-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik253
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika
Podobnie jak w "Zimowym Monarsze" i "Nieprzyjacielu Boga" także w tej części występuje narracja pierwszoosobowa - rzeczywistość przedstawia Derfel - jeden z wojowników Artura, który w dzieciństwie "przez przypadek" uniknął śmierci z rąk Druida. Jego prywatne historie, uczucia i wątpliwości poruszają czytelnika, który często zastanawia się, jak zachowałby się w podobnej sytuacji.
Jedyną nadzieją na lepsze życie poddanych jest Artur, ale jak może pomóc potrzebującym, skoro król Bretanii - Mordred - wciąż żyje? Oprócz wojsk nieprzyjaciela pojawia się kolejny problem - druidzi i magowie (wraz z czarownikiem Merlinem) są przeciwni wykluwającej się religii chrześcijańskiej. Artur staje więc przed trudnym wyborem - czy nadal stać po stronie chrześcijańskiego ludu i zdać się na własną potęgę, czy zaufać poganom i otworzyć sobie dostęp do sił o wiele potężniejszych niż największy na świecie wojownik.
Książka pełna zwrotów akcji! Podobnie jak w poprzednich częściach, urzekły mnie obrazy stworzone przez Cornwella i ten niezwykły, magiczny klimat. Do tego plusem jest ogólny wygląd książki - przyjemna okładka, przemyślany druk i mapka przedstawiająca miejsca opisywane w książce. Opowieść wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie - myślę, że jest godna bycia zakończeniem trylogii. Z chęcią jeszcze kiedyś do niej wrócę :)
Podobnie jak w "Zimowym Monarsze" i "Nieprzyjacielu Boga" także w tej części występuje narracja pierwszoosobowa - rzeczywistość przedstawia Derfel - jeden z wojowników Artura, który w dzieciństwie "przez przypadek" uniknął śmierci z rąk Druida. Jego prywatne historie, uczucia i wątpliwości poruszają czytelnika, który często zastanawia się, jak zachowałby się w podobnej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przeczytałam już wiele kryminałów, thrillerów i horrorów – swojego czasu miałam „fazę” na Agathę Christie, Cobena, Kinga i innych autorów takich gatunków. Ale jedną z pierwszych książek, które wzbudziły we mnie zainteresowanie tego typu literaturą był „Mesjasz” – debiut autorstwa Borisa Starlinga. Początkowo wszystko mnie odpychało. Nie miałam ochoty czytać na tematy religijne, dziwna okładka… Wszystko zmieniło się, gdy wzięłam książkę do ręki i przeczytałam tylną stronę. Tytuł istotnie nawiązuje do Pisma Świętego, ale w jaki niesamowity sposób! Nie mogłam się nadziwić, jak wszystko zostało sprytnie zaplanowane. Wręcz uknute.
Akcja rozgrywa się w Londynie. Policjant Red Metcalfe zostaje wezwany na miejsce morderstwa – biskup rozebrany do slipków, ciało czerwone od wylewów, ciemnofioletowe siniaki, złamane, wychodzące kości. Brutalne pobicie to mało powiedziane. Żółte zęby, usta. Jednak pozostaje jeszcze jeden szczegół – srebrna łyżeczka w buzi… zamiast języka. Kolejne śmierci tajemniczo wiążą się ze sobą. A więc jest i morderca. Tymczasem z kartki na kartkę dowiadujemy się coraz więcej o mrocznej przeszłości Reda. Jego dar polega na wyjątkowych umiejętnościach tropienia przestępców. Ale to wyjątkowy przypadek – kto pomoże, skoro nawet Red nie potrafi odnaleźć klucza do wyjaśnienia zagadki? Stopniowo wszystko układa się i brakuje tylko kilku puzzli, by stworzyć logiczną układankę. Lecz co zrobić, jeżeli rzeczywistość okazuje się jeszcze gorsza niż najczarniejsze scenariusze? Bowiem mordercą może być ktoś z najbliższego otoczenia policjantów. Mesjasz.
Książka pełna emocji! Na dzień dzisiejszy porównałabym ją może z Cobenem, jednak i tak wydaje mi się dużo lepsza. Ukazuje swoiste fatum – klęskę człowieka, jakąś dziwną klątwę. Jest wiele drastycznych opisów, dlatego nie polecam osobom wrażliwym. Sama należę do takowych, jednak przełamałam się i nie żałuję. Bardzo wciągające opisy, barwny język – nie wiem, czy to zasługa bardziej autora, czy tłumacza, ale to wyjątkowy plusk książki. Uwaga – czas teraźniejszy. Chociaż. nie jestem zwolenniczką tego zabiegu w powieściach, w „Mesjaszu” sprawdził się doskonale. Minusem jest natomiast trudna dostępność. Sama ukradłam ją bratu i na razie oddawać nie zamierzam ;) Bo „Mesjasz” trzymał mnie w napięciu aż do ostatniej strony.
Przeczytałam już wiele kryminałów, thrillerów i horrorów – swojego czasu miałam „fazę” na Agathę Christie, Cobena, Kinga i innych autorów takich gatunków. Ale jedną z pierwszych książek, które wzbudziły we mnie zainteresowanie tego typu literaturą był „Mesjasz” – debiut autorstwa Borisa Starlinga. Początkowo wszystko mnie odpychało. Nie miałam ochoty czytać na tematy...
więcej mniej Pokaż mimo to
Książka rozpoczyna się dosyć tajemniczo – do pewnego starszego mężczyzny co roku ktoś przysyła zasuszone kwiaty. Kto i po co? A co ze sprawą córki starszego mężczyzny - Harriet, która zniknęła w dziwnych okolicznościach. Czy przeżyła i to od niech pochodzą te coroczne prezenty? Tego dowiedzieć się ma Mikael Blomkvist, oskarżony o zniesławienie dziennikarz, który przyjeżdża do niewielkiej wioski na północy kraju zatrudniony przez Henrika Vangera (wcześniej wspomnianego staruszka) pod pretekstem napisania biografii rodziny Vangerów. Henrik w zamian za pomoc obiecuje mu pieniądze, ale także coś, co Mikael ceni dużo bardziej… Coś, co może mu pomóc zacząć nowe życie. Ale żeby nie było tak miło i przyjemnie dziennikarz napotyka wiele trudności i przez długi czas nie może znaleźć odpowiedzi. Pojawia się Lisbeth Salander. Wariatka? Psychopatka? A może zwykła normalna dziewczyna, skrzywdzona przez los? Kolejną tajemnicą jest przeszłość Lisbeth, kryjąca pewien straszny sekret.
Mimo, że to kolejna książka przedstawiająca dwójkę ludzi, którzy badają morderstwa, styl i pomysłowość Larssona znacznie odbiegają od wypracowanego schematu. Po pierwsze bardzo wiarygodna i konsekwentna konstrukcja bohaterów – każdy ma własny charakter i wszystkie zachowania są uzasadnione. Zadziwia rola kobieca – takiej bohaterki literatura kryminalna jeszcze chyba nie miała. A co do jej komputerowej pamięci… tylko pozazdrościć. Lisbeth wywołała u mnie mieszane uczucia – z jednej strony wiecznie poniżana i wyśmiewana, z drugiej wariatka, a z trzeciej (przyjmijmy, że taka może być :P ) mistrzyni w łączeniu faktów i wykorzystywaniu ich do najbardziej skomplikowanych rozwiązań.
Pełna pasji i oczekiwania opowieść na długo pozostanie w mojej pamięci ze względu na niesamowitą fabułę. Często mam to uczucie, że przywiązuje się do danej książki i nie mogę znieść myśli, że w końcu ją przeczytam i dowiem się całej historii – mam wrażenie, że doznaję wtedy niesamowitej straty. A książkę „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” czyta się naprawdę w ekspresowym tempie!
Książka rozpoczyna się dosyć tajemniczo – do pewnego starszego mężczyzny co roku ktoś przysyła zasuszone kwiaty. Kto i po co? A co ze sprawą córki starszego mężczyzny - Harriet, która zniknęła w dziwnych okolicznościach. Czy przeżyła i to od niech pochodzą te coroczne prezenty? Tego dowiedzieć się ma Mikael Blomkvist, oskarżony o zniesławienie dziennikarz, który przyjeżdża...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Najgłupszy anioł” zaczyna się bardzo niewinnie. Społeczność kalifornijskiego miasteczka Pine Cove rozpoczyna przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia. Szał zakupów, pakowanie prezentów, zapraszanie rodziny – innymi słowy świąteczna gorączka. Tytułowy bohater Anioł Rajzel – ten sam, który pomylił daty narodzenia Jezusa i spóźnił się z Dobrą Nowiną 10 lat, tym samym strasząc pasterzy i wywołując niesmak wśród swoich braci - zjawia się, by spełnić życzenie jednego dziecka mieszkającego na Ziemi. Ale nie na darmo Christopher More zaznacza:
„Jeśli kupujesz tę książkę na prezent dla babci albo dziadka, musisz wiedzieć, że zawiera ona brzydkie słowa, a także pozbawione smaku opisy kanibalizmu i aktów płciowych osób po czterdziestce. Nie miejcie do mnie pretensji. Uprzedziłem.”
Oj! Dzieje się i to wiele.
Biedny Anioł Rajzel zjawia się dokładnie kwadrans po tym, jak na oczach małego Joshuy Święty Mikołaj zostaje zabity łopatą przez własną żonę. Od tego momentu w książce zaczyna się totalny absurd. Policjant - dawny hipis uzależniony od marihuany, żona ukrywająca ciało Mikołaja, pilot który ma olbrzymiego nietoperza w przeciwsłonecznych okularach, zaprawiona Królewna Śnieżka …
Genialna Książka w sam raz na Święta! Zostawiła we mnie optymistyczne uczucie i wielką ulgę, że żyję w „normalnym” świecie. Lekko napisana opowieść nie nudzi ani trochę, zaskakując błyskotliwymi rozwiązaniami akcji. More nie kłamał, bo rzeczywiście jest w niej trochę wulgaryzmów, niekiedy przesadzonych, częściej jednak humorystycznych i trafionych. Nie wiadomo czy śmiać się, płakać czy ubolewać nad strasznością i współczuć mieszkańcom.
Wiele emocji jak na 300 stron. Dodatkowo plusem jest ładne wydanie książki – twarda oprawa z obwolutą, przyjemny druk, szycie. Rzeczywiście – to podnosząca na duchu opowieść o bożonarodzeniowej grozie. Jestem pewna, że nikt by nie chciał takich Świąt. Humor, humor i jeszcze raz humor!
„Najgłupszy anioł” zaczyna się bardzo niewinnie. Społeczność kalifornijskiego miasteczka Pine Cove rozpoczyna przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia. Szał zakupów, pakowanie prezentów, zapraszanie rodziny – innymi słowy świąteczna gorączka. Tytułowy bohater Anioł Rajzel – ten sam, który pomylił daty narodzenia Jezusa i spóźnił się z Dobrą Nowiną 10 lat, tym samym strasząc...
więcej mniej Pokaż mimo to
Mafia. Mafia. Już samo słowo brzmi groźnie. Mafia. Organizacja, którą Mario Puzo ukazuje bardzo dwuznacznie. Z jednej strony jawią się mordercy, którzy bez wahania potrafią zabić, z drugiej kochający ludzie, trzymający się razem, pragnący lepszego i spokojniejszego życia. Pytanie brzmi: Kto tak naprawdę jest zły?
"Przyjaźń jest wszystkim. Przyjaźń to coś więcej niż talent. Więcej niż władza. Prawie równa się rodzinie. Nigdy o tym nie zapominaj."
Rodzina jest najważniejsza. Sycylijska Rodzina pisana z dużej litery to właśnie Mafia. Don Vito Corleone jako dwunastoletni chłopak opuścił Sycylię. Zabito mu ojca. Uciekł do Ameryki i tam zmienił nazwisko na Corleone. Poślubił Włoszkę, poznał tajemniczych przyjaciół, zagłębiał się w dziwne interesy i… dobrze zarabiał. Stopniowo stawał się coraz bardziej znany w kręgach podziemia i ludzie zaczęli się go obawiać. W trudnych sytuacjach choć nie zawsze znajdował moralne rozwiązania, to jego metody były skuteczne – szybko zapewniły mu miłość innych ludzi, ale też nienawiść tych drugich. Stał się dla nich Ojcem Chrzestnym.
Opowieść rozpoczyna się od historii ludzi, którzy potrzebują pomocy Ojca Chrzestnego. Grabarz, morderca, piekarz… przychodzą do Dona Corleone po radę, zawracając mu głowę swoimi sprawami nawet w wesele jego córki. Mimo to Don Vito znajduje dla nich czas. Trzej synowie – Sonny, Michael i Fredo – nie wydają się dobrymi kandydatami na następcę. Sonny jest zbyt porywczy i agresywny, Michaela nie interesują sprawy Rodziny a Fredo woli panienki od rewolweru. Mimo to Don Corleone w jednym z synów widzi bezpieczną przyszłość dla swoich bliskich. Kierując się mafijną „omertą”, czyli nakazem milczenia, nie będę zdradzać dalszej części fabuły, ani wydarzeń, które doprowadziły Rodzinę Corleone do tego, do czego doprowadziły : )…
Do historii literatury przeszło słynne zdanie Ojca Chrzestnego Vita Corleone: „Złożę mu propozycję nie do odrzucenia”. Owa propozycja w rzeczywistości była szantażem albo ofertą ale tak skonstruowaną, że nie było szans, by interlokutor odmówił. Ten tekst zawsze budził we mnie pewną grozę, małe przerażenie. Wiadomo było: Aha! Za moment coś się wydarzy! Co też wymyślił dla tego człowieka „Ojciec Chrzestny”.
Bardzo mnie to zdziwiło, ale Vito Corleone zyskał moją sympatię. Nie był mafijnym gangsterem, ale człowiekiem z zasadami. Łamiąc prawo wymierzał sprawiedliwość, lecz w gruncie rzeczy Mario Puzo wykreował go na pozytywnego bohatera opowieści.
Książka jest pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji i nieprzewidywalnych rozwiązań. Pamiętam, jak mną wstrząsnęła gdy czytałam ją mając 14 lat. Świat zabójstw, zimnej logiki i działania dla wyższego celu był dla mnie nie do pomyślenia. Nie był to kolejny horror czy thriller. W ogóle trudno mi sklasyfikować „Ojca Chrzestnego”, bo książka łączy w sobie wiele gatunków. Nie da się opisać atmosfery stworzonej przez Puzo. Szczerze polecam „Ojca Chrzestnego” i traktuję go jako jedną z najlepszych książek we Wszechświecie :) )
Mafia. Mafia. Już samo słowo brzmi groźnie. Mafia. Organizacja, którą Mario Puzo ukazuje bardzo dwuznacznie. Z jednej strony jawią się mordercy, którzy bez wahania potrafią zabić, z drugiej kochający ludzie, trzymający się razem, pragnący lepszego i spokojniejszego życia. Pytanie brzmi: Kto tak naprawdę jest zły?
"Przyjaźń jest wszystkim. Przyjaźń to coś więcej niż talent....
„Ciach go smykiem” to zbiór felietonów, jednych z najcelniejszych artykułów Jerzego Waldorffa, publikowanych między innymi na łamach tygodnika „Świat” w latach 1957-1969. Jak głosi tylna okładka „Pisane na gorąco, dyktowane aktualnością chwili i właściwą Waldorffowi pasją doraźnego działania…” Waldorff nie sili się na kompromis – walczy twardo o swoje idee. Wdało mu się połączyć ze sobą dziennikarstwo i muzykę stwarzając jedyny i niepowtarzalny zawód krytyka muzycznego. Niepowtarzalny, bo nie ma i nie będzie drugiego Waldorffa na tym świecie. Czytając go często śmieje się głośno z błyskotliwych uwag. Jego doskonały styl, trafność porównań i prawdziwy talent narracyjny wciąż mnie zadziwiają. Waldorff bogato przytacza fakty i szczegóły nie tylko z zakresu muzyki, ukazując swoją erudycję i prawdziwe zainteresowanie światem. Jest dla mnie wzorem dziennikarza, który oprócz sensacji, gwałtów i morderstw potrafi dostrzec tak bardzo zapomniane w dzisiejszych czasach piękno.
„Ciach go smykiem” to zbiór felietonów, jednych z najcelniejszych artykułów Jerzego Waldorffa, publikowanych między innymi na łamach tygodnika „Świat” w latach 1957-1969. Jak głosi tylna okładka „Pisane na gorąco, dyktowane aktualnością chwili i właściwą Waldorffowi pasją doraźnego działania…” Waldorff nie sili się na kompromis – walczy twardo o swoje idee. Wdało mu się...
więcej Pokaż mimo to