-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński36
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant4
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant961
Biblioteczka
Jon Scieszka to, wbrew pozorom, pisarz amerykański i styl tak charakterystyczny dla literatury młodzieżowej swojego kraju i on proponuje. Na pewno to znacie; szybka, trzymająca w napięciu i emocjonująca akcja, z akcentem przygodowym, o stylu lekkim i bardzo zabawnym, z mnogością ilustracji. Świetnie się to czyta. Jest Franek Einstein – młodociany naukowiec, geniusz. Jest jego przyjaciel i pomocnik – Watson. Jest też ich główny antagonista – Tobiasz Edison. A to nie koniec popkulturowych odwołań. To ten typ literatury, który sprawia, że nawet dzieciaki, którym do tej pory z książkami było nie po drodze, tym razem nie mogą oderwać się od lektury. Tym razem jednak w tę lekkość wdarły się nauki ścisłe, poważne tematy i teorie.
Powieści przesycone są naukową terminologią, przewijają się najbardziej znane teorie oraz nazwiska ich twórców. Mogłoby sie wydawać, że nie da się tego udźwignąć bez szkody dla całej reszty. A jednak! Tematy naukowe wprowadzone są subtelnie, lekko i z humorem, aby dane zagadnienie zrozumieć i przy okazji zapamiętać to i owo. Bo takie rzeczy, w opozycji do podręcznikowych regułek, po prostu się pamięta. Cała wiedza, którą tu otrzymujemy wynika z fabuły, z opowiedzianej historii. Wzbogacono to licznymi przykładami, zaproponowano eksperymenty, dzięki którym empirycznie poznamy i zrozumiemy dany problem. Do tego diagramy! Kilka, losowo wybranych, możecie podejrzeć na zdjęciach. W każdej książce jest ich kilkadziesiąt. To po prostu kopalnia wiedzy. Pozwalają jeszcze lepiej zrozumieć to, o czym jest mowa w tekście, często proponują zupełnie nowe informacje. A gdyby komuś jeszcze było mało, to na końcu każdej książki znajdziemy zebrane najbardziej interesujące fakty i ciekawostki, słowniczek z użytą w powieści terminologią, informacje o odkrywcach i naukowcach. Ba! Nawet przepis na silnik antymaterialny tam jest! :)
Dla mnie absolutny hit!
Jon Scieszka to, wbrew pozorom, pisarz amerykański i styl tak charakterystyczny dla literatury młodzieżowej swojego kraju i on proponuje. Na pewno to znacie; szybka, trzymająca w napięciu i emocjonująca akcja, z akcentem przygodowym, o stylu lekkim i bardzo zabawnym, z mnogością ilustracji. Świetnie się to czyta. Jest Franek Einstein – młodociany naukowiec, geniusz. Jest...
więcej mniej Pokaż mimo to
W tym zbiorze jest dosłownie wszystko! Znajdziemy tu ponad 50 baśni, legend i regionalnych podań, wszystkie wywodzące się z polskiej tradycji i oparte na staropolskich wierzeniach. To kompendium pełne, doskonałe, są tu zebrane opowieści najbardziej znane, a także takie, z którymi zetknęłam się po raz pierwszy. Mnóstwo tu historii o legendarnych władcach, a także o postaciach i wydarzeniach, które wciąż żyją jako utrwalone w języku związki frazeologiczne i porzekadła. To nieskończona inspiracja dla artystów wszelkich dziedzin. Druga sprawa to niezwykle różnorodna demonologia, o której istnieniu można dowiedzieć się z lektury „Baśni i legend”. Ilość magii i postaci wywodzących się z tradycji może wprawić w osłupienie. Strony baśni tłumnie wypełniają diabły, wiedźmy, syreny, smoki i utopce. Nasze, polskie demony!
Trudno jest dzisiaj znaleźć baśnie, które nie byłyby tekstami uproszczonymi, zmodyfikowanymi tak bardzo, że zatraciły swój pierwotny sens. To bardzo niebezpieczne zjawisko, bo w czasach, gdy kultura obrazkowa dominuje, a ludzie tracą umiejętność czytania ze zrozumieniem tekstów dłuższych niż te mieszczące się na ekranie smartfona, zaniedbania ze strony rodzica mogą prowadzić do katastrofy. Nasza Księgarnia od wielu już lat wydaje zbiory, które prezentują baśnie i legendy w tradycyjnej formie; bez uproszczeń i skrótów. Styl nie jest tu przezroczysty, różni się znacząco od tego proponowanego we współczesnej literaturze dla dzieci. Mnóstwo tu archaizmów, język przy pierwszym spotkaniu może się wydać wręcz trudny, ale właśnie w tym tkwi jego największa wartość. Każda z opowieści w tomie to po prostu piękna literatura. Baśnie i legendy zebrane w zbiorze napisali między innymi Janusz Korczak, Ewa Szelburg-Zarembina, Maria Krüger, Wanda Chotomska, Marian Orłoń, Gustaw Morcinek, Jan Kasprowicz, Janina Porazińska i wiele, wiele innych. Ilustracje Mirosława Tokarczyka (znanego chociażby z serii „Poczytaj mi, mamo”) idealnie dopełniają tomik. Jego styl to kwintesencja folkloru i ludowości polskiej.
Wyjątkowa książka!
W tym zbiorze jest dosłownie wszystko! Znajdziemy tu ponad 50 baśni, legend i regionalnych podań, wszystkie wywodzące się z polskiej tradycji i oparte na staropolskich wierzeniach. To kompendium pełne, doskonałe, są tu zebrane opowieści najbardziej znane, a także takie, z którymi zetknęłam się po raz pierwszy. Mnóstwo tu historii o legendarnych władcach, a także o...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Opowiem ci, mamo, co robią narzędzia” to kolejna, ósma już część serii wydawanej przez Naszą Księgarnię. Tym razem bohaterami są upersonifikowane narzędzia, które nie tylko budują i naprawiają, ale też bawią się i przeżywają przygody. Poprzednia część, którą miałam: „Opowiem ci, mamo, skąd się bierze miód” wysoko podniosła poprzeczkę. Książkę chwaliłam za zaangażowanie w temat, za przekazywanie ciekawych informacji, wspominałam, że chciałabym, aby seria szła w tym właśnie, „naukowym” kierunku. „Narzędzia” idą w drugą stronę. Wzbogacą nasze słownictwo o takie pojęcia jak kielnia, wyrzynarka i krajzega albo wyjaśnią czym się zajmuje lutnik, ale to by było na tyle. Od wielu lat walczę z tym, aby od książek, zabawek i gier dla dzieci nie wymagać jedynie wartości edukacyjnych, aby nie doszukiwać się tego, czego mogą nauczyć. Ja też wieczorem rzucam się na kanapę nie z Proustem, ale z najnowszym tomem przygód nastoletnich pogromców wampirów. Powoli zaczyna mi to wychodzić. Moja córka uwielbia oglądać i słuchać, kiedy opowiadam jej o przygodach narzędzi. Obowiązkowo musi mieć wtedy kilka ich sztuk przy sobie, żeby porównać, znaleźć na ilustracji, odegrać scenkę, bawić się. W książce próbuje aktywnie rozwiązywać zadania. Po labiryncie wodzi na razie palcem bez ładu i składu, ale bez problemu znalazła kilka znaczących różnic, którymi różnią się dwa obrazki.
Książki z tej serii będą rosły razem z dzieckiem. Maluchy potraktują ją jako ciekawą książkę obrazkową, być może posłuchają krótkich wierszyków. Nieco starsze dzieci wykonają zawarte w poleceniach zadania, odszukają motykę i wiertarkę, sprawdzą kogo udaje drut. Przedszkolaki zaangażują się jeszcze bardziej, poradzą sobie z łamigłówkami.
Za ilustracje odpowiedzialny jest tym razem Daniel de Latour, co mnie cieszy. Jeszcze bardziej cieszy mnie, że zniknęły te straszne dwuwiersze Brykczyńskiego. Poezja Izabeli Mikrut zdecydowanie bardziej do mnie przemawia.
Świetna część świetnej serii! Polecam!
„Opowiem ci, mamo, co robią narzędzia” to kolejna, ósma już część serii wydawanej przez Naszą Księgarnię. Tym razem bohaterami są upersonifikowane narzędzia, które nie tylko budują i naprawiają, ale też bawią się i przeżywają przygody. Poprzednia część, którą miałam: „Opowiem ci, mamo, skąd się bierze miód” wysoko podniosła poprzeczkę. Książkę chwaliłam za zaangażowanie w...
więcej mniej Pokaż mimo to„Moje książeczki” to kolejny reprint (po serii „Poczytaj mi, mamo”) wydawnictwa Nasza Księgarnia. Grube, pięknie wydane tomy w twardych oprawach, a w nich kilka opowiadań, które przed laty wydawane były w oddzielnych woluminach. Dla mnie to sentymentalna i pełna wzruszeń podróż do lektur z czasów mojego dzieciństwa, dla mojej córki to pełne magii opowieści, które czytamy każdego wieczoru. Opowiadania w „Moich książeczkach” ocierają się o baśniowość i elementy fantasy, a przez to nie tracą na aktualności. Dla współczesnego czytelnika są nadal ciekawe i całkowicie zrozumiałe. Można tu dostrzec upływ czasu, ale ta niedzisiejszość dodaje tylko opowieściom uroku. Współczesna literatura dla dzieci stoi na wysokim poziomie i ma wiele do zaoferowania, ale opowiadania sprzed kilkudziesięciu lat to jednak zupełnie inna kultura i jakość. Klasyczne są tu nie tylko teksty najznakomitszych polskich autorów, ale także niesamowite ilustracje, które chyba najbardziej oddają ducha minionej epoki. Tu polecę banałem: takich ilustracji już nie ma. Na dodatek wydanie książki odwołuje się do pierwotnego wyglądu serii; duży format, gruby, kredowy papier – prawdziwy skarb domowej biblioteczki! Cieszę się, że moje dzieci mogą poznawać taką klasykę.
„Moje książeczki” to kolejny reprint (po serii „Poczytaj mi, mamo”) wydawnictwa Nasza Księgarnia. Grube, pięknie wydane tomy w twardych oprawach, a w nich kilka opowiadań, które przed laty wydawane były w oddzielnych woluminach. Dla mnie to sentymentalna i pełna wzruszeń podróż do lektur z czasów mojego dzieciństwa, dla mojej córki to pełne magii opowieści, które czytamy...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nastolatkowie, którzy dowiadują się o istnieniu sił nadprzyrodzonych i związanej z nimi własnej, ważnej roli. Brzmi znajomo? To dość popularny temat w literaturze młodzieżowej. Tymczasem „Pal przekleństwa” – pierwszy tom serii Pax wprowadza zupełnie nową jakość na tym wielokrotnie przetworzonym polu.
Zastanawiałam się na czym ta innowacyjność polega i uświadomiłam sobie, że do tej pory tego typu wątki spotykałam w literaturze amerykańskiej (Riordan i te sprawy). Seria Pax to jakość rodem ze Szwecji. Początkowo język powieści wydaje się nico szorstki, a realia życia codziennego przedstawione zbyt pesymistycznie jak na książkę dla młodszej młodzieży (matka-alkoholiczka). O wyjątkowości szwedzkiej literatury dla dzieci przekonałam się już jakiś czas temu. Okazało się, że nieco starsi czytelnicy nie są pozostawieni w tyle. Ten głęboki realizm i autentyzm bohaterów połączony z wątkami fantasy tworzy niesamowity efekt.
„Pal przekleństwa” to bardzo klimatyczne połączenie fantastyki i horroru. Wciąga od pierwszej strony i trzyma w napięciu do ostatniej. Szkolne i rodzinne perypetie dwóch braci okraszone zostały sporą dawką wątków z mitologii skandynawskiej. Tekst został ciekawie wzbogacony o piękne ilustracje o komiksowym charakterze, które jeszcze bardziej wciągają w czytaną historię. I tylko chciałoby się tego miodu trochę więcej. Książka jest krótka, a tomów w cyklu aż dziesięć. Spokojnie można by zmienić nieco te marne proporcje i zaproponować pięć grubszych książek.
Bardzo polecam!
Nastolatkowie, którzy dowiadują się o istnieniu sił nadprzyrodzonych i związanej z nimi własnej, ważnej roli. Brzmi znajomo? To dość popularny temat w literaturze młodzieżowej. Tymczasem „Pal przekleństwa” – pierwszy tom serii Pax wprowadza zupełnie nową jakość na tym wielokrotnie przetworzonym polu.
Zastanawiałam się na czym ta innowacyjność polega i uświadomiłam sobie,...
Pewnego październikowego dnia na świat przychodzą dwie dziewczynki. Charlotta i Gwendolyn to dorastające razem kuzynki. Charlotta od zawsze przygotowywana jest do tego, z czym będzie musiała się zmierzyć w przyszłości. Uczy się języków obcych, historii, tańca, fechtunku. Między szesnastym, a siedemnastym rokiem życia odbędzie swoją pierwszą podróż w czasie. Gwen wychowywana jest jak tradycyjnym sposobem, jej matce zależy na tym, aby miała spokojne dzieciństwo i młodość. Jednak wbrew wszystkim przypuszczeniom to właśnie niespodziewająca się niczego Gwendolyn wyrusza w swoją pierwszą podróż w przeszłość. To ona – wbrew obliczeniom i wiedzy, jaką posiadali członkowie jej rodziny – obdarzona została genem podróży w czasie. Dzięki temu poznaje przystojnego Gideona, a także zdobywa dostęp do wielu mrocznych tajemnic, które do tej pory skrywali strażnicy.
Naprawdę lubię tematykę podróży w czasie! Zagadnienie to jest dla mnie na tyle abstrakcyjne, że każda jego próba uporządkowania, wytłumaczenia, czy opisania wydaje mi się fascynująca. Na dodatek w książce Kerstin Gier wszystko chodzi jak w szwajcarskim zegarku – każdy problem ma swoje rozwiązanie. Autorka bardzo starannie dopracowała szczegóły swojej koncepcji, dzięki czemu jest ona zrozumiała dla czytelnika.
Czytanie „Czerwieni rubinu” było prawdziwą przyjemnością. Dawno nie zdarzyło mi się tak dobrze bawić przy lekturze. Fabuła była ciekawa, a bohaterowie wyraziście odmalowani. Na dodatek pierwszoosobowa narracja Gwendolyn bardzo przypominała mi sposób mówienia Sophie Mercer z książek o Hex Hall – ten sam typ humoru, ciętych ripost, szalonych i czasami niezbyt mądrych (ale za to jakże zabawnych) spostrzeżeń na świat. To właśnie dzięki Gwen „Czerwień rubinu” jest tak wyjątkowa.
Podoba mi się, że powieść obfituje w różne niewyjaśnione fakty. Pierwszy tom trylogii dostarcza wielu nierozwiązanych zagadnień; zarówno mroczna przeszłość, jak i teraźniejszość pełne są wydarzeń, o których dowiadujemy się stopniowo, a każda nowa tajemnica wzmaga naszą ciekawość, aby dowiedzieć się, co będzie potem. Wiele z nich nie zostaje wyjaśnionych do samego końca, co zapewnia nam niezapomniane wrażenia także w kolejnych tomach, które z pewnością będą kontynuowały rozpoczętą historię. Wielość rozpoczętych wątków sprawia, że niełatwo domyślić się ciągu dalszego. Nieźle są także odmalowane realia historyczne. Z niecierpliwością czeka się na kolejne podróże do przeszłości, aby wraz z bohaterką postawić stopę na londyńskiej ulicy sprzed kilkuset lat.
Od książki nie sposób się oderwać, należy ona do tego typu powieści, przy których czytaniu obiecujemy sobie „jeszcze tylko jeden rozdział” i ani się obejrzymy, a nie zostanie nam ani jedna kartka. Wtedy warto mieś pod ręką drugi tom trylogii – „Błękit szafiru”. :)
Jedna rzecz tylko nie daje mi spokoju. Dlaczego Gwendolyn nie mogła przenieść się do przyszłości? Odpowiedź na to trudne pytanie brzmi: „bo przyszłość się jeszcze nie wydarzyła”. Ale czy na pewno? Skąd wiadomo, że właśnie tu i teraz narratorki jest teraźniejszością? A co z poprzednimi podróżnikami w czasie? Gwendolyn i Gideon przybywają do wcześniejszych epok jako przybysze z przyszłości właśnie. Jak to możliwe? Czyżby przyszłość była pojęciem względnym? To jedno niewytłumaczone zagadnienie kładzie się cieniem na dobrze skonstruowanej teorii. Liczę na jego wyjaśnienie w kolejnych tomach. Fakt jednak, że powieść młodzieżowa zmusiła mnie do dosyć poważnej filozoficznej refleksji poczytuję za zaletę.
Z całego serca polecam „Czerwień rubinu”. Spodoba się ona przede wszystkim osobom spragnionym nowości, którym zbrzydły wszystkie schematyczne powieści młodzieżowe wydawane w ostatnich latach. To książka lekka, pochłaniająca całą uwagę i dająca to, co w literaturze najważniejsze – radość czytania.
Pewnego październikowego dnia na świat przychodzą dwie dziewczynki. Charlotta i Gwendolyn to dorastające razem kuzynki. Charlotta od zawsze przygotowywana jest do tego, z czym będzie musiała się zmierzyć w przyszłości. Uczy się języków obcych, historii, tańca, fechtunku. Między szesnastym, a siedemnastym rokiem życia odbędzie swoją pierwszą podróż w czasie. Gwen...
więcej mniej Pokaż mimo to
Znacie to uczucie, kiedy czytając książkę cały czas czekacie aż coś się wreszcie zacznie dziać? Dokładnie to czułam czytając „Miasto poza czasem”. Czekałam i czekałam. Niestety… nie wydarzyło się nic.
„Miasto poza czasem” to w zasadzie dwie odrębne historie. Jedną z nich stanowi osobista, a nawet intymna relacja kilkusetletniego mieszkańca Barcelony. Drugą jest historia Marcosa Solany i Marty Vives – dwojga współczesnych prawników, którzy w pewien bardzo mętny i niezbyt oczywisty sposób odkrywają tajemnicę życia Barcelończyka. Historie te są teoretycznie połączone, praktycznie jednak każda dotyczy czegoś innego i z pełnym powodzeniem mogłaby istnieć oddzielnie. Na dodatek autor stosuje najbardziej irytujący zabieg, jaki tylko można wybrać – dwie tak różne od siebie historie zostały poprzeplatane i rozdziały dotyczące dwóch kompletnie różnych rzeczy następują po sobie z pedantyczną regularnością. Zabieg ten całkowicie psuje (i tak szczątkowe już) napięcie i wpędza czytelnika w monotonny, niezaskakujący niczym rytm.
„Miasto poza czasem” wpisuje się w modne obecnie nurty. Jednym z nich jest wątek wampiryczny (narrator i przy okazji główny bohater jest wykreowaną na potrzeby książki odmianą wampira – urodził się i dorósł, jednak żyje wiecznie i pije krew). Drugi stanowi niesłabnąco rozchwytywany nurt książek o Barcelonie. Miasto to pełni istotny element całości (nazwy barcelońskich ulic i dzielnic często pojawiają się w treści), mogłoby jednak zostać zastąpione jakimkolwiek innym starym miastem bez najmniejszej szkody dla fabuły.
Powieść jest nieznośnie nudna. Nie potrafię nawet powiedzieć o czym dokładnie opowiada, ponieważ (dosłownie i w przenośni) nie mówi o niczym. Nie stanowi jednej, spójnej kompozycji; poznajemy konkretnych ludzi, jednostki, ich małe historie, które nie są ani interesujące, ani – jak prawdopodobnie zakładał autor – poruszające. Pod koniec powieści zlewają się za to w jedną, mało wyrazistą masę. Autor z lubością opisuje też barcelońskie domy publiczne na przestrzeni wieków. Niestety, nawet temat tak interesujący Moriel czyni nieciekawym i niewyobrażalnie ciężkim. Zdarzają się też niedociągnięcia kompozycyjne. Kompletnie niepotrzebna okazała się postać Tego Drugiego, który przedstawiony zostaje jako postać groźna, tajemnicza i – mogłoby się wydawać – kluczowa w całej historii, nagle jednak, w połowie książki słuch o nim ginie.
Jak to zwykle ma miejsce w przypadku literatury o niczym – aspiruje ona do miana filozoficznej. Tak jest i tu. „Miasto poza czasem” pełne jest okropnie długich wywodów na temat czasu, wieczności i natury zła. Problem jednak polega na tym, że nie są one w żadnym stopniu oryginalne. Nie wniosły do powieści nic, co by mnie zainteresowało, zaszokowało, czy przynajmniej zmusiło do refleksji.
Wielkim osobistym rozczarowaniem było dla mnie to, że lektura nie dostarczyła mi żadnej wiedzy historycznej. Od książek, których akcja dzieje się na przestrzeni kilku wieków wymagam, aby ta w nienachalny i przystępny sposób, niby mimochodem, przelała mi do głowy przynajmniej odrobinę historycznej mądrości. Narrator często napomyka jak dobrze znane mu są historyczne wydarzenia, jednak wiedzy tej nie przekazuje. Po przeczytaniu całej powieści wiem jedynie, że przewinęła się tam jakaś rewolucja i jakaś wojna. Być może historyk, osoba obeznana wcześniej z historią Barcelony z łatwością wyłapałaby te drobiazgi, ja nie potrafię nawet powiedzieć w jakiej mniej więcej epoce działy się wspomniane wyżej wydarzenia.
Na koniec wielki minus za delikatnie antyfeministyczny oddźwięk powieści (nie ma rozdziału, w którym nie zostałoby podkreślone, że – owszem – bardzo mądra i utalentowana Marta ma przy okazji piękne i zgrabne nogi), a także za nazywanie homoseksualisty „pedałem”, bez względu na epokę, w której była wypowiadana owa „opinia”.
„Miasto poza czasem” mi się nie podobało. Wydaje mi się, że autor chciał upchnąć w niej wszystko „to, co najlepsze”, czyli Barcelonę, wampiry, odrobinę seksu (jakże żenującego w jego wykonaniu) i garść filozoficznej prawdy życiowej. Nie wyszło mu nic godnego uwagi. Mimo sporych oczekiwań dwa główne wątki nie połączyły się w żaden fascynujący i niespodziewany sposób, a mnie pozostał niesmak i poczucie kompletnie zmarnowanego czasu. Ani to thriller ani historyczny. Nie polecam.
Znacie to uczucie, kiedy czytając książkę cały czas czekacie aż coś się wreszcie zacznie dziać? Dokładnie to czułam czytając „Miasto poza czasem”. Czekałam i czekałam. Niestety… nie wydarzyło się nic.
„Miasto poza czasem” to w zasadzie dwie odrębne historie. Jedną z nich stanowi osobista, a nawet intymna relacja kilkusetletniego mieszkańca Barcelony. Drugą jest historia...
Jon Scieszka to, wbrew pozorom, pisarz amerykański i styl tak charakterystyczny dla literatury młodzieżowej swojego kraju i on proponuje. Na pewno to znacie; szybka, trzymająca w napięciu i emocjonująca akcja, z akcentem przygodowym, o stylu lekkim i bardzo zabawnym, z mnogością ilustracji. Świetnie się to czyta. Jest Franek Einstein – młodociany naukowiec, geniusz. Jest jego przyjaciel i pomocnik – Watson. Jest też ich główny antagonista – Tobiasz Edison. A to nie koniec popkulturowych odwołań. To ten typ literatury, który sprawia, że nawet dzieciaki, którym do tej pory z książkami było nie po drodze, tym razem nie mogą oderwać się od lektury. Tym razem jednak w tę lekkość wdarły się nauki ścisłe, poważne tematy i teorie.
Powieści przesycone są naukową terminologią, przewijają się najbardziej znane teorie oraz nazwiska ich twórców. Mogłoby sie wydawać, że nie da się tego udźwignąć bez szkody dla całej reszty. A jednak! Tematy naukowe wprowadzone są subtelnie, lekko i z humorem, aby dane zagadnienie zrozumieć i przy okazji zapamiętać to i owo. Bo takie rzeczy, w opozycji do podręcznikowych regułek, po prostu się pamięta. Cała wiedza, którą tu otrzymujemy wynika z fabuły, z opowiedzianej historii. Wzbogacono to licznymi przykładami, zaproponowano eksperymenty, dzięki którym empirycznie poznamy i zrozumiemy dany problem. Do tego diagramy! Kilka, losowo wybranych, możecie podejrzeć na zdjęciach. W każdej książce jest ich kilkadziesiąt. To po prostu kopalnia wiedzy. Pozwalają jeszcze lepiej zrozumieć to, o czym jest mowa w tekście, często proponują zupełnie nowe informacje. A gdyby komuś jeszcze było mało, to na końcu każdej książki znajdziemy zebrane najbardziej interesujące fakty i ciekawostki, słowniczek z użytą w powieści terminologią, informacje o odkrywcach i naukowcach. Ba! Nawet przepis na silnik antymaterialny tam jest! :)
Dla mnie absolutny hit!
Jon Scieszka to, wbrew pozorom, pisarz amerykański i styl tak charakterystyczny dla literatury młodzieżowej swojego kraju i on proponuje. Na pewno to znacie; szybka, trzymająca w napięciu i emocjonująca akcja, z akcentem przygodowym, o stylu lekkim i bardzo zabawnym, z mnogością ilustracji. Świetnie się to czyta. Jest Franek Einstein – młodociany naukowiec, geniusz. Jest...
więcej Pokaż mimo to