-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz2
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant3
Biblioteczka
2014-12-22
2014-10-06
2014-06-17
2014-06-15
2014-06-11
2014-06-04
2014-06-08
2014-06-10
2014-04-13
2014-04-10
Może ta książka to nic odkrywczego, bo to w gruncie rzeczy podręcznik: ale bardzo rzeczowy, wyczerpujący podręcznik, ze sporą ilością literatury, której będzie trzeba szukać. Dobry początek dla osób zaczynających wdrażać się w gender studies i przypomnienie dla tych, którzy już są w temacie ogarnięci.
Może ta książka to nic odkrywczego, bo to w gruncie rzeczy podręcznik: ale bardzo rzeczowy, wyczerpujący podręcznik, ze sporą ilością literatury, której będzie trzeba szukać. Dobry początek dla osób zaczynających wdrażać się w gender studies i przypomnienie dla tych, którzy już są w temacie ogarnięci.
Pokaż mimo to2014-02-20
To nie jest książka fantastyczna.
To nie jest książka realistyczna.
To książka o schizofrenii.
Takich książek nie powinno się szufladkować, ale wydanie jej w cyklu fantastycznym sporo mówi: takie ksiażki kieruje się do fanów fantastyki. Czy to znaczy, że jesteśmy bardziej otwarci niż "reszta świata"? Że łatwiej przychodzi nam przyjąć zawieszoną na granicy snu i urojenia narrację schizofrenika?
A przecież "Tonąca dziewczyna" to nie jest powieść fantastyczna. Realistyczna też nie. To nie jest powieść rozrywkowa. Jest głęboko psychologiczna, symboliczna, wielowarstwowa. Zachwyca językiem i wciąga w głąb siebie. Jestem zachwycona i pełna podziwu.
To nie jest książka fantastyczna.
To nie jest książka realistyczna.
To książka o schizofrenii.
Takich książek nie powinno się szufladkować, ale wydanie jej w cyklu fantastycznym sporo mówi: takie ksiażki kieruje się do fanów fantastyki. Czy to znaczy, że jesteśmy bardziej otwarci niż "reszta świata"? Że łatwiej przychodzi nam przyjąć zawieszoną na granicy snu i urojenia...
2014-01-18
Problem z literaturą poświęconą płci i przemianom jej odbioru/wyrażania (czyli mówiąc w skrucie: z literaturą z zakresu gender studies) jest taki, że dominują w niej prace poświęcone kobietom. Nic dziwnego, co zauważa sama Badinter, skoro przez większość czasu mężczyzna był oczywisty i domyslny, a kobieta była zagadką wymagajacą rozwikłania. Na szczęście są prace zapełniające tę lukę i "XY" należy do nich. To rzeczowa książka biorąca pod lupę to, czym męskość jest, co w niej jest stałego, a co - zmiennego kulturowo, w jaki sposób w naszej kulturze jest definiowana i wpajana dzieciom posiadającym (domyślnie) zestaw chromosomów XY. Badinter wskazuje też na problemy, z jakimi męskość boryka się współcześnie - nie neguje ich istnienia, ale też nie zakłada, że jedynym sposobem na rozwiązanie kryzysu jest powrót do starego porządku. Nie daje co prawda rceepty, ale może i dobrze: nazywa się czasem tę książkę manifestem, dla mnie nim ona nie jest, jest natomiast rzetelnym przeglądem literatury (oczywiście do pewnego momentu, bo od napisnaia pracy minęło dwadzieścia lat) i wstępem do męskiej połowy gender studies.
Problem z literaturą poświęconą płci i przemianom jej odbioru/wyrażania (czyli mówiąc w skrucie: z literaturą z zakresu gender studies) jest taki, że dominują w niej prace poświęcone kobietom. Nic dziwnego, co zauważa sama Badinter, skoro przez większość czasu mężczyzna był oczywisty i domyslny, a kobieta była zagadką wymagajacą rozwikłania. Na szczęście są prace...
więcej mniej Pokaż mimo toCzytadełko obyczajowe, napisane stylem blogowym raczej, niż literackim. Acz daru do obserwacji ludzkich zachowań autorowi nie odmówię.
Czytadełko obyczajowe, napisane stylem blogowym raczej, niż literackim. Acz daru do obserwacji ludzkich zachowań autorowi nie odmówię.
Pokaż mimo to
Zawiodłam się srogo. Dobra, "zawiodłam się" to źle powiedziane, bo doskonale wiem, jak Rice pisze. Kiedy się ją czyta, trzeba się przygotować zarówno na fragmenty zachwycające, jak i wywołujące różnorodne reakcje bólu, zawodu czy wściekłości. Czasem w obrębie jednej i tej samej powieści.
"Armand" jest głownie zbiorem reakcji negatywnych.
Po pierwsze, nie wnosi nic do fabuły, generalnie sama historia Armanda została przedstawiona już w "Wampirze Lestacie" i Rice nie wprowadziła nic nowego... no, nic co by się liczyło. Rosyjskie korzenie były ciekawe. Ale ten wątek nie został szczególnie wykorzystany.
Po drugie, Armanda odbierałam zawsze jako niebezpiecznego idiotę. Rice chciała go chyba wybielić. Dostaliśmy Armanda rozlazłego i bez charakteru. Naprawdę, jako niebezpieczny idiota był ciekawy.
Po trzecie, początek powieści wypełnia KOMPLETNIE ZBĘDNA erotyka. O ile sceny z Gretchen w "Złodzieju ciał" i z Dorą w "Memnochu" miały sens, to to, co Armand wyprawia przed swoją przemianą... no, nic nie wnosi.
Po drugie, Rice tak bardzo psuje Mariusa, który wydawał mi się rzeczowym, rozsądnym wampirem. Ale nie, jego zachowanie w stosunku do młodego Armanda/Amadeo ociera się o molestowanie, pedofilię i znęcanie się. KATEGORYCZNIE SIĘ NIE ZGADZAM. To nie jest Marius, tylko jakaś podróba. Protestuję.
Po czwarte, Benji i Sybelle właściwie nie mają żadnej roli do odegrania. A sceny, kiedy planują sprowadzenie Armandowi "zwierzyny" wyglądają jak ze słabej komedii. "Każemy mu zajrzeć pod łóżko i walniemy go w głowę". No poważnie?!?
Po piąte DLACZEGO W SPRAWIE CLAUDII WSZYSCY SĄ NIEWINNI? "Ja jej nie skazałem na śmierć, ja próbowałem jaj pomóc, chciałem jej dać dorosłe ciało, ale się nie udało". Noż @#%$#@$$#%&$#. To był moment, kiedy nie wytrzymałam. Po co to? Po co? Dlaczego nie można powiedzieć, że Claudia MUSIAŁA zginąć, bo stawałaby się coraz bardziej szalona i psychopatyczna, a przy tym - nieszczęśliwa? Dlaczego wszystkich się nagle w tej sprawie wybiela? Każdy umył rączki. Nikt nie weźmie odpowiedzialności.
Efekt: Po tym tomie jestem załamana. Ponoć wśród następnych są kolejne dobre. Wierzę w to święcie, bo jednak mam do Rice zaufanie. Trzeba jej wybaczyć niektóre kwiatki i czytać dalej.
Zawiodłam się srogo. Dobra, "zawiodłam się" to źle powiedziane, bo doskonale wiem, jak Rice pisze. Kiedy się ją czyta, trzeba się przygotować zarówno na fragmenty zachwycające, jak i wywołujące różnorodne reakcje bólu, zawodu czy wściekłości. Czasem w obrębie jednej i tej samej powieści.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to"Armand" jest głownie zbiorem reakcji negatywnych.
Po pierwsze, nie wnosi nic do...