-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2011-01-01
2015-05-08
2013-07-07
Wszystko zaczęło się od tego, że jakiś czas temu obejrzałam przez przypadek film „Duma i uprzedzenie” z 2005 roku. Zachwyciła mnie wtedy w równym stopniu muzyka i cała fabuła. Oprócz tego postać pana Darcy’ego wydała mi się bardzo pociągająca, więc postanowiłam przeczytać książkę, aby sprawdzić czy podobne uniesienie będzie mi towarzyszyło podczas lektury. Po pewnym czasie czytania doszłam do wniosku, że dzieło Jane Austen można albo pokochać, albo znienawidzić. Ja należę do osób, które chłonęły utwór całą duszą.
Rodzina Bennetów jest nieprzeciętna - bierny ojciec, irytująca i głupia matka, trzy najmłodsze córki… szkoda mówić oraz wrażliwa, dobra Jane i inteligentna, i błyskotliwa Elżbieta. Aż dziw bierze, jak po takiej matce mogą być aż dwie niezwykłe córki. Podobała mi się determinacja, pewność siebie oraz wewnętrzny urok Elżbiety. Najbardziej porusza jej relacja z panem Darcy’m. Mężczyzną tajemniczym, dumnym i dosyć nieprzyjemnym, przynajmniej tak było na początku. Od niespodziewanego wybuchu uczuć i oświadczyn złożonych Elżbiecie zachodzą, w jego postępowaniu ,pozytywne zmiany. Nie dziwię się jej, że odrzuciła go za pierwszym razem, bo był on zbyt pewny twierdzącej odpowiedzi, jego zachowanie było pozbawione romantyzmu i pełne zarzutów i przykrych stwierdzeń. Elżbieta musiała skonfrontować fałszywe i prawdziwe stwierdzenia na temat Wickhama oraz dojrzeć do tej miłości. Postaci są wyraziste, przez co jeszcze chętniej czyta się o ich perypetiach.
„Jest prawdą powszechnie znaną, że samotnemu a bogatemu mężczyźnie brak do szczęścia tylko żony.” Ale ileż z tym problemów, bo znalezienie dobrej, kochającej żony nie jest takie łatwe, a nawet gdy się taką znajdzie a będzie ona pochodziła z biednej rodziny, familia mężczyzny może nie być zadowolona. Tak było w przypadku Darcy’ego, miłość do Elżbiety stała w opozycji z pragnieniami Lady Katarzyny i reszty krewnych. Na szczęście miłość była silniejsza.
Wszystko zaczęło się od tego, że jakiś czas temu obejrzałam przez przypadek film „Duma i uprzedzenie” z 2005 roku. Zachwyciła mnie wtedy w równym stopniu muzyka i cała fabuła. Oprócz tego postać pana Darcy’ego wydała mi się bardzo pociągająca, więc postanowiłam przeczytać książkę, aby sprawdzić czy podobne uniesienie będzie mi towarzyszyło podczas lektury. Po pewnym czasie...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-11-09
Książka długo wyczekiwana. Na szczęście nie zawiodłam się. Wiele się dzieje, występują częste zwroty akcji, dzięki czemu nie nudziłam się ani przez chwilę. Do samego końca nie wiadomo komu można ufać, kto stoi po stronie prawdy i bezpieczeństwa.
Świat sztuki jak zwykle był bogaty, co mi się bardzo podobało. Florencja i Wenecja to moim zdaniem najpiękniejsze tło dla akcji. A szerokie nawiązanie do „Boskiej komedii” Dantego było świetnym posunięciem. Chociaż można uznać to ze strony Browna za zużyty trick, mi się mimo wszystko podobało. Brown ma swój styl i nie powinien tego zmieniać. To miłe uczucie, gdy rozwiązuje się zagadki z Robertem Langdonem. Ten świat po raz kolejny mnie wciągnął.
Jedyne co mnie trochę rozczarowało to zakończenie. Nie wiadomo czy udało się zniszczyć wirusa, a Robert znowu został sam. Liczyłam na trochę więcej, nie żadne fanfary, ale zgrabne podsumowanie.
Książka długo wyczekiwana. Na szczęście nie zawiodłam się. Wiele się dzieje, występują częste zwroty akcji, dzięki czemu nie nudziłam się ani przez chwilę. Do samego końca nie wiadomo komu można ufać, kto stoi po stronie prawdy i bezpieczeństwa.
Świat sztuki jak zwykle był bogaty, co mi się bardzo podobało. Florencja i Wenecja to moim zdaniem najpiękniejsze tło dla akcji....
2013-12-28
„Życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć.”
O tej książce słyszałam już, gdy uczyłam się w gimnazjum. Wiele osób uważało, że jest to wartościowa książka, ale przy dużej ilości lektur, nie sięgnęłam po nią. Dopiero teraz, po przeczytaniu dwóch dramatów Schmitta , które bardzo mi się podobały, postanowiłam ją przeczytać.
Czytając tę książkę nie odrywamy się od rzeczywistości, raczej otwierają się nam oczy. To tak, jakbyśmy do tej pory nie zauważali pewnych rzeczy, problemów, lub nie chcieli ich widzieć. Schmitt prezentuje nam prostą historię, obok której nie można przejść obojętnie, bez emocji.
Kto z nas nie przyzna słuszności słowom: „Zapominamy, że życie jest kruche, delikatne, że nie trwa wiecznie. Zachowujemy się wszyscy, jakbyśmy byli nieśmiertelni.” albo „Jeżeli będę zajmował się tym, co myślą głupcy, nie będę miał czasu na to, o czym myślą ludzie inteligentni.”? Są to rzeczy, o których nie myślimy, a są bardzo istotne dla naszego istnienia.
Warto zwrócić uwagę na cierpienie: Oskara, jego rodziców, innych pacjentów. „Są dwa rodzaje bólu (…) Cierpienie fizyczne i cierpienie duchowe. Cierpienie fizyczne się znosi. Cierpienie duchowe się wybiera.” To element historii, który bardzo wzrusza, bo ciężko jest się pogodzić z cierpieniem małego dziecka, które niczemu nie jest winne.
Pani Róża jest ciekawą postacią, bardzo pomogła Oskarowni w jego ostatnich dnach życia, była dla niego oparciem. Myślę, że każdemu potrzebna jest taka osoba, która wskazałaby odpowiedni kierunek w życiu.
Książka mimo tego, że ma tylko niecałe 90 stron, zawiera wiele mądrych i ważnych rzeczy. Warto ją przeczytać, dla pogłębszenia swojej wiedzy o otaczającym świece, który nie zawsze dotyka nas osobiście, ale istnieje.
„Życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć.”
O tej książce słyszałam już, gdy uczyłam się w gimnazjum. Wiele osób...
2013-06-19
Jeszcze przed przeczytaniem książki widziałam kilka odcinków serialu „Rodzina Borgiów”, potem przeczytałam w Internecie o tej rodzinie, ale były to suche informacje, a przecież życie nie jest takie proste, chciałam wiedzieć co nimi kierowało i ta książka nie zawiodła moich oczekiwań. Wciągnęła mnie do swojego świata od pierwszej strony.
Papieża Aleksandra VI potępiałam za to jakich metod rządzenia używa i za jego rozpustę, ale też starałam się zrozumieć jego postępowanie. Jego zachowania pokazały, że do każdej zbrodni, nawet tej najokrutniejszej, można dopisać wspaniałomyślną i błyskotliwą ideologię, którą zapewne popiera Bóg, bo przecież Ojciec Święty jest rękojmią Boga. Postępując ze swoimi dziećmi w taki, a nie inny sposób pokazał, że zapomniał o ważnej zasadzie – jeżeli wydaje nam się, że lepiej wiemy, co jest dobre dla drugiego człowieka, to znaczy, że nie mamy dla niego szacunku. Pokazał, że jest tylko człowiekiem i to zapewne bardziej grzesznym niż przeciętny człowiek, ale sam przez całe życie się do tego nie przyznawał, wierzył, że jest ponad innymi. Dopiero na łożu śmierci miał przebłyski racjonalnego spojrzenia na siebie, ale czy Bóg wybaczy mu tyle zła?
W postaciach dzieci papieża widzimy jak silne jest ich wyobrażenie o ojcu, nie zauważanie zwykłych ludzkich wad, szeroka idealizacja. Ale wszystko zaczyna się zmieniać pod naporem cierpienia, do którego niewątpliwie przyczynił się ich ojciec. Można długo znosić cierpienie, ale wszystko wreszcie wybucha, czego najlepszym przykładem jest zachowanie Jofre, który zabił Juana i zapewne przyczynił się do śmierci papieża. W Jofre od dziecka rosło poczucie odepchnięcia przez ojca, czuł, że ojciec go tak nie kocha jak Juana, Cezara czy Lukrecję, może dlatego był zdolny do takich działań.
Władza, pieniądze… to jednak nie daje szczęścia. Miłość… też może być potępiona. Każdy musi znaleźć swoją drogę, ale taką, która nie potrzebuje ofiar. Może wtedy znajdziemy swój Eden na ziemi? Czy to w ogóle możliwe? Jeżeli tak, to tylko przez krótki czas, bo nic nie trwa wiecznie. Ani szczęście, ani nieszczęście.
Jeszcze przed przeczytaniem książki widziałam kilka odcinków serialu „Rodzina Borgiów”, potem przeczytałam w Internecie o tej rodzinie, ale były to suche informacje, a przecież życie nie jest takie proste, chciałam wiedzieć co nimi kierowało i ta książka nie zawiodła moich oczekiwań. Wciągnęła mnie do swojego świata od pierwszej strony.
Papieża Aleksandra VI potępiałam za...
2013-12-12
Postanowiłam sięgnąć po tę książkę niedługo po przeczytaniu „Małych zbrodni małżeńskich” tego samego autora. Wcześniejszy dramat bardzo mi się podobał, więc chciałam przekonać się czy inne będą równie dobre. Spośród wielu tytułów wybrałam ten, po wcześniejszym przeczytaniu opisu i kilku recenzji. Nie zawiodłam się. I powiem więcej, ten dramat przerósł moje oczekiwania.
Widzimy do czego mogą doprowadzić nas wątpliwości i kłamstwa. W tym przypadku, do zniszczenia związku. Diane bała się, że Richard już jej nie kocha, więc posłużyła się podstępem - wyimaginowane wątpliwości i oschłość, o które podejrzewała Richarda, podała jako swoje. Richard też kłamał przyznając się do podobnych uczuć.
Pełne szczerości są słowa Rodici: „Kiedy kobietę trzyma przy życiu czyjaś miłość, i nagle ta miłość zostaje jej odebrana, żeby nie umrzeć, musi zamienić to uczucie na inne, równie silne: nienawiść.” Diane poczuła się odrzucona, oszukana. Jej duma została stłamszona. Ponieważ posiadała takie możliwości, postanowiła się zemścić, kierując życiem Richarda w taki, a nie inny sposób. Myślała, że jeżeli on nieświadomie zwiąże się z prostytutką, będzie cierpiał, równie mocno jak ona. Trzeba jej przyznać, że wykazała się niezwykłą pomysłowością i konsekwencją w działaniu.
Ciekawy jest też dialog Richarda z panią Pommeray, który dotyczy relacji rodzice-dzieci. Spotykamy się z ciekawym pojęciem miłości. Richard przyznaje: „Kochać to woleć od innych, przedkładać ponad innych. To uczucie nie ma nic wspólnego z wiedzą, to coś w rodzaju zaślepienia.” Jest w tym wiele prawdy, bo gdy dziecko staje się coraz bardziej samodzielne, jest całkowicie odrębnym i niezależnym organizmem, trzeba wiele wysiłku, aby te relacje nie ograniczały się do pustych słów i wąskiej liczby tematów. Bo kochać to nie zawsze znaczy znać.
Mamy tu do czynienia z bardzo ciekawą historią, z której można wynieść coś mądrego. Warto czasami się zatrzymać i zastanowić nad kilkoma kwestiami, a przeczytanie tej książki może być ku temu dobrą sposobnością.
Postanowiłam sięgnąć po tę książkę niedługo po przeczytaniu „Małych zbrodni małżeńskich” tego samego autora. Wcześniejszy dramat bardzo mi się podobał, więc chciałam przekonać się czy inne będą równie dobre. Spośród wielu tytułów wybrałam ten, po wcześniejszym przeczytaniu opisu i kilku recenzji. Nie zawiodłam się. I powiem więcej, ten dramat przerósł moje...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-03-04
To trzecia książka Stephena Kinga, którą przeczytałam. I to jest to na co czekałam, jeżeli chodzi o jego twórczość. Nareszcie znalazłam książkę, która nie nudziła mnie ani przez moment (czego niestety nie mogę powiedzieć np. o „Sklepiku z marzeniami”).
W książce cały czas coś się dzieje. Pokazany jest brutalny świat nastolatków, którzy potrafią być okrutni, gdy znajdą sobie odpowiedni obiekt do drwin. Takim obiektem stała się Carrie White, ponieważ była inna i nie potrafiła się bronić.
Carrie od początku nie miała normalnego życia, co zawdzięcza swojej matce – fanatyczce religijnej. Margaret White jest ciekawą postacią, która budziła moje przerażenie. Nie wyobrażam sobie istnienia takiej osoby w pozaliterackim świecie. Z niecierpliwością czekałam na moment, gdy wyjaśni jak to się stało, że kobieta, która uważała seks nawet w małżeństwie za ogromny grzech, urodziła dziecko. I nie zawiodłam się. Po prostu okazała się słabą kobietą, zgrzeszyła i podobało jej się to.
Książka do końca trzyma w napięciu. Trochę szkoda, że tak szybko się skończyła, ale podejrzewam, że gdyby King napisał jeszcze z parę stron, to tylko zepsułby efekt, jaki udało mu się osiągnąć.
To trzecia książka Stephena Kinga, którą przeczytałam. I to jest to na co czekałam, jeżeli chodzi o jego twórczość. Nareszcie znalazłam książkę, która nie nudziła mnie ani przez moment (czego niestety nie mogę powiedzieć np. o „Sklepiku z marzeniami”).
W książce cały czas coś się dzieje. Pokazany jest brutalny świat nastolatków, którzy potrafią być okrutni, gdy znajdą...
2015-04-16
Przyznaję, zaczęłam trochę od złej strony, bo nie przeczytałam „Talizmanu” przed „Czarnym domem”. Na okładce nie było żadnej wzmianki o tym, że jest to kontynuacja, o czym dowiedziałam się dopiero od koleżanki, gdy byłam już na dwusetnej stronie. Mimo tego, nie czułam, że coś mnie ominęło, że gubię się w powieści, dlatego z przyjemnością kontynuowałam aż do ostatniej strony.
Makabryczne sceny i to co dzieje się z ludźmi, którzy zbliżają się do Czarnego Domu, to majstersztyk i nie można wtedy oderwać się od czytania. Emocje towarzyszyły mi przez cały czas ścigania Rybaka przez Jacka Sawyera oraz jego przyjaciela Henrego Leydena. Ważna jest też postać Charlesa Burnside’a – zarówno przerażająca, odpychająca jak intrygująca. Pomysłowość Kinga znowu mnie zachwyciła.
Jedyna rysa na szkle to zakończenie – dla mnie zbyt przewidywalne i nudne, jednakże „Talizman” oczywiście też przeczytam w przyszłości.
Przyznaję, zaczęłam trochę od złej strony, bo nie przeczytałam „Talizmanu” przed „Czarnym domem”. Na okładce nie było żadnej wzmianki o tym, że jest to kontynuacja, o czym dowiedziałam się dopiero od koleżanki, gdy byłam już na dwusetnej stronie. Mimo tego, nie czułam, że coś mnie ominęło, że gubię się w powieści, dlatego z przyjemnością kontynuowałam aż do ostatniej...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-11-13
Gdy przeczytałam „Lśnienie” nie myślałam „fajnie byłoby, gdyby King napisał kolejną książkę o losach Danny’ego”, pewnie dlatego, że w sklepach był już dostępny „Doktor Sen”., więc po przeczytaniu „Lśnienia” wiedziałam, że za jakiś czas przeczytam kontynuację.
Zazwyczaj sięgając po kontynuację, jest dreszczyk ciekawości, ale mam też lekkie obawy czy aby książka nie jest napisana „na siłę”. Niestety tak czasami bywa, że po sukcesie finansowym jakiejś powieści autor tworzy kontynuację, czasami nie jedną, ale książki mają tendencję spadkową. Lecz tutaj, na korzyść Kinga świadczy fakt, że nie napisał jej zaraz po „Lśnieniu” lecz 36 lat później. No i przede wszystkim, sama treść się broni.
Nie tak wyobrażałam sobie dorosłego Danny’ego, nie jest już cudownym dzieckiem, ale dorosłym człowiekiem z problemami, i to nie małymi. Cytując: „Każdy z nas ma swoje dno.” Danny osiągnął swoje dno, bo próbował walczyć ze swoimi problemami za pomocą alkoholu, a to jeden z najgorszych sposobów (czy to w ogóle można nazwać sposobem?). Nie dość, że nie pomógł sobie, to jeszcze się pogrążał. To mógłby być zwykły opis podnoszącego się człowieka, ale przecież czytamy Kinga, więc spotykamy kolejne jaśniejące dziecko, o jeszcze większej mocy – Abrę, która mimo swojego młodego wieku jest osobą o mocnym charakterze. Ta dwójka potrzebowała godnego przeciwnika i jak dla mnie Prawdziwy Węzeł jest takim przeciwnikiem. Chociaż trudno jakoś skwalifikować te istoty (bo jak nazwać potwory żywiące się cierpieniem jaśniejących dzieci?), ich kreacja i zdolności są ciekawe.
I w ten oto sposób mamy zapewnione godziny świetnej rozrywki.
Gdy przeczytałam „Lśnienie” nie myślałam „fajnie byłoby, gdyby King napisał kolejną książkę o losach Danny’ego”, pewnie dlatego, że w sklepach był już dostępny „Doktor Sen”., więc po przeczytaniu „Lśnienia” wiedziałam, że za jakiś czas przeczytam kontynuację.
Zazwyczaj sięgając po kontynuację, jest dreszczyk ciekawości, ale mam też lekkie obawy czy aby książka nie jest...
2014-07-30
Dlaczego sięgnęłam po tę książkę? Lubię czytać o życiu w czasach XV-wiecznej Anglii oraz podobał mi się styl Philippy Gregory, po przeczytaniu jej dwóch powieści. Poza tym widziałam dwa filmy o panowaniu Henryka VIII, a temu władcy nie można odmówić wyjątkowości na kartach historii Anglii.
W tamtych czasach mamy świat mężczyzn, kiedy wszystko zależało od ich zachcianek i planów. Prym w tym wiódł oczywiście król Henryk VIII, bo od jego kaprysu zależało życie ludzi w królestwie. Widzimy jak posiadanie potomka stało się dla niego obsesją, której konsekwencje dosięgły jego żony oraz ich rodziny.
Philippa Gregory świetnie oddaje atmosferę panującą na dworze. Kiedy po wielu latach nieudolnego starania się o syna z Katarzyną Aragońską, wszystkie wielkie rody Anglii ,jak sępy, starały się wepchnąć do królewskiego łoża swoje krewne. Każdy uśmiech i taniec władcy z dwórką był brany za dobry omen dla rodu, bo męski bękart równał się z tytułami i licznymi dobrami nadanymi przez króla.
Maria Boleyn po mężu Carey była prostolinijną, naiwną i ładną dziewczyną. Początkowo, idealnym pionkiem w grze jej krewnych. Wzbudziła moją ogromną sympatię swoimi bardzo ludzkimi odruchami – zakłopotaniem, zniesmaczeniem, oburzeniem oraz przemyśleniami czy wyrzutami sumienia. Miała świadomość, że postępuje niemoralnie, próbowała się buntować, ale bez prawa głosu, nic nie mogła zrobić. I chyba dzięki tej dobroci, jako jedyna z rodu zaznała smaku szczęścia i miłości.
Anna Boleyn była kobietą o ogromnej ambicji, która myślała, że zdoła okiełznać ten męski świat, nie chciała być pionkiem w grze, lecz graczem. Inteligentna, błyskotliwa i piękna, ale aby zapewnić sobie pozycję musiała najpierw spełnić podstawowy obowiązek żony króla - wydać na świat następce tronu, co jej się nie udało. Anna przedstawiona przez Gregory prawie do końca nie wzbudziła we mnie sympatii. Dopiero, gdy jest bliska obłędu wydaje się być odarta z maski, którą miała przez lata. Kiedy dociera do niej, że nie potrafiła zatrzymać przy sobie króla, odniosła porażkę.
Bez wątpienia jest to jedna z moich ulubionych książek, bo opowiada o kawałku historii Anglii w niezwykle przystępny sposób. Najważniejsze są uczucia i losy dwóch kobiet, sióstr i wiecznych rywalek, a nie chłodna kalkulacja. I chociaż Anna przegrała, bo została ścięta, jej niezaprzeczalnym sukcesem było wydanie na świat Elżbiety I, jednej z największych władców na tronie Anglii.
Dlaczego sięgnęłam po tę książkę? Lubię czytać o życiu w czasach XV-wiecznej Anglii oraz podobał mi się styl Philippy Gregory, po przeczytaniu jej dwóch powieści. Poza tym widziałam dwa filmy o panowaniu Henryka VIII, a temu władcy nie można odmówić wyjątkowości na kartach historii Anglii.
W tamtych czasach mamy świat mężczyzn, kiedy wszystko zależało od ich zachcianek i...
2014-06-30
To kolejna książka Kinga, która mnie zachwyciła. Sięgnęłam po nią, bo byłam ciekawa czy jest tak świetna jak uważa znaczna część fanów twórczości tego autora. Chciałam poznać jej treść, aby swoją opinię skonfrontować z mianem ‘jednego z najlepszych horrorów Kinga’. I całe szczęście nie będę musiała negować pochlebnych opinii na jej temat.
Podczas czytania, wiele razy, miałam ciarki na ciele, szczególnie, gdy wyobraziłam sobie martwą kobietę w pokoju 217 czy opętanego Jacka Torrance’a idącego z kijem do roque’a lub katującego Wendy. Cała atmosfera panująca w hotelu Panorama była pełna napięcia, czuło się wiszące gdzieś w powietrzu niebezpieczeństwo.
W ciągu tych kilku dni, kiedy czytałam tę książkę, łapałam się na tym, że nucę słowa piosenki Danny’ego:
„Nie chcę cię, nie chcę cię, nie chcę cię znać,
Choć do mnie, choć do mnie rączkę mi dać…”
Pomyślałam sobie, że świetnie odzwierciedlają one uczucia targające mną podczas czytania. Z jednej strony strach, wywoływany przez wydarzenia w fabule. Z drugiej ogromna ciekawość co się wydarzy na kolejnej stronie. W efekcie przeczytałam całą książkę i trafiła ona do grona moich ulubionych.
To kolejna książka Kinga, która mnie zachwyciła. Sięgnęłam po nią, bo byłam ciekawa czy jest tak świetna jak uważa znaczna część fanów twórczości tego autora. Chciałam poznać jej treść, aby swoją opinię skonfrontować z mianem ‘jednego z najlepszych horrorów Kinga’. I całe szczęście nie będę musiała negować pochlebnych opinii na jej temat.
Podczas czytania, wiele razy,...
2013-11-16
Kiedyś przeglądając stronę z cytatami trafiłam na słowa: „Nie chcesz już ze mną żyć, ponieważ ze mną żyjesz. Nie jestem już twoją ucieczką, jestem twoim więzieniem, obijasz się o mnie, znosisz mnie.” Zaintrygowały mnie te słowa, więc postanowiłam przeczytać książkę, w której się one znajdowały. Notabene okładka też jest swego rodzaju fenomenem.
Mimo tak krótkiego tekstu (nie ma on nawet stu stron) historia bardzo mnie wciągnęła. Wiele razy zaskoczyły mnie zwroty akcji. I do końca dramatu nie wiadomo, co się naprawdę wydarzyło, jak wyglądał wypadek. Widać jak świetnymi aktorami stali się małżonkowie.
Ciekawą postawę prezentuje Lisa, która na początku starała się wykorzystać zaistniałą sytuację, czyli utratę pamięci męża, do stworzenia jego nowego wizerunku. Chciała go zmienić na swój użytek i wygodę. Jest to bardzo życiowe, bo czyż nie chcielibyśmy pozbawić naszych najbliższych wad? Nie chcielibyśmy, aby stali się tacy jak to sobie wymarzyliśmy?
Kolejnym problemem jest bierność, obojętność lub niezauważanie problemów innych osób. O najbliższą osobę trzeba się ciągle starać. To, że jest się małżeństwem 15 lat, nie oznacza, że tak musi być zawsze. Miłość trzeba okazywać, aby nie umarła.
Kiedyś przeglądając stronę z cytatami trafiłam na słowa: „Nie chcesz już ze mną żyć, ponieważ ze mną żyjesz. Nie jestem już twoją ucieczką, jestem twoim więzieniem, obijasz się o mnie, znosisz mnie.” Zaintrygowały mnie te słowa, więc postanowiłam przeczytać książkę, w której się one znajdowały. Notabene okładka też jest swego rodzaju fenomenem.
Mimo tak krótkiego tekstu...
2014-07-10
Tę książkę pożyczył mi przyjaciel. Bardzo mnie zaintrygowało, gdy pożyczając ją, powiedział, iż jego zdaniem „Miasteczko Salem” jest lepsze od „Lśnienia”. Dlatego też, z jeszcze większym zainteresowaniem zaczęłam ją czytać, aby móc wyrazić własną opinię.
To powieść, w której zagrożeniem dla ludzi są wampiry. Wampiry, i to nie byle jakie, bo nie są one inteligentne, samodzielne i pociągające, czyli takie jakie do tej pory znałam. Te u Kinga okazały się, co prawda, również istotami pociągającymi - magnetyzującymi swoim krwistym wzrokiem, ale również bezradnymi, szarpanymi przez niepohamowany instynkt i pragnienie krwi. Ich twarze nie są pełne chłodnego majestatu, lecz wykrzywione przez smutek, niepokój czy złość. Są też zmuszone do czekania na zaproszenie do domu, aby móc kogoś w nim zaatakować.
Dom Marstenów to miejsce na równi odrażające co pociągające. Od początku owiane niezwykłą historią i nurtującym pytaniem: Co tam się wydarzyło? Ten dom jest jądrem, w którym skupiło się całe zło miasteczka, i które zaczyna promieniować.
Poznajemy również mentalność małomiasteczkowej społeczności, gdzie każdy się zna. Pokrótce poznajemy grzeszki i problemy poszczególnych mieszkańców, co też jest bardzo ciekawym elementem fabuły.
Tę książkę pożyczył mi przyjaciel. Bardzo mnie zaintrygowało, gdy pożyczając ją, powiedział, iż jego zdaniem „Miasteczko Salem” jest lepsze od „Lśnienia”. Dlatego też, z jeszcze większym zainteresowaniem zaczęłam ją czytać, aby móc wyrazić własną opinię.
To powieść, w której zagrożeniem dla ludzi są wampiry. Wampiry, i to nie byle jakie, bo nie są one inteligentne,...
2014-10-05
Wciągająca, pomysłowa, świetna. Ale zacznijmy od początku…
Pożyczył mi ją przyjaciel, który lubi twórczość Kinga i to u niego zaopatruję się w książki tego autora. Uznał tę pozycję za wyjątkowo dobrą. Wręcz polecił (co nie zdarza mu się zbyt często), a to tylko zwiększyło moją ciekawość co do tej pozycji.
Przed przeczytaniem książki widziałam film z 1990 roku, w którym Kathy Bates wcieliła się w postać Annie Wilkes. Film mi się podobał, ale jednak wolę książki i zawsze lepiej wiedzieć jak bardzo reżyser okroił pomysłowość pisarza.
Annie miała swój świat, dla Paula był on straszny, ale dla mnie jako obserwatora – fascynujący. Bo i przecież tego oczekiwałam- złożonej osobowości, a nie papierowych postaci. Ciężko sobie wyobrazić kobietę, która z kamienną twarzą odbierałaby życie niemowlętom, staruszkom lub innym pacjentom szpitali. Miałam małe ciarki ciele, gdy Annie zabijała policjanta Kushnera albo ucinała Paulowi stopę. A na finiszu, gdy Paul próbował zabić Annie, nie sposób było się oderwać od lektury. Co by nie mówić, ta powieść bardzo mi się podobała.
Wciągająca, pomysłowa, świetna. Ale zacznijmy od początku…
Pożyczył mi ją przyjaciel, który lubi twórczość Kinga i to u niego zaopatruję się w książki tego autora. Uznał tę pozycję za wyjątkowo dobrą. Wręcz polecił (co nie zdarza mu się zbyt często), a to tylko zwiększyło moją ciekawość co do tej pozycji.
Przed przeczytaniem książki widziałam film z 1990 roku, w którym...
2016-01-09
2015-07-27
Ta książka poraża realizmem, bo opowiada brutalną prawdę o życiu narkomanów w latach 70. XX w. w Berlinie. Christiane miała dopiero 12 lat kiedy zaczęła palić haszysz, a w wieku 13 lat była ćpunką, „biorącą w żyłę” heroinę, kradnącą i prostytuującą się.
Widzimy jak trudne jest wyjście z nałogu, a wręcz niemożliwe, kiedy po odtruciu wraca się do tego samego środowiska, do tych samych ludzi. Christiane wracała do Detlefa, Stelli, Babsi, niby do chłopaka i przyjaciółek, ale tak nie do końca. Bo zawsze na pierwszym miejscu była heroina, później ludzie, o których zaraz zapominała, gdy tylko nie było ich przez dłuższy czas, bo trafili do więzienia lub odwyk, bo przecież jak każdy narkoman „mogła liczyć tylko na siebie”. Może po wyjeździe z Berlina Christiane bardziej niż zwykle tęskniła za Detlefem, ale nie było to nic dobrego. Nie były to zdrowe relacje, bo zawsze jedno ciągnęło to drugie w stronę narkotyków.
Rodzice (w tym przypadku matka) na początku nie zauważała problemu, nie chciała wierzyć, że z jej córką dzieje się coś bardzo złego, a gdy to wreszcie do niej dotarło, była w ciężkim szoku. Chociaż walczyła, szukała pomocy, tak naprawdę była bezradna. Gdzieś w natłoku obowiązków, pracy, przegapiła moment kiedy można było jeszcze coś zdziałać.
Opowiadanie świetnie pokazuje w jakie bagno może wpaść człowiek, nawet taki młody - dziecko. Jak z każdym „głodem” przekracza się wyznaczoną granicę za którą jest to „dno”. Szukanie klientów, uprawianie z nimi seksu, oddawanie się „kasztanom”, okradanie własnej matki. Każdą granicę, Christiane, przekroczona.
Zwróciłam też uwagę na to jak działała np. opieka społeczna, szkoły w tamtych czasach, jak bezradni byli pracownicy socjalni, nauczyciele . Nie wiedzieli co tak naprawdę mają robić. Kolejny problem to mała liczba miejsc w zakładach, które prowadziły terapie. Na 50 tys. narkomanów tylko 180 miejsc w państwowych ośrodkach terapeutycznych oraz 1100 w prywatnych, to wręcz porażające. Więc nie dziwi tak długi czas oczekiwania na miejsce i rygorystyczna selekcja.
Ta książka poraża realizmem, bo opowiada brutalną prawdę o życiu narkomanów w latach 70. XX w. w Berlinie. Christiane miała dopiero 12 lat kiedy zaczęła palić haszysz, a w wieku 13 lat była ćpunką, „biorącą w żyłę” heroinę, kradnącą i prostytuującą się.
Widzimy jak trudne jest wyjście z nałogu, a wręcz niemożliwe, kiedy po odtruciu wraca się do tego samego środowiska, do...
2011-07-01
2013-09-20
Ten kto powiedział, że ta książka pachnie miał całkowitą rację. To było niezwykłe doznanie, czytając człowiek uczył się łączyć niektóre zapachy, poznawał nowe. Fabuła wciąga, nie stoi się w miejscu, gdzie akcja się zatrzymuje lub wlecze. Książkę czyta się szybko, często zapominając o rzeczywistości. Choć świat Grenouille’a jest czasami odpychający, to i tak wciąga.
Grenouille mimo tego, że był odpychający zewnętrznie i wewnętrznie, wzbudził we mnie współczucie. Od początku był substytutem człowieka, co wzbudzało niechęć, lęk, ale i litość. To się wzmocniło, gdy ta bezduszna masa nagle doznała ludzkiego uczucia – rozczarowania.
Ten kto powiedział, że ta książka pachnie miał całkowitą rację. To było niezwykłe doznanie, czytając człowiek uczył się łączyć niektóre zapachy, poznawał nowe. Fabuła wciąga, nie stoi się w miejscu, gdzie akcja się zatrzymuje lub wlecze. Książkę czyta się szybko, często zapominając o rzeczywistości. Choć świat Grenouille’a jest czasami odpychający, to i tak...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-02-18
Jak to często u mnie bywa, najpierw obejrzałam film, a następnie przeczytałam książkę. Ale mimo wszystko warto było sięgnąć po tę lekturę, aby uzyskać pełen obraz. Ta książka to dla mnie swego rodzaju odkrycie.
Do tej pory nie zetknęłam się tak blisko z alkoholizmem. Co prawda, czytając „Zbrodnię i karę” Dostojewskiego stykamy się z alkoholikiem – Marmieładowem, ale jest on postacią drugoplanową, nie skupiamy się bezpośrednio na jego losach. Z daleka widzimy do jakiej ruiny doprowadził swoją rodzinę, że przez niego córka stała się prostytutką. Pilch przedstawia trochę inny świat niż Dostojewski, bo przedstawia świat współczesny. Prezentuje nam jakby opowieść, która dzieje się w pokoju obok.
Prawdą jest, że ludzie zaczynają pić z różnych powodów, później mają różne tłumaczenia na swoje picie, ale na końcu wszyscy stają nad przepaścią. Zmierzają na dno, a niestety nie każdemu udaje się z tego wydostać. Idą ku śmierci, która dla obserwatora jest pełna obrzydzenia i grozy.
Gdy czytałam słowa: „Nie piję, bo nie mam chęci, bo mi nie smakuje, nie potrzebuję żadnych sztucznych podniet, świetnie radzę sobie bez alkoholu.” Miałam wrażenie, że słucham samej siebie, dlatego smutno mi było, zdać sobie sprawę jak odstaję od społeczeństwa, bo moje tłumaczenia są abstrakcją i absurdem dla większości ludzi.
Do tej pory patrząc czasami na alkoholików czułam do nich jedynie nieodparty wstręt, niechęć, pogardę. Teraz patrzę na to trochę inaczej, bo mam wrażenie, że są to ludzie nieszczęśliwi. Oczywiście mój altruizm nie jest aż tak ogromny, nie zamierzam zbawić świata i pomóc wszystkim alkoholikom. Po prostu patrzę na nich jak na ludzi, którzy potrzebują pomocy, chociaż często tę pomoc odrzucają.
Jak to często u mnie bywa, najpierw obejrzałam film, a następnie przeczytałam książkę. Ale mimo wszystko warto było sięgnąć po tę lekturę, aby uzyskać pełen obraz. Ta książka to dla mnie swego rodzaju odkrycie.
Do tej pory nie zetknęłam się tak blisko z alkoholizmem. Co prawda, czytając „Zbrodnię i karę” Dostojewskiego stykamy się z alkoholikiem – Marmieładowem, ale jest...
Myśląc o tej historii nawet kilka dni po skończeniu czytania jej, mam lekkie ciarki na plecach, bo pierwsze co przychodzi mi do głowy to uśmiechający się kościotrup - Roland LeBay w lśniącym plymounth’cie fury ’58, czyli Christine.
To King w świetnym wydaniu. Pokazuje jak Christine zawładnęła Arniem, mściwa i bezlitosna dla wszystkich, nawet tych, którzy ją kochali. To sprawia, że udziela nam się instynktowna niechęć do niej, tak jak u innych bohaterów książki – Dennisa, Leigh, państwa Cunningham. Kiedy trafiałam na momenty, gdy ktoś wsiada do niej, zastanawiałam się co się wydarzy, czy Christine zapragnie pozbyć się intruza, a jeżeli tak, to w jaki sposób. Akcja cały czas trzymała w napięciu, więc ciężko było oderwać się od czytania.
Po prostu - świetna!
Myśląc o tej historii nawet kilka dni po skończeniu czytania jej, mam lekkie ciarki na plecach, bo pierwsze co przychodzi mi do głowy to uśmiechający się kościotrup - Roland LeBay w lśniącym plymounth’cie fury ’58, czyli Christine.
więcej Pokaż mimo toTo King w świetnym wydaniu. Pokazuje jak Christine zawładnęła Arniem, mściwa i bezlitosna dla wszystkich, nawet tych, którzy ją kochali. To...