-
ArtykułyZakładki, a także wszystko, czego jako zakładek używamy. Czym zaznaczasz przeczytane strony książek?Anna Sierant31
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 7 czerwca 2024LubimyCzytać372
-
ArtykułyHistoria jako proces poznania bohatera. Wywiad z Pawłem LeśniakiemMarcin Waincetel2
-
ArtykułyPrzygotuj się na piłkarskie święto! Książki SQN na EURO 2024LubimyCzytać8
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2020-06-07
2018-01-01
Po dwóch nieco słabszych tomach sagi (przy czym "słabszych" oznacza tutaj tylko tyle, że nie oceniłem ich na dziesiątkę) otrzymałem bardzo dobrą fantasy, pisaną z rozmachem, humorem oraz z idealnie dobraną ilością wielkiej polityki, bizantyjskich intryg, przyziemnej walki o przetrwanie i dramatycznych potyczek.
Jakby tego nie było dosyć, udało się Sapkowskiemu stworzyć w "Chrzcie ognia" nietuzinkowe postaci. Absolutnie uwiodła mnie Milva, czyli łuczniczka Maria Berring, której umiejętne obchodzenie się z łukiem idzie w parze z chłopskim sprytem i humorem. Ale i wampir Regis, i kompania krasnoludów to dalsze przykłady wspaniałych postaci drugoplanowych.
Książkę polecam bezwarunkowo wszystkim fanom fantasy i powieści przygodowych.
Po dwóch nieco słabszych tomach sagi (przy czym "słabszych" oznacza tutaj tylko tyle, że nie oceniłem ich na dziesiątkę) otrzymałem bardzo dobrą fantasy, pisaną z rozmachem, humorem oraz z idealnie dobraną ilością wielkiej polityki, bizantyjskich intryg, przyziemnej walki o przetrwanie i dramatycznych potyczek.
Jakby tego nie było dosyć, udało się Sapkowskiemu stworzyć w...
2018-02-14
Czytałem wielokrotnie. Lem tymi dwoma zbiorami fikcyjnych wstępów i krytyk poraża elokwencją i przeraża zimnokrwistością, z jaką podejmuje wyzwanie.
No bo jak inaczej opisać uczucie trwożnego zdumienia, którego doznaje się po zagłębieniu się w ten dwuksiąg? Niejeden inny autor, wszystko jedno jakiej proweniencji, chciałby mieć takie konspekty na pełnokrwiste powieści. A tymczasem Lem rzuca je nam pęczkami pod nogi, niczym rzymski konsul sestercje podczas triumfalnego powrotu do Wiecznego Miasta!
Nie mogę inaczej. Schylam się pokornie i zbieram te perełki, mając nadzieję, że Lem nie rzucił je przed wieprza.
Czytałem wielokrotnie. Lem tymi dwoma zbiorami fikcyjnych wstępów i krytyk poraża elokwencją i przeraża zimnokrwistością, z jaką podejmuje wyzwanie.
No bo jak inaczej opisać uczucie trwożnego zdumienia, którego doznaje się po zagłębieniu się w ten dwuksiąg? Niejeden inny autor, wszystko jedno jakiej proweniencji, chciałby mieć takie konspekty na pełnokrwiste powieści. A...
2020-04-01
Nie był z pewnością pierwszym, być może nie był również najlepszym ze starożytnych historyków. Będąc dzieckiem swych czasów mieszał w równych proporcjach religię, przesądy i pogłoski z rzetelną pracą badawczą. A mimo to dzieło jego życia to prawdziwa skarbnica wiadomości o praktycznie całym regionie wschodniego Morza Śródziemnego i Bliskiego Wschodu. Wypada jedynie pochylić czoła przed dorobkiem człowieka, o którym mówi się słusznie, że jest (przynajmniej w naszym kręgu kulturowym) ojcem historii i etnografii.
Herodot zdumiewa. I to obojętnie o czym nam opowiada. Czy chodzi o relacje z trzech wypraw dookoła Afryki (z których dwie zakończyły się sukcesem!), czy o spartańskich „turystów” zwiedzających świeże jeszcze pole bitwy pod Maratonem i wychwalających po takiej wizji lokalnej przewagi wojenne Ateńczyków. Bardzo często historie Greka działają dzisiaj na zasadzie maksymalnego kontrastu: i tak czytamy o synu, który pragnie dowiedzieć się w końcu od matki, czy naprawdę jest synem króla – i każe rodzicielce przysięgać na dymiące jeszcze wnętrzności ofiarnego wołu (wyobraźcie sobie taką scenę dzisiaj!). Z tej samej historii dowiadujemy się jednak równocześnie, że współcześni Herodotowi mieszkańcy Sparty znali przypadki narodzin zdrowych wcześniaków w siódmym miesiącu ciąży. Dzisiaj niby oczywistość, ale to właśnie „pater historiae” jako pierwszy poświęcił temu zagadnieniu parę zdań. Nauka i magia, logos i mythos leżą tuż obok siebie, przenikają się wzajemnie i tworzą niesamowity melanż opowieści prawdziwych, możliwych i absolutnie fantastycznych.
Polecam wszystkim, którzy uwielbiają opowieści z pogranicza wiedzy i „urban myths”!
Nie był z pewnością pierwszym, być może nie był również najlepszym ze starożytnych historyków. Będąc dzieckiem swych czasów mieszał w równych proporcjach religię, przesądy i pogłoski z rzetelną pracą badawczą. A mimo to dzieło jego życia to prawdziwa skarbnica wiadomości o praktycznie całym regionie wschodniego Morza Śródziemnego i Bliskiego Wschodu. Wypada jedynie pochylić...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to1999
2018-09-29
Obserwując przejęcie, z jakim moja córka śledziła losy Kici Koci w supermarkecie, nie mogę inaczej niż przyznać najwyższą notę tej książeczce. Niegrzeczna kotka jest za każdym razem dobrym pretekstem, aby porozmawiać sobie o dobrym zachowaniu i o niebezpieczeństwach czyhających na dzieciaka w dużym sklepie.
Obserwując przejęcie, z jakim moja córka śledziła losy Kici Koci w supermarkecie, nie mogę inaczej niż przyznać najwyższą notę tej książeczce. Niegrzeczna kotka jest za każdym razem dobrym pretekstem, aby porozmawiać sobie o dobrym zachowaniu i o niebezpieczeństwach czyhających na dzieciaka w dużym sklepie.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-10-14
Córka potrzebowała tygodnia na kolorowanie i rysowanie w tym tomie przygód Kici Koci. Książka dostarczyła jej sporo zabawy a rysunki stały się w trakcie zabawy coraz bardziej pomysłowe.
Format tej książki jest bardzo przemyślany. Obok "klasycznych" przygód kotki i jej rodziny, okraszonej znanego już typu ilustracjami, zawiera też 11 stron do kolorowania. Strony te są ułożone na przemian z tekstem w taki sposób, że mogą być nawet wycięte bez szkody dla samej opowieści.
Duże brawa dla autorki!
Córka potrzebowała tygodnia na kolorowanie i rysowanie w tym tomie przygód Kici Koci. Książka dostarczyła jej sporo zabawy a rysunki stały się w trakcie zabawy coraz bardziej pomysłowe.
Format tej książki jest bardzo przemyślany. Obok "klasycznych" przygód kotki i jej rodziny, okraszonej znanego już typu ilustracjami, zawiera też 11 stron do kolorowania. Strony te są...
2018-02-08
Mój pierwszy i ulubiony Zajdel. Książka, o której powstaniu i losach wiem prawie wszystko, co zostało opublikowane. Absolutne arcydzieło polskiej social fiction, jedna z najważniejszych książek fantastycznych lat 80-tych.
Zdaję sobie sprawę, że postrzegam tą powieść poprzez różowe okulary. Być może dzisiejszy polonista bądź krytyk literacki miałby inne spojrzenie na "Limes inferior". Ale w kryzysowych czasach i w stanie wojennym ta powieść była po prostu czymś na kształt literatury "ku pokrzepieniu serc". Zajdel pokazał w niej w bardzo inteligentny (i zarazem rozrywkowy) sposób "tym na górze", gdzie mogą sobie wsadzić przysłowiowy palec.
Owszem, napisano w Polsce kilka innych ważnych tytułów social fiction. Ale Zajdel miał ten genialny pomysł, aby jego bohater nie był męczennikiem, nie "cierpiał za miliony". Sneer to cwaniak, pasożytujący na chorym systemie. Pozostaje w cieniu (przynajmniej do czasu), nie wychyla się, unika wzbudzenia uwagi. Jest jak kornik, powoli toczący próchniejące z wolna drzewo socjalizmu.
Sam fakt, że taka książka przeszła przez ówczesną cenzurę, pokazuje wyraźnie, jak inteligentnie udało się Zajdlowi "włożyć palce w ranę". Niby to wszystko jakaś tam fantastyka, jakaś odległa przyszłość. A jednak każdy zobaczył za jej pomocą, że "król jest nagi".
Nie wiem, czy późniejsze pokolenia czytelników potrafią "Limes inferior" docenić, bo postrzeganie książki mogło się w międzyczasie zmienić. Ale polecam ją bezwarunkowo tym, którzy chcą przeczytać bardzo inteligentny tekst demaskatorski.
Mój pierwszy i ulubiony Zajdel. Książka, o której powstaniu i losach wiem prawie wszystko, co zostało opublikowane. Absolutne arcydzieło polskiej social fiction, jedna z najważniejszych książek fantastycznych lat 80-tych.
Zdaję sobie sprawę, że postrzegam tą powieść poprzez różowe okulary. Być może dzisiejszy polonista bądź krytyk literacki miałby inne spojrzenie na...
2017-10-19
Miałem duże szczęście, gdyż dane mi było swego czasu przeczytać "Lśnienie" po pojawieniu się jej ekranizacji z Jackiem Nicholsonem w roli głównej, ale PRZED obejrzeniem tego filmu. Była to jedna z moich pierwszych powieści Kinga - nie wiedziałem, co mnie oczekuje.
A oczekiwało sporo. Genialne postaci rodziny Torrensów, mroczne otoczenie górskiego hotelu, niesamowitej budowli z historią, której lepiej słuchać w gronie przyjaciół i przy włączonym świetle oraz bardzo celowo działające drapieżne Zło przez duże Z. Perfekcyjna mieszanka grozy, nie pozostawiająca czytelnikowi żadnej szansy na uniknięcie gęsiej skórki lekkiego niepokoju.
Absolutne arcydzieło horroru, które mogę tylko jak najszczerzej polecić!
Miałem duże szczęście, gdyż dane mi było swego czasu przeczytać "Lśnienie" po pojawieniu się jej ekranizacji z Jackiem Nicholsonem w roli głównej, ale PRZED obejrzeniem tego filmu. Była to jedna z moich pierwszych powieści Kinga - nie wiedziałem, co mnie oczekuje.
A oczekiwało sporo. Genialne postaci rodziny Torrensów, mroczne otoczenie górskiego hotelu, niesamowitej...
2022-06-17
Powracam do tej książki w ramach aktualnego wyzwania LC po przeszło dwudziestoletniej przerwie. W międzyczasie miałem jednak okazję delektować się wspaniałą serią animowaną, opartą na motywach tego najbardziej znanego dzieła Antoine'a de Saint-Exupéry'go.
Już sama dedykacja pokazuje dobitnie, że „Mały Książe” to książka wyjątkowa: mroczny cień drugiej wojny światowej rzucił się na ojczyznę autora, jednak de Saint-Exupéry zdołał mimo to wykrzesać z siebie to, czego w tak ponurych czasach najbardziej potrzeba: nadzieję.
Francuz nie tylko zdołał stworzyć fascynującą historię w egzotycznych kulisach, ale wykazał się również niesamowitym wyczuciem. Tworzył według najlepszej możliwej zasady, pisząc o rzeczach, które znał z autopsji: lotnictwie i Afryce. Powstały w ten sposób melanż jest unikalny w literaturze dziecięcej. W tej książce świat dzieci koliduje ze światem dorosłych jak cząstki elementarne w Wielkim Zderzaczu Hadronów. Uwolniona przy tym energia doprowadza do powstania dzieła, które słusznie uznawane jest za jeden z najwspanialszych przykładów traktowania psychiki dziecka na poważnie – w moim osobistym rankingu dorównuje bez wysiłku „Kubusiowi Puchatkowi”, „Czarodziejowi z Oz” i „Niekończącej się historii”.
Ale być może największe podobieństwa odnajduję w jednym z polskich klasyków gatunku: „Król Maciuś Pierwszy” Korczaka to duchowy starszy brat „Małego Księcia”. Mam wrażenie, że doświadczenia wojenne obu autorów miały decydujący wpływ na efekt końcowy ich twórczości. Parafrazując Nietzschego: Oni spojrzeli w otchłań a otchłań zajrzała im głęboko w oczy. Po czym zawstydzona odwróciła wzrok.
Powracam do tej książki w ramach aktualnego wyzwania LC po przeszło dwudziestoletniej przerwie. W międzyczasie miałem jednak okazję delektować się wspaniałą serią animowaną, opartą na motywach tego najbardziej znanego dzieła Antoine'a de Saint-Exupéry'go.
Już sama dedykacja pokazuje dobitnie, że „Mały Książe” to książka wyjątkowa: mroczny cień drugiej wojny światowej...
2019-10-23
Ach, te szczęśliwe czasy, gdy autorom wystarczało nieco więcej niż sto stron, aby stworzyć arcydzieła! Tak się dzisiaj już (prawie wcale) nie pisze...
O tej nowelce napisano już tak wiele dobrego, że nie wymyślę niczego nowego. Tekst Steinbecka jest czymś w rodzaju matrycy, od której „odcinała kupony” cała armia późniejszych amerykańskich pisarzy (z tak poczytnymi twórcami jak Stephen King na czele). Kilkanaście lat po Steinbecku, beatnik Jack Kerouac również opisał życie kalifornijskich pracowników sezonowych – od lat trzydziestych XX-go wieku niewiele się zmieniło: jeśli Lennie i George marzyli o spłachetku własnej ziemi, to ich odpowiednicy z lat 50-tych już tylko o własnej przyczepie campingowej. Ciekawe, jakie marzenia mają dzisiejsi wyrobnicy Słonecznego Stanu?
Ach, te szczęśliwe czasy, gdy autorom wystarczało nieco więcej niż sto stron, aby stworzyć arcydzieła! Tak się dzisiaj już (prawie wcale) nie pisze...
O tej nowelce napisano już tak wiele dobrego, że nie wymyślę niczego nowego. Tekst Steinbecka jest czymś w rodzaju matrycy, od której „odcinała kupony” cała armia późniejszych amerykańskich pisarzy (z tak poczytnymi twórcami...
2018-01-31
Gdyby nie ta książka, prawdopodobnie nigdy bym nie przeczytał bardziej ambitnych tekstów Lema. Na szczęście miałem okazję przeczytać ją jeszcze w czasach, gdy nie należała do żadnych lektur obowiązkowych - więc żadnego przymusu nie było. Co było, to absolutna fascynacja kosmosem, typowa dla wielu chłopaków mojej generacji. Dla nas, parafrazując antycznych Spartan, pytanie nie brzmiało "Czy polecimy na Marsa?", tylko "Kto z nas poleci?".
Przyszło najpierw polecieć z Pirxem. A był to znakomity przewodnik po Układzie Słonecznym. Żaden bohater, żaden idol - ot, astronauta jak ja i ty. Zestresowany sesją egzaminacyjną w szkole pilotażu (sławetne muchy na pokładzie rakiety AMU 27 w "Teście"). Użerający się z zawodnym sprzętem w "Patrolu". Współczujący ofiarom katastrofy rakiety kosmicznej w "Albatrosie". Bardziej borykający się z niesumiennym armatorem, niż z krwiożerczymi Obcymi. Owszem, Pirx miał przyziemne problemy. Ale miał je w Kosmosie. I oferował rozwiązania, których zbyt często nie czytałem w literaturze SF. Akcja toczy się czasami bardzo wolno, Lem wspaniale potrafi przekazać uczucie osamotnienia w, jak to się mówi, "obliczu ogromu Wszechświata". Taki typ narracji przygotował mnie znakomicie do "2001 - Odysei kosmicznej", od której zacząłem przygodę z ambitnym kinem SF.
Pirx był nie tylko oszczędnym w doborze słów gawędziarzem. Potrafił też i nieźle przestraszyć. Do dzisiaj pamiętam opowiadanie "Terminus" - dla mnie osobiście tak straszne, jak przygody Sigourney Weaver w "Obcym".
Pirx to swój chłop na orbicie - niech mu nigdy ciągu w dyszach nie zabraknie!
Gdyby nie ta książka, prawdopodobnie nigdy bym nie przeczytał bardziej ambitnych tekstów Lema. Na szczęście miałem okazję przeczytać ją jeszcze w czasach, gdy nie należała do żadnych lektur obowiązkowych - więc żadnego przymusu nie było. Co było, to absolutna fascynacja kosmosem, typowa dla wielu chłopaków mojej generacji. Dla nas, parafrazując antycznych Spartan, pytanie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-12-12
Postanowiłem wykorzystać pobyt w szpitalu i powrócić po przeszło 20 latach do magicznego świata wiedźmina Geralta. Swego czasu byłem w pewnym sensie czytelnikiem pierwszej fali, pochłaniającym kolejne opowiadania Sapkowskiego na łamach ukochanej "Fantastyki". Do dzisiaj pamiętam, jak czytałem "Wiedźmina" - opowiadanie, które przegrało konkurs literacki miesięcznika tylko z absolutnie genialnym "Wrocieeś Sneogg, wiedziaam". Czy te totalne zauroczenie pierwszymi przygodami Geralta jeszcze gdzieś się tli?
Już po dwóch pierwszymi tekstach wiedziałem: jest klawo jak cholera, Geralt! (czy jakoś tak). Sapkowski jest, a pewnie też jeszcze długo będzie, królem polskiej fantasy.
Powiem tak: Nie jestem w stanie zrozumieć czytelnika, któremu nie spodobają się te perełki. Prędzej już bym się dogadał z "Alienem" Ridleya Scotta, niż z takim (podejrzanym) osobnikiem.
Czytać, czytać, czytać! A potem jeszcze raz czytać.
Postanowiłem wykorzystać pobyt w szpitalu i powrócić po przeszło 20 latach do magicznego świata wiedźmina Geralta. Swego czasu byłem w pewnym sensie czytelnikiem pierwszej fali, pochłaniającym kolejne opowiadania Sapkowskiego na łamach ukochanej "Fantastyki". Do dzisiaj pamiętam, jak czytałem "Wiedźmina" - opowiadanie, które przegrało konkurs literacki miesięcznika tylko z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-05-19
Chciałoby się sparafrazować Napoleona i zakrzyknąć: „Czytelnicy, 60 lat historii komiksu na was patrzy!” Asteriks to legenda. Z legendą się nie dyskutuje. Legendę się podziwia.
Chciałoby się sparafrazować Napoleona i zakrzyknąć: „Czytelnicy, 60 lat historii komiksu na was patrzy!” Asteriks to legenda. Z legendą się nie dyskutuje. Legendę się podziwia.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to1993
2019-01-13
KULT DOPIESZCZONY
Żyjemy w czasach gorączkowego pośpiechu, więc dla tych czytelników, którzy pragną w recenzji szybko podanych konkretów, pozwolę sobie zacytować słowa z przedmowy braci Dufferów:
“Słyszysz nas? Ta książka jest dla nerdów. Powtarzam: ta książka jest dla nerdów. Jeśli czytasz te słowa – moje gratulacje, jesteś nerdem. I oczywiście nie wystarczyło Ci obejrzenie naszego nerdowskiego serialu. Chciałeś - nie, wróć, musiałeś dowiedzieć się, jak on został zrobiony. A to dokładnie to nastawienie, które tak nam się podoba... I powód, dla którego takie nerdy jak my, ekscytują się wieścią o tej książce, dokumentującej kulisy powstawania serialu”*
„Worlds Turned Upside Down” to idealny prezent dla fanów horroru i kina przygody. To produkt, który swym istnieniem udowadnia dobitnie, że wydawanie książek na papierze nadal ma sens. Powiem więcej: to pozycja, której inaczej produkować po prostu nie wolno. Wystarczy obejrzeć sobie kilka zdjęć na odpowiednich portalach księgarskich. A wrażenie potęguje się w momencie, gdy dumny nerd trzyma zdobyty łup w swoich rachitycznych i bladych rękach. Oprawa graficzna „Stranger Things” zasługuje bezdyskusyjnie na nominację do nagrody Red Dot.
Już przed właściwą lekturą, chłonny nerdowski umysł może napawać się inteligentnie wkomponowanymi odnośnikami do wydarzeń w serialu. Wyposażona w „zniszczoną”, poplamioną, pełną naderwań i uszkodzeń obwolutę, którą jakaś litościwa dusza ochroniła przed dalszymi zniszczeniami za pomocą dodatkowej warstwy z cienkiej, „celofanowej” folii, książka sprawia wrażenie zdobytej w jakimś obskurnym, zakurzonym antykwariacie. Naklejka z „Melvald's General Store” (miejsce pracy Joyce Byers) dumnie potwierdza dobry stan książki. Strony tytułowe, również poplamione, „straszą” odręcznymi wpisami antykwariusza. Wklejka na końcu książki to prawdziwa gratka: Na szczegółowej mapie miasta Hawkins można podziwiać odręczne wpisy bohaterów filmu. Dopiero po zdjęciu obwoluty można obejrzeć reprodukcję najsłynniejszego rysunku Willa Byersa, przedstawiającego pojawienie się potwora z „tamtej strony” na ulicach Hawkins.
Uraczony tymi ciekawymi szczególikami czytelnik może teraz zagłębić się w lekturze. Po wstępie autorstwa braci Duffer, w którym opisują oni między innymi obawy co do percepcji „Stranger Things” w pierwszych tygodniach po umieszczeniu go na portalu Netflix, rozpoczyna się prolog. A w nim zajdziemy sporo odnośników do inspiracji, które doprowadziły koniec końców do powstania serialu. Za pomocą oryginalnych okładek filmów wideo i książek z lat 70-tych i 80-tych, wybranych przez Matta i Rossa, czytelnik odkrywa ten specyficzny świat, w którym istniały wprawdzie camcordery i kasety Beta lub VHS, ale nie było jeszcze internetu ani smartfonów. Tekst GinyMcIntyre łączy te luźne skojarzenia w całość i kompletuje lekturę przy pomocy sporej ilości ilustrowanych przypisów.
Zwróćcie uwagę na linię, która oddziela przypisy od właściwego tekstu. Na razie to po prostu linia. Ale już w pierwszym rozdziale będziecie potrzebowali dołączonej do książki zakładki. Jest ona stworzona na kształt tabeli alfabetu Morse'a i bardzo wam pomoże. Więcej nie zdradzę, ale i tym razem muszę pochwalić autorkę za pomysł na wspaniałą zabawę.
Rozdziały pierwszy i drugi to opis prac wstępnych nad serialem. Wśród wydarzeń z tego okresu czołową rolę miało oczywiście zdefiniowanie własnego, niepowtarzalnego stylu oraz casting do ról głównych. Autorka wprowadza czwórkę chłopaków za pomocą jednej z pierwszych nagranych scen pierwszego odcinka: Mike, Dustin, Lucas i Will siedzą w piwnicy i grają w „Dungeons & Dragons”. Nie wiecie, co to jest? Spokojnie, książka wszystko tłumaczy a poszczególnych młodocianych aktorów poznajemy zarówno przy pomocy ich całostronnych zdjęć oraz profili do gry, jak i wypowiedzi Carmen Cuby, szefowej castingu. Design tej części książki potwierdza pierwsze dobre wrażenia, jakich dostarczyła okładka.
Niejednej ciekawostki można dowiedzieć się o decyzjach, związanych z wyborem miejsc, pomieszczeń i dekoracji na serialowe plany. Bardzo interesująco opowiada tu Chris Trujillo, odpowiedzialny za scenografię. Za pomocą dużej ilości fotografii można sobie w spokoju obejrzeć drobnomieszczańskie amerykańskie domy na prowincji stanu Indiana oraz wreszcie zrozumieć, dlaczego miało się ciarki na skórze przy oglądaniu wnętrz Hawkins National Laboratory. A pamiętacie te wszystkie lampki, jakie Joyce Byers rozwiesiła w swoim domu, aby komunikować się z zaginionym synem? Historia powstania tego gąszczu kabli to również niezła filmowa anegdota. Kimberly Adams, odpowiedzialna za kostiumy, opisuje jej poszukiwania sukienki dla Jedenastki a dwustronnicowy opis A.V. Clubu w Hawkins High zapoznaje czytelnika z dawno minionym czasem kamer Polaroida, kamer wideo, analogowych aparatów filmowych, walkmanów i odtwarzaczy kasetowych.
W tej części książki opisano również tworzenie kluczowych scen pierwszej serii: dramatyczny pościg „man in black” za uciekającymi na rowerach chłopakami, ich nieoczekiwany ratunek przez Jedenastkę, pobyt tej dziewczynki w komorze deprywacyjnej oraz kulminacyjny skok Mike'a w kamieniołomie – o tym wszystkim słów kilka oraz sporo całostronnicowych zdjęć.
Jeśli główne postaci serialu przedstawiono przy pomocy gry w „D&D”, to ich nieco starsze rodzeństwo ma w książce swoje własne miejsce. Jest to kilka stron o Nancy Wheeler, Barb Holland, Jonathanie Byersie i Steve'ie Harringtonie. Kolorowe fotosy aktorów kontrastują tutaj z czarno-białymi wpisami do albumu pamiątkowego roku szkolnego 1984 na Hawkins High.
Czas na outsiderów: Jedenastka, rola, której casting należał do najtrudniejszych całego serialu, Joyce Byers oraz szeryf Hopper mają swoje akta w Hawkins Labs, które można sobie w książce dokładnie obejrzeć. Mike Wheeler pyta w serialu: “Jeśli on istnieje, taki świat jak Dolina Cieni, to jak moglibyśmy tam dotrzeć?”. Autorka zmusza nas do odwrócenia książki do góry nogami, gdyż tylko tak można przeczytać odpowiedni rozdział (Czy mówiłem już, że designerskie pomysły Giny McIntyre są genialne?). Tutaj dowiadujemy się sporo ciekawostek o powstawaniu tej mrocznej krainy oraz zamieszkujących ją demogorgonów.
Rozdział trzeci poświęcony jest percepcji serialu przez fanów. Zabierają tu głos tacy giganci popkultury, jak Stephen King, Guillermo del Toro, J. J. Abrams oraz Stephen Spielberg. Ale to nie tylko oni, lecz przede wszystkim całkiem normalni i kreatywni fani są bohaterami tych stron. Hype, jaki wywołał „Stranger Things” zaowocował sporą liczbą prac fanowskich (głównie rysunków, z których kilka można obejrzeć w książce). Ale także historia powstania spontanicznego ruchu „Sprawiedliwość dla Barb” znalazła tutaj swoje miejsce. Kostiumy na Halloween, gry w stylu 8-bitowym, spotkanie aktorów z Barrackiem Obamą w Białym Domu: „Stranger Things” stał się wiralnym fenomenem lata i jesieni 2016 a czytelnik nie wychodzi ze zdumienia, jak głęboko schowane uczucia wydobyli bracia Duffer z amerykańskiej duszy na światło dzienne.
Ostatni rozdział jest poświęcony realizacji drugiej serii oraz wyzwaniom, jakie rzuciła ona aktorom i zespołowi filmowemu. Na uwagę zwraca tutaj przede wszystkim historia wprowadzenia nowych postaci przy pomocy salonu gier. Osobne strony otrzymały rowery użyte w serialu oraz historia otrzymania praw do używania kombinezonów z filmu „Ghostbusters”. Gina McIntyre oprowadza nas po leśnej chacie szeryfa Hoppera, opowiada o scenach z obchodów Halloweenu i tłumaczy, jak zrobiono ujęcia w tunelach pod Hawkins. Kolejnym designerskim chwytem autorki jest umieszczenie tytułów ścieżki dźwiękowej serialu na reklamie firmy wysyłkowej kaset magnetofonowych (wraz z odpowiednim formularzem dla zamówień!).
Epilog pozwala na krótkie spojrzenie na plany na przyszłość „Stranger Things”. Oczywiście, nie jest tego zbyt wiele. W końcu nie chcemy przecież czytać spojlerów o trzeciej serii. „Worlds Turned Upside Down” to dopieszczone do najmniejszych detali spojrzenie w przeszłość. Spojrzenie tak udane, że aż zachęca do ponownego obejrzenia serialu. Czy trzeba tą książkę chwalić jeszcze bardziej?
.--. --- .-.. . -.-. .- --!
*) Tłumaczenie własne z wydania niemieckiego.
KULT DOPIESZCZONY
Żyjemy w czasach gorączkowego pośpiechu, więc dla tych czytelników, którzy pragną w recenzji szybko podanych konkretów, pozwolę sobie zacytować słowa z przedmowy braci Dufferów:
“Słyszysz nas? Ta książka jest dla nerdów. Powtarzam: ta książka jest dla nerdów. Jeśli czytasz te słowa – moje gratulacje, jesteś nerdem. I oczywiście nie wystarczyło Ci...
Dzieło klasyczne o olbrzymiej sile oddziaływania, które zadziwia nadal, po wiekach, świeżością spojrzenia na temat.
Dzieło klasyczne o olbrzymiej sile oddziaływania, które zadziwia nadal, po wiekach, świeżością spojrzenia na temat.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-06-11
Wspaniały komiks, który czterdzieści lat od pierwszego wydania nadal potrafi zafascynować. O Enki Bilalu słyszałem co-nieco wcześniej, obejrzałem też jego film ze świata Nikopola (aczkolwiek raczej z małym zrozumieniem) – dopiero teraz mogłem nadrobić braki i przeczytałem „tekst źródłowy”.
„Trylogia Nikopola”, a zwłaszcza jej pierwsza część, to znakomita science fiction, która tylko pozornie jest historią w stylu postapo. Czytana dzisiaj, zaskakuje świeżością pomysłów i jakością obrazów. W latach 80-tych musiała mieć „siłę rażenia” atomówki. Uważny czytelnik znajdzie wprawdzie kilka anachronicznych szczegółów, jak klasyczne telefony analogowe, ale akurat takie rzeczy nie grają w odbiorze tego komiksu większej roli.
Zauważyłem przede wszystkim, że Enki Bilal bardzo stara się o to, aby jego komiksy były czytelne. To znaczy, że bardzo poważnie traktuje temat wprowadzenia czytelnika w swój świat. Objawia się to wyraźnie w sposobie prowadzenia narracji, przetykanej często planszami z fikcyjnymi wycinkami prasowymi. Przy lekturze miałem bardzo wyraźne wrażenie upływu czasu, jasnych motywacji głównych postaci i kontekstu historycznego, w jakim Bilal kazał im interagować.
A na dodatek warstwa graficzna jest po prostu urzekająca i sprawia, że „Nikopol” to przede wszystkim uczta dla oczu. Bilal maluje w akrylu, co jest dosyć rzadkie. Rysuje i koloruje sam. Wynik końcowy jest świetny i pozostaje na długo w pamięci.
Posłowie Seghe Lehmana wyjaśnia inspiracje autora i literacko-historyczne korzenie jego dzieła. Podobnie jak dołączona do tomu fikcyjna gazetka „Libération“, to bardzo dobre uzupełnienie tomu.
Po lekturze jestem absolutnie przekonany, że nie było to ostatnie spotkanie z twórczością Bilala.
Wspaniały komiks, który czterdzieści lat od pierwszego wydania nadal potrafi zafascynować. O Enki Bilalu słyszałem co-nieco wcześniej, obejrzałem też jego film ze świata Nikopola (aczkolwiek raczej z małym zrozumieniem) – dopiero teraz mogłem nadrobić braki i przeczytałem „tekst źródłowy”.
„Trylogia Nikopola”, a zwłaszcza jej pierwsza część, to znakomita science fiction,...
2018-01-21
Powróciłem do tej chyba najbardziej znaczącej powieści Wellsa po dobrych 30-tu latach. Jako młody czytelnik odbierałem ją naturalnie nieco inaczej niż dzisiaj - wtedy, będąc pod dużym wpływem udanej ekranizacji, przyciągały mnie najmocniej aspekty katastroficzne oraz problematyka Pierwszego Kontaktu (tutaj oczywiście nieudanego). Przed kilku laty widziałem film o słynnym słuchowisku Orsona Wellesa i stwierdziłem, że fascynacja "Wojną światów" nadal we mnie tkwi.
Tym razem moją uwagę przykuły inne elementy powieści. Zafascynował mnie sposób, w jaki Wells opisuje zdarzenia poza "linią frontu" - te małe podlondyńskie miasteczka i osady, w których życie po inwazji toczy się prawie tak samo jak przed przybyciem Marsjan. Doskonale udaje się autorowi oddać klimat dezinformacji i braku informacji, jaki zazwyczaj towarzyszy wszelakim katastrofom (z wojną włącznie). O ile wcześniej czytałem z wypiekami rozdział o otwieraniu się pierwszego marsjańskiego lądownika, o tyle teraz ujął mnie sposób, w jaki Wells wykorzystuje swoją wiedzę o angielskiej prowincji i wplata ją mistrzowsko w pełną dramatyzmu opowieść. Rzadko kiedy czytałem tak udany amalgamat sielskości i horroru!
Powróciłem do tej chyba najbardziej znaczącej powieści Wellsa po dobrych 30-tu latach. Jako młody czytelnik odbierałem ją naturalnie nieco inaczej niż dzisiaj - wtedy, będąc pod dużym wpływem udanej ekranizacji, przyciągały mnie najmocniej aspekty katastroficzne oraz problematyka Pierwszego Kontaktu (tutaj oczywiście nieudanego). Przed kilku laty widziałem film o słynnym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Jeden z najlepszych „Asteriksów” jakie czytałem. Z bardzo dobrym wyczuciem autorzy zrozumieli, że po kilku przygodach w rodzinnej Galii nie można było ponownie powielać tego samego schematu. Sięgnęli więc po kulturę starożytnego Egiptu i postać Kleopatry, przez co stworzyli wspaniały kontrast w stosunku do dotychczasowych przygód Asteriksa i Obeliksa.
„Asteriks i Kleopatra” to pełna humoru wyprawa do kultury, która fascynowała już Europejczyków w czasach Herodota. Pełno tu nawiązań do monumentalnych produkcji hollywoodzkich, Idefix okazuje się niezwykle ważną postacią drugoplanową a zagadka zaginionego nosa Sfinksa zostaje w końcu wyjaśniona. Goscinny i Uderzo świetnie nas bawią, zwłaszcza że udaje im się kilka razy nieźle zmylić czytelnika (np. w sprawie zwyczajowego obicia wioskowego barda oraz aż dwukrotnego pojawienia się piratów).
Jeden z najlepszych „Asteriksów” jakie czytałem. Z bardzo dobrym wyczuciem autorzy zrozumieli, że po kilku przygodach w rodzinnej Galii nie można było ponownie powielać tego samego schematu. Sięgnęli więc po kulturę starożytnego Egiptu i postać Kleopatry, przez co stworzyli wspaniały kontrast w stosunku do dotychczasowych przygód Asteriksa i Obeliksa.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to„Asteriks i...