. Autor czerpał informacje o życiu Vincenta przede wszystkim z zachowanych listów, ale nie tylko. Przedstawił nam go jako postać o pięknej duszy, tragiczną, cierpiąca, niezrozumiałą,...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-08-08
Akcja książki dzieje się w Polsce za panowania Augusta III. Głównym bohaterem jest niby prostaczek, kwestarz z zakonu karmelitów - brat Makary. Cechuje go jednak nieprzeciętna inteligencja i przebiegłość, dzięki którym zawsze osiąga zamierzone cele. W czasie swoich wędrówek spotyka bardzo wielu ludzi, z którymi wchodzi w swoiste relacje, najczęściej przy beczułce wina i pełnych miskach przedniego jadła, bo to obżartuch z prawdziwego zdarzenia. Nigdy nie daje wywieść się w pole, a ciętymi ripostami i dowcipem potrafi zbić z pantałyku nawet szlachetnie urodzonych. Wędrując tak sobie i zbierając datki dowiaduje się, że jejmość pani Firlejowa, dziedziczka na Tenczynie, wdowa i już w latach, przebywa w klasztorze jezuitów. Tam wraz z dwórkami modli się nieustannie, aby po śmierci trafić do nieba. Pomagają jej w tych gorących modłach oczywiście ojcowie jezuici, którzy i strzegą jej nadzwyczajnie i nie dopuszczają nikogo z zewnątrz. Nic dziwnego, skoro obiecała im zapisać wszystkie swoje dobra. A było ich trochę! Aż pewnego dnia brat Makary poznaje prawowitego spadkobiercę majątku. I teraz zaczyna się walka. Karmelita ma głowę nie od parady. Wpada na pomysł, w jaki sposób wejść do jezuickiego klasztoru, przeszkodzić w oszukiwaniu Firlejowej, a jej samej otworzyć oczy na obłudę zakonników, którym tak zaufała. Jego wrodzony spryt doprowadza do obalenia jezuickich zapędów. Makary ma również różnego rodzaju kłopoty i niekiedy musi wycofywać się z niezręcznych i groźnych sytuacji. Zawsze jednak z opresji wychodzi cało i nawet wtedy, gdy zostaje rzeczywiście schwytany i stoi na stosie, splot przezabawnych wydarzeń sprawia, że unika okrutnej śmierci i zwyczajnie ucieka.
Książka jest naszpikowana świetnymi dialogami i opisami. Mamy tu najwyższej klasy komizm postaci, sytuacji i słowa. A gdzie znajdziemy te grzechy, co w tytule są zawarte? Ano m.in. w dwulicowości, obżarstwie, opilstwie, chciwości oraz korzystaniu z wdzięków chętnych białogłów, a przywary te dotyczą zarówno karmelitów, jak i jezuitów.
Wartka akcja i plastyczność opisów sprawia, że stajemy się bezpośrednimi obserwatorami zdarzeń. Świetne metafory i niewybredne epitety dopełniają reszty. Autor wykazał się mistrzostwem w posługiwaniu się językiem staropolskim. I co jest bardzo ciekawe, historia pani Firlejowej została opisana przez Hugo Kołłątaja w dziele "Stan oświecenia w Polsce w ostatnich latach panowania Augusta III". Wiadomo, Kwiatkowski posłużył się też fikcją literacką, ale zawarł wiele autentycznych wydarzeń. Książka powstała w 1953 roku.
Czytałam ją podczas wyjazdu ze znajomymi, na wakacjach. Czytałam i co chwila prawie płakałam ze śmiechu. Zaintrygowani przyjaciele poprosili, abym czytała ją głośno. Nie protestowałam. Lubię i umiem to robić zgodnie z wszelkimi zasadami (tego m.in. wymaga mój zawód). Nie trwało długo, a wszyscy śmiali się do rozpuku, a ja podczas niektórych fragmentów sama przerywałam, żeby się nieco uspokoić.
Serdecznie polecam każdemu, chociaż trochę obycia ze staropolszczyzną wskazane. Ale niekoniecznie :)
Akcja książki dzieje się w Polsce za panowania Augusta III. Głównym bohaterem jest niby prostaczek, kwestarz z zakonu karmelitów - brat Makary. Cechuje go jednak nieprzeciętna inteligencja i przebiegłość, dzięki którym zawsze osiąga zamierzone cele. W czasie swoich wędrówek spotyka bardzo wielu ludzi, z którymi wchodzi w swoiste relacje, najczęściej przy beczułce wina i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Książka wyjątkowa, o wyjątkowych ludziach. Powiem szczerze, że dopóki nie doszło do zabójstwa malarza i nie zrobiło się o tym głośno w mediach, byłam zwyczajną ignorantką i nic nie wiedziałam ani o nim samym, ani o synu i rodzinie. I bardzo się tego wstydzę.
Autorka niezwykle precyzyjnie przedstawia nawet najdrobniejsze fakty z życia rodziny Beksińskich. Mamy tu i wywiady, i dokumenty. Szczere aż do bólu. Jest to swoistego rodzaju spowiedź artysty, który opowiada o życiu bez skrupułów, bez ubarwiania, bez wybielania. I ojciec, i syn byli postaciami nietuzinkowymi, z niespotykanymi talentami. I wielkim mrokiem w duszach. Czytając o życiu całej rodziny, bo postać żony i matki też jest bardzo ważna, byłam przerażona. Nie mogę do tej pory pojąć, jakie fatum nad nimi zawisło? Los nie oszczędził im żadnych cierpień. Właściwie całe życie rodziny Beksińskich było jedną wielką udręką. Z nielicznymi chwilami spokoju.
Książka wstrząsająca, mówiąca o walce z przeciwnościami, o porażkach, ale przede wszystkim o zachowanie własnej godności. I o strachu. Przed "dziwnym" synem i o tego syna. I o odejściach...niepotrzebnych, bolesnych, okrutnych.
Pozycja o wielkim ładunku emocjonalnym.
Książka wyjątkowa, o wyjątkowych ludziach. Powiem szczerze, że dopóki nie doszło do zabójstwa malarza i nie zrobiło się o tym głośno w mediach, byłam zwyczajną ignorantką i nic nie wiedziałam ani o nim samym, ani o synu i rodzinie. I bardzo się tego wstydzę.
Autorka niezwykle precyzyjnie przedstawia nawet najdrobniejsze fakty z życia rodziny Beksińskich. Mamy tu i...
2014-07-16
Wojny na tle religijnym prowadzone są od zarania dziejów. Toczone są w imię Boga. Każdy myślący człowiek wie, że żaden Bóg, jakby Go nie nazywać, zabrania zabijania. Dekalog obowiązuje wszystkich, jest uniwersalny, uczy tolerancji, szacunku, dobroci i miłości.
Od kilkunastu lat z przerażeniem obserwujemy eskalację okrucieństwa islamskich fundamentalistów, która zatacza coraz większe obszary: Syria, Nigeria, Pakistan...
Pakistan. Właśnie tam, w małej, muzułmańskiej wiosce urodziła się i wychowała Asia Babi. Pochodzi z rodziny chrześcijańskiej, ale nauczona została wielkiego szacunku dla kultury i wyznawanej przez sąsiadów wiary. W takim samym duchu tolerancji wspólnie z mężem wychowywała dzieci. Wszyscy żyli zgodnie. A może była to tylko pozorna akceptacja obcej pod względem religijnym rodziny?
Pewnego dnia Asia została poproszona o pomoc przy pracach polowych. Panował wielki upał, a ona nie wzięła nic do picia. Skorzystała z wody z pobliskiej studni i jedynym znajdującym się obok kubkiem, zaspokoiła pragnienie. Okazało się, że jako "niewierna" nie miała do tego prawa! Studnia wszak była muzułmańska i swoim czynem Asia dopuściła się "grzechu" bluźnierstwa! Takie wykroczenie zagrożone jest najwyższym wymiarem kary - śmiercią. Przez powieszenie. Nawet gdy sąd uniewinni bluźniercę i zostanie on wypuszczony na wolność, najczęściej wkrótce dokonuje się na nim linczu.
Kobieta została uwięziona w izolatce, w przerażających warunkach. W jej obronie stanął gubernator i minister - obaj w niedługim czasie zostali zamordowani. Oczywiście przez nieznanych sprawców. Specjalne orędzie i prośbę o uwolnienie Asi wystosował papież Benedykt XVI, a dzięki stacjom TV jej portret obiegł cały świat. I co? I nic!
Aby zapewnić jej bezpieczeństwo (w więzieniu!), zainstalowano w celi kamery. Poniżana psychicznie i fizycznie ma odtąd świadomość, że każda jej czynność, najbardziej intymna, jest obserwowana. Brud, głód, szczury, insekty...I obezwładniający, paraliżujący strach...Tak właśnie od kilku lat wygląda świat tej upodlonej kobiety.
Narratorką książki jest Asia, ale nie ona ją napisała - jest analfabetką. Dzięki staraniom i usilnym prośbom wielu, raczej wpływowych, a jednocześnie do głębi poruszonych tą sytuacją ludzi, władze zgodziły się na wizyty w izolatce dziennikarce - Anne Isabelle Tollet. To dzięki niej poznajemy nieprawdopodobną, a jednak prawdziwą historię.
Koszmarny obraz teraźniejszości, makabryczna wizja przyszłości...
Asia do dziś przebywa w więzieniu.
Książka niezmiernie ważna, książka - ostrzeżenie. Czy wpłynie na tych, co zaślepieni fanatyzmem bezlitośnie mordują? Nie mam złudzeń - nie wpłynie. Jaki więc może mieć wpływ na nas, żeby zapobiec bestialstwu? Nie wiem.
Wojny na tle religijnym prowadzone są od zarania dziejów. Toczone są w imię Boga. Każdy myślący człowiek wie, że żaden Bóg, jakby Go nie nazywać, zabrania zabijania. Dekalog obowiązuje wszystkich, jest uniwersalny, uczy tolerancji, szacunku, dobroci i miłości.
Od kilkunastu lat z przerażeniem obserwujemy eskalację okrucieństwa islamskich fundamentalistów, która zatacza...
Książka przeznaczona jest dla dorosłych, dojrzałych czytelników. Trudna w czytaniu, trudna w odbiorze, trudna tematycznie.
Wywiad to pytania i odpowiedzi. Tu tak nie ma. Zamiast pytań mamy puste miejsca. Są tylko odpowiedzi, z kontekstu których domyślamy się, jakich informacji chciał zasięgnąć pytający. Osoba ta (lub osoby) znajduje się poza kadrem, nie jest przedstawiona. Nie odgrywa w książce żadnej właściwie roli. Bohaterami są odpowiadający. Często także i oni nie są przedstawieni.
Wallace skupił się całkowicie na ukazaniu wewnętrznego świata człowieka. Bohaterowie opowiadają o swoich uczynkach, różnych posunięciach i działaniach wobec siebie samych i innych. Opowiadają bardzo chętnie, bez zahamowań, jakby od dawna czekali na kogoś, kto zechce tych wynurzeń wysłuchać. Obnażają swoje wnętrza bez zażenowania, często z chełpliwością i pogardą dla reszty świata, niekiedy z niemą prośbą o zrozumienie, wybaczenie.
"Wywiady" dotyczą aspołecznych zachowań bohaterów wobec najbliższych, nieznajomych lub siebie samych. Autor niczym naukowiec wkłada stany emocjonalne pod mikroskop, rozwodzi się nad nimi, opisuje. Posługuje się przy tym encyklopedycznym nazewnictwem. Często mamy wrażenie, że jesteśmy w gabinecie psychiatry lub psychoterapeuty. Wszelkiego rodzaju nerwice, zaburzenia osobowości, psychozy są mu doskonale znane. Można powiedzieć, że jest fachowcem w tej dziedzinie. Rzeczywiście tak jest. Niestety - było. Wallace nie żyje, a kto zna jego biografię, ten wie, że był geniuszem walczącym z demonami własnej duszy.
W tytule mamy "ludzi paskudnych". Bo i ich czyny są paskudne, brzydkie, złe, krzywdzące. Nie tylko chodzi tu fizyczną przemoc czy formy kontaktów werbalnych. Chodzi także o różnego rodzaju fantazje lub myśli, wyobrażenia.
Książka nie jest łatwa w odbiorze nie tylko na treść, ale i ze względu na formę. Oprócz wywiadów są krótkie opowiadania, są fragmenty poświęcone terminom medycznym i ich wyjaśnienia. Nie jest wulgarna, nie zawiera szczegółowych opisów brutalności. Jest mocna w swojej wymowie. Bo tak naprawdę miejsce przynajmniej jednego z bohaterów mógłby zająć każdy z nas - tzw. "normalny" człowiek. Czy nie zdarzyło Wam się chociaż raz w życiu pomyśleć: "zaraz mu/jej dołożę!", "niech cię piekło pochłonie!", "dobrze ci tak!"? Zdarzyło. Czy w takim razie my niekiedy też nie postępujemy paskudnie? Czy łatka "paskudny/paskudna" nie pasuje niekiedy do nas?
Tak odebrałam tę książkę. Jest skomplikowana, ale naprawdę warto się z tymi zawiłościami zmierzyć.
Książka przeznaczona jest dla dorosłych, dojrzałych czytelników. Trudna w czytaniu, trudna w odbiorze, trudna tematycznie.
Wywiad to pytania i odpowiedzi. Tu tak nie ma. Zamiast pytań mamy puste miejsca. Są tylko odpowiedzi, z kontekstu których domyślamy się, jakich informacji chciał zasięgnąć pytający. Osoba ta (lub osoby) znajduje się poza kadrem, nie jest przedstawiona....
Nie przepadam za krótkimi formami literackimi jakimi są opowiadania, jednak w przypadku tej pozycji jestem zachwycona. Zarekomendował mi ją syn, za co bardzo mu dziękuję.
Książeczka jest niewielka, ale niesie ogromny ładunek emocjonalny. Nie ma w niej nic z typowych romansów. Opowiadania nie są ckliwe, przesłodzone. Wręcz odwrotnie - skłaniają do głębokich przemyśleń. To prawdziwe perełki.
Nie chcę skupiać się na żadnym z nich. We wszystkich jest mowa o miłości trudnej lub jej braku. Miłość to wspomnienia. Nie tylko o ludziach, ale i o wspólnych chwilach. Nie zawsze dobrych, niekiedy bardzo toksycznych. Miłość może się objawiać wszak i brutalnością, i nadmierną zazdrością. Miłość to także tęsknota za związkiem nigdy nie przeżytym. Miłość to samotność. Niekiedy samotność we dwoje, niekiedy rzeczywista. Oczekująca.
Autor wykazał się wielkim kunsztem pisarskim i finezją. Konstrukcja opowiadań jest niezwykle misterna. Wypowiedzi bohaterów są najczęściej powściągliwe. Oni sami są doskonale przedstawieni, dzięki czemu możemy w czasie czytania nawet bardzo krótkiego opowiadania wniknąć w ich świat. Pozycja dla każdego czytelnika może się stać pozycją bardzo osobistą, bardzo intymną. Każdy w pewnym momencie może się poczuć w roli opisywanego bohatera.
Opowiadania nie mają jasnego, konkretnego zakończenia. Między innymi w tym tkwi wielkie mistrzostwo Carvera - czytelnik sam powinien/może dopowiedzieć to, co nie zostało zamknięte. Jeśli w ogóle można te historie dokończyć...
Nie przepadam za krótkimi formami literackimi jakimi są opowiadania, jednak w przypadku tej pozycji jestem zachwycona. Zarekomendował mi ją syn, za co bardzo mu dziękuję.
Książeczka jest niewielka, ale niesie ogromny ładunek emocjonalny. Nie ma w niej nic z typowych romansów. Opowiadania nie są ckliwe, przesłodzone. Wręcz odwrotnie - skłaniają do głębokich przemyśleń. To...
2010-04-06
Śmierć. Temat unikany, odsuwany, wypierany z myśli wszelkimi sposobami. Temat jak tabu. A przecież śmierć to proces naturalny, wpisany w życie każdego i nie da się tego uniknąć. To temat bardzo bolesny, szczególnie wtedy, gdy spodziewamy się odejścia kogoś najbliższego, kogoś znajomego. Osoba ciężko chora przeczuwa, że w niedługim czasie nas opuści. My też zdajemy sobie z tego sprawę. I co wtedy najczęściej się dzieje? Pocieszamy, jak umiemy. Staramy się pomóc na miarę naszych możliwości. Uśmiechamy się wymuszonym uśmiechem, a w kącie szlochamy z bezradności i strachu. A co robi osoba u krańca życia? Myśli w samotności, boi się, bo nikt nie wie, jak wygląda to przechodzenie przez "bramę" i co jest później. I czeka. Ale jeszcze nie na ostatni oddech - czeka właśnie na rozmowę. Taką szczerą do bólu, podczas której wszyscy wokół podzieliliby się obawami, żalem, rozpaczą. Czeka, aż zostanie powiedziane głośno to, co już jest nie do uniknięcia. Czeka, aż przestaniemy się oszukiwać i zrobi się trochę lżej, kiedy się również powie najpiękniejsze słowa na świecie. Autor porusza chyba najtrudniejszą kwestię - powolne odchodzenie dziecka. Bardzo chorego, bardzo mądrego, ale i szczęśliwego, bo na swojej drodze spotykającego Panią Różę - swoistego anioła podającego rękę i przygotowującego Oskara w bardzo ciekawy, niebanalny sposób do podróży, z której nie wróci. Wielka mądrość tej książki sprawia, że staje się ona swoistym "poradnikiem" niezbędnym dla każdego, który spotkał się lub spotka z tematem śmierci. Ta pozycja jest tak piękna i tak wstrząsająca, że nie da jej się chyba przeczytać nie płacząc. A teraz dodam coś bardzo osobistego - musiałam zmierzyć się z takimi rozmowami dwukrotnie. Straszne to przeżycie! Uwierzcie. Wielka trauma, ale i katharsis. I swoistego rodzaju ulga. Dla obu stron dramatu.
Śmierć. Temat unikany, odsuwany, wypierany z myśli wszelkimi sposobami. Temat jak tabu. A przecież śmierć to proces naturalny, wpisany w życie każdego i nie da się tego uniknąć. To temat bardzo bolesny, szczególnie wtedy, gdy spodziewamy się odejścia kogoś najbliższego, kogoś znajomego. Osoba ciężko chora przeczuwa, że w niedługim czasie nas opuści. My też zdajemy sobie z...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-10
Dawno temu oglądałam film zrealizowany na podstawie tej książki. Typowy horror, który odebrałam prawidłowo, czyli zwyczajnie miałam bardzo podwyższoną adrenalinę. Sięgając po wielu latach po tę lekturę, już bardziej dojrzała, chciałam ją sobie po prostu przypomnieć. Zdziwienie moje było ogromne. Kto szuka w niej typowej wiktoriańskiej grozy, ten się głęboko zawiedzie. Owszem, występuje tu magia czy czary, czy siły szatańskie - każdy może to nazwać inaczej. Stanowią niejako tło do rozważań nad ludzką naturą. Jest to literatura filozoficzna, intelektualna. Autor ustami bohaterów mówi o moralności i etyce, o stosunku człowieka do siebie samego i innych. Mówi też o skutkach, bardzo tragicznych, jakie mogą wywołać spaczone pragnienia, życie bez praktycznie żadnych wartości.
Piękny język, kunsztownie zbudowane zdania, stanowią perełkę literatury.
Książka do głębokiego przemyślenia. Świat uległ całkowitej zmianie, lecz ciągle musimy dokonywać wyborów i wysnuwać wnioski z własnych postaw.
Dawno temu oglądałam film zrealizowany na podstawie tej książki. Typowy horror, który odebrałam prawidłowo, czyli zwyczajnie miałam bardzo podwyższoną adrenalinę. Sięgając po wielu latach po tę lekturę, już bardziej dojrzała, chciałam ją sobie po prostu przypomnieć. Zdziwienie moje było ogromne. Kto szuka w niej typowej wiktoriańskiej grozy, ten się głęboko zawiedzie....
więcej mniej Pokaż mimo to2012-10-12
"Alicja w krainie czarów"-któż tego nie czytał! Klasyka literatury dziecięcej, po którą sięgają często i dorośli. Jednak niewiele osób wie, jak powstawała ta baśń, jak naprawdę nazywał się jej autor i kim był dla prawdziwej Alicji, kim była Alicja dla niego. Książka jest opowieścią głównej bohaterki, starszej pani, o ulubionym nauczycielu matematyki i wspaniałym bajarzu. To jednocześnie wspomnienia dziecka, które nie umie wyjaśnić dziwnych zachowań dorosłych czując podświadomie, że nie są dobre, że nie należy o nich nikomu mówić. W książce jest zamieszczone zdjęcie. Bardzo ważne zdjęcie. Zachęcam do przeczytania tej pozycji i poznania prawdziwej historii dziewczynki, którą poznał cały świat i jej nauczyciela chodzącego zawsze w rękawiczkach. Dlaczego? No, właśnie. Dlaczego.
"Alicja w krainie czarów"-któż tego nie czytał! Klasyka literatury dziecięcej, po którą sięgają często i dorośli. Jednak niewiele osób wie, jak powstawała ta baśń, jak naprawdę nazywał się jej autor i kim był dla prawdziwej Alicji, kim była Alicja dla niego. Książka jest opowieścią głównej bohaterki, starszej pani, o ulubionym nauczycielu matematyki i wspaniałym bajarzu. To...
więcej mniej Pokaż mimo to
Książka, która mną do głębi wstrząsnęła. Dotyczy wojny amerykańsko - wietnamskiej, a sam autor, uczestnik walk, pisał ją przez 30 lat.
Wojna. Słowo okrutne, bezduszne, nieludzkie. Taka właśnie jest, bez względu na to, z jakich przyczyn wybucha. Zawsze niesie ze sobą bezmiar ludzkiego cierpienia i zniszczenie. O Wietnamie napisano bardzo wiele. Zrealizowano filmy, których nigdy nie mogłam obejrzeć do końca. Nie potrafiłam i nadal nie umiem patrzeć na ludzkie męczeństwo. Znane mi pozycje przedstawiają martyrologię przede wszystkim Wietnamczyków.
Ta książka jest inna. Ukazuje cierpienia żołnierzy amerykańskich. Autor w żaden sposób nie próbuje usprawiedliwiać napaści na Wietnam. Wręcz odwrotnie - przedstawia całkowity bezsens tego posunięcia, za którym stały oczywiście polityczne decyzje.
Matterhorn to wzgórze, o które toczyły się zacięte boje. Głównymi bohaterami są świetnie wyszkoleni żołnierze piechoty morskiej, należący do kompanii Bravo. Ich początkowym zadaniem było przedarcie się przez dziką, nieprzewidywalną dżunglę i przygotowanie stanowiska dla kolegów z innych oddziałów. Ta droga, to droga przez piekło. Pokonywanie naturalnych przeszkód, własnych słabości, strachu, umiejętność podejmowania szybkich decyzji. I odpowiedzialność za kolegów, którzy w normalnych warunkach nie byliby wcale kolegami.
Akcja nabiera znacznego tempa w momencie, gdy dowództwo, które mimo łączności radiowej, nie ma bladego pojęcia,co dzieje się z rzuconą w nieznany teren kompanią (bo taka wiedza jest niewygodna, bo nie otrzyma się awansu i kolejnej gwiazdki na pagonie), wydaje inne rozkazy. Wojsko nie tylko musi pozostać na wzgórzu, ale toczyć również walki z nadciągającymi oddziałami wietnamskimi. Wojsko pozbawione wsparcia. Ludzie liżący poranną rosę z karabinów i peleryn, bo nie dostarcza im się wody. Ludzie żujący z głodu korę drzew. Ludzie doskonali jako żołnierze, którzy mają (muszą!) dokonać rzeczy niemożliwych - przeżyć mimo wszystko, stanąć do walki i jeszcze ją wygrać! Nogi omdlewają, język spuchnięty z pragnienia, ropiejące rany po ugryzieniu insektów. Ale trzeba zostać. I trzeba walczyć. Nie dla siebie, bo bezsens wojny już każdy z nich zrozumiał, tylko dla Waszyngtonu, dla kraju, któremu się przysięgało. I pojawia się pytanie: co my tu robimy? Po co to wszystko? Jedni znaleźli się w Wietnamie z własnej woli, kierowani w tym wypadku jakimś niedorzecznym patriotyzmem. Inni po prostu nie wiedzieli, co zrobić ze swoim życiem. Wstąpili do armii, ponieważ ta dawała im szansę na zaistnienie w społeczeństwie. Ale w obliczu całego otaczającego nonsensu wszyscy żałują podjętej decyzji.
Punk kulminacyjny to sceny batalistyczne - ciężkie, zażarte, aby tylko przeżyć. Jednak pytania nie ustają: kiedy strzelanie jest obroną, a kiedy morderstwem? Wzgórze pokrywa się trupami i rannymi obu stron konfliktu. Wśród wybuchów moździerzy słychać krzyki rannych, płacz i przekleństwa, modlitwy. W oczach przerażenie.
Książka bardzo przejmująca, opowiadająca o młodych ludziach, nastolatkach właściwe, którzy nigdy nie wrócili do domów lub wrócili okaleczeni psychicznie i fizycznie, a jakiego wsparcia im później (nie)udzielono, wie chyba każdy. Powieść o prawdziwej przyjaźni, wielkim poświęceniu i oddawaniu życia w obronie przyjaciół. Jednak wyłania się tu jeszcze jeden i chyba najważniejszy kontekst, dzięki któremu wojny były, są i zapewne będą. Jest nim bezlitosny i okrutny świat polityki, dla której słowo "człowiek" tak często nic nie znaczy.
Książka, która mną do głębi wstrząsnęła. Dotyczy wojny amerykańsko - wietnamskiej, a sam autor, uczestnik walk, pisał ją przez 30 lat.
więcej Pokaż mimo toWojna. Słowo okrutne, bezduszne, nieludzkie. Taka właśnie jest, bez względu na to, z jakich przyczyn wybucha. Zawsze niesie ze sobą bezmiar ludzkiego cierpienia i zniszczenie. O Wietnamie napisano bardzo wiele. Zrealizowano filmy, których...