rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Inspektor Juan Proaza nie jest typem „twardego gliny”, budzącego postrach wśród przestępców. Ulubionym zajęciem jego kolegów z wydziału zabójstw w Kartagenie jest udowadnianie, że młody Juanito nie ma ani umiejętności, ani doświadczenia, by zająć się którąś z bardziej wymagających spraw. Nawet sam komisarz Octavio De la Mata wręczając Proazie akta dotyczące brutalnego zabójstwa nieletniej dziewczynki, jest przekonany, że mordercą jest znaleziony nieopodal zakrwawiony, nieprzytomny chłopak i że sprawa szybko się zakończy. Tymczasem – mimo, że początkowo wina chłopaka jest niemalże oczywista – z każdym kolejnym dniem pojawiają się nowe poszlaki zaprzeczające dotychczasowym hipotezom. Od chwili, gdy Juanito pyta z przerażoną miną: „Od czego mam zacząć, panie komisarzu?” aż do ostatniej strony powieści, możemy obserwować stopniowy rozwój policjanta. Nowe morderstwa i zeznania świadków prowadzą inspektora Proazę pod drzwi „Klubu Lolity” – sympatycznego zgromadzenia starszych panów pasjami dyskutujących o literaturze. Czy to możliwe, że ktoś z nich okaże się mordercą?

Niewątpliwie akcja powieści jest ciekawa i szybko wędrujemy przez kolejne strony, a przy opisach ciał dziewczynek czy obrazkach z sekcji zwłok włos się jeży. Wielkim plusem jest pomysł powiązania fabuły z literackim wątkiem nawiązującym do osławionego i kontrowersyjnego dzieła Vladimira Nabokova zatytułowanego „Lolita”. Rafael Estrada podejmuje trudny temat gwałtów na młodych dziewczynkach i pornografii dzieci. Czytając możemy zastanawiać się, na ile odwzorowana przez autora rzeczywistość pokrywa się ze światem, w którym żyjemy na co dzień. Pojawiają się również dane dotyczące liczby porywanych dzieci i inne wskazówki, skłaniające do myślenia.

Autor popełnia jednak kilka błędów. Wprowadza malutki wątek z życia jednej z postaci, który nijak ma się do całej fabuły, natomiast od razu sugeruje, że z dużym prawdopodobieństwem osoba ta jest mordercą. Bo niby po co autor przeznaczałby jej kilka stron, skoro nie wnosi niczego nowego? Końcowe zwierzenia mordercy również nie przykuwają większej uwagi – ot, taka sobie konwersacja, przypadkowy zlepek zdań. Dialogi miejscami nieco sztuczne i płytkie, choć wiele tekstów zostało wplecionych w akcję w sposób trafiony. Dziwi mnie fakt, że główny bohater zapytany kilka razy przez różne postaci poboczne o to, czy przeczytał „Lolitę” za każdym razem odpowiada, że nie, gdyż nie miał czasu. Estrada mógł popłynąć pozwalając Proazie zagłębić się w fabułę powieści Nabokova i na jej podstawie odkrywać kolejne poszlaki tej misternej intrygi.

Narracja powieści jest mocno subiektywna – cechuje się wieloma określnikami nacechowanymi ładunkiem emocjonalnym. Słowa takie jak „żółtodziób” czy określniki wartościujące, np. „Na szczęście w całym domu dominował intensywny zapach smażeniny” pojawiające się w narracji świadczą o bezpośrednim stosunku wszechwiedzącego narratora do rozgrywających się wydarzeń. Narrator niekiedy sprawia również wrażenie przedłużenia świadomości samego inspektora Proazy. Mimo to miejscami postać głównego bohatera wydaje się nieco niedopracowana, w przeciwieństwie do genialnej osobowości szalonego lekarza Luzona. Ta postać jest zdecydowanie rozbudowana i od początku wzbudza sympatię czytelnika.

„Juanita zaskoczyły precyzja i schludność lekarza. Był świetnie zorganizowanym człowiekiem, który wykonywał obowiązki bardzo sumiennie i czerpał satysfakcję ze swojej pracy. Sprawiał wrażenie, jakby w myślach chichotał z anegdotek zrozumiałych wyłącznie dla trupów i dla lekarzy sądowych takich jak on. Młody inspektor zauważył ze zdziwieniem, że mimo dokonania tak wielu nacięć i usunięcia narządów wewnętrznych Luzon niemal nie ubrudził białego kitla. Podzielił się z nim tym spostrzeżeniem.
– Czystość ma duże znaczenie. – Lekarz wykonał gest, jakby odpędzał muchę. – Czy wie pan, że zbyt duża ilość krwi może doprowadzić do przeoczenia oczywistych dowodów, a wiec i do postawienia fałszywej diagnozy?
Jako że Juanito nie wiedział niczego takiego, pokręcił przecząco głową. Przyznawał przy tym w duchu, że argument patologa jest zdumiewająco nieskomplikowany, logiczny i łatwy do przyjęcia.”

Luzon „udał się” Estradzie – barwny, zabawny, o interesującym poczuciu humoru. To bez wątpienia najciekawsza postać w całej powieści. Inni bohaterowie wydają się być komponowani w pośpiechu, są nieco płytcy, nie dokonują się w nich przemiany – od początku są „dobrzy” lub „źli” i tacy już pozostają aż do ostatniej strony.

Estrada wpadł na genialny pomysł, jednak mam wrażenie, że nie do końca wykorzystał własny potencjał, a może zgubił go lęk przed konsekwencjami poruszania tematów „tabu”, trudno powiedzieć. Wielką zaletą jest wprowadzenie utworów muzycznych (np. Judas Priest, Iron Maiden), które pozwalają nam wczuć się w klimat opisywanych wydarzeń. Autor równie ciekawie wplata w powieść odniesienia do innych filmów i powieści Stephena Kinga czy Arthura Conan Doyla. „Co mówią umarli” to ciekawy debiut autora, którego jednak – jak czuję pod skórą – stać na więcej. Być może kolejne powieści Estrady zapiszą się trwale w literaturze kryminalnej a inspektor Proaza stanie się kolejną rozpoznawalną ikoną i dołączy do elitarnego grona detektywów takich jak Sherlock Holmes czy Hercules Poirot. Na razie jest to jednak jedynie „być może”.

Inspektor Juan Proaza nie jest typem „twardego gliny”, budzącego postrach wśród przestępców. Ulubionym zajęciem jego kolegów z wydziału zabójstw w Kartagenie jest udowadnianie, że młody Juanito nie ma ani umiejętności, ani doświadczenia, by zająć się którąś z bardziej wymagających spraw. Nawet sam komisarz Octavio De la Mata wręczając Proazie akta dotyczące brutalnego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To bez wątpienia zupełnie nowa historia Elfaby, czarownicy odrzuconej przez najbliższych -ojca pastora i matkę - wiecznie niezadowoloną kobietę, narzekającą na wszystko, co tylko znajdzie się pod ręką. Zielonoskóra Elfaba, od dziecka uznawana za dziwną, trafia do jednej z najlepszych szkół, zwanej Graniastym Dworem. Poznaje Gallindę, z którą szybko się zaprzyjaźnia. Co ciekawe, główna bohaterka wcale nie jest zainteresowana magią ani czarami. Autor starannie pokazuje etapy przejścia między niezrozumianą przez otoczenie dziewczyną a postrachem z Zachodu.

W książce nie ma wielu fragmentów związanych z magią. Za to pojawia się samotność, bezsilność, cierpienie i zło, o którym Czarownica z Zachodu często rozmawia z różnymi osobami, dzieląc się swoimi przemyśleniami. Dialogi i opisy sprawiają, że choć czytamy w części znaną nam historię, bazującą na Czarnoksiężniku z Krainy Ozz, tak naprawdę poznajemy drugą stronę medalu. Ponadto autor zwraca uwagę na wiele aktualnych problemów, takich jak środowisko, w którym wychowuje się dziecko, miłość rodzicielska, poszukiwanie wybaczenia czy stereotypowe myślenie.

Książka ta jest wstępem do pytania: jak przebiega granica między dobrem a złem? Czy każdy rodzi się zły, czy zło jest wynikiem osobistych doświadczeń? Zdaniem Czarownicy urodzić się z talentem czy inklinacją do dobra to dewiacja. To powieść filozoficzno - psychologiczna z rozbudowanym wątkiem politycznym. Uuu - zabrzmiało to groźnie ; ) Lekkie pióro i ciekawie skomponowane dialogi sprawiają, że nie można się od niej oderwać. Polecam!

To bez wątpienia zupełnie nowa historia Elfaby, czarownicy odrzuconej przez najbliższych -ojca pastora i matkę - wiecznie niezadowoloną kobietę, narzekającą na wszystko, co tylko znajdzie się pod ręką. Zielonoskóra Elfaba, od dziecka uznawana za dziwną, trafia do jednej z najlepszych szkół, zwanej Graniastym Dworem. Poznaje Gallindę, z którą szybko się zaprzyjaźnia. Co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mężczyzna czujący powołanie.

Pewnego dnia Konstantin Dühnfort , komisarz policji kryminalnej z Monachium, odbiera wiadomość o zaginięciu chłopca i postanawia natychmiast zająć się śledztwem. Kolejne morderstwa paraliżują całą wioskę a mieszkańcy nie poczują spokoju, dopóki zabójca nie zostanie schwytany.

Kobieta, która pragnie zapomnieć.

Po śmierci najbliższej rodziny życie głównej bohaterki - Agnes Gaudela - ulega gwałtownej zmianie. Kobieta postanawia uciec z miasta na wieś, by zapomnieć o nękających ją koszmarach, uwolnić się od poczucia winy i zacząć nowe życie. Przeprowadzając się jeszcze nie wie, że zostanie wciągnięta w wir niebezpiecznej gry, której stawką będzie jej własne życie i która pomoże jej odnaleźć prawdę dotyczącą śmierci najbliższych.

A to dopiero początek…

Mieszkańcy wioski położonej niedaleko Monachium przeżywają swój prywatny horror. Giną kobiety, nikt nie może być niczego pewien - być może mordercą jest ktoś z wioski.

Fabułę poznajemy z perspektywy wielu osób, nawet samego ściganego - łatwiej jest zrozumieć motywy, jakie kierują poszczególnymi osobami. Mimo tak dokładnych opisów przeżyć, nie sposób rozpoznać, kto z wioski jest mordercą. Liczne wskazówki i tropy (często fałszywe) złożone w jedną układankę prezentują portret psychologiczny… kogo? Ano właśnie.

To niesamowite, że po tylu kryminałach, historiach z dreszczykiem i znanych schematach (powieści i bohaterów) autorka potrafiła odnaleźć coś własnego, niepowtarzalnego. Dynamiczna akcja, ciekawe dialogi i dobrze skomponowana intryga - to trzy niewątpliwe plusy tej pozycji.

Mężczyzna czujący powołanie.

Pewnego dnia Konstantin Dühnfort , komisarz policji kryminalnej z Monachium, odbiera wiadomość o zaginięciu chłopca i postanawia natychmiast zająć się śledztwem. Kolejne morderstwa paraliżują całą wioskę a mieszkańcy nie poczują spokoju, dopóki zabójca nie zostanie schwytany.

Kobieta, która pragnie zapomnieć.

Po śmierci najbliższej rodziny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Średniowieczny zakon rycerski powstały w 1118 roku, potocznie Templariusze, w rzeczywistości Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona, znany z wypraw krzyżowych i utrzymywania samego króla francuskiego Filipa IV Pięknego. Niestety, jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to najczęściej chodzi o pieniądze - pożyczki i kredyty, jakich udzielali, były przyczyną zawiści a co za tym idzie, zawieszenia działalności Zakonu - pieniądze zostały przekazane joannitom i lokalnym władcom, a braci zakonnych palono na stosie. Wiele już książek powstało odnośnie historii zakonu, zarówno naukowych, jak i przygodowo-historycznych. Tematyka ta zdaje się być niewyczerpywalna ;) Potwierdza to kolejna pozycja - "Zbawienie Templariuszy" Raymonda Khoury, uznana przez The Historical Novels Review za "książkę, w której napięcie nie spada ani na sekundę."

Czytelnik przenosi się w inny świat. Wątek historyczny w powieści występuję, aczkolwiek nie dominuje - może to być wada i zaleta. Książkę czyta się szybko, a styl autora naprawdę zasługuje na pochwałę. Brak niepotrzebnych faktów i danych szczegółowych. Dla historyków? Owszem, ale jako dodatek, zachęta do dalszych poszukiwań. Najbardziej książkę poleciłabym miłośnikom przygodówek lub książek historyczno-sensacyjnych.

Po każdej książce czegoś się spodziewam, czasami już po tytule wyobrażam sobie, że będzie to coś emocjonującego, albo piekielnie nudnego, choć stara mądrość narodu mówi: nie oceniaj książki po okładce! Z jednej więc strony patrzył na mnie kolejny sensacyjny thriller w stylu brownowskim (broń Boże nie wrzucam tu na Dana Browna, którego notabene lubię :) ) - Templariusze (u Browna Zakon Syjonu), Watykan, zagadka z przeszłości - brzmi znajomo, nic nowego. Muszę jednak przeprosić - pomyliłam się. Temat spięty w ciekawą historię, zgrabnie połączony wątek historyczny z sensacyjnym, realistyczne opisy, a do tego to, co lubię najbardziej - akcja, akcja i jeszcze raz akcja.

Średniowieczny zakon rycerski powstały w 1118 roku, potocznie Templariusze, w rzeczywistości Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona, znany z wypraw krzyżowych i utrzymywania samego króla francuskiego Filipa IV Pięknego. Niestety, jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to najczęściej chodzi o pieniądze - pożyczki i kredyty, jakich udzielali, były przyczyną zawiści a co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To bez wątpienia wspaniała powieść, wprowadzająca w świat po wojnie 30-letniej, przybliżająca reguły siedemnastowiecznej Bawarii. Troje bohaterów - ciekawy świata medyk, budzący postrach wśród mieszkańców kat i piękna, żądna przygód córka kata - Magdalena - biorą udział w morderczym wyścigu, jakim staje się rozwiązanie zagadki i odkrycie tożsamości mordercy.

Bardzo zaciekawiły mnie zwyczaje i postrzeganie rodzin katowskich w tamtym okresie. Kata nie można było pozdrawiać - wierzono, że przynosi to nieszczęście. Córki katów miały obowiązek poślubienia mężczyzn z rodzin katowskich, dlatego jeden z bohaterów - medyk - musi się bardzo postarać, aby zaskarbić sobie sympatię ojca swojej wybranki - kata Jakuba Kuisla.

Zdeterminowani mieszkańcy miasta zrobią wszystko, albo znów zapanował porządek. Nie wahają się oskarżać o czary, wydawać rozkazy torturowania,, czy też poświecić niewinnych w imię wyższego dobra. W takim świecie prawda przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.

Plusem jest wartka akcja i ciekawe, bardzo realistyczne dialogi. Powieść porywa i stawia czytelnika w samym centrum wydarzeń. Dbałość o szczegóły uruchamia wyobraźnię i dodatkowo podnosi ocenę książki. Stroje, sprzęty, narzędzia tortur, polowania na czarownice, praca akuszerek - to doskonała lekcja historii ale także życia. Autor ciekawie połączył pomysł na przedstawienie i opisanie własnej rodziny z interesującą zagadką kryminalną.

Gorąco polecam!

To bez wątpienia wspaniała powieść, wprowadzająca w świat po wojnie 30-letniej, przybliżająca reguły siedemnastowiecznej Bawarii. Troje bohaterów - ciekawy świata medyk, budzący postrach wśród mieszkańców kat i piękna, żądna przygód córka kata - Magdalena - biorą udział w morderczym wyścigu, jakim staje się rozwiązanie zagadki i odkrycie tożsamości mordercy.

Bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Anioł Edomu, Lucyfer, Belzebub, przez Michaela Greena żartobliwie zwany partią opozycyjną w Bożym Parlamencie, powszechnie znany jako szatan - istniał od zawsze. Na przestrzeni wieków portret szatana w literaturze ulegał licznym modyfikacjom. Twórcy dostosowywali jego kształt do realiów epoki tak, by stworzyć jak najbardziej przekonującego demona. Początkowo był ohydnym stworzeniem, wężem, by z epoki na epokę upodobnić się do człowieka, uczynić z siebie partnera, nieodłącznego towarzysza ludzi. Jaki jest zatem szatan XXI wieku? To raczej konformista, ciepłolubny, z płonących rydwanów przesiadł się do czarnych limuzyn, założył okulary przeciwsłoneczne, zapuścił modną bródkę. Więc nawet szatan uległ modzie i zrobił się TRENDY.

W powieści „Diabeł autobiografia” powraca dobrze znana przypowieść biblijna o stworzeniu pierwszych ludzi i roli szatana w świecie, czy też bardziej prywatnie, w życiu człowieka. Rozwiedziony Clay nawiązuje znajomość z samym diabłem, który podczas pierwszej rozmowy przedstawia się jako Lucian. Jest to zapewne nawiązanie do jednego z imion szatana - Lufycer, inaczej „niosący światło”. Clay to człowiek, który wątpi w sens życia, zdradzony przez żonę, to także pisarz, którego książki nie cieszą się popularnością. Lucian, aby zmylić Claya, przybiera różne postaci, a główny bohater ma poważne problemy z rozpoznaniem diabła. Jedno jest pewne - po spotkaniu z Lucianem jego życie diametralnie się zmienia, nabiera nowego znaczenia. Zresztą - sam Clay dostaję nową pracę, ale o tym ciii…

Język w powieści jest bardzo różnorodny - czasami kwiecisty, czasami prosty, na pewno zrozumiały dla każdego. Kolory z okładki przypominają małe „piekiełko”, zresztą - sama czcionka napisu DIABEŁ wygląda, jakby kreślona w pośpiechu przez istotę o długim pazurze…

Stanowczo polecam, jako odmienną, ciekawą pozycję, która być może nie ma w sobie wielu elementów nowatorskich, lecz na nowo odkrywa prawdę o człowieku i porusza problem walki ze złem. Wielki plus za podejście do tematu - upadek Lucyfera z perspektywy diabelskiego sługi - to coś, czego jeszcze nie znałam!

Anioł Edomu, Lucyfer, Belzebub, przez Michaela Greena żartobliwie zwany partią opozycyjną w Bożym Parlamencie, powszechnie znany jako szatan - istniał od zawsze. Na przestrzeni wieków portret szatana w literaturze ulegał licznym modyfikacjom. Twórcy dostosowywali jego kształt do realiów epoki tak, by stworzyć jak najbardziej przekonującego demona. Początkowo był ohydnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rick Riordan - amerykański pisarz, który zasłynął z serii książek o Percym Jacksonie, stworzył nową opowieść w klimacie fantasy. Słowa "labirynt" i "kości" pojawiały się już wcześniej w wielu powieściach ("Kolekcjoner kości" Jefery'ego Deavera czy "Labirynt" Kate Moss), więc sam tytuł nie jest intrygujący. Ciekawiło mnie natomiast, czy autor tak poczytnej serii uwielbianej przez nastolatków może stworzyć coś równie poczytnego i przyciągającego. Czy czasem nie jest tak, że po wielkim sukcesie mimo braku pomysłów występuje tendencja: "byle coś napisać, cokolwiek". "Labirynt kości" zamknęłam dzisiaj rano i powiem szczerze, mam mieszane uczucia.

Dużym plusem są bohaterowie - czternastoletnia Amy i jej młodszy brat Dan. Choć sama fabuła nie jest zawiła i skomplikowana, rodzeństwo od początku wzbudziło we mnie sympatię - terroryzowani przez cioteczną babkę Beatrice, która przejmuje nad nimi opiekę po śmierci rodziców, decydują się by w zamian za milion dolarów otrzymać pierwszą wskazówkę na drodze do wielkiej przygody. Przed bohaterami pojawia się mnóstwo zagadek i to wcale niełatwych, bo wymagających logicznego myślenia i odwagi. Amy i Dan to zwykli nastolatkowie, dlatego wielu ma prawo zanucić pod nosem: "Ale to już było...", choć z może właśnie to przyciąga rzeszę fanów - bohaterem opowieści może być każdy, także młody czytelnik bez super-mocy i nadnaturalnych zdolności.

Rick Riordan w jednym z wywiadów stwierdził, że po wstępnych rozmowach z wydawnictwem Scholastic najbardziej zafascynował go pomysł na fabułę książki - wielki ród, do którego należą najsłynniejsze osoby na świecie: Albert Einstein, George Washington i wielu, wielu innych. Autor wielokrotnie pracował z dziećmi, które nie lubią czytać. Seria 39 wskazówek została w dużej mierze dedykowana takim dzieciom, jako opowieść, która przyciągnie ich uwagę i zachęci do dalszego poznawania losów rodu Cahillów. Bodźcem i zachętą jest przeniesienie fabuły do wirtualnego świata - każdy może włączyć się do poszukiwań 39 wskazówek wchodząc na podaną z tyłu okładki stronę internetową.

Trzeba pamiętać, że czego innego oczekuje dorosły, czego innego dziecko - może moje oczekiwania były zbyt wygórowane. Ambitna lektura, wartka akcja, wzbudzająca wiele emocji? Stanowczo nie. Książka dla młodzieży, lekka, podnosząca na duchu - jak najbardziej!

Rick Riordan - amerykański pisarz, który zasłynął z serii książek o Percym Jacksonie, stworzył nową opowieść w klimacie fantasy. Słowa "labirynt" i "kości" pojawiały się już wcześniej w wielu powieściach ("Kolekcjoner kości" Jefery'ego Deavera czy "Labirynt" Kate Moss), więc sam tytuł nie jest intrygujący. Ciekawiło mnie natomiast, czy autor tak poczytnej serii uwielbianej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wydawało mi się, że po zaskakującej maturze z historii przez długi czas nie sięgnę po żadną książkę, która choćby wyrazem kojarzy się z tym, czego musiałam się uczyć przez ostatnie miesiące. Kiedy jednak w domu pojawiła się całkiem sympatycznie wyglądająca powieść historyczna zdecydowałam. Veni, vidi, vici. Sięgnęłam, przeczytałam, opisałam!

Opowieść ta rozgrywa się w trzecim wieku przed Chrystusem, kiedy to Rzym walczy z Kartaginą o wpływy polityczne i gospodarcze w zachodniej części Morza Śródziemnego. Africanus to (Publiusz Korneliusz Scypion Afrykański) to wódz rzymski, którego historię śledzimy od momentu narodzenia. Uczestniczymy w jego dorastaniu, obserwujemy pierwszą bitwę, którą stacza bohater.

Niezliczona ilość wątków i ciekawie prowadzona narracja sprawiają, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. Niespodziewane wydarzenia napędzają akcję, dlatego fabuła jest bardzo wciągająca i trudno się oderwać. Należy pochwalić także dbałość autora o szczegóły. Znakomicie przedstawiają się opisy innych bohaterów - są bardzo prawdziwe, doskonale odwzorowane (szczególnie portret Hannibala - jednego z dowódców wojsk kartagińskich).

Autor dołączył do powieści kilka map i słowniczek wyjaśniający trudne pojęcia. Podczas czytania warto się z nimi zapoznać, aby jeszcze lepiej zrozumieć i polubić epokę starożytną. Myślę, że gdyby lekcje historii w liceum choć w najmniejszym stopniu były tak ciekawe jak ta powieść, większość zrozumiałaby, że historia to nie tylko daty, przyczyny i skutki, ale także wybitne jednostki oraz ich życie, czasami nierealne, pełne przygód, rozczarowań i pożegnań.

Zaskoczyła mnie natomiast końcówka - autor pozostawia fabułę otwartą, co z jednej strony jest irytujące (no jak to tak - w środku opowieści!), z drugiej natomiast… niedosyt gwarantuje, że sięgnę po następne części „Africanusa”.

Wydawało mi się, że po zaskakującej maturze z historii przez długi czas nie sięgnę po żadną książkę, która choćby wyrazem kojarzy się z tym, czego musiałam się uczyć przez ostatnie miesiące. Kiedy jednak w domu pojawiła się całkiem sympatycznie wyglądająca powieść historyczna zdecydowałam. Veni, vidi, vici. Sięgnęłam, przeczytałam, opisałam!

Opowieść ta rozgrywa się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Helen, duch-światło, czyli narratorka całej powieści, umarła 130 lat temu. Po śmierci pod postacią ducha dziewczyna (jeśli można ją tak nazwać) szuka gospodarzy i zamieszkuje w ich ciałach, aż do chwili, gdy ciało ów gospodarza umiera. Wtedy Helen wnika w kolejnego człowieka.
Czytelnik pierwszy raz spotyka Helen, gdy ta jest muzą nauczyciela angielskiego i pisarza - Browna. Duch staje się natchnieniem nauczyciela, pomaga mu wymyślając szczegóły jego książki. Oczywiście nauczyciel nie zdaje sobie sprawy z obecności Helen, która w żaden sposób nie może zdradzić, że „siedzi” w jego ciele. Wszystko zmienia się, gdy podczas jednej z lekcji Helen zostaje zauważona…
W normalnym świecie nikomu nie podobałoby się, gdyby pewnego dnia spostrzegł, że zamiast „prywatnego rozumu” ciałem kieruje obca… osoba? Dusza? Myśl? Jednak najbardziej istotne jest to, że myśli prowokowane przez duchy okazują się ostatnim ratunkiem dla ludzi, których życie wisi na włosku i którzy bez wewnętrznej pomocy być może nie poradziliby sobie z codziennością. W powieści ukazana jest z pozoru normalna rodzina, jednak gdy przyjrzymy się im bliżej, okazuje się, że rodzice zmuszają córkę do posłuszeństwa, a ona pozostając pod ich ciągłą kontrolą przestaje mieć jakiekolwiek zdanie, podporządkowując się poleceniom tyrana-tatusia i zrozpaczonej matki. Jest także zagubiony chłopak, który szuka przyjaciół w towarzystwie narkomanów i podejrzanych typów. On także nie radzi sobie z życiem. Dlatego tak ważna jest obecność dusz, która – choć nie odczuwalna – dla ludzi z problemami i rozterkami staje się wybawieniem.
Ciekawe zakończenie i warty pochwały styl, trzymający w napięciu. Powieść nie nudzi, wręcz przeciwnie, czyta się ją dosyć szybko. Książkę polecam, może nie jako wymagającą lekturę, ale po prostu jako przyjemność.

Helen, duch-światło, czyli narratorka całej powieści, umarła 130 lat temu. Po śmierci pod postacią ducha dziewczyna (jeśli można ją tak nazwać) szuka gospodarzy i zamieszkuje w ich ciałach, aż do chwili, gdy ciało ów gospodarza umiera. Wtedy Helen wnika w kolejnego człowieka.
Czytelnik pierwszy raz spotyka Helen, gdy ta jest muzą nauczyciela angielskiego i pisarza - ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z pewnością Gladwell to mistrz analizy. Pierwszym i według mnie największym plusem książki jest interesujący pomysł! "Co widział pies..." to zbiór opowiadanio-reportażowo-przemyśleń o... wszystkim. Od pigułek antykoncepcyjnych do firm biznesowych i niuansów politycznych. Szeroka gama tematów sprawi, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie. A ów tematy są tak niespotykane, czasem wręcz idiotyczne (ale tylko na pierwszy rzut oka...), że drugiej takiej książki nie ma i raczej nie będzie.

Gladwell często odwołuje się do psychologii i psychologii społecznej. Wykazuje się rzadko spotykaną u ludzi wnikliwością. Jego teorie po przeczytaniu wydają się bardzo prawdopodobne, i wielokrotnie zdarzyło mi się zapytać samą sobie: Czemu ty na to nie wpadłaś? Niektóre wnioski rozśmieszają a nawet rażą błyskotliwością, na przykład fragment przedmowy:

"Później okazało się, że przeżywałem to, co psychologowie nazywają problemem odrębnej tożsamości. Roczne dziecko uważa, że skoro ono samo przepada za konkretną marką krakersów, to jego rodzicom też będą one smakować, bo jeszcze nie wie, że jego własne myśli nie pokrywają się z myślami i opiniami innych. Uświadomienie sobie, że mamie i tacie wcale nie muszą smakować te same krakersy, to jeden z ogromnych skoków rozwojowych - kamieni milowych..."

A to dopiero przedmowa! Takich ciekawostek i nawiązań do ludzkich zachowań jest w książce więcej. Szkoda tylko, że zrozumienie wszystkich szczegółów utrudnia nieznajomość niektórych faktów, osób i nazwisk, które w USA z pewnością kojarzone są bez problemu.

Podsumowując, pomysł i wykonanie bez zarzutu! Oczywiście dla miłośników powieści akcji i mrożących krew w żyłach horrorów nie będzie to obowiązkowa pozycja. Ale czytelnikom, którzy lubią czasami się pozastanawiać i pomyśleć nie tylko nad życiem, ale nawet nad zwykłym ketchupem (!!), bardzo gorąco polecam.

Z pewnością Gladwell to mistrz analizy. Pierwszym i według mnie największym plusem książki jest interesujący pomysł! "Co widział pies..." to zbiór opowiadanio-reportażowo-przemyśleń o... wszystkim. Od pigułek antykoncepcyjnych do firm biznesowych i niuansów politycznych. Szeroka gama tematów sprawi, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie. A ów tematy są tak niespotykane,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Księga Sandry" to książka dla młodszych i starszych osób. Dzieci mogą spodziewać się magicznej i barwnej opowieści, natomiast dorosłych z pewnością zainteresuje klimat i spokój, pozwalający odetchnąć od codziennej rzeczywistości. Nie należy jednak spodziewać się ambitnej i powalającej na kolana lektury, bo jeżeli ktoś przeczyta książkę z takim nastawieniem, z pewnością się zawiedzie.

Mimo powolnej akcji nie ma w książce ani jednego zdania, które byłoby wypowiadane "na siłę". Spokojna, wręcz ciepła narracja idealnie wpisuje się w magiczny klimat, odchodząc od szybkich, nerwowych i często przewidywalnych rozwiązań. Interesująca jest dbałość o szczegóły i realizm, mimo tego, że przedstawione w powieści obrazy to sceny fantastyczne. Powolne tempo fabuły potęguje wrażenie, że wszystko, co jest opisane w książce, mogło wydarzyć się naprawdę. Dodatkowo, przyjemny druk sprawia, że książkę czyta się dosyć szybko. Co więcej, "Księga Sandry" pozostaje otwarta, w przenośnym tego słowa znaczeniu - opowieść nie kończy się, lecz wyraźnie pozostawia miejsce na kolejne tomy.

Zabrakło mi emocji i czarnego charakteru, który wprowadziłby nieco dramaturgii. Z drugiej strony należy docenić, że autorka odchodzi od schematu i nie każe czytać setny raz o samotnym magiku-bohaterze, który zmuszony walczyć udaje się do obozowiska wrogów, aby tam powalić wszystkich jednym, przypadkiem wypowiedzianym zaklęciem. W tej książce dominują sensownie umotywowane i prawdziwie ludzkie zachowania i emocje. Dlatego "Księga Sandry" opowiada o człowieku, dopiero później o magu. W tej książce magiczni są przede wszystkim bohaterowie. Pod każdym względem. Okazuje się bowiem, że każda moc wymaga samokontroli i rozwinięcia magicznych umiejętności, a brak ograniczeń może doprowadzić do katastrofy. Tylko wewnętrzna siła i zdyscyplinowanie pozwalają dzieciom mimo znacznego dystansu, (bo początkowo dzieli ich pochodzenie,) zbliżyć się do siebie i co ważniejsze - zaufać drugiej osobie.

"Księga Sandry" to książka dla młodszych i starszych osób. Dzieci mogą spodziewać się magicznej i barwnej opowieści, natomiast dorosłych z pewnością zainteresuje klimat i spokój, pozwalający odetchnąć od codziennej rzeczywistości. Nie należy jednak spodziewać się ambitnej i powalającej na kolana lektury, bo jeżeli ktoś przeczyta książkę z takim nastawieniem, z pewnością...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po przeczytaniu dwóch książek z trylogii arturiańskiej Bernarda Cornwella byłam przekonana, że "Ostatnie królestwo" - pierwszy tom z cyklu "Wojny wikingów" już niczym mnie nie zaskoczy. Hm... chyba pora przestać myśleć o tym, jaka będzie książka, zanim się jej nie przeczyta, bo z książkami tak jak z ludźmi - pierwsze wrażenie może być bardzo mylące!

Wyjątkowo zaskoczyły mnie sceny bitewne, których w książce jest całkiem sporo. Są jednak opisane bardzo plastycznie - czuć klimat Anglii IX wieku a talentu narratorskiego Cornwell powstydzić się nie może. Nie ma ani jednego momentu, który by się dłużył. Podobnie "przemycane" fakty historyczne - ciekawe i absolutnie nie męczące. Wielkim plusem książki są realistyczne obrazy. Imponuje lekkość pióra i starannie ukształtowane postacie, których zachowania motywowane są miłością, chęcią zdobycia władzy lub po prostu przymusem obrony własnego życia.

Głównego bohatera - Uhtreda - poznajemy jako 10-letniego chłopca, któremu Wikingowie zamordowali ojca. Chłopak cudem unika śmierci - jest jedyną osobą, którą Duńczycy pozostawiają żywą, aby w przyszłości mogła zaświadczyć o ich męstwie i sile. Co więcej, Uhtred zostaje w obozie "wroga", ucząc się walki i innych zwyczajów. Czas płynie, a chłopak coraz bardzie zaprzyjaźnia się z Wikingami. Już wkrótce ktoś inny stanie się dla niego wzorem, a nawet drugim ojcem...

Coraz bardziej przekonuje się do opowieści opierających się na faktach historycznych, z nutą fantastyki i dobrego humoru. Cornwell już dołączył do grona moich ulubionych autorów, dlatego czekam na nowe pozycje. A na koniec - ciekawa jest sentencja na okładce książki, będąca jakby uzasadnieniem tematu i celu powstania tej opowieści:

PRZYSZŁOŚĆ RODZI SIĘ W OGNIU WOJNY

Po przeczytaniu dwóch książek z trylogii arturiańskiej Bernarda Cornwella byłam przekonana, że "Ostatnie królestwo" - pierwszy tom z cyklu "Wojny wikingów" już niczym mnie nie zaskoczy. Hm... chyba pora przestać myśleć o tym, jaka będzie książka, zanim się jej nie przeczyta, bo z książkami tak jak z ludźmi - pierwsze wrażenie może być bardzo mylące!

Wyjątkowo zaskoczyły...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Podobnie jak w "Zimowym Monarsze" i "Nieprzyjacielu Boga" także w tej części występuje narracja pierwszoosobowa - rzeczywistość przedstawia Derfel - jeden z wojowników Artura, który w dzieciństwie "przez przypadek" uniknął śmierci z rąk Druida. Jego prywatne historie, uczucia i wątpliwości poruszają czytelnika, który często zastanawia się, jak zachowałby się w podobnej sytuacji.

Jedyną nadzieją na lepsze życie poddanych jest Artur, ale jak może pomóc potrzebującym, skoro król Bretanii - Mordred - wciąż żyje? Oprócz wojsk nieprzyjaciela pojawia się kolejny problem - druidzi i magowie (wraz z czarownikiem Merlinem) są przeciwni wykluwającej się religii chrześcijańskiej. Artur staje więc przed trudnym wyborem - czy nadal stać po stronie chrześcijańskiego ludu i zdać się na własną potęgę, czy zaufać poganom i otworzyć sobie dostęp do sił o wiele potężniejszych niż największy na świecie wojownik.

Książka pełna zwrotów akcji! Podobnie jak w poprzednich częściach, urzekły mnie obrazy stworzone przez Cornwella i ten niezwykły, magiczny klimat. Do tego plusem jest ogólny wygląd książki - przyjemna okładka, przemyślany druk i mapka przedstawiająca miejsca opisywane w książce. Opowieść wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie - myślę, że jest godna bycia zakończeniem trylogii. Z chęcią jeszcze kiedyś do niej wrócę :)

Podobnie jak w "Zimowym Monarsze" i "Nieprzyjacielu Boga" także w tej części występuje narracja pierwszoosobowa - rzeczywistość przedstawia Derfel - jeden z wojowników Artura, który w dzieciństwie "przez przypadek" uniknął śmierci z rąk Druida. Jego prywatne historie, uczucia i wątpliwości poruszają czytelnika, który często zastanawia się, jak zachowałby się w podobnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Historia oparta jest na życiu bardzo wpływowej grupy Żydów w miasteczku Safed w północnej Galilei w XVI wieku. Tłem zakazanej miłości młodej, żydowskiej pary są tajemne nauki żydowskie opisujące źródła judaizmu. Powieść opisuje także czarne charaktery, które są ponadczasowym towarzyszem ludzkości. Mamy do czynienia z zawiścią, egoizmem i chorymi ambicami. Historia bohatera książki – Chaima - ukazuje cienką linię jaka dzieli uparte dążenie do celu od zamknięcia się na cały świat i ludzkie uczucia. Wielką zaletą książki jest to, że możemy powiązać wydarzenia w niej opisane z historią bliskiego wschodu. To wpływa na wyobraźnię i czyni opisywane postaci bardziej autentycznymi. Polecam książkę jako połączenie walorów historycznych oraz historii ludzi, którzy mimo dzielących nas 450 lat mają podobne jak my wątpliwości do otaczającego nas świata.

Historia oparta jest na życiu bardzo wpływowej grupy Żydów w miasteczku Safed w północnej Galilei w XVI wieku. Tłem zakazanej miłości młodej, żydowskiej pary są tajemne nauki żydowskie opisujące źródła judaizmu. Powieść opisuje także czarne charaktery, które są ponadczasowym towarzyszem ludzkości. Mamy do czynienia z zawiścią, egoizmem i chorymi ambicami. Historia bohatera...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Radosław Sikora w jednym z wywiadów dla "historia.org.pl" twierdzi, że książka „Z dziejów husarii” skierowana jest albo do ludzi, którzy w prosty sposób chcą zdobyć podstawy wiedzy o husarzach, albo do osób, które trochę wiedzą, ale chciałyby się dowiedzieć więcej.
W książce zostały przedstawione dzieje, taktyka, oręż i ewentualne zabezpieczenie przed najazdem husarzy. Już we wstępie dowiadujemy się czym była husaria i poznajemy zdanie autora na jej temat. Twierdzi on (słusznie), że motywacją polskiej szlachty do walki była chęć zdobycia sławy, patriotyzm, umiłowanie wolności ale także… poczucie wyższości. Kolejny rozdział traktuje o broniach, głównie kopiach. Sikora przedstawia czytelnikom budowę i sposób użycia kopii husarskiej. Zapewne wielu z nas na filmach często oglądało z zapartym tchem walki rycerzy, ale mało kto zdaje sobie sprawę z siły uderzenia rycerskich kopii. Rozbudowany jest też wątek o broni palnej, która wbrew pozorom wcale nie była ogromną przeszkodą dla husarzy – Sikora wykazuje jej wady i cytuje: „Chłop strzela, Pan Bóg kule nosi”. Po krótkim rozdziale o sposobach którymi można było pokonać husarza autor przechodzi do wyglądu „jeźdźców” – opowiada o skrzydłach pokrytych piórami. Tekst dopełniają kolorowe obrazki przedstawiające zbroje husarskie, lub sposób mocowania skrzydła.
Dlaczego husaria przestała istnieć? Na to także znajduje Sikora odpowiedź. Wini słabe wyszkolenie, wzrost inteligencji wrogów, którzy unikali starć z husarią na otwartym polu, upadek pewności siebie oraz problemy w finansowaniu husarzy. A ciekawostką jest, że husaria nie narodziła się w Polsce, choć dużo słyszy się o polskiej jeździe husarskiej. „Przywędrowała” do nas z Serbii i Węgier, aczkolwiek jako Polacy możemy się chwalić najlepszą husarią na świecie!

Przyznam, że książka początkowo mnie nie zaciekawiła, ale gdy tylko ją otworzyłam i zobaczyłam, w jaki sposób jest napisana, od razu zmieniłam zdanie. Bardzo przystępny język nawet laikom pozwala zrozumieć dzieje husarii. Wielkim plusem jest wydanie książki – przyjemny dla oka druk i bogate ilustracje wykonane przez Dariusza Wielca sprawiają, że aż chce się ją czytać.

Podoba mi się także naukowe podejście Radosława Sikory i jego talent do przekazywania swojej wiedzy – bez zbędnych komentarzy, niepotrzebnych informacji. Być może czytający tę książkę historyk uzna, że temat opracowany został zbyt pobieżnie, ale dla mnie jest to idealny skrót – zaledwie 86 stron tekstu z barwnymi ilustracjami. W sam raz, żeby się dokształcić i nie zanudzić!

Radosław Sikora w jednym z wywiadów dla "historia.org.pl" twierdzi, że książka „Z dziejów husarii” skierowana jest albo do ludzi, którzy w prosty sposób chcą zdobyć podstawy wiedzy o husarzach, albo do osób, które trochę wiedzą, ale chciałyby się dowiedzieć więcej.
W książce zostały przedstawione dzieje, taktyka, oręż i ewentualne zabezpieczenie przed najazdem husarzy. Już...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Akcja powieści toczy się na terenie ZSRR (1942 rok). Batalion szturmowy SS strzelców alpejskich – Edelweiss – dostaje rozkaz zdobycia najwyższego szczytu Europy, aby udowodnić potęgę i wielkość III Rzeszy Niemieckiej. Vaterland oznacza ojczyznę. To ostatnie pytanie z okładki: „…jakie znaczenie ma śmierć wobec chwały Vaterlandu…” daje dużo do myślenia. Historia powtarza się. W czasach wielkich dyktatorów ludzie ginęli i giną za idee, poświęcają się w imię większego dobra. Dobra większości. Chwała ojczyzny ponad wszystko. To straszne, przynajmniej mnie to przeraża. Człowiek okazuje się zdolny do wszystkiego. Niewątpliwie książka trzyma w napięciu. Nie wiadomo, kto jest wrogiem a kto przyjacielem, bo wszędzie roi się od szpiegów. Są sytuacje, np. kiedy grupa zostaje zauważona przez rosyjskiego pilota, kiedy wszyscy starają się go… po prostu zabić. Dlatego, że ich zobaczył. Nikt nie zastanawia się, co to za człowiek, jakie są jego zamiary.
„Krwawa góra” w pełni ukazuje okropieństwo wojny. I nie wiadomo właściwie, komu „kibicować”. Bo przecież głównymi bohaterami są niemieccy oficerowie - ci, którzy atakowali Polskę. Jednak oni też sterowani są przez wyższą siłę – rękę dyktatora. Wykonują rozkazy zapominając o podstawowych zasadach moralnych, stają się źli w imię wyobrażonego dobra. Polecam nie tylko miłośnikom historii, ale też lubiącym powieści akcji, trzymające w napięciu, bo takich niewątpliwie ta książka się zalicza.

Akcja powieści toczy się na terenie ZSRR (1942 rok). Batalion szturmowy SS strzelców alpejskich – Edelweiss – dostaje rozkaz zdobycia najwyższego szczytu Europy, aby udowodnić potęgę i wielkość III Rzeszy Niemieckiej. Vaterland oznacza ojczyznę. To ostatnie pytanie z okładki: „…jakie znaczenie ma śmierć wobec chwały Vaterlandu…” daje dużo do myślenia. Historia powtarza się....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Następcą Leona X - papieża, który zapamiętany został z hulaszczego trybu życia i doprowadzania skarbca kościelnego do ruiny - zostaje Hadrian VI, człowiek Reformy, pragnący uzdrowić Kościół od wewnątrz, ukrócić symonię (sprzedaż odpustów) i inne grzechy, jakich dopuszcza się duchowieństwo. Oczywiście nie w smak to urzędnikom kościoła, którzy od pierwszych dni pontyfikatu Hadriana zastanawiają się nad ukróceniem panowania nowego papieża. Jednak stanowisko Hadriana w sprawie Augustianina - Marcina Lutra i jego zwolenników (heretyków), podobnie jak poprzedniego papieża, jest ostre i potępiające. Mnich Luter także próbuje zreformować Kościół, ale nawet w najgorszych koszmarach nie śni mu się, do czego doprowadzą jego pisma i nauki, niecierpliwie głoszone przez profesorów podczas jego nieobecności. Cesarz Karol V (monarcha Zachodu) i król Franciszek I (Francja) obok konfliktu religijnego toczą także spory o tereny, które dawniej należały do Francji. "Schizma" to książka o nadziei, na lepsze jutro. Także o próbach naprawy sytuacji XVI Kościoła i o powodach takiego zepsucia. Ukazana jest w niej cienka granica, która dzieli "dobro" od "zła". Wiele z postaci dalszoplanowych balansuje niepewnie na tej granicy, mając świadomość, że to od nich zależy przyszłość chrześcijaństwa. Luter, Hadrian i Karol nie są już tylko nazwiskami z książki od historii, ale ludźmi idei, którzy wszystkie decyzje motywują dobrem poddanych (lub jak w przypadku Lutra zwolenników) i wydawałoby się, że istnieje jedna droga łącząca te trzy indywidualności. Pytanie tylko, czy tak łatwo będzie ją znaleźć?

Na jasno zbudowanym tle historycznym przewijają się różne postacie, targane emocjami - zawiścią, zazdrością, ale też bezradnością. Ich życie podporządkowane jest wielkim ideom, dla których nie wahają się poświęcić największego skarbu - życia. Największą sympatią obdarzyłam Hariana VI - Ojca Świętego, osamotnionego w dążeniu do jedności chrześcijaństwa. Zaraz po przeczytaniu zwróciłam uwagę na obrazek okładki, przedstawiający Hadriana za którym stoi mnich bez twarzy, trzymający kartkę - prawdopodobnie jakiś ważny, państwowy dokument. I wydawało mi się, że nie bez przyczyny mnich ten nie ma twarzy - z czarnego kaptura bije jedynie ciemność, a do człowieka upodabniają go sylwetka i ręce. Może właśnie takich ludzi miał wokół siebie Ojciec Święty - ukrywających swoje zamiary, pragnących zniszczyć to maleńkie dobro, obecne w Rzymie podczas pontyfikatu Hadriana.

Dla tych, którzy słabo znają historię reformacji i rozłamu chrześcijaństwa polecam -w celu dokształcenia! Natomiast tym, którzy historię lubią i znają - w książce jest mnóstwo ciekawostek, i szczegółów ukazujących, jak wiele w historii zależy od jednostek. Moim zdaniem Jesus Bastante Liebana stanął na wysokości zadania, choć niekiedy żałuję, że nie ma w książce więcej momentów trzymających w napięciu, a bohaterowie są tacy, jakich się spodziewamy - wyniosły i dumny cesarz, pokorny i rozumny papież oraz niecierpliwy i bystry reformator.

Tło historyczne miesza się z wątkami przygodowymi, tworząc bardzo interesującą i wartą przeczytania opowieść. Zakończenie powieści, podobnie jak cała książka prowokują do zastanowienia się i dostrzeżenia, jak wiele zmieniło się od czasu ideałów takich jak Karol V, Marcin Luter czy Hadrian VI. Liebana kładzie nacisk na pokazanie w tych trzech postaciach ludzkiej strony - obrazu przestraszonego, osamotnionego człowieka, który ma wielką władzę, ale jak słusznie twierdzi jeden z bohaterów:

"Skutki cnót nawet najlepszego z ludzi w wielkim stopniu zależą, niestety, od czasów, w jakich przyszło mu żyć!"

Następcą Leona X - papieża, który zapamiętany został z hulaszczego trybu życia i doprowadzania skarbca kościelnego do ruiny - zostaje Hadrian VI, człowiek Reformy, pragnący uzdrowić Kościół od wewnątrz, ukrócić symonię (sprzedaż odpustów) i inne grzechy, jakich dopuszcza się duchowieństwo. Oczywiście nie w smak to urzędnikom kościoła, którzy od pierwszych dni pontyfikatu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kontrolę nad światem zaczynają przejmować „dusze”. Robią to nie do końca uczciwie – włamują się do ciał ludzi i czynią z nich swoich niewolników. Tacy zniewoleni ludzie pozornie wiodą normalne życie. Pozornie – bo nie mają wpływu na to, co robią. Są marionetkami. „Dusza” o imieniu Wagabunda ma świadomość, że każdy człowiek czuje. A raczej odczuwa. Różne emocje i uczucia. Często zdarza się tak, że „dusze” widzą przebłyski wspomnień swoich „gospodarzy”. Ale Wagabunda nie spodziewa się, że Melanie, która zostaje jej przydzielona, nie podda się tak łatwo. Melanie dysponuje bowiem silną bronią – miłością. Ukazuje Wagabundzie wspomnienia ukochanego mężczyzny – Jareda. Gdy przyjazna już Wagabunda w ciele Melanie trafia do ludzi, którzy ukrywają się przed duszami, ta pierwsza uświadamia sobie, że jest wśród nich intruzem.

To piękna opowieść, która wzrusza i uczy. Ukazuje sytuacje, w których ludzie zmuszeni są do posługiwania się najgorszymi instynktami, żeby przeżyć. Doskonały język i budowanie napięcia – z kartki na kartkę wszystko się rozwija i ciężko odłożyć książkę na bok. Miłość, zazdrość i złość dla obcej „duszy” są czymś zupełnie nowym. Przygniatają ją. Ludzie są tak skomplikowani, że wielu rzeczy Wagabunda nie jest w stanie zrozumieć. Dla tych, którzy szukają kolejnego Edwarda i kolejnej Belli – niestety kochani, zawiedziecie się, bo ich tu nie ma. Jednak moim zdaniem spotkacie o wiele bardziej prawdziwych bohaterów, którzy chwytają za serce i na długo zostają w pamięci. W niektórych momentach naprawdę dreszcz przechodzi po plecach, np. kiedy buntownicy sprawdzają po oczach Melanie, czy jest w niej obca „dusza”. Stephenie Meyer bardzo mnie zaskoczyła. Złamała stereotyp piszącej jedynie o wampirach, chwała jej za to!

Kontrolę nad światem zaczynają przejmować „dusze”. Robią to nie do końca uczciwie – włamują się do ciał ludzi i czynią z nich swoich niewolników. Tacy zniewoleni ludzie pozornie wiodą normalne życie. Pozornie – bo nie mają wpływu na to, co robią. Są marionetkami. „Dusza” o imieniu Wagabunda ma świadomość, że każdy człowiek czuje. A raczej odczuwa. Różne emocje i uczucia....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciekawe podejście do tematu

Ciekawe podejście do tematu

Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie lubię powieści epistolarnych

Nie lubię powieści epistolarnych

Pokaż mimo to