-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2019-08
2018-10-15
Długo się zabierałam za tę książkę. Złowieszczo gapiła się na mnie z półki wiedząc, że jej nie pominę, że przyjdzie czas kiedy będę gotowa. Mąż nie pomagał mówiąc, że złamie mi serce.
To dziwne bo z jednej strony poczułam ogrom miłości bijący z kart książki, chociaż słowo kocham nie pojawiło się tam ani razu, a z drugiej apokalipsa świata przedstawiona przez autora pozbawiała mnie złudzeń jeśli chodzi o ludzkie odruchy, współczucie, liczyło się tylko jedno przeżyć kolejny dzień, a że kosztem życia innego człowieka….
Co mnie urzekło? Niezwykłość języka, jego wręcz poetyckie opisy w zderzeniu z apokaliptyczną wizją świata na długo zapadną mi w pamięć. I ten wszechogarniający smutek, który towarzyszył mi od pierwszej do ostatniej strony, nieuchronność losu, który musi nadejść, na który czekałam i którego się jednocześnie obawiałam.
Jedyną rzeczą, która mnie trochę rozczarowała to zakończenie nie to, że jest ono złe bo nie jest, po prostu ja już miałam swoją wizję ;)
A teraz ruszam w kolejną drogę z następnym dziełem C. McCarthy.
Długo się zabierałam za tę książkę. Złowieszczo gapiła się na mnie z półki wiedząc, że jej nie pominę, że przyjdzie czas kiedy będę gotowa. Mąż nie pomagał mówiąc, że złamie mi serce.
To dziwne bo z jednej strony poczułam ogrom miłości bijący z kart książki, chociaż słowo kocham nie pojawiło się tam ani razu, a z drugiej apokalipsa świata przedstawiona przez autora...
2019-04
Western i nagroda Pulitzera – frapujące. Postanowiłam sprawdzić, co ta książka ma w sobie.
Na początek kurz, upał i świnie – im też jest tak gorąco, że wchodzą nawet pod konia dla ochłody. Widzę jak się wylegują a ja nie przepadam za świniami. Życie z dnia na dzień bez większych planów. A jeszcze jest brudno, śmierdzi tak, że nikomu to chyba za bardzo już nie przeszkadza. Norma!? Mężczyzna, który od czasu do czasu się myje jest na wagę złota i ma zagwarantowane powodzenie u kobiet. Właśnie w takim świecie się znalazłam. Chłonę go wszystkimi zmysłami, czuję kurz w gardle gdy próbuję oddychać, smród w moich nozdrzach jest nie do wytrzymania, odwracam głowę w drugą stronę mając nadzieję, że będę dalej od tego zapachu i co widzę.. pełnokrwistych ludzi, wcale nie takich oczywistych jakby się zdawało na początku kart książki.
Początkowo mnie ona odrzuciła za dużo kurzu, brudu i te świnie zjadające węże, właściwie żrące wszystko, co im wpadnie w ryje… jednakże ten świat był zbyt realny żeby odwrócić się do niego plecami i pójść w innym kierunku. Pierwsze 200 stron chłonę powoli acz systematycznie, w końcu muszę mieć czas na aklimatyzację potem idzie już szybko, już coraz trudniej wyrwać mi się z tego westernowego świata. Ok panie McMurty prowadź mnie dalej, siodłam konia i jadę z Panem, jadę kraść konie, pędzić bydło i przeżyć przygodę.
Co za świat, pierwszy raz przeżyłam burzę piaskową była tak realistyczna, że aż zamykałam oczy czytając. Do dziś mam ją w pamięci. I ci bohaterowie - Gusa początkowo nie znosiłam, miałam ochotę dać mu w mordę, ale później zdecydowanie skoczyłabym za nim w ogień. Niezwykle barwna plejada bohaterów. Mam wrażenie, że takie indywidua mogły żyć tylko na dzikim zachodzie. Poza tym kobiety, które pojawiały się w tej lekturze zostały przedstawione jako wyjątkowo silne, zdeterminowane i często mądrzejsze od ówczesnych mężczyzn. Bo co było najważniejsze dla mężczyzny – dobry koń (chociaż to akurat nie było takie głupie)
To książka drogi. Przewędrowałam z nimi wiele mil, przyzwyczaiłam się nawet do marchewek i szturchania, chociaż początki były trudne :)
-„To nie jest zwykły western” – czytałam w wielu opiniach na temat tej książki, i rzeczywiście to nie jest zwykły western. Mimochodem przemyca wiele istotnych kwestii na przykład zaczęłam się zastanawiać, o co chodzi z tymi Indianami. Biali krok po kroku zabierali im ziemię, ICH ziemię. Obecnie własność w Stanach to świętość, a przecież różnie bywało.
Świat ten zachwycił mnie również dlatego, że mam świadomość, iż mogłam go przeżyć tylko na kartach książki, w prawdziwym życiu jego proza szybko by mnie wykończyła o ile oczywiście moja matka dałaby radę mnie urodzić.
Larry McMurtry mnie kupił i chcę wyruszyć razem z nim w dalszą drogę. W biblioteczce mam jeszcze dwie jego książki i mam ogromną nadzieję, że również mnie zachwycą.
Western i nagroda Pulitzera – frapujące. Postanowiłam sprawdzić, co ta książka ma w sobie.
Na początek kurz, upał i świnie – im też jest tak gorąco, że wchodzą nawet pod konia dla ochłody. Widzę jak się wylegują a ja nie przepadam za świniami. Życie z dnia na dzień bez większych planów. A jeszcze jest brudno, śmierdzi tak, że nikomu to chyba za bardzo już nie przeszkadza....
2019-04
2018
To jest jedna z lepszych książek na temat wychowywania dzieci jakie czytałam.... Wróć to jest najlepsza książka jaką do tej pory przeczytałam na ww. temat.
Trochę w formie poradnika, co do zasady poradników nie czytam, ale ten poleciła mi pewna pedagog, w końcu nie miałam nic do stracenia...
Autorki w sposób niezwykle osobisty dzielą się własnym doświadczeniem, ujawniają przyczyny porażek wychowawczych i wskazują sposoby ich uniknięcia, pokazują jak należy postępować, podają konkretne przykłady... jednocześnie niczego nie narzucając.
Niektóre z nich jak dla mnie są skuteczne, inne mniej. Wiadomo też, że w teorii jest zdecydowanie prościej a w praktyce bywa różnie. Książka ta nie rozwiązuje naszych problemów, jednakże pozwala spojrzeć na pewne kwestie z innej perspektywy.
Ale może podam konkretne przykłady, które udało mi się wcielić w życie (większość nie udało bo autorka podkreśla, że niezwykle ważna jest konsekwencja... a nad tym wciąż pracuje :)).
Otóż muszę pójść z córką na pobranie krwi. Widzę, że się trochę boi, pyta czy będzie bolało. Postanawiam zgodnie z tym, co opisali w ww. książce mówić prawdę i nie pocieszać jej, że to nic takiego i żeby się nie bała. Opisałam jej po kolei jak to będzie wyglądać i powiedziałam, że trochę będzie boleć. Zapytałam czy pamięta jak ją ugryzł komar albo jak bawiła się z naszym Kropkiem kiedy był szczeniaczkiem i jak w trakcie zabawy ją "podgryzał".
I jak było? Panie pielęgniarki były nią zachwycone, dziecko bez problemu pozwoliło wbić sobie igłę w rękę i pobrać krew, nie trzeba jej było trzymać... a córka po wyjściu powiedziała, że piesek ją mocniej "podgryzał". Dodatkowo nie utraciłam zaufania dziecka.
Inny przykład. Codziennie rano miałyśmy problem z ubraniem, w szczególności z zakładaniem skarpet lub rajstop. 15 minut uciekało nam na przepychanki, córka twierdziła, że skarpety są niewygodne a ja mówiłam, że to niemożliwe bo przecież ostatnio w nich chodziła i było wszystko dobrze. A rano każda minuta jest na wagę złota....i moja cierpliwość również. A okazało się, że wystarczyło tylko zaakceptować jej uczucia, zaproponować ewentualną zmianę skarpet pod warunkiem, że ona je wybierze.
Pewnie dla większości to banalne, ale ten „poradnik” składa się właśnie z takich niby banalnych metod ale jakże skutecznych. To pod jej wpływem zaczęłam się zastanawiać, czy jeśli założyłabym skarpety i stwierdziła, że są niewygodne a mój mąż powiedział, że mi się wydaje to jak bym zareagowała.... tak Kochanie masz rację :)))
W książce tej wielokrotnie jest mowa o akceptacji, akceptacji wszystkich uczuć, złości, gniewu, nienawiści, w końcu uczuć nie kontrolujemy one po prostu są … działania natomiast powinniśmy mieć pod kontrolą i o tym jest też ta książka.
Ps. Niektóre metody „działają” również na męża, przetestowałam (na żonę pewnie też ;))
To jest jedna z lepszych książek na temat wychowywania dzieci jakie czytałam.... Wróć to jest najlepsza książka jaką do tej pory przeczytałam na ww. temat.
Trochę w formie poradnika, co do zasady poradników nie czytam, ale ten poleciła mi pewna pedagog, w końcu nie miałam nic do stracenia...
Autorki w sposób niezwykle osobisty dzielą się własnym doświadczeniem, ujawniają...
2018
W tej części córka obdarzyła ogromną atencją postać drugoplanową tj. robota Robiego. Jego udana antropomorfizacja sprawiła, iż córka po jego unicestwieniu, a właściwie anihilacji cytując autora książki, rozpaczała i nie zgadzała się z takim zakończeniem. W końcu byłyśmy zmuszone wymyślić alternatywne zakończenie odnośnie Robiego - oczywiście z happy endem, co pozwoliło nam zacząć czytać kolejną część „Magicznego drzewa”.
Tajemnica mostu - druga część serii, która została przeczytana jako trzecia (na szczęście córka przełknęła tę pomyłkę bez większych awantur - nie lubi jak coś jest w niewłaściwej kolejności), zresztą autor opisuje osobne historie więc się nie pogubiłyśmy w wątkach.
Tajemniczy most ma pomóc bohaterom w zapomnieniu o przeszłości, a w szczególności jednemu z nich tj. bratu Kukiemu, który umiera... z miłości. Przyczynili się do tego bohaterowie książki, w szczególności Melania zakochana w Filipie, która czarami próbowała zmusić go do odwzajemnienia jej uczuć. Niefortunnie rzucony czar sprawił, że chłopak zakochał się w dziewczynie z plakatu, a nie w Melanii. Okazało się, że dziewczyna z plakatu nie istnieje i teraz brat Kukiego musi umrzeć z powodu niespełnionej miłości (tak działa czar). W poszukiwaniu mostu, który może uratować życie Filipa, Kuki (wraz ze swoimi przyjaciółmi) wyrusza do Wenecji, a tam spotyka ludzi, którzy mogą pokrzyżować mu plany.
W tej części córka obdarzyła ogromną atencją postać drugoplanową tj. robota Robiego. Jego udana antropomorfizacja sprawiła, iż córka po jego unicestwieniu, a właściwie anihilacji cytując autora książki, rozpaczała i nie zgadzała się z takim zakończeniem. W końcu byłyśmy zmuszone wymyślić alternatywne zakończenie odnośnie Robiego - oczywiście z happy endem, co pozwoliło nam...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-06
Było dobrze. Pan Maleszka trzyma poziom i córka niezmiennie jest zachwycona. Akcja toczy się wartko. Książka wywołała dyskusje na temat androidów. - Mamo, przecież android to robot, który chce zniszczyć elektrownie, pożera prąd. To dlaczego w komórce też jest android… no i musiałam poczytać o systemach operacyjnych ;)
Jeśli nie może wieczorem zasnąć to wyobraża sobie, że jest z Kukim, Idą, Gabi i Alikiem i wyruszają razem w świat. Wówczas przeżywają przygody, ale jak się dowiedziałam trochę inne niż te, o których pisze Pan Maleszka. Ostatnio w tych przygodach podobno wykorzystywała przedmiotowe berło.
Czy książka jest dobra? Na pewno inspirująca, co może potwierdzić moje coraz starsze dziecię. Czy Wasze dzieci też tak szybko rosną?
PS Mam prośbę jeśli macie do polecenia jakąś dobrą książkę dla dziecka w stylu Andrzeja Maleszki, może być do wspólnego czytania to byłabym bardzo wdzięczna za wiadomość. Okazuje się, że to moje dziecię nie tylko szybko rośnie ale jest też coraz bardziej wybredne i to co Pani w bibliotece poleci nie koniecznie jej się podoba. A został nam już tylko Czas robotów.
Było dobrze. Pan Maleszka trzyma poziom i córka niezmiennie jest zachwycona. Akcja toczy się wartko. Książka wywołała dyskusje na temat androidów. - Mamo, przecież android to robot, który chce zniszczyć elektrownie, pożera prąd. To dlaczego w komórce też jest android… no i musiałam poczytać o systemach operacyjnych ;)
Jeśli nie może wieczorem zasnąć to wyobraża sobie, że...
2018
To książka z gatunku tych, które chce się mieć na półce, i co jakiś czas do niej zaglądać, i za każdym razem odkrywa się w niej coś nowego. Uwielbiam ją. Nie podoba mi się w niej jedynie to, że jest pożyczona i muszę ją zwrócić... ale na szczęście istnieje allegro ;)
Zarówno tekst okraszony szczyptą humoru oraz ilustracje (Witold Wargas) są fantastyczne...
Pan Wargas podbił moje serce tymi rysunkami...
A o czym ona jest? Jak już sam tytuł wskazuje mowa o wierzeniach naszych przodków, mitach pełnej słowiańskiej magii - nasi przodkowie nie mieli telewizji, internetu ale wyobraźni to im nie brakowało, teraz powiedzielibyśmy o nich, że byli bardzo kreatywni...
Co mnie w niej urzekło? Niesamowitość opowiedzianych historii, przywołanych postaci oraz to, że mogę wieczorem czytać je dziecku, bo to książka dla dużych i małych.
Na przykład pisano o białych ludziach, którzy byli wrednymi i niebezpiecznymi stworkami, spokrewnionymi z krasnoludkami, które zamieszkiwały przydrożne kałuże na Warmii i Mazurach w uśpieniu czekając na ofiary. Kiedy przez stojącą wodę przejeżdżał wóz, wdrapywały się na niego i niepostrzeżenie wczepiały się w fałdy ubrań pasażerów. W nocy biali ludzie wchodzili śpiącym pasażerom przez nos do brzucha i wywoływali ciężkie choroby febrę, białaczkę..
Albo łapiduchy, które zamieszkiwały pustkowia i polowały na błąkające się po ziemi pokutujące dusze, które były przez nich chwytane i dręczone. Co ciekawe z czasem łapiduchami zaczęto nazywać medyków i sanitariuszy.. Jednakże ówczesne łapiduchy męczyły tylko pokutujące dusze nigdy żywych ludzi ;)
Okazuje się, że przedmiotowa pozycja opowiadająca o dawnych czasach i wierzeniach jest wciąż aktualna.
To książka z gatunku tych, które chce się mieć na półce, i co jakiś czas do niej zaglądać, i za każdym razem odkrywa się w niej coś nowego. Uwielbiam ją. Nie podoba mi się w niej jedynie to, że jest pożyczona i muszę ją zwrócić... ale na szczęście istnieje allegro ;)
Zarówno tekst okraszony szczyptą humoru oraz ilustracje (Witold Wargas) są fantastyczne...
Pan Wargas podbił...
2018-12
Mamo już nigdy nie będzie tak fajnej książki jak Kuki – usłyszałam od córki po zakończeniu szóstego tomu z serii. Na szczęście dla niej, bo już nie wiem czy dla mnie jest 10 tomów, więc nie musi się martwić.
Ta szósta już część opowiada o konsekwencjach złamania zasad bo w przypadku czarów rzecz jasna również obowiązują konkretne wytyczne, nie dostosujesz się do nich to bach, wcześniej czy później zwali się na ciebie problem np. w postaci niechcianego smoka. A smok jak to smok potrafi bardzo uprzykrzyć życie, a nawet jeśli zechce może zniszczyć świat, więc Drogi Czytelniku postępuj zawsze zgodnie z zasadami bo gdzieś tam może czaić się dragon shade ;)
Mamo już nigdy nie będzie tak fajnej książki jak Kuki – usłyszałam od córki po zakończeniu szóstego tomu z serii. Na szczęście dla niej, bo już nie wiem czy dla mnie jest 10 tomów, więc nie musi się martwić.
Ta szósta już część opowiada o konsekwencjach złamania zasad bo w przypadku czarów rzecz jasna również obowiązują konkretne wytyczne, nie dostosujesz się do nich to...
2018
To jedna z tych książek, które jak zaczniesz czytać to musisz skończyć.. I w moim a raczej w naszym przypadku „mamo czytaj” pojawiało się na tyle często, że zaczęłam ukrywać ją przed wzrokiem córki, skończyło się jednak na tym, że przeczytałyśmy ją w ciągu 3 dni: czytaliśmy rano przed przedszkolem, w drodze do przedszkola... (tata kierował i też słuchał), w przychodni i wieczorem przed zaśnięciem, a mi zasychało w gardle... Na szczęście to na tyle ciekawa pozycja, że z przyjemnością ją czytałam, a nawet mąż, który uczestniczył w niektórych fragmentach i preferuje zdecydowanie inną literaturę ;) pytał i co z tym czerwonym krzesłem?
A. Maleszka fantastycznie połączył problemy współczesnego życia dzieci z magią, czarami. Dla dorosłych (tzn. dla mnie) przygody dzieci są trochę dziwne - jakby autor był pod wpływem pewnych środków odurzających, ale to książka przecież dla dzieci a nie dla dorosłych, no i nie można autorowi zarzucić braku wyobraźni (i nagród – poczytałam trochę o tym Panu i byłam zaskoczona, że to taki płodny pisarz/reżyser, tłumaczy mnie jedynie to, że jego głównym odbiorcą są starsze dzieci).
Ciekawe przygody, wartka akcja... i rzecz która dla mnie nie była bez znaczenia, otóż Andrzej Maleszka opisuje nasze współczesne polskie rodziny, szkołę, środowisko w taki sposób, że słuchacze/czytelnicy jeszcze bardziej przenikają do świata wyłaniającego się z kart książki.
Głównymi bohaterami „Czerwonego Krzesła” są dzieci Kuki, Filip, Tosia - rodzeństwo, które chodzi do szkoły i zmaga się z prozą życia codziennego. W tym przypadku cała trójka wyrusza w niebezpieczną podróż, by móc odczarować rodziców, którzy zostawili ich u cioci a oni wyruszyli do pracy za granicą, w celu zarobienia dużej kwoty pieniędzy...
Eurosieroty?
Aktualnie czytamy kolejną książkę z serii magicznego drzewa i wczoraj wieczorem prawie straciłam głos...
To jedna z tych książek, które jak zaczniesz czytać to musisz skończyć.. I w moim a raczej w naszym przypadku „mamo czytaj” pojawiało się na tyle często, że zaczęłam ukrywać ją przed wzrokiem córki, skończyło się jednak na tym, że przeczytałyśmy ją w ciągu 3 dni: czytaliśmy rano przed przedszkolem, w drodze do przedszkola... (tata kierował i też słuchał), w przychodni i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wydaje się, że to typowa historia opisywana milion razy. Mamy tu seryjnego mordercę, niezwykle inteligentnego i przebiegłego, który wodzi policjantów za nos przez wiele lat i dobrego pokiereszowanego przez życie policjanta, który podejmuje zaproponowaną przez mordercę grę i próbuje rozwiązać sprawę. Historia jakich wiele i autor niczym specjalnie już nie zaskoczy. A jednak zaskoczył.
Język, akcja a do tego przerywniki w postaci pamiętników zabójcy (wg mnie najlepsza rzecz w książce) sprawiały, że moje mięśnie cały czas były napięte. Opis dzieciństwa Zabójcy Czwartej Małpy sprawił, że zaczęłam się zastanawiać czy rodzice nie widzą, że ich dziecko wyrasta na psychopatę? Czy ja to bym zauważyła, a jeśli tak to co dalej? W tym przypadku okazało się, że jabłko niedaleko pada od jabłoni. Ale też uzmysłowiło, że sąsiad, który z ogromnym uśmiechem mówi mi dzień dobry, uśmiecha się tak bo właśnie sobie wyobraził jak pięknie tryskałaby krew gdyby mi poderżnął gardło… gdyby był psychopatą oczywiście. Ale czy na pewno nie jest?!
Wydaje się, że to typowa historia opisywana milion razy. Mamy tu seryjnego mordercę, niezwykle inteligentnego i przebiegłego, który wodzi policjantów za nos przez wiele lat i dobrego pokiereszowanego przez życie policjanta, który podejmuje zaproponowaną przez mordercę grę i próbuje rozwiązać sprawę. Historia jakich wiele i autor niczym specjalnie już nie zaskoczy. A jednak...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-04
2018-03
2018-04
2018-03
2018-12
Obóz. Bolało jak czytałam, widziałam przemianę głównego bohatera i ten rys charakterologiczny, który daje szanse na przetrwanie tylko nielicznym. Dla mnie świat opisany przez autora, który w żaden sposób nie epatował okrucieństwem (nie musiał) to s-f, wręcz nieprawdopodobny, a przecież prawdziwy, na faktach. On go przeżył.
Przyznam się, że czytałam głównie w nocy, w ciepłym domu, w łóżku, w miękkiej, pięknej pościeli i w trakcie czytania ta miękka pościel raniła mnie, ten ciepły dom uwierał… bo oni tam na tej betonowej posadzce, na tej surowej ziemi zasypiali wykończeni morderczą pracą, niewiarygodnie głodni, opierając się o plecy współwięźnia bo nie było więcej miejsca. A ja sobie wcześniej pomyślałam, że jestem zmęczona. Jak to dużo zależy od perspektywy, punktu odniesienia. Nieprawdaż?
Przed przeczytaniem tej pozycji zastanawiałam się dlaczego akurat za tę książkę o holokauście (a w końcu jest ich niemało) I. Kertesz otrzymał nagrodę Nobla. Teraz wiem dlaczego. Niezwykły autentyzm i realizm wręcz poraża. Czytając ją wiedziałam, co wówczas myślał, czuł autor. Bohater od samego początku niezwykle prawdziwy, taki denerwujący gówniarz, który dzięki temu, że jest zarozumiały, egoistyczny, konformistyczny i przyjmujący wszystko ze spokojem, a nawet rozumiejący swojego oprawcę i w wielu przypadkach popierający go i podziwiający jest w stanie dostosować się do warunków panujących w obozie. Nie kwestionuje niczego, próbuje żyć pomimo wszystko. A gdy wydaje się mu, że to właśnie nadszedł kres jego życia myśli ach jaki ten obóz koncentracyjny jest piękny, i że właściwie to chciałby jeszcze trochę pożyć.
Poza tym to zakończenie, które wcale nie jest żadnym zakończeniem bo teraz trzeba jakoś żyć ze świadomością tego co było. Bo to wcale nie koniec jak mówią Ci, co tam nie byli i próbują w ten sposób pocieszać wracających z obozu. I nie, wg bohatera nie trzeba się nad nim litować bo on miał ogromne szczęście, bo każdy krok był krokiem w stronę śmierci a on żyje, a inni uczestnicy obozu nie. On był tylko rok a rozmawiał z takimi którzy byli tam wiele lat…
Nikt w pełni nie zrozumie tego jak było w obozie jeśli go nie przeżył, chociaż mogę to sobie wyobrażać to i tak ostatecznie nie będzie to odzwierciedlało ówczesnej rzeczywistości. To tylko moje wyobrażenia, które zawsze będą ułomne.
Pamiętam, kiedyś oglądałam reportaż o świadkach tamtych dni o ludziach, którzy kilkadziesiąt lat później opowiadają o obozie koncentracyjnym, który przeżyli. Mają rodziny, dzieci, prace ot, po prostu zwykła, szara codzienność. I jeden z bohaterów opowiada, że właściwie już żyje normalnie, odnalazł się w tym życiu, dobrze mu się powodzi i jest szczęśliwy, i tylko czasami jeszcze budzi się w nocy i sprawdza czy ma pod poduszką kromkę chleba bo ona cały czas tam musi być...
Obóz. Bolało jak czytałam, widziałam przemianę głównego bohatera i ten rys charakterologiczny, który daje szanse na przetrwanie tylko nielicznym. Dla mnie świat opisany przez autora, który w żaden sposób nie epatował okrucieństwem (nie musiał) to s-f, wręcz nieprawdopodobny, a przecież prawdziwy, na faktach. On go przeżył.
Przyznam się, że czytałam głównie w nocy, w ciepłym...
2018-05
Było tak. Córka wyjechała na wakacje z babcią, na wieś. Następnego dnia rano dzwonię a ona jeszcze w pieleszach pierwsze co mówi (a właściwie krzyczy) to:- mama osy uciekły. U mnie gonitwa myśli, jeju jakie osy. Gdzie były. Oby jej nie użądliły. Pytam:- ale jak to Kochanie, skąd uciekły? - Z walizki mamusiu. Aaa z walizki! No tak, już rozumiem.
Pan Maleszka wciąż rządzi! Sprawił, że nie tylko córce zabiło szybciej serce ale i mi (chociaż mnie z innego powodu ;)). Sprawił, że córka chce czytać, że uważa, że książki to fantastyczna przygoda, że to inny świat, który uwielbia, w którym dzieje się tyle ciekawych rzeczy. Sprawił, że córka zabierała książkę zarówno do samochodu (bo chociaż chwilę poczyta) jak i do autobusu, i tylko czasami pytała, - mamusiu a czemu, niektórzy ludzie tak dziwnie mi się przyglądają.
Mogę tylko ubolewać, że czas robotów już minął, jest za nami. To był ostatni tom z tej serii i postanowiłam ją ocenić również z perspektywy mojej córki i odnieść się do całej serii. Dam 10/10 od niej i 10/10 od siebie bo Pan Maleszka w ogromnym stopniu przyczynił się do tego, że córka po prostu lubi czytać.
Było tak. Córka wyjechała na wakacje z babcią, na wieś. Następnego dnia rano dzwonię a ona jeszcze w pieleszach pierwsze co mówi (a właściwie krzyczy) to:- mama osy uciekły. U mnie gonitwa myśli, jeju jakie osy. Gdzie były. Oby jej nie użądliły. Pytam:- ale jak to Kochanie, skąd uciekły? - Z walizki mamusiu. Aaa z walizki! No tak, już rozumiem.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPan Maleszka wciąż rządzi!...