-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński36
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant6
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant977
Biblioteczka
2016-06-05
2016-06-01
2016-05-28
2016-02-10
2016-02-01
2016-01-21
2016-01-12
2016-01-10
2016-01-07
2016-01-05
2016-01-03
2015-12-31
2015-12-30
2012-12-31
2015-12-21
2015-12-18
2013-09-27
"Żyć powoli, na tym polega tajemnica szczęścia."
Kiedy mały Momo podkrada smakołyki w sklepie pana Ibrahima, nawet nie podejrzewa, że stary Arab, który tak na prawdę nie jest Arabem, stanie się wkrótce jego przyjacielem i duchowym przewodnikiem."
Przed przeczytaniem Pana Ibrahima i Kwiaty Koranu miałam do niej dość spore wymagania. Chciałam coś wzruszającego, mądrego i z pewnym morałem. Jednak dostałam zupełnie coś innego, niż się spodziewałam i... niestety się zwiodłam.
Pana Schmitta znałam wcześniej tylko z Oskara i Pani Róży - jednej z moich ulubionych książek, którą wspominałam długo po przeczytaniu. Zbierałam się długo długo do sięgnięcia po inne opowiadanie tegoż autora, ale w końcu natrafiłam na Pana Ibrahima... Przeczytałam ją w niespełna jeden dzień - była na prawdę cieniutka, a wzrok tylko śmigał po tekście.
Mamy tu tylko kilkoro bohaterów i niestety żaden nie przypadł mi do gustu. Wszyscy byli pobieżnie opisani i tacy jacyś nierealni. Były takie momenty, że zupełnie nie wiedziałam co kieruje bohaterami, dlaczego robią coś tak, a nie inaczej. Miałam wrażenie, że autor nie dał mi, ani ich dobrze poznać, ani polubić.
Kolejna rzecz, która nie do końca mi się spodobała, to fabuła. Chwilami była tak surrealistyczna, że byłam pewna, że cała ta historia została wyssana z palca. Choć całą książkę czytało mi się szybko, to cała jej treść mnie męczyła i lektura wcale nie była przyjemna.
Plusem tej książki było zdecydowanie zakończenie. Spodobało mi się to jak autor pociągnął historię Momo i pokazał jego w zasadzie już normalną przyszłość. Gdyby opowiadanie zostało napisane tak jak jego zakończenie, to spodobałoby mi się zdecydowanie bardziej. Niestety raczej nie polecam, chyba że lubicie takie surrealistyczne klimaty. Ja jednak wolę teraz wrócić do moich ulubionych gatunków i nie marnować czasu (którego i tak mam mało) na książki, które mogą się nie sprawdzić.
"Żyć powoli, na tym polega tajemnica szczęścia."
Kiedy mały Momo podkrada smakołyki w sklepie pana Ibrahima, nawet nie podejrzewa, że stary Arab, który tak na prawdę nie jest Arabem, stanie się wkrótce jego przyjacielem i duchowym przewodnikiem."
Przed przeczytaniem Pana Ibrahima i Kwiaty Koranu miałam do niej dość spore wymagania. Chciałam coś wzruszającego, mądrego i z...
2013-10-31
"Pójdziesz do papierowych miast i nigdy już nie powrócisz."
Chyba nikomu nie muszę przedstawiać tej książki. Powieści Greena są obecnie mega popularne w blogosferze, więc wątpię, żeby ktoś jeszcze o nich nie słyszał. No to i ja się skusiłam. Po przeczytaniu niezliczonych pozytywnych opinii zamówiłam ją przy okazji jakiś większych zakupów książkowych. Papierowe Miasta musiały trochę poczekać na półce zanim się za nie wzięłam. Czy było warto?
Autor miał na prawdę dobry pomysł na całość. Bohaterowie różnorodni i ciekawi. Margo - na pierwszy rzut oka zbuntowana nastolatka, spontaniczna. Dopiero głębiej znajdujemy prawdziwą ją, czyli niezrozumianą przez wszystkich dziewczynę, która chciała porzucić papierowe miasta. Choć cała akcja w zasadzie kręciła się głównie wokół jej osoby, to nie miałam zbyt wielu okazji by "poczuć" tę postać i się z nią utożsamić.
Za to Quentin podbił moje serce. Wreszcie jakiś zwykły chłopak, który nie jest ideałem, a wszystkie osobniki płci pięknej za nim łażą i wzdychają. Powiem, że to całkiem miła odmiana. Dzięki temu, że to właśnie Q był narratorem, mogłam go lepiej poznać i zrozumieć.
Postaci drugoplanowe również były niczego sobie. Lace i Radar to całkiem sympatyczne tło dla głównych bohaterów. Tak, tło. Nie było o nich za dużo, więc nie można nazwać ich inaczej. Jedynym bohaterem, który potrafił mnie mocno zirytować był Ben. No bo jak można być takim durniem i co chwila walić takie teksty? Chyba, że to ja mam jakieś inne poczucie humoru...
Sama akcja przyznam, że trochę mnie zawiodła... Po tylu pozytywnych recenzjach i przeczytaniu pełnego opisu z tyłu książki liczyłam na coś lepszego. Myślałam, że to podróżowanie po USA będzie rzeczywiście tygodniami spędzonymi w samochodzie i jeżdżeniem z miejsca na miejsce w poszukiwaniu Margo. A ostatecznie to nie było to. Jak dla mnie za dużo siedzenia w domu i rozmyślania, a za mało tego "ciągle w drodze, ciągle na szlaku". Wiem, że nie mogę się czepiać autora, że napisał to nie tak, jak ja tego oczekiwałam, ale to nie zmienia faktu, że mogłoby się po prostu więcej dziać.
Autor używa mocno młodzieżowego języka, co czasami mi trochę przeszkadzało. Za dużo slangu. Takie wyrażenia nie przeszkadzają mi w języku mówionym, ale nie mam ochoty widywać go również w książkach.
Podsumowując Papierowe Miasta to dla mnie książka bardzo dobra, ale nie jakoś szczególnie zachwycająca. Zakończenie mi się bardzo podobało, choć zazwyczaj za otwartymi raczej nie przepadam. Spędziłam miłe chwile podczas czytania tej powieści i możliwe, że kiedyś sięgnę po nią ponownie - może wtedy spodoba mi się bardziej? Was zachęcam do zapoznania się z twórczością pana Greena. Prawdopodobnie będziecie zachwyceni - to tylko ja zawsze jestem jakaś inna i narzekam ;)
"Ludzie tworzą miejsca, a miejsce tworzy ludzi."
Zapraszam do dyskusji na:
http://miedzy-stronnicami.blogspot.com/2013/11/25-papierowe-miasta-john-green.html
"Pójdziesz do papierowych miast i nigdy już nie powrócisz."
Chyba nikomu nie muszę przedstawiać tej książki. Powieści Greena są obecnie mega popularne w blogosferze, więc wątpię, żeby ktoś jeszcze o nich nie słyszał. No to i ja się skusiłam. Po przeczytaniu niezliczonych pozytywnych opinii zamówiłam ją przy okazji jakiś większych zakupów książkowych. Papierowe Miasta...
2013-12-10
"Jednak gdy otwieram oczy, jestem sama. I już wiem, że czekałam za długo."
Za serię Nieśmiertelni po raz pierwszy zabierałam się jakoś w 2011 roku. Przerwałam wtedy po pierwszej części. Z racji, że nie pamiętałam z niej ZUPEŁNIE nic, a na półce leżą jeszcze dwie następne części - postanowiłam po dwóch latach od nowa zacząć czytać. Po średnio udanej przygodzie z książką Miłość od pierwszego kliknięcia [recenzja tutaj], miałam pewne obawy związane z wracaniem do moich dawnych "bestsellerów"... A jak było tym razem?
Ever Bloom jako jedyna przeżyła wypadek samochodowy, w którym zginęli jej rodzice i młodsza siostra. Od tamtego czasu izoluje się od otoczenia poprzez głośnią muzykę i chowanie się pod kapturem. Widzi i słyszy znacznie więcej niż powinna - przez chwilowy dotyk może poznać czyjąś przeszłość, a myśli rówieśników nie są już dla niej tajemnicą.
Jednak w jej życiu pojawia się Damen, który w jakiś sposób wycisza wszystkie obce myśli, a Ever czuje się jak dawniej.
Choć to moje drugie spotkanie z tą książką, to czułam się prawie, jakbym nigdy nie miała jej w rękach. Miałam co prawda czasami jakieś przebłyski typu "rzeczywiście coś takiego było...", ale zdarzało się to niezwykle rzadko. Nie mam pojęcia jak to możliwe, że wszelkie książki tego typu tak szybko zapominam... W końcu to tylko dwa lata!
Dobra. Bohaterowie. Jacy byli? Prości, podobni, mało realni i irytujący. W książce mamy narrację pierwszoosobową, którą "prowadzi" Ever. Masakra. Dawno nie miałam do czynienia z taką infantylną i wolno myślącą bohaterką. Dalej mamy jej najlepszą przyjaciółkę Haven. Według mnie 1) była mocno denerwująca, 2) obrażała się o byle co, 3) zupełnie nie zachowywała się jak przyjaciółka i 4) kto w wieku szesnastu lat zaklepuje chłopaków?!
Często nawet jak dziewczyna mi nie przypasuje, to chłopak jakoś to wynagradza. Tutaj... Eh. Damen jest zdecydowanie za ckliwy, za mało męski. Ten związek to niewypał - w końcu musi tu być jakiś "ktoś" zdecydowany i w miarę inteligentny...
Sama historia ratuję książkę, bo uważam, że jest całkiem ciekawa. Może w trakcie pojawia się trochę nieścisłości i zbyt wiele "zbiegów okoliczności", ale generalnie jest dobrze. Czyta się szybko, cały czas coś się dzieje, a język jest prosty, młodzieżowy. Chwilami miałam wrażenie, że trochę za bardzo, ale nie ma jeszcze tragedii.
Następne tomy przeczytam, bo jestem ciekawa jak to wszystko dalej się rozwinie. I mam nadzieję, że w Błękitnej Godzinie bohaterowie będą bardziej dopracowani i język trochę się poprawi. Bo Alyson Noel miała naprawdę ciekawy pomysł, szkoda tylko, że wykonanie już nie było takie dobre...
Książkę polecam raczej młodszym nastolatkom, które powinny być zadowolone. Osoby mające więcej niż piętnaście lat, na Ever mogą się zawieść. Ja jakoś szczególnie nie żałuję, że przeczytałam, ale nie był to najlepiej wykorzystany czas. Na szczęście książkę pochłonęłam błyskawicznie ;)
"Miłość nie ma sensu."
www. miedzy-stronnicami.blogspot.com
"Jednak gdy otwieram oczy, jestem sama. I już wiem, że czekałam za długo."
Za serię Nieśmiertelni po raz pierwszy zabierałam się jakoś w 2011 roku. Przerwałam wtedy po pierwszej części. Z racji, że nie pamiętałam z niej ZUPEŁNIE nic, a na półce leżą jeszcze dwie następne części - postanowiłam po dwóch latach od nowa zacząć czytać. Po średnio udanej przygodzie z książką...
2013-12-15
"Im wyższe wzniesienie, tym dotkliwszy upadek."
Kolejna książka, którą kiedyśtam czytałam i kompletnie nic z niej nie pamiętam, a że następna część leży na półce to warto by było wziąć się za nią i przeczytać. No i tak właśnie zrobiłam. Jak wrażenia?
Szesnastoletnia Nora ulega urokowi tajemniczego i zabójczo przystojnego Patcha. W momencie gdy pojawia się on w jej życiu, zaczynają dziać się rzeczy, których nie da się wytłumaczyć. Kim tak naprawdę jest Patch?
Na samym początku wspomnę, że Szeptem to zdecydowanie nie jest książka wysokich lotów - przeciwnie, można spokojnie pochłaniać ją wieczorami przy herbacie, czy kawie, nie poświęcając na to zbyt wiele energii. Ot, takie lekkie czytadło.
Sama historia, choć trochę niedopracowana, to nawet wciąga. Jak dla mnie za dużo "zbiegów okoliczności". Generalnie źle nie jest. Głównym wątkiem (jak już wszyscy pewnie się domyślili po okładce) jest miłość dziewczyny do upadłego anioła - czyli nic oryginalnego, mamy teraz takich książek pod dostatkiem i jeszcze więcej.
Nora mnie denerwowała. To taka typowa główna bohaterka w średnich paranormalach - mało inteligenta, cicha i dość porywcza. Choć autorka chyba próbowała zrobić z niej postać silną i potrafiącą strzelić niezłą ripostą, to jej to nie wyszło. Za to Patch był niezły. Co prawda w wielu książkach znajdziemy TAKIEGO chłopaka, to mi się chyba to nigdy nie znudzi. To po prostu chyba mój typ ;)
Vee była całkiem sympatyczną i zabawną wstawką. Tyłka nie urywa, ale to zdecydowanie ciekawa indywidualność...
Zauważyłam w Szeptem dużo schematów i podobieństw do innych książek z tego gatunku. Po pierwsze - Nora i Patch poznają się na lekcji biologii. Coś wam to mówi? Nora googluje informacje o aniołach obdartych ze skrzydeł. Czy ktoś nie robił tego samego, tylko w poszukiwaniach informacji na temat wampirów? Tak w ogóle, skąd takie rzeczy się w internecie niby biorą??? Po prostu można by rzec, że TO JUŻ BYŁO.
Smuci mnie, że autorka potraktowała całą historię upadłych po macoszemu. To był jeden z najciekawszych elementów książki i chciałabym się dowiedzieć więcej na ten temat! No nic, może w następnych częściach ten wątek nie zostanie przerzucony na dalszy plan...
Podsumowując. Czyta się szybko, przyjemnie. To naprawdę nic specjalnego, można znaleźć mnóstwo takich książek, więc nie wiem czy warto zabierać się za serię. Ja będę kontynuować swoją przygodę z Norą i Patchem z czystej ciekawości, ale wy wybierzcie sami. Jeśli nie macie zbyt wiele czasu na czytanie, to bez sensu jest go marnować na tak schematyczną powieść, gdy można sięgnąć po coś lepszego ;)
"- Myślisz, że Biblia jest ścisła? To znaczy: zgodna z prawdą?
- Myślę, że pastor Calvin jest seksy. Jak na czterdziestoparolatka. Tak z grubsza wyglądają moje przekonania religijne."
www.miedzy-stronnicami.blogspot.com
"Im wyższe wzniesienie, tym dotkliwszy upadek."
Kolejna książka, którą kiedyśtam czytałam i kompletnie nic z niej nie pamiętam, a że następna część leży na półce to warto by było wziąć się za nią i przeczytać. No i tak właśnie zrobiłam. Jak wrażenia?
Szesnastoletnia Nora ulega urokowi tajemniczego i zabójczo przystojnego Patcha. W momencie gdy pojawia się on w jej życiu,...
O MÓJ BOŻE. Chyba przeczytałam właśnie najlepszą książkę tego roku... Egmont powinien się wstydzić, że nie kontynuuje Sagi Księżycowej!
O MÓJ BOŻE. Chyba przeczytałam właśnie najlepszą książkę tego roku... Egmont powinien się wstydzić, że nie kontynuuje Sagi Księżycowej!
Pokaż mimo to