Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Było tak. Córka wyjechała na wakacje z babcią, na wieś. Następnego dnia rano dzwonię a ona jeszcze w pieleszach pierwsze co mówi (a właściwie krzyczy) to:- mama osy uciekły. U mnie gonitwa myśli, jeju jakie osy. Gdzie były. Oby jej nie użądliły. Pytam:- ale jak to Kochanie, skąd uciekły? - Z walizki mamusiu. Aaa z walizki! No tak, już rozumiem.

Pan Maleszka wciąż rządzi! Sprawił, że nie tylko córce zabiło szybciej serce ale i mi (chociaż mnie z innego powodu ;)). Sprawił, że córka chce czytać, że uważa, że książki to fantastyczna przygoda, że to inny świat, który uwielbia, w którym dzieje się tyle ciekawych rzeczy. Sprawił, że córka zabierała książkę zarówno do samochodu (bo chociaż chwilę poczyta) jak i do autobusu, i tylko czasami pytała, - mamusiu a czemu, niektórzy ludzie tak dziwnie mi się przyglądają.

Mogę tylko ubolewać, że czas robotów już minął, jest za nami. To był ostatni tom z tej serii i postanowiłam ją ocenić również z perspektywy mojej córki i odnieść się do całej serii. Dam 10/10 od niej i 10/10 od siebie bo Pan Maleszka w ogromnym stopniu przyczynił się do tego, że córka po prostu lubi czytać.

Było tak. Córka wyjechała na wakacje z babcią, na wieś. Następnego dnia rano dzwonię a ona jeszcze w pieleszach pierwsze co mówi (a właściwie krzyczy) to:- mama osy uciekły. U mnie gonitwa myśli, jeju jakie osy. Gdzie były. Oby jej nie użądliły. Pytam:- ale jak to Kochanie, skąd uciekły? - Z walizki mamusiu. Aaa z walizki! No tak, już rozumiem.

Pan Maleszka wciąż rządzi!...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pisałam kiedyś, że jestem zarozumiała dodam, że bywam wredna a czasami bezkompromisowa a to raczej nie zjednuje ludzi, więc pomyślałam, że ta książka jest dla mnie. Kto wie może sprawię, iż pokocha mnie cały świat ;)

Książka jest lekka, czyta się ją jak powieść, anegdoty może są stare ale mi to w ogóle nie przeszkadzało. Ponadto lektura nie jest wymagająca więc przeczytałam ją w tzw. międzyczasie, na przegryzkę.
Szczególnie polecam ją osobom, które zajmują się handlem, negocjacjami, polityką. Podejrzewam, że większość osób intuicyjnie stosuje metody w niej zawarte. Ogólnie fantastycznie byłoby być takim człowiekiem, który zawsze stosuje reguły opisane w tej książce. Dodam, że sama spróbowałam kilka zasad przetestować w życiu. Przyniosło to zaskakująco dobre efekty. Jednakże na dłuższą metę to nie dla mnie. Nie pracuję w biznesie i mam rodzinę, znajomych/przyjaciół, którzy mnie lubią pomimo mojego (podobno ;)) trudnego charakteru. Bywam szczęśliwa i lubię ludzi. Niestety są też takie jednostki, za którymi nie przepadam i nie mam zamiaru marnować swoich sił witalnych po to, żeby mnie polubili, nawet jeśli byłby to mój szef. Preferowałabym wówczas zmianę szefa.

To co przykuło moją uwagę w tej książce to np. informacje, że należy szczerze wyrazić podziw, uznanie, że należy z prawdziwym zainteresowaniem kogoś wysłuchać. Niestety nie było napisane, co zrobić jeśli tej osoby nie podziwiasz albo szczerze to ona cię nudzi? Nie ukrywam, że takie wskazówki byłyby bardzo przydatne.
Nie będę się czepiać bo moje testy wypadły bardzo dobrze. Metody proponowane przez autora działają, a przecież o to w tym chodzi.

Pisałam kiedyś, że jestem zarozumiała dodam, że bywam wredna a czasami bezkompromisowa a to raczej nie zjednuje ludzi, więc pomyślałam, że ta książka jest dla mnie. Kto wie może sprawię, iż pokocha mnie cały świat ;)

Książka jest lekka, czyta się ją jak powieść, anegdoty może są stare ale mi to w ogóle nie przeszkadzało. Ponadto lektura nie jest wymagająca więc...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Typowy fast food i to jeszcze nieświeży. Jednakże jeśli dopada mnie wilczy apetyt a w okolicy nie ma nic innego to zjadam to, co jest i nie wybrzydzam (no dobra, wybrzydzam po cichu). Wiem, że jeśli tego nie zrobię będzie gorzej wiem, że muszę prowadzić w miarę higieniczny tryb życia bo inaczej migrena czai się za rogiem a nawyków też szybko się nie zmienia.

Tak było z tą książką, przeczytałam chociaż czułam jej nieświeżość, już w trakcie podchodziła mi momentami do gardła. Jednakże w mojej wakacyjnej okolicy niczego innego nie było a ja zabrałam książki córki, o swoich zapomniałam (typowa Matka Polka).

Czy było warto? Uważam, że tak. Na pytanie jaka była ostatnio najgorsza przeczytana książka odpowiem bez zastanowienia ;)

Typowy fast food i to jeszcze nieświeży. Jednakże jeśli dopada mnie wilczy apetyt a w okolicy nie ma nic innego to zjadam to, co jest i nie wybrzydzam (no dobra, wybrzydzam po cichu). Wiem, że jeśli tego nie zrobię będzie gorzej wiem, że muszę prowadzić w miarę higieniczny tryb życia bo inaczej migrena czai się za rogiem a nawyków też szybko się nie zmienia.

Tak było z tą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Było dobrze. Pan Maleszka trzyma poziom i córka niezmiennie jest zachwycona. Akcja toczy się wartko. Książka wywołała dyskusje na temat androidów. - Mamo, przecież android to robot, który chce zniszczyć elektrownie, pożera prąd. To dlaczego w komórce też jest android… no i musiałam poczytać o systemach operacyjnych ;)

Jeśli nie może wieczorem zasnąć to wyobraża sobie, że jest z Kukim, Idą, Gabi i Alikiem i wyruszają razem w świat. Wówczas przeżywają przygody, ale jak się dowiedziałam trochę inne niż te, o których pisze Pan Maleszka. Ostatnio w tych przygodach podobno wykorzystywała przedmiotowe berło.
Czy książka jest dobra? Na pewno inspirująca, co może potwierdzić moje coraz starsze dziecię. Czy Wasze dzieci też tak szybko rosną?

PS Mam prośbę jeśli macie do polecenia jakąś dobrą książkę dla dziecka w stylu Andrzeja Maleszki, może być do wspólnego czytania to byłabym bardzo wdzięczna za wiadomość. Okazuje się, że to moje dziecię nie tylko szybko rośnie ale jest też coraz bardziej wybredne i to co Pani w bibliotece poleci nie koniecznie jej się podoba. A został nam już tylko Czas robotów.

Było dobrze. Pan Maleszka trzyma poziom i córka niezmiennie jest zachwycona. Akcja toczy się wartko. Książka wywołała dyskusje na temat androidów. - Mamo, przecież android to robot, który chce zniszczyć elektrownie, pożera prąd. To dlaczego w komórce też jest android… no i musiałam poczytać o systemach operacyjnych ;)

Jeśli nie może wieczorem zasnąć to wyobraża sobie, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wyobrażacie sobie, płakałam jak bóbr. Córka gdy zobaczyła, że ja tak płaczę przybiegła, żeby mi pomóc, uściskać i powiedzieć, że mnie kocha. Jak dowiedziała się, że to z powodu książki trochę dziwnie na mnie popatrzyła, na szczęście nie wycofała się z wcześniej powiedzianych słów ;). Stwierdziła tylko - ochłoń mamusiu. A ja chciałam czytać dalej tyle, że było to trudne bo łzy zalewały mi oczy i nie widziałam liter.

Tak, jestem wrażliwa na słowo pisane. Natomiast dawno już tak nie płakałam, a właściwie ryczałam (nie potrafiłam się opanować). Trochę mnie to zaskoczyło. Cieszę się, że doczytałam książkę w domu bo w autobusie ludzie by pomyśleli, że jestem dziwna. Natomiast wg mnie to nie ja ale ta książka jest dziwna. Muszę przyznać, że lektura ta w zdecydowanej większości mnie drażniła, drażnili mnie bohaterowie, toksyczne relacje córki i matki. Jedyne co podobało mi się w jednej z bohaterek powieści: Aurorze to jej zachłanność życia. Poza tym przez infantylny początek przebrnęłam tylko dlatego, iż książkę napisał Larry McMurtry a jego „Na południe od Brazos” mnie zachwyciło. Potem było trochę (podkreślam trochę lepiej). Nie jest to książka dla wszystkich. Nie wiem kto wychowywał autora i jakiego miał ojca, jednakże mężczyźni przedstawieni w tej powieści- wszyscy jak jeden mąż - mają poważne problemy bądź zaburzenia psychiczne.

Gdyby nie ostatni rozdział, który wywołał we mnie tyle emocji (autor "zagrał" na matczynej strunie) to byłabym bardzo rozczarowana lekturą. Przyznam się, że po dwóch miesiącach od jej przeczytania mam wciąż mieszane uczucia...

Jednego natomiast jestem pewna, pomimo tego, że książka mnie drażniła to styl autora jest tak barwny, że z łatwością wnikałam w przedstawiony przezeń świat.
Jednakże dziś zdecydowanie uważam, że "Czułe słówka" były najsłabszą książką Larry'ego McMurtry'ego, którą czytałam, nawet ostatni rozdział dla mnie niezwykle emocjonujący nie przyczynił się do zmiany zdania (chociaż dodałam jedną gwiazdkę więcej).

Wyobrażacie sobie, płakałam jak bóbr. Córka gdy zobaczyła, że ja tak płaczę przybiegła, żeby mi pomóc, uściskać i powiedzieć, że mnie kocha. Jak dowiedziała się, że to z powodu książki trochę dziwnie na mnie popatrzyła, na szczęście nie wycofała się z wcześniej powiedzianych słów ;). Stwierdziła tylko - ochłoń mamusiu. A ja chciałam czytać dalej tyle, że było to trudne bo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jako, że ostania książka Larry McMurtry ogromnie mnie zachwyciła postanowiłam sięgnąć po kolejną jego autorstwa. Przeczytałam szybko bo objętościowo jest niewielka. Jednakże nie zżyłam się z bohaterami i nie chciałabym mieszkać w opisywanym miasteczku. Czytając tę książeczkę byłam zniesmaczona i zadziwiona.

Autor ukazał bezsens życia i trudy dorastania w małym miasteczku w Teksasie. Zapewne takich miasteczek jest zdecydowanie więcej. To miejsce, w którym brak jest perspektyw, w którym ludzie żywią się plotkami i ich jedynym celem, w szczególności jeśli chodzi o młodzież jest zaliczenie kogokolwiek lub czegokolwiek (nawet seks z krową). Autor przeraził mnie swoją wizją. Przecież każde miasteczko tworzą ludzie, to oni podejmują decyzje o tym jak chcą żyć a mieszkańcy Thalii są bierni, łaskawie znoszą to, co im przyniesie los. Dlaczego?

Larry McMurtry ma niezwykłą zdolność kreowania realnych miejsc. W przypadku powieści „Na południe od Brazos” z ogromną przyjemnością wyruszyłam w podróż, była to zdecydowanie książka drogi, przemieszczałam się po Ameryce z niesłabnącym zaciekawieniem co dalej. W książce „Ostatni seans filmowy” utknęłam, stałam w miejscu nie mogąc się ruszyć, chociaż najbardziej na świecie pragnęłam uciec. Czułam się tak, jakby mi ktoś do nogi przymocował wielki i ciężki kamień.

Niezwykle duszna atmosfera, wdychałam klimat przyciasnych miejsc, otaczający mnie z zewsząd marazm. Nie zżyłam się z bohaterami bo drażniły mnie ich nieudolne próby wyrwania się z tego przygnębiającego świata. I zastanawiałam się gdzie są ich rodzice - ci dorośli, którzy powinni podać pomocną dłoń dziecku, wskazać inne możliwości, być przykładem spełnionego i czasami szczęśliwego w życiu człowieka. W końcu nie zawsze pada deszcz. I okazywało się, że Ci dorośli również żyją z dnia na dzień i ich również otacza stagnacja. A ci, co próbowali się wyrwać, te piękne kolorowe ptaki mają przetrącone skrzydła. Tak koło się zamyka. I dopiero wówczas dociera do nas refleksja, że nasze otoczenie, środowisko, w którym się urodziliśmy i żyjemy niezwykle determinuje ścieżkę naszego życia.

To nie jest lektura przepełniona nadzieją, z każdej karty wyziera smutek i przygnębienie, jednakże paradoksalnie odbieram ją jako przestrogę ku lepszemu życiu.

Jako, że ostania książka Larry McMurtry ogromnie mnie zachwyciła postanowiłam sięgnąć po kolejną jego autorstwa. Przeczytałam szybko bo objętościowo jest niewielka. Jednakże nie zżyłam się z bohaterami i nie chciałabym mieszkać w opisywanym miasteczku. Czytając tę książeczkę byłam zniesmaczona i zadziwiona.

Autor ukazał bezsens życia i trudy dorastania w małym miasteczku w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Western i nagroda Pulitzera – frapujące. Postanowiłam sprawdzić, co ta książka ma w sobie.

Na początek kurz, upał i świnie – im też jest tak gorąco, że wchodzą nawet pod konia dla ochłody. Widzę jak się wylegują a ja nie przepadam za świniami. Życie z dnia na dzień bez większych planów. A jeszcze jest brudno, śmierdzi tak, że nikomu to chyba za bardzo już nie przeszkadza. Norma!? Mężczyzna, który od czasu do czasu się myje jest na wagę złota i ma zagwarantowane powodzenie u kobiet. Właśnie w takim świecie się znalazłam. Chłonę go wszystkimi zmysłami, czuję kurz w gardle gdy próbuję oddychać, smród w moich nozdrzach jest nie do wytrzymania, odwracam głowę w drugą stronę mając nadzieję, że będę dalej od tego zapachu i co widzę.. pełnokrwistych ludzi, wcale nie takich oczywistych jakby się zdawało na początku kart książki.
Początkowo mnie ona odrzuciła za dużo kurzu, brudu i te świnie zjadające węże, właściwie żrące wszystko, co im wpadnie w ryje… jednakże ten świat był zbyt realny żeby odwrócić się do niego plecami i pójść w innym kierunku. Pierwsze 200 stron chłonę powoli acz systematycznie, w końcu muszę mieć czas na aklimatyzację potem idzie już szybko, już coraz trudniej wyrwać mi się z tego westernowego świata. Ok panie McMurty prowadź mnie dalej, siodłam konia i jadę z Panem, jadę kraść konie, pędzić bydło i przeżyć przygodę.

Co za świat, pierwszy raz przeżyłam burzę piaskową była tak realistyczna, że aż zamykałam oczy czytając. Do dziś mam ją w pamięci. I ci bohaterowie - Gusa początkowo nie znosiłam, miałam ochotę dać mu w mordę, ale później zdecydowanie skoczyłabym za nim w ogień. Niezwykle barwna plejada bohaterów. Mam wrażenie, że takie indywidua mogły żyć tylko na dzikim zachodzie. Poza tym kobiety, które pojawiały się w tej lekturze zostały przedstawione jako wyjątkowo silne, zdeterminowane i często mądrzejsze od ówczesnych mężczyzn. Bo co było najważniejsze dla mężczyzny – dobry koń (chociaż to akurat nie było takie głupie)

To książka drogi. Przewędrowałam z nimi wiele mil, przyzwyczaiłam się nawet do marchewek i szturchania, chociaż początki były trudne :)
-„To nie jest zwykły western” – czytałam w wielu opiniach na temat tej książki, i rzeczywiście to nie jest zwykły western. Mimochodem przemyca wiele istotnych kwestii na przykład zaczęłam się zastanawiać, o co chodzi z tymi Indianami. Biali krok po kroku zabierali im ziemię, ICH ziemię. Obecnie własność w Stanach to świętość, a przecież różnie bywało.

Świat ten zachwycił mnie również dlatego, że mam świadomość, iż mogłam go przeżyć tylko na kartach książki, w prawdziwym życiu jego proza szybko by mnie wykończyła o ile oczywiście moja matka dałaby radę mnie urodzić.

Larry McMurtry mnie kupił i chcę wyruszyć razem z nim w dalszą drogę. W biblioteczce mam jeszcze dwie jego książki i mam ogromną nadzieję, że również mnie zachwycą.

Western i nagroda Pulitzera – frapujące. Postanowiłam sprawdzić, co ta książka ma w sobie.

Na początek kurz, upał i świnie – im też jest tak gorąco, że wchodzą nawet pod konia dla ochłody. Widzę jak się wylegują a ja nie przepadam za świniami. Życie z dnia na dzień bez większych planów. A jeszcze jest brudno, śmierdzi tak, że nikomu to chyba za bardzo już nie przeszkadza....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Andrzej Maleszka to ulubiony pisarz mojej córy, która czyta już samodzielnie, ale w swoim życiu przeczytała dopiero kilkanaście książek, trochę mniejszych objętościowo i z większymi literami. Umówiłyśmy się, że książki pana Maleszki będziemy jeszcze jej czytać (ja lub Mąż). Podobno mam lepsze zdolności lektorskie i pada zazwyczaj na mnie i to jest taka nasza wspólna chwila. Podejrzewam, że za moment będę za tymi chwilami tęsknić… ale na razie bywa z tym różnie. Czasami czytamy razem - każda swoją lekturę, i wczoraj koniecznie chciałam dokończyć swoją, a nie jej. Zgadnijcie jak to się zakończyło?
Skończyłyśmy ósmy tom pt. „Inwazja”.

Uważam,że autor trochę mnie tym tomem wymęczył. Znowu unicestwił jednego z bohaterów i trafił na tego, który bardzo przypadł do gustu mojej córce (właściwie mnie też, chociaż to bohater drugoplanowy) i chciałoby się rzec: Korto wróć (niestety nie wrócił, co już mi popsuło w jakimś stopniu frajdę z czytania).

Historia opowiada o inwazji Ogromnych (tj. ludzi wielkich jak wieżowce) na naszą planetę i ich ogromnej niechęci do mniejszych od siebie, a także o próbach podporządkowania sobie zwykłych ludzi, których nazywali robalami. Znów brzmi znajomo. Dyskryminacja, wykorzystywanie słabszych, niewolnictwo, brak chęci poznania innej kultury, a podobno „gość w dom, Bóg w dom”. Cóż, nie tym razem.
Na szczęście zdarzają się pojedyncze przypadki nawet wśród Ogromnych, którzy próbują pomóc, a właściwie nie przeszkadzać i mają takie „ludzkie” odruchy. Jest grupa naszych dzielnych dzieci, w szczególności Alik i Ida, no i kolejny ulubiony bohater córki - pies Budyń (uff, autor nie próbował go jeszcze uśmiercić), którzy próbują uratować świat.

A tak swoja drogą to mam wrażenie, że często dzięki dzieciom, dla dzieci, lub z dziećmi nie zachowujemy się jak Ci Ogromni. Oni tzn. dzieci są naszym katalizatorem i dzięki nim łatwiej jest spojrzeć realnie na życie i podjąć decyzje o tym, co jest słuszne a co nie. I tym razem córka również pomogła mi podjąć decyzję, że kolejny już dziewiąty tom wart jest przeczytania. A ja mam tylko nadzieję, że pan Andrzej Maleszka nie będzie tak płodny jak pan Remigiusz Mróz.

Andrzej Maleszka to ulubiony pisarz mojej córy, która czyta już samodzielnie, ale w swoim życiu przeczytała dopiero kilkanaście książek, trochę mniejszych objętościowo i z większymi literami. Umówiłyśmy się, że książki pana Maleszki będziemy jeszcze jej czytać (ja lub Mąż). Podobno mam lepsze zdolności lektorskie i pada zazwyczaj na mnie i to jest taka nasza wspólna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mam w domu tomiki moich ulubionych wierszy, po które czasami sięgam ukradkiem, żeby mnie nikt na tym nie przyłapał. Dlaczego? Bo dla mnie poezja jest niezwykle intymna, instynktowna, taka moja, która wiele mówi o mnie. Mam wrażenie, że gdyby ktoś zobaczył, które wiersze uwielbiam to tak jakby mnie zobaczył nagą i bezbronną…
W zależności od dnia, godziny, pogody czy nastroju to ten jeden ulubiony wiersz czytam na sto sposobów. Bo wczoraj znaczył trochę coś innego niż dzisiaj. Gra słów, niedopowiedzenia to mnie ujmuje, to otwiera bramy do świata za każdym razem innego. Poezji nie noszę w torebce, a książkę, gazetę tak. Poezji nie czytam - ja ją czuję bądź nie, przeżywam znacznie mocniej niż powieść, chociaż to w prozie dłużej się nurzam, zaśmiewam i płaczę.

„Teatr, którego nie było” nie ma tylu wcieleń, nie ma tylu żyć, lekkości i niejednoznaczności, co moje ukochane tomiki, jednakże ma jeden charakterystyczny rytm, jest dość jednowymiarowy i bezkompromisowy (ściera uśmiech z mojej twarzy.) Wchodzę w jedną bramę i wiedzie trakt, nie skręcę w żadną ze ścieżek,bo ich nie ma i już chyba wiem, co mnie czeka i raczej nie będzie miło, ale idę dalej pewnie przed siebie.

W wierszach autora poznaję człowieka, który boi się żyć - żyć pełnią szczęścia, śmiać się w głos, widzi i docenia otaczające go piękno jednakże obawia się nim zachłystywać. Autor zrzuca na moje ramiona bagaż doświadczeń, bagaż historii. Ja go niosę razem z nim, czuję ciepło i widzę blask słońca, słyszę śpiew ptaków i słowo kocham i już chcę się w tym wszystkim zatracić, gdy nagle pojawia się dysonans, ciężki kamień spada na moje plecy, czuję szarpnięcie i widzę znak STOP - uważaj. I jest za późno, już ta chwila uciekła, trwała tak krótko i pozostała tylko tęsknota i ból przemijania (s. 89 „Kosmos”).

Czy Pan, Panie Grochmalski woli świat oglądać zza szyby, nie wierzy Pan, że ludzie mają duszę, bo „zbyt wielu jej nie widziało” (cyt. s. 93 „Epilog”), i woli Pan się nie przewrócić żeby mieć całe kolana i nie mieć tej nadziei, że jednak nie będzie bolało?
Zabiera mi Pan tę resztkę nadziei i razem z Panem i ja się boję…
Chociaż nie, Pan się nie boi, ma Pan przecież wytyczony trakt, Pan wie, że cokolwiek nie zrobimy, czy będziemy się śmiać, czy płakać i tak dopadnie nas życie (s. 33 „Sąd nad cyrkowcami”, s. 51 „Stacja przesyłowa”.) Więc ja proszę Pana, wolę się śmiać bo i tak za chwilę …
”wszystko przeminie miłość i radość
jawa i sen
ty i twój zachwyt
ja i mój jęk” (cyt. s. 27 „Bieg przez życie”).

Mam w domu tomiki moich ulubionych wierszy, po które czasami sięgam ukradkiem, żeby mnie nikt na tym nie przyłapał. Dlaczego? Bo dla mnie poezja jest niezwykle intymna, instynktowna, taka moja, która wiele mówi o mnie. Mam wrażenie, że gdyby ktoś zobaczył, które wiersze uwielbiam to tak jakby mnie zobaczył nagą i bezbronną…
W zależności od dnia, godziny, pogody czy nastroju...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jo Nesbø w książce „Macbeth” nie rzucił mnie na kolana, nie chciałam również ‘zarywać’ dla niego nocy.

Główny bohater nie uwiódł mnie (w przeciwieństwie do Harrego). Nie przepadam za bohaterami literackimi, którzy są słabymi, nieporadnymi życiowo mężczyznami. To był dla mnie taki ‘sierota’, który chciałby coś zrobić i osiągnąć tylko nie wiedział, co to miałoby być. Nie rozumiałam jego postępowania, nie było w nim żądzy władzy, był taki trochę nijaki, płytki. Nie uwierzyłam ani jemu ani jego ‘drogowskazowi’, którym była Lady. Zabrakło mi emocjonalnego bólu i krwi, bo tego oczekuję od tego typu książek. Chcę tam być, widzieć i czuć a nie patrzeć przez szybkę. Czytałam o zdradzie kolegów, przyjaciół i nie wywoływało to we mnie torsji, a przecież powinno. Czytając przeskakiwałam strony jakbym przeglądała jakiś magazyn modowy. Ok, myślałam sobie i co dalej? A Lady? Ona miała trochę więcej wyrazu i uczuć, ale i tak jej nie kupiłam. Nie czułam jej bólu, pomimo, że doświadczyła wielu traumatycznych przeżyć.

Być może to ja miałam gorszy dzień albo książka jest po prostu bardzo przeciętna, co nie zmienia faktu, iż wciąż jestem fanką autora Macbetha (zarówno Nesbo jak i Szekspira).

Jo Nesbø w książce „Macbeth” nie rzucił mnie na kolana, nie chciałam również ‘zarywać’ dla niego nocy.

Główny bohater nie uwiódł mnie (w przeciwieństwie do Harrego). Nie przepadam za bohaterami literackimi, którzy są słabymi, nieporadnymi życiowo mężczyznami. To był dla mnie taki ‘sierota’, który chciałby coś zrobić i osiągnąć tylko nie wiedział, co to miałoby być. Nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Sięgnęłam po tę pozycję bo chciałam się dowiedzieć jak można nakłonić innego człowieka do zmiany sposobu postępowania? Przyznam się – trochę narozrabiałam i chciałam z tego wyjść „obronną ręką”. W szczególności, iż do tej pory postępowałam intuicyjnie, a chciałabym postępować bardziej świadomie, zgodnie z naukowymi zasadami - i to był właściwie jedyny powód dokonania zakupu tej książki.

Niedostępność
Na mnie nie tak łatwo wpłynąć pomyślałam sobie i tak myślałam do momentu, w którym nie zapoznałam się z regułą niedostępności. Mam tak, że jeżeli ktoś mi mówi, że ja nie mogę tego mieć lub zrobić to ja tym bardziej to chcę i muszę to zrobić. Moja córka ma tak: - im bardziej nie ma tego „misia” tym bardziej chce tego „misia” i oczywiście to ma być ten „miś” a nie tamten nawet, jeśli tamten jest identyczny, a może nawet ładniejszy i lepszy to i tak chce właśnie tego. Też tak macie? Bo ja czasami tak.
Ponadto nie znoszę jak ktoś próbuje za mnie decydować, w szczególności nie pytając o zdanie. Wie lepiej, co jest dla mnie dobre? Np. były niedziele handlowe i nie ma niedziel handlowych. Nie ma wówczas znaczenia czy ja robiłam zakupy w niedziele, czy też sklepy i galerie omijałam szerokim łukiem. Ważne, że miałam taką potencjalną możliwość a ktoś mi to odebrał.

Autorytet
Nigdy też nie pomyślałam, że zasada autorytetu może mieć aż takie znaczenie, w szczególności, że od urodzenia podobno wszystko kwestionowałam i nie raz słyszałam tekst „dla ciebie nie ma żadnych świętości”? Doświadczenie opisane w przedmiotowej pozycji wskazuje, iż autorytet ma ogromną moc. Na potwierdzenie znany eksperyment, a nawet cała seria eksperymentów amerykańskiego profesora psychologii, Stanleya Milgrama (1974) – „badania nad pamięcią”. Polegał on na tym, że jeden z uczestników badania miał nauczyć się na pamięć par słów („uczeń”), podczas gdy drugi („nauczyciel”) miał sprawdzać jego postępy i karać go wstrząsami elektrycznymi, jeśli popełnił błąd. W ramach tego badania autorytet/profesor nakazywał uczestnikowi badania, który sprawdzał wiedzę („nauczyciel”) sprawiać ból badanemu (razić go prądem- w przypadku błędnych odpowiedzi a z czasem było ich coraz więcej) i robić to dalej, chociaż badany (uczeń) błagał o zaprzestanie tej czynności i tłumaczył, że chce się wycofać z eksperymentu. Dlaczego uczestnik badania („nauczyciel”) nie powiedział, że nie będzie tego robić? Nie wycofał się z tego doświadczenia? Bo kazał mu to robić profesor/autorytet?! Zaszokowało mnie to. Teraz bardziej rozumiem siłę autorytetu Adolfa Hitlera.

Społeczny dowód słuszności
Tuż za rogiem znajduje się zasada słuszności i pojawia się pytanie: dlaczego? Bo inni tak robią, ale dlaczego tak robią? Bo przecież wszyscy nie mogą się mylić. Czyżby?

Reguła wzajemności
Mama mi mówiła, jeśli będziesz miła dla innych oni też będą mili dla ciebie… i co? Mama miała rację, są wyjątki jednakże reguła wzajemności zazwyczaj działa.

Lubienie i sympatia
Mam koleżankę w pracy, która jest bardzo atrakcyjną kobietą, polubiłam ją od pierwszego wejrzenia i oczywiście przypisałam jej większość pochlebnych cech, w tym dotyczących wysokich kompetencji i profesjonalizmu. Na szczęście nie myliłam się jednakże okazuje się, że ludziom ładnym zazwyczaj przypisujemy więcej pozytywnych cech. Brzydcy muszą na nie zapracować. A najlepsze jest to cytując Cialdiniego, iż zazwyczaj „nie zdajemy sobie sprawy z tego, że wszystkie cechy człowieka widziane są tak pochlebnie właśnie z powodu jego wyglądu fizycznego”. Czyli uroda ma bardzo duży wpływ na ludzi, spece od reklam nie bez przyczyny do reklam wiertarek, czy też samochodów dodają jakąś ślicznotkę by produkt się sprzedał. Wyniki badań wskazują, iż ten sam produkt np. samochód oceniany z atrakcyjnym kierowcą ma lepsze parametry, badani przedstawiają pełną paletę merytorycznych uzasadnień mających potwierdzić tę tezę.

Zaangażowanie i konsekwencja
A na koniec jest tak, że jak już się czegoś podejmę i na coś zdecyduje to, co chwila nie zastanawiam się czy na pewno dobrze zrobiłam tylko brnę w to dalej, bo jeśli się już w coś zaangażowałam to muszę być konsekwentna i to dokończyć. Też tak macie?

Sięgnęłam po tę pozycję bo chciałam się dowiedzieć jak można nakłonić innego człowieka do zmiany sposobu postępowania? Przyznam się – trochę narozrabiałam i chciałam z tego wyjść „obronną ręką”. W szczególności, iż do tej pory postępowałam intuicyjnie, a chciałabym postępować bardziej świadomie, zgodnie z naukowymi zasadami - i to był właściwie jedyny powód dokonania...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zaczęłam czytać z powodu chęci pozbycia się pewnego nawyku, które ma moje dziecko.

Okazało się, że nawyków nie można się pozbyć, co najwyżej zastąpić innym (tyle akurat wiedziałam wcześniej), tylko jak to zrobić? Wydawało mi się, że próbowałyśmy już wszystkiego niestety bez oczekiwanego efektu. Któregoś dnia przeglądając różne pozycje na LC natknęłam się na pozytywną opinię tejże właśnie książki. Nie mając nic do stracenia, może trochę gotówki postanowiłam ją nabyć. Nie, niestety nie pomogła mi rozwiązać problemu. Pozwoliła jednakże spojrzeć na nawyki z innej strony, naszkicowała w mojej głowie schematy, które być może pozwolą zmniejszyć wspomniany wcześniej problem, poprzez jego diagnozę i bardziej umiejętne próby zastąpienia go jakimś innym.

Książka nie podsunęła gotowych rozwiązań jednakże okazała się źródłem wielu przydatnych informacji i zainspirowała mnie do przyjrzenia się moim nawykom. No bo, że każdy z nas ma jakieś to sprawa dość oczywista, a jak one wpływają na nasze życie to przyznam się, że szczególnie się nad tym nie zastanawiałam. Zrozumiałam, że mają one dużą moc sprawczą i że każdy człowiek posiada bardzo dużo nawyków (zaskoczyła mnie ich ilość). Książka ta zmobilizowała mnie, żebym przyjrzała się swoim nawykom i zaczęła je wykorzystywać bardziej świadomie tak jak to robią niektóre instytucje, firmy, sklepy.

Jedna rzecz mnie irytowała w „Sile nawyku”- przypisy po każdym rozdziale. Jako, że bardzo sobie cenię przypisy i od razu je weryfikuję, tutaj musiałam być bardzo uważna i skupiona w odszukiwaniu danego przypisu i powrotu do tekstu, którego on dotyczy, momentami się gubiłam. Zdecydowanie preferuję przypisy na dole strony, której dotyczy albo na końcu książki.

Zaczęłam czytać z powodu chęci pozbycia się pewnego nawyku, które ma moje dziecko.

Okazało się, że nawyków nie można się pozbyć, co najwyżej zastąpić innym (tyle akurat wiedziałam wcześniej), tylko jak to zrobić? Wydawało mi się, że próbowałyśmy już wszystkiego niestety bez oczekiwanego efektu. Któregoś dnia przeglądając różne pozycje na LC natknęłam się na pozytywną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To już siódmy tom, który czytam córce. Okazuje się, że wkrótce będę czytać ósmy jednakże zostańmy jeszcze przy siódmym.

Świat Ogromnych to świat, w którym dyskryminacja rządzi, to świat, w którym liczy się tylko jedno – wzrost. Im jesteś wyższy tym lepiej dla Ciebie. Jesteś niski to Twój status społeczny również. Różnisz się to łatwo Ci nie będzie. Będziesz obrywał na każdym kroku. Żeby coś zmienić w swoim życiu to musisz urosnąć, a żeby urosnąć musisz mieć pieniądze, które umożliwią zakup bardzo drogiego leku na wzrost. I naprawdę niewielkie znaczenie ma to, że jesteś pracowity, dokładny, cierpliwy, mądry, uczciwy, przyzwoity etc. Jeśli już to może pomóc spryt, który pozwoli wkręcić się do elity wysokich i zdobyć fundusze na lek. Brzmi znajomo?

Na szczęście Kuki i grupa jego przyjaciół szczęśliwie wrócą na Ziemię udowadniając, że w życiu nie najważniejszy jest wzrost ;)

To już siódmy tom, który czytam córce. Okazuje się, że wkrótce będę czytać ósmy jednakże zostańmy jeszcze przy siódmym.

Świat Ogromnych to świat, w którym dyskryminacja rządzi, to świat, w którym liczy się tylko jedno – wzrost. Im jesteś wyższy tym lepiej dla Ciebie. Jesteś niski to Twój status społeczny również. Różnisz się to łatwo Ci nie będzie. Będziesz obrywał na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Już chyba jestem zmęczona Grishamem, czytam go raz na jakiś czas najczęściej jako przerywnik pomiędzy czymś bardziej wymagającym uwagi, i jak do tej pory sprawiało mi to frajdę. A teraz niby było miło, jednak końcówka jak z bajek dla dziewczynek. Rozumiem, że w niektórych książkach musi być happy and ale czy musi być taki słodki i infantylny, z cyklu tych i żyli długo i szczęśliwie. To smutne ale chyba wyrosłam z bajek. Znany tytuł, zrobili nawet film, więc myślałam, że to taki „Grishamowski” pewniak i czytało mi się go dobrze do pewnego momentu, później jednak książka zaczęła mnie nudzić i męczyć.

Bohaterka ponad przeciętnie inteligentna, bystra, piękna, długie nogi, zęby jak perełki, młoda studentka, posiadaczka niezłego spadku i dobrego serca, więc to oczywiste, że musiała wyprowadzić zawodowców w pole. Wiem, taka konwencja. Ale jak dla mnie to już klęska urodzaju. Na pewno przez najbliższy czas będę omijała autora szerokim łukiem.

Już chyba jestem zmęczona Grishamem, czytam go raz na jakiś czas najczęściej jako przerywnik pomiędzy czymś bardziej wymagającym uwagi, i jak do tej pory sprawiało mi to frajdę. A teraz niby było miło, jednak końcówka jak z bajek dla dziewczynek. Rozumiem, że w niektórych książkach musi być happy and ale czy musi być taki słodki i infantylny, z cyklu tych i żyli długo i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Uwielbiam poezje. Ja – Matka Polka, która w ferworze świątecznych zakupów potrafię się zatracić, doskonale orientuję się co to są enchantimals, lol suprise i pets shopy (już właściwie passé) potrzebuję oddechu, innego świata. Muszę się zatrzymać i przenieść do świata luksusu, do świata nieoczywistości przefiltrowanego przez moje wcale niemałe ego. I tak za sprawą jednego z Was Drodzy Użytkownicy LC, sięgnęłam po książkę poetycką „Traktat o marionetkach”. Myślę sobie chwila oddechu od tego szalonego epatującego do bólu kolorowymi światełkami, wszystkimi rzeczami, które po prostu musisz mieć bo inaczej będziesz nieszczęśliwa - świata.

A tu, jak nie sieknie mnie słowem Pan Grochmalski, jak nie skrytykuje mojego trochę hedonistycznego podejścia do życia, mojego konsumpcjonizmu... Pisarz mnie zaskoczył bo ja oczekiwałam miłego, ładnego wieczoru, sympatycznej zabawy słowem. A tu twórca ostro i dosadnie opisuje otaczającą nas rzeczywistość, politykę, kulturę, trendy. Tak, że czasami mam ochotę krzyknąć odwal się Pan. To moja sprawa jak chcę żyć.

"Traktat o marionetkach" jest dla mnie momentami denerwujący i oburzający, po chwili jednak myślę sobie - ten człowiek ma dużo racji. Autor niezwykle drastyczny w swojej krytyce otaczającego świata, nie szczędzi słów oburzenia niczemu i nikomu. Dla mnie to już trochę za dużo. Poezja, ale jak nie poezja. Pisze brutalnie, wali pięścią w twarz czułam, że mam już zakrwawioną wargę, czy dla niego nie ma świętości? A może to my konsumenci tych wszystkich trendów, zatracający się w bezmyślnej manii posiadania, uwielbiający te wszystkie pseudonaukowe teorie i obrazkowe historyjki pozbawiliśmy się rzeczy naprawdę ważnych dla nas, dla naszej duszy? A gdybyśmy odrzucili te zewsząd nas otaczające wesołe głosy i kolorowe obrazki, i ten mus, że musimy być piękni, młodzi, i szczęśliwi to co by pozostało? K. Grochmalski poprzez swoje literackie zapiski zmusza do refleksji, zadawania pytań na temat tego co jest i było.

Jeśli chcesz się wyciszyć to nie będzie to łatwe, jest zaledwie kilka utworów, przy których można złapać oddech, jednak jeśli potrzebujesz emocji i bezpardonowego podejścia do świata to ta książka została stworzona z myślą o Tobie. Obiecuję, że nie przejdziesz obok niej obojętnie, i nie chodzi tutaj czy autor Cię zachwyci czy też nie. Mnie momentami nie zachwycał a czytałam dalej. I znalazłam tam też utwór, który zostanie ze mną na dłużej, który dał mi jednak chwilę wytchnienia, przywołał moją ulubioną porę roku i niezwykle ciepłe i kojące odczucia
„ Kotara namiotu muskana porywem wiatru
na rozgrzanej do niemoralności plaży
kolorowe paski plandeki co rusz różowieją uległe i bezwolne
a morze mruczy cichutką melodię przyzwolenia....”

Uwielbiam poezje. Ja – Matka Polka, która w ferworze świątecznych zakupów potrafię się zatracić, doskonale orientuję się co to są enchantimals, lol suprise i pets shopy (już właściwie passé) potrzebuję oddechu, innego świata. Muszę się zatrzymać i przenieść do świata luksusu, do świata nieoczywistości przefiltrowanego przez moje wcale niemałe ego. I tak za sprawą jednego z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Obóz. Bolało jak czytałam, widziałam przemianę głównego bohatera i ten rys charakterologiczny, który daje szanse na przetrwanie tylko nielicznym. Dla mnie świat opisany przez autora, który w żaden sposób nie epatował okrucieństwem (nie musiał) to s-f, wręcz nieprawdopodobny, a przecież prawdziwy, na faktach. On go przeżył.
Przyznam się, że czytałam głównie w nocy, w ciepłym domu, w łóżku, w miękkiej, pięknej pościeli i w trakcie czytania ta miękka pościel raniła mnie, ten ciepły dom uwierał… bo oni tam na tej betonowej posadzce, na tej surowej ziemi zasypiali wykończeni morderczą pracą, niewiarygodnie głodni, opierając się o plecy współwięźnia bo nie było więcej miejsca. A ja sobie wcześniej pomyślałam, że jestem zmęczona. Jak to dużo zależy od perspektywy, punktu odniesienia. Nieprawdaż?

Przed przeczytaniem tej pozycji zastanawiałam się dlaczego akurat za tę książkę o holokauście (a w końcu jest ich niemało) I. Kertesz otrzymał nagrodę Nobla. Teraz wiem dlaczego. Niezwykły autentyzm i realizm wręcz poraża. Czytając ją wiedziałam, co wówczas myślał, czuł autor. Bohater od samego początku niezwykle prawdziwy, taki denerwujący gówniarz, który dzięki temu, że jest zarozumiały, egoistyczny, konformistyczny i przyjmujący wszystko ze spokojem, a nawet rozumiejący swojego oprawcę i w wielu przypadkach popierający go i podziwiający jest w stanie dostosować się do warunków panujących w obozie. Nie kwestionuje niczego, próbuje żyć pomimo wszystko. A gdy wydaje się mu, że to właśnie nadszedł kres jego życia myśli ach jaki ten obóz koncentracyjny jest piękny, i że właściwie to chciałby jeszcze trochę pożyć.

Poza tym to zakończenie, które wcale nie jest żadnym zakończeniem bo teraz trzeba jakoś żyć ze świadomością tego co było. Bo to wcale nie koniec jak mówią Ci, co tam nie byli i próbują w ten sposób pocieszać wracających z obozu. I nie, wg bohatera nie trzeba się nad nim litować bo on miał ogromne szczęście, bo każdy krok był krokiem w stronę śmierci a on żyje, a inni uczestnicy obozu nie. On był tylko rok a rozmawiał z takimi którzy byli tam wiele lat…

Nikt w pełni nie zrozumie tego jak było w obozie jeśli go nie przeżył, chociaż mogę to sobie wyobrażać to i tak ostatecznie nie będzie to odzwierciedlało ówczesnej rzeczywistości. To tylko moje wyobrażenia, które zawsze będą ułomne.

Pamiętam, kiedyś oglądałam reportaż o świadkach tamtych dni o ludziach, którzy kilkadziesiąt lat później opowiadają o obozie koncentracyjnym, który przeżyli. Mają rodziny, dzieci, prace ot, po prostu zwykła, szara codzienność. I jeden z bohaterów opowiada, że właściwie już żyje normalnie, odnalazł się w tym życiu, dobrze mu się powodzi i jest szczęśliwy, i tylko czasami jeszcze budzi się w nocy i sprawdza czy ma pod poduszką kromkę chleba bo ona cały czas tam musi być...

Obóz. Bolało jak czytałam, widziałam przemianę głównego bohatera i ten rys charakterologiczny, który daje szanse na przetrwanie tylko nielicznym. Dla mnie świat opisany przez autora, który w żaden sposób nie epatował okrucieństwem (nie musiał) to s-f, wręcz nieprawdopodobny, a przecież prawdziwy, na faktach. On go przeżył.
Przyznam się, że czytałam głównie w nocy, w ciepłym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mamo już nigdy nie będzie tak fajnej książki jak Kuki – usłyszałam od córki po zakończeniu szóstego tomu z serii. Na szczęście dla niej, bo już nie wiem czy dla mnie jest 10 tomów, więc nie musi się martwić.

Ta szósta już część opowiada o konsekwencjach złamania zasad bo w przypadku czarów rzecz jasna również obowiązują konkretne wytyczne, nie dostosujesz się do nich to bach, wcześniej czy później zwali się na ciebie problem np. w postaci niechcianego smoka. A smok jak to smok potrafi bardzo uprzykrzyć życie, a nawet jeśli zechce może zniszczyć świat, więc Drogi Czytelniku postępuj zawsze zgodnie z zasadami bo gdzieś tam może czaić się dragon shade ;)

Mamo już nigdy nie będzie tak fajnej książki jak Kuki – usłyszałam od córki po zakończeniu szóstego tomu z serii. Na szczęście dla niej, bo już nie wiem czy dla mnie jest 10 tomów, więc nie musi się martwić.

Ta szósta już część opowiada o konsekwencjach złamania zasad bo w przypadku czarów rzecz jasna również obowiązują konkretne wytyczne, nie dostosujesz się do nich to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zupełnie inny klimat niż w „Drodze”.
To niesamowite. Rozmawiałam z mężem na temat tej książki i okazało się, że nasz odbiór, spostrzeżenia na jej temat są zupełnie inne. Było tak jakbyśmy rozmawiali o dwóch różnych książkach. Zgodziliśmy się tylko, że to dobra książka i świetny autor.
Mówię do niego (tzn. Męża), że rzeczywiście Ameryka jak i żaden inny kraj nie jest krajem dla starych ludzi. A mój Mąż odpowiada, że przecież tam nie ma mowy o starych ludziach, z tego co on pamięta to mnóstwo tam strzelaniny i śmierci…

Dla mnie te morderstwa, kradzież pieniędzy, narkotyki i płatny zabójca z własnymi zasadami to tylko tło do rozważań na temat dojrzewania, przemijania, kondycji społeczeństwa, które wg autora niewątpliwie podupada i próby odnalezienia się we współczesnym świecie.
Zastanawiałam się ile jest tam przemyśleń, poglądów samego autora, w końcu książka została wydana jak on sam miał już 72 lata.

Lektura ta niewątpliwie skłania do refleksji, nad sobą nad własnym człowieczeństwem i perspektywami, które wcale nie będą dobre. Bo świat pędzi do przodu, nie ogląda się na nas a za moment już jest za późno na cokolwiek, a my jesteśmy tylko prochem.

Jak się czułam po przeczytaniu? Smutna i przygnębiona bo Pan Cormac McCarthy ma niestety rację to nie jest kraj dla starych ludzi.

Zupełnie inny klimat niż w „Drodze”.
To niesamowite. Rozmawiałam z mężem na temat tej książki i okazało się, że nasz odbiór, spostrzeżenia na jej temat są zupełnie inne. Było tak jakbyśmy rozmawiali o dwóch różnych książkach. Zgodziliśmy się tylko, że to dobra książka i świetny autor.
Mówię do niego (tzn. Męża), że rzeczywiście Ameryka jak i żaden inny kraj nie jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dobrze, że mam córkę, która lubi czytać, a właściwie która lubi, żeby jej czytać bo sama nie sięgnęłabym po kolejne z rzędu przygody Kukiego. Tak u nas Kuki rządzi.

W piątym tomie „Gra” powraca Klon, który robi wszystko żeby zniszczyć życie Kukiego podszywając się pod niego i dokonując przestępstw na jego konto. Gra o normalne życie Kukiego rozpoczyna się od nowa. Pojawiają się też nowe magiczne przedmioty: kostka do gry, która nie raz uprzykrzy życie dzieciom oraz nowi bohaterowie: pomocnicy klona a wśród nich skorpion Corto, który będzie miał do odegrania znaczącą rolę. Czy dobrą to się okaże. Jest niebezpiecznie ale niezwykle interesująco.

A dla mnie istotny jest fakt, że córka woli zanurzyć się w świat A. Maleszki niż obejrzeć bajkę w telewizji.

Dobrze, że mam córkę, która lubi czytać, a właściwie która lubi, żeby jej czytać bo sama nie sięgnęłabym po kolejne z rzędu przygody Kukiego. Tak u nas Kuki rządzi.

W piątym tomie „Gra” powraca Klon, który robi wszystko żeby zniszczyć życie Kukiego podszywając się pod niego i dokonując przestępstw na jego konto. Gra o normalne życie Kukiego rozpoczyna się od nowa....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Cóż to nie moja bajka, historia dość ciekawa ale mnie nie porwała. Nie przeczę szybko się ją czytało, jednakże nie to jest dla mnie najważniejsze, a dodatkowo wiele rzeczy mi w niej przeszkadzało. Nie lubię wulgaryzmów w szczególności jeśli nie widzę uzasadnienia ich użycia, a w książce jest ich niemało i prawie wszyscy posługują się wulgarnym językiem.
Poza tym nie rozumiem opisów sikania, w których miałam wrażenie lubował się autor. To jakiś fetysz? To miało dodawać męskości bohaterom?

Żeby nie było, że nic mi się nie podobało. Bo tak nie było. Otóż Wojciech Chmielarz ciekawie i niezwykle prawdziwie przedstawił relacje małżeńskie, znudzenie i znużenie wieloletnim związkiem i ich powolny rozpad. Uwierzyłam mu. Trafnie zaobserwował i przedstawił stereotypy, którymi na co dzień się posługujemy, były one wprost wzięte z ulicy. I ten klimat taki swojski, nasz, taki na wyciągnięcie ręki, znany i bliski. Prawie kupił mnie tym.

Niestety zakończenie popsuło tę historię, popsuło ten swojski klimat i poczułam taki zgrzyt, że aż bolało, a ja prawie wybaczyłam mu ten sprośny język…

Szkoda, że autor chciał za wszelką cenę zaskoczyć czytelnika i był efekciarski. Poczułam się rozczarowana i zniesmaczona bo ja nie zawsze potrzebuję fajerwerków bo one są tylko na chwilę, a za moment jest pustka, cisza. Nie ma nic. Zdecydowanie zakończenie popsuło mi cały pozytywny odbiór tej książki i uczyniło ją takim zwykłym czytadłem, zwykłym „fast foodowym” kryminałem.

Jednakże nie przekreślam twórczości pana Chmielarza, może za jakiś czas jak już przejdzie mi ta złość na to wydumane zakończenie zrobię kolejne podejście do świata kreowanego przez autora „Żmijowiska”.

Cóż to nie moja bajka, historia dość ciekawa ale mnie nie porwała. Nie przeczę szybko się ją czytało, jednakże nie to jest dla mnie najważniejsze, a dodatkowo wiele rzeczy mi w niej przeszkadzało. Nie lubię wulgaryzmów w szczególności jeśli nie widzę uzasadnienia ich użycia, a w książce jest ich niemało i prawie wszyscy posługują się wulgarnym językiem.
Poza tym nie...

więcej Pokaż mimo to