-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać245
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2018-09-05
2018-02-28
Przykład, że nie zawsze sprawdza się powiedzenie,dotyczące przekonania, że drugi tom jest gorszy. Tu jest inaczej. Książka jest o wiele lepsza od swojej poprzedniczki, a wartka akcja nie pozwoliła mi się oderwać
Po recenzję bez spoilerów, która przybliża oba tomy zapraszam tu:
https://www.ksieganna.com/2018/03/sabri-louatah-dzikusy-francuskie-wesele-upior-nawiedzil-europe/
Czekamy na trzeci tom? Jasne, że tak!
Przykład, że nie zawsze sprawdza się powiedzenie,dotyczące przekonania, że drugi tom jest gorszy. Tu jest inaczej. Książka jest o wiele lepsza od swojej poprzedniczki, a wartka akcja nie pozwoliła mi się oderwać
Po recenzję bez spoilerów, która przybliża oba tomy zapraszam...
2017-11-05
Uczymy się współczucia względem całego świata. I dobrze, bo świat, który potrafi odczuwać tę emocję jest lepszy, bardziej otwarty, szczęśliwszy. Uświadomiłam sobie, że zapominamy o dziedzinie, w której współczucie może uratować nam życie. Spójrzcie w lustro i odpowiedzcie na pytanie:
Czy potrafię współczuć sam sobie?
Przyznam szczerze, wcześniej w ogóle o tym nie myślałam. Jadłam, chodziłam czysta, mam rodzinę, przyjaciół, tworzę relacje. Przecież to oczywiste, że dbam o siebie. Siadałam do czytania, jeżeli nie sceptycznie, to na pewno z rezerwą. Zaakceptuj siebie. O sile samo współczucia autorstwa Malwiny Huńczak z każdą stroną uświadamiała mi, że moje pojęcie dbania o siebie mija się z tym czego faktycznie potrzebuję, bo nie umiem sobie współczuć.
Kiedy zdarzają się trudniejsze dni, sytuacje, relacje powtarzam sobie, że przecież muszę dać radę. A co robię kiedy nie nadążam? Wyrzucam sobie lenistwo, brak zorganizowania, za dużo snu. I zapominam, że chociaż czegoś nie zrobiłam, udało mi się komuś pomóc, odpocząć, poświęcić sobie chwilę. Gdybym miała rozwinięte mechanizmy samowspółczucia zareagowałabym inaczej, poszukała innego rozwiązania, a sobie dała czas na złapanie oddechu. Odkąd zaczęłam czytać tę książkę staram się z niej korzystać i wprowadzać w życie. W zwalczaniu poczucia, że to egoizm, że mogłabym zrobić więcej pomógł mi przykład z kolejnością zakładania maski tlenowej w samolocie. Rodzice często się burzą, ponieważ zasady mówią jasno: najpierw zakładamy sobie, potem dziecku. Nigdy na odwrót ponieważ jeśli nie zdążymy, dziecko samo i tak sobie nie poradzi. Tak samo jest ze współczuciem, jeśli nie będziemy w stanie najpierw okazać go sobie , tym bardziej nie zdołamy okazać go innym.
Po więcej zapraszam na bloga :)
https://www.ksieganna.com/2017/11/malwina-hunczak-zaakceptuj-siebie-o-sile-samo-wspolczucia/
Uczymy się współczucia względem całego świata. I dobrze, bo świat, który potrafi odczuwać tę emocję jest lepszy, bardziej otwarty, szczęśliwszy. Uświadomiłam sobie, że zapominamy o dziedzinie, w której współczucie może uratować nam życie. Spójrzcie w lustro i odpowiedzcie na pytanie:
Czy potrafię współczuć sam sobie?
Przyznam szczerze, wcześniej w ogóle o tym nie myślałam....
2016
Proza Elif Shafak jest ze mną od dawna. Trafiłam na tę autorkę przy okazji wydania przez nią w Polsce "Bękarta ze Stambułu" (nakładem Wydawnictwa Literackiego) i choć długo zabierałam się do jego przeczytania kiedy już to zrobiłam stało się jasne, że zaliczę ją do swoich ulubionych autorek. Upewniona w zachwycie przez "Czterdzieści zasad miłości" na wieść o wydaniu przez Znak Ucznia architekta zaczęłam szczerzyć się do monitora. W końcu nikt inny jak tylko Elif pokazała mi, że moje spojrzenie na świat nie jest aż tak niespotykane jak myślałam. Bardzo polecam! Jeśli lubicie realizm magiczny a także jeśli czytaliście już coś tej pani i zastanawiacie się czy nadal trzyma poziom powiem; nie zawiedziecie się!
Po szczegółową, a jednak pozbawiona spoilerów opinio/recenzję zapraszam tu:
http://www.ksieganna.com/2016/09/elif-shafak-uczen-architekta.html
Proza Elif Shafak jest ze mną od dawna. Trafiłam na tę autorkę przy okazji wydania przez nią w Polsce "Bękarta ze Stambułu" (nakładem Wydawnictwa Literackiego) i choć długo zabierałam się do jego przeczytania kiedy już to zrobiłam stało się jasne, że zaliczę ją do swoich ulubionych autorek. Upewniona w zachwycie przez "Czterdzieści zasad miłości" na wieść o wydaniu przez...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-05-20
Kiedy werdyktem Akademii Sztokholmskiej Nobla w dziedzinie literatury po raz pierwszy dostała reportażystka świat z lekka oszalał. Nie jestem wielkim znawcą i nie będę strzelać sobie w kolano mówiąc, że za tą decyzją stały powody polityczne. Może tak było. Dla mnie, jako czytelnika liczą się dwie rzeczy:
Wreszcie wysunięto reportaż na pierwszy plan. Zapewne jest to "bum" ograniczony czasowo, ale nie da się ukryć, że teraz więcej osób sięgnie po książki pani Swetłany Aleksijewicz, a potem także innych i zapozna się z literaturą, po którą w tak zwanym "beznoblu", w życiu by nie sięgnął.
Sama odważyłam się sięgnąć po twórczość tej pani. Lubię reportaż, ale znam siebie i wiem, że po książkach tego typu muszę odchorować. Reglamentuję je sobie zatem. Szczególnie te, o których wiem, że nie starają się nawet w najmniejszym stopniu głaskać rzeczywistości. Takie są książki Aleksijewicz.
Zastanawiam się co powiedzieć Wam o książce " Ostatni świadkowie. Utwory solowe na głos dziecięcy". O spoilery nie musicie się martwić, bo w zasadzie nie da się ich zrobić w takim stopniu, by zepsuć lekturę. Napstrzenie recenzji cytatami opisującymi czyjeś cierpienie też raczej nie zachęci.
Od początku. Co zrobiła Aleksijewicz pracując nad tą książką? Ano objeździła przede wszystkim Białoruś (bo relacje są głównie stamtąd) i namówiła te osoby, które w latach 1941- 1945 były małymi dziećmi, aby opowiedziały urywki wspomnień z tamtego czasu. Każde wspomnienie to odrębna część książki, inne imię, inny obecnie wykonywany zawód. W tym sensie są one solowe. Od siebie dodam, że także surowe i niepozbawione tragizmu w wydaniu dziecięcym, mimo, że wspominają dorośli. Lekarze dziennikarze, inżynierowie, kierowcy, dla których wydarzenia wojny nie miały za dużo wspólnego z ustrojem, zmianami politycznymi. W centrum dziecięcych wspomnień znajduje się utrata domu, rodzica, kolor, czy solniczka. Dopuszczenie do siebie świadomości śmierci, zmiany, a nade wszystko niepewność i strach.
Są to historie nagle zaczęte i nagle skończone, a to, że dane dziecko przeżyło, jest teraz dorosłe nic nie mówi o tym jak i czy w ogóle pogodziło się z rolą świadka. Sposób w jaki bohaterowie dzielą się wspomnieniami zdradza nieufność i dystans. Niektórzy cieszą się, że zostali wreszcie zapytani, a inni wręcz przeciwnie.
A wszystko to bez jakiegokolwiek komentarza autorki.
Jest tylko czytelnik i grupa opowiadający, Właśnie dlatego książka jest wyjątkowa i naprawdę warta poświęconego czasu :)
Szczerze polecam!
Po więcej :
http://www.ksieganna.com/2016/06/swietana-aleksijewicz-ostatni.html
Kiedy werdyktem Akademii Sztokholmskiej Nobla w dziedzinie literatury po raz pierwszy dostała reportażystka świat z lekka oszalał. Nie jestem wielkim znawcą i nie będę strzelać sobie w kolano mówiąc, że za tą decyzją stały powody polityczne. Może tak było. Dla mnie, jako czytelnika liczą się dwie rzeczy:
Wreszcie wysunięto reportaż na pierwszy plan. Zapewne jest to...
2016-06-10
Nie od dziś wiadomo, że największy nawet talent oratorski nie musi pokrywać się ze zdolnościami pisarskimi. jak to jest w przypadku "Na granicy zmysłów" napisanej przez Przemka Kossakowskiego? Nie macie się czego bać.
Po kolei.
Kossakowski, człowiek wielu zawodów, zgłosił się do jednej ze stacji telewizyjnych z pomysłem objechania Polski w poszukiwaniu uzdrowicieli. Nie sądził aby sam nadawał się na redaktora - dokumentalistę, nie mniej przy udziale mieszanki szaleństwa, odwagi i niezdrowej ciekawości zamiast na spotkanie w Urzędzie Pracy pobiera kamery, służbowy samochód i staje się "panem redaktorem". To, że nie ma pojęcia ani o dokumentowaniu czegokolwiek, ani ogólnie o pracy redaktora nikogo nie obchodzi. Jego zadaniem jest przywieść zakontraktowany materiał, pamiętać o fakturach i rachunkach wszelkiej maści... Ogólnie: powodzenia na szlaku.
Oczywiście trudniej powiedzieć niż zrobić. Mimo uprzednich zapewnień nie zawsze jest różowo. Pacjenci, klienci, uczniowie( zależnie od uznawanej przez uzdrowiciela nomenklatury), którzy mieli być obecni na materiałach najczęściej się niestety nie pojawiają dlatego obrzędom poddawany jest autor. Z racji tego, że sam zarówno do tych "metod" jak i zresztą samego siebie ma dystans ochoczo podaje się zabiegom i wysłuchuje najróżniejszych deklaracji filozofii i teorii. Choć w książce przyznaje, że początkowo musiał z sobą mocno walczyć, żeby nie roześmiać się po usłyszeniu niektórych rewelacji ostatecznie wzbudza zaufanie rozmówców. Materiał powstaje.
Chcecie się dowiedzieć jak poradzić sobie na przykład z dylematem: oddać do serwisu opętany samochód służbowy( jeśli on w ogóle jest opętany), czy nie oddawać? Co wpisać w papiery związane z wymianą, i czy przypadkiem nie trafi się później jakiś bardziej opętany egzemplarz? Sięgnijcie.
Po więcej zapraszam na bloga :)
http://www.ksieganna.com/2016/06/przemek-kossakowski-na-granicy-zmysow.html
Pozdrawiam :)
Nie od dziś wiadomo, że największy nawet talent oratorski nie musi pokrywać się ze zdolnościami pisarskimi. jak to jest w przypadku "Na granicy zmysłów" napisanej przez Przemka Kossakowskiego? Nie macie się czego bać.
Po kolei.
Kossakowski, człowiek wielu zawodów, zgłosił się do jednej ze stacji telewizyjnych z pomysłem objechania Polski w poszukiwaniu uzdrowicieli. Nie...
2016-04-30
Witaj Earendelu, najjaśniejszy z aniołów
ponad śródziemie posłany do ludzi.
Tolkien. Nazwisko elektryzujące świat literacki oraz filmowy. Niewielu ludzi na świecie nie słyszało o tym pisarzu choć raz w życiu. Stworzone przez niego uniwersum ciągle inspiruje powstawanie nowych opowieści, a umiejętności językowe i rozległa wiedza z tego zakresu wprawiają w podziw. w obliczu powyższego nie dziwi specjalnie fakt, że odbiorców twórczości pisarza ciekawi jak żył, jakie wyznawał wartości, czy wreszcie jak wyglądał u niego proces twórczy. Stąd rozliczne, mniej lub bardziej udane biografie.
Chyba najsłynniejszą z nich napisał Humphrey Carpenter. Biografia ta (wznowiona ostatnio w Polsce przez Wydawnictwo W.A.B) opiera się bowiem nie tylko na ogólnodostępnych informacjach bibliograficznych, ale także na prywatnym archiwum autora i wspomnieniach jego dzieci. Właśnie z tego połączenia powstaje zaskakujący obraz człowieka zdającego się żyć jednocześnie w dwóch światach.
O dwóch twarzach tego wybitnego pisarza przeczytacie w tej książce. Zaspokoicie ciekawość bez poczucia, że jesteście niezdrowo ciekawscy. Uważam, że warto sięgnąć i się zapoznać!
Po szerszą, bardziej szczegółową opinię zapraszam na bloga :-)
http://www.ksieganna.com/2016/05/humphrey-carpenter-jrr-tolkien-biografia.html
Witaj Earendelu, najjaśniejszy z aniołów
ponad śródziemie posłany do ludzi.
Tolkien. Nazwisko elektryzujące świat literacki oraz filmowy. Niewielu ludzi na świecie nie słyszało o tym pisarzu choć raz w życiu. Stworzone przez niego uniwersum ciągle inspiruje powstawanie nowych opowieści, a umiejętności językowe i rozległa wiedza z tego zakresu wprawiają w podziw. w obliczu...
2016-05-02
Czytałam co prawda z innego wydania ( łączącego w sobie "Alicję w Krainie Czarów" i " Po drugiej stronie Lustra" - wyd. "Alfa" 1986). Książka zrobiła na mnie dość spore wrażenie. Szczególnie mówię tu o podejściu do świata snu głównej bohaterki. To niby jest książka dla dzieci ja jednak myślę, że z takim jej klasyfikowaniem trzeba być ostrożnym. Dorosły czytelnik dopatrzy się wszechobecnej groteski i ironii, wyciągając z fabuły o wiele więcej niż dziecko.
Dodam może, że jeśli tak jak ja chorujecie na pięknie wydane książki i niekoniecznie macie fundusze na śliczną, ale sakramencko drogą "Alicję" w edycji Barnes&Noble, albo przeraża Was czytanie po angielsku zwróćcie uwagę na wydanie, o którym mówię. Trzeba je kupić z drugiej ręki, ale Warto!
Po więcej bezspoilerowych informacji o "Alicji" zapraszam na bloga. Znajdują się tam także zdjęcia obrazujące czego można się spodziewać po wydaniu!
http://www.ksieganna.com/2016/05/lewis-carrol-alicja-w-krainie-czarow-i.html
Książkę polecam, choć to na pewno nie jest lekka lektura.
Czytałam co prawda z innego wydania ( łączącego w sobie "Alicję w Krainie Czarów" i " Po drugiej stronie Lustra" - wyd. "Alfa" 1986). Książka zrobiła na mnie dość spore wrażenie. Szczególnie mówię tu o podejściu do świata snu głównej bohaterki. To niby jest książka dla dzieci ja jednak myślę, że z takim jej klasyfikowaniem trzeba być ostrożnym. Dorosły czytelnik dopatrzy...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-03-05
Najlepsza, jak dotąd, część cyklu. Przyznam szczerze, że nie rozumiem fanów serii, którzy z tym tomem mają problemy. Ale o gustach się nie rozmawia.
O fabule nie mogę powiedzieć wiele bez spoilerów. Nadmienię tylko, że szalenie podoba mi się nowa w tym tomie postać- Rowan. Chyba najlepsza męska postać tej serii( tak, wliczam w ten zbiór także Chaola i Doriana).
W tej serii najbardziej podoba mi się, że wszystkie zdarzenia odbijają się zauważalnie na charakterach postaci. Wpływają na ich decyzje, zagubienie, chaos myślowy, działanie. To zdarza się w książkach bardzo rzadko, a jeśli już dopiero w epilogach ostatniej części. Tutaj dzieje się to przez całą historię. I to dobrze, bo postaci są w ten sposób bardziej "ludzkie", rzeczywiste. I to nawet przy całej magicznej otoczce jaką ma seria. Serdecznie polecam :)
Najlepsza, jak dotąd, część cyklu. Przyznam szczerze, że nie rozumiem fanów serii, którzy z tym tomem mają problemy. Ale o gustach się nie rozmawia.
O fabule nie mogę powiedzieć wiele bez spoilerów. Nadmienię tylko, że szalenie podoba mi się nowa w tym tomie postać- Rowan. Chyba najlepsza męska postać tej serii( tak, wliczam w ten zbiór także Chaola i Doriana).
W tej...
2016-02-23
Czasem sięgając po jakąś powieść nie spodziewam się za wiele. Uprzedzam się patrząc na okładkę, czytając opis, a nawet przez brzmienie tytułu. Najprościej mówiąc powieści obyczajowe czytam nieczęsto z obawy przed schematycznością i klimatem zaczerpniętym prosto z "Mody na sukces". Kiedy pojawiła się możliwość przeczytania "Horyzontów uczuć" pomyślałam, że branie ich do recenzji nie jest najlepszym pomysłem. Skoro zazwyczaj unikam takich książek jak miałabym się obiektywnie wypowiedzieć. Niemniej zdecydowałam się. Nie wiem co mną kierowało, to teraz nie ma już znaczenia. Ważniejsze jest to, jak bardzo książka przypadła mi do gustu. Najpierw jednak poświęcę chwilę i postaram się przybliżyć fabułę( bez strachu: spoilerów nie będzie). . W tym miejscu przestrzegam przed czytaniem opisów z okładki, szczególnie tego na tylnym "skrzydełku". Niebezpiecznie ociera sie o zaspoilowanie niemal całej akcji.
Na kartach powieści śledzimy losy kilku kobiet w różnym wieku. Matylda, Iwona, Zoja, Aldona, Dorota. Każda z życiorysem pełnym wydarzeń, o których wolałby zapomnieć, a jest to niemożliwe chociażby ze względu na rodzinę. Śledzimy losy kobiet stawianych ciągle przed koniecznością podejmowania decyzji, które nie są ani miłe, ani łatwe, ale to nie zmienia faktu, że będą konieczne, aby bohaterki nauczyły sie dbać również o siebie. Co ciekawe autorka nie skupia się tylko na kobietach. Wśród bohaterów umieszcza również Ryszarda, opiekującego się Antosiem, Roberta - męża Iwony oraz Piotra, który jest synem Matyldy.
Splot wydarzeń doprowadza bohaterów do pojawienia się w Pobierowie, gdzie Matylda łączy prowadzenie pensjonatu z funkcją sołtysa. Razem z nią obserwujemy gości pensjonatu i zastanawiamy się jak pomóc w rozwiązaniu dręczących ich problemów.
Autorce udaje się stworzyć ciepłą opowieść o relacjach rodzinnych. Kładzie duży nacisk na rolę, jaką w życiu człowieka odgrywa rozmowa i zaufanie. W prostych słowach mówi o tym co najważniejsze, unikając w ten sposób zbędnej patetyczności i wzniosłości. Kreowani przez nią bohaterowie to ludzie, wśród których łatwo się odnajdziemy, których zrozumiemy. Ponadto widać, że zna od podszewki dynamikę wiejskiego życia i potrafi ją przenieść na karty powieści. Przykładem jest zachowanie Jagusiakowej, której zdawałoby się siostry bliźniaczki można ciągle spotkać na polskich wsiach. Najprościej byłoby ją nazwać "moherowym beretem", kobietą przekonaną, że o wierze i zasadach moralnych wie więcej niż Bóg, w którego, jak utrzymuje, wierzy. Z początku trudno nie oburzać się na jej zachowanie, ale i w jej przypadku jesteśmy sprowadzani na ziemię z góry stereotypów. Jak kończą się losy bohaterów, których jedne wakacje złączyły w grupę zależnych od siebie osób? Tego oczywiście nie zdradzę. Powiem natomiast, że książkę polecam serdecznie. Nie jest ciężka, skomplikowana, a skończenie jej w jeden wieczór nie powinno stanowić większego problemu. Czytelnik za poświęcony czas dostaje w zamian przeświadczenie o miło spędzonych godzinach.
Oczywiście nie mogę powiedzieć, że książka jest w pełni bez wad. To dalej pozostaje powieść obyczajowa, od której nie można wymagać skomplikowanej fabuły, wielkich zaskoczeń. Po prostu ich tam nie ma, ale nie uważam tego za wielki minus powieści. Owszem dość szybko jesteśmy w stanie przewidzieć niektóre wątki, jednak dzięki "smaczkom" wplecionym w fabułę czytelnik nie odczuwa permanentnej irytacji. Warto zaryzykować, nawet jeśli tak, jak ja zazwyczaj obchodzicie obyczajówki szerokim łukiem.
Jeśli o mnie chodzi ucieszyłam sie czytając historię pełną przekonania, że dobro i życzliwość to nie tylko utopia. One są możliwe w ogólnym rozrachunku opłacalne. Co najważniejsze wcale nie trzeba sie po nie wybierać na drugi koniec świata, ponieważ cytując autorkę "prawdziwa pielgrzymka liczy sobie czterdzieści centymetrów. Tyle dzieli serce od rozumu." Myślę, że "Horyzonty uczuć" warto przeczytać by sobie to uświadomić, a także sprawdzić na jakim etapie tej podróży jesteśmy my sami. Może się przecież okazać, że jeszcze nawet nie ruszyliśmy w drogę.
Polecam!
Recenzja napisana we współpracy z E- Magazynem Horyzont
http://horyzontmedia.eu/mierzac-odleglosc/
Za książkę dziękuję autorce :)
Czasem sięgając po jakąś powieść nie spodziewam się za wiele. Uprzedzam się patrząc na okładkę, czytając opis, a nawet przez brzmienie tytułu. Najprościej mówiąc powieści obyczajowe czytam nieczęsto z obawy przed schematycznością i klimatem zaczerpniętym prosto z "Mody na sukces". Kiedy pojawiła się możliwość przeczytania "Horyzontów uczuć" pomyślałam, że branie ich do...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-03-12
W zasadzie nie wiem jak określić wrażenia po lekturze. Jak widać po tym co czytam realizm magiczny jest przeze mnie lubiany. A jednak mimo, iż wylewa się on kart tej powieści i tworzy klimat nie zagarnia centrum akcji i odbioru. To jest powieść o walce z codziennością, która ciągle rzuca kłody pod nogi. Bohaterowie mają pełne prawo do utraty wiary w miłość szukają własnych sposobów na poradzenie sobie z już i tak niełatwym życiem. A to wszystko wśród ludzi dostrzegających w rodzinie Avy magiczne zdolności, na które doszukują się dowodów. W miejsce skrzydeł można z powodzeniem włożyć wszystkie odstępstwa od "normy". Książka pozwala odczuć jakie to trudne i jak znacząco wpływa na życie. Bardzo polecam.
W zasadzie nie wiem jak określić wrażenia po lekturze. Jak widać po tym co czytam realizm magiczny jest przeze mnie lubiany. A jednak mimo, iż wylewa się on kart tej powieści i tworzy klimat nie zagarnia centrum akcji i odbioru. To jest powieść o walce z codziennością, która ciągle rzuca kłody pod nogi. Bohaterowie mają pełne prawo do utraty wiary w miłość szukają...
więcej mniej Pokaż mimo to
"- Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś?- spytał, przeczytawszy wreszcie mój tekst.
Byliśmy wówczas małżeństwem od siedemnastu lat.
- Próbowałam, ale nie mogłam... wybaczysz mi?- powiedziałam
-Nie mam czego. Ale czy TY wybaczysz MI?
- Co miałabym ci wybaczyć?
-To, że nigdy nie spytałem."
Dialogów jak ten i podobnych literatura, faktu, wspomnieniowa zna wiele. I w takich książkach są one najbardziej poruszające. Wiemy bowiem, jako czytelnicy, że to o czym będziemy za chwilę czytać nie ma w sobie nic z fikcji literackiej. Sięgając po literaturę opartą na faktach wiemy, że mówiąc oględnie "nie zwykła brać jeńców". Każda strona może kryć opisy, jakie trudno nam będzie uznać za prawdziwe, a jednak ciągle mamy świadomość, ze takie właśnie są. Po co zatem powstają takie książki? Odkupienie? Przestroga? A może coś jeszcze innego?
Na "Uwięzioną w Teheranie" autorstwa Mariny Nemat natrafiłam kila lat temu w wiejskiej bibliotece. Wzięłam spodziewając sie czegoś w stylu Historii pisanych przez życie - wielotomowej serii wydawanej przez Hachette. Miało zagrać na emocjach, chwilę potrzymać, a potem puścić. Nie przypuszczałam, że będzie to książka, którą pokocham tak bardzo, że będę notorycznie płacić bibliotece za przetrzymywanie jej w domu i snuć plany podprowadzenia jej stamtąd pod pretekstem zgubienia, pożarcia przez psa( względnie kosmitów). Przed wprowadzeniem tych zamierzeń w życie chroniła mnie tylko świadomość, że jeśli ja oddam przeczytają ją też inni, na czym mi bardzo zależało. Ostatecznie naturę złodzieja poskromiłam w tym roku zyskując wreszcie własny egzemplarz.
Jeśli ktoś choć trochę śledzi polski rynek wydawniczy, wie, że wspomnień z krajów w których dominująca religią jest islam pojawia się coraz więcej. To trudny temat, odmienna kultura, zwyczaje, hierarcha społeczna. Nakładając rozwijające się na świecie obecnie niepokoje trudno dziwić popularności tej tematyki. Mechanizm jest prosty " Poznaj wroga zanim przyjdzie ci sie z nim mierzyć". Pozostaje pytanie: czym książka Nemat wyróżnia sie na tle pozostałych z tego gatunku? Choć pozornie skupia sie na cierpieniu usuwa je z centrum zainteresowania na rzecz człowieczeństwa i jego ratowania za pomocą relacji. Jednak po kolei.
Fabuła książki rozpoczyna się po kilkunastu latach od wydarzeń będących epicentrum. Marina z mężem i dwoma synami mieszka w Toronto, myśląc, że wreszcie ułożyła sobie spokojnie życie, którym będzie się mogła tylko cieszyć. Wtedy przestaje sypiać, zmagając sie wieczorami z zalewającymi ją wspomnieniami z Evin- najsłynniejszego( bynajmniej nie z pozytywnych względów) więzienia politycznego w Iranie, które istnieje po dziś dzień. Ma świadomość, że nie może ciągle uciekać od przeszłości, a choć nie pisze o tym wprost wydaje się zdeterminowana by w końcu jakoś opowiedzieć o tym co przeszła. Decyduje sie to zapisać, a ukończony rękopis daje do przeczytania mężowi. To wtedy następuje cytowany z początku dialog.
Marina Nemat zostaje aresztowana 15 stycznia 1982 roku, mając szesnaście lat. Dlaczego? Z powodu swojej nauczycielki, której ośmiela się zwróć uwagę, że lekcja matematyki to niekoniecznie miejsce na wykład prorządowy. Czytając kolejne rozdziały, w których wydarzenia z Evin przeplatają się z wspomnieniami dziewczyny zaczynamy dostrzegać, że to wyłącznie wierzchołek góry lodowej tworzącej sie od wczesnych lat dziecięcych. Co istotne Marna żadnej swoje działalności sprzed Evin nie rozpatruje pod względem rewolucji czy sprzeciwu frakcji rządzącej. Robi i mówi to, co uważa za słuszne, zgodne z prawdą. Ta momentami naiwna szczerość niejednokrotnie wpędzi ją w kłopoty, ale i z nich wyciągnie, dając siłę do mierzenia z zastaną rzeczywistością wiezienia, gdzie o wiele zdrowiej jest zapomnieć, że miało się życie poza murami.
Na kartach tej książki, razem z bohaterką stawiamy sobie pytania o honor, odwagę i o to, czyje życie wolno nam narazić w imię własnych przekonań. Zastanawiamy się mad różnica między działaniem w imię poświęcenia, a działaniem ze strachu. A co najważniejsze staramy się zrozumieć ludzi zdolnych jednoczenie do kochania jednych i krzywdzenia innych.
Właśnie niejednoznaczność jest siłą tych wspomnień. Wraz z biegiem wydarzeń zaczyna zacierać się granica między tymi " dobrymi", a tymi "złymi"- czytelnik tak samo jak Marina zaczyna się w tym gubić. I dobrze. Jeśli ta książka czegoś uczy to właśnie obala mit kontrastu między czarnymi białym. Ludzie nie są tylko źli, lub tylko dobrzy. Siła to natomiast nie tylko broń i pozycja w hierarchii.
To jedna z niewielu książek tak dobitnie pokazujących że siła człowieka może być dobro jakie okazuje innym, a także jego zdolność do kochania. Myślę że już samo to powinno zachęcić do zwrócenia na nią uwagi.
Od strony technicznej jest bardzo dobrze. Książka jest w twardej oprawie i posiada obwolutę. 334 strony tekstu wydrukowano przejrzyście na kremowym papierze co znacząco ułatwia czytanie. Błędów redaktorskich nie dostrzegłam żadnych, a jak mówię czytałam ją tyle razy, że mało prawdopodobne bym coś przeoczyła. Moim zdaniem ozdoba biblioteczki.
Z całego powyższego tekstu czytelnik mógł się już domyślić, że polecę tę książkę. I robię to, ale dodam jeszcze może, że osoby, które zazwyczaj nie sięgają za tego typu literaturę namawiam, aby dla tej jednej książki zrobiły wyjątek. Satysfakcja gwarantowana.
"- Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś?- spytał, przeczytawszy wreszcie mój tekst.
Byliśmy wówczas małżeństwem od siedemnastu lat.
- Próbowałam, ale nie mogłam... wybaczysz mi?- powiedziałam
-Nie mam czego. Ale czy TY wybaczysz MI?
- Co miałabym ci wybaczyć?
-To, że nigdy nie spytałem."
Dialogów jak ten i podobnych literatura, faktu, wspomnieniowa zna wiele. I w takich...
2016-03-09
Długo się zabierałam za Sandersona trochę się bojąc tych szczegółowych opisów skomplikowanych światów, o których słyszałam w rozlicznych recenzjach. One faktycznie są, ale podane tak, że oderwać się nie można. Autor włożył tytaniczną pracę, albo ma tak spaczony mózg. Bez znaczenia- wyszło wiarygodnie.
Śledząc losy Vin i jej podejście do świata, przed którym z początku ucieka jak może, zyskujemy jednocześnie wgląd w społeczeństwo podzielone haniebnie i oparte na wyzysku. W sumie nie wiadomo do końca kto jest dobry, a kto zły, bo nawet te grupy działające w myśl ideałów od dobroci często są daleko.
To fantastyka, ale napisana tak by nie tylko bawiła. Warto dać szansę tej książce. Bardzo warto!
Długo się zabierałam za Sandersona trochę się bojąc tych szczegółowych opisów skomplikowanych światów, o których słyszałam w rozlicznych recenzjach. One faktycznie są, ale podane tak, że oderwać się nie można. Autor włożył tytaniczną pracę, albo ma tak spaczony mózg. Bez znaczenia- wyszło wiarygodnie.
Śledząc losy Vin i jej podejście do świata, przed którym z początku...
2016-02-28
"Magonia", to historia, której jestem w stanie dużo wybaczyć. Widzę, że brakuje tam trochę wyjaśnień a nadążanie za akcją momentami sprawia trudność, ale nie zmienia to faktu, że opowieść wciągnęła mnie bez reszty. Gwoli ścisłości po obejrzeniu kilku recenzji nie miałam wobec niej zbyt wysokich oczekiwań, dzięki czemu zostałam pozytywnie zaskoczona. Autorka nie kopiuje pomysłu, universum, bohaterów- ma własny pomysł. Sięgając po tą książkę nie przeczytacie zlepka wrażeń z innych opowieści. Na pewno sięgnę po kolejne tomy.
Porównałabym tę książkę poziomem z " Wszechświatami" L. Patrignani, jednak "Magonia" jest lepsza.
Uwaga techniczna: owińcie książkę przed czytaniem bo mnie starczyło pół godziny by stracić srebrny napis na okładce, a zanim się obejrzałam straciłam też napis z grzbietu. Nic więcej się nie niszczy więc nie jest to wielka szkoda dla tej pięknej okładki, ale jednak. Uprzedzam przed faktem.
Polecam!
"Magonia", to historia, której jestem w stanie dużo wybaczyć. Widzę, że brakuje tam trochę wyjaśnień a nadążanie za akcją momentami sprawia trudność, ale nie zmienia to faktu, że opowieść wciągnęła mnie bez reszty. Gwoli ścisłości po obejrzeniu kilku recenzji nie miałam wobec niej zbyt wysokich oczekiwań, dzięki czemu zostałam pozytywnie zaskoczona. Autorka nie kopiuje...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-02-26
To książka, na przeczytanie której czekałam już od dawna. Realizm magiczny zawsze bardzo do mnie przemawia i lubię ten rodzaj narracji. "Dygot" to pierwsza powieść z tego nurtu napisana na aż tak wysokim poziomie. Zaraz po zakupieniu przeczytałam kilka stron, ale musiałam odłożyć. Chwytając ją dziś po południu nie zakładałam, że dziś też skończę, ale akcja wciągnęła mnie do tego stopnia, że nie byłam w stanie przerwać czytania.
Zastanawiam się co napisać o fabule. Myślę, że jest to książka o splocie ludzkich losów i wadze podejmowanych decyzji. Jasno pokazuje, że nie można uciec od odpowiedzialności za czyny. Trud wcale nie kryje się w zdolności człowieka do krzywdzenia innych. Z różnych pobudek każdy jest w stanie to zrobić. Niewielu jednak jest w stanie żyć z ze świadomością czego się dopuścili i prowadzić życie tak, aby przeszłość nie odcisnęła się piętnem na codzienności. Jeśli dodać do tego pewną sporą dozę ludowych wierzeń, przekonań i stereotypów nic dziwnego, że powstaje powieść, która zawładnęła umysłami polskich czytelników i podbiła ich serca. Zachwyt zasłużony. Choć przyznać należy, że książka nie należy do łatwych. Serdecznie polecam!
To książka, na przeczytanie której czekałam już od dawna. Realizm magiczny zawsze bardzo do mnie przemawia i lubię ten rodzaj narracji. "Dygot" to pierwsza powieść z tego nurtu napisana na aż tak wysokim poziomie. Zaraz po zakupieniu przeczytałam kilka stron, ale musiałam odłożyć. Chwytając ją dziś po południu nie zakładałam, że dziś też skończę, ale akcja wciągnęła...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-02-26
Zbiór opowiadań, mający- chyba jak wszystkie tego typu publikacje- swoje lepsze i gorsze momenty. Ogólnie jednak wypada bardzo dobrze, historie same w sobie spójne, bywają zaskakujące i wciągają czytelnika w wir wydarzeń Okładka klimatyczna, chociaż szumnie zapowiadana na tyle okładki "egida George'a R. R. Martina" zupełnie zbędna. Tym bardziej, że jego opowiadanie, kończące cały zbiór wcale nie jest najlepszym, najbardziej zajmującym, czy nawet wyróżniającym się . To moje pierwsze spotkanie z jego twórczością wiec nie odniosę się do reszty, powiem tylko, że nie zachęcił mnie do sięgnięcia po więcej. Nie to zmienia faktu, że bardzo cieszę się z przeczytania tej książki właśnie z uwagi na możliwość poznania różnych pisarzy, z którymi dotąd nie miałam styczności.
Bez spoilerów powiem, że moim zdaniem najlepsze opowiadania zamieścili:
Brandon Sanderson, Jim Butcher Joe R. Lansdale i Sherrilyn Kanyon. Reszta też trzyma poziom ale nie już tak wysoki. Za najgorsze opowiadania uznaję dwa ostatnie, czyli te stworzone przez Caroline Spector i George'a R. R. Martina.
Zbiór polecam serdecznie. To naprawdę dobra okazja by odkryć nowych autorów i sprawdzić tyle tych, co do których nie jest się pewnym czy przypadną nam do gustu.
Zbiór opowiadań, mający- chyba jak wszystkie tego typu publikacje- swoje lepsze i gorsze momenty. Ogólnie jednak wypada bardzo dobrze, historie same w sobie spójne, bywają zaskakujące i wciągają czytelnika w wir wydarzeń Okładka klimatyczna, chociaż szumnie zapowiadana na tyle okładki "egida George'a R. R. Martina" zupełnie zbędna. Tym bardziej, że jego opowiadanie,...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-02-22
Kiedy kupowałam tę książkę znałam na wyrywki tylko kilka cytatów autora i byłam zwyczajnie ciekawa jak wypadnie w zamkniętej całości. I cóż mogę powiedzieć? Czyta się świetnie, a przemyślenia na temat źródeł, budowy funkcji czy społecznym odbiorze powieści zawierają wiele aktualnych wciąż myśli. Czasem dobrze jest spojrzeć na mechanizmy rządzące literaturą tak od kuchni, po to by je znać i nie dać się "okantować". Myślę, że watro sięgnąć i przemyśleć dogłębnie. Kto wie? Może gdyby czytelnik nie wzbraniał się rękami i nogami przed poznawaniem teorii literatury, a podszedł do niej bardziej z ciekawości ni tylko szkolnego obowiązku drzewa jakie wycięto np. do druku "50 Twarzy G." dalej oczyszczałyby powietrze dając latem miły cień. To zdecydowanie wyszłoby wszystkim na zdrowie.
Kiedy kupowałam tę książkę znałam na wyrywki tylko kilka cytatów autora i byłam zwyczajnie ciekawa jak wypadnie w zamkniętej całości. I cóż mogę powiedzieć? Czyta się świetnie, a przemyślenia na temat źródeł, budowy funkcji czy społecznym odbiorze powieści zawierają wiele aktualnych wciąż myśli. Czasem dobrze jest spojrzeć na mechanizmy rządzące literaturą tak od kuchni,...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-02-16
Dwa fakty na początek. O serii INNI usłyszałam na YouTube, zaciekawiła mnie, ale już wtedy ciężko było dostać papierową wersję, a cena egzemplarzy z drugiej ręki bolała( e-booków unikam o ile mogę). Pogodziłam się zatem z faktem, że nie przeczytam. Z przypadku na olx znalazłam ją za 30 zł- pomyślałam- kupię.
Zaczęłam czytać kiedy na czytanie nie miałam totalnie czasu. I co z tego wyniknęło? Musiałam zmienić torebkę na większą, żeby mieścić tę książę i zabierać wszędzie byle czytać dalej. Jest wciągająca. Bardzo. I warto dać się porwać fabule. Nie będę jej tu opisywać, bo wydaje mi się, że lepiej samemu poznawać. Tym bardziej że książkę czyta się szybko i bezproblemowo. Ewentualne krwawe momenty nie są opisane w sposób odstręczający, choć dalej zachowują odpowiedni klimat i wydźwięk. Na dniach zamawiam kolejne tomy i już czekam na czwarty. Serdecznie polecam!
Dwa fakty na początek. O serii INNI usłyszałam na YouTube, zaciekawiła mnie, ale już wtedy ciężko było dostać papierową wersję, a cena egzemplarzy z drugiej ręki bolała( e-booków unikam o ile mogę). Pogodziłam się zatem z faktem, że nie przeczytam. Z przypadku na olx znalazłam ją za 30 zł- pomyślałam- kupię.
Zaczęłam czytać kiedy na czytanie nie miałam totalnie czasu. I co...
2016-02-02
Książka, którą musiałam mieć, przez swój- mam świadomość- fanatyczny miejscami szacunek dla Twórczości, ale również postaw Pani Szymborskiej. To była kobieta pamiętająca o istnieniu kosza na śmieci, a w dodatku bez specjalnego ceremoniału mówiąca, że nie wie, że się pomyliła.
Wspomnienia Michała Rusinka nie próbują czytelnika przekonać, do określonego obrazu Noblistki, a autor nie stawia siebie w roli wyróżnionego. Widać również, że pisze zachowując spory margines prywatności, do której ma prawo, a nawet powiem więcej, która jest wskazana. Pani Szymborska to w tej książce Obserwator Świata, którego śledzimy wzrokiem drugiego Obserwatora. Prywatność zostaje prywatnością, a czytelnik mimo to dostaje świetny tekst, pełen smaczków i refleksji, dzięki któremu zaspokaja swoją ciekawość. Szczerze polecam. Jeśli wspominać, to właśnie tak.
Książka, którą musiałam mieć, przez swój- mam świadomość- fanatyczny miejscami szacunek dla Twórczości, ale również postaw Pani Szymborskiej. To była kobieta pamiętająca o istnieniu kosza na śmieci, a w dodatku bez specjalnego ceremoniału mówiąca, że nie wie, że się pomyliła.
Wspomnienia Michała Rusinka nie próbują czytelnika przekonać, do określonego obrazu Noblistki,...
2016-01-13
Ciepła opowieść o budowaniu relacji z ludźmi jakich los stawia na naszej drodze i z samym sobą. Pokazuje, że człowiek może nie radzić sobie z własną tożsamością, a nawet jeśli do pewnego stopnia jest jej świadomy i tak nie opuszcza go strach. Strach przed brakiem akceptacji. Jest to również książka o fascynacji autorem, którą zapoczątkowuje zapalnik w postaci zasłyszanej informacji, a która zmienia życie. Gdzie w tym wszystkim Lucynka? Czytając ma się wrażenie, to mentalnie najbardziej "dorosły" bohater powieści. Wszystko na ponad 200 stronach, które połyka się w zastraszającym tempie. Bardzo polecam!
Ciepła opowieść o budowaniu relacji z ludźmi jakich los stawia na naszej drodze i z samym sobą. Pokazuje, że człowiek może nie radzić sobie z własną tożsamością, a nawet jeśli do pewnego stopnia jest jej świadomy i tak nie opuszcza go strach. Strach przed brakiem akceptacji. Jest to również książka o fascynacji autorem, którą zapoczątkowuje zapalnik w postaci zasłyszanej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jeśli przejrzeć listę recenzowanych i czytanych przeze mnie książek, staje się jasne, że szczególnie lubię te tytuły, które maja w sobie mocny aspekt psychologiczny Czy to ze względu na zawód, czy też prywatne zainteresowania lubię pogłębiać swoją wiedzę, ale też bawić się tematem, kiedy psychologia i choroby psychiczne staja się elementem albo tłem powieści. Dlatego właśnie sięgnęłam po Runę Very Buck. Książka nie okazała się jednak tym, za co chciałam ja brać i ostatecznie bardzo mną wstrząsnęła.
Kto choć trochę interesuje się leczeniem wie, że nie tak dawno zadziwiająco dużo racji było w powiedzeniu: „ Operacja się udała, pacjent umarł”. Niestety historia nie pozostawia złudzeń. Wiedzę medyczną zdobywaliśmy w ciężkich czasach i niedelikatny sposób. O ile suche dane nie robią aż takiego wrażenia, o tyle gdy mamy do czynienia z narracją ożywiająca pacjentów i napawającą im twarze, losy, imiona, nie jest lekko przejść nad tym do porządku dziennego. Vera Buck połączyła w swojej książce garść historii ze swoim wyobrażeniem i zabiera czytelnika w fascynującą podróż po początkach neurologii. Jest to jednak podróż dla wytrwałych. Polecam, ale z tym dopiskiem, że nie jest to prosta emocjonalnie książka. Przynajmniej dla mnie nie była.
Po więcej:
https://www.ksieganna.com/2018/09/vera-buck-runa/
Jeśli przejrzeć listę recenzowanych i czytanych przeze mnie książek, staje się jasne, że szczególnie lubię te tytuły, które maja w sobie mocny aspekt psychologiczny Czy to ze względu na zawód, czy też prywatne zainteresowania lubię pogłębiać swoją wiedzę, ale też bawić się tematem, kiedy psychologia i choroby psychiczne staja się elementem albo tłem powieści. Dlatego...
więcej Pokaż mimo to