

W ogóle nie chodziło o blizny, lecz o głosy mojego wnętrza, których nauczyłem się nie słyszeć. A ponieważ ich nie słyszałem, stawały się cor...
W ogóle nie chodziło o blizny, lecz o głosy mojego wnętrza, których nauczyłem się nie słyszeć. A ponieważ ich nie słyszałem, stawały się coraz cichsze i cichsze; nikt nie może wzywać pomocy w nieskończoność. Tym bardziej, że ja potrafiłem z czasem wyłączyć się całkowicie.
Człowiek prawie nigdy nie rozumie, co oznaczają dni, które własnie przeżywa. Czasem przeczuwa; ale tylko odważniejsze, bardziej pewne siebie...
Człowiek prawie nigdy nie rozumie, co oznaczają dni, które własnie przeżywa. Czasem przeczuwa; ale tylko odważniejsze, bardziej pewne siebie jednostki potrafią w pełni przylgnąć do tych nierozpoznanych chwil z pasją i oddaniem już w sekundach teraźniejszości. Ja nie potrafię. Ja przeżywam każdy swój krok, krzyk, czyn jakby trochę z boku.
Raz wróciliśmy z całodziennej wycieczki i w zapadającym zmroku znaleźliśmy na grubych deskach tarasu martwego kosa. Leżał tam na brzuchu z g...
Raz wróciliśmy z całodziennej wycieczki i w zapadającym zmroku znaleźliśmy na grubych deskach tarasu martwego kosa. Leżał tam na brzuchu z głową łagodnie przekrzywioną i kropelką krwi koło dzióbka, a ja pomyślałem, że ma go na sumieniu któryś z tutejszych kotów. Ptaka pochowaliśmy jeszcze tego samego wieczora obok dużej zarośniętej sterty starej kostki brukowej. Z pomocą Lucynki wydłubałem grobek łyżką kuchenną, ziemia była miękka, a na trawę osiadała wieczorna rosa. Kroplę krwi z desek zmył nocny deszcz. Dopiero następnego dnia zauważyłem dziwny ślad na francuskim oknie pracowni; ślad, który był nowy. A więc nie żaden kot, lecz mordercze odbicie okolicy w oknie. A ptak, najprawdopodobniej jeszcze młody, zderzył się w pełnym locie z twardą, nieustępliwą szybą, by chwilę potem dokonać żywota pod obrazem pięknego, fałszywego świata.