-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2023-04-10
2023-01-14
2022-05-29
2022-05-26
Taki drobny prezent na Dzień Matki, czyli "Całusy Lenina" przeczytane. Książka, która potwierdza, że każda powieść Yana Lianke zasługuje na uwagę. Oderwać się ciężko od niej było, oj ciężko.
Pisarz łączy tutaj ogień z wodą, komizm z tragizmem, swobodnie przechodząc od żartu w bardziej poważne tony. Bohaterami "Całusów" jest społeczność małej wioski Żywot, zamieszkałej przez osoby kalekie i niepełnosprawne. Nie wzbudzają oni wielkiego zainteresowania "pełniaków" do chwili, gdy ich niezwykłe umiejętności zostaną dostrzeżone i wejdą w skład nowej trupy cyrkowej . Zyski z ich występów mają sfinansować kupno mumii Lenina i wzniesienie nowego mauzoleum, mającego rozsławić region w Chinach i na całym świecie.
Historia Żywotu, ukazana w retrospekcjach, pokazuje losy wioski na tle najważniejszych wydarzeń w dziejach kraju. Wszelkie "dobrodziejstwa", jakie spadną w owych czasach na niewielką zbiorowość, spowodują, że zapragnie się ona odłączyć od społeczeństwa.
"Całusy Lenina" to powieść z jednej strony zabawna, z drugiej - poruszająca i przejmująca. Liankie uczynił swoich kalekich bohaterów postaciami pełnokrwistymi, wyrazistymi, do których czytelnik czuje sympatię i z którymi się solidaryzuje.
To dzieło, które powinno na długo zapaść mi w pamięć.
Taki drobny prezent na Dzień Matki, czyli "Całusy Lenina" przeczytane. Książka, która potwierdza, że każda powieść Yana Lianke zasługuje na uwagę. Oderwać się ciężko od niej było, oj ciężko.
Pisarz łączy tutaj ogień z wodą, komizm z tragizmem, swobodnie przechodząc od żartu w bardziej poważne tony. Bohaterami "Całusów" jest społeczność małej wioski Żywot, zamieszkałej...
2022
2022-01
To mój setny przesłuchany audiobook. Moje biedne słuchawki, ulubione Marshalle, są już mocno zużyte, ale bateria ciągle mocno trzyma. Pozwoliłam sobie na tę drobną dygresję, a teraz przejdę do "Płonącego boga", czyli ostatniej części "Wojny makowej".
Przyznać muszę, że sięgając po pierwszy tom spodziewałam się dzieła zupełnie innego. Owszem, jest to powieść dość przewidywalna i schematyczna, ale świat stworzony przez Rebeccę Kuang do najprzyjemniejszych nie należy. Mało tu jednoznacznie pozytywnych postaci, a do głównej bohaterki przez większość czasu czułam głównie niechęć.
Młodej Rin udaje się wyrwać z zapyziałej prowincji i dostać do prestiżowej akademii. Po jakimś czasie okazuje się, że nasza dzierlatka to nie taka zupełnie zwyczajna panienka, a jak się wnerwi to miota płomieniami nie tylko w przenośni, lecz i dosłownie. Jej przygody wprowadzą czytelnika w świat egzotycznych bóstw i igrających z boskimi mocami szamanów.
Najmocniejszą stroną trylogii są liczne odniesienia do historii Chin i ich skomplikowanych relacji z Zachodem. Wojny pustoszące Cesarstwo Nikan, leniwa polityka Hesperian, obserwujących wszystko z dystansu - to bez wątpienia najciekawsze aspekty powieści. Okropieństw wojny tu bez liku, z czasem odnosiłam wrażenie, że autorka pławi się w nich ze zbyt dużym upodobaniem, a kolejne opisy bestialstw przestają robić na czytelniku wrażenie.
Podsumowując, pierwsza część była całkiem, całkiem. Nie żałuję, że kontynuowałam swoją przygodę z kolejnymi, lecz zabrakło w nich nieco humoru, lekkości. Finał do pewnego stopnia mi to zrekompensował, bo oferował konsekwentne i logiczne domknięcie wszystkich wątków.
Ostatecznie każdy kryje w sobie jakiegoś potwora.
To mój setny przesłuchany audiobook. Moje biedne słuchawki, ulubione Marshalle, są już mocno zużyte, ale bateria ciągle mocno trzyma. Pozwoliłam sobie na tę drobną dygresję, a teraz przejdę do "Płonącego boga", czyli ostatniej części "Wojny makowej".
Przyznać muszę, że sięgając po pierwszy tom spodziewałam się dzieła zupełnie innego. Owszem, jest to powieść dość...
2020-10-25
2020-10-12
2020-10-10
2020-10-02
BĘDZIESZ NIEZWYCIĘŻONE, WILCZE SZCZENIĘ
Wilki bardzo często pojawiają się w bajkach i baśniach dla dzieci. Któż bowiem nie słyszał historii Czerwonego Kapturka, nie zna "Księgi dżungli" i historii Mogwliego? W opowieściach dla najmłodszych ci spokrewnieni z psami drapieżnicy przestawiani są najczęściej jako uosobienie sprytu lub zła, równie często nadawane są im typowo ludzkie cechy charakteru. Wspomniana "Księga dżungli" wydaje się w tym zestawieniu wyjątkowa, lecz nawet w niej wilki bardzo przypominają ludzi.
Shen Shixi pochodzi z Szanghaju. Jest autorem bajek dla dzieci, a ich bohaterowie to najczęściej zwierzęta. Warto zaznaczyć, iż "Marzenie o wilczym królu" sprzedało się w Chinach w nakładzie trzech milionów egzemplarzy - liczbie godnej pozazdroszczenia. Czy warto więc sięgnąć po jedną z jego książek?
Wilczyca Zilan traci ukochanego towarzysza, ojca swoich szczeniąt. Silny wilk w spadku pozostawia jej jednak jedną ambicję - pragnie, by jeden z jego potomków wywalczył pozycję przywódcy stada, został wilczym królem. Kochająca Zilan zrobi wszystko, by owo marzenie się ziściło. Czy podoba trudnemu zadaniu?
Shen Shixi w niezwykle ciekawy sposób przybliża czytelnikowi zwyczaje panujące wśród wilków. Wielokrotnie tłumaczy, jak bardzo różnią się one od naszych ludzkich obyczajów. Podobny sposób ukazania świata natury, bez ckliwości i sentymentów, to dla mnie najmocniejszy atut opowieści. Sprawia on, że pozycją mogą się zainteresować zarówno młodzi ludzie, jak i dorośli.
Nie postrzegam jednak opowieści napisanej przez Shena Shixi jako baśni o podążaniu za własnymi marzeniami. Dla mnie to historia o nadmiernych ambicjach rodzicielskich, przesłaniających matce dobro i szczęście dziecka. Gdyby wilczyca Zilan była człowiekiem, zostałaby tyranem, katującym swych potomków treningami, na które oni nie mają najmniejszej ochoty.
Dla mnie jest to jednak atut, ponieważ z trudem znoszę ckliwe historie o zwierzętach pięknych i szlachetnych, lecz całkowicie wyzbytych zwierzęcych instynktów. Oczywiście najgorszym drapieżnikiem w opowieści okazuje się nie wilk, lecz człowiek. Chociaż spotykamy go jedynie sporadycznie, to on sieje największe spustoszenie, nie żywiąc ani krztyny szacunku dla przyrody.
W trakcie lektury zadawałam sobie pytanie, czy mogłabym historię napisaną przez Shena Shixi przeczytać mojej niespełna sześcioletniej córce. Chociaż z uwagą słuchała już ona takich książek jak "Hobbit", w tym wypadku jestem przekonana, iż "Marzenie o wilczym królu" powinno trafić w ręce nieco starszego czytelnika. W końcu młode wilki to nie słodkie szczeniaczki, zaś dzika przyroda potrafi być niezwykle surowa i bezwzględna.
BĘDZIESZ NIEZWYCIĘŻONE, WILCZE SZCZENIĘ
Wilki bardzo często pojawiają się w bajkach i baśniach dla dzieci. Któż bowiem nie słyszał historii Czerwonego Kapturka, nie zna "Księgi dżungli" i historii Mogwliego? W opowieściach dla najmłodszych ci spokrewnieni z psami drapieżnicy przestawiani są najczęściej jako uosobienie sprytu lub zła, równie często nadawane są im typowo...
2020-09-14
2020-08-20
2019-06-14
2020-06-10
Przyznać muszę, iż dawno proza żadnego pisarza nie zrobiła na mnie równie wielkiego wrażenia. Z jednej strony niezwykle poetycka, przepełniona sennymi wizjami, z drugiej - brutalna niczym strzał, rozrywający wnętrzności. Opowieść o epidemii AIDS, dziesiątkującej chińską prowincję, przeraża i poraża. Nie jest to historia tak liryczna i wypełniona symbolami co "Czteroksiąg", lecz wżera się głęboko w tanki mózgu, nie daje o sobie zapomnieć. Żałuję tylko, że jak dotąd jedynie trzy powieści pisarza zostały przetłumaczone na język polski. Zdecydowanie liczę na więcej!
Przyznać muszę, iż dawno proza żadnego pisarza nie zrobiła na mnie równie wielkiego wrażenia. Z jednej strony niezwykle poetycka, przepełniona sennymi wizjami, z drugiej - brutalna niczym strzał, rozrywający wnętrzności. Opowieść o epidemii AIDS, dziesiątkującej chińską prowincję, przeraża i poraża. Nie jest to historia tak liryczna i wypełniona symbolami co...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05-23
Nie sądziłam, że jakaś książka zrobi na mnie równie wielkie wrażenie jak "Rok 1984" Orwella. Okazuje się, iż w wielkim byłam błędzie! Yan Lianke stworzył dzieło wybitne, pozostawiające głębokie piętno w duszy czytającego. Autor bawi się odbiorcą niczym kot swą ofiarą, by na koniec złapać ją, przeżuć i wypluć. Wyjątkowo trudna jest ta opowieść, pełna okrucieństwa, niejednoznaczności, symboliki i dosłowności. Jednym słowem, nie obawiam się jej nazwać arcydziełem.
Nie sądziłam, że jakaś książka zrobi na mnie równie wielkie wrażenie jak "Rok 1984" Orwella. Okazuje się, iż w wielkim byłam błędzie! Yan Lianke stworzył dzieło wybitne, pozostawiające głębokie piętno w duszy czytającego. Autor bawi się odbiorcą niczym kot swą ofiarą, by na koniec złapać ją, przeżuć i wypluć. Wyjątkowo trudna jest ta opowieść, pełna okrucieństwa,...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05-26
Tytuł książki w całkowicie zamierzony sposób nawiązuje do "Miłości w czasach zarazy", zaś chiński autor swą niesamowitą opowieść czyni bliską klimatem realizmowi magicznemu. Matematyczna precyzja, z jaką szatkuje on chronologię dzieła, wydaje się jednak dokładnie przemyślana i zamierzona. Dzięki swoistej perfidii pisarza historia życia Wang Era, która jest nostalgiczna i sprośna zarazem, nie wstrząsa natychmiast, ale działa z lekkim opóźnieniem. I, choć czasem czułam się powieścią znużona, to wynagradzały mi owe znużenie znakomite momenty, takie jak spotkanie bohatera ze zniewalającym uśmiechem Mona Lizy. Być może nie wszyscy w "Miłości w czasach rewolucji" się zakochają, lecz jest to zaprawdę pozycja godna poznania.
Tytuł książki w całkowicie zamierzony sposób nawiązuje do "Miłości w czasach zarazy", zaś chiński autor swą niesamowitą opowieść czyni bliską klimatem realizmowi magicznemu. Matematyczna precyzja, z jaką szatkuje on chronologię dzieła, wydaje się jednak dokładnie przemyślana i zamierzona. Dzięki swoistej perfidii pisarza historia życia Wang Era, która jest nostalgiczna i...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-12-08
Niedzielę rozpoczęłam, udając się na Warszawskie Targi Książki, a skończyłam najnowszą lekturą Yana Lianke. Deszczowy poniedziałek, kiedy to pochmurne niebo zasłaniają szczelnie szare chmury, wydaje się idealny, żeby napisać kilka słów na temat "Dnia, w którym umarło słońce".
Każda przeczytana książka chińskiego pisarza wzmaga apetyt na kolejną, a równocześnie rośnie pewna obawa przez rozczarowaniem lekturą. "Dzień, w którym umarło słońce" przekonywał mnie do siebie powoli, początkowo byłam daleka od zachwytów.
Oto w maleńkiej, położonej w górach wiosce spokojny żywot wiedzie Li Niannian. Jego rodzice wytwarzają ozdoby funeralne, zaś bogaty wujek prowadzi krematorium. Wiedzie mu się tym lepiej, że zgodnie z rozporządzeniem rządu zabroniono tradycyjnych pochówków, możliwe jest jedynie spopielanie zwłok.
Pewnego dnia żywot wioski zostaje zakłócony, gdyż pojawiają się pierwsze przypadki lunatykowania. Spokojni mieszkańcy przemieniają się w istoty zawieszone na pograniczu snu i świadomości, zdolne do najdziwniejszych, niewytłumaczalnych i brutalnych czynów.
Lianke umieszcza w powieści również samego siebie oraz liczne odniesienia do swojej wcześniejszej twórczości. Patrzy na własną osobę z dystansem i ironią, co czyni powieść jeszcze dziwniejszą, dającą się odczytać na wielu płaszczyznach interpretacyjnych.
Najistotniejsze jest jednak to, że z czasem fabuła nabiera rozpędu. Opowieść o lunatykach staje się zwierciadłem, w którym odbija się oblicze naszego świata. Szczególnie mocno przypomniały mi się reportaże Jeana Hatzfelda, piszącego o rwandyjskiej rzezi. Być może zdradzam coś z fabuły, ale końcówka naprawdę mocno zapada w pamięć.
Pozwolę sobie także na dość swobodną refleksję, bowiem mam wrażenie, że Yana Lianke łączy z innym popularnym chińskim pisarzem - Cixinem Liu poczucie nieuchronnej, nadchodzącej niespodziewanie katastrofy. W ich prozie jednostka nie funkcjonuje jako samodzielny byt, ale pozostaje członkiem społeczności, podporządkowując się woli tłumu.
W ramach podsumowania dodam tylko, że "Dzień, w którym umarło słońce" nie zawiódł moich oczekiwań, a Lianke pozostaje autorem, którego książki można kupować w ciemno.
Niedzielę rozpoczęłam, udając się na Warszawskie Targi Książki, a skończyłam najnowszą lekturą Yana Lianke. Deszczowy poniedziałek, kiedy to pochmurne niebo zasłaniają szczelnie szare chmury, wydaje się idealny, żeby napisać kilka słów na temat "Dnia, w którym umarło słońce".
więcej Pokaż mimo toKażda przeczytana książka chińskiego pisarza wzmaga apetyt na kolejną, a równocześnie rośnie...