-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel9
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant8
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2009-07-17
2010-12-27
"Bitwa o Anglię" to książka, którą z ogromną przyjemnością wręcz pochłonąłem podczas Świąt Bożego Narodzenia 2010 roku. Z drugiej strony - nie dziwią mnie dosyć niskie oceny tej pozycji (czyli średnio prawie 7 gwiazdek). Nie jest wcale łatwa w odbiorze - chyba że jest się miłośnikiem walk powietrznych II wojny światowej (a ja się w nich zakochałem jakieś niemal cztery dekady temu, gdy po raz pierwszy wziąłem do ręki "Dywizjon 303" Fiedlera). Sporo pozycji o tych "tak niewielu" ze słynnego cytatu Churchilla już przeczytałem, ale dopiero przy wspaniałej pozycji Bungaya znów poczułem równie mocne emocje, jak przy pierwszej lekturze reportażu o lotnikach z dywizjonu kościuszkowskiego.
Emocje te towarzyszyły mi przez całą książkę - bo Bungay niezwykle uczuciowo potrafi pisać nawet o parametrach technicznych samolotów (szczególnie tej zalotnej złośnicy, jaką był - a raczej była - Spitfire). A na dodatek jest to autor bardzo rzetelny i potrafi oddać wszystkim bohaterom tamtych czasów - także "cholernym obcokrajowcom" na czele z Polakami, co wcale w historiografii anglosaskiej nie jest takie oczywiste.
"Bitwa o Anglię" to książka może miejscami niezbyt łatwa, ale warta każdej poświęconej jej chwili. I w mojej osobistej ocenie - najlepsze kompendium wiedzy o w sumie skromnym epizodzie (w kontekście chociażby skali użytych sił i środków w porównaniu z innymi wydarzeniami II wojny), który jednak sprawił, że losy świata potoczyły się tak, a nie inaczej. Wolę ja nawet od "Orłów nad Europą" Zamoyskiego, bo ta ostatnia pozycja jest zbyt nasiąknięta poczuciem krzywdy, jaka spotkała naszych pilotów, gdy nie byli już zachodnim aliantom potrzebni...
"Bitwa o Anglię" to książka, którą z ogromną przyjemnością wręcz pochłonąłem podczas Świąt Bożego Narodzenia 2010 roku. Z drugiej strony - nie dziwią mnie dosyć niskie oceny tej pozycji (czyli średnio prawie 7 gwiazdek). Nie jest wcale łatwa w odbiorze - chyba że jest się miłośnikiem walk powietrznych II wojny światowej (a ja się w nich zakochałem jakieś niemal cztery...
więcej mniej Pokaż mimo to1984-02-10
Książka jest świetna, lecz jednocześnie to jedna z najbardziej przygnębiających pozycji, jakie czytałem. Autor dzieli się z czytelnikami swoimi przemyśleniami o słabości społeczeństw naszego kręgu kulturowego (będącej efektem utraty wartości, szczególnie moralnych), ale wystawia też mało pochlebną opinię naszej armii. Co prawda z jednej strony docenia postęp techniczny, jaki się dokonał po wejściu do NATO oraz postawę podległych mu żołnierzy, jednak z drugiej strony ostro krytykuje niską kulturę organizacyjną wojska. Przykładowo żołnierzom amerykańskim towarzyszyła radczyni prawna, która pomagała podejmować decyzje, aby były zgodne z narzuconymi regułami i obowiązującymi przepisami. Kontynentowi polskiemu towarzyszył natomiast prokurator wojskowy, aby - w razie jakiejś wpadki - od razu wytyczyć działa przeciwko żołnierzom. Fatalnie też zostają ocenione służby wsparcia - wywiad i kontrwywiad wojskowy (SWW i SKW). Nie dostarczyły żadnych wartościowych danych, lecz przed podjęciem działań sugerowały, iż może coś pójść nie tak, aby w razie wpadki moc stwierdzić: przecież ostrzegaliśmy. W ogóle czuć ogromne rozczarowanie autora samym sposobem prowadzenia wojny w Afganistanie oraz brakiem wsparcia dla żołnierzy - stąd mnie w pamięci szczególnie utkwiły takie fragmenty, jak np. powiedzenie: Bo jakby co, to albo MY ich, albo oni WAS.
Książka jest świetna, lecz jednocześnie to jedna z najbardziej przygnębiających pozycji, jakie czytałem. Autor dzieli się z czytelnikami swoimi przemyśleniami o słabości społeczeństw naszego kręgu kulturowego (będącej efektem utraty wartości, szczególnie moralnych), ale wystawia też mało pochlebną opinię naszej armii. Co prawda z jednej strony docenia postęp techniczny,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jest to po prostu świetny kryminał, mający nie tylko wszystko to, co potrzeba, ale dla mnie jeszcze to "coś". Ale po kolei. Są tu fajni bohaterowie - bardzo realni w swoich przeżyciach i tzw. przejściach - a tego często obecnie brakuje (np. bohaterka jednego z cykli niemal co wieczór upija się w trupa, zalicza seks z przygodnymi partnerami i rano jest w stanie być dobrym oficerem śledczym!!! A to wcale w jej życiu nie jest największą ciekawostka). Jest intrygująca zagadka, choć trupów wcale nie ma za dużo, a ofiary nie mają na ciele przyszytych tysięcy czterolistnych koniczynek i nie są własnymi jelitami przywiązani do palmy na wysokości trzech metrów (to też w tym cyklu, o którym wspomniałem wcześniej). Jest świetne, bo słodko-gorzkie rozwiązanie zagadki. I to już by wystarczyło. Ale jest jeszcze to"coś" - czyli wątek Straży Granicznej w okresie, gdy granica z Niemcami była jednocześnie granicą z Unią Europejską. Mam kolegów, którzy służyli w tamtym okresie w Trzebieży i Nowym Warpnie, więc ten wątek jest mi bliski, zaś zdarzenia w książce są bliskie temu, o czym sam słyszałem. A serial Wataha (nie do końca realny, ale w końcu "jest prawda życia i jest prawda ekranu" jak mówił klasyk) pokazał, że na granicy faktycznie może się dziać sporo ciekawych rzeczy.
Gorąco polecam - to naprawdę świetna lektura.
Jest to po prostu świetny kryminał, mający nie tylko wszystko to, co potrzeba, ale dla mnie jeszcze to "coś". Ale po kolei. Są tu fajni bohaterowie - bardzo realni w swoich przeżyciach i tzw. przejściach - a tego często obecnie brakuje (np. bohaterka jednego z cykli niemal co wieczór upija się w trupa, zalicza seks z przygodnymi partnerami i rano jest w stanie być dobrym...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-11-24
Nie spodziewałem się, że będzie to książka aż tak dobra. Ma bowiem te najlepsze cechy pisarstwa o historii, którymi zachwyca mnie Beevor - mówi o rzeczach ważnych przez pryzmat ludzi tak zwykłych, że gdyby nie Grzebałkowska, to pozostaliby bezimienni. Autorka zabrała mnie już od pierwszej strony w szaloną podróż po ziemiach dziś polskich, gdzie spotkałem galerię Polaków, Żydów, Niemców, Ukraińców, Kaszubów i Ślązaków tak niezwykłych, jak niezwykłe były ich losy. A wszystko to opisane z wielką klasą i piękną polszczyzną. Oczywiście, nie ze wszystkimi tezami autorki się zgadzam - przede wszystkim mam inny obraz tego, co działo się w Bieszczadach, bo tę ziemię i jej historię znam najlepiej, gdyż tu mieszkam i pracuję (m. in. właśnie w Sanoku), co pozwoliło mi poznać wiele historii z ust świadków tamtych czasów.
Jestem pewien, że każdy, kto sięgnie po tę pozycję, przekona się, jak niewiele jeszcze o tych czasach wie. Niestety, jest to w dużej mierze wina tego, że mało ukazało się rzetelnych prac na ten temat (bo o opracowaniach z okresu PRL-u szkoda mówić). Niewątpliwie lata 1944, 1945 i kilka następnych czekają jeszcze na polskich historyków, którzy opowiedzą nam o nich fachowo i zajmująco. Reportaże Magdaleny Grzebałkowskiej wskazują dobry kierunek, ale pokazują też coś, co budzi niepokój - otóż świadków ówczesnych wydarzeń zostaje z każdym dniem coraz mniej...
Nie spodziewałem się, że będzie to książka aż tak dobra. Ma bowiem te najlepsze cechy pisarstwa o historii, którymi zachwyca mnie Beevor - mówi o rzeczach ważnych przez pryzmat ludzi tak zwykłych, że gdyby nie Grzebałkowska, to pozostaliby bezimienni. Autorka zabrała mnie już od pierwszej strony w szaloną podróż po ziemiach dziś polskich, gdzie spotkałem galerię Polaków,...
więcej mniej Pokaż mimo to1993-02-24
Horst w najlepszej formie. Tym razem Wisting bierze udział w śledztwie doby cyfrowej, gdzie już nie Line, a uczestnicy forum internetowego pozyskują najciekawsze informacje. Jedyny minus, to brak wyjaśnienia, dlaczego policja hiszpańska zamknęła stronę internetową - sam jestem ciekaw, jakie są u nich przepisy w tym zakresie.
Horst w najlepszej formie. Tym razem Wisting bierze udział w śledztwie doby cyfrowej, gdzie już nie Line, a uczestnicy forum internetowego pozyskują najciekawsze informacje. Jedyny minus, to brak wyjaśnienia, dlaczego policja hiszpańska zamknęła stronę internetową - sam jestem ciekaw, jakie są u nich przepisy w tym zakresie.
Pokaż mimo toPo prostu świetna pozycja. Symonds nie tylko rewelacyjnie opowiada historie, ale też obala sporo mitów, które były do tej pory bezkrytycznie powielane. Dotyczy to m. in. postaci admirała Yamamoto, niektórych bohaterów USA (np. Halsey) oraz wydarzeń - fascynująca jest analiza "lotu donikąd" oraz sposobu pozyskania informacji o planach Japończyków przez amerykańskie służby kryptograficzne (jak że strzępków odszyfrowanych telegramów złożyć/zgadnąć miejsce ataku). Sama bitwa jest przedstawiona bardzo szczegółowo, chociaż jej przebieg jest dobrze znany z innych pozycji. Jednak kunszt autora sprawia, że i tak lektura budzi ogromne emocje. Gorąco polecam.
Po prostu świetna pozycja. Symonds nie tylko rewelacyjnie opowiada historie, ale też obala sporo mitów, które były do tej pory bezkrytycznie powielane. Dotyczy to m. in. postaci admirała Yamamoto, niektórych bohaterów USA (np. Halsey) oraz wydarzeń - fascynująca jest analiza "lotu donikąd" oraz sposobu pozyskania informacji o planach Japończyków przez amerykańskie służby...
więcej mniej Pokaż mimo to1992-01-01
2017-07-12
Książka niewątpliwie nie dla wszystkich, bo potrafi zaboleć. Zwłaszcza nas, Polaków, którzy uważamy się wyłącznie za ofiary II wojny światowej. Jednak dla tych z naszych rodaków, którzy nie boją się przy lekturze myśleć, jest to pozycja, paradoksalnie, potwierdzająca bardzo mocno, że faktycznie byliśmy ofiarami - podobnie jak miliony Europejczyków, ale też tysiące Amerykanów... Bo wojna pozostawiła tragiczne rany w psychice - i to wszystkich, przez co łatwo było wczorajszym ofiarom stać się następnego dnia katami i oprawcami.
Lowe wskazuje też m. in . konsekwencje (zaledwie sygnalizując temat) wojny dla osób, które w trakcie jej trwania były dziećmi. Trudne strony poświęcone powojennym przesiedleniem dramatycznie obrazują, jak dużo każde państwo straciło na tych wydarzeniach - zwłaszcza w zakresie umiejętności tworzenia i życia w społeczeństwie wielokulturowym. Dlatego uważam, że choć często tezy Lowe'a bolą, to warto się z nimi zmierzyć, by choć trochę odkłamać wygodną dla niemal każdego obecnego mieszkańca Europy (oraz USA i Izraela), ale zakłamaną historię z mitem walki całego społeczeństwa z nazizmem oraz przekonaniem, że p wojnie taki, a nie inny los Niemcom, Ukraińcom, Chorwatom (lub jakikolwiek inny naród/grupę etniczną sobie wybierzemy) się należał.
Na koniec duże brawa dla Rebisa za świetne wydanie - w tym także pod względem językowym. Raptem kilka razy spotkałem się z nieco zbyt zawikłanym zdaniem (zbyt dosłowne tłumaczenie z oryginału, bez wymaganego wyczucia językowego), ale w sumie - na tle innych pozycji historycznych (jak np. recenzowana poprzednio "Bitwa o Atlantyk") wyróżnia się zdecydowanie.
Książka niewątpliwie nie dla wszystkich, bo potrafi zaboleć. Zwłaszcza nas, Polaków, którzy uważamy się wyłącznie za ofiary II wojny światowej. Jednak dla tych z naszych rodaków, którzy nie boją się przy lekturze myśleć, jest to pozycja, paradoksalnie, potwierdzająca bardzo mocno, że faktycznie byliśmy ofiarami - podobnie jak miliony Europejczyków, ale też tysiące...
więcej mniej Pokaż mimo toŚwietna pozycja, pokazująca przy tym kolejny sposób pisania o historii tak, że nie można od książki się oderwać. Bardzo dobry przekład - świetna polszczyzna. Szkoda tylko, że wydawca niej zdobył się na to, żeby zachować oryginalny tytuł i jeszcze na dodatek zamieścił podtytuł, który nijak się nad do treści książki.
Świetna pozycja, pokazująca przy tym kolejny sposób pisania o historii tak, że nie można od książki się oderwać. Bardzo dobry przekład - świetna polszczyzna. Szkoda tylko, że wydawca niej zdobył się na to, żeby zachować oryginalny tytuł i jeszcze na dodatek zamieścił podtytuł, który nijak się nad do treści książki.
Pokaż mimo to
To - obok "Stalingradu" - druga książką Beevora, którą uważam za wybitną. Nie sądziłem, że z takim przejęciem będę śledził losy mieszkańców i obrońców Berlina, jak również żołnierzy niemieckich, którzy rozpaczliwie próbowali przyjść na pomoc oblężonej stolicy (to jedne z najmocniejszych stronic książki) oraz setek tysięcy krasnoarmiejców, rzucanych na rzeź przez rywalizujących ze sobą Żukowa i Koniewa.
Książka jest niewątpliwie dopełnieniem "Stalingradu", choć jednocześnie jest tak od niego różna. Ale to wynika przede wszystkim z odmiennych - a przecież jednocześnie podobnych - losów obydwu miast. Mistrzostwo Beevora polega między innymi na tym, że po lekturze "Berlina" nie jestem już w stanie powiedzieć o tym mieście i jego mieszkańcach: "Należało im się". A ponadto każdy chyba też dochodzi po lekturze tej pozycji do wniosku, jak mało wiedział o niby dobrze znanych wydarzeniach.
To - obok "Stalingradu" - druga książką Beevora, którą uważam za wybitną. Nie sądziłem, że z takim przejęciem będę śledził losy mieszkańców i obrońców Berlina, jak również żołnierzy niemieckich, którzy rozpaczliwie próbowali przyjść na pomoc oblężonej stolicy (to jedne z najmocniejszych stronic książki) oraz setek tysięcy krasnoarmiejców, rzucanych na rzeź przez...
więcej Pokaż mimo to