rozwińzwiń

Mózg i płeć. O biologicznych różnicach między kobietami i mężczyznami

Okładka książki Mózg i płeć. O biologicznych różnicach między kobietami i mężczyznami Deborah Blum
Okładka książki Mózg i płeć. O biologicznych różnicach między kobietami i mężczyznami
Deborah Blum Wydawnictwo: Prószyński i S-ka Seria: Na ścieżkach nauki nauki przyrodnicze (fizyka, chemia, biologia, itd.)
371 str. 6 godz. 11 min.
Kategoria:
nauki przyrodnicze (fizyka, chemia, biologia, itd.)
Seria:
Na ścieżkach nauki
Tytuł oryginału:
Sex on the Brain. The Biological Differences Between Men and Women
Wydawnictwo:
Prószyński i S-ka
Data wydania:
2000-08-09
Data 1. wyd. pol.:
2000-08-09
Liczba stron:
371
Czas czytania
6 godz. 11 min.
Język:
polski
ISBN:
9788372551214
Tłumacz:
Elżbieta Kołodziej-Józefowicz
Tagi:
mózg płeć mężczyzna kobieta
Średnia ocen

6,4 6,4 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,4 / 10
67 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
3762
3704

Na półkach:

Książka przedstawia dawniejsze badania nad mózgiem, świetnie nakreślone tak by zawiłości biochemii mózgu były czytelne także dla laika.

Książka przedstawia dawniejsze badania nad mózgiem, świetnie nakreślone tak by zawiłości biochemii mózgu były czytelne także dla laika.

Pokaż mimo to

avatar
342
342

Na półkach:

Nieodmiennie bawi mnie pewność, z jaką co jakiś czas roztrzyga się: spór natura czy kultura ostatecznie roztrzygnięty: to ....!

Jak w przypadku większości sporów utrzymujących się przez wieki (prawica/lewica, konserwatyzm/liberalism, natura/kultura, etc...)odpowiedź nie może I nie leży po żadnej ze stron. Książka Blum pozwala poznać argumenty obu, przy czym nie do końca jasne jest, dlaczego dziennikarka jednym wnioskom uparcie zaprzecza, innym przyklaskuje.
Co prawda książka nie jest tak jednostronna jak kilka innych pozycji dostęopnych na rynku (Linda Brannon, Psychologia rodzaju. Kobiety i mężczyźni: podobni czy różni),ale do naukowego obiektywizmu jej daleko.

Zajmując się tematem płci i mózgu nie sposób nie traffic na PIW-owską "Płeć mózgu" Anne Moir i Davida Jessela, a przy niej książka Blum wypada blado. Niemniej jednak może być źródłem ciekawostek i anegdot. No i styl pisania - bardzo dobry, przyjemni sie czyta.

Nieodmiennie bawi mnie pewność, z jaką co jakiś czas roztrzyga się: spór natura czy kultura ostatecznie roztrzygnięty: to ....!

Jak w przypadku większości sporów utrzymujących się przez wieki (prawica/lewica, konserwatyzm/liberalism, natura/kultura, etc...)odpowiedź nie może I nie leży po żadnej ze stron. Książka Blum pozwala poznać argumenty obu, przy czym nie do końca...

więcej Pokaż mimo to

avatar
944
818

Na półkach: , ,

Fajna książka, kilka ciekawych rzeczy, ale momentami nudnawa.

Fajna książka, kilka ciekawych rzeczy, ale momentami nudnawa.

Pokaż mimo to

avatar
7
2

Na półkach: ,

Sam tytuł bardzo mnie zachęcił aczkolwiek warto zwrócić uwagę na dopisek 'O biologicznym (...)' No właśnie, sporo tam biologii a mało konkretnych faktów o mózgu i różnicach między płciami autorka skupia się raczej na muszkach owocowych i zwierzęcych zachowaniach, chwilami ciężka do przebrnięcia. Czytałam ją na raty, co jakiś czas do niej wracam, ale nie spełniła moich oczekiwań co do wyjaśnienia powiązania różnic płci związanymi z MÓZGIEM ;-)

Sam tytuł bardzo mnie zachęcił aczkolwiek warto zwrócić uwagę na dopisek 'O biologicznym (...)' No właśnie, sporo tam biologii a mało konkretnych faktów o mózgu i różnicach między płciami autorka skupia się raczej na muszkach owocowych i zwierzęcych zachowaniach, chwilami ciężka do przebrnięcia. Czytałam ją na raty, co jakiś czas do niej wracam, ale nie spełniła moich...

więcej Pokaż mimo to

avatar
700
330

Na półkach: ,

Tytuł książki obiecuje, że będzie o mózgu. No niespecjalnie było stricte o samym mózgu, więcej o hormonach i ogólnie metabolizmie wpływającym na żeńskie i męskie organizmy. Zawsze czytając prace, w których autor ucieka się do źródeł psychologii ewolucyjnej, mam wrażenie, że więcej dowiaduję się o małpach, szczurach i muszkach owocówkach, niż o samym człowieku :) . Autorka zadaje w książce wiele pytań, ale niekoniecznie podaje zdecydowane na nie odpowiedzi. Przedstawia za to wyniki mnóstwa badań (właśnie na tych małpach i muszkach, w ostateczności - studentach),które dostarczają coraz to nowych hipotez skłaniających do zadawania kolejnych pytań. Jednak nie jest to wcale minusem książki - skłania bowiem do refleksji, własnych dociekań i zastanowienia. Szczególnie spodobał mi się rozdział przedostatni traktujący o przemocy seksualnej i gwałcie, o przyczynach dopuszczania się go przez sprawców i sposobów reagowania na niego przez społeczeństwo ludzi, bo to temat rzadko chyba podejmowany, a przynajmniej ja się dotąd z nim jakoś mijałam. Równie godny uwagi i polecenia jest ostatni rozdział, w którym autorka, po opisaniu już różnic między żeńskimi i męskimi popędami oraz ich źródłami, podejmuje się rozważań na temat dominacji mężczyzn na przestrzeni dziejów, poszukuje przyczyn jej powstania i utrzymywania się przez całą w zasadzie historię cywilizacji. Książka zasługuje na uwagę zarówno osób, które kilka już tego typu pozycji mają za sobą, jak również tych, które jeszcze z tego rodzaju tematyką nie miały do czynienia. Nie poleciłabym jej osobom, które oczekują solidnych naukowych dociekań - bo nie jest to praca naukowa. To książka popularnonaukowa, czyli taka dla każdego, zgadza się? Prosta, niewymagająca szperania w słowniku, terminologia, teksty napisane z dystansem i humorem, jednym słowem - ciekawa.

Tytuł książki obiecuje, że będzie o mózgu. No niespecjalnie było stricte o samym mózgu, więcej o hormonach i ogólnie metabolizmie wpływającym na żeńskie i męskie organizmy. Zawsze czytając prace, w których autor ucieka się do źródeł psychologii ewolucyjnej, mam wrażenie, że więcej dowiaduję się o małpach, szczurach i muszkach owocówkach, niż o samym człowieku :) . Autorka...

więcej Pokaż mimo to

avatar
2471
697

Na półkach: , , ,

Książke przeczytałem z dużym zainteresowaniem, bo porusza temat mnie fascynujący od lat. Trzeba przyznać, że napisana jest lekkim, przystępnym językiem. Niestety nie mogę ocenić jej wysoko, a to za sprawą - trudno mi powiedzieć, czy błędów tłumaczenia i polskiej redakcji, czy też błędów samej autorki, które powinny być wyłapane i skomentowane przez redaktora merytorycznego a nie zostały. Ale cóż, nie wymagajmy za wiele od dziennikarki piszącej na rynek amerykański. Przywykłem w tej serii wydawniczej do książek pisanych przez fachowców zajmujących się daną dziedziną od lat. Ocenę pogarsza porównanie z PIW-owską pozycją "Płeć mózgu" o tej samej tematyce wydanej niewiele wcześniej, do której po prostu książka pani Blum się nie umywa.

Dopisane kilkanaście dni później...
odnalazłem moje notatki z lektury "dziełka" Blum, więc doklejam. Tylko dla wytrwałych ;-)
Kiedy sięgam po książkę popularnonaukową nie pisaną przez specjalistę z danej dziedziny lecz przez dziennikarza, zawsze zastanawiam się, czy autor ma chociaż podstawowe wykształcenie kierunkowe, żebym miał szansę, że nie przeczytam kompletnych głupot. W wielu sytuacjach autorzy całkiem sprawnie wywiązują się z zadania, choć książki takie mają oczywiście różny poziom merytoryczny i stylistyczny.
Niestety pani Blum wydaje się być zafascynowana tematem, ale jej wiedza merytoryczna jest żalosna, bo inaczej nie wypisywałaby licznych bzdur, zwłaszcza w rozdziale pierwszym (blisko 40 stron),który obfituje w takie nagromadzenie nieupoważnionych skrótów myślowych, przeinaczeń, że należałoby się zastanowić nad dalszą lekturą. Być może niektóre z tych błędów pochodzą od tłumacza, ale nie sądzę, żeby aż tyle.

Autorce nie do końca udaje się wyzbyć infantylnych sformułowań i protekcjonalnej, lekceważącej wyższości wobec mężczyzn - czyżby typowo amerykański ukłon w stronę feministek?
Na stronie 58 czytamy: „jelenie mają rogi, rekiny mają zęby, a mężczyźni - no, wiadomo co.” Mowa oczywiście o męskim członku. Nie wiem, z jakimi mężczyznami stykała się pani Blum, ale ja oświadczam, że własnego organu nigdy nie używałem - i nie będę - do gryzienia, ani jak rogów do walki z innymi mężczyznami o powodzenie wśród kobiet!
Inny cytat: „ Podwójne X jest tak potężne [mowa o chromosomach płci], a Y tak nie istotny[...]”
Ciekawe stwierdzenie, jeśli wziąć pod uwagę, że ten rachityczny chromosomik męski potrafi dokonać takiej rewolucji w rozwoju zarodka, że rodzi się chłopiec, a nie dziewczynka. Tego typu tendencyjnych i właściwie seksistowskich określeń jest w książce sporo. jak widać kobieta może być seksistką, facet seksistą absolutnie nie.

Strona 27: „Z punktu widzenia czystej [a jest jakaś brudna?] biologii rozrodu ich istnienie [tj. płci] wydaje się zbędne. Znacznie bardziej logicznym rozwiązaniem umożliwiającym gatunkom obfite [obfite? - tu popłynął tłumacz] rozmnażanie się byłoby samoklonowanie się organizmów. Planeta zaludniona przez hermafrodytów byłaby spokojniejszym miejscem niż zamieszkany przez przedstawicieli obu płci świat walk, rywalizacji i gwałtownych uczuć”
Autorka myli rozród z rozmnażaniem, a bezpłciowość z hermafrodytyzmem! Niejako z definicji rozród wiąże się z istnieniem płci, czego nie można już powiedzieć o rozmnażaniu, które nie wymaga istnienia płci. Osobniki hermafrodytyczne są jak najbardziej osobnikami posiadającymi płeć, tyle, że mają je obie w tym samym czasie w tym samym ciele. W przypadku człowieka i większości kręgowców hermafrodytyzm jest anomalią rozwojową i trudno to porównywać z innymi organizmami, zwłaszcza, że o ile dobrze wiem - u naczelnych nie są znane przypadki pełnego hermafrodytyzmu funkcjonalnego, czyli takiego, gdzie osobnik ma w pełni sprawne oba układy rozrodcze pod względem anatomicznym, a zwłaszcza i fizjologicznym. Coś, co autorka nazywa samoklonowaniem jest powszechne w przyrodzie i - biorąc pod uwagę biomasę organizmów - znacznie częstsze, niż rozmnażanie płciowe. Przez podział rozmnażają się wszystkie bakterie, grzyby i pierwotniaki. Wzajemna wymiana lub przekazywanie w jednym kierunku materiału genetycznego występujące u bakterii, czy też koniugacja u niektórych pierwotniaków bywają nazywane procesem parapłciowym, ale z płcią jako taką nie ma to nic wspólnego. O płci, czy osobniku płciowym można mówić dopiero wtedy, gdy organizm wytwarza gamety. Gdybanie autorki na temat, co by było, gdyby człowiek był faktycznym hermafrodytą lub mnożył się przez pączkowanie, ma taką samą wartość, co rozpatrywanie świata z latającymi krowami, świniami o dziesięciu nogach i o karaluchach piszących książki o płci mózgu.

Strona 29: „Gdybyśmy wyewoluowali jako samorozmnażający się, uniknęlibyśmy wielu chorób przenoszonych drogą płciową , takich jak syfilis, chlamydie czy AIDS."
Blum myli się w 100 % i widać, że nie ma pojęcia, co to jest hermafrodytyzm. Jeśli autorka wyewoluowałaby w hermafrodytę odpornego na powyższe przypadłości, mogłaby dopaść ją jakaś inna brzydka choroba związana z posiadaniem obu pici. Chyba, że Pani Blum miałaby ochotę rozmnażać się przez podział. Osobniki hermafrodytyczne, takie jak np. ślimaki nie zapładniają się same. Do kopulacji potrzebują partnera. Samozapłodnienie może wystąpić, ale jeśli jest partner, to do samozapłodnienia nie dochodzi. A parka ślimaków to wzajemne zapłodnienie, więc jeśli Blum myśli o takiej formie hermafrodytyzmu, absolutnie by to nie uchroniło człowieka przed wymienionymi chorobami.

O tym, że autorka słabo zna podstawowe pojęcia biologiczne świadczy cytat ze strony 30: „...samopowielanie [rozmnażanie przez podział?] jest zjawiskiem występującym niebywale rzadko [???]. Nie daje ono korzyści, jakie zapewnia genetyczna zmienność. Jeśli biolodzy [ciekawe którzy?] mają rację, jednopłciowy system dawno temu skazałby nas na wyginięcie. Ziemia byłaby tak samo cicha jak jej zakurzony Księżyc.”
I dalej: „Naukowcy podejrzewają, że na początku płeć oferowała prymitywny [?] sposób utrzymania się przy życiu''
Szkoda, że autorka nie powołuje się na owych naukowców i nie podaje źródeł tych rewelacji. Najstarsze organizmy żyjące na Ziemi - bakterie – nie mają „pojęcia” o płci, a jednak doskonale sobie radzą od ponad trzech miliardów lat i do tego przez znaczną część tego czasu nie miały okazji zetknąć się z bardziej zaawansowanymi organizmami. Nazywanie rozmnażania płciowego prymitywnym systemem jest co najmniej niekonsekwencją. W całej książce autorka przecież udowadnia właśnie jak skomplikowany jest to system. Autorka też zapomina, że za tasowanie genów nie jest odpowiedzialne samo płciowe rozmnażanie, lecz produkcja gamet i rekombinacja chromosomów w trakcie mejozy.

Na tej samej stronie zetknąć się można bodaj z najbardziej porażającą rewelacją, za którą w szkole dzieciaki dostają pałę: „Rośliny „ oddychają ” inaczej niż my, a właściwie odwrotnie niż my. Wchłaniają dwutlenek węgla, a wydzielają tlen."
Blum ma na myśli fotosyntezę ale proces ten nie ma literalnie nic wspólnego z oddychaniem. Rośliny oddychają dokładnie tak samo jak my pod względem biochemicznym, choć oczywiście nie mają niczego na kształt płuc. Na marginesie: tlen z fotosyntezy wcale nie pochodzi z rozkładu wchłanianego dwutlenku węgla o czym autorka widać nie wie.

W swych wysiłkach upoetycznienia tekstu autorka snuje głupoty o ozonie: „chroni nas przed zgubnymi konsekwencjami [przebywania] w pobliżu gwiazdy [...] Ziemia [...] skwierczała w ultrafioletowym świetle. [...] płeć powstała w epoce tej mizernej atmosfery i wrzącego wiatru słonecznego.”
Gdyby nie ta „okropna” gwiazda, życie prawdopodobnie w ogóle by nie powstało. Przynajmniej w znanej nam formie. Wystarczyłoby przybliżyć Ziemię do Słońca lub oddalić o te kilka milionów kilometrów, a życie by wyginęło. A tlen bardzo niechętnie tworzy ozon samoistnie, co raczy sugerować autorka. Ochronna warstwa ozonowa powstaje właśnie dzięki tej „morderczej” gwieździe.
Dalej czytamy: „[...] ultrafioletowa składowa światła słonecznego charakteryzuje się taką długością fali, która jest niebezpieczna dla ziemskich postaci życia biologicznego [czy autorka zna inne?]. Pasuje, jak klucz do zamka kwasu DNA [...]. Niemalże od niechcenia roztrzaskuje pojemniki zawierające materiał genetyczny. [...] Na pradawnej ziemi z jej otwartą atmosferą [a teraz jest zamknięta?], ultrafiolet mógł bez trudu zniszczyć młodociane bakterie.
Właściwie nie powinienem komentować tego idiotyzmu. Mój materiał genetyczny nie siedzi w żadnych pojemnikach (bakteryjny tym bardziej),a światło UV nie niszczy żadnych pojemników, lecz uszkadza sam materiał genetyczny powodując mutacje i błędy w replikacji. Ciekawy to też klucz, który niszczy zamek. Autorka miała chyba na myśli łom!

Strona 32: biologiczna zasada mówi, że w rozmnażaniu musi uczestniczyć dwoje partnerów”
Nie znam takiej zasady. Miliardy bakterii i pierwotniaków rozmnażają się co chwilę absolutnie bez partnerów, masa roślin również. Znowu autorka (a może tłumacz) myli rozród z rozmnażaniem.
„Co prawda wciąż jeszcze istnieją bakterie rozmnażające się metodą zlewania i zasysania […].”
Zdanie to pozostawię bez komentarza. Nie wiem, co miała na myśli autorka bądź tłumacz.

Jako przykład wyścigu Czerwonej Królowej pomiędzy gospodarzem a patogenem autorka powołuje się na wyraźnie nie sprawdzoną informację prasową kopiując ją lub całkowicie przeinaczając. Na stronie 33 czytamy:
„[...] afrykański ślimak słodkowodny rozmnaża się płciowo wcale nie dlatego, że nie potrafi inaczej [a potrafi?? Jak?? Przez pączkowanie???], ale dlatego, że rekombinacja genów do której dochodzi w wyniku aktu płciowego, broni go przed pasożytem[jak widac mało skutecznie]. Agresorem są maleńkie robaki - zwane przez uczonych Bulinas truncatas - które mogą atakować także człowieka niszcząc jego wątrobę i nerki ”
Tak się składa, że ów robak to Schistosoma - rozdzielnopłciowa przywra pasożytująca u człowieka w formie dojrzałej. Do swego skomplikowanego rozwoju potrzebuje jako żywiciela pośredniego właśnie ślimaka. Tyle, że to nie przywra, a właśnie ślimak nazywa się Bulinus truncatus. Na dodatek forma larwy atakująca ślimaka nie może zaatakować człowieka i odwrotnie, larwa atakująca człowieka obojętnie odnosi się do wszystkich ślimaków.
A wystarczyło sięgnąć do najprotszego podręcznika parazytologii.
Nieco dalej Pani Blum wyraźnie sugeruje, że powyższe ślimaczki w czasie suszy preferują samotne życie hermafrodyty i wtedy - w domyśle -przedkładają „seks z samym sobą” przed „seks partnerski”. Za to gdy popada deszcz, by ratować się przed atakiem pasożyta, wyruszają na poszukiwanie partnera do miłosnych igraszek. Do tego jeszcze z tekstu wynika, że tak są spragnione igraszek, iż opuszczają swe domki. Chciałbym to zobaczyć! Z wrażenia czytałem tę stronę kilkukrotnie, bo nie wierzyłem, co widzę! Koncepcja seksu jako lekarstwa na pasożyty jest fascynująca, ale… zupełnie nie prawdziwa. W czasie suszy ślimaki na nic nie mają ochoty. Popadają w stan odrętwienia, by nie wysuszyć się na śmierć. Ani się nie rozmnażają, ani nie jedzą. Wystarczy przejść się do przydomowego ogródka, by się o tym przekonać. Rozmnażanie - jak najbardziej hermafrodytyczne - absolutnie nie chroni ślimaka przed larwą przywry. Na lepszą ochronę ma szansę dopiero jego potomstwo. Tyle że schistosomy, będące wyjątkiem wśród obojnaczych przywr, mogą znacznie skuteczniej przetasowywać geny dzięki rozdzielnopłciowości i produkować potomstwo lepiej maskujące się przed układem odpornościowym ślimaków.

W dziedzinie genetyki też pała!
Strona 34: „[...] organizm nie ma możliwości naprawienia wadliwego genu.”
Gdyby tak było, życie nie wyszło by z wody nigdy i pani Blum by nie pojawiła się na tym padole.
Strona 35: „U większości gatunków w procesie rozmnażania uczestniczy więc dwoje rodziców przeciwnej pici. Z punktu widzenia zdrowia potomstwa istotne jest, aby pojęcie „przeciwny ” było traktowane bardzo poważnie.”
Tak się składa, że dwa osobniki tej samej płci w ogóle nie dopracują się potomstwa, więc cóż dopiero mówić o jego zdrowiu.
Na stronie 37 czytamy karkołomny wniosek autorki:
”Jeśli płcie rzeczywiście powstały po to, by utrzymać zasób genów w ciągłym ruchu, niewykluczone, że ich podatność na mutacje jest także dziełem ewolucji ”
Nie dość, że autorka zakłada celowość ewolucji, to jeszcze odwraca skutek z przyczyną. To właśnie płeć umożliwiła zwiększenie „ruchu genów” więc gdy powstawała, nie miała jeszcze czego utrzymywać.
Na stronie 38 mamy taki passus: „ Kleopatra była jednocześnie siostrą i siostrzenicą swego męża”
Rewelacja ;-)) Choćby nie wiem, jakie kazirodcze łamańce wyczyniała Kleopatra, nie jest to możliwe!
Na stronie 41 : „Ułamek procentu [a jaki??] wszystkich gatunków jest hermafrodytyczny. Są to zazwyczaj małe oślizłe stworzonka - sinice, salamandry, żaby, drobne rybki. Prawie wszyst-
kie te stworzenia były kiedyś typowymi gatunkami rozdzielnopłcowymi, u których obie płcie
zjednoczyły się na skutek jakiejś nieznanej presji ewolucyjnej”
U sinic w ogóle trudno mówić o płci. A wbrew temu, co powyżej, hermafrodytyzm wśród wielu grup bezkręgowców jest bardzo powszechny. Co do żab to radzę autorce tych rewelacji przejść się wieczorem nad staw w czasie żabich godów. A zasadniczo proponuję wrócić do szkoły i przyłożyć się do nauki. Występowanie u kręgowców hermafrodytyzmu stałego lub przemiany płci u niektórych gatunków jest wyjątkiem, nie regułą. Sugerowanie, że niegdyś osobniki rozdzielnopłciowe zlały się, niczym plastelinki, w obojnaki świadczy o kompletnym ignoranctwie autorki.

Strona 46: Autorka prezentuje ciasnotę umysłową reprezentując prymitywny antropocentryzm. Dziwi się , jak niektóre gatunki o znikomym dymorfizmie płciowym potrafią rozróżniać płeć przeciwną. Nie dociera do autorki, że wzrok to nie jedyny zmysł, którym posługują zwierzęta a to co dla nas może być identyczne, dla danego gatunku może być skrajnie różne.

W pozostałej części książki też nie brakuje nieścisłości i przeinaczeń, ale opisywanie ich zajęłoby jeszcze więcej miejsca.

Być może w kolejnych dodrukach i wydaniach (książka cieszyła się dużą popularnością)poprawiono najbardziej rażace błędy, ale nie dane mi to było sprawdzić a wydawnictwo nie raczylo odpowiedzieć na moje krytyczne uwagi.

Osobiście nie żałuję, że przeczytałem „Płeć i mózg”. Dostarczyła mi ta książka intelektualnej rozrywki w stylu obrazków z cyklu „Znajdź wszystkie błędy”. Żałuję tylko, że jeszcze jedna prestiżowa nagroda (nagroda Pulitzera) przestała być dla mnie wystarczającą rekomendacją dla wytworu myśli i rąk ludzkich.
I pomyśleć, że tę sama nagrodę otrzymał Jared Diamond za swoją książkę (”Strzelby, zarazki i maszyny”),a w Polsce obie książki wydano w tej samej serii i muszą się spotkać na tej samej półce. Zgroza!

Książke przeczytałem z dużym zainteresowaniem, bo porusza temat mnie fascynujący od lat. Trzeba przyznać, że napisana jest lekkim, przystępnym językiem. Niestety nie mogę ocenić jej wysoko, a to za sprawą - trudno mi powiedzieć, czy błędów tłumaczenia i polskiej redakcji, czy też błędów samej autorki, które powinny być wyłapane i skomentowane przez redaktora merytorycznego...

więcej Pokaż mimo to

avatar
177
19

Na półkach: , ,

Jeśli ktoś interesuje się tą tematyką, to książka na pewno warta przeczytania. Ja mam wydanie z 97 roku chyba, wiec jest kilka rzeczy nad którymi zastanawia się autorka, a które dziś są już wiadome i oczywiste.
Czasami też odnosiłem wrażenie jakby autorka mówiąc o zaletach kobiet emocjonowała się znacznie bardziej, niż kiedy mówiła o zaletach mężczyzn, ale to może tylko takie moje odczucie :D

Ogólnie polecam!

Jeśli ktoś interesuje się tą tematyką, to książka na pewno warta przeczytania. Ja mam wydanie z 97 roku chyba, wiec jest kilka rzeczy nad którymi zastanawia się autorka, a które dziś są już wiadome i oczywiste.
Czasami też odnosiłem wrażenie jakby autorka mówiąc o zaletach kobiet emocjonowała się znacznie bardziej, niż kiedy mówiła o zaletach mężczyzn, ale to może tylko...

więcej Pokaż mimo to

avatar
8
7

Na półkach: ,

Świetna książka! W szczególności polecam zainteresowanym psychologią ewolucyjną. Lektura pozbawiona "genderowych" i "feministycznych" naleciałości i dzięki jej za to!

Świetna książka! W szczególności polecam zainteresowanym psychologią ewolucyjną. Lektura pozbawiona "genderowych" i "feministycznych" naleciałości i dzięki jej za to!

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    194
  • Przeczytane
    103
  • Posiadam
    35
  • Popularnonaukowe
    9
  • Teraz czytam
    6
  • Naukowe
    3
  • Na ścieżkach nauki
    3
  • Nauka
    3
  • Psychologia
    3
  • Ulubione
    3

Cytaty

Podobne książki

Przeczytaj także