-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać312
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant4
Biblioteczka
2020
2020
2020
2020-10-19
2019
„M jak morderca…” jest reportażem o Karolu Kocie, sławnym nastoletnim mordercy z Krakowa, który w latach 60. XX w. zabił nożem dwie osoby, a cztery ranił. Wzbudził tym ogromną panikę w mieście, bo jego ofiarami były również dzieci.
Dużo słyszałem na temat Kota; jest to chyba najsłynniejszy polski seryjny morderca. Jego sława wynikała z młodego wieku i bezwzględności. Pamiętam jak przeczytałem pierwszy raz wywiad z nim przeprowadzony przez Bogusława Sygita, kiedy Kot siedział w zakładzie karnym po wydaniu na niego kary śmierci. I pamiętam jakie zrobił on na mnie wrażenie. Tutaj można poczytać, wrażenia gwarantowane: http://web.archive.org/web/20080915153104/http://zbrodnia.killer.radom.net/zbrodnia.php?dzial=mordercy&dane=KotKarol
Osobowość do bólu socjopatyczna, nie odczuwająca krzty współczucia, chełpiąca się dokonanymi morderstwami, z poukładanym wewnętrznym osobistym systemem moralności, dla której zastany świat był nieprzyjazny. Osobowość tak obca ogólnie przyjętej normalności, że aż fascynująca.
Byłem ciekawy co Przemysław Semczuk zaproponuje w swojej książce. Autor jest znany ze swojej mrówczej pracy związanej z grzebaniem w aktach, więc nastawiałem się na rzetelną lekturę. No i się nie zawiodłem.
Tyle ile można było wycisnąć z dostępnych materiałów Semczuk przelał na karty swojej książki i powstał bardzo ciekawy i wciągający reportaż. Oczywiście nie jest to biografia Kota. Nie ma tu dogłębnego analizowania ewentualnych przyczyn w życiu mordercy, które mogłyby go skłonić do zabójczych czynów. Nie ma wypowiedzi o Kocie jego sąsiadów, sąsiadów sąsiadów, dawnych kolegów z piaskownicy, itp. Semczuk wziął się za same fakty i dokumenty. Na ich podstawie stworzył obraz nie tylko Karola Kota, ale i nastrojów w społeczeństwie (cytowane listy do sądu, prokuratury, wycinki z prasy, zeznania jego znajomych). Analizuje jak było prowadzone śledztwo, jak to się stało, że Kota złapano, co robiono w tym kierunku. I niby z klasycznego reportażu mimochodem wyłania się kryminał, thriller, a nawet horror. Drobiazgowe przedstawianie i opisywanie jak chwila po chwili doszło do morderstwa 11-letniego Leszka Całki naprawdę robi wrażenie. A same wypowiedzi Kota, jego fantazje, niezrealizowane pomysły, to przy nich horror gore chowa się pod grzędą i cicho popiskuje. Dla Karola Kota zabijanie było przymusem. Było wyzwoleniem napięcia, na wzór wyładowania napięcia seksualnego. W momencie morderstwa doświadczał ekstazy duchowej. W książce Kot wiele sam o tym mówi, co czuł, jak odczuwał.
Książka może niektórych lekko znużyć swoją suchością i szorstkością wertowania faktami. Nie ma tu miejsca na złapanie oddechu. Strona po stronie zaciskamy pięści z bezsilności i bezradności. Lecimy z Kotem, albo goniąc Kota strona po stronie. Czasami miałem wrażenie, że fajniej byłoby się chwilowo zatrzymać i podrążyć jakiś poboczny watek. Były takie momenty, że coś mnie zaciekawiło, albo zadziwiło, np. jakieś dziwne zachowanie świadka, które nie było do końca wyjaśniane, albo brak reakcji milicji na niektóre zeznania, które by od razu przyśpieszyły rozwiązanie sprawy, a pozostały bez konsekwencji. No ale może nie dało się inaczej, bo akta nie na każde pytanie mogą odpowiedzieć.
Przemysław Semczuk obala niektóre mity narosłe z czasem wokół krakowskiego mordercy i weryfikuje wcześniejsze opracowania na jego temat. Odnajduje niektóre miejsca, porównuje je z dawnymi czasami, odnajduje osoby, np. siostrę Kota, z którą przeprowadza ciekawą rozmowę. Drąży również temat ignorowania przez społeczeństwo: kolegów, znajomych, nauczycieli, wychowawców, rodziców wyraźnych morderczych symptomów Kota. Jego obnoszenie się z nożami, rozpowiadanie, że musi kogoś zabić, itd. były brane za żarty, chociaż koledzy i koleżanki się go bali uważając za niebezpiecznego świra. Dostaje się też pani Wandzie Półtawskiej, znanej pisarce, byłej więźniarce obozów koncentracyjnych, lekarce w dziedzinie psychiatrii, do której jako jedynej, namówiony przez znajomą, zgłosił się Karol Kot ze swoimi problemami. Wszystko wskazuje na to, że już wtedy można było zauważyć i zainteresować się tym, że z Kot jest niebezpieczny, lecz Półtawska najprawdopodobniej nie potraktowała go należycie i ostatecznie przepisała mu witaminy. Może miała zły dzień. Nie chciała o tym rozmawiać z Semczukiem.
Książka jak najbardziej warta przeczytania. Potrafi nieźle wyłomotać. Może doczeka się kiedyś drugiego wydania ze zdjęciami, które póki co, autor umieścił jako album na swojej stronie facebookowej.
„Moje postępowanie jest normalne. Nie potępiam tego. Gdybym zabijał w celach rabunkowych, to mogłoby być przestępstwo, a dla przyjemności nie. Lubię cierpienie i śmierć.
Gdyby mi ktoś zadawał cierpienie, to bym tego nie lubił. Gdyby ktoś zabił moją matkę dla przyjemności, to bym nie miał do niego pretensji. Kocham moją matkę.
Wiedziałem, że to co robię, jest karalne, to jest rzecz wiadoma. Moje czyny nie powinny być karalne, bo to było robione dla przyjemności; jakbym zabijał z zemsty, to by to było karalne.
W Boga może trochę wierzę, coś może takiego jest. Zdaje się że religia nie pozwala zabijać, jest takie jedno przykazanie: nie zabijaj, ale tam nie jest powiedziane, żeby nie zabijać dla przyjemności. Myślę, że religia pozwala zabijać, jak to jest z potrzeby."
„M jak morderca…” jest reportażem o Karolu Kocie, sławnym nastoletnim mordercy z Krakowa, który w latach 60. XX w. zabił nożem dwie osoby, a cztery ranił. Wzbudził tym ogromną panikę w mieście, bo jego ofiarami były również dzieci.
Dużo słyszałem na temat Kota; jest to chyba najsłynniejszy polski seryjny morderca. Jego sława wynikała z młodego wieku i bezwzględności....
"Księżycówka. Tom 1" Briana Azzarello (scenariusz) i Eduardo Risso (rysunki) to bardzo miły, przyjemny i sympatyczny komiks.
Ameryka lat 20 XX w., czasy prohibicji. Gangsterzy z wielkiego miasta Nowy Jork mają chrapkę wprowadzić na szeroki rynek zajebistą berbeluchę, którą pędzi w zapyziałych lasach Wirginii niejaki Hiram Holt, typowy wieśniak, który razem ze swoją patologiczną rodzinką czuje się panem okolicy. Trzeba go skłonić do współpracy. W tym celu wysyłają w lasy swojego człowieka, aby namówił Holta na wspólny biznes. Niestety, wiejski gangster ma wielkomiejskich gangsterów daleko w dupie i bardzo grzecznie i uprzejmie odmawia współpracy. Co z kolei niezbyt się podoba drugiej stronie. Wysyłają zatem większą ekipę na pertraktacje. Zaczyna się jeszcze bardziej sympatyczniejsza i uprzejma rozmowa. Dochodzi nawet do tego, ze obie strony wręczają sobie kwiaty, tony kwiatów. Zaczyna się prawdziwa męska wymiana uprzejmych uścisków i poklepywań, ale nikt nie chce ustąpić.
Na domiar wszystkiego pojawia się trzeci kolo, który ma interes do obu stron, a który uaktywnia się podczas księżycowych nocy i jest najmilszy z nich wszystkich, wprawiając swoimi wyszukanymi i wytwornymi manierami wszystkich gangsterów w osłupienie i paraliż.
Dzieje się. I dzieje się rewelacyjnie. Kupa świetnej zabawy i przyjemności z lektury.
Tę dwójkę autorów poznałem wcześniej ze świetnego komiksu "100 naboi" i byłem ciekaw jak okładała im się współpraca w latach wcześniejszych. Jak widać od samego początku to super zgrany duet.
"Księżycówka. Tom 1" Briana Azzarello (scenariusz) i Eduardo Risso (rysunki) to bardzo miły, przyjemny i sympatyczny komiks.
więcej Pokaż mimo toAmeryka lat 20 XX w., czasy prohibicji. Gangsterzy z wielkiego miasta Nowy Jork mają chrapkę wprowadzić na szeroki rynek zajebistą berbeluchę, którą pędzi w zapyziałych lasach Wirginii niejaki Hiram Holt, typowy wieśniak, który razem ze swoją...