-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać192
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant4
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2016-09-29
2010-11-16
Uwielbiam! Jedna z tych pozycji, które mogę czytać w kółko i na okrągło.
Pierwsze moje zetknięcie z Gaimanem, bodajże drugie z Pratchettem.
Dowcip mnie porwał raz i na zawsze, błyskotliwe skojarzenia, gry słów. Dialogi Azirafala i Crowleya - bezcenne, rozbrajające.
Nastawienie na język bardziej niż na akcję, to zaleta Pratchetta, którą mnie kupił. Jednocześnie jest tu nieco subtelniejszy, nie tak przeładowany jak w jego solowych projektach (być może dzięki ręce Gaimana, który z kolei napędza bardziej akcję), i prawdopodobnie właśnie dlatego mnie nie męczy nawet wielokrotne czytanie. Co się niestety zdarza co jakiś czas w serii "Świata dysku".
Podsumowując, bardzo udany projekt!
Uwielbiam! Jedna z tych pozycji, które mogę czytać w kółko i na okrągło.
Pierwsze moje zetknięcie z Gaimanem, bodajże drugie z Pratchettem.
Dowcip mnie porwał raz i na zawsze, błyskotliwe skojarzenia, gry słów. Dialogi Azirafala i Crowleya - bezcenne, rozbrajające.
Nastawienie na język bardziej niż na akcję, to zaleta Pratchetta, którą mnie kupił. Jednocześnie jest tu nieco...
2011-03-03
Gdybym dostała karę dożywotniego czytania tego, co napisze Marta Kisiel, to życzyłabym sobie żyć wiecznie. Własną długowieczność, w to nie wątpię, Kisiel zorganizuje sobie we własnym zakresie.
Początek jak zwykle był czasem konfrontacji własnych oczekiwań z wizją i sposobem podania autorki. Jak zwykle były to wizje odmienne, czyli autorka mnie zaskoczyła, a ja musiałam się do czegoś przyczepić. Potem mi przeszło.
Zarysowująca się leniwie akcja sugerowała nieśmiały kłus z ewentualną domniemaną sugestią późniejszego galopu. Tymczasem figa z makiem, akcja, owszem, ma niekiedy tendencje do przyspieszania, ale jest to raczej epizodyczne podbieganie, które przeradza się w końcu znowu w niespiesznie sunięcie. Pierwsze i definitywne hamowanie zaliczyłam zaraz na starcie. Wymusił je na mnie język - naładowany, wręcz przeładowany, przymiotnikami i nawiązaniami, których nie byłam w stanie należycie ogarnąć i docenić, jadąc tempem Formuły 1, ze świszczącym z nadmiaru emocji powietrzem i rozmytym obrazem.
Myśl, że autorka ma coś wspólnego z filologią polską, zaświtała mi po kilkunastu stronach, a potwierdziła ją pospiesznie przejrzana notka na trzeciej stronie okładki. Jednak to, co w pierwszym odruchu wywołało we mnie wrażenie popisywania się sprawnością (albo przyswajalnością) językową i wiedzą oraz idące za nimi poczucie zmęczenia i przytłoczenia, w połowie książki nagle przerodziło się w wyzwanie. Ile nawiązań, powiązań, skojarzeń autorka jeszcze wplotła? A zrobiła to, trzeba powiedzieć, bardzo zgrabnie.
Niebanalne skojarzenia doprawione tonami epitetów, błyskotliwych utarczek słownych i twórczością wieszczów polskiej literatury, którą zawłaszczają sobie od czasu do czasu bohaterowie, sprawiają, że się chce. Czytać się chce. Fabryka Słów, która wydała tę pozycję, idealnie wpisuje się w twórczość autorki. Czy może na odwrót. Jak w fabryce, kompletny proces twórczy: Kisiel jest fantastycznym zbieraczem, mikserem i segregatorem słów.
Również sami bohaterowie, nawet gdyby pozostali tylko milczącymi sylwetkami zarysowanymi jedynie obserwacjami narratora, budzą śmiech wymieszany niekiedy z rozczuleniem. Tytułowy dożywotnik, Konrad, i jego przedszkole stanowią wyjątkowo barwną bandę osobliwości. Anioł Stróż w bamboszkach, Zmora, Krakers i smęcące Widmo o "zmiennym stanie skupienia", z których nie każdy jest tym, kim wydaje się być, znakomicie rekompensują brak zapierającej dech w piersiach (skądkolwiek skojarzenie, że taka w ogóle powinna być) akcji.
Nie mam pojęcia, jak i kto wykreśla szczyty literackie, ale jestem pewna, że na jednym z takich szczytów Marta Kisiel zatknęła swój proporczyk. I ja zamierzam wyglądać kolejnego.
Gdybym dostała karę dożywotniego czytania tego, co napisze Marta Kisiel, to życzyłabym sobie żyć wiecznie. Własną długowieczność, w to nie wątpię, Kisiel zorganizuje sobie we własnym zakresie.
Początek jak zwykle był czasem konfrontacji własnych oczekiwań z wizją i sposobem podania autorki. Jak zwykle były to wizje odmienne, czyli autorka mnie zaskoczyła, a ja musiałam...
2020-09-06
2018-03-16
2001-01-01
2011-11-12
Przeczytanie wszystkich trzech ksiąg nomów zajęło mi ponad dwa lata.
Sama tego do końca nie rozumiem, bo nie ma to absolutnie żadnego związku z jakością książek - po prostu tak wyszło.
I odwrotnie proporcjonalnie do czasu czytania uważam, że jest to jedna z najlepszych powieści Pratchetta.
Bynajmniej, nie jest dla dzieci - dziecko nie złapie tych analogii, sugestii, odniesień, ironii, słownych gier, kalamburów. Lekkie - owszem, ale nikt znający Pratchetta nie będzie wymagał od niego podręczników akademickich. To jest ta cudowna magia słowa i języka. Dla mnie: mistrzostwo świata.
Nie wiem, niestety, jak się spisuje polskie tłumaczenie, dlatego pełną odpowiedzialność za moją opinię i ocenę biorę tylko w przypadku oryginału. Pratchett źle przetłumaczony będzie jak tornado w odpływie umywalki. Lepiej w ogóle zakręcić kran.
Przeczytanie wszystkich trzech ksiąg nomów zajęło mi ponad dwa lata.
Sama tego do końca nie rozumiem, bo nie ma to absolutnie żadnego związku z jakością książek - po prostu tak wyszło.
I odwrotnie proporcjonalnie do czasu czytania uważam, że jest to jedna z najlepszych powieści Pratchetta.
Bynajmniej, nie jest dla dzieci - dziecko nie złapie tych analogii, sugestii,...
2000-01-01
2002
I stało się odrobinę jaśniej.
"Chatę" czytałam na przemian ze wzruszeniem i wzburzeniem - czyli reagowałam dokładnie tak, jak bohater. Pytania i odpowiedzi - odpowiedzi rodzące kolejne pytania, odpowiedzi wywołujące falę sprzeciwu i w końcu odpowiedzi otwierające drzwi i okna, wpuszczające świeże powietrze do naszych skostniałych poglądów, zacietrzewionych umysłów karmionych religijną (i antyreligijną) propagandą.
I wierzcie mi, niekoniecznie trzeba być osobą głęboko wierzącą, żeby ta książka uderzyła w czułe struny duszy. I życia. I nie trzeba też pragnąć przemiany, nie trzeba szukać odpowiedzi, nie trzeba nawet zadawać pytań: bohater zadaje je za nas, Bóg odpowiada, a przemiana... no cóż, to raczej za mało na radykalną zmianę poglądów, ale na tyle dużo, żeby spojrzeć na Boga nieco inaczej i być może otworzyć mu furtkę nieco szerzej.
Było kilka zgrzytów, w których poczułam, jakby autor traktował mnie jak przygłupa: kilka zbędnych komentarzy i pytań bohatera, kiedy to, co obserwował, było aż nadto oczywiste i nie potrzebowało nazwy, a w każdym razie nie w takiej formie.
Kilka razy miałam łzy w oczach i cały czas czułam, że nowotestamentowego przesłania nie da się przetłumaczyć, wytłumaczyć piękniej i przystępniej. I TAKI Bóg naprawdę jest bliższy, TAKI Bóg staje się bardziej zrozumiały, chociaż to przecież i tak tylko mała cząstka w ogromnym świecie teologicznych zakrętów.
Nie napiszę, że zaszła we mnie jakaś rewolucja. Ale na pewno kilka szufladek w mojej głowie się otworzyło i zapaliło się nowe światło, które oświetla tę trudną relację człowiek - Bóg.
Bardzo, bardzo polecam.
I stało się odrobinę jaśniej.
więcej Pokaż mimo to"Chatę" czytałam na przemian ze wzruszeniem i wzburzeniem - czyli reagowałam dokładnie tak, jak bohater. Pytania i odpowiedzi - odpowiedzi rodzące kolejne pytania, odpowiedzi wywołujące falę sprzeciwu i w końcu odpowiedzi otwierające drzwi i okna, wpuszczające świeże powietrze do naszych skostniałych poglądów, zacietrzewionych umysłów...