rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , ,

O MÓJ BOŻE. Chyba przeczytałam właśnie najlepszą książkę tego roku... Egmont powinien się wstydzić, że nie kontynuuje Sagi Księżycowej!

O MÓJ BOŻE. Chyba przeczytałam właśnie najlepszą książkę tego roku... Egmont powinien się wstydzić, że nie kontynuuje Sagi Księżycowej!

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

GENIALNA!!!

GENIALNA!!!

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Książki Ewy Nowak czytałam głównie na początku gimnazjum. Sięgałam po losowe tomy i zaczytywałam się w przygodach bohaterów. Mimo, że autorka poruszała dość trudne tematy, to robiła to w tak umiejętny sposób, że czytało się łatwo i przyjemnie. Jakiś czas temu postanowiłam powrócić do serii Miętowej i przeczytać wszystkie tomy w odpowiedniej kolejności. Zaczęłam oczywiście od Wszystko, tylko nie mięta.

Książka opowiada o losach rodziny Gwidoszów - Malwiny, która właśnie rozpoczęła naukę w liceum; Kuby, typowego amanta, Marysi - wyjątkowo ciekawego dziecka oraz ich zwariowanych rodziców. Pierwsze miłości, problemy i przyjaźnie, a to wszystko rozgrywające się w Warszawie z XXI wieku.

"Człowiek musi cierpieć, bo inaczej nigdy nie nauczy się doceniać szczęścia. Radość i cierpienie to dwie połówki tego samego jabłka."

Ewa Nowak należy do nielicznego grona polskich autorów, których książki czytam. Oczywiście nie mam nic do polskiej literatury, ale rzadko zdarza mi się po nią sięgać, niestety. Uważam, że wybór młodzieżówek, dystopii i innych jest nadal dość mały, ale mam nadzieję, że to się wkrótce zmieni. Odbiegam od tematu. W każdym razie chciałam napisać, że Wszystko, tylko nie mięta, to jedna z tych książek, która wpasowuje się w moje gusta i czytanie jej było wielką przyjemnością! Mimo, że okładka jest... hm... raczej średnia i odrzucająca (po co ten kubek i buty?!), to obiecuję Wam, że jej wnętrze jest o wiele, wiele lepsze!

Główni bohaterowie Mięty są wyraziści, charakterystyczni i ciekawi. Macie tak czasami, że postaci Wam się mieszają, nie pamiętacie kto jest kim, bo autor trochę zawalił na początku i poskąpił opisów i stworzenia WYJĄTKOWYCH bohaterów? Ja bardzo dobrze znam to uczucie i na szczęście tutaj z postaciami było wszystko w porządku. Książkę skończyłam jakieś dwa tygodnie temu, a nadal pamiętam ich imiona, więc jest w porządku ;). Najbardziej polubiłam chyba małą Marysię, która jest po prostu czarującą dziewczynką, a jej pytania często mnie rozbrajały. Generalnie książka jest zabawna, przez co jeszcze łatwiejsza w odbiorze.

Czytanie tej Mięty to naprawdę sama przyjemność, atmosfera jest taka... ciepła. Wyobrażam sobie siebie siedzącą pod kocykiem, pijącą kakao i czytającą tę właśnie książkę! (Nie za bardzo potrafię wytłumaczyć, o co mi chodzi... Mój mózg zjeżdża już na dziwne tory, eh...) Być może jest to lektura bardziej jesienna, ale z racji, że jest bardzo lekka, to na wakacje również się nadała. Do tego większość bohaterów wzbudziło moją sympatię - czego więcej chcieć?

"Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu."

Wszystko, tylko nie mięta nie jest tworem wybitnym, to raczej powieść, od której nie oczekujemy zbyt wiele, a ona w zamian zapewnia dobrze spędzony wieczór. Uważam, że najlepiej wpasuje się w gust czytelników poniżej dwudziestego roku życia, ale i tak pewnie znajdą się wyjątki. Trochę szkoda, że książka jest tak krótka, a historie Malwiny i Kuby - za mało rozwinięte. Wiem, że w kolejnych "częściach" z "serii" mogą się jeszcze pojawić, ale będą to postaci raczej drugoplanowe, więc...

Książkę polecam wszystkim tym, którzy za parę tygodni wracają do szkoły i szukają czegoś lekkiego i szybkiego do przeczytania podczas "zajętych i pełnych nauki" dni. Jednak cała reszta też powinna zainteresować się tą pozycją i sprawdzić, czy to coś dla nich ;).

Książki Ewy Nowak czytałam głównie na początku gimnazjum. Sięgałam po losowe tomy i zaczytywałam się w przygodach bohaterów. Mimo, że autorka poruszała dość trudne tematy, to robiła to w tak umiejętny sposób, że czytało się łatwo i przyjemnie. Jakiś czas temu postanowiłam powrócić do serii Miętowej i przeczytać wszystkie tomy w odpowiedniej kolejności. Zaczęłam oczywiście...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Całe życie Tris legło w gruzach. Okazuje się, że to wszystko, w co dotychczas wierzyła, było iluzją, kłamstwem. Matka Tobiasa zniosła frakcje i sprawuje tyrańskie rządy nad miastem. Osoby niezadowolone z obecnego stanu rzeczy zaczynają się buntować i chcą wiedzieć, co jest za płotem. A najbardziej niespodziewane jeszcze nadejdzie...

"A może przebaczenie polega właśnie na ciągłym odsuwaniu od siebie bolesnych wspomnień, póki czas nie uleczy ran i gniewu, i póki krzywdy nie zostaną zapomniane."

"Niezgodna" bardzo mi się podobała, "Zbuntowana" niestety była już mocno średnia... A co z "Wierną"? Hm... Na razie mam mieszane uczucia, ale mam nadzieję, że podczas pisania trochę sobie wszystko poukładam w głowie. Książka dzieli się na dwie części - jedna to wolno płynąca akcja (choć w sumie trudno to akcją nazwać...), a druga - szalona jazda kolejką górską, bądź spływ w dół rwącej rzeki. Problem w tym, że: 1) pierwsza część to... 9/10 książki i 2) była przeplatana ochami i achami dwójki głównych bohaterów, bądź ich ciągłymi kłótniami. Głupota czasami wypływała ze stron... Bo, uwaga, kto normalny całowałby swojego chłopaka/dziewczynę, będąc pod ostrzałem, zamiast uciekać?! Rozumiem, że wielka miłość i te sprawy, ale bez przesady! Druga część natomiast wreszcie porwała mnie i jakoś tak trochę bardziej zrozumiałam Tris.

Bohaterowie zamiast rozwijać się, raczej cofali się. Przez większość czasu nie rozumiałam właściwie, co się dzieje i DLACZEGO. Większość postaci, które wcześniej naprawdę lubiłam, albo zeszły na dalszy plan, albo zaczęły mnie irytować. Większości scen z Cztery nie mogłam wycierpieć - nie mam pojęcia co się z nim stało! Gdyby ktoś zapytał się mnie po przeczytaniu "Niezgodnej" o ulubionych męskich bohaterów, zdecydowanie umieściłabym go w pierwszej piątce. Teraz, niestety, trafiłby na szary koniec. Veronica Roth - what do you think you're doing?!

Może to Was zaskoczy, ale zakończenie wyjątkowo mi się podobało. Co prawda wiedziałam jak to się skończy, ale mimo wszystko przepłakałam ostatnie pięćdziesiąt stron. Nie dlatego, że wyjątkowo przywiązałam się do bohaterów, nie dlatego, że nie chciałam kończyć trylogii... Ja po prostu zawszę płaczę we wzruszających momentach. A TEN moment został całkiem umiejętnie opisany i przedstawiony. Więc aż tak źle nie było.

"Stworzymy dom gdzieś w sobie i będziemy go wszędzie ze sobą nosić."

Jak podsumuję tę trylogię? Ujdzie. Raczej (napewno!) nie będę do niej wracać, ale też nie podrę i nie spalę wszystkich części. Zastanawiam się tylko, gdybym wtedy nie weszła na tego Instagrama i niezaspojlerowała sobie zakończenia, to czy "Wierna" podobałaby mi się bardziej... W sumie to wątpię, ale i tak od wtedy unikam potencjalnych źródeł spojlerów...

Całe życie Tris legło w gruzach. Okazuje się, że to wszystko, w co dotychczas wierzyła, było iluzją, kłamstwem. Matka Tobiasa zniosła frakcje i sprawuje tyrańskie rządy nad miastem. Osoby niezadowolone z obecnego stanu rzeczy zaczynają się buntować i chcą wiedzieć, co jest za płotem. A najbardziej niespodziewane jeszcze nadejdzie...

"A może przebaczenie polega właśnie na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Kurcze. Nie spodziewałam się, że jakakolwiek seria o wampirach może mnie jeszcze zainteresować. Bo większość paranormali już po prostu nie jest dla mnie. Ci infantylni bohaterowie, przewidywane zakończenia, sztuczne dialogi... Jak dobrze, że Pocałunek Cienia (i poprzednie dwa tomy serii) nie należy do tej grupy! Jak dobrze, że (jak na razie) części Akademii Wampirów są coraz lepsze! Często się zdarza, że pierwsza część serii jest genialna, a kontynuacja okazuje się pisana na siłę lub po prostu gorsza. Mogłabym tu wymienić kilka książek, ale nie chcę odbiegać od tematu. To raczej materiał na oddzielny wpis... W każdym razie, w tym przydługim wstępie chciałam napisać, że Pocałunek Cienia mnie nie zawiódł, czytało się świetnie choć... Hm. Mam jedno "ale".

" O mój Boże. Uprzejme słowo od Rose Hathaway. Mogę umrzeć jako szczęśliwy człowiek."

Rose próbuje pozbierać się po stracie jednego z przyjaciół. Fakt, że zaczyna wariować i widzieć duchy, nie pomaga jej w tym. Do tego Lissa chce wrócić do magii i opanować żywioł ducha, co niestety źle na nią wpływa. Zbliżająca się rozprawa Daszkowa też kiepsko wpływa na humor małej dampirzycy. No i... Dymitr. Wie, że nigdy nie będzie mogła z nim być, co nie powstrzymuje jej uczuć do niego. Wszystko układa się źle, a ma być jeszcze gorzej.

Jak już pisałam na początku, Pocałunek Cienia był nawet lepszy od W szponach mrozu. Większą część książki przeczytałam w drodze nad morze (GIGANTYCZNE korki) i nawet nie zauważyłam jak ten czas szybko minął. Na całego wciągnęłam się w akcje, która na początku powoli się rozwijała, aż w końcu zaczęła pędzić pod koniec. I choć stałam w korku, czułam się jak podczas jazdy bez trzymanki! Nie było momentów, w których nic się nie działo i bym musiała czytać na siłę. To była prawdziwa książkowa przyjemność!

"Szaleńcy rzadko kwestionują swoje zdrowe zmysły."

Rose przechodzi widoczną przemianę. Nie tracąc swojego charakterku, zaczyna podejmować odpowiedzialne decyzje, ale też trochę myśleć o sobie. Wcześniej denerwowało mnie (ale tylko trochę!) to ślepe oddanie Lisie, odrzucanie własnych potrzeb i to całe motto Oni są najważniejsi. Na szczęście się ogarnęła. Wreszcie! A słabym punktem, o którym pisałam wcześniej, był... Dymitr. Co za drewno! Wcześniej się to tak w oczy nie rzucało, ale teraz "relacja" jego i Rose średnio mi się podobała. Może dlatego, że ani razu nie dane mi było poznanie prawdziwych uczuć Dymitra i ogólnie jego jako postaci? Pani Mead niestety strasznie skąpi informacji na jego temat... W recenzji poprzedniej części pisałam, że polubiłam Adriana. Zmieniłam zdanie. UWIELBIAM GO! Jego teksty, jego osoba, sceny, w których się pojawił - wszystko! Może odstawiam tu za duży fangirling, ale co tam... Razem z Rose przekonałam się też do Christiana. Ciekawe jak nasza znajomość się później rozwinie ;).

"Wolność, pomyślałam. To był jedyny prezent, na który czekałam."

Podsumowując, Pocałunek Cienia jest książką przyjemną, wakacyjną, z zakończeniem wciskającym w fotel (Richelle, czemu nam to robisz?). Pierwszy tom nie był tak dobry, ale widoczna jest tu tendencja zwyżkowa. Jeśli jeszcze nie sięgnęliście po AW to koniecznie to zróbcie! Nawet jeśli początek trochę Was zniechęcił to nie poddawajcie się :).

Kurcze. Nie spodziewałam się, że jakakolwiek seria o wampirach może mnie jeszcze zainteresować. Bo większość paranormali już po prostu nie jest dla mnie. Ci infantylni bohaterowie, przewidywane zakończenia, sztuczne dialogi... Jak dobrze, że Pocałunek Cienia (i poprzednie dwa tomy serii) nie należy do tej grupy! Jak dobrze, że (jak na razie) części Akademii Wampirów są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Trochę zwlekałam zanim sięgnęłam po Zbuntowaną. Zawsze, po świetnym początku serii/trylogii trochę się waham, boję się, że kontynuacja mnie zawiedzie. Do tego czytałam tak dużo niepochlebnych opinii na temat Zbuntowanej. Z drugiej strony nienawidzę nie kończyć serii... I jak tu nie mieć dylematu? Zaraz mogą pojawić się spojlery z poprzedniej części.

Tris i Cztery muszą uciekać z miasta i ukrywają się na terenach Serdeczności. Erudycja wraz ze zdrajcami z Nieustraszoności zaatakowała Altruizm i szuka niezgodnych. Już nigdzie nie jest bezpiecznie. Tris nadal roztrząsa swoje wybory, opłakuje bliskich i traci chęć do życia. Cały czas igra ze śmiercią, a Tobias nie jest w stanie powstrzymać jej od ciągłego ryzyka. KONIEC spojlerów.

"Już myślałem, że nigdy nie przestanie działać i będę musiał cię zostawić, żebyś... wąchała kwiatki czy co tam chciałaś robić na haju."

Tak jak myślałam, Zbuntowana raczej mnie zawiodła. Nie była to może zła książka, po prostu mocno średnia. Początek zapowiadał się ciekawie, ale niestety im dalej tym... nudniej. Nie wiem skąd u mnie ta obojętność na losy bohaterów, których tak pokochałam czytając Niezgodną. Książka mi się dłużyła i co chwile odliczałam ile stron zostało do końca rozdziału. Na szczęście opłacało się nudzić, bo już końcówkę przeczytałam błyskawicznie. Wreszcie zaczęła się jakaś akcja!

Od pierwszych stron Niezgodnej Tris podbiła moje serce i uwielbiałam czytać historię z jej punktu widzenia. Tym razem trochę przesadzała (jej zachowanie streszcza poniższy obrazek), a jej związek z Cztery był już mocno przesadzony. Za to Cztery po prostu... Grrrr! Nienawidzę jak z twardego, stanowczego bohatera robi się taka mimoza. Eh...

"Czasem ludzie po prostu chcą się czuć szczęśliwi, nawet jeśli to złudzenie."

Nie za bardzo wiem, co więcej powinnam napisać, bo po prostu się zawiodłam. Bardzo, bardzo, bardzo nie chciałam wierzyć w te niepochlebne recenzje. Ale zakończenie bardzo mnie zaskoczyło i już nie mogę się doczekać aż sięgnę po Wierną! Moje nadzieje rosną i liczę na epickie zakończenie tej trylogii!

Trochę zwlekałam zanim sięgnęłam po Zbuntowaną. Zawsze, po świetnym początku serii/trylogii trochę się waham, boję się, że kontynuacja mnie zawiedzie. Do tego czytałam tak dużo niepochlebnych opinii na temat Zbuntowanej. Z drugiej strony nienawidzę nie kończyć serii... I jak tu nie mieć dylematu? Zaraz mogą pojawić się spojlery z poprzedniej części.

Tris i Cztery muszą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Znowu złamałam jedną z moich zasad dotyczących książek. Miałam nie zaczynać żadnych nowych serii, dopóki nie dokończę innych... Niestety nie wyszło. Tak jak i postanowieniem, by nie kupować nowych książek. Wkrótce na blogu zaprezentuję Wam jak to "nic nie kupowałam" :). Ale przechodząc do Mechanicznego Anioła. Odleżał już swoje na półce, ale nie planowałam czytania go w najbliższym czasie. Jednak brakowało mi świata Nocnych Łowców, więc stwierdziłam, że Piekielne Maszyny umilą mi czekanie na Miasto Niebiańskiego Ognia... Swoją drogą, ktoś wie kiedy w Polsce pojawi się finał serii?

Po śmierci ciotki szesnastoletnia Tessa przemierza ocean, aby zamieszkać wraz z bratem w Londynie. Niestety wpada w pułapkę i zostaje porwana przez Mroczne Siostry. Odkryje swoje niesamowite zdolności i pozna londyński Podziemny Świat. Pomoże też Nocnym Łowcom w rozwiązaniu pewnej zagadki, a ani w zamian pomogą w poszukiwaniach brata Tessy. Dziewczyna nie spodziewa się kto tak naprawdę jest odpowiedzialny za jej porwanie...

" - To było niegrzeczne. Wiele osób porównywało patrzenie na mnie z wpatrywaniem się w blask słońca.
- Jeśli mieli na myśli to, że potrafisz przyprawić o ból głowy, to mieli rację."

Miło było znowu powrócić do świata Nocnych Łowców. Nie miałam pojęcia jak bardzo mi tego brakowało. Z początku miałam pewne wątpliwości, co do tego typu powieści umiejscowionej w Londynie z czasów wiktoriańskich. Te gorsety, strojne suknie, dżentelmeni i cała ta otoczka kompletnie mi nie pasowała do odważnych wojowników. Jednak pomyliłam się. Tamte klimaty idealnie mi przypasowały i nawet dodawały nutkę tajemniczości i wyrafinowania.

Od samego początku nie mogłam się powstrzymać od porównywania postaci z Mechanicznego Anioła do tych z Darów Anioła. I rzeczywiście podobieństwa były dość znaczne, ale na szczęście po czasie bohaterowie zaczęli nabierać charakteru i wyróżniać się. Choć jacyś genialni nie byli i mam nadzieję, że z czasem dowiemy się o nich więcej. Ostatecznie więc mogę powiedzieć, że Cassandra Clare nie kopiowała pomysłów i wymyśliła coś nowego. A właśnie powtórek się tu najbardziej obawiałam.

"Sugerujesz, że resztki mojej reputacji zostały nietknięte? - zapytał Will z udawanym przerażeniem. - Najwyraźniej coś źle zrobiłem. Albo nie zrobiłem czegoś złego, tak też może być. - Zabębnił pięścią w bok powozu. - Thomas! Musimy natychmiast ruszać do najbliższego burdelu! Szukam skandalu i podejrzanego towarzystwa."

Najbardziej ze wszystkich chyba polubiłam Jema (oczywiście zaraz za Willem, to oczywiste). Już nie mogę się doczekać jak dalej potoczą się jego losy. Wątek miłosny akurat średnio mi przypasował i nie jestem szczególnie zainteresowana jego kontynuacją. Chyba, że autorka jeszcze jakoś mnie zaskoczy. Było by miło. Fragmenty, w których pojawiał się Magnus i Camille również były ciekawe - fajnie jest poczytać o przeszłości znanych już nam bohaterów.

Mechaniczny Anioł nie zachwycił mnie, choć uważam, że historia ma w sobie potencjał. Bez wątpienia sięgnę po kolejne części. Jeśli lubicie Nocnych Łowców to serdecznie zachęcam Was do przeczytania. Z książką spędziłam miłe chwile i już zawsze będzie mi się bardzo dobrze kojarzyć ;). No i jeszcze ten humor charakterystyczny dla Clare na pewno skutecznie poprawi Wam nastrój!

Znowu złamałam jedną z moich zasad dotyczących książek. Miałam nie zaczynać żadnych nowych serii, dopóki nie dokończę innych... Niestety nie wyszło. Tak jak i postanowieniem, by nie kupować nowych książek. Wkrótce na blogu zaprezentuję Wam jak to "nic nie kupowałam" :). Ale przechodząc do Mechanicznego Anioła. Odleżał już swoje na półce, ale nie planowałam czytania go w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Grę w kłamstwa przeczytałam już baaaardzo dawno temu i zdążyłam pozapominać sporo istotnych szczegółów. Trochę się martwiłam, że nie będę ogarniać co się dzieje, ale na szczęście jak tylko zaczęłam czytać, nie było takiego problemu, bo wszystko sobie przypomniałam, a prolog, który w skrócie opisywał akcje poprzedniego tomu, jeszcze bardziej mi w tym pomógł. Więc obyło się bez czytania ostatniego rozdziału Gry w Kłamstwa, szukania streszczeń w internecie i innych sposobów, które zazwyczaj używam w takich przypadkach ;).

Niewiele pamiętam ze swojego życia, pozostały zaledwie przebłyski wspomnień. Wiem jedno: nie tak dawno miałam wszystko - wspaniałych przyjaciół, cudownego chłopaka i kochającą rodzinę. Teraz Emma, moja siostra bliźniaczka, zajęła moje miejsce i desperacko próbuje rozwikłać zagadkę mojego zniknięcia. Jednak czuje, że ktoś śledzi każdy jej ruch...
- opis z okładki

Emma jest dziewczyną spokojną, raczej poukładaną i doświadczoną przez życie. Wie jak wygląda prawdziwy świat, nigdy nie leżała na forsie, dobrze znana jej jest ciężka praca, a zaufanie do obcych ludzi przychodzi jej z trudem. Gdy zajmuje miejsce swojej martwej siostry bliźniaczki i próbuje rozwiązać zagadkę jej morderstwa, nie jest jej łatwo się dostosować. Sutton nigdy nie brakowało pieniędzy, była popularna, rozpuszczona... Emma zastępuje ją i nie wie co robić, nie wie kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. No i Ethan - tajemniczy samotnik, jedyna osoba, której Emma może ufać i która zna jej tajemnicę. Do tego widocznie mają się ku sobie, ale dziewczyna nie jest gotowa na związek w środku poszukiwać zabójcy siostry bliźniaczki.

Pierwsza część podobała mi się, ale jakoś szczególnie mnie nie porwała. Nigdy Przenigdy przekonało mnie do siebie o wiele bardziej. Shepard ma wyjątkową umiejętność do zainteresowania czytelnika i wciągnięcia go w akcję. No bo niby nic specjalnego, a tylko czeka się by sięgnąć po kolejne części. Podoba mi się jak autorka przedstawia kontrasty między życiem Sutton, a Emmy. Same postaci też są całkiem niezłe, choć jak dla mnie za mało szczegółowo opisane. Liczę, że zostanie to nadrobione w kolejnej części (która, swoją drogą, już dziś będzie moja! :]). Przyjemna jest też ta specyficzna atmosfera tajemnicy, to jak autorka starannie wydziela informacje, które co jakiś czas dostajemy.

Jedyne, czego się boję to, to że tak jak PLL, seria będzie niemiłosiernie przeciągana. Nie lubię jak ktoś pisze kolejne tomy tylko i wyłącznie dla kasy, a przy tym tylko niepotrzebnie wszystko rozwleka. Zobaczymy jak to tutaj z tym będzie.
Z Nigdy Przenigdy jestem bardzo zadowolona i uważam, że to świetna lektura na wakacje! Jeśli jeszcze nie sięgneliście po Grę w Kłamstwa to koniecznie to zróbcie. Nie jest to literatura wysokich lotów, ale bezsprzecznie można zaliczyć ją do tych lekkich i przyjemnych w odbiorze.

Grę w kłamstwa przeczytałam już baaaardzo dawno temu i zdążyłam pozapominać sporo istotnych szczegółów. Trochę się martwiłam, że nie będę ogarniać co się dzieje, ale na szczęście jak tylko zaczęłam czytać, nie było takiego problemu, bo wszystko sobie przypomniałam, a prolog, który w skrócie opisywał akcje poprzedniego tomu, jeszcze bardziej mi w tym pomógł. Więc obyło się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Uwaga. Przygotujcie się na długaśny wywód, który prawdopodobnie będę pisać na kilka razy. I w sumie wątpię, czy kiedykolwiek uda mi się napisać o wszystkim tym, o czym bym chciała. No i o czym powinnam... Będzie tu zarówno o samej części siódmej, ale też i o całości, jaką jest seria Jutra. Spoilerów postaram się unikać. Życzę miłego czytania.

"Kiedy będę mogła żyć dalej? Kiedy zdołam o tym wszystkim zapomnieć? Wiedziałam, że odpowiedź jest prosta. Nigdy. Nigdy. Niektóre rzeczy się kończą. Ale nie wojna."

Ponad rok temu Ellie wraz z przyjaciółmi wyruszyli na biwak, zapuszczając się aż do Piekła - dziewiczego miejsca ukrytego w Australijskich górach. Nie spodziewali się, że w tym czasie na ich kraj napadnie jakieś nieznane mocarstwo. Ale tak to właśnie bywa - śmierć i wojna przychodzą niespodziewane. Przez ostatnie kilkanaście miesięcy robili wszystko, by powstrzymać najeźdźców przed inwazją. Wysadzanie mostów, siedzib dowódców i innych istotnych miejsc. Zmienili się bardzo. A teraz przyszła pora na prawdziwe działania wojenne, sabotaż 24/7. Co jeśli coś pójdzie niezgodnie z planem?

Z tą grupą zżyłam się na tyle, że wszystkie akcje, niebezpieczeństwa, ale również chwile w Piekle, przeżywałam razem z nimi. Bardzo nie chciałam kończyć tej serii... A jeszcze bardziej nie chciałam zwlekać z sięgnięciem po następny tom. I jak tu utrzymać zdrowie psychiczne? A siódmy tom był wyjątkowy. Nie do końca wiem, na czym polega ta jego wyjątkowość, ale COŚ zdecydowanie wyróżnia go spośród innych. Może sam fakt, że Po drugiej stronie świtu jest finałem tak wytrącił mnie z równowagi? Bo uwierzcie. Czytałam jak szalona, czułam się jak pod wpływem i za nic nie mogłam się od niej oderwać. Ostatnie 200 stron przeczytałam ciurkiem z małą przerwą na kibelek i obiad. A to mówi samo za siebie.

"Każdy cel jest wielki."

Już niemal na samym początku zostałam wrzucona w wir akcji. Ta część była najbardziej dynamiczna ze wszystkich, moje tętno nie spadało poniżej 100. Nie żartuję, serce łomotało mi jak szalone.
Mimo, że jestem dość ckliwą osobą, często płaczę podczas czytania (a o filmach to już nie wspomnę), to nie spodziewałam się takiego pokładu uczuć wypływającego gdzieś w środku książki, w postaci łez, histerycznego śmiechu i nieopanowanego rzucania książką w ścianę. Kilka razy. Dopiero końcówka zrobiła się bardziej spokojna i hm... stonowana. Ale to nie znaczy, że zatamowało moje morze łez. Przeciwnie - było jeszcze gorzej.

Nie wiem, co jeszcze mogłabym powiedzieć o tej książce, jako jednostce. Od dłuższego czasu uważam, że raczej stanowi pewną całość, aniżeli oddzielne historie. Chyba napisałam już wszystko, co mogłam napisać. Zarówno tutaj, jak i w poprzednich recenzjach. Za to mam jeszcze trochę do powiedzenia (napisania) właśnie o całości. Jako, że jestem osobą uwielbiającą wszelkie podsumowania, to nie mogłabym go sobie odpuścić i tutaj!

"W życiu chodzi o coś więcej niż tylko bycie szczęśliwym. Chodzi o odczuwanie całej gamy emocji: szczęścia, smutku, złości, żalu, miłości, nienawiści. Jeśli spróbujesz stłumić jedną z nich, stłumisz je wszystkie."

Jutro jest uznawane za serię młodzieżową. Nie do końca się z tym zgodzę. Uważam, że tematyka jest na tyle ważna i życiowa, że nawet starszy czytelnik powinien zapoznać się z tymi książkami. Mimo, że jest to fikcja literacka, to świetnie oddaje realia inwazji, walki, poświęcenia. Momentami miałam wrażenie, że to wszystko wydarzyło się naprawdę (może to przez formę pewnych "kronik" i pierwszoosobową narrację), a ja tylko czytam wspomnienia po latach. Autor opisał przygody przyjaciół w tak realistyczny sposób, że trudno stwierdzić, że te wydarzenia nie miały miejsca. A więc czym jest Jutro? Dla mnie to książki zmieniające nasz światopogląd, zmuszające do zastanowienia i pokazujące nam, że zawsze powinniśmy doceniać, to co mamy, bo w każdej chwili możemy to stracić.

Gdy sięgnęłam po pierwszą część prawie rok temu, licząc na lekką wakacyjną książkę, nie spodziewałam się TEGO. A teraz, gdy wszystko już za mną (no może poza Kronikami Ellie, których akurat strasznie się boję i na razie nie zamierzam po nie sięgać)... Jest mi przykro. Zwłaszcza, że epilog trochę mnie rozczarował. Serio, kto pisze takie epilogi? Moje serce rozpadło się na tysiąc małych kawałków i nie wiem kiedy wreszcie się pozbieram...

"Poświęcenia są do kitu. Tyle, że bez nich niewiele można osiągnąć. Niczego nie osiągniesz, jeśli z czegoś nie zrezygnujesz."

Dobra, coś jest nie tak, bo zaczynam zapominać, co napisałam na początku. W ogóle jeśli udało się Wam dotrwać do końca tej tyrady, to jestem z Was dumna! Nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać, żeby Was przekonać, więc chyba zakończę moją wypowiedź. Po prostu zaufajcie mi i przeczytajcie. Zwłaszcza, że wakacje są idealnym na to czasem!

Uwaga. Przygotujcie się na długaśny wywód, który prawdopodobnie będę pisać na kilka razy. I w sumie wątpię, czy kiedykolwiek uda mi się napisać o wszystkim tym, o czym bym chciała. No i o czym powinnam... Będzie tu zarówno o samej części siódmej, ale też i o całości, jaką jest seria Jutra. Spoilerów postaram się unikać. Życzę miłego czytania.

"Kiedy będę mogła żyć dalej?...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Żyć powoli, na tym polega tajemnica szczęścia."

Kiedy mały Momo podkrada smakołyki w sklepie pana Ibrahima, nawet nie podejrzewa, że stary Arab, który tak na prawdę nie jest Arabem, stanie się wkrótce jego przyjacielem i duchowym przewodnikiem."

Przed przeczytaniem Pana Ibrahima i Kwiaty Koranu miałam do niej dość spore wymagania. Chciałam coś wzruszającego, mądrego i z pewnym morałem. Jednak dostałam zupełnie coś innego, niż się spodziewałam i... niestety się zwiodłam.

Pana Schmitta znałam wcześniej tylko z Oskara i Pani Róży - jednej z moich ulubionych książek, którą wspominałam długo po przeczytaniu. Zbierałam się długo długo do sięgnięcia po inne opowiadanie tegoż autora, ale w końcu natrafiłam na Pana Ibrahima... Przeczytałam ją w niespełna jeden dzień - była na prawdę cieniutka, a wzrok tylko śmigał po tekście.

Mamy tu tylko kilkoro bohaterów i niestety żaden nie przypadł mi do gustu. Wszyscy byli pobieżnie opisani i tacy jacyś nierealni. Były takie momenty, że zupełnie nie wiedziałam co kieruje bohaterami, dlaczego robią coś tak, a nie inaczej. Miałam wrażenie, że autor nie dał mi, ani ich dobrze poznać, ani polubić.

Kolejna rzecz, która nie do końca mi się spodobała, to fabuła. Chwilami była tak surrealistyczna, że byłam pewna, że cała ta historia została wyssana z palca. Choć całą książkę czytało mi się szybko, to cała jej treść mnie męczyła i lektura wcale nie była przyjemna.

Plusem tej książki było zdecydowanie zakończenie. Spodobało mi się to jak autor pociągnął historię Momo i pokazał jego w zasadzie już normalną przyszłość. Gdyby opowiadanie zostało napisane tak jak jego zakończenie, to spodobałoby mi się zdecydowanie bardziej. Niestety raczej nie polecam, chyba że lubicie takie surrealistyczne klimaty. Ja jednak wolę teraz wrócić do moich ulubionych gatunków i nie marnować czasu (którego i tak mam mało) na książki, które mogą się nie sprawdzić.

"Żyć powoli, na tym polega tajemnica szczęścia."

Kiedy mały Momo podkrada smakołyki w sklepie pana Ibrahima, nawet nie podejrzewa, że stary Arab, który tak na prawdę nie jest Arabem, stanie się wkrótce jego przyjacielem i duchowym przewodnikiem."

Przed przeczytaniem Pana Ibrahima i Kwiaty Koranu miałam do niej dość spore wymagania. Chciałam coś wzruszającego, mądrego i z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Nie nazwałbym słabością do tego, co piękne. Może z wyjątkiem zamiłowania do ciebie."

O ile pierwsza część serii nie wywołała u mnie jakiegoś większego zachwytu (owszem, podobała mi się, ale nie było to jakieś wielkie WOW), to drugą część szczerze pokochałam.

W Pierścieniu Ognia możemy poznać dalsze losy naszej ukochanej Katniss. Z racji, że w poprzednim tomie nieźle sobie nagrabili z Peetą, teraz muszą za to płacić. Czeka ich turnee po wszystkich dystryktach, które okaże się niezwykle ważne oraz Igrzyska Ćwierćwiecza, które chyba wszystkich zaskoczą. Co z tego wszystkiego wyniknie?

Jednym z niewątpliwych plusów tej książki (i w ogóle całej serii) jest ten niesamowity i niepowtarzalny klimat. Gdy tylko zaczyna się czytać, to od razu z łatwością "wchodzi się" w ten świat. Nie ma tu na pewno liczenia stron do końca - W Pierścieniu ognia się po prostu połyka! W porównaniu do tomu pierwszego, ten mnie urzekł i kiedy zaczęłam, to nie obejrzałam się a czytałam już ostatnią stronę.

"Katniss Everdeen, dziewczyna, która igra z ogniem, wznieciła iskrę, a ta, nieugaszona w porę, podpali całe Panem."

W tym tomie autorka wprowadziła paru nowych bohaterów. Ze wszystkich chyba najbardziej polubiłam Finnicka - niby nie była to jakaś bardzo oryginalna postać, ale za to wyrazista. Z resztą która dziewczyna nie wzdychałaby nad przystojnym wojownikiem? :) Oczywiście Gale, jak poprzednio, znalazł się w gronie moich ulubieńców. Choć jak dla mnie znowu było go za mało... Katniss przy drugim podejściu polubiłam dużo bardziej. Nawet do Peety się trochę przekonałam. Niestety nadal należę do Team Gale, ale wspólne sceny Katniss i Peety nie irytowały mnie tak jak poprzednio i czytało mi się je zdecydowanie przyjemniej.

Akcja w W Pierścieniu Ognia gnała jak szalona, a mi się to bardzo podobało. Raz nawet niechcący tak się zaczytałam, że przegapiłam przystanek na którym miałam wysiąść ;) Jak już do niej przysiadłam to na prawdę nie mogłam się oderwać. Autorka po prostu czaruje - bohaterowie, fabuła, akcja i ten cudowny klimat - wszystko składa się na spójną całość. Strasznie mi szkoda, że został mi już tylko jeden tom do przeczytania. Jestem pewna, że trudno będzie mi się rozstać z moimi ulubionymi bohaterami...

Serię polecam wszystkim - i tym, którzy jeszcze nie czytali (jestem pewna, że się wciągniecie!), i tym, którzy już są po pierwszym tomie. Uwierzcie, że nawet jeśli Igrzyska Śmierci nie porwały was jakoś specjalnie (tak jak mnie) to W Pierścieniu Ognia wciągnie was i nie odda :)

"Nie nazwałbym słabością do tego, co piękne. Może z wyjątkiem zamiłowania do ciebie."

O ile pierwsza część serii nie wywołała u mnie jakiegoś większego zachwytu (owszem, podobała mi się, ale nie było to jakieś wielkie WOW), to drugą część szczerze pokochałam.

W Pierścieniu Ognia możemy poznać dalsze losy naszej ukochanej Katniss. Z racji, że w poprzednim tomie nieźle...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Czasami wołam w niebo Sven Matzke, Tamara Zwierzyńska-Matzke
Ocena 7,4
Czasami wołam ... Sven Matzke, Tamara...

Na półkach: , ,

"Robię tysiące notatek, nie mogę uwierzyć, że Stefan, któremu lekarze kilka miesięcy temu dawali zero szans, żyje, żartuje i próbuje mnie poderwać."

"Czasami wołam w niebo" jest opowieścią o nadziei i miłości, dających człowiekowi siłę w walce z chorobą. Tamara, trzydziestoletnia dziennikarka, dowiaduje się, że jest chora na raka. Wspierana przez męża, Svena, bliskich i przyjaciół, rok zmaga się z chorobą. Swoje doświadczenia utrwala w pamiętniku."

Czasami wołam w niebo zostało mi polecone przez moją mamę. Książki, które mi kiedyś tam podtykała pod nos ostatecznie prawie zawsze dochodziły do listy tych ulubionych. Tak było między innymi z Forrestem Gumpem [KLIK] i My, dzieci z Dworca Zoo. Więc nie zostało mi nic innego, tylko jak najszybciej wziąć się za tę książkę.

Jak już pewnie wcześniej się domyśliliście, książka jest pewnego rodzaju biografią. Znajdziemy w niej wpisy pochodzące z pamiętników Tamary oraz jej męża Svena i maile, listy do rodziny, przyjaciół... Czyli jednym słowem istny misz-masz. Mi te ciągłe zmiany punktów widzenia, podczas przeskakiwania z jednego pamiętnika do drugiego, a potem znowu do listu, akurat się podobały, ale nie wiem czy wszystkim przypadłyby do gustu. Czasami sama trochę się gubiłam, zapominałam kto jest kim i gdzie obecnie się znajduję.

Przyznam, że trochę trudno ocenia mi się książkę tego typu, bo miała ona jeden konkretny cel - przełamać w Polsce temat tabu, jakim jest rak i przybliżenie ludziom jak to wszystko wygląda z punktu widzenia osoby chorej. I dlatego wydaje mi się niewłaściwe oceniać język czy styl pisania, no bo nie o to tutaj chodzi.

Czasami wołam w niebo polecam osobom, które chciałyby się dowiedzieć coś o Tamarze, jej chorobie i tym jak sobie z nią radziła. Przyznam, że książka mnie jakoś szczególnie nie porwała. Oczywiście wzruszyła mnie dość mocno, ale nie wywoływała tak silnych emocji, żebym nie mogła się od niej oderwać. Stwierdzam, że taki przeciętniak. Jeśli lubicie takie historie, to uważam, że warto...

"Robię tysiące notatek, nie mogę uwierzyć, że Stefan, któremu lekarze kilka miesięcy temu dawali zero szans, żyje, żartuje i próbuje mnie poderwać."

"Czasami wołam w niebo" jest opowieścią o nadziei i miłości, dających człowiekowi siłę w walce z chorobą. Tamara, trzydziestoletnia dziennikarka, dowiaduje się, że jest chora na raka. Wspierana przez męża, Svena, bliskich i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Nie narzekaj, że masz pod górkę, skoro zmierzasz na szczyt."

Jedna nie wyobraża sobie życia bez sportu, świetnie pływa i żegluje, druga woli szachy i komputer. Jedna flirtuje i łamie serca, druga nieśmiało czeka na wielką miłość. Jedna lubi pisać listy, druga wstydzi się swojej dysleksji. Dwie siostry, dwa charaktery... jeden chłopak. I nic nie jest takie, jakie wydawało się na początku.
Dlaczego Marzena nie lubi schodów? Komu śnią się syreny i co może się wydarzyć latem na jeziorze?

Gdy czytałam opis tej książki w bibliotece, liczyłam na lekki wakacyjne czytadło młodzieżowe. A co otrzymałam? Świetną powieść o akceptacji samego siebie, trudnej miłości i o siostrzanej lojalności.

Mamy tu zupełnie dwie różne główne bohaterki. Choć są siostrami, często się kłócą i trudno znaleźć im nić porozumienia. Ania jest raczej typem kanapowicza, lubi szachy i matematykę. Za to Marzena, mimo swojej niepełnosprawności jest wysportowana i można by powiedzieć, że wszędzie jej pełno. Podobało mi się w niej to, że nie siedziała i nie użalała się nad swoim losem, tylko brała sprawy w swoje ręce. Bardzo polubiłam te dwie dziewczyny - choć każdą z innego powodu.

W książce jest też wielu innych ciekawych bohaterów. Łukasz jest na początku "tym złym" choć później, gdy coraz bardziej zagłębiamy się w historię i poznajemy go trochę lepiej dowiadujemy się, że jego czyny nie do końca są takie oczywiste. Dalej mamy Krzyśka - niby prawie cała historia kręciła się wokół niego, ale przyznam szczerze, że nie podbił mojego serca. Często wydawał mi się za bardzo bezbarwny. Za to całym sercem pokochałam Jaśka - szkoda, że pojawiał się tak sporadycznie...
Ostatnią postacią, o której chciałabym jeszcze coś napisać jest Qba. Na początku miałam co do niego mieszane uczucia, ale później zaskoczył mnie. Autorka ma naprawdę niesamowity talent do tworzenia ciekawych bohaterów. Tutaj mieliśmy okazję poznać postać, która pozornie wydawała się typem podrywacza niesamowicie pewnego siebie, a dopiero później odkrywaliśmy jego inne oblicze.

Książkę czytało mi się bardzo szybko, pojawiało się w niej wiele wątków, a fabuła nie stała w miejscu. Autorka starała się też wplątać w powieść wiele wartości uniwersalnych oraz to, że nasze życie zależy od nas i nie ważne co się dzieje - zawsze możemy spełniać nasze marzenia. Było też sporo o tolerancji, przyjaźni i pomocy. Uważam, że daje coś pozytywnego naszemu życiu i dzięki temu, że jest taka pozytywna to po przeczytaniu daje sporo radości :)

Jak dla mnie jedynym minusem Telefonów do przyjaciela jest zakończenie. Rozumiem, że autorka chyba chciała dać pole do popisu naszej wyobraźni, ale ja nie lubię jak powieść wygląda na uciętą. Nie wiem nic o żadnej kontynuacji (a bardzo bym chciała takową przeczytać), a szkoda, bo brakuje mi bohaterów i wiadomości o tym jak potoczyły się ich dalsze losy...

Książkę polecam z całego serca. Nie jest gruba, a do tego czyta się ją błyskawicznie. Sądzę, że niezależnie od wieku każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Jest to już moje drugie spotkanie z Panią Łaciną i jak na razie się nie zawiodłam :)

"Nie narzekaj, że masz pod górkę, skoro zmierzasz na szczyt."

Jedna nie wyobraża sobie życia bez sportu, świetnie pływa i żegluje, druga woli szachy i komputer. Jedna flirtuje i łamie serca, druga nieśmiało czeka na wielką miłość. Jedna lubi pisać listy, druga wstydzi się swojej dysleksji. Dwie siostry, dwa charaktery... jeden chłopak. I nic nie jest takie, jakie wydawało...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"- Tak, ale ty jesteś wampirem. Krew nie jest dla ciebie pokarmem. Krew to... krew.
- Bardzo pouczające. [...] Masz więcej takich głębokich przemyśleń? Krew to krew? Toster to toster? Lodowy rożek to lodowy rożek?"

Muszę przyznać, że miałam pewne (co ja piszę... GIGANTYCZNE) obawy co do czwartej części Darów Anioła. Naczytałam się na różnych blogach, że to już nie to samo, że autorka na siłę przeciąga akcję, tylko po to by wydać więcej tomów. A co ja o tym myślę?

Wydawać by się mogło, że od kiedy Jace i Clary dowiedzieli się, że nie są rodzeństwem, a Valentine, ten czarny charakter nie żyje, to teraz wreszcie będzie mogła rozpocząć się sielanka. Nic bardziej mylnego. Co jest powodem koszmarów Jace'a? Kto koniecznie chce mieć Simona po swojej stronie i jak fakt, że jest Chodzącym za dnia i naznaczony Znakiem Kaina, wpłynie na całą sytuację?

Na samym początku muszę przyczepić się do jednej rzeczy... Dlaczego do cholery, prawie w każdym tomie imię Jace'a odmienia się inaczej. Sprawdziłam, cały czas ten sam tłumacz... Czy pani Anna Reszka była nietrzeźwa tłumacząc serię, czy może ma Alzheimer'a? Zupełnie tego nie rozumiem, ale po pewnym czasie zaczęłam po prostu to ignorować. Ale mniejsza z tym.

"To nie będzie konieczne - odezwał się Jace. - Ja sam potrafię doskonale przypilnować Simona, dziękuję. On jest moim neofickim Podziemnym, z którego mogę drwić i nim rządzić, a nie twoim."

Doszło kilku nowych bohaterów, ale niestety nikt jakoś szczególnie ciekawy. Co prawda zainteresowała mnie Camille (głównie przez imię ;)) - szkoda, że było jej tak mało. Lilith też okazała się dość ciekaw postacią, ale pojawiła się w zasadzie tylko w jednej scenie. Oczywiście mamy Jace'a i Clary. Osobno nadal ich uwielbiam, nie uważam, żeby jakoś szczególnie się zmienili. Za to wątek ich wielkiej miłości zaczyna mnie irytować. Nie ma co prawda tu nieprzerwanej sielanki (a wręcz przeciwnie), ale to jak Jace chwilami płaszczy się przed Clary, biadoli, że na nią nie zasługuje i ciągle się kara (oczywiście zrywając kontakty) doprowadzało mnie do szału i miałam ochotę rzucić książką... A reszta postaci cud, miód i orzeszki :D Zwłaszcza Isabelle, którą lubię coraz bardziej z każdym kolejnym tomem.

Co do akcji, to działo się na prawdę sporo. Nie będę tu opisywać żadnych konkretnych wydarzeń, ale uwierzcie mi, że pod tym względem się raczej nie zawiedziecie. Miałam chwile zwątpienia, kiedy rzeczywiście miałam wrażenie, że akcja jest jakaś taka już naciągana. Przynajmniej nie można narzekać, że nic się nie dzieje.

Jak już wcześniej mówiłam, mam dość naszej uroczej pary, która według mnie zajmowała zdecydowanie za dużo miejsca w książce. Ja rozumiem, że główni bohaterowie i w ogóle... Na szczęście było też całkiem sporo Simona i bardzo mi się spodobało to jak rozwinął się jego wątek. ALE ja się pytam gdzie był Magnus i Alec??? Jak pani Clare mogła tak nikczemnie wyrzucić ich na dalszy plan? Co prawda gdzieś tam się pojawili - ale to dla mnie ZA MAŁO.

"- Co to jest?
- Mango. [...] Świetnie, co jeszcze lubisz?
Jace zastanowił się przez chwilę.
- Zupę pomidorową - odparł w końcu.
- Zupę pomidorową? Chcesz zupę pomidorową i mango na kolację?
Jace wzruszył ramionami.
- Na prawdę nie interesuje mnie jedzenie."

Nie wiem czy to dlatego, że się naczytałam tyle, że ta część jest gorsza, czy po prostu tak jest, ale ten magiczny klimat, który towarzyszył mi przy czytaniu pierwszych trzech tomów, nagle się ulotnił. A szkoda. Na szczęście nadal cały czas rozmyślałam o dalszych losach bohaterów i byli dla mnie w jakiś sposób ważni.

Podsumowując, książka na prawdę nie była zła, choć w porównaniu do pozostałych części wypada zdecydowanie gorzej. Czy warto czytać? Nie wiem. Ja osobiście nie przeżyłabym tej świadomości, że przygody Nocnych Łowców skończyły się na Mieście Szkła. Do tego zakończenie tego tomu po prostu mnie powaliło i nie dam rady nie sięgnąć po część następną (która już sobie czeka w koszyku na bonito :D). Tymczasem życzę wam miłego weekendu :)

"- Tak, ale ty jesteś wampirem. Krew nie jest dla ciebie pokarmem. Krew to... krew.
- Bardzo pouczające. [...] Masz więcej takich głębokich przemyśleń? Krew to krew? Toster to toster? Lodowy rożek to lodowy rożek?"

Muszę przyznać, że miałam pewne (co ja piszę... GIGANTYCZNE) obawy co do czwartej części Darów Anioła. Naczytałam się na różnych blogach, że to już nie to samo,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"To nie sztuka zdobyć się na bohaterstwo, gdy się jest odważnym. Prawdziwa sztuka, to być tchórzem i zrobić coś bohaterskiego. Właściwie, to odważny może być tylko ten... kto nie jest odważny."

Fantastyczna i przezabawna powieść o polskich trzynastolatkach, nie tylko dla trzynastolatków! Przeczytajcie o przyjaźni, zwariowanych wynalazkach, sztucznej inteligencji, skarbach, duchach, robotach, latającym talerzu...

Do serii Felix, Net i Nika mam ogromny sentyment. Po pierwszą część sięgnęłam chyba w drugiej klasie podstawówki. Wtedy byłam sporo młodsza od bohaterów, a teraz choć jestem sporo starsza to przeczytałam tom pierwszy z nie mniejszym zainteresowaniem.

Muszę przyznać, że pan Kosik napisał świetną książkę. Bohaterowie są w niej jak najbardziej realni, mogłoby się chwilami zdawać, że istnieją na prawdę. Widać było, że każdy był oddzielnie dokładnie przemyślany - dzięki temu, mimo że na początku pojawiło się mnóstwo postaci, nie miałam problemu z ich rozróżnieniem, a zdarza mi się to często.

Kolejną rzeczą jest wielowątkowość fabuły. Co prawda kręci się wokół tematu tytułowego Gangu Niewidzialnych Ludzi, ale w książce znajdziemy mnóstwo innych ciekawych wydarzeń. Mam takie maciupkie wrażenie, że te kilka lat temu (o Jezu... wychodziło by, że prawie dziesięć!), kiedy po raz pierwszy sięgnęłam po tom numer jeden, podobał mi się on trochę bardziej. Wydaje się mi, że jednak nowsze części serii są przystosowane bardziej do mojego wieku, a te pierwsze zawierają wątki, które... hm, mniej mi odpowiadają. I mówię tu głównie o motywie Świętego Mikołaja, który zupełnie mi nie pasował do gatunku science-fiction.

To co najbardziej lubię w tej serii, to możliwość dowiadywania się ciekawych rzeczy z różnych dziedzin. Raczej w innych okolicznościach nie miałabym okazji poczytać o budowie różnych robotów, tworzeniu sztucznej inteligencji i wielu innych. A tutaj to mam i do tego w dość przystępnym (przynajmniej dla mnie) języku.

Ostatecznie mogę powiedzieć, że książka mi się bardzo spodobała, mimo tego małego minusika oraz że czytam ją już któryś raz (trzeci? czwarty?). Zachęcam was serdecznie do sięgnięcia po serię Felix, Net i Nika bo na prawdę warto :)

"To nie sztuka zdobyć się na bohaterstwo, gdy się jest odważnym. Prawdziwa sztuka, to być tchórzem i zrobić coś bohaterskiego. Właściwie, to odważny może być tylko ten... kto nie jest odważny."

Fantastyczna i przezabawna powieść o polskich trzynastolatkach, nie tylko dla trzynastolatków! Przeczytajcie o przyjaźni, zwariowanych wynalazkach, sztucznej inteligencji, skarbach,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Przesz naprzód, krok za krokiem, z nadzieją, że nawet jeśli się cofniesz, to tylko trochę, tak że kiedy znowu ruszysz przed siebie, szybko nadrobisz zaległości."
UWAGA SPOILERY Z POPRZEDNICH CZĘŚCI

Mam na imię Ellie. Coś wam opowiem.
To były nasze najlepsze wakacje. Ale po powrocie zastaliśmy coś, co na zawsze zmieniło nasze życie. Jeszcze nigdy nie mieliśmy takich kłopotów.
Na początku było nas ośmioro, teraz została szóstka. Nie wiemy, co się dzieje z dwójką naszych najlepszych przyjaciół. Umieramy ze strachu i bardzo za nimi tęsknimy. I dlatego, chociaż to niebezpieczne, a nasz plan nie jest idealny, spróbujemy ich odbić, nawet jeśli nie mamy pojęcia co przyniesie jutro.
A ja? Chyba się zakochałam. Nie wiem, czy to najlepszy czas na takie rzeczy.

Miałam pewne obawy przed sięgnięciem po następny tom serii Jutro. Martwiłam się, że to nie będzie już to samo co wcześniej, że cała książka będzie naciągana. Na szczęście tak nie było i nie zawiodłam się! ;)

W drugim tomie dostajemy kolejną pokaźną dawkę różnych emocji, wartkiej akcji i świetnych bohaterów. Zaczynając może od postaci. Wszyscy zaczynają się zmieniać - przystosowywać do nowych warunków. Często możemy czytać o targających ich emocjach, o tym co zmusza ich do robienia rzeczy, których nie śniło im się wcześniej robić. Często łapałam się na myśleniu "ja bym tego nie zrobiła", "nie potrafię tego" i stawianiu się w sytuacji bohaterów. Rozmyślałam wtedy co ja bym zrobiła w danej sytuacji. Przychodziły mi do głowy myśli typu "ja już bym nie żyła" co skłaniało mnie do późniejszej głębszej refleksji nad znaczeniem naszego bezpieczeństwa.

Akacja może nie była aż tak porywająca jak w pierwszej części - nie wiem czy przyzwyczaiłam się po prostu do tego, że ciągle się coś dzieje, czy autor nie miał już tak świetnych pomysłów. Mimo wszystko, było dużo akcji, cały czas mieliśmy okazję, z perspektywy Ellie, obserwować równe akcje dywersyjne, planowanie ich, jak i w miarę spokojne życie bohaterów w Piekle.

"Zabijamy wszystkie gąsienice, a potem narzekamy, że nie ma motyli."

Generalnie to jestem zadowolona i mam nadzieję, że wkrótce będę miała okazję do przeczytania następnego tomu. Jak na razie nie planuję żadnych zakupów książkowych, więc będę musiała chyba poczekać do mikołajek :) W tym czasie zabiorę się za pozostałe nieprzeczytane powieści, które czekają na półce :)

"Przesz naprzód, krok za krokiem, z nadzieją, że nawet jeśli się cofniesz, to tylko trochę, tak że kiedy znowu ruszysz przed siebie, szybko nadrobisz zaległości."
UWAGA SPOILERY Z POPRZEDNICH CZĘŚCI

Mam na imię Ellie. Coś wam opowiem.
To były nasze najlepsze wakacje. Ale po powrocie zastaliśmy coś, co na zawsze zmieniło nasze życie. Jeszcze nigdy nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"-Co to ma być?! Jedno łóżko?!
[...] -Nie zostajemy tu na noc - oznajmił jak gdyby nigdy nic.
- Nie? [...]
- Nie. Zdrzemnę się tylko chwilkę i wyruszamy wieczorem w drogę. Przepraszam, że narobiłem ci nadziei."

Anastazja jest na pozór zwykłą nastolatką, borykającą się z chorobą swojego najlepszego przyjaciela. Kiedy na jej drodze staje tajemniczy Wiktor i składa jej propozycję nie do odrzucenia, życie dziewczyny zostaje wywrócone do góry nogami. Wyrusza z nim w niebezpieczną podróż, by pomóc mu w wykonaniu bardzo ważnego dla niego zadania. Gdy okazuje się, że Wiktor nie jest człowiekiem, Anastazja musi zmierzyć się z szokującą prawdą o sobie i swojej rodzinie. Czy poradzi sobie z tą prawdą? Czy zdoła pomóc Wiktorowi? Czy da szansę uczuciu, jakie zaczyna się między nimi rodzić?

Książkę dostałam od autorki - Kamili Całki. Cieszę się, że do mnie trafiła, podejrzewam, że normalnie nie zwróciłabym na nią uwagi...

Tak to już jest, że bycie wzrokowcem sprawia, że patrzymy najpierw na okładkę książki. A ja jestem typowym wzrokowcem. Gdy tylko powieść wpadła w moje łapska, zaczęłam zachwycać się okładką :) Według mnie jest na prawdę wyjątkowo ładna.

Fabuła była dość ciekawa. Po pierwsze nie czytałam jeszcze żadnego paranormal romance w wykonaniu polskiego autora, a po drugie pani Całka wymyśliła oryginalny świat, w którym pokazuje wampiry trochę inaczej niż w takich typowych amerykańskich książkach. Tutaj cały ten system jest zupełnie inny i naprawdę interesujący.

Bohaterowie byli nieźle wykreowani, całkiem ich polubiłam. Nie mogłam jednak przestać porównywać Wiktora do Jace'a (seria Dary Anioła), choć zewnętrznie byli zupełnie różni to charaktery mieli prawie identyczne. O dziwo jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało. Niestety Anastazja potrafiła mnie mocno irytować - czasami zachowywała się po prostu jak blondynka ;) Gdyby nie ona to książkę czytałoby mi się zdecydowanie przyjemniej...

W sumie to polecam - jest to lekkie czytadło, które pochłoniecie ekspresowo. Wciąga tak, że trudno się oderwać. Raz przez nią prawie przegapiłam przystanek, na którym miałam wysiąść ;)
Początek jest średni, ale zakończenie na prawdę mi się podobało. Jestem ciekawa co będzie się działo w drugim tomie, który podobno ma zostać niedługo wydany :)

"Ogień pokochał wodę"

"-Co to ma być?! Jedno łóżko?!
[...] -Nie zostajemy tu na noc - oznajmił jak gdyby nigdy nic.
- Nie? [...]
- Nie. Zdrzemnę się tylko chwilkę i wyruszamy wieczorem w drogę. Przepraszam, że narobiłem ci nadziei."

Anastazja jest na pozór zwykłą nastolatką, borykającą się z chorobą swojego najlepszego przyjaciela. Kiedy na jej drodze staje tajemniczy Wiktor i składa jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Nazywam się Piotr Kowalski i wbrew temu, co mogłoby sugerować moje imię i nazwisko, jestem bardzo interesującym człowiekiem."

Uwielbiam twórczość Agaty Mańczyk - pisze ona powieści typowo wakacyjne, lekkie i proste w odbiorze. Podczas moich poprzednich spotkań z twórczością autorki ("Duża kieszeń na kłopoty", "Pierwsza noc pod gołym niebem" i "Jajecznica na deszczówce") akcja powieści rozgrywała się zawsze w okresie wakacyjnym - tutaj było inaczej, opisane losy głównych bohaterów rozgrywały się w trakcie roku szkolnego. Czy ta książka podobała mi się równie bardzo jak pozostałe pani Mańczyk?

Było ich trzech, Sznita - wyszczekany i cyniczny do szpiku kości, usiłujący zapracować na opinię największego łobuza okolicy. Flegmatyczny Emeryt - wychowywany na porządnego człowieka, z którym jednak można spodziewać się wyłącznie kłopotów. I Czejen - dobrze zapowiadający się element wywrotowy z warkoczykiem. Przyświecał im jeden cel - dobra zabawa. Do czasu, gdy okazało się, że pech to straszna rzecz.
- opis z okładki

Zacznijmy od tego, że autorka ma niesamowity talent do tworzenia świetnych, pełnokrwistych postaci, które z łatwością już od samego początku można rozróżnić. Uważam, że każdy czytelnik znajdzie bohatera, z którym będzie mógł się utożsamić lub go po prostu polubić. Moim ulubieńcem był zdecydowanie Sznita - sama nie wiem dlaczego, po prostu z całej trójki wydawał mi się najbardziej interesujący :) Ciekawa była też postać Jagody - niby pewna siebie, owijająca facetów wokół palca, a tak naprawdę to kryła się w niej przerażona i zagubiona dziewczynka.

Podobała mi się ta cała zawiłość fabuły, pomysł był naprawdę dobry. Często mam tak, że już w połowie książki wiem jak się ona skończy - tutaj na szczęście tak nie było. Były co prawda pewne domysły, które się sprawdzały, ale nie było to częste zjawisko. Niestety nie udało mi się tak wciągnąć jak w pozostałe książki autorki. Nie czułam jakiejś szczególnej więzi z bohaterami, ani nie miałam uczucia, że MUSZĘ czytać dalej. Była to miła lektura, ale nie powaliła mnie na kolana. A szkoda, bo miałam co do niej wyższe oczekiwania...

"Nic się nie zmieniło, choć jeszcze przed chwilą byłem pewien, że zmieniło się wszystko."

Polecam tę książkę fanom pani Mańczyk, po to tylko, żeby się z nią zapoznać i porównać ją do pozostałych jej powieści. Książka nie jest ideałem, co nie zmienia faktu, że bardzo przyjemnie mi się ją czytało i dzięki niej powoli zaczęłam myśleć o nadchodzącym wrześniu. Ciekawa jestem czy odebrałabym ją inaczej gdybym sięgnęła po nią w środku roku szkolnego?

"Nazywam się Piotr Kowalski i wbrew temu, co mogłoby sugerować moje imię i nazwisko, jestem bardzo interesującym człowiekiem."

Uwielbiam twórczość Agaty Mańczyk - pisze ona powieści typowo wakacyjne, lekkie i proste w odbiorze. Podczas moich poprzednich spotkań z twórczością autorki ("Duża kieszeń na kłopoty", "Pierwsza noc pod gołym niebem" i "Jajecznica na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Z tego co słyszałam, rzeczywiście między wami nic nie było. Ani centymetra miejsca."

Tajemny Krąg udało mi się kupić nad morzem w namiocie z tanią książką w bardzo okazyjnej cenie. Nie wahałam się ani chwili, wzięłam. Czy słusznie?

Cassie, dość skryta dziewczyna, na wyjeździe wakacyjnym dowiaduje się, że na stałe zostaje w Anglii i nie wraca do Kaliforni. Tajemnicze miasteczko New Salem, w którym teraz mieszka, od początku ją przeraża. Do tego już pierwszego dnia szkoły podpadła pewnej grupie dziewczyn, które "rządzą" szkołą. Zakochuje się też w bardzo niewłaściwym chłopaku, z którym nigdy nie będzie mogła być. Jaką tajemnicę odkryje Cassie? Kim w rzeczywistości jest Faya, Diana i reszta osób z tajemniczego klubu?

Muszę przyznać, że uwielbiam książki pani L.J.Smith. Mają taki magiczny klimat, ciekawych bohaterów... Jednak ta nie stała się jedną z moich ulubionych tej autorki. Niestety Cassie - główna bohaterka - często mnie irytowała swoim sposobem myślenia. Była jakaś taka nijaka i mało domyślna - rozwiązywałam połowę "zagadek" zanim ona nawet zaczęła nad nimi rozmyślać. Co do pozostałych postaci, w zasadzie nie mam do czego się przyczepić. W książce było mnóstwo różnorodnych bohaterów: Faya - ta zła, bezuczuciowa, mściwa zołza; Diana - bezinteresowna niesamowicie ciepła osoba (która swoją drogą po pewnym czasie, też zaczęła mnie denerwować - jak można być tak idealnym cały czas?); Adam - przyjacielski, ale jednocześnie tajemniczy - chcę go więcej!

Pomysł na fabułę był ciekawy. Szkoda, że nie była trochę bardziej nieprzewidywalna i wielowątkowa... Za to ponure miasteczko New Salem znajdujące się na wyspie, odcięte od świata; stare domy, dziwna atmosfera... Jak dla mnie świetna sceneria dla książki tego typu.

"Inna niekoniecznie znaczy zła."

Brakowało mi trochę dreszczyku emocji. W kulminacyjnych punktach akcji jakoś nie kołatało mi serce, ani nie czytałam z zapartym tchem. Można powiedzieć, że lektura była przyjemna, ale wcale nie jakoś niesamowicie wciągająca. Najwięcej zaczęło się dziać pod koniec - wtedy najbardziej się wczytałam. Szkoda, że trwało to tak krótko, napis "Ciąg dalszy nastąpi..." zupełnie mnie zaskoczył.

Podsumowując, książka lekka, na dwa czy trzy wieczory. Można przeczytać, ale nie trzeba - jest to raczej pozycja dla mało wymagających czytelników. Ja na pewno wkrótce zabiorę się za część drugą, bo jednak jestem niesamowicie ciekawa dalszych losów Cassie i jej przyjaciół (no i wrogów). Jeśli macie tę książkę gdzieś pod ręką to przeczytajcie - może będziecie mieli na jej temat inne zdanie niż ja :)

"Z tego co słyszałam, rzeczywiście między wami nic nie było. Ani centymetra miejsca."

Tajemny Krąg udało mi się kupić nad morzem w namiocie z tanią książką w bardzo okazyjnej cenie. Nie wahałam się ani chwili, wzięłam. Czy słusznie?

Cassie, dość skryta dziewczyna, na wyjeździe wakacyjnym dowiaduje się, że na stałe zostaje w Anglii i nie wraca do Kaliforni. Tajemnicze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Świetna książka! Wciąga od samego początku :) Jednak ma 2 niewielkie wady. Po pierwsze - w tej części zabrakło mi pewnej dawki humoru, która była obecna w pozostałych. A po drugie - muszę czekać na ciąg dalszy, co w danej chwili okropnie mnie przeraża.

Świetna książka! Wciąga od samego początku :) Jednak ma 2 niewielkie wady. Po pierwsze - w tej części zabrakło mi pewnej dawki humoru, która była obecna w pozostałych. A po drugie - muszę czekać na ciąg dalszy, co w danej chwili okropnie mnie przeraża.

Pokaż mimo to