Dzień, w którym umarło słońce
- Kategoria:
- literatura piękna
- Seria:
- Proza Dalekiego Wschodu
- Tytuł oryginału:
- Rixi (2015)
- Wydawnictwo:
- Państwowy Instytut Wydawniczy
- Data wydania:
- 2022-05-11
- Data 1. wyd. pol.:
- 2022-05-11
- Data 1. wydania:
- 2019-11-19
- Liczba stron:
- 389
- Czas czytania
- 6 godz. 29 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788381963480
- Tłumacz:
- Joanna Krenz
- Tagi:
- literatura chińska
"Dzień, w którym umarło słońce" to opowieść-baśń, rozgrywająca się w ciągu jednej nocy. Nocy niezwykłej, złowrogiej, pełnej mroku, który jest czymś więcej niż tylko nieobecnością słonecznego blasku. Oto w małej, położonej w górach wiosce mieszka czternastoletni Li Niannian, syn właścicieli zakładu pogrzebowego. Pewnego wieczoru zauważa coś dziwnego - mimo zapadającego zmroku ludzie nie szykują się do snu, lecz wylegają na ulice i pola, jakby dzień nie dobiegł kresu. Setki mieszkańców w somnambulicznym transie dają upust tłumionym na jawie żądzom. Wkrótce społeczność pogrąża się w chaosie.
"Dzień, w którym umarło słońce" to już piąta przełożona na język polski powieść Yan Lianke - jednego z najwybitniejszych współczesnych pisarzy chińskich.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Książka na półkach
- 187
- 62
- 15
- 6
- 5
- 3
- 3
- 2
- 2
- 2
OPINIE i DYSKUSJE
7+
7+
Pokaż mimo toPowieść zdołuje, sponiewiera, zachwyci, odepchnie, przykuje, sprawi, że czytelnik poczuje, zobaczy, usłyszy, to , czego wolałby nie czuć, nie widzieć i nie słyszeć.
Fantastyczne metafory, porównania (z pewnością ma w tym duży udział tłumaczka – Joanna Krenz),które, jak sądzę, żadnemu europejskiemu pisarzowi nawet nie przyszłyby na myśl.
Mistrzowskie tworzenie klimatu, atmosfery, nie mówiąc o pomyśle.
Chwilami nuży pewna (wydaje się, że wpisana w narrację) monotonia, która wprowadza czytelnika coraz głębiej w historię, w coś podobnego do transu, który zmusza do dalszego czytania.
Jedna z tych książek, które czepiają się pamięci, nawet niechciane.
Powieść zdołuje, sponiewiera, zachwyci, odepchnie, przykuje, sprawi, że czytelnik poczuje, zobaczy, usłyszy, to , czego wolałby nie czuć, nie widzieć i nie słyszeć.
więcej Pokaż mimo toFantastyczne metafory, porównania (z pewnością ma w tym duży udział tłumaczka – Joanna Krenz),które, jak sądzę, żadnemu europejskiemu pisarzowi nawet nie przyszłyby na myśl.
Mistrzowskie tworzenie klimatu,...
To druga przeczytana przeze mnie książka Liankego i druga, która mnie wymęczyła. I ponownie nie potrafię jej ocenić. Z jednej strony to proza świetnie napisana, bez umilania i wybielania i to dobrze, a z drugiej tak ciężka gatunkowo, że nie można o niej powiedzieć, że jest dobra. Jak czytałam "Sen wioski Ding" tego autora, ogromne wrażenie na mnie zrobiło, że ktoś opisuje tak dosadnie, mocno i wprost poważny problem, jakim była epidemia AIDS. W przypadku "Dnia..." znowu mamy historię trudną, czarną, przerażającą. Znowu autor pokazuje bród, smród, zło i brak nadziei. I teraz się zastanawiam, z pełną świadomością tego jak prawdopodobnie wygląda życie na chińskiej wsi, na ile jest w tym pisaniu opowieści o tym, o czym teoretycznie opowiada powieść, a ile frustracji i nieszczęścia samego autora. Po lekturze mam uczucie krztuszenia się wymiocinami, absolutnej depresji i załamania nerwowego. Jeżeli było to zamierzone, to dla mnie ta książka jest za ciężka. Jeżeli nie i jest to nieuświadomione przeżywanie świata przez autora, to ja nie wiem, czy chcę w tym uczestniczyć. Tak czy inaczej, ciężar jest ogromny, a sama powieść bardzo dobrze skonstruowana i napisana. Ocenić nie potrafię czy to dobra książka, bo dla mnie to zupełnie inny wymiar niż dobra - zła.
To druga przeczytana przeze mnie książka Liankego i druga, która mnie wymęczyła. I ponownie nie potrafię jej ocenić. Z jednej strony to proza świetnie napisana, bez umilania i wybielania i to dobrze, a z drugiej tak ciężka gatunkowo, że nie można o niej powiedzieć, że jest dobra. Jak czytałam "Sen wioski Ding" tego autora, ogromne wrażenie na mnie zrobiło, że ktoś opisuje...
więcej Pokaż mimo toPo lekturze kolejnej powieści chińskiego pisarza skłaniam się ku tezie, że dla literatury z tego kraju ludzkie życie to rozpacz na zmianę z piekłem. Czytanie Yana wywołuje chęć zwymiotowania na zmianę z chęcią wyrzucenia tej książki przez okno, ze sporym zamachem. Nie dlatego, że jest zła, ale dlatego, że dusi i przygniata, ciemne chmury sprowadza i trujące wyziewy roztacza. Nie chodzi o to, że brak w niej prostych fabułek typu "słit focia", optymizmu i happy endów. Chodzi o to, że jest w niej rodzaj magicznej siły wysysającej z czytelnika nadzieję, zadającej kłam przekonaniu, że ranek wstanie, a słońce wzejdzie. Może to siła tej prozy, niewątpliwie dobrze skonstruowanej, i na pewno mrocznej nie bez powodu, można bowiem sądzić, że przeciętny Chińczyk (jak i przeciętny Rosjanin) przez wieki w niewielkim stopniu doświadczał zdarzeń usprawiedliwiających nadzieję. Może potrzebna jest nam, takim zwykłym Europejczykom, wizyta w świecie bez drzwi i okien, gdzie do wyboru ma się tylko dżumę lub cholerę, gdzie ani żyć, ani umrzeć spokojnie nie można.
Oczywiście, że chiński świat nie jest tak jednowymiarowy, że jest tam i kolor, i jasność, i kwitnienie, ale pisarz Yan nie to chce pokazywać, nie to go do pisania zmusza, lecz chiński ból. Może to terapia dla autora i dla narodu? Może to terapia dla nas wszystkich?
Lektura "Dnia, w którym..." wciąż przywodziła na myśl obrazy z "Wesela", chocholi taniec kojarzył się z somnambulizmem w powieści, tyle że bohaterowie Wyspiańskiego bezskutecznie, co prawda, usiłowali pozbyć się ruskiego buta z własnych karków, a Chińczycy? Czy Chińczycy mogą pozbyć całej otaczającej ich rzeczywistości, bo ona CAŁA ich torturuje?
Oto powieść do długich rozważań i, miejmy nadzieję, dyskusji.
Po lekturze kolejnej powieści chińskiego pisarza skłaniam się ku tezie, że dla literatury z tego kraju ludzkie życie to rozpacz na zmianę z piekłem. Czytanie Yana wywołuje chęć zwymiotowania na zmianę z chęcią wyrzucenia tej książki przez okno, ze sporym zamachem. Nie dlatego, że jest zła, ale dlatego, że dusi i przygniata, ciemne chmury sprowadza i trujące wyziewy...
więcej Pokaż mimo toMoje pierwsze spotkanie z autorem.
Nie ukrywam, książka jest makabryczna, pojawiają się elementy, które niektórych z Was mogą mocno odepchnąć.
Fabuła jest mistrzowska - dość proste elementy połączone ze sobą w taki sposób, że bardzo bardzo wciąga. Dobrze stopniuje napięcie, przygląda się wykreowanej sytuacji (lunatykowanie) z różnych stron.
Książka jest przypowieścią, ale do mnie dotarło to niestety koło dwusetnej strony, trochę późno.
Dla tych, którzy się nie przerażą. I dla dociekliwych.
Moje pierwsze spotkanie z autorem.
więcej Pokaż mimo toNie ukrywam, książka jest makabryczna, pojawiają się elementy, które niektórych z Was mogą mocno odepchnąć.
Fabuła jest mistrzowska - dość proste elementy połączone ze sobą w taki sposób, że bardzo bardzo wciąga. Dobrze stopniuje napięcie, przygląda się wykreowanej sytuacji (lunatykowanie) z różnych stron.
Książka jest przypowieścią,...
Ciężka we fragmentach, intrygująca w całości.
Ciężka we fragmentach, intrygująca w całości.
Pokaż mimo toPierwsze moje zetknięcie z pisarzem i niestety nie dałam rady. Przeczytałam około 70 stron i utknęłam. Próbowałam, nawet kilka razy, ruszyć dalej ale coś we mnie protestowało, wręcz odrzucało mnie od lektury. Nie czuję się więc uprawniona do oceny, bo być może - czego absolutnie nie wykluczam - sumarycznie jest to dobra książka, niemniej moja psychika powiedziała stanowcze „nie”. I nie jest tak, żebym unikała nieprzyjemnych tematów, czy była przewrażliwiona, jednak jest w tej książce, może w sposobie pisania, coś takiego co mnie na nią zablokowało, zamknęło. Uznałam więc, że nie muszę , że widocznie trzeba odpuścić. Szkoda, bo w tej sytuacji pewnie będę omijała inne książki autorstwa tego podobno dobrego pisarza.
Pierwsze moje zetknięcie z pisarzem i niestety nie dałam rady. Przeczytałam około 70 stron i utknęłam. Próbowałam, nawet kilka razy, ruszyć dalej ale coś we mnie protestowało, wręcz odrzucało mnie od lektury. Nie czuję się więc uprawniona do oceny, bo być może - czego absolutnie nie wykluczam - sumarycznie jest to dobra książka, niemniej moja psychika powiedziała stanowcze...
więcej Pokaż mimo toNiedzielę rozpoczęłam, udając się na Warszawskie Targi Książki, a skończyłam najnowszą lekturą Yana Lianke. Deszczowy poniedziałek, kiedy to pochmurne niebo zasłaniają szczelnie szare chmury, wydaje się idealny, żeby napisać kilka słów na temat "Dnia, w którym umarło słońce".
Każda przeczytana książka chińskiego pisarza wzmaga apetyt na kolejną, a równocześnie rośnie pewna obawa przez rozczarowaniem lekturą. "Dzień, w którym umarło słońce" przekonywał mnie do siebie powoli, początkowo byłam daleka od zachwytów.
Oto w maleńkiej, położonej w górach wiosce spokojny żywot wiedzie Li Niannian. Jego rodzice wytwarzają ozdoby funeralne, zaś bogaty wujek prowadzi krematorium. Wiedzie mu się tym lepiej, że zgodnie z rozporządzeniem rządu zabroniono tradycyjnych pochówków, możliwe jest jedynie spopielanie zwłok.
Pewnego dnia żywot wioski zostaje zakłócony, gdyż pojawiają się pierwsze przypadki lunatykowania. Spokojni mieszkańcy przemieniają się w istoty zawieszone na pograniczu snu i świadomości, zdolne do najdziwniejszych, niewytłumaczalnych i brutalnych czynów.
Lianke umieszcza w powieści również samego siebie oraz liczne odniesienia do swojej wcześniejszej twórczości. Patrzy na własną osobę z dystansem i ironią, co czyni powieść jeszcze dziwniejszą, dającą się odczytać na wielu płaszczyznach interpretacyjnych.
Najistotniejsze jest jednak to, że z czasem fabuła nabiera rozpędu. Opowieść o lunatykach staje się zwierciadłem, w którym odbija się oblicze naszego świata. Szczególnie mocno przypomniały mi się reportaże Jeana Hatzfelda, piszącego o rwandyjskiej rzezi. Być może zdradzam coś z fabuły, ale końcówka naprawdę mocno zapada w pamięć.
Pozwolę sobie także na dość swobodną refleksję, bowiem mam wrażenie, że Yana Lianke łączy z innym popularnym chińskim pisarzem - Cixinem Liu poczucie nieuchronnej, nadchodzącej niespodziewanie katastrofy. W ich prozie jednostka nie funkcjonuje jako samodzielny byt, ale pozostaje członkiem społeczności, podporządkowując się woli tłumu.
W ramach podsumowania dodam tylko, że "Dzień, w którym umarło słońce" nie zawiódł moich oczekiwań, a Lianke pozostaje autorem, którego książki można kupować w ciemno.
Niedzielę rozpoczęłam, udając się na Warszawskie Targi Książki, a skończyłam najnowszą lekturą Yana Lianke. Deszczowy poniedziałek, kiedy to pochmurne niebo zasłaniają szczelnie szare chmury, wydaje się idealny, żeby napisać kilka słów na temat "Dnia, w którym umarło słońce".
więcej Pokaż mimo toKażda przeczytana książka chińskiego pisarza wzmaga apetyt na kolejną, a równocześnie rośnie...