-
Artykuły„Małe jest piękne! Siedem prac detektywa Ząbka”, czyli rozrywka dla młodszych (i starszych!)Ewa Cieślik1
-
ArtykułyKolejny nokaut w wykonaniu królowej romansu, Emily Henry!LubimyCzytać3
-
Artykuły60 lat Muminków w Polsce! Nowe wydanie „W dolinie Muminków” z okazji jubileuszuLubimyCzytać3
-
Artykuły10 milionów sprzedanych egzemplarzy Remigiusza Mroza. Rozmawiamy z najpoczytniejszym polskim autoremKonrad Wrzesiński22
Biblioteczka
Pisanie kryminałów nie jest łatwą pracą. Kiedy kolejny raz musisz obmyślić krwawą intrygę, stworzyć wiarygodny motyw zbrodni i sprytnie schować mordercę w gąszczu innych podejrzanych, nagle odkrywasz, że wszystko już było i nie masz cienia szans na oryginalność. Nie wiem, czy takie literackie bolączki trapią Alka Rogozińskiego, ale z pewnością dzielnie walczy z nimi jego literacka bohaterka Róża Krull, której najnowsze przygody poznać możemy w książce „Kto zabił Kopciuszka?”.
Róża kolejny już raz stoi w obliczu swojego największego koszmaru – deadline’u i nie ma nawet pomysłu na najnowszą powieść, co dopiero mówić o jej treści. Kiedy kolejne wykręty u wydawcy okazują się bezskuteczne, pisarka postanawia przeprowadzić naradę z zaprzyjaźnioną autorką horrorów Miłką Wężowską. W ramach luźnej pogawędki snują one plan uśmiercenia Kopciuszka na balu i rozważają, kto mógłby zamordować poczciwe i piękne dziewczę. Żadna z nich nawet nie podejrzewa, że scenariusz ich książki okaże się wkrótce aż nazbyt realistyczny…
Alek Rogoziński idzie jak burza! Ledwo wybrzmiały echa jego świątecznej opowieści napisanej wspólnie z zaprzyjaźnioną Magdaleną Witkiewicz, już swoją premierę ma trzecia część przygód Róży. Po świetnych „Do trzech razy śmierć” i „Lustereczko, powiedz przecie” oczekiwania wobec książki miałam spore i liczyłam na solidną dawkę śmiechu. Nie zawiodłam się zupełnie! Książkę pochłonęłam w jedno majówkowe popołudnie, kilkukrotnie śmiejąc się przy tym na głos i wzbudzając pełne politowania spojrzenia mojego zaczytanego w kryminale ojca. Było jak zwykle u Alka lekko, zabawnie i ironicznie, czyli dokładnie tak jak lubię. I choć samo kryminalne śledztwo i naszkicowanie intrygi wydaje się nieco niedopracowane, to jednak jest to dla mnie wyłącznie marginalne spostrzeżenie amatorki kryminałów, a nie prawdziwa krytyka.
Plejada przyjaciół głównej bohaterki, z niezastąpionym Pepe, panią Cecylią i Betty oraz Mario, który tym razem stał się głównym podejrzanym i trafił nawet do policyjnego aresztu, sprawiają, że cała seria przygód roztargnionej autorki kryminałów nie traci nic ze swojej świeżości i wciąż bawi czytelników do łez. Ja aktualnie zaraziłam nią moją mamę, która z wypiekami na ustach pochłania kolejne rozdziały i utwierdzona jej opinią, mogę śmiało polecić je Wam jako idealną lekturę do zapakowania w walizkę podczas nadchodzących wakacyjnych wyjazdów. W górach czy na plaży – z Różą z całą pewnością nie będziecie się nudzić!
Pisanie kryminałów nie jest łatwą pracą. Kiedy kolejny raz musisz obmyślić krwawą intrygę, stworzyć wiarygodny motyw zbrodni i sprytnie schować mordercę w gąszczu innych podejrzanych, nagle odkrywasz, że wszystko już było i nie masz cienia szans na oryginalność. Nie wiem, czy takie literackie bolączki trapią Alka Rogozińskiego, ale z pewnością dzielnie walczy z nimi jego...
więcej mniej Pokaż mimo to
Bohaterowie „Rozdroży” powrócili. Sabina Waszut, autorka związana ze Śląskiem i o śląskiej historii pisząca, powołała do życia bohaterów doskonale ukazujących narodowościową problematykę regionu, która w czasie II wojny światowej odcisnęła wyraźne piętno na losach mieszkańców. „W obcym domu" to kontynuacja ich losów i wnikliwe spojrzenie na powojenną rzeczywistość.
Sophie i Władek Zalescy przeżyli wojenną zawieruchę i odnaleźli się w powojennej Polsce. Szybko jednak okazało się, że i te czasy nie będą dla nich łaskawe. Sophie, choć sama jest żoną Polaka, zmierzyć musi się z nienawiścią do Niemców. Jej rodzina pozbawiona zostaje majątku, a młodzi małżonkowie walczyć będą z ogromną biedą i poniżeniami. Kiedy w małej, zagrzybionej izbie na peryferiach miasta na świat przychodzi córka pary, Władek postanawia walczyć z systemem. Praca w drukarni pozwala mu na drukowanie nielegalnych książek i ulotek, co nie podoba się jego żonie, która pragnie wyłącznie bezpieczeństwa najbliższych. Pomiędzy małżonkami stają również choroby najbliższych i duchy przeszłości, których wpływ na codzienność bohaterów okazuje się większy, niż początkowo mogło się wydawać…
Tak jak w „Rozdrożach” poruszony został problem tożsamości narodowej mieszkańców Śląska, tak w „W obcym domu” autorka skupiła się już bardziej na wojennych reperkusjach wobec mieszkańców regionu. Wiadomym jest, że dla Polaków to Niemcy odpowiedzialni byli za całe wojenne zło, a oceniając całą nację, nie myślano o tym, że Niemka, której po wojnie odmówiono sprzedaży bochenka chleba, to wciąż ta sama kobieta, która od lat była sąsiadką i nie raz wyciągnęła w potrzebie pomocną dłoń. Sabina Waszut opisuje, jak mieszkające na Śląsku od lat rodziny za cenę wolności i pozostania w domu, musieli wyprzeć się swojej tożsamości, języka czy nawet zniszczyć bezcenne rodzinne pamiątki. Powojenne rozliczenia, sprowadzone do losów prostej i niezamożnej rodziny, pokazuje bezmiar okrucieństwa, który nie zakończył się wraz z podpisaniem pokojowych traktatów.
Autorka utrzymała wysoki poziom serii i nie rozczarowała mnie jej kontynuacją, a muszę podkreślić, że oczekiwania miałam naprawdę wysokie. Z niecierpliwością wyczekuję na chwile spędzone nad lekturą „Zielonego byfyja” i mam nadzieję, że los (czy może raczej pisarka) okazał się dla bohaterów łaskawy i w końcu odnajdą oni odrobinę spokoju i bezpieczeństwa.
Bohaterowie „Rozdroży” powrócili. Sabina Waszut, autorka związana ze Śląskiem i o śląskiej historii pisząca, powołała do życia bohaterów doskonale ukazujących narodowościową problematykę regionu, która w czasie II wojny światowej odcisnęła wyraźne piętno na losach mieszkańców. „W obcym domu" to kontynuacja ich losów i wnikliwe spojrzenie na powojenną rzeczywistość.
Sophie...
Kiedy Sabina Waszut, autorka znana mi z doskonale ze Śląskich Targów Książki, w ramach których uczestniczyła w organizowanym przez ŚBK-ów panelu dyskusyjnym i doceniona przeze mnie po lekturze „Baru na Starym Osiedlu”, akcja którego dzieje się w moim rodzinnym mieście, zaproponowała mi zrecenzowanie swoje trylogii, nie zastanawiałam się długo. Co prawa przy moich recenzenckich zaległościach dodatkowe trzy książki wydawały się strzałem w kolano, ale sagi rodzinne zawsze były moją słabością, a akcja tej dzieje się dodatkowo na Śląsku.
„Rozdroża”, bo tak zatytułowana jest pierwsza część serii, to opowieść o Sophie Trauter, Niemce mieszkającej wraz z rodziną w śląskim mieście, oraz Władku Zaleskim – synu powstańca, który wraz z matką najmuje mieszkanie u Trauterów. Początkowe przyjazne relacje tych młodych ludzi szybko zamieniają się w gorące uczucie i pomimo początkowej niechęci rodzin, Zosia i Władek pobierają się wiosną 1939 roku. Wypowiedziane podczas uroczystości słowa księdza, okazują się proroctwem na najbliższe lata, którego prędkiej realizacji nikt się nie spodziewał:
„Nie puszczajcie swoich dłoni, nawet jeśli zawierucha tych niepewnych czasów porwie każde z was w inną stronę. Zapamiętajcie to, co czujecie teraz. Bo właśnie pamięć pozwoli Wam przetrwać”
Wybuch wojny rozdziela młodych małżonków, którzy nie zdążyli się nacieszyć rodzinnym szczęściem. Wcielony do wojska Władek trafia na front, a Zosia – dzięki niemieckiemu obywatelstwu, kończy kursy zawodowe i dostaje dobrą pracę w urzędzie miejskim w Pszczynie. O tym, jak potoczą się ich dalsze wojenne losy, musicie przekonać się sami, ja wspomnę tylko, że nie zabraknie w nich niespodziewanych zwrotów akcji, a zawierucha historii nie zawsze będzie dla bohaterów łaskawa.
„Rozdroża” to książka niezwykle dla mnie ważna, pokazująca śląską historię w sposób prosty i przystępny, a jednak dokładny. Tutaj, w moim miejscu na ziemi, wojna i jej bohaterowie nie byli tak oczywiści, jak w pozostałych polskich rejonach. Nie sposób zapomnieć, iż to właśnie na Śląsku od lat współegzystowali Polacy i Niemcy, a część z nich nigdy nie poczuwała się do żadnej z nacji – byli po prostu Ślązakami. Kiedy wybuchła wojna w ludzkiej pamięci wciąż jeszcze były śląskie plebiscyty i krwawo tłumione powstania, a niesnaski między sąsiadami nie zdążyły przygasnąć. Historia tego rejonu jest bardzo trudna, czasami nawet w rodzinach dochodziło do podziałów – bracia mojego dziadka, na skutek zakrętów losu, walczyli we wrogich armiach – jeden po stronie polskiej, a potem rosyjskiej, drugi w Wermachcie. Pięknie podsumowują to słowa ojca Zosi, mądrego niemieckiego rzemieślnika, który tak zwrócił się do swojego zięcia:
„Chłopcze, ja wiem jedno. Wojna jest straszna. A umieranie boli bez względu na to, czy jesteś Ślązakiem, Polakiem czy Niemcem”
Sabina Waszut stworzyła opowieść, która porusza ważne i trudne tematy, ale nie przygnębia. „Rozdroża” pochłonęłam w jedno niedzielne popołudnie i wieczór, i tylko konieczność wczesnej pobudki w poniedziałkowy poranek zmusiła mnie, żeby z rozpoczęciem „W obcym domu” poczekać do kolejnego dnia. To wspaniała historia, która porusza serca i uczy, że nieważne kto trzyma broń i do kogo strzela – każda śmierć jest tragedią, a czarno-białe są wyłącznie stare filmy. Mam wrażenie, że szczególnie w dzisiejszych czasach powinniśmy o tym pamiętać.
Kiedy Sabina Waszut, autorka znana mi z doskonale ze Śląskich Targów Książki, w ramach których uczestniczyła w organizowanym przez ŚBK-ów panelu dyskusyjnym i doceniona przeze mnie po lekturze „Baru na Starym Osiedlu”, akcja którego dzieje się w moim rodzinnym mieście, zaproponowała mi zrecenzowanie swoje trylogii, nie zastanawiałam się długo. Co prawa przy moich...
więcej mniej Pokaż mimo to
Marta Matyszczak i jej seria „Kryminał pod psem” powraca! Gucio, detektyw Solański i Róża tym razem odwiedzą malowniczy Barlinek, w którym poprowadzą kryminalne śledztwo, od którego powodzenia zależał będzie los jednego z nich. Okazuje się bowiem, że główną podejrzaną w sprawie tajemniczej śmierci naukowca jest właśnie Róża, która nad pobliskim jeziorem odbywa właśnie turnus odchudzający. W tym miejscu przyznać muszę, że jeszcze nigdy ta bohaterka nie wydawała mi się tak bliska! Kiedy trening zajada ona kolejnym przysmakiem z lokalnej cukierni, mam wrażenie, że czytam o sobie i moich sportowych perypetiach.
Jak zwykle u autorki, tak i tym razem jest lekko i zabawnie już od pierwszych stron. Marta Matyszczak nie straciła nic ze świeżości, z którą zadebiutowała w „Tajemniczej śmierci Marianny Biel” i którą udało jej się utrzymać w „Zbrodni nad urwiskiem”. Cudownie nieporadny Gucio kolejny raz miesza się w sprawę prowadzoną przez swojego opiekuna i kilkukrotnie krzyżuje mu plany, również te uczuciowe, które zupełnie niespodziewanie pojawiają się w głowie detektywa. Pozytywna energia bije z każdego rozdziału, a wybuchy śmiechu towarzyszyły mi po niemal każdej scenie, której bohaterem był rozkoszny psiak.
Tym bardziej zaskoczona byłam, kiedy w odmętach internetu natrafiłam na opinię, iż książkowi bohaterowie są niemili, antypatyczni i brzydcy, cała książka nieśmieszna, a sam Gucio ma być nieprzyjazny wobec innych zwierzaków. Początkowo przecierałam oczy ze zdziwienia i zastanawiałam się, czy aby na pewno czytaliśmy tę samą książkę. Prawdą jest, że gusta literackie są różne i jak mówi stare ludowe porzekadło „nie to ładne, co ładne, a co się komu podoba”, ale żeby aż tak? Po głębszej analizie przyznaję jednak, że faktycznie ani Róża, ani Szymon nie są specjalnie piękni i młodzi, a Gucio (przepraszam kochany!) nie otrzymałby angażu w żadnej psiej reklamie. Wszyscy oni są za to ludzcy, normalni – i jak dla mnie – ironicznie zabawni. Róża to kawał baby, która za grubą skórą kryje kompleksy i potrzebę bliskości i kto jak kto, ale ja rozumiem ją doskonale. Podobnie jak chwilami mało lotnego Solańskiego i jego styranego życiem, momentami złośliwego schroniskowego psiaka.
I chociaż po opisach autorki nikt raczej nie odwiedzi mojego rodzinnego Chorzowa, to wiecie co? Ja jestem nimi zachwycona. Bo pod całym tym krytycznym spojrzeniem kryje się doskonale wyczuwalny sentyment autorki do miasta. Kto kiedykolwiek mieszkał na Śląsku, ten doskonale tę trudną miłość rozumie, podobnie jak to, że ładne familoki, to tylko na Nikiszu, bo te chorzowskie do podziwiania zdecydowanie się nie nadają.
Mam ogromny sentyment do tej serii, uwielbiam niecodzienne okładki i darzę sympatią przemiłą autorkę. Jednak nawet gdyby tak nie było, to i tak z czystym sumieniem polecałabym te książki każdemu. To świetne połączenie klasyki kryminału i doskonałego humoru, z ciekawymi i pełnokrwistymi bohaterami oraz niesamowitym psim narratorem, którego pokochacie. Jeżeli „Kryminałów pod psem” jeszcze nie znacie, to musicie szybko nadrobić braki, a jeśli czytaliście wcześniejsze części, to co tu jeszcze robicie? Pędźcie zamawiać „Strzały nad jeziorem”, w końcu ich premiera już jutro!
Marta Matyszczak i jej seria „Kryminał pod psem” powraca! Gucio, detektyw Solański i Róża tym razem odwiedzą malowniczy Barlinek, w którym poprowadzą kryminalne śledztwo, od którego powodzenia zależał będzie los jednego z nich. Okazuje się bowiem, że główną podejrzaną w sprawie tajemniczej śmierci naukowca jest właśnie Róża, która nad pobliskim jeziorem odbywa właśnie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Agnieszka Lingas-Łoniewska, zwana przez czytelników dilerką emocji, literacki dorobek ma już całkiem spory. Na Targach Książki w Krakowie otaczały ją prawdziwe tłumy, a #sektaagnes, czyli grupa jej najwierniejszych fanek towarzyszy autorce niemal przy każdym spotkaniu z czytelnikami. Jej najnowsza książka, zatytułowana „W szponach szaleństwa”, choć zadedykowana właśnie czytelnikom, wbrew pozorom nie opowiada o szaleństwie wokół Agnieszki. To historia inna niż wszystkie – mroczna, brutalna i budząca strach.
Komisarz Ewa Barska z wrocławskiej policji ma za sobą niejedne trudne śledztwo. Niedawno udało jej się złapać groźnego mordercę, dzięki czemu uzyskała rozgłos i zaufanie przełożonych. Życie prywatne, wobec świeżo zerwanych zaręczyn, całkowicie poświęciła dla pracy. Charakterna i lubiana przez kolegów policjantka właśnie zaczęła prowadzić kolejną sprawę. Pod jednym z wrocławskich mostów znalezione zostało ciało młodej studentki, a sposób jego okaleczenia wzbudził przerażenie śledczych. Dziewczyna pozbawiona została przez sprawcę mózgu.
W ramach standardowych procedur bohaterka przeprowadza przesłuchania w budynku wydziału historii, przepytując kolejno kolegów zamordowanej studentki i jej wykładowców. Spotkanie z opiekunem roku ofiary – doktorem Mateuszem Herzem, wybitnym specjalistą historii starożytnej, całkowicie przewraca życie Ewy do góry nogami. Kobieta nie wierzyła dotąd, że miłość od pierwszego wejrzenia jest możliwa i nigdy nie łączyła pracy z przyjemnościami. Kiedy dla naukowca postanowiła zrobić wyjątek, w okolicach kampusu znalezione zostaje kolejne ciało…
Agnieszka Lingas-Łoniewska kolejny raz stworzyła historię, która przyprawia fanów o nieprzespane noce i palpitacje serca. Zręcznie połączyła historię wielkiego uczucia i mrocznej zbrodni, przeplatając to wszystko wspomnieniami wprost z tajemniczej bieszczadzkiej sekty. Jest mroczniej i brutalniej niż zwykle, okrucieństwo sprawcy i stopień jego dewiacji budzą niepokój, a narastająca wokół głównej bohaterki atmosfera zagrożenia i psychozy sprawia, że co wrażliwszemu czytelnikowi włos zjeży się na głowie.
W książce pojawiają się aż trzy rodzaje narracji – trzecioosobowa, skupiająca się na śledztwie prowadzonym przez komisarz Ewę Barską, i dwie pierwszoosobowe, dzięki którym wchodzimy w rolę seryjnego mordercy i przenosimy się do przeszłości, poznając wspomnienia tajemniczego chłopaka, członka bieszczadzkiej sekty i syna jej przywódcy. Początkowo mieszanka ta może przytłaczać czytelnika, wkrótce jednak fabuła staje się tak wciągająca, że płynne przejścia pomiędzy bohaterami w niczym już nie przeszkadzają.
I choć podczas lektury „W szponach szaleństwa” pozornie szybko udało mi się powiązać ze sobą poszczególne wątki i domyślić się, kim jest morderca, autorce i tak udało się mnie zaskoczyć. I to aż dwukrotnie! Zakończenie bowiem jest zupełnie nieoczywiste i z pewnością niejednego czytelnika wprawi w osłupienie.
Nie da się ukryć, że Agnieszka Lingas-Łoniewska kolejny raz potwierdziła, że nadany jej tytuł dilerki emocji jest w pełni zasłużony, a szaleństwo, które ogarnia jej czytelniczki, ma swoje uzasadnienie. Książka z pewnością wyłamuje się z popularnych obecnie schematów literackich, a przypięta do pisarki łatka „autorki romansów” nie jest prawdziwa. „W szponach szaleństwa” to bowiem przede wszystkim mroczny thriller, a gorący romans w nim opisany, to tylko wisienka na torcie tego literackiego deseru, który przypadnie do gustu niemal każdemu czytelnikowi.
Agnieszka Lingas-Łoniewska, zwana przez czytelników dilerką emocji, literacki dorobek ma już całkiem spory. Na Targach Książki w Krakowie otaczały ją prawdziwe tłumy, a #sektaagnes, czyli grupa jej najwierniejszych fanek towarzyszy autorce niemal przy każdym spotkaniu z czytelnikami. Jej najnowsza książka, zatytułowana „W szponach szaleństwa”, choć zadedykowana właśnie...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Mój tata zawsze mówił, że gdy człowiek ma jakiś problem, powinien pojechać w daleką podróż. Najlepiej sam. Popłynąć daleko, polecieć wysoko. Gdy jest się z dala od domu, od codzienności, można złapać większy dystans do świata. Problemy z takiej perspektywy są mniej widoczne”.
Trudno nie zgodzić się ze słowami ojca Anny, głównej bohaterki najnowszej książki Magdaleny Witkiewicz. „Ósmy cud świata” to kolejna powieść w dorobku autorki nazywanej specjalistką od szczęśliwych zakończeń, która wzruszy serca czytelniczek i zabierze je w daleką podróż – nie tylko do Wietnamu, ale i w głąb siebie.
Anna zbliża się do czterdziestki. Ma kochającą mamę, oddane przyjaciółki i satysfakcjonującą pracę, w której odnosi sukcesy. Za sobą ma również wiele podróży, które stanowiły przyjemną ucieczkę od monotonni życia i pozwalały zaspokoić żądzę przygody. To, czego w życiu Anny brakuje, to miłość. Choć otoczona bliskimi ludźmi i pozostająca w luźnych relacjach damsko-męskich, bohaterka odczuwa lęk przed samotnością. Z każdym dniem coraz bardziej marzy też o dziecku. Czy będzie w stanie poświęcić cząstkę siebie, aby je mieć?
„Ósmy cud świata” to historia, którą potraktowałam chyba najbardziej osobiście z wszystkich książek Magdaleny Witkiewicz. Jak wiele z Anny jest we mnie! Powieść ta, choć niewątpliwe jest romansem i to usytuowanym w dalekim, egzotycznym kraju, jest także ciekawym studium współczesnej kobiety, która odnosząc sukcesy, coraz częściej musi sięgać po najgorszy z możliwych kompromisów – z samą sobą. Która z nas, podobnie jak książkowa bohaterka, nie musiała wybierać między sercem a rozumem? Tym, co niesie radość, ale i niepewność, a starym, dobrym świętym spokojem?
Autorka po raz kolejny napisała książkę, od której nie sposób się oderwać. Jej bohaterowie nie są przerysowani, a problemy, z którymi się zmagają, dotykają każdego z nas. Choć pełna egzotyki i pachnąca aromatem dalekiej Azji, powieść ta wciąż jest niezwykle wiarygodna. Każe odpowiedzieć sobie na pytanie, jak często ścieżki pozornie obcych sobie osób splatają się ze sobą, zanim los postanowi połączyć je na dobre i jak wiele zależy od pozornie błahych decyzji.
Za oknem zimno, szaro i deszczowo, ale dzięki Magdalenie Witkiewicz możemy jeszcze przez chwilę poczuć zapach lata i zanurzyć się w słonecznej opowieści o miłości, na którą warto poczekać. „Ósmy cud świata” to historia, która sprawi, że zaczniemy na nowo marzyć o dalekiej podróży, odkrywaniu siebie i o miłości, która zaskoczyć nas może w każdej chwili. I za ten powiew wiosennej nadziei w chłodny wrześniowy wieczór autorce bardzo dziękuję.
„Mój tata zawsze mówił, że gdy człowiek ma jakiś problem, powinien pojechać w daleką podróż. Najlepiej sam. Popłynąć daleko, polecieć wysoko. Gdy jest się z dala od domu, od codzienności, można złapać większy dystans do świata. Problemy z takiej perspektywy są mniej widoczne”.
Trudno nie zgodzić się ze słowami ojca Anny, głównej bohaterki najnowszej książki Magdaleny...
2015-10-22
Zaginięcie jest kontynuacją Kasacji, od której zaczęła się moja przygoda z autorem. Spotykamy w niej ponownie niepokorny duet Chyłki i Zordona, którzy znowu podejmują się obrony oskarżonych, stojących na z góry straconej pozycji. Otóż ze szczelnie zamkniętego i zabezpieczonego alarmem domu znika dziecko. Sprawę zgłaszają nie tacy znowu zrozpaczeni rodzice, którzy twierdzą, iż wieczorem położyli córkę spać, pozamykali drzwi i włączyli alarm. Kiedy się obudzili dziecka już nie było. Nie było też śladów włamania, walki, a w ostateczności nawet ciała. W takim stanie faktycznym oskarżonymi niejako z automatu stają się rodzice, a prawnicy podejmujący się ich obrony walczyć będą musieli z poszlakami i niechęcią otoczenia…
Tak w największym skrócie można opisać fabułę Zaginięcia, nie zdradzając zbyt wiele z jej treści. Jak zwykle Remigiusz Mróz, zwany również mistrzem suspensu, funduje czytelnikom wiele zwrotów akcji, chwil mrożących krew w żyłach i zupełnie niespodziewane zakończenie (nie mylić z rozwiązaniem kryminalnej zagadki – u Mroza to nigdy nie to samo;)). Książka to godna kontynuacja Kasacji, a jeżeli chodzi o sposób poprowadzenia akcji, mam wrażenie, że jest od niej nawet lepsza. Każdy fan dobrej kryminalnej jazdy bez trzymanki będzie zadowolony.
Zaginięcie jest kontynuacją Kasacji, od której zaczęła się moja przygoda z autorem. Spotykamy w niej ponownie niepokorny duet Chyłki i Zordona, którzy znowu podejmują się obrony oskarżonych, stojących na z góry straconej pozycji. Otóż ze szczelnie zamkniętego i zabezpieczonego alarmem domu znika dziecko. Sprawę zgłaszają nie tacy znowu zrozpaczeni rodzice, którzy twierdzą,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Szymon Solański i wiernie trwający u jego boku kundelek Gucio powrócili w czwartym już tomie „Kryminałów pod psem” autorstwa Marty Matyszczak. „Zło czai się na szczycie” to kolejna odsłona przygód detektywistycznego duetu, który tym razem odwiedził malownicze górskie Zdrojowice, do którego bohaterowie zaproszeni zostali na ślub przyjaciółki. Kiedy jednak w trakcie weselnej zabawy w pobliżu znalezione zostały świeżo zacementowane zwłoki, łatwo możemy się domyślić, że sielska atmosfera kurortu ulegnie całkowitej zmianie.
Autorka kolejny już raz dała popis mistrzowskiego połączenia klasyki kryminału i doskonałej komedii. Jak we wcześniejszych częściach, tak i teraz, akcja rozgrywa się w kameralnym otoczeniu, nawiązując do doskonale znanej fanom gatunku „zagadki zamkniętego pokoju”. Mocno ograniczona liczba podejrzanych i dość czytelne motywy poszczególnych bohaterów nie pozbawiają jednak czytelników przyjemności rozwiązywania kryminalnej zagadki, której bynajmniej nie można uznać za oczywistą. Z każdym kolejnym tomem serii widać, jak rozwija się warsztat pisarski autorki, a wraz z nim doskonaleniu ulega warstwa fabularna powieści, które nie tracą jednak nic ze swojej świeżości i co tu dużo mówić – swojskości.
„Zło czai się na szczycie” pokazuje nieco ironiczne i pełne dystansu spojrzenie Marty Matyszczak na otaczającą ją rzeczywistość, jaki i stworzonych przez nią bohaterów. Tym razem jednak, poza typowymi już (acz wciąż równie śmiesznymi!) wpadkami Róży czy docinkami Gucia, poznamy również przeszłość Szymona, w tym szczegóły tragicznego zdarzenia, w którym stracił żonę. Ciąg dalszy nastąpił również w relacjach miłosnych głównych bohaterów, choć przyznać trzeba, że autorka nie zapewnia im nawet chwili spokoju.
Wielokrotnie już polecałam już całą serię „Kryminałów pod psem”, a i tym razem zrobię to z przekonaniem, że to książki niemal dla każdego. Zarówno bowiem fani kryminału, jak i czytelnicy szukający rozrywki, lekturą kolejnych przygód Gucia będą zachwyceni, a doskonały humor jej towarzyszący jest więcej niż pewny. Tych bohaterów po prostu nie da się nie lubić! Dodatkowo każdy kolejny tom jest lepszy od poprzedniego, a seria – nawet czytana ciągiem, nie powoduje znużenia.
Szymon Solański i wiernie trwający u jego boku kundelek Gucio powrócili w czwartym już tomie „Kryminałów pod psem” autorstwa Marty Matyszczak. „Zło czai się na szczycie” to kolejna odsłona przygód detektywistycznego duetu, który tym razem odwiedził malownicze górskie Zdrojowice, do którego bohaterowie zaproszeni zostali na ślub przyjaciółki. Kiedy jednak w trakcie weselnej...
więcej Pokaż mimo to