Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Z historią to jest tak, że albo szybko zapamiętuje się fakty i daty, albo nie. Albo przedstawiana jest w sposób bardzo ciekawy i porywający, albo nie. Dlatego też albo się ją lubi, albo nie. Są zapaleńcy, którzy mimo (najczęściej) szkolnego przynudzania już na własną rękę drążą temat. Większość niestety wie, że "gdzieś dzwonią, ale w którym kościele?!".
Wojciech Drewniak podszedł do historii Polski w zupełnie inny, niestandardowy sposób. Może to nieco bulwersować i oburzać. Nie poprzestał na ukazaniu rządów kolejnych naszych władców, lecz bardzo dużo miejsca poświęcił ich cechom charakterologicznym, o których raczej nie ma wzmianek w żadnym szkolnym podręczniku. A nie zawsze były to świetlane postaci! O, nie! Co wcale nie umniejsza ich zasług w budowaniu i rozwijaniu naszego państwa. Nie ma więc o co kruszyć kopii - każdy ma wady i zalety, a król też człowiek. No, może niektórzy rzeczywiście przekraczali granice etyczne. Cóż...nikt nie jest doskonały:).
Autor nie tylko odsłania nam bardziej prawdziwe oblicza rządzących, ale robi to w iście kabaretowym stylu. To świetny gawędziarz i kawalarz. Język u niego cięty, ostry i nawet momentami wulgarny. Według mnie to dodaje tej książce tylko smaczku i kolorytu, a historia Polski (bardzo poważnie potraktowana) jest opowiadana z przymrużeniem oka. Przez to i jej odbiór (czyt. zrozumienie) lepszy.
Czytając tę pozycję doskonale się bawiłam. Polecam ją tym, którzy nie są specjalnie zainteresowani historią, bo zapewne zaciekawi. Polecam ją także pasjonatom - wszak poczucia humoru nigdy za dużo:).

Z historią to jest tak, że albo szybko zapamiętuje się fakty i daty, albo nie. Albo przedstawiana jest w sposób bardzo ciekawy i porywający, albo nie. Dlatego też albo się ją lubi, albo nie. Są zapaleńcy, którzy mimo (najczęściej) szkolnego przynudzania już na własną rękę drążą temat. Większość niestety wie, że "gdzieś dzwonią, ale w którym kościele?!".
Wojciech Drewniak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tytuł może i nieco przewrotny, lecz podczas czytania okazuje się, że jest jak najbardziej adekwatny do treści.
Frans de Waal jest prymatologiem, a jego dokonania znane są wszystkim naukowcom na całym świecie. Prymatologia to dziedzina badająca funkcjonowanie ssaków naczelnych.
Tytułowy "bonobo" to gatunek małpy, która pod względem zachowania jest najbardziej zbliżona do homo sapiens. "Ateista" to sam autor, który rzeczywiście nie wyznaje żadnej religii.
De Waal to naukowiec dociekliwy. Zaobserwował, że bonobo odczuwają wszystkie emocje znane ludziom: radość, strach, gniew, współczucie, poczucie winy, wstyd, smutek i przygnębienie. Okazują je spontanicznie i zrozumiale. Kierują się ustalonymi przez siebie normami, zasadami i prawami, które są bardzo surowo przestrzegane, a wszelka niesubordynacja nie kończy się miło.
Autor porusza bardzo ważny temat - "siłę sprawczą" odpowiedniego zachowania. W świecie ludzi jest to najczęściej Dekalog, chociaż nie tylko. Są to normy i zasady przekazywane z pokolenia na pokolenie, czyli tzw. wychowanie. Cokolwiek to znaczy, bo nie zawsze przynosi oczekiwane (pozytywne) rezultaty. Jednak u większości ludzi prawdziwą blokadą niegodnego zachowania jest strach przed Bogiem i Jego karą. Mamy moralność, która jest kontrolowana. Ale bonobo nie mają swojego boga czy bóstw, nie wyznają żadnej religii, a mimo to moralność w ich świecie jest priorytetem. I tu rodzi się pytanie - co było najpierw? Bóstwa i ich nakazy lub zakazy, czy jednak pewne formy samostanowienia i decydowania o tym, co dobre, a co złe? Autor w żaden sposób nie narzuca swojego światopoglądu, nie robi aluzji dotyczących wiary. Jako naukowiec opisuje tylko fakty.
A opisuje pięknie! Język jest prosty i tak plastyczny, że czytając miałam wrażenie, że sama jestem obserwatorką. I niejednokrotnie podziwiałam decyzje i zachowania tych cudnych małp. I niejednokrotnie ściskało mnie w gardle i musiałam przerwać. Tak było m.in. podczas opisu zachowania się grupy w momencie śmierci jednej z samic: sprawdzanie oddechu, dotykanie, niewiara, w końcu otoczenie zmarłej w pełnym szacunku milczeniu...
Doszłam do kilku wniosków, ale jeden jest chyba najważniejszy - przewyższamy naczelne wiedzą, techniką i czym tam kto chce jeszcze. Jednak do prawdziwie moralnego postępowania jest nam naprawdę bardzo daleko i nie zanosi się, aby ta droga stawała się krótsza. Nasi starsi ewolucyjnie bracia są od nas naprawdę o wiele mądrzejsi. Nie warto się śmiać obserwując ich w zoo. Bo z naszej strony jest to zachowanie prześmiewcze. Ale gdyby role się odwróciły, usłyszelibyśmy gorzki śmiech litości. Nad nami - ludźmi.

Tytuł może i nieco przewrotny, lecz podczas czytania okazuje się, że jest jak najbardziej adekwatny do treści.
Frans de Waal jest prymatologiem, a jego dokonania znane są wszystkim naukowcom na całym świecie. Prymatologia to dziedzina badająca funkcjonowanie ssaków naczelnych.
Tytułowy "bonobo" to gatunek małpy, która pod względem zachowania jest najbardziej zbliżona do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka jest swoistą wiwisekcją uczuć i emocji. Dotyczy relacji osób sobie najbliższych, matki i syna. Ona bardzo ciężko chora, w stanie terminalnym. On od dawna usamodzielniony, dorosły, bardzo rzadko obecny w jej życiu. Choroba sprawia, że muszą po wielu latach być razem. Nie jest to bycie łatwe. Wracając do rodzinnego domu Grzegorz dokonuje rozrachunku swojego życia. To wyliczanka - co pamięta bardzo dobrze, co do tej pory było zamglone, co było schowane. Wspomnienia nie zawsze są przyjemne. Najczęściej chciałby od nich uciec, lecz te najbardziej niechciane coraz częściej mu towarzyszą, bolą, zawstydzają. Pewne sprawy nie zostały przerobione, tkwią w nim nadal, a czasu cofnąć się nie da. Czas odgrywa tu bardzo znaczącą rolę - matka Grzegorza jest śmiertelnie chora. Potrzebna jest jej opieka syna. Nie tylko fizyczna, lecz i uczuciowa. Oboje dochodzą jednak do bariery, która powstała nie wiadomo kiedy, a która nie daje się pokonać. Jako introwertyk Grzegorz zawsze miał problem z głośnym wypowiadaniem swoich uczuć. Wychowanie też nie sprzyjało otwartości. Matka jest silną osobowością, oszczędną w słowach. Oboje wstydzą się pokazać, jak bardzo siebie potrzebują.
Gesty...Dotyk, objęcie, poklepanie po ramieniu... Niby takie zwyczajne, codzienne zachowania, a jednak paraliżujące. Nie pozwalające na uwidocznienie empatii, wrażliwości. Gesty kogoś innego, które zamiast słów są odbierane jako przekaz tego co w sercu, co w duszy.
W tej książce każdy odnajdzie siebie, choćby w niewielkim procencie. I każdy powinien się zastanowić, czy warto ukrywać się pod stworzoną maską, pływać tylko po powierzchni, bo łatwiej.
Karpowicz stworzył niesamowitą pozycję nie tylko ze względu na treść, ale i na formę. Teraźniejszość splata się pięknie z przeszłością. Język i styl jest doskonały. Autor bawi się wyrazami, porównaniami, wykazuje prawdziwy kunszt pisarski w budowaniu zdań. No i rewelacyjny spis treści, bardzo nietypowy. Zakończenie książki zresztą też.
Ignacy Karpowicz jest mi bliski nie tylko z powodu tej powieści. Pochodzimy z tego samego miasta, w którym ja nadal mieszkam. Uczyliśmy się w tym samym LO (w klasie o tym samym profilu), ukończyliśmy ten sam Uniwersytet (inny wydział). O nich też jest tu mowa. Ubawiłam się czytając te fragmenty, bo są prawdziwe. Książkę przeżyłam bardzo głęboko nie tylko z powodu treści. Dzięki autorowi odgrzebałam i swoje wspomnienia:).

Książka jest swoistą wiwisekcją uczuć i emocji. Dotyczy relacji osób sobie najbliższych, matki i syna. Ona bardzo ciężko chora, w stanie terminalnym. On od dawna usamodzielniony, dorosły, bardzo rzadko obecny w jej życiu. Choroba sprawia, że muszą po wielu latach być razem. Nie jest to bycie łatwe. Wracając do rodzinnego domu Grzegorz dokonuje rozrachunku swojego życia. To...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ta dość krótka powieść narobiła niemało zamieszania. W krajach Zatoki Perskiej i w Sudanie jej wydawanie i rozpowszechnianie zostało zakazane na bardzo długo. W Sudanie ten nakaz nadal obowiązuje.
At-Tajjib Salih ukazuje poprzez narrację głównego bohatera kontrast pomiędzy Zachodem a Sudanem, zderzenie dwóch kultur, dwóch światów.
Główny bohater jest jednocześnie narratorem. Nie znamy imienia ani nazwiska tej postaci. Być może jest to w pewnym stopniu autobiografia? Mężczyzna przez kilka lat studiował w Londynie. Wrócił do rodzinnej wioski, do najbliższych, przyjaciół, sąsiadów. Wrócił jako osoba wykształcona, inaczej patrząca na otaczającą rzeczywistość. Chłonie jednak całym sobą zapachy, kolory, dźwięki, do których tak bardzo tęsknił. Dobrze się czuje w ojczyźnie. Z powrotem wchodzi w panujące zwyczaje, w codzienność. Kilkuletnia nieobecność spowodowała w nim jednak nieuniknione zmiany. Dostrzega zacofanie nie tylko cywilizacyjne, ale i kulturowe. Tu czas jakby stanął w miejscu. Wykształcenie zdobyte w Anglii jest i dobrodziejstwem, i w pewnym sensie przekleństwem. Trudno jest nie dostrzegać biedy, podległości kobiet, panujących od pokoleń zasad, które gdzieś daleko w ogóle nie funkcjonują, a ludziom żyje się lepiej.
Mamy też w powieści drugiego bohatera. O mrocznej przeszłości, bardzo tajemniczego. On także swego czasu studiował w Londynie. Nikt o nim nie wie nic konkretnego, nikomu się nie zwierza, żyje nieco na uboczu. Jest dobrym sąsiadem i choć zamieszkał w wiosce dopiero kilka lat temu, został życzliwie przyjęty. Zła przeszłość tkwi w nim bardzo głęboko. Jest rozdarty wewnętrznie, ciągle poszukujący swojego "ja", ciągle uciekający.
Dochodzi do spotkania obu mężczyzn. Do próby szczerej rozmowy, do otwarcia się i wyrzucenia z siebie wszystkiego, co nie pozwala się spełniać, choć z takim właśnie zamiarem obaj wrócili do ojczyzny.
Dlaczego "sezon migracji"... Ponieważ te wyjazdy czy ucieczki w przypadku obu bohaterów się nie skończyły. "Północ" nie oznacza jedynie krajów europejskich. Bardzo wymowny jest też północny brzeg Nilu, do którego obaj płyną. Każdy oddzielnie. Jeden z nich ginie lub nie. Tego nie wiemy. Możemy się jedynie domyślać i spekulować. Drugi też po pewnym czasie próbuje pokonać rzekę. Czy się uda? Jaki w tym cel?
Autor wypowiedział się tu bardzo odważnie w kwestiach politycznych. Ukazał dylematy i dramaty ludzi wykształconych na Zachodzie i próbujących zmienić życie swoich rodaków. Bo z zaaprobowaniem tego, co zastali po powrocie, nie mogą się uporać. Powieść zawiera też rubaszne żarty i rozmowy na temat seksu. Tego też autorowi nie darowano. Mamy więc przynajmniej dwie przyczyny, dla których książka znalazła się na indeksie.
Czyta się ją bardzo szybko. Zasługą tłumacza jest piękny styl i język. Niezmiernie istotne jest słowo wstępne napisane przez samego At-Tajjiba Saliha. Poznajemy go jako człowieka z ogromnym poczuciem humoru, ciepłego i mimo wszystkich przeciwności - pełnego optymizmu.

Ta dość krótka powieść narobiła niemało zamieszania. W krajach Zatoki Perskiej i w Sudanie jej wydawanie i rozpowszechnianie zostało zakazane na bardzo długo. W Sudanie ten nakaz nadal obowiązuje.
At-Tajjib Salih ukazuje poprzez narrację głównego bohatera kontrast pomiędzy Zachodem a Sudanem, zderzenie dwóch kultur, dwóch światów.
Główny bohater jest jednocześnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powieść nie wywarła na mnie większego wrażenia. Można w niej znaleźć elementy awanturnicze, historyczne, kryminalne i nieco horroru. Postać narratora i jednocześnie jednego z głównych bohaterów jest mało wyrazista, bez charakteru. Język raził infantylnością i nadużywaniem zaimków. Owszem, losy Marthy i jej ojca są niebanalne, żeby nie powiedzieć - dziwne. Sama fabuła momentami rozbawia, chociaż w zamyśle autora zapewne nie tak miało być.
Doczytałam ją do końca, chyba dla zwykłej zasady i może przyzwoitości. Ten koniec może czytelnika zaskoczyć, chociaż nie każdego.

Powieść nie wywarła na mnie większego wrażenia. Można w niej znaleźć elementy awanturnicze, historyczne, kryminalne i nieco horroru. Postać narratora i jednocześnie jednego z głównych bohaterów jest mało wyrazista, bez charakteru. Język raził infantylnością i nadużywaniem zaimków. Owszem, losy Marthy i jej ojca są niebanalne, żeby nie powiedzieć - dziwne. Sama fabuła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka wyjątkowa, o wyjątkowych ludziach. Powiem szczerze, że dopóki nie doszło do zabójstwa malarza i nie zrobiło się o tym głośno w mediach, byłam zwyczajną ignorantką i nic nie wiedziałam ani o nim samym, ani o synu i rodzinie. I bardzo się tego wstydzę.
Autorka niezwykle precyzyjnie przedstawia nawet najdrobniejsze fakty z życia rodziny Beksińskich. Mamy tu i wywiady, i dokumenty. Szczere aż do bólu. Jest to swoistego rodzaju spowiedź artysty, który opowiada o życiu bez skrupułów, bez ubarwiania, bez wybielania. I ojciec, i syn byli postaciami nietuzinkowymi, z niespotykanymi talentami. I wielkim mrokiem w duszach. Czytając o życiu całej rodziny, bo postać żony i matki też jest bardzo ważna, byłam przerażona. Nie mogę do tej pory pojąć, jakie fatum nad nimi zawisło? Los nie oszczędził im żadnych cierpień. Właściwie całe życie rodziny Beksińskich było jedną wielką udręką. Z nielicznymi chwilami spokoju.
Książka wstrząsająca, mówiąca o walce z przeciwnościami, o porażkach, ale przede wszystkim o zachowanie własnej godności. I o strachu. Przed "dziwnym" synem i o tego syna. I o odejściach...niepotrzebnych, bolesnych, okrutnych.
Pozycja o wielkim ładunku emocjonalnym.

Książka wyjątkowa, o wyjątkowych ludziach. Powiem szczerze, że dopóki nie doszło do zabójstwa malarza i nie zrobiło się o tym głośno w mediach, byłam zwyczajną ignorantką i nic nie wiedziałam ani o nim samym, ani o synu i rodzinie. I bardzo się tego wstydzę.
Autorka niezwykle precyzyjnie przedstawia nawet najdrobniejsze fakty z życia rodziny Beksińskich. Mamy tu i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka przeznaczona jest dla dorosłych, dojrzałych czytelników. Trudna w czytaniu, trudna w odbiorze, trudna tematycznie.
Wywiad to pytania i odpowiedzi. Tu tak nie ma. Zamiast pytań mamy puste miejsca. Są tylko odpowiedzi, z kontekstu których domyślamy się, jakich informacji chciał zasięgnąć pytający. Osoba ta (lub osoby) znajduje się poza kadrem, nie jest przedstawiona. Nie odgrywa w książce żadnej właściwie roli. Bohaterami są odpowiadający. Często także i oni nie są przedstawieni.
Wallace skupił się całkowicie na ukazaniu wewnętrznego świata człowieka. Bohaterowie opowiadają o swoich uczynkach, różnych posunięciach i działaniach wobec siebie samych i innych. Opowiadają bardzo chętnie, bez zahamowań, jakby od dawna czekali na kogoś, kto zechce tych wynurzeń wysłuchać. Obnażają swoje wnętrza bez zażenowania, często z chełpliwością i pogardą dla reszty świata, niekiedy z niemą prośbą o zrozumienie, wybaczenie.
"Wywiady" dotyczą aspołecznych zachowań bohaterów wobec najbliższych, nieznajomych lub siebie samych. Autor niczym naukowiec wkłada stany emocjonalne pod mikroskop, rozwodzi się nad nimi, opisuje. Posługuje się przy tym encyklopedycznym nazewnictwem. Często mamy wrażenie, że jesteśmy w gabinecie psychiatry lub psychoterapeuty. Wszelkiego rodzaju nerwice, zaburzenia osobowości, psychozy są mu doskonale znane. Można powiedzieć, że jest fachowcem w tej dziedzinie. Rzeczywiście tak jest. Niestety - było. Wallace nie żyje, a kto zna jego biografię, ten wie, że był geniuszem walczącym z demonami własnej duszy.
W tytule mamy "ludzi paskudnych". Bo i ich czyny są paskudne, brzydkie, złe, krzywdzące. Nie tylko chodzi tu fizyczną przemoc czy formy kontaktów werbalnych. Chodzi także o różnego rodzaju fantazje lub myśli, wyobrażenia.
Książka nie jest łatwa w odbiorze nie tylko na treść, ale i ze względu na formę. Oprócz wywiadów są krótkie opowiadania, są fragmenty poświęcone terminom medycznym i ich wyjaśnienia. Nie jest wulgarna, nie zawiera szczegółowych opisów brutalności. Jest mocna w swojej wymowie. Bo tak naprawdę miejsce przynajmniej jednego z bohaterów mógłby zająć każdy z nas - tzw. "normalny" człowiek. Czy nie zdarzyło Wam się chociaż raz w życiu pomyśleć: "zaraz mu/jej dołożę!", "niech cię piekło pochłonie!", "dobrze ci tak!"? Zdarzyło. Czy w takim razie my niekiedy też nie postępujemy paskudnie? Czy łatka "paskudny/paskudna" nie pasuje niekiedy do nas?
Tak odebrałam tę książkę. Jest skomplikowana, ale naprawdę warto się z tymi zawiłościami zmierzyć.

Książka przeznaczona jest dla dorosłych, dojrzałych czytelników. Trudna w czytaniu, trudna w odbiorze, trudna tematycznie.
Wywiad to pytania i odpowiedzi. Tu tak nie ma. Zamiast pytań mamy puste miejsca. Są tylko odpowiedzi, z kontekstu których domyślamy się, jakich informacji chciał zasięgnąć pytający. Osoba ta (lub osoby) znajduje się poza kadrem, nie jest przedstawiona....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie przepadam za krótkimi formami literackimi jakimi są opowiadania, jednak w przypadku tej pozycji jestem zachwycona. Zarekomendował mi ją syn, za co bardzo mu dziękuję.
Książeczka jest niewielka, ale niesie ogromny ładunek emocjonalny. Nie ma w niej nic z typowych romansów. Opowiadania nie są ckliwe, przesłodzone. Wręcz odwrotnie - skłaniają do głębokich przemyśleń. To prawdziwe perełki.
Nie chcę skupiać się na żadnym z nich. We wszystkich jest mowa o miłości trudnej lub jej braku. Miłość to wspomnienia. Nie tylko o ludziach, ale i o wspólnych chwilach. Nie zawsze dobrych, niekiedy bardzo toksycznych. Miłość może się objawiać wszak i brutalnością, i nadmierną zazdrością. Miłość to także tęsknota za związkiem nigdy nie przeżytym. Miłość to samotność. Niekiedy samotność we dwoje, niekiedy rzeczywista. Oczekująca.
Autor wykazał się wielkim kunsztem pisarskim i finezją. Konstrukcja opowiadań jest niezwykle misterna. Wypowiedzi bohaterów są najczęściej powściągliwe. Oni sami są doskonale przedstawieni, dzięki czemu możemy w czasie czytania nawet bardzo krótkiego opowiadania wniknąć w ich świat. Pozycja dla każdego czytelnika może się stać pozycją bardzo osobistą, bardzo intymną. Każdy w pewnym momencie może się poczuć w roli opisywanego bohatera.
Opowiadania nie mają jasnego, konkretnego zakończenia. Między innymi w tym tkwi wielkie mistrzostwo Carvera - czytelnik sam powinien/może dopowiedzieć to, co nie zostało zamknięte. Jeśli w ogóle można te historie dokończyć...

Nie przepadam za krótkimi formami literackimi jakimi są opowiadania, jednak w przypadku tej pozycji jestem zachwycona. Zarekomendował mi ją syn, za co bardzo mu dziękuję.
Książeczka jest niewielka, ale niesie ogromny ładunek emocjonalny. Nie ma w niej nic z typowych romansów. Opowiadania nie są ckliwe, przesłodzone. Wręcz odwrotnie - skłaniają do głębokich przemyśleń. To...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Sięgając po tę pozycję kierowałam się nazwiskiem autora i jego świetnym "Angielskim pacjentem". "Divisadero" to w języku hiszpańskim podział. "Divisar" - to "patrzeć na coś z oddali". Mamy tu i jedno, i drugie.
Jest to historia nietypowej w pewnym sensie rodziny. Mężczyzna jest wdowcem. Wychowuje dwie córki, w tym jedną przysposobioną i chłopca, sierotę. Dzieci od najwcześniejszego dzieciństwa nie znają matczynej miłości. Otrzymują ją od ojca, troskliwego, opiekuńczego, pracowitego człowieka, który nie faworyzuje żadnego z nich. Życie toczy się właściwie utartym schematem - wspólna praca, wspólny odpoczynek. Ten porządek rzeczy zostaje zaburzony w momencie wchodzenia w dorosłość. Między chłopakiem a jedną z dziewcząt, prawdziwą córką mężczyzny, rodzi się uczucie. Ojciec jest świadkiem miłosnej sceny i reaguje bardzo brutalnie - dotkliwie bije Coopera, Annę chce gdzieś wywieźć. Ta jednak ucieka. Tu następuje właśnie podział. Całkowite rozbicie rodziny. Miał on miejsce już wcześniej, w sferze emocjonalnej, był tylko skrzętnie ukrywany - uczucie jakim darzy Coopera Claire, druga z dziewcząt.
Bohaterów spotykamy po wielu latach jako dorosłych ludzi. Anna mieszka we Francji i pisze biografię pisarza, Luciena Segury. Claire pracuje Stanach jako prawniczka. Cooper zostaje hazardzistą. Gra w pokera, najczęściej bardzo nieuczciwie. Obcuje z ludźmi niebezpiecznymi, którzy nauczyli go oszustwa w czasie gry i wszelkich sztuczek, przynoszących wygraną. Zupełnie przypadkiem dochodzi do spotkania Claire z Cooperem.
Moim zamiarem nie jest streszczanie książki, więc na tym poprzestanę. Zapytacie - "a gdzie tu występuje to patrzenie na coś z oddali?" Właśnie w drugiej części, gdy wszyscy troje, jako dorośli i bardzo doświadczeni ludzie cofają się myślami w przeszłość. Pełne nostalgii rozważania o dawnym życiu, wspomnienia, pamięć o tym, kim byli nie opuszczają ich.
Autor sporo miejsca poświęcił faktom z życia Segury, które odkrywała Anna. Przede wszystkim dotyczą one prywatnego życia pisarza. Tutaj również występuje "podział" i "patrzenie na coś z oddali".
Książka napisana bardzo dobrze, bohaterowie wyraziści, a tytuł jak najbardziej odpowiadający treści. Mimo to czytając ją spodziewałam się czegoś innego, żeby nie powiedzieć - lepszego. Ot, przeczytałam, opisałam, zaraz odłożę ją na półkę. Do mojego życia nic nie wniosła, nie poruszyła mną, nie utkwi mi w pamięci na długo. Dlatego dałam tak mało gwiazdek. A może to ja nie umiałam sięgnąć w nią głębiej?

Sięgając po tę pozycję kierowałam się nazwiskiem autora i jego świetnym "Angielskim pacjentem". "Divisadero" to w języku hiszpańskim podział. "Divisar" - to "patrzeć na coś z oddali". Mamy tu i jedno, i drugie.
Jest to historia nietypowej w pewnym sensie rodziny. Mężczyzna jest wdowcem. Wychowuje dwie córki, w tym jedną przysposobioną i chłopca, sierotę. Dzieci od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Leif Petersson napisał tzw. "trylogię policyjną":
I tom - "Między tęsknotą lata, a chłodem zimy"
II tom - "W innym czasie, w innym życiu"
III tom - "Swobodny upadek, jak we śnie"
Ponieważ te trzy pozycje dotyczą śledztwa w sprawie zabójstwa Olofa Palmego, zdecydowałam, że opiszę je w jednej opinii.
I tom to przede wszystkim szukanie motywów domniemanego samobójstwa amerykańskiego dziennikarza - Johna Krassnera. Wraz z policją przebywamy w różnych miejscach, w różnych czasach. Czytamy dokumenty, dzienniki, zapiski, które są dołączane do akt sprawy lub skrzętnie ukrywane. Bo niewygodne, często hańbiące, mogące sprawiać wiele kłopotów. Komu? Samym policjantom, ale przede wszystkim ludziom władzy.
II tom dotyczy również niewyjaśnionej sprawy zabójstwa premiera. Tu jednak autor skupia się na ataku terrorystycznym niemieckiej ambasady w Sztokholmie, który też miał wpływ na przyszłe wypadki. Całe zespoły policjantów docierają do świadków i uczestników wydarzenia. I tym razem nie wszystkie zebrane dowody widzą światło dzienne.
III tom to już bardzo szczegółowe dochodzenie w kierunku wykrycia zabójcy Palmego. Tym razem jest ono na tyle dobrze prowadzone, że zebrane dowody są szokujące i obciążające nie tylko policję (!), ale i świat polityków.
Jak wiadomo, zabójcy nigdy nie schwytano. Nie wiemy, kim był, czym się zajmował, jaki miał motyw. W takich sytuacjach pojawiają się różnorodne teorie spiskowe. Takich teorii właśnie dotyczą te trzy książki. Każda z nich jest mniej lub bardziej dokładnie sprawdzana. Zależy to od tego, kto kieruje dochodzeniem. Dzięki bardzo dokładnym opisom działań policji poznajemy ten świat "od podszewki". Nie wszyscy, którzy noszą mundur są uczciwymi ludźmi. Autor przedstawia ich jako ludzi z różnymi problemami. Delikatnie mówiąc zresztą, ponieważ wielu wykazuje się ogromną agresją, są uzależnieni od alkoholu, mają nieciekawą przeszłość. Jest też mowa o dewiacjach seksualnych. Policyjny świat jest przedstawiony jako świat pełen korupcji, plotek, niekompetencji. Oczywiście jest grupa, która pomimo nacisków szefów dalej brnie w prowadzenie bardzo dokładnego śledztwa wiedząc, że konsekwencje mogą być bardzo zgubne.
Cóż. To tylko fabuła, chociaż niektóre nazwiska polityków są prawdziwe. Prawdziwa jest też opisana sytuacja na arenie międzynarodowej - szpiedzy, sposoby ich kontaktów i rozpracowywania tychże, współpraca z policją w krajach zachodniej Europy.
To fikcja, jednak napisana przez osobę jak najbardziej kompetentną. Persson był kryminologiem, konsultantem, doradcą naukowym i rzeczoznawcą m.in. w Ministerstwie Sprawiedliwości. Współpracuje do tej pory z policją w celu rozwikłania najtrudniejszych zagadek kryminalnych.
Książki jak najbardziej warte przeczytania. Styl, język i tempo bez zarzutu. No i sam autor - osoba najbardziej wiarygodna spośród bohaterów, aczkolwiek pełni rolę narratora.

Leif Petersson napisał tzw. "trylogię policyjną":
I tom - "Między tęsknotą lata, a chłodem zimy"
II tom - "W innym czasie, w innym życiu"
III tom - "Swobodny upadek, jak we śnie"
Ponieważ te trzy pozycje dotyczą śledztwa w sprawie zabójstwa Olofa Palmego, zdecydowałam, że opiszę je w jednej opinii.
I tom to przede wszystkim szukanie motywów domniemanego samobójstwa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Półbrat" jest pozycją, której tak szybko się nie zapomina. To historia rodziny, na której zły los jakby z premedytacją położył ciężką rękę. Dramaty dotykają każdego, poczynając od najstarszej osoby - Starej, kończąc na najmłodszym - Barnumie. Jest on nie tylko jednym z głównych bohaterów. W pewnym momencie przejmuje rolę narratora.
Półbrat to Fred, starszy z rodzeństwa. Przez całe życie zmagający się ze swoją przeszłością, z brakiem wiedzy, kim tak naprawdę jest. Pod płaszczem agresji, brutalności, wyobcowania skrywający wielką wrażliwość.
Barnum - młodszy brat. Taki trochę niewydarzony, niezaradny życiowo. Przy Fredzie czuje się bezpiecznie, czuje ochronę przed bezlitosnym światem. Niestety, Fred to pojawia się, to znika. I jest, i go nie ma. Taki właśnie półbrat.
Książka o ludzkich cierpieniach, bardziej emocjonalnych, psychicznych. O umiejętności przemilczania, wybaczania, zrozumienia, miłości mimo wszystkich losowych zakrętów. Jednak przede wszystkim o poszukiwaniu siebie, swojej tożsamości i dotarciu do prawdy, dlaczego to wszystko...

"Półbrat" jest pozycją, której tak szybko się nie zapomina. To historia rodziny, na której zły los jakby z premedytacją położył ciężką rękę. Dramaty dotykają każdego, poczynając od najstarszej osoby - Starej, kończąc na najmłodszym - Barnumie. Jest on nie tylko jednym z głównych bohaterów. W pewnym momencie przejmuje rolę narratora.
Półbrat to Fred, starszy z rodzeństwa....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Marc Elsberg przedstawił apokaliptyczną wizję końca świata. Wcale nie tak odległą, niżby się zdawało. Odpoczywamy po koszmarach II wojny światowej, a rządy państw, mimo różnic politycznych, utrzymują na szczęście ten stan rzeczy. Nie wszędzie, bo konflikty zbrojne w różnych rejonach ziemi toczą się właściwie nieprzerwanie. Największe zagrożenie widzimy w broni atomowej. Czy na pewno słusznie?
Wyobraźcie sobie sytuację, kiedy grupa hakerów włamuje się do systemu zarządzającego elektrowniami. Co wtedy? Nie działa nic. Może nie od razu, bo są jakieś generatory, które ratują na jakiś czas sytuację. Nie na długo. Zaczyna brakować wszystkiego. Świece są wykupione i dawno wykorzystane. Jest zima, ludzie marzną, skończył się opał w postaci węgla i drewna. Domy ogrzewa się wszystkim, co może spłonąć. Wszelka produkcja stanęła. Nie wytwarza się kompletnie niczego. Brakuje leków, szpitale i przychodnie zostają zamknięte. Komórki działają, owszem. Można nawiązać łączność i podzielić się najnowszymi informacjami, mieć kontakt z bliskimi. Jednak telefon musimy doładować. Niestety, ładowarki przestały być użyteczne. Głodni ludzie szukając pożywienia obrabowują sklepy i siebie nawzajem. Jest exodus mieszkańców miast na wieś, bo tam są zwierzęta - a więc jedzenie; lasy - a więc drewno. Liczą, że uda im się przetrwać. Co Wam to przypomina? Te ucieczki, tę walkę o przetrwanie, to oddawanie ostatnich kosztowności za kawałek chleba? Wojnę! Tym razem bez bomb, bez czołgów, bez wojska. Wizja koszmarna, ale jakże możliwa.
Dzięki autorowi, który doskonale stopniuje napięcie i dramatyzm tych dni, razem z bohaterami, czyli zwykłymi ludźmi, przeżywamy grozę, przerażenie, bezradność. Nie napisałam nic o zakończeniu ani o głównym bohaterze. Ciekawa postać.
Bardzo zachęcam do przeczytania tej pozycji. Otwiera oczy na sytuacje właściwie ostateczne, ale czy możemy się przed atakiem hakerskim w takiej postaci jakoś zabezpieczyć?
I teraz coś bardzo osobistego. Moja rodzina płakała ze śmiechu, gdy po skończonej lekturze poszłam do sklepu i kupiłam niewielkie radio, już kolejne w domu :). Bardzo ładne zresztą, ale nie to jest najważniejsze. Można je podłączyć do prądu, można włożyć też baterie. Ich też mam zapasik :). W każdym razie na pewien czas wystarczy w razie, gdyby...

Marc Elsberg przedstawił apokaliptyczną wizję końca świata. Wcale nie tak odległą, niżby się zdawało. Odpoczywamy po koszmarach II wojny światowej, a rządy państw, mimo różnic politycznych, utrzymują na szczęście ten stan rzeczy. Nie wszędzie, bo konflikty zbrojne w różnych rejonach ziemi toczą się właściwie nieprzerwanie. Największe zagrożenie widzimy w broni atomowej. Czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tainaron. Dziwne miasto. Inne. Pełne tajemniczości, osobliwości i swoistego uroku. Właśnie tu spędza urlop pewna kobieta, której imienia nie znamy. Nie znamy też adresata, do którego pisze listy dzieląc się swoimi wrażeniami, zadziwieniem tym, co wokół niej. A dzieje się bardzo dużo. Zmiany następują szybko, nieprzewidywalnie. Tylko ona jest inna. Jest człowiekiem, natomiast przebywa w mikrokosmosie. Poznaje świat różnorodnych stworzeń, ich wygląd, zajęcia, życie i wszelkie transformacje, jakie w nich zachodzą. Jest gościem, więc ma osobistego przewodnika. To on tłumaczy jej wszystkie zjawiska, o których do tej pory nie miała pojęcia, a które dla mieszkańców są tak zwyczajne, że aż banalne. Bohaterka dziwi się wszystkiemu - mieszkańcy natomiast dziwią się jej zdziwieniem. Razem z nią poruszamy się w innej rzeczywistości. I razem z nią odkrywamy rządzące w tej przestrzeni prawa i zasady. Kobieta jest nie tylko zaintrygowana i zafascynowana. Są chwile, kiedy czuje obawę i zaniepokojenie. Im bardziej jednak poznaje Tantaron, tym bardziej się nim zachwyca. Pragnie stać się członkiem tej "społeczności", chociaż jest ona tak odmienna.
Autorka - Leena Krohn, snuje opowieść w bardzo specyficzny i ciekawy sposób. Jest to forma dziennika, pamiętnika napisana w trzydziestu listach. Pisarka posługuje się pięknym stylem, prostym językiem, odznacza się nieskrępowaną wyobraźnią.
Miasto zamieszkałe przez owady lub istoty do nich podobne. Dlaczego właśnie to miejsce tak zauroczyło główną bohaterkę? Co w nim takiego, że świat ludzi bardzo traci na znaczeniu? Myślę, że inność, która nikogo nie dziwi. Zmiany, które nikogo nie dziwią. Zachowania, które nikogo nie krzywdzą. Tego wszystkiego tak bardzo brakuje w naszym, ludzkim często gloryfikowanym świecie.
Książka jak najbardziej warta przeczytania.

Tainaron. Dziwne miasto. Inne. Pełne tajemniczości, osobliwości i swoistego uroku. Właśnie tu spędza urlop pewna kobieta, której imienia nie znamy. Nie znamy też adresata, do którego pisze listy dzieląc się swoimi wrażeniami, zadziwieniem tym, co wokół niej. A dzieje się bardzo dużo. Zmiany następują szybko, nieprzewidywalnie. Tylko ona jest inna. Jest człowiekiem,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Klucz do szczęścia...Każdy chciałby mieć w posiadaniu klucz zamykający przestrzeń z problemami, otwierający za to taką, gdzie spokój, relaks, wyciszenie. Duńczycy mają. Wypracowany przez lata i świetnie działający. Określają to mianem "hygge". Żeby Duńczyk był szczęśliwy, wszędzie i zawsze musi mieć odpowiednie do tego warunki. Same nie przychodzą, tworzą je oczywiście ludzie. Autor przytacza bardzo wiele przykładów, jak można być zadowolonym z siebie, z otoczenia, z życia. Cały świat Duńczyków kręci się wokół hygge poczynając od miejsca pracy, po domowe zacisze lub plener.
Skupię się tylko na kilku. Po pierwsze - świece. Koniecznie białe i dużo. Oświetlenie odgrywa bardzo istotną rolę w kraju, gdzie słońce raczej rzadko świeci, a dni są dość krótkie. Światło elektryczne powinno być odpowiednio rozmieszczone i rozproszone. Następnie słodycze, których Duńczycy spożywają bardzo dużo. Kawa jest też niezbędna. Grzane wino? Jak najbardziej! No i palące się w kominku drewno - oświetla, grzeje, brzmi. Pełny luz w ubiorze. Minimalizm w wystroju wnętrz. Czas relaksu najlepiej spędzać w małym gronie przyjaciół, rodziny. Można też być tylko z samym sobą. Toczą się spokojne rozmowy, ogląda się stare filmy, popularne są gry planszowe, książki. Hygge to również milczenie, które nie męczy. Ludzie skupiają się właśnie na takich chwilach, chłoną ich czar, nabierają dystansu do codzienności.
Książka jest pięknie wydana, zawiera wiele zdjęć. Autor - Meik Wiking, posługuje się prostym językiem. Widać, że jest naprawdę szczęśliwym człowiekiem. Przytacza dane z różnych badań naukowych, w których Duńczycy plasują się na pierwszym miejscu pod względem osiągania szczęścia i poczucia bycia szczęśliwym. Ogromny wpływ ma na to polityka państwa. Jest to kraj bardzo opiekuńczy - bezpłatna służba zdrowia, bezpłatne szkolnictwo, dość wysokie zasiłki osobom poszukującym pracy. Problemy ma każdy, ale...
Właśnie to "ale" spowodowało, że nie dałam 10 gwiazdek. Miło się czyta takie porady, niektóre sama stosuję - świece, muzyka, książka itp. Szczerze? Nie zawsze działa na naszym gruncie, gdzie brak poczucia bezpieczeństwa jest powszechny, gdzie pracuje się często jak wyrobnik, gdzie służba zdrowia jest, jaka jest, gdzie za studia trzeba często sporo płacić. Mogłabym tak długo. Każdy z nas by mógł. Tylko czy jest sens jeszcze bardziej się dołować? Owszem, te chwile przy świecy, której zresztą niektórzy panowie Polacy (myślę, że większość) często uważają za coś infantylnego, są miłe. Dobra lektura, kawa, wino, coraz rzadsze spotkania z przyjaciółmi, bo zapracowani, są piękne. Wtedy chociaż na kilka chwil wyrzucamy z głowy kłopoty. Wracają jednak i znów szara, często nieprzewidywalna, pełna lęków rzeczywistość.
Panie Wiking! Dziękuję za tę książkę, za chęć pomocy, za piękne rady. Jednak nie wszystkie są u nas do zrealizowania, a do odczuwania hygge bardzo nam jeszcze daleko.

Klucz do szczęścia...Każdy chciałby mieć w posiadaniu klucz zamykający przestrzeń z problemami, otwierający za to taką, gdzie spokój, relaks, wyciszenie. Duńczycy mają. Wypracowany przez lata i świetnie działający. Określają to mianem "hygge". Żeby Duńczyk był szczęśliwy, wszędzie i zawsze musi mieć odpowiednie do tego warunki. Same nie przychodzą, tworzą je oczywiście...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tytuł powieści wskazuje, że dotyczy ona historii rodzinnej. Tak jest w istocie. Poznajemy losy dwóch żydowskich rodzin. Autor doskonale prowadzi nas przez czasoprzestrzeń, naprzemiennie śledzimy tragiczne wydarzenia w średniowiecznej Hiszpanii i w nazistowskich Niemczech. Pod koniec dowiadujemy się, że bohaterów łączy nie tylko religia, ale i więzy krwi. Spoiwem są także tragiczne wydarzenia i dramaty, jednakowo przeżywane mimo innych czasów i miejsc, w których przyszło im żyć. Nieufność, wrogość, tworzenie historii spiskowych, odrzucenie społeczne, wreszcie bestialstwo w celu wyniszczenia tego narodu przetrwało, mimo upływu wieków. Metody i środki uległy zmianom. Nienawiść przetrwała. I co tu dużo mówić, w niektórych kręgach trwa do dziś i śmiem wątpić, czy kiedykolwiek zniknie.
Powieść bardzo zajmująca, akcja szybka, postaci wyraziste, a dramaturgia doskonale stopniowana. Razem z bohaterami przeżywamy wszelkie emocje dane człowiekowi - strach, niepewność, przerażenie, trwoga, ból i rozpacz po utracie najbliższych, ale jednocześnie wiarę w dobro i w przyjaźń.

Tytuł powieści wskazuje, że dotyczy ona historii rodzinnej. Tak jest w istocie. Poznajemy losy dwóch żydowskich rodzin. Autor doskonale prowadzi nas przez czasoprzestrzeń, naprzemiennie śledzimy tragiczne wydarzenia w średniowiecznej Hiszpanii i w nazistowskich Niemczech. Pod koniec dowiadujemy się, że bohaterów łączy nie tylko religia, ale i więzy krwi. Spoiwem są także...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Irving Stone specjalizował się w pisaniu zbeletryzowanych powieści dotyczących życia, twórczości lub dokonań wielkich tego świata. Był pisarzem dociekliwym i wcześniej bardzo długo zapoznawał się z istniejącymi dokumentami, listami czy dziennikami. Współpracował też z instytucjami naukowymi i specjalistami z różnych dziedzin.
Bohaterem powieści "Bezmiar sławy" jest Camille Pissarro, malarz francuski nazywany też ojcem impresjonizmu. Poznajemy go jako bardzo młodego człowieka, który dokładnie wie, co chce w życiu osiągnąć i do czego jest powołany. Jego celem jest malarstwo. Wbrew protestom najbliższej rodziny i świadomy konsekwencji wynikających z takiego wyboru, wyjeżdża do Paryża. Dostaje się do świata francuskiej bohemy. Poznaje malarzy, poetów, dziennikarzy. Zaczyna tworzyć. Jednak w zupełnie innym stylu. Na tyle nowatorskim, że dla odbiorców zupełnie niezrozumiałym, nie do przyjęcia. Poznaje to, to w zasadzie żadnemu prekursorowi nie jest darowane: drwinę, lekceważenie, izolację, odrzucenie, wrogość. Jego obrazy najczęściej nie mają nabywców. Razem z żoną i dziećmi żyje w biedzie, a często w skrajnej w nędzy. Nigdy jednak nie traci wiary i nadziei na lepsze jutro.
Stone ukazuje nam poprzez życie Pissarra także obraz epoki. Mamy okazję poznać, choćby fragmentarycznie, innych słynnych dziś twórców, posłuchać rozmów i dyskusji toczonych przy kawiarnianych stolikach.
Po przeczytaniu tej książki na pewno głębiej przeżyjemy odbiór zbiorów muzealnych. Nie tylko będziemy podziwiać ich piękno i artyzm, ale zastanowimy się także nad codziennym życiem artystów, nad ich zmaganiami z losem, a niekiedy wręcz walką o przetrwanie.

Irving Stone specjalizował się w pisaniu zbeletryzowanych powieści dotyczących życia, twórczości lub dokonań wielkich tego świata. Był pisarzem dociekliwym i wcześniej bardzo długo zapoznawał się z istniejącymi dokumentami, listami czy dziennikami. Współpracował też z instytucjami naukowymi i specjalistami z różnych dziedzin.
Bohaterem powieści "Bezmiar sławy" jest Camille...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po przeczytaniu licznych opinii, najczęściej bardzo dobrych, postanowiłam sięgnąć po tę pozycję. Książkę rzeczywiście dość dobrze się czyta. Wszystkie wątki są opowieściami trzech kobiet, które na te same sytuacje spoglądają oczywiście w sposób subiektywny. Każde zdarzenie jest interpretowane inaczej, co akurat nie dziwi. Tak to w życiu już jest. Oprócz morderstwa i prób jego rozwikłania są tu przedstawione sytuacje rodzinne trzech bohaterek i skomplikowane relacje międzyludzkie. Ponieważ występują tu aż trzy narratorki, fabuła jest przedstawiona bardzo skrupulatnie. Słaby ze mnie detektyw, bo prawie do końca nie podejrzewałam o zabójstwo tego, którego powinnam :)).
A teraz nieco krytyki. Bezgranicznie denerwowała mnie właśnie dziewczyna z pociągu - Rachel. Bezmyślność jej postępowania, nieroztropność i naiwność jest trudna do zrozumienia. To prawda, miała swój udział w rozwikłaniu morderstwa, nawet bardzo duży. Jednak wiele momentów, kiedy podejmowała nonsensowne decyzje, są trudne do skomentowania.
To jest moja opinia. Mimo to zachęcam do przeczytania tej książki i wyrobienia sobie o niej własnego zdania.

Po przeczytaniu licznych opinii, najczęściej bardzo dobrych, postanowiłam sięgnąć po tę pozycję. Książkę rzeczywiście dość dobrze się czyta. Wszystkie wątki są opowieściami trzech kobiet, które na te same sytuacje spoglądają oczywiście w sposób subiektywny. Każde zdarzenie jest interpretowane inaczej, co akurat nie dziwi. Tak to w życiu już jest. Oprócz morderstwa i prób...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Akcja powieści Majgull Axelsson "Ja nie jestem Miriam" dzieje się współcześnie. Przeszłość pojawia się tylko we wspomnieniach głównej bohaterki. Wspomnieniach bardzo głęboko skrywanych - w myślach, w snach.W żadnym razie nie jest to ucieczka od tragicznej, przerażającej przeszłości. Przypominanie sobie ludzi i zdarzeń jest przez nią pielęgnowane i stanowi niejako drugie życie. Wewnętrzne. Bo i główna bohaterka żyje życiem podwójnym. Jej przeszłość jest tylko dla niej. Teraźniejszość również, jednak uczestniczą w niej osoby, które kocha. Głęboko skrywane tajemnic stanowią obronę i ochronę - siebie i najbliższych.
Miriam jest z pochodzenia Romką. Nadano jej imię Malika. Podczas II wojny światowej straciła całą rodzinę, a wraz z młodszym bratem Didim zostaje wywieziona do Auschwitz. Żaden koszmar nie jest jej oszczędzony. Poznaje dr Mengele. Wskutek jego medycznych eksperymentów przeprowadzanych na dzieciach umiera jej ukochany braciszek. Jest to jedna z największych traum, które będą jej towarzyszyć do późnej starości. Przebywając w obozach koncentracyjnych dowiaduje się, że w oczach hitlerowców Romowie są jeszcze gorszym gatunkiem ludzi, jeśli można w ogóle dokonać takiej klasyfikacji, niż Żydzi. Są mordowani i tępieni z największym okrucieństwem.
Pewnego dnia Malika wykorzystuje sytuację i krótką chwilę nieuwagi nadzorców: zakłada ubranie po zmarłej Żydówce. Odtąd nosi już nie brązową lecz żółtą gwiazdę. Świadkiem tej zamiany jest jedna ze współwięźniarek . Nie wydaje. Pomaga. Podaje imię zmarłej dziewczyny i jej obozowy numer. Kilka cyfr na przedramieniu jest zgodnych, resztę trzeb wydrapać, zedrzeć, zniszczyć... Odtąd nie ma już Maliki. Jest Miriam.
Wojna się kończy. Obóz zostaje wyzwolony. Malika - Miriam dostaje się wraz z grupą dziewcząt do Szwecji, do obozu przejściowego, gdzie przechodzi kwarantannę. Uczy się życia na wolności. Nie potrafi tego przyjąć, boi się wyjść na ulicę. Nie jest przyzwyczajona do podejmowania własnych decyzji. Dla niej to kolejne bardzo trudne doświadczenie.
Znajduje nowy dom. Pod swoją opiekę bierze ją Szwedka - Hanna. Ona również nie zna prawdy o podopiecznej. Z ogromną cierpliwością, szacunkiem i oddaniem wprowadza ją w nowy ład.I może życie dziewczyny rzeczywiście byłoby szczęśliwe, gdyby nie wydarzenia w tym małym szwedzkim miasteczku. Dochodzi mianowicie do bardzo brutalnych ataków na żyjącą tam romską społeczność. Dla Szwedów, oczywiście nie wszystkich, są oni także kimś/czymś gorszym. Są "tattare", Cyganami. Są niepotrzebni, nie powinni posiadać żadnych praw, a najlepiej, gdyby nie było ich w ogóle. Miriam znów bardzo się boi. Boi się swojej karnacji, boi się wszystkiego, co może ją wydać.
Zakłada rodzinę. Jest szczęśliwa, kochana, ale za wszelką cenę nie dająca się wciągnąć do wspomnień z okresu młodości. Niekiedy na granicy snu i jawy głośno wypowiada imię brata lub przyjaciółki z obozu. Pod koniec życia opowiada o sobie, jedynej wnuczce...
Szwecja. Kraj bogaty, kraj demokratyczny...Kraj, którego prawdziwe oblicze bezpardonowo demaskuje Axelsson. W tym kraju w dalszym ciągu istnieje ksenofobia, a do romskich korzeni lepiej się nie przyznawać. Pisarka swoją powieścią wywołała wielki skandal. Usłyszała słowa oburzenia, zarzucano jej kłamstwo. Tylko że pisanie tej powieści oparła na prawdziwych losach, a niektóre osoby dramatu wciąż żyją...i są świadkami.

Akcja powieści Majgull Axelsson "Ja nie jestem Miriam" dzieje się współcześnie. Przeszłość pojawia się tylko we wspomnieniach głównej bohaterki. Wspomnieniach bardzo głęboko skrywanych - w myślach, w snach.W żadnym razie nie jest to ucieczka od tragicznej, przerażającej przeszłości. Przypominanie sobie ludzi i zdarzeń jest przez nią pielęgnowane i stanowi niejako drugie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest to książka - poradnik o bardzo przewrotnym tytule. Który z panów zechce związać się z kobietą, którą wyobrażamy sobie jako wrzeszczącą i zrzędzącą jędzę?! Chyba tylko masochista!
Otóż "zołza" wg autorki, to kobieta niezależna - nie tylko finansowo. Jest wolna w swoich wyborach, zainteresowaniach, jest panią swojego czasu, jest przede wszystkim z siebie dumna. Broni swojego zdania, nie pokazuje zbytniego uzależnienia emocjonalnego od partnera, nie daje się wykorzystywać w różnych życiowych sytuacjach.
Pozycja skierowana jest przede wszystkim do dziewcząt i kobiet, które jeszcze nie są w stałym związku. Jakże często jest tak, że gdy poznaje się kogoś bardzo atrakcyjnego, na kim zaczyna nam zależeć i z kim chcemy związać swoją przyszłość, gotowe jesteśmy na wszelkie ustępstwa. Rozum ucieka gdzieś za góry, za lasy i chociaż intuicja próbuje się przebić z całego chaosu spowodowanego zauroczeniem i wykrzyczeć - "Hej! Opanuj się! To nie tak powinno być!" - same przed sobą udajemy, że wszystko jest lub będzie dobrze. Otóż niekoniecznie. Jeśli partner zauważy (a szybko to wychwyci), że dziewczę jest na każde skinienie, że odpuszcza różne grzeszki, że zawsze się z nim zgadza i podporządkowuje mu swoje własne potrzeby, ma ją w garści. I wcale nie po to, żeby kochać, a po to, żeby się zwyczajnie nie nudzić w trakcie poszukiwań tej, która potrafi szanować siebie samą.
Kobieta czy dziewczyna zawsze powinna stawiać siebie na pierwszym miejscu. Nie jest to absolutnie jednoznaczne z typowym egoizmem. Doprowadza jedynie (lub aż) do tego, że nie "ginie" w uczuciu, że jest z siebie zadowolona, uśmiechnięta, zwyczajnie szczęśliwa. Co może dać partnerowi ktoś zgorzkniały, czujący się wyzyskiwanym, nieszanowanym? A co może dać ktoś, kto sam dba o swoje wewnętrzne "ja", kto nie daje sobą poniewierać, kto jest zadowolony z życia? Wbrew pozorom, "zołzowatość" wpływa bardzo pozytywnie na oboje partnerów. Nie polega ona na oszustwie. Buduje zdrowy związek, gdzie oboje mają równe prawa, gdzie jest i szacunek, i tolerancja, i miłość.
Autorka zwraca się młodych, poszukujących uczucia kobiet. Myślę jednak, że każda z nas - i singielka, i narzeczona, i żona wreszcie znajdzie tu mnóstwo porad, które mogą być realizowane zawsze. Służą obojgu.
Poza tym książka jest napisana z wielkim poczuciem humoru, mimo poruszanych w niej - nie ukrywajmy - naprawdę poważnych tematów.
Nie wiem, jak zareagują na mój opis panowie :). Zapewniam, że nie jest skierowany przeciwko Wam! Wręcz przeciwnie - mam nadzieję, że po przeczytaniu tej pozycji Wasze dziewczyny (narzeczone, żony) mile Was zaskoczą! A Wy ich w tym wspierajcie, bo na tym polega prawdziwe uczucie.

Jest to książka - poradnik o bardzo przewrotnym tytule. Który z panów zechce związać się z kobietą, którą wyobrażamy sobie jako wrzeszczącą i zrzędzącą jędzę?! Chyba tylko masochista!
Otóż "zołza" wg autorki, to kobieta niezależna - nie tylko finansowo. Jest wolna w swoich wyborach, zainteresowaniach, jest panią swojego czasu, jest przede wszystkim z siebie dumna. Broni...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

O tej książce napisano już mnóstwo opinii. Przeczytałam ją dość dawno, ale dopiero teraz postanowiłam się o niej wypowiedzieć.
Bohaterami są bardzo młodzi ludzie, których los doświadcza nieuleczalnymi chorobami. Ich świat to przede wszystkim lekarstwa, pobyty w szpitalach, spotkania w grupie wsparcia. Nie dane im jest w pełni cieszyć się życiem, mieć dalekosiężne marzenia. Mimo wszystko oddają się swoim zainteresowaniom, spotykają się prywatnie, żeby chociaż przez chwilę nie myśleć o tym, co nieuniknione. Pojawia się wielka miłość, dająca bez reszty to, co jeszcze można dać.
Autor ukazuje nam też rodziny - zdesperowane, bezradne i bezsilne wobec nieodwołalnego. Aspekt zmierzania się z chorobą jest tu bardzo istotny. Cierpiący są ze swoim odejściem, nie umiejscowionym jeszcze w czasie, właściwie pogodzeni. Rodzice i najbliżsi próbują oszukać niejako siebie samych i swoje dzieci, że wszystko może przybrać zupełnie inny obrót, że śmierć w ich przypadkach nie jest pewnikiem.
Mamy tu dwa różne punkty widzenia rzeczy ostatecznych. Chorzy, choć bardzo młodzi, wykazują większą dojrzałość, niż dorośli. Nie oszukują siebie samych, a wręcz odwrotnie - wspierają w nieszczęściu swoje rodziny, pocieszają, ukrywają często swój ból i strach.
Książka jest fikcją literacką, bohaterowie są wymyśleni, zdarzenia są wymyślone. Nie wymyślona jest jednak rzeczywistość, bo prawie każdy z nas zetknął się z przynajmniej jedną młodą osobą nieuleczalnie chorą, która może być przykładem odwagi, walki i optymizmu da nas wszystkich.
To właśnie w tej lekturze stanowi dla mnie prawdziwe piękno.

O tej książce napisano już mnóstwo opinii. Przeczytałam ją dość dawno, ale dopiero teraz postanowiłam się o niej wypowiedzieć.
Bohaterami są bardzo młodzi ludzie, których los doświadcza nieuleczalnymi chorobami. Ich świat to przede wszystkim lekarstwa, pobyty w szpitalach, spotkania w grupie wsparcia. Nie dane im jest w pełni cieszyć się życiem, mieć dalekosiężne marzenia....

więcej Pokaż mimo to