-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński36
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant5
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant970
Biblioteczka
2019-11-25
2019-11-25
2019-11-25
2019-11-25
2019-04-03
2019-10-22
2019-10-22
2019-10-22
2019-06-16
2019-06-11
Eliza i jej potwory przyciągnęła mnie do siebie już za sposobem samego okazania powierzchownego konceptu. Sprawiła, że gryzłem się po rękach, gdy odkładałem jej zakup i koniec końców, porwała mnie do tego stopnia, że skończony tom odłożyłem z powrotem na półkę zaledwie kilka godzin po rozpoczęciu lektury. Rzadko zdarza mi się przeczytać książkę w jeden dzień (i to niecały). Zazwyczaj rozkoszuję się nimi od dwóch do czterech dób, ale z Elizą było po prostu inaczej. Uwięziła mnie. Pociągnęła mnie na dno, zupełnie jak potwory pociągnęły na dno główną bohaterkę i nie chciały puścić do samego epilogu. Szczerze mówiąc, nie jestem pewien jak stosownie opisać uczucia przypisane do tego dzieła. Może Wallace skutecznie by mnie przy tym poinstruował, a może dobrego wyjścia nie ma i jedyne co mogę zrobić to szczerze polecić tę lekturę dla osób o podobnym sercu co moje. Bo chociaż tak - ta książka miała swoje defekty - bo chociaż Eliza zdecydowanie potrafiła być odpychająca, bo chociaż przeuroczy Wallace potrafił zachowywać się jak ostatni palant, bo chociaż problemy w tej książce niektórym wydać by się mogły kompletnie nielogiczne... Ja tego tak nie odebrałem. Zrozumiałem postawę Elizy i niezależnie od tego, czy zachowywała się słusznie, czy nie - rozumiałem ją. Kumałem, o co jej chodzi, jakby to sama zgrabnie ujęła. Jako zagubiony nastolatek zakochany w tworzeniu oraz literaturze, bardzo się z nią utożsamiałem. Można wręcz powiedzieć, że widziałem w niej samego siebie i nie odrywając wzroku od tego faktu, wspierałem ją, zamiast nienawidzić, bo świadomy byłem tego, że w wielu przypadkach najprawdopodobniej postąpiłbym tak samo, jeśli nie gorzej. Eliza popełniła wiele błędów. Jej rodzice i Wallace również. W tej książce nikt nie był bez winy i to właśnie ujęło mnie za serce. Zrozumienie własnych błędów, przyznanie się do nich oraz pozwolenie sobie na to, aby dojrzeć do brnięcia na przód... Eliza i jej potwory niesie ze sobą przenikliwie słodko-gorzki przekaz. Jest urocza i bolesna, irytująca i rozczulająca... Zupełnie jak my. Te niedojrzałe kwiaty młodego pokolenia. Tak idealne w swoim braku idealności.
Eliza i jej potwory przyciągnęła mnie do siebie już za sposobem samego okazania powierzchownego konceptu. Sprawiła, że gryzłem się po rękach, gdy odkładałem jej zakup i koniec końców, porwała mnie do tego stopnia, że skończony tom odłożyłem z powrotem na półkę zaledwie kilka godzin po rozpoczęciu lektury. Rzadko zdarza mi się przeczytać książkę w jeden dzień (i to niecały)....
więcej mniej Pokaż mimo to2019-02-27
Przeurocza. Bez cienia wątpliwości, Do wszystkich chłopców, których kochałam, jest najbardziej uroczą książką, jaką przeczytałem w tym roku. Pełną nastoletnich wartości, rodzinnych więzi, szczerej miłości, odkrywania samej siebie oraz własnych emocji. Pełną zawahania się i braku pewności siebie. Pełną wątpliwości, błędnych wniosków oraz podejść. Od powieści Jenny Han aż bije pojęciem teraźniejszej młodzieży. Każde napisane przez nią zdanie skierowane jest do nastolatków i każda jej puenta najbardziej do nastolatków trafi. Ponieważ nie jest to książka poświęcona dorosłym, a nam - małym życiowym kluskom, które przeraża fakt, że w końcu będą musiały stać się w pełni samodzielne.
Główna bohaterka - Lara Jean - jest niczym więcej, jak typową szarą nastolatką w szkolę pełnej ludzi, którzy nie do końca zdają sobie sprawę z jej istnienia. Większość czasu spędza ze swoimi siostrami - Margot oraz Kitty - a jedynym odskoczniami wydają się Chris i Josh, który nie tylko zna Larę od dzieciństwa, ale jest też chłopakiem jej starszej siostry - Margot. A przynajmniej tak się wszystkim wydaje, dopóki Margot nie postanawia zerwać z Joshem tuż przed swoim wyjazdem do Szkocji, co wraz z połączeniem wysłanych przez kogoś listów skierowanych do dawnych miłości Laury, zmienia życie dziewczyny w koszmar.
Wszystko wydaje się psuć. Jej samoocena, jej relacja z Joshem, nawet relacja z Kitty często sprawia wrażenie zagrożonej! I wszystko przez to, że Laura nigdy nie czuje się na tyle pewna, aby dorównać mentalnością Margot. Jednakże nie jestem tu, żeby opowiadać o fabule - to pozostawiam przyszłym czytelnikom tejże książki - więc przejdźmy do kolejnego punktu, który niesamowicie mi się spodobał. Mianowicie, Peter Kavinsky. Bez wątpienia najlepsza postać w całej powieści. Chłopak tak szczery, że aż chamski, narcystyczny oraz dosłownie powalający na łopatki. Tyle razy ile ja wybuchnąłem śmiechem przez tego typa, to jakaś porażka. Na samym początku nie myślałem, że go polubię, ale wraz z dalszym przebiegiem historii, coś w nim mnie zauroczyło i gdy doszło co do czego, dopingowałem mu w jego skomplikowanej relacji z Larą (czego niestety nie mogę powiedzieć o Joshu, bo tak jak podobał mi się w roli najlepszego przyjaciela dziewczyny, tak wizja jego w postaci partnera Lary niezbyt mnie przekonywała). No ale nie samymi chłopakami nasza brunetka żyła i to chyba ostatni punkcik, który muszę zapisać przed skończeniem tych drobnych przemyśleń książkowych.
Lara bardzo dużo uwagi poświęcała swojej rodzinie. Starała się dla nich, myślała o ich dobru oraz desperacko o nich dbała, co było ogromnym przypływem świeżego powietrza w kategorii Young Adult. Szczególnie jej relacja z młodszą siostrzyczką Kitty bardzo mnie porwała i to jak obie zmuszone były radzić sobie z domem po wyjeździe Margot, która zastąpiła im zmarłą matkę. (Margot, której nawiasem mówiąc bardzo nie lubiłem, szczególnie pod koniec książki i do której nadal żywię mieszane uczucia, ale nie jest to absolutnie spowodowane jej chęcią opieki nad dziewczynami.) Z pewnością sięgnę po drugi tom i liczę na to, że trzeci pojawi się w sklepach, jak najszybciej.
Przeurocza. Bez cienia wątpliwości, Do wszystkich chłopców, których kochałam, jest najbardziej uroczą książką, jaką przeczytałem w tym roku. Pełną nastoletnich wartości, rodzinnych więzi, szczerej miłości, odkrywania samej siebie oraz własnych emocji. Pełną zawahania się i braku pewności siebie. Pełną wątpliwości, błędnych wniosków oraz podejść. Od powieści Jenny Han aż...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-07-30
Jestem... Zaskoczony. Szczerze, chociaż przyjemnie zaskoczony. Wzięty znienacka, poturbowany i zażenowany, ponieważ Sekret Julii, w przeciwieństwie do pierwszego tomu, okazał się dla mnie niebywale emocjonującym doświadczeniem. Uczucie jakim obdarzyłem te serię wraz z kolejną lekturą kompletnie zbiło mnie z tropu. Było tak... Magicznie. Ciekawie, wzruszająco, elektryzująco... Romantycznie. Nie byłem gotowy na równie drastyczną zmianę. To prawda, na pierwszy rzut oka byłem nieco zniechęcony, Dotyk Julii zawiódł moje oczekiwania co do serii, ale jej Sekret był niczym powiew świeżego powietrza. Pierwsze rozdziały minęły mi dość opornie... Tak, aż wstyd się przyznać, że dobrnięcie do setnej strony zajęło mi około dwóch tygodni. Potem było jednak już tylko lepiej. Błyskawicznie nadrobiłem resztę. Druga książka z tą przepiękną okładką w różowo błękitnych barwach, została przeze mnie dosłownie pożarta w jedno popołudnie, po czym było już tylko zamyślenie i bolesne, głośne uderzanie serca o klatkę piersiową. Gdy tylko pomyślę o współczuciu jakim darzę Julię, o zamieszaniu, które skrywam przed Adamem oraz ciekawości jaką odczuwam w stronę Warnera, moje usta mimowolnie rozciągają się w szerokim uśmiechu. Tak bardzo korci mnie, żeby sięgnąć po kolejną część. Palce świeżbią mnie delikatnym kłuciem w okolicach opuszek, a oddech przyśpiesza i traci odpowiedni rytm, kiedy zerkam ukradkiem na szmaragdowy grzbiet, leżący na półce. Nie jestem niestety pewien, czy to aby na pewno dobry czas na śledzenie przygód Julii i reszty bohaterów. Chcę jeszcze przez kilka dni napawać się tą intensywną niecierpliwością, wymieszaną z satysfakcją i lekkim, prawie dziewczęcym rozmarzeniem nad jednym z protagonistów. Cieszę się, że nie pozwoliłem własnej dumie odciągnąć mnie od kupienia nowego tomu. Mam nadzieję, że następne spotkanie z Tahereh Mafi okaże się równie owocne, co poprzednie.
Jestem... Zaskoczony. Szczerze, chociaż przyjemnie zaskoczony. Wzięty znienacka, poturbowany i zażenowany, ponieważ Sekret Julii, w przeciwieństwie do pierwszego tomu, okazał się dla mnie niebywale emocjonującym doświadczeniem. Uczucie jakim obdarzyłem te serię wraz z kolejną lekturą kompletnie zbiło mnie z tropu. Było tak... Magicznie. Ciekawie, wzruszająco,...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-04-11
Nawet nie wiem, co powiedzieć, żeby godnie opisać moje przemyślenia, dotyczące książki Adama Silvery. Po przeczytaniu ostatnich stron Naszego ostatniego dnia, moje serce pozostawione zostało w kawałkach. Płaczących miłością fragmentach, których nawet łzy nie mogą poukładać z powrotem na swoje miejsce. Dłonie trzęsą mi się od nadmiaru emocji, a dolna warga drży, jakby resztki cierpienia nadal błąkały mi się po twarzy. Wszystko wydaje się takie szare i pozbawione sensu. Ja wiedziałem, że to będzie okropnie emocjonalna lektura dla kogoś takiego jak ja. Ja wiedziałem, że nie mam na co liczyć, gdy zobaczyłem oryginalny tytuł "They both die at the end" i bezgranicznie zakochałem się w tej granatowej okładce, przedstawiającej dwóch chłopców uciekających przed najgorszym. Wiedziałem na co się piszę, a jednak dobrowolnie wpakowałem się na rollercoaster bolesnych emocji i oddałem cały dzień słowom nadrukowanym na pięknie pachnącym papierze... Och jezu, tak bardzo się cieszę, że kupiłem tę książkę. Tak bardzo się cieszę, że przelałem na nią mój smutek i pozwoliłem, żeby autor zagrał na mojej duszy, jak na tragicznym fortepianie. Szkoda tylko, że nie przeczytałem tego dzieła wolniej i uległem ekscytacji, kończąc tę słodko-gorzką przygodę w kilka niezapomnianych godzin. Chciałbym cofnąć się w czasie i przeczytać ją jeszcze raz. Chciałbym zatrzymać ją przy sobie na zawsze i podarować w przyszłości osobie, którą kocham, żeby doceniła życie w takim sam sposób, w jaki ja zrobiłem to teraz... Chciałbym tyle rzeczy i mam nadzieje, że w przeciwieństwie do Rufusa i Mateo, ja znajdę na nie czas, bo chyba nie ma nic cenniejszego od właśnie tych dwóch rzeczy na naszym świecie: miłości oraz czasu.
Nawet nie wiem, co powiedzieć, żeby godnie opisać moje przemyślenia, dotyczące książki Adama Silvery. Po przeczytaniu ostatnich stron Naszego ostatniego dnia, moje serce pozostawione zostało w kawałkach. Płaczących miłością fragmentach, których nawet łzy nie mogą poukładać z powrotem na swoje miejsce. Dłonie trzęsą mi się od nadmiaru emocji, a dolna warga drży, jakby...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-07-31
Na samym początku było zaciekawienie, tuż po nim delikatne zwątpienie wywołane falą nieprzychylnych recenzji, które mimowolnie mnie zniechęciły, a na samym końcu - zadowolenie oraz wyraźna chęć na więcej. Nie będę owijał w bawełnę i na samym początku mojej "recenzji" powiem wam jedno - Zniewolony Książę, to absolutnie nie jest książka dla każdego, szczególnie dla osób o zbyt wygórowanych oczekiwaniach moralizatorskich oraz krzywym spojrzeniem na dawne motywy historyczne. Ponieważ tak, można kręcić nosem na fakt iż jest to dzieło pozbawione granic i przedstawianie go większej ilości młodzieży, mogłoby być nieco krzywdzące, ale jak do literatury większość z nas podchodzi krytycznie, tak tutaj ewidentnie trzeba wykonać pierwszy krok w towarzystwie dużego wsparcia dystansu. Z własnej perspektywy, jedyne co mogę wyznać to fakt iż nigdy nie byłem osobą bojącą się tabu. Nie obrzydzają mnie sceny gwałtów, wzmianki o pedofili, niewolnictwo ani tym bardziej homoseksualizm, więc bez najmniejszego zawstydzenia przyznam się, że czytanie Zniewolonego Księcia bardzo mnie wciągnęło. Wyśmienicie bawiłem się, słuchając cwanych tekstów Laurenta, przyglądając jego nienawiści do Damiena oraz planując ucieczkę z pałacu wraz z ukrytym pod maską nałożnika księciem. A jeśli tego nie było mało, dodam, że czytałem tę książkę na duże raty, ponieważ wiedziałem, że po skończeniu będę miał ogromną chętkę najwięcej i prawdopodobnie usychać będę z niecierpliwości w oczekiwaniu na następną część. Dlatego, nie zostanę tutaj katem, zarzekającym się iż ludzie nie podzielający mojej opinii są za bardzo świętobliwi, ani nie będę też adwokatem diabła, który zajmie się profesjonalnym bronieniem dzieła C.S Pacat. Pozostanę po prostu na neutralnym polu mojej własnej opinii i ośmielę się powiedzieć, że Zniewolony Książę, pomimo swoich wad oraz kontrowersji, trafił do listy moich ulubionych książek lgbt.
Na samym początku było zaciekawienie, tuż po nim delikatne zwątpienie wywołane falą nieprzychylnych recenzji, które mimowolnie mnie zniechęciły, a na samym końcu - zadowolenie oraz wyraźna chęć na więcej. Nie będę owijał w bawełnę i na samym początku mojej "recenzji" powiem wam jedno - Zniewolony Książę, to absolutnie nie jest książka dla każdego, szczególnie dla osób o...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-07-16
Mówi się, że jeden żart nigdy nie rozśmiesza dwa razy w ten sam sposób i, według mnie, jest to całkowita prawda. Gwiazd naszych winach, nie jest jednak żartem, a naprawdę dobrze napisaną powieścią młodzieżową, od której, nawet po przeczytaniu książki PO obejrzeniu ekranizacji, nie mogłem powstrzymać się od łez. Tak, przyznaję się do tego bez bicia: płakałem podczas wertowania ostatnich rozdziałów, a właściwie... Beczałem jak głupi. Gdy tylko dotarło do mnie, co stało się z bohaterami, z którymi tak mocno się zżyłem - wybuchłem. Może była to kwestia podejścia, może była to po prostu dobra atmosfera i czas, ale ta lektura pozostawiła na mnie naprawdę ogromne piętno. Z niechęcią zamknąłem tom i odłożyłem go na półkę. Nie chciałem przestać czytać. Chciałem poznać więcej szczegółów z życia bohaterów, zupełnie jak pragnęła tego Hazel w kwestii dzieła jej ulubionego pisarza. Czułem, że osiągnąłem punkt kulminacyjny. Przejadłem się i dostałem porządnego kaca, chociaż książka miała nieco więcej niż trzysta stron, a przeczytanie jej zajęło mi zaledwie kilka godzin. Nie jestem w stanie opisać tego, co myślałem po tym jak dotarłem do końca historii. Jedyne co wiem na pewno, to to, że wrócę do tej powieści jeszcze nieraz i będzie to naprawdę przyjemny, słodko-kwaśny powrót. Pozdrowienia dla Pana Greena. Wiem, że każdy pisarz posiada swoje lepsze i gorsze dni. Tworzy książki, które ludzie kochają lub głośno krytykują, ale tu bez wątpienia wykonał kawał dobrej roboty. Magia prawdziwej, czystej miłości skazanej na śmierć nie jest dla mnie niczym nowym, a jednak... tragiczna, choć wypełniona śmiechem, szczęściem oraz nadzieją powieść o Augustusie i Hazel, bezapelacyjnie trafiła na listę moich ulubionych książek romantycznych.
Mówi się, że jeden żart nigdy nie rozśmiesza dwa razy w ten sam sposób i, według mnie, jest to całkowita prawda. Gwiazd naszych winach, nie jest jednak żartem, a naprawdę dobrze napisaną powieścią młodzieżową, od której, nawet po przeczytaniu książki PO obejrzeniu ekranizacji, nie mogłem powstrzymać się od łez. Tak, przyznaję się do tego bez bicia: płakałem podczas...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przyznam się, że na samym początku nie byłem pewien co do poziomu Współlokatorów. Akcja wydawała mi się nieco ociężała, Leon nie zyskał łatwo mojej sympatii, ale uroczy format wysyłanych pomiędzy sobą liścików oraz problem z zamkniętym w więzieniu bratem Leona, wystarczająco mocno kopnął mnie do przodu, żebym nie poddał się na pierwszych stu stronach i brnął dzielnie do samego końca. Końca, który kompletnie mnie w sobie rozkochał i sprawił, że z planowych sześciu gwiazdek, pod sam koniec mojej przygody z Tiffy oraz Leonem zmienił się w soczyste dziewięć, oraz dodanie książki do zakładki ulubionych. Bo tak - to dzieło było cudowne. Słodkie, rozczulające i do bólu chwytające za serce takiego przeklętego romantyka, jak ja. Ilość momentów, w których kibicowałem tej parze jest po prostu nie do policzenia. To jak Tiffy musiała zmagać się ze swoim szalonym byłym, a Leon rozgryzać ważną różnicę pomiędzy przywiązaniem a miłością... Boże, już dawno tak bardzo nie utożsamiałem się z żadną postacią w aspekcie miłosnym, jak z tą dwójką. Jestem zachwycony, naprawdę. Gdy po raz pierwszy postanowiłem zakupić to dzieło i dać szansę głośnemu debiucie Beth O'Leary, nawet w najśmielszych wyobrażaniach nie podejrzewałem, że perypetie dwóch uroczych współlokatorów tak rozjaśnią mi dzień. Zwykle raczej stronię od obyczajówek — niesłusznie - i po dzisiejszej lekturze definitywnie bardziej otworzę się na tego typu lektury. Spędzenie ciepłego i leniwego, letniego popołudnia przy zimnej szklance soku ze Współlokatorami w ręce okazało się moim wybawieniem i chociaż nie jest to jakieś dzieło wysokich lotów, to po prostu nie sposób mi je krytykować.
Przyznam się, że na samym początku nie byłem pewien co do poziomu Współlokatorów. Akcja wydawała mi się nieco ociężała, Leon nie zyskał łatwo mojej sympatii, ale uroczy format wysyłanych pomiędzy sobą liścików oraz problem z zamkniętym w więzieniu bratem Leona, wystarczająco mocno kopnął mnie do przodu, żebym nie poddał się na pierwszych stu stronach i brnął dzielnie do...
więcej Pokaż mimo to