-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać311
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Biblioteczka
2019-05-10
2017-08-02
Zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany. Chaos, zaciekawienie oraz lekka niechęć - oto co każdy fan serialu „Pamiętniki wampirów” odczuwa, gdy jego wzrok po raz pierwszy przelatuje po długich linijkach tekstu, autorstwa L. J. Smith. Dlaczego jest tak, a nie inaczej? Dlaczego historia na ekranie toczy się w zupełnie innym kierunku niż ta w książce? Dlaczego Elena ma taki nieznośny charakter? Dlaczego jej aspekt fizyczny różni się tak diametralnie? Dlaczego ta osoba ma inaczej na nazwisko? Dlaczego tamta nie jest spokrewniona z jednym z protagonistów? Dlaczego on ma inne motywy, przez które tropi wampiry, niż powinien mieć? Dlaczego Elena ma trzy przyjaciółki, a nie dwie? Dlaczego, dlaczego? Od pytań bez odpowiedzi może aż rozboleć głowa... A przynajmniej mnie rozbolała, kiedy, zafascynowany programem telewizyjnym, zakupiłem w pierwszej lepszej księgarni dwa tomy tejże serii. Przyznam, że na samym początku zawartość książki nieco mną wstrząsnęła. Spodziewałem się kilku drobnych zmian, ale przeczytanie tej lektury okazało się czymś w rodzaju samobójczego skoku w głęboką wodę. Oryginalne informacje tak drastycznie różniły się od wiedzy, jaką dotychczas posiadałem, że z trudem dotarłem do końca. Nie byłem zły. Byłem po prostu skonfundowany i za bardzo przywiązany do bohaterów, których poznałem przed ekranem, żeby przyjąć do siebie fakt, iż z początkowej perspektywy autorki, byli oni zupełnie inni. Teraz, jednak kiedy od ostatniego (niezręcznego) spotkania z L. J. Smith. minęły już prawie cztery lata, moja perspektywa zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Tym razem wiedziałem już czego się spodziewać, chociaż nie pamiętałem tak dobrze fabuły, jak kiedyś i przyznam, że ku mojemu własnemu zdezorientowaniu... Spodobało mi się, to co przeczytałem. Książka została napisana w naprawdę przyjemny i typowo kobiecy dla tego typu literatury sposób. Niektóre wątki pędziły do przodu, a inne ciągnęły się niczym gorący karmel, znalazło się też parę zabawnych błędów oraz tych mniej w tłumaczeniu, ale koniec końców było to zaskakująco pozytywne doświadczenie. Miło było poznać nowych protagonistów oraz oglądnąć starych ze stron, których jeszcze nie znałem. Elena była niesamowicie zarozumiała i płytka, co w pewnym momencie wydało mi się aż śmieszne, ale głęboka miłość, jaką darzyła Stefano szybko zmieniła ją w o wiele lepszą osobę. Katherine była słodka i dziecinna, czego w serialu nigdy nie udało mi się zauważyć, chociaż ich intencję nie różniły się najmniejszym szczegółem. Damon był bardziej... No cóż, Damon to w końcu tylko Damon, po nim spodziewałem się wszystkiego i dokładnie to samo otrzymałem. Koniec końców opłacało się odświeżyć ten mroczny oraz przepełniony romantyzmem tom. Chętnie sięgnę po kolejny i zainwestuję w dokupienie brakujących, żeby móc pochwalić się wszystkim innym fanom serialu, że nie ukrywam już książek Pani Smith głęboko w najdalszym z rzędów mojej biblioteczki, tylko trzymam je dumnie na samym wierzchu...
Zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany. Chaos, zaciekawienie oraz lekka niechęć - oto co każdy fan serialu „Pamiętniki wampirów” odczuwa, gdy jego wzrok po raz pierwszy przelatuje po długich linijkach tekstu, autorstwa L. J. Smith. Dlaczego jest tak, a nie inaczej? Dlaczego historia na ekranie toczy się w zupełnie innym kierunku niż ta w książce? Dlaczego Elena ma taki...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-08-04
2013-07-15
Gdy moje dziecięce oczy po raz pierwszy miały okazje zetknąć się z Baśnioborem, a palce niechętnie zaczęły przewracać coraz to dalsze strony, całe moje życie bez ostrzeżenia uległo diametralnej zmianie. Coś, czym kiedyś niesamowicie się brzydziłem, nagle zaczęło mi się szaleńczo podobać, a książki z największych wrogów, stały się moim ukochanym pożeraczem czasu. Krótko mówiąc, seria Brandona Mulla jest całym moim dzieciństwem, choć do pierwszej części mam nieco mniejszy sentyment niż do reszty. Początek wydawał mi się nieco nudny, choć ładnie i prosto napisany, zupełnie jak reszta lektury. Pokochałem postacie Kendry oraz Seth'a, który do dzisiaj tkwi głęboko w moim sercu, jako ktoś z kim nie raz uśmiałem się do łez. Jest to idealna książka zarówno dla młodszych jak i starszych czytelników, a ładne ilustracje i wciągająca fabuła zapewnią masę nieoczekiwanych wrażeń. Po skończeniu lektury już nigdy nie spojrzałem na owady tym samym okiem co kiedyś, a wizja odwiedzenia dziadków w wakacje, stała się najlepszym prezentem, jaki mogłem sobie wymarzyć.
Gdy moje dziecięce oczy po raz pierwszy miały okazje zetknąć się z Baśnioborem, a palce niechętnie zaczęły przewracać coraz to dalsze strony, całe moje życie bez ostrzeżenia uległo diametralnej zmianie. Coś, czym kiedyś niesamowicie się brzydziłem, nagle zaczęło mi się szaleńczo podobać, a książki z największych wrogów, stały się moim ukochanym pożeraczem czasu. Krótko...
więcej mniej Pokaż mimo to
Klątwa tygrysa to książka, którą miałem ogromną przyjemność otrzymać kilka lat temu w prezencie od internetowej przyjaciółki. Co prawda, nie byłem wtedy wielkim fanem połączenia romansu z fantastyką, ale spokojna wieczorna lektura stopniowo zmieniła moje zdanie i nim się spostrzegłem, wszystkie cztery tomy już leżały na mojej półce. Co mogę powiedzieć, Klątwa tygrysa to książka, która wciąga jak czarna dziura już od pierwszych stron. Kelsey to postać zaskakująco inteligentna, jak na dzisiejsze standardy kobiecych bohaterek w jej wieku, a Dhiren w przeciwieństwie do takich osobistości jak Edward Cullen, od razu zdobył moją sympatię i stał się prawdziwym indyjskim księciem z bajki dla naszej młodej bohaterki. Sama kwintesencja lektury wydaje mi się dobrze przedstawiona oraz wykorzystana. Autorka wystarczająco dobrze tłumaczy nam wątki tradycji oraz religii Indii, więc nawet taki głupek jak ja, nie musiał martwić się o to, że w połowie czytania zgubi gdzieś głowę i będzie musiał przerwać na chwilę swoje aktualne zajęcie, żeby przekartkować strony oraz lepiej się nad pewną kwestią zastanowić. Nie przedłużając jednak, wydaje mi się, że Klątwa tygrysa to idealny towarzysz na samotne jesienne wieczory, podczas których nic tylko pragniemy, aby nasze życie zmieniła jakaś niesamowita przygoda. Pierwsza część pozostawia po sobie niedosyt, a kolejne wystarczająco dobrze kontynuują zachwycać czytelnika, więc osobiście, nie mam tej książce nic szczególnego do zarzucenia. No może mam, ale to tylko taki mój mały smutek: Za mało w tej książce brata Rena! Ja wiem, że w drugiej i trzeciej przejmuje już stery po ukochanym braciszku, no ale co poradzę, że brak mi mojej ulubionej postaci?
*edycja po odświeżeniu pierwszego tomu*
Czytając Klątwę Tygrysa po raz drugi, nie mogłem pozbyć się irytującego wrażenia bycia oszukanym. Może spowodowane to było zamglonymi wspomnieniami z dzieciństwa, a może tym, że od książki oczekiwałem po prostu zbyt wiele, ale powrót do świata egzotycznych książąt oraz płomiennej miłości rodem ze Zmierzchu, całkowicie mnie rozczarował. Twórczość pani Colleen Houck wydała mi się dziecinna. Przepełniona zbędnymi opisami wnętrz, które niepotrzebnie rozciągały rozdziały, hipokryzją oraz infantylnością głównej bohaterki i przystojnym love interest bez szczególnego uduchowienia. Wszystko, co niegdyś napawało mnie zachwytem, teraz było kompletnie bezsensowne. Zawiodłem się i najbardziej ze wszystkich rozczarowań, przybiła mnie moja antypatia do Kelsey, którą lata temu uważałem za naprawdę interesującą oraz inteligentną osobę. Nie rozumiem co się stało, chociaż... Koniec końców chyba jednak rozumiem - dorosłem. Zmieniłem się, a wraz ze mną i punkt widzenia uległ drastycznej zmianie, dzięki czemu powieść podpadła mi o wiele krytyczniej niż wcześniej. Na szczęście jedna rzecz nie uległa zmianie, mianowicie - moja miłość do postaci Kishana i cieszę się, że chociaż jego obecność w pierwszym tomie jakoś umilała mi lekturę. Niegdyś zażarcie walczyłem o to, żeby ludzie ujrzeli w nim kogoś więcej i zgodzili się z tym, że pasuje do głównej bohaterki lepiej niż jego starszy brat, ale teraz jest mi to już całkowicie obojętne. Czytelnicy mieli racje: Kelsey nie zasługuje na kogoś takiego jak Kashin. Co do Rena... Pozostaję obustronny. On też nieco zaszedł mi za skórę, ale nie myślę, żebym żywił go czystą nienawiścią.
Klątwa tygrysa to książka, którą miałem ogromną przyjemność otrzymać kilka lat temu w prezencie od internetowej przyjaciółki. Co prawda, nie byłem wtedy wielkim fanem połączenia romansu z fantastyką, ale spokojna wieczorna lektura stopniowo zmieniła moje zdanie i nim się spostrzegłem, wszystkie cztery tomy już leżały na mojej półce. Co mogę powiedzieć, Klątwa tygrysa to...
więcej Pokaż mimo to