-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać285
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
-
ArtykułyOficjalnie: „Władca Pierścieni” powraca. I to z Peterem JacksonemKonrad Wrzesiński10
Biblioteczka
2019-03-22
2019-11-30
Współczesny kryminał dziejący się w Nowym Jorku.
Gdyby Raymond Chandler żył w dzisiejszych czasach być może właśnie tak by pisał. Połączenie klasycznej czarnej kryminalnej opowieści z krwawym, mrocznym thrillerem, w którym rozrabia psychopatyczny seryjny zabójca. Napisane językiem barwnym, dosadnym, w którym równowagę trzyma gorzka ironia ludzi przegranych, typowa dla smutnych panów w kapeluszach.
Warren Ellis jest mistrzem w tworzeniu bohaterów, którzy na pierwszy rzut oka, a nawet i na drugi, są wariatami. Każdy jest inny, każdy ma swoje fobie, każdy jest rewelacyjnie sportretowany. Ich dialogi to czyste złoto skrzące się błyskotliwością, sarkazmem, jadem, specyficznym humorem i czystym szaleństwem.
Dla samego stylu można to czytać i czytać. Kilka maźnięć piórem i wszystko jasne. Pisarstwo Ellisa nie ogląda się zbytnio na czytelnika. To on ma gonić za autorem. Ellis nie dopowiada i nie tłumaczy po dwa razy.
Wybitna rozrywka. Po wiele, wiele więcej o tej książce sięgnijcie na Dziką Bandę:
http://dzikabanda.pl/teksty/felietony/pijac-ksiazki-czytajac-piwa-s03e010/
Współczesny kryminał dziejący się w Nowym Jorku.
Gdyby Raymond Chandler żył w dzisiejszych czasach być może właśnie tak by pisał. Połączenie klasycznej czarnej kryminalnej opowieści z krwawym, mrocznym thrillerem, w którym rozrabia psychopatyczny seryjny zabójca. Napisane językiem barwnym, dosadnym, w którym równowagę trzyma gorzka ironia ludzi przegranych, typowa dla...
2019
2019
2019
2021-04-07
2019
2019
2019
2019
2019-04
Tytuł bardzo adekwatny do treści. Jest ostro, mocno i szybko. Taki John Wick w wersji żeńskiej. W tle Warszawa lat 90. i prowincja czasów dzisiejszych.
Babka rozpirza w proch kilkunastu złych facetów przy okazji szukania mordercy swojego przyjaciela. Tylko jej wrogowie z przeszłości wiedzą na co ją naprawdę stać.
To jest zupełnie coś innego od dzisiejszego polskiego kryminału. Powiew świeżości, ale mocno zakotwiczony w klasycznej amerykańskiej powieści kryminalno-sensacyjnej. Nie ma tu mętnej wody rozważań społeczno egzystencjalnych i policyjnej mrówczej dłubaniny, babka wyjmuje gnata i od razu mózg na ścianie. Jeżeli łykniecie konwencję, rozrywka gwarantowana. Samo się czyta. A radość przy tym ogromna.
Tytuł bardzo adekwatny do treści. Jest ostro, mocno i szybko. Taki John Wick w wersji żeńskiej. W tle Warszawa lat 90. i prowincja czasów dzisiejszych.
Babka rozpirza w proch kilkunastu złych facetów przy okazji szukania mordercy swojego przyjaciela. Tylko jej wrogowie z przeszłości wiedzą na co ją naprawdę stać.
To jest zupełnie coś innego od dzisiejszego polskiego...
2019
„Zaćmienie” Eda Brubakera (scenariusz) i Seana Phillipsa (rysunki) przeczytałem dwa razy w dosyć krótkim odstępie czasu. Dlaczego? Za pierwszym razem czułem, że nie wszystko wyłapałem, nastawiłem się na zagadkę kryminalną, a to odwróciło moją uwagę od reszty opowieści. Po ponownej lekturze wszystkie klocki weszły na swoje miejsce i dostąpiłem zaszczytu ukontentowania pełnością tego dzieła.
Pod pretekstem śledztwa (duże słowo) w sprawie zamordowanej aktorki, autorzy pokazali środowisko filmowe Ameryki końca lat 40. XX w., czyli zaraz po wojnie. A jest co pokazywać, bo pod cienkim płaszczykiem blichtru i pięknych uśmiechów czai się bagno, które wsysa wszystkich bez wyjątku. Chyba nie ma tu ani jednej pozytywnej postaci. Każdy ma diabła za skórą.
Główną postacią jest odnoszący pierwsze sukcesy podrzędny scenarzysta Charlie Parish, który udaje że pisze, bo zamiast niego, a raczej dla niego, robi to jego kumpel alkoholik Gil Mason, który oficjalnie został odsunięty od zawodu w wyniku oskarżeń za propagowanie komunizmu. Ta dwójka jest uzależniona od siebie, ale muszą współpracować potajemnie. Charlie Parish kiedyś potrafił tworzyć historie, ale w wyniku traumy wojennej stracił wenę. Gil za to, mimo iż wiecznie narąbany, ma do pióra polot, ale jest spalony w środowisku, a niczego innego nie potrafi.
Pewnego ranka po grubo nakrapianej imprezie Charlie budzi się w pustej wannie w nieznanym pokoju i z przerażeniem stwierdza, że w pokoju leży na łóżku zamordowana jego przyjaciółka – Valeria Sommers - aktorka na fali, odtwórczyni głównej roli w powstającym na podstawie jego scenariusza filmie. Przerażony, nic nie pamiętając z ostatniego wieczoru, zaciera ślady swojej obecności i daje dyla.
Na drugi dzień wzywa go szef ochrony studia filmowego Phil Brodsky podpytując go kiedy ostatni raz widział Valerię. Informuje Parisha, że Valeria popełniła samobójstwo wieszając się na drzwiach, i że ta wiadomość ma być szybko przez wszystkich zapomniana, bo studio nie potrzebuje rozgłosu. Zdębiały Charlie będzie próbował dowiedzieć się pokątnie dlaczego morderstwo aktorki próbuje być wyciszane i zaczyna prowadzić w tej sprawie własne dochodzenie.
Oczywiście robi to bardzo nieudolnie. Męczony przez własne traumy, niepowodzenia życiowe i ciągły stres związany z brakiem weny coraz częściej zagląda do butelki. Próba wypytywania o Valerię Sommers doprowadza go na jakiś trop, ale ten trop coraz bardziej grzęźnie w syfie jakim jest świat kina. To tak jakby zdrapać wierzchnią warstwę lukru na torcie i niechcący zanurzyć palec w wypełniającym go gównie.
Przedstawiony w tym komiksie świat amerykańskiego filmu jest pokazany od podszewki; wielcy producenci organizujący orgie z małoletnimi; aktorzy jak marionetki na usługach wytwórni działającej jak mafia; polowanie na komunistów, w ramach którego samo oskarżenie potrafiło zniszczyć komuś życie, zatem było często wykorzystywane; równolegle prowadzony pornograficzny interes filmowy; przekupni funkcjonariusze policji i FBI, itp.
Powyższe pokazane zostało przez pryzmat głównych bohaterów. Autorzy tak to wymyślili, że odkrywamy to bagno poprzez wgląd w życie postaci. Nie dostajemy na talerzu: patrzcie jak to było wtedy paskudnie, a tu spójrzcie, tam zobaczcie. Tak nie jest. Bohaterowie, poprzez swoje działania odkrywają nam obraz środowiska niemal przy okazji. Do wniosków dochodzimy sami. Poza tym „obraz środowiska” brzmi jak zdjęcie, ale tak naprawdę tym obrazem jest życie tych ludzi. A nie ma na kartach tego komiksu postaci, której życie nie byłoby w jakimś sensie złamane.
Autorzy tworząc swoje dzieło inspirowali się postacią początkującej aktorki Peg Entwistle, która w 1932 roku popełniła samobójstwo rzucając się z litery „H” słynnego napisu, wtedy jeszcze, „Hollywoodland”. Jak pisze Devin Faraci w artykule zamieszczonym na końcu komiksu „Peg stała się świętą patronką gwiazd w impasie, żałobnym aniołem czuwającym nad wszystkimi dziewczętami, które wysiadały z autobusów i całymi dniami przesiadywały w Schwab’s, czekając, aż ktoś je odkryje.”
Samo śledztwo spaja komiks jak łodyga kiść winogron, ale nie jest tu najważniejsze: „W końcu jedynie snujemy domysły, nic więcej. Tak to działa, Charlie. Dziewczyny giną bez powodu, faceci jak my to opłakują… Biznes kręci się dalej… A pieprzone Boże Narodzenie nadal nadchodzi… Jak co roku.”
Mnogość wątków, wykreowanych postaci, możliwości odbiorczych tworzy z tego komiksu wybitne dzieło przesiąknięte stylem noir. Porównałbym go do „Długiego pożegnania” Raymonda Chandlera, w którym najdobitniej ze swoich książek ukazał szeroką gamę brudu otaczającego i oblepiającego występujących tam bohaterów. I w obu tych utworach można odkrywać i odnajdować cały czas coś nowego.
Dodatkowo na kartach komiksu możemy odnaleźć kilka smaczków, bo autorzy wpletli w opowieść postacie autentyczne. Występuje tam np. Clarke Gable i, uwaga, Dashiell Hammett, który w pewnym momencie objaśnia Gilowi Masonowi co zrobić, kiedy śledztwo stanęło w impasie.
Z Edem Brubakerem i Seanem Phillipsem, a raczej z ich komiksami, miałem przyjemność mieć styczność czytając „Zabij albo zgiń”. To inna i późniejsza bajka niż „Zaćmienie”, ale widać tę samą moc. Współpraca im sprzyja. Chociaż momentami miałem wrażenie, ze wizualnie Charlie Parish był bliskim pierwowzorem dla Dylana , a Valeria Sommers dla Kiry.
„Zaćmienie” Eda Brubakera (scenariusz) i Seana Phillipsa (rysunki) przeczytałem dwa razy w dosyć krótkim odstępie czasu. Dlaczego? Za pierwszym razem czułem, że nie wszystko wyłapałem, nastawiłem się na zagadkę kryminalną, a to odwróciło moją uwagę od reszty opowieści. Po ponownej lekturze wszystkie klocki weszły na swoje miejsce i dostąpiłem zaszczytu ukontentowania...
więcej mniej Pokaż mimo to2019
"To nie jest zwykły audiobook. To słuchowisko z 79 aktorami, muzyką i efektami. Reżyserem słuchowisko jest Janusz Kukuła, który dla wydawnictw SuperNOWA i Fonopolis realizował Trylogię Husycką ("Narrentum", "Boży bojownicy", "Lux perpetua") i opowiadania wiedźmińskie."
Tak pisze o wersji słuchanej Sagi o Wiedźminie audioteka.pl. I prawdą to jest.
Wiedźmina słuchałem przez wakacje i na nowo, po dziewiętnastu latach od pierwszej lektury tej sagi, wszedłem w świat Sapkowskiego jak dziecko w watę cukrową. Byłem ciekaw, czy Wiedźmin się zestarzał, albo zgnuśniał, ale nie. Może tylko czasami mój wyczulony nos na zbyt wysokie rejestry pieprzenia wyłapywał patetyczne sceny i zbyt wielkie słowa jak na zmęczonego życiem
rębajłę, ale absolutnie było to do przyjęcia i do przełknięcia.
Przesłuchałem 12 opowiadań składających się na dwie pierwsze książki o Geralcie z Rivii "Ostatnie życzenie" i "Miecz przeznaczenia".
Audiobooka o Wiedźminie, odkąd upadło Fonopolis, udostępniają Audioteka i Storytel. Storytel jednak ma w swojej ofercie tylko opowiadania i ostatnią powieść z cyklu "Sezon burz". Audioteka oprócz tego ma jeszcze w ofercie powieści "Krew elfów" i "Czas pogardy". To i tak nie wszystko, bo Fonopolis nagrało jeszcze "Chrzest ognia", którego póki co w ofercie nie ma. A to ponadto i tak nie całość sagi, bo do nagrania została "Wieża Jaskółki" i "Pani Jeziora". Ciekawe, czy kiedykolwiek zostaną nagrane.
W każdym razie Audioteka trochę różni się pod względem płatności od Storytel. W Storytel płaci się miesięczny abonament i można słuchać bez ograniczeń. Natomiast w Audiotece w ramach co miesięcznych płatności dostaje się co miesiąc dowolnego audiobooka, ale tylko jednego, za kolejne trzeba normalnie płacić. Zatem bardziej opłacało mi się słuchać w Storytel, bo wszystkie 12 opowiadań przesłuchałem w dwa miesiące, podczas kiedy w Audiotece za każde jedno opowiadanko musiałbym płacić 12.90 zł.
Poza tym Audioteka dzieli powieści z Wiedźminem na dwa tomy, za które trzeba płacić jak za osobne książki. No ale ma jak widać wyłączność (oprócz "Sezonu burz"), więc może w ten sposób zaryzykować.
Ale cóż, ja kupię i będę dalej słuchał, bo warto. Warto, jak jasna zaraza. Słuchowisko jest na absolutnie najwyższym, mistrzowskim poziomie. Między innymi z Krzysztofem Gosztyłą jako narratorem i Krzysztofem Banaszykiem w rolii wiedźmina. Sama w sobie genialna historia Geralta z Rivii podana w tak kapitalnej formie robi niezłe zamieszanie we łbie. Ciężko się oderwać, ciężko wyjść z tamtego świata. Polecam z czystym sumieniem, bo to najwyższy wymiar przygody, często przekraczający tę niekiedy trywialnie brzmiącą kategorię.
"To nie jest zwykły audiobook. To słuchowisko z 79 aktorami, muzyką i efektami. Reżyserem słuchowisko jest Janusz Kukuła, który dla wydawnictw SuperNOWA i Fonopolis realizował Trylogię Husycką ("Narrentum", "Boży bojownicy", "Lux perpetua") i opowiadania wiedźmińskie."
Tak pisze o wersji słuchanej Sagi o Wiedźminie audioteka.pl. I prawdą to jest.
Wiedźmina słuchałem przez...
2019
"To nie jest zwykły audiobook. To słuchowisko z 79 aktorami, muzyką i efektami. Reżyserem słuchowisko jest Janusz Kukuła, który dla wydawnictw SuperNOWA i Fonopolis realizował Trylogię Husycką ("Narrentum", "Boży bojownicy", "Lux perpetua") i opowiadania wiedźmińskie."
Tak pisze o wersji słuchanej Sagi o Wiedźminie audioteka.pl. I prawdą to jest.
Wiedźmina słuchałem przez wakacje i na nowo, po dziewiętnastu latach od pierwszej lektury tej sagi, wszedłem w świat Sapkowskiego jak dziecko w watę cukrową. Byłem ciekaw, czy Wiedźmin się zestarzał, albo zgnuśniał, ale nie. Może tylko czasami mój wyczulony nos na zbyt wysokie rejestry pieprzenia wyłapywał patetyczne sceny i zbyt wielkie słowa jak na zmęczonego życiem
rębajłę, ale absolutnie było to do przyjęcia i do przełknięcia.
Przesłuchałem 12 opowiadań składających się na dwie pierwsze książki o Geralcie z Rivii "Ostatnie życzenie" i "Miecz przeznaczenia".
Audiobooka o Wiedźminie, odkąd upadło Fonopolis, udostępniają Audioteka i Storytel. Storytel jednak ma w swojej ofercie tylko opowiadania i ostatnią powieść z cyklu "Sezon burz". Audioteka oprócz tego ma jeszcze w ofercie powieści "Krew elfów" i "Czas pogardy". To i tak nie wszystko, bo Fonopolis nagrało jeszcze "Chrzest ognia", którego póki co w ofercie nie ma. A to ponadto i tak nie całość sagi, bo do nagrania została "Wieża Jaskółki" i "Pani Jeziora". Ciekawe, czy kiedykolwiek zostaną nagrane.
W każdym razie Audioteka trochę różni się pod względem płatności od Storytel. W Storytel płaci się miesięczny abonament i można słuchać bez ograniczeń. Natomiast w Audiotece w ramach co miesięcznych płatności dostaje się co miesiąc dowolnego audiobooka, ale tylko jednego, za kolejne trzeba normalnie płacić. Zatem bardziej opłacało mi się słuchać w Storytel, bo wszystkie 12 opowiadań przesłuchałem w dwa miesiące, podczas kiedy w Audiotece za każde jedno opowiadanko musiałbym płacić 12.90 zł.
Poza tym Audioteka dzieli powieści z Wiedźminem na dwa tomy, za które trzeba płacić jak za osobne książki. No ale ma jak widać wyłączność (oprócz "Sezonu burz"), więc może w ten sposób zaryzykować.
Ale cóż, ja kupię i będę dalej słuchał, bo warto. Warto, jak jasna zaraza. Słuchowisko jest na absolutnie najwyższym, mistrzowskim poziomie. Między innymi z Krzysztofem Gosztyłą jako narratorem i Krzysztofem Banaszykiem w rolii wiedźmina. Sama w sobie genialna historia Geralta z Rivii podana w tak kapitalnej formie robi niezłe zamieszanie we łbie. Ciężko się oderwać, ciężko wyjść z tamtego świata. Polecam z czystym sumieniem, bo to najwyższy wymiar przygody, często przekraczający tę niekiedy trywialnie brzmiącą kategorię.
"To nie jest zwykły audiobook. To słuchowisko z 79 aktorami, muzyką i efektami. Reżyserem słuchowisko jest Janusz Kukuła, który dla wydawnictw SuperNOWA i Fonopolis realizował Trylogię Husycką ("Narrentum", "Boży bojownicy", "Lux perpetua") i opowiadania wiedźmińskie."
Tak pisze o wersji słuchanej Sagi o Wiedźminie audioteka.pl. I prawdą to jest.
Wiedźmina słuchałem przez...
2019-11
Na nowo, po dziewiętnastu latach od pierwszej lektury tej sagi, wszedłem w świat Sapkowskiego jak dziecko w watę cukrową. Byłem ciekaw, czy Wiedźmin się zestarzał, albo zgnuśniał, ale nie. Może tylko czasami mój wyczulony nos na zbyt wysokie rejestry pieprzenia wyłapywał patetyczne sceny i zbyt wielkie słowa jak na zmęczonego życiem
rębajłę, ale absolutnie było to do przyjęcia i do przełknięcia.
Słuchowisko jest na absolutnie najwyższym, mistrzowskim poziomie. Między innymi z Krzysztofem Gosztyłą jako narratorem i Krzysztofem Banaszykiem w rolii wiedźmina. Sama w sobie genialna historia Geralta z Rivii podana w tak kapitalnej formie robi niezłe zamieszanie we łbie. Ciężko się oderwać, ciężko wyjść z tamtego świata. Polecam z czystym sumieniem, bo to najwyższy wymiar przygody, często przekraczający tę niekiedy trywialnie brzmiącą kategorię.
Na nowo, po dziewiętnastu latach od pierwszej lektury tej sagi, wszedłem w świat Sapkowskiego jak dziecko w watę cukrową. Byłem ciekaw, czy Wiedźmin się zestarzał, albo zgnuśniał, ale nie. Może tylko czasami mój wyczulony nos na zbyt wysokie rejestry pieprzenia wyłapywał patetyczne sceny i zbyt wielkie słowa jak na zmęczonego życiem
rębajłę, ale absolutnie było to do...
2019-09
Na nowo, po dziewiętnastu latach od pierwszej lektury tej sagi, wszedłem w świat Sapkowskiego jak dziecko w watę cukrową. Byłem ciekaw, czy Wiedźmin się zestarzał, albo zgnuśniał, ale nie. Może tylko czasami mój wyczulony nos na zbyt wysokie rejestry pieprzenia wyłapywał patetyczne sceny i zbyt wielkie słowa jak na zmęczonego życiem
rębajłę, ale absolutnie było to do przyjęcia i do przełknięcia.
Słuchowisko jest na absolutnie najwyższym, mistrzowskim poziomie. Między innymi z Krzysztofem Gosztyłą jako narratorem i Krzysztofem Banaszykiem w rolii wiedźmina. Sama w sobie genialna historia Geralta z Rivii podana w tak kapitalnej formie robi niezłe zamieszanie we łbie. Ciężko się oderwać, ciężko wyjść z tamtego świata. Polecam z czystym sumieniem, bo to najwyższy wymiar przygody, często przekraczający tę niekiedy trywialnie brzmiącą kategorię.
Na nowo, po dziewiętnastu latach od pierwszej lektury tej sagi, wszedłem w świat Sapkowskiego jak dziecko w watę cukrową. Byłem ciekaw, czy Wiedźmin się zestarzał, albo zgnuśniał, ale nie. Może tylko czasami mój wyczulony nos na zbyt wysokie rejestry pieprzenia wyłapywał patetyczne sceny i zbyt wielkie słowa jak na zmęczonego życiem
rębajłę, ale absolutnie było to do...
2019-11-13
Swego czasu było o tej książce głośno. Uznana z góry jako bestseller, z wołem pociągowym w postaci filmu, reklamowana dookoła i szeroko. Ja wówczas na ten cały zgiełk się nie załapałem i nie wiem, czy kiedykolwiek zabrałbym się za tę książkę, ale swego czasu audiobook wpadł na moją półkę z jakiejś promocji w audiotece, a ostatnio właśnie szukałem czegoś szybkiego do przesłuchania, robiąc sobie przerwę w "Wiedźminie". Padło na "Dziewczynę..."
Przesłuchałem i... jest bardzo dobrze. Zgrabny, profesjonalnie, wręcz wzorcowo prowadzony thriller. Nie ma tu spektakularnych zwrotów akcji, wręcz opowieść momentami się wlecze i zawija, ale za to jaki jest klimat! Przepełniony beznadziejnością topioną w alkoholu, udręczaniem się i walką z samym sobą. Prawdziwe studium alkoholizmu kobiety upadłej, złamanej, którą przy życiu trzyma tylko obsesja na temat rozpadu swojego małżeństwa.
Przesiąknięta smutkiem książka napisana rewelacyjnym językiem. Tam nic nie kula. Ten smutek nas unosi i buja, ale jednocześnie ze strony na stronę rośnie napięcie związane z tajemnicą.
Mile jestem zaskoczony, bo nie spodziewałem się, że się wciągnę. Oczywiście nie jest to fajerwerk jak z armaty, ale sprawnie, przystępnie, bardzo dobrze napisany psychologiczny thriller.
I jeszcze jedno. Dodatkową robotę robi książce Karolina Gruszka, która ją czyta. Jej głos pasuje tutaj jak ulał; cichy, zmęczony, zbolały. Poza tym jej interpretacja i sposób czytania siadła mi w stu procentach.
Świetnie spędzony czas.
Swego czasu było o tej książce głośno. Uznana z góry jako bestseller, z wołem pociągowym w postaci filmu, reklamowana dookoła i szeroko. Ja wówczas na ten cały zgiełk się nie załapałem i nie wiem, czy kiedykolwiek zabrałbym się za tę książkę, ale swego czasu audiobook wpadł na moją półkę z jakiejś promocji w audiotece, a ostatnio właśnie szukałem czegoś szybkiego do...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-11-27
Zacząłem czytać „Gambit” Macieja Siembiedy skuszony dobrymi opiniami i, niestety, nie poszło. Porzuciłem w połowie. Zazwyczaj jeżeli książka mi nie podchodzi daję jej szansę do połowy, jeżeli nadal nic nie chwyci, odkładam. Tutaj tak było. Tak więc, to co poniższe odnosi się tylko do pierwszej połowy książki.
Wynudziłem się. Nie ma tu tej rasowości, której można było się spodziewać po książce szpiegowskiej, wojennej. Wszystko jakoś takie rozmamłane, a wątek romansowy dodatkowo pozbawia opowieści ikry. Rzeczywistość wykreowana płaska jak naleśnik teściowej. Bardzo mi to przypominało "Słowika" Kristin Hannah, którego również rzuciłem w połowie. Jak bym się ślizgał po temacie bez żadnych punktów zaczepienia, które mogłyby czytelnika wessać w opowieść, dać mu poczucie uczestniczenia w wydarzeniach, pozbawić poczucia czasu. Wszystko pokazane po łebkach i płasko. Zero głębi postaci. Główna bohaterka Wanda bardziej mnie irytowała swoją naiwnością niż pozwalała sobie kibicować. Miałem poczucie że ta jej naiwność nie była wykreowana, tylko niezamierzona, co jednocześnie zakłada, że czytelnik będzie również naiwny. Nie było to aż tak rażące, ale w kilku momentach czułem, że nie jestem brany poważnie.
Poza tym, czego już kompletnie nie mogłem łyknąć, książka jest pisana z nieznośną dla mnie patetyczną i łopatologiczną manierą. Tak jakby autor chciał na siłę pokazać jakiś obraz, lub uczucie malując je tak, aby czytelnik broń Boże nie wyciągnął innych wniosków, tym samym osiągając efekt bardzo świętych obrazów rodem z tanich sklepów z dewocjonaliami.
Przeczytajcie np. ten fragment:
„Niemcy ginęli lub rzucali broń na ziemi i podnosili ręce błagając o litość, o której istnieniu nagle sobie przypomnieli. Wtedy z baraku wypełzły ludzkie cienie. Polki, Belgijki, Francuski, Holenderki i Żydówki, które miały zostać zlikwidowane w pierwszej kolejności. Pobite, wycieńczone, bardziej przypominające szkielety obleczone pasiastymi workami niż istoty, którymi były kiedyś gdy malowały usta, chodziły na randki, usypiały dzieci. Wanda stanęła sparaliżowana. Nie potrafiła wyrwać dłoni z kościstych rąk więźniarek, które pokrywały je pocałunkami odpychane przez inne pragnące wyrazić wdzięczność za uratowanie życia. Nagle dostrzegła kompletną bezradność pułkownika Szackiego. Próbował podnieść kobiety całujące jego buty, ale nie miał śmiałości dotknąć ich kruchych ciał.
- Nie trzeba. – Powtarzał w kółko, nie mogąc znaleźć innych słów.
Z najwyższym trudem panował nad drżeniem krtani. Wanda machinalnie spojrzała na swoje buty. Mimo, że na dworze było sucho i słonecznie ziemia wokół jej stóp pokryła warstewka błota; rozpuściły ją łzy.”
Błoto z łez. Ja rozumiem powagę chwili, uniesienie, wzruszenie podczas oswobadzania niemieckiego obozu pracy, ale dajcież spokój. Nie było większej łopaty?
Jedno tylko autorowi muszę przyznać, że poruszył wiele ciekawych i mało znanych aspektów historycznych. To mnie najbardziej zainteresowało w książce i tu wiedza pana Macieja Siembiedy jest rzetelna i potrafi tym zaciekawić. W tym aspekcie pełen szacun.
Nie dosyć moich narzekań. Książkę czytałem uszami przy pomocy Mariusza Bonaszewskiego. To zasłużony i ceniony lektor. Czytałem w jego wykonaniu np. „Żmijowisko” Wojciecha Chmielarza. I mam poczucie, że im dłużej go słucham, tym mniej mi się podoba jego czytanie. Po pierwsze, facet ma zatkany nos, jak by nie mógł swobodnie odetchnąć, cały czas słyszę w jego ustach banię powietrza. Po drugie, jego akcentowanie pytań. Czy to jest zwykłe pytanie, czy wyrażanie większego zdziwienia wydźwięk jest bardzo podobny, bez większego stopniowania, na jedną nutę, zazwyczaj zbyt wysoką, jakby ten kto zadaje pytanie zaraz miał wpaść w panikę albo szał. Oczywiście, da się to przeboleć bez szkody dla książki, ale jeżeli czuję, że sam sobie w myślach powtarzam prawidłowy dla mnie wydźwięk słów, to jakoś to nie ten teges.
Zacząłem czytać „Gambit” Macieja Siembiedy skuszony dobrymi opiniami i, niestety, nie poszło. Porzuciłem w połowie. Zazwyczaj jeżeli książka mi nie podchodzi daję jej szansę do połowy, jeżeli nadal nic nie chwyci, odkładam. Tutaj tak było. Tak więc, to co poniższe odnosi się tylko do pierwszej połowy książki.
Wynudziłem się. Nie ma tu tej rasowości, której można było się...
2019-06
Wiadomo, że ta książka to klasyka. Chciałem zobaczyć, sprawdzić, czy nie trąci stęchlizną, i co właściwie zadecydowało, że stała się klasyką. Ale uczciwie też trzeba przyznać, że nie mniej mocną przyczyną wzięcia się za tę lekturę, były usilne namowy mojej małżonki.
No i okazało się, że to świeżynka jak czerwony tatar przy żółtku. Fabularyzowany reportaż o morderstwie zwykłej amerykańskiej rodziny.
W latach 60. XX w. zabito czteroosobową rodzinę w jej własnym domu. Do końca nie było wiadomo motywu. Capote szuka tego motywu przenicowując dogłębnie wszystkich bohaterów, ich relecje, wychowanie, wpływ środowiska. A jednocześnie opowiadając mroczną, fascynującą i zajmującą historię, powodując ciary na plecach, jak przebiegające po nich stado słoni.
Książka robi wrażenie. Kamera narratora kręci z różnych perspektyw: ofiar, sprawców (najczęściej), organów ścigania, sąsiadów ofiar. Tworzy się gęsta i treściwa chmura zdarzeń, z której nasza wyobraźnia wycina sobie fantazyjne wycinanki. A potem nad nimi duma.
Polecam, bo to dobre słowo jest.
Wiadomo, że ta książka to klasyka. Chciałem zobaczyć, sprawdzić, czy nie trąci stęchlizną, i co właściwie zadecydowało, że stała się klasyką. Ale uczciwie też trzeba przyznać, że nie mniej mocną przyczyną wzięcia się za tę lekturę, były usilne namowy mojej małżonki.
No i okazało się, że to świeżynka jak czerwony tatar przy żółtku. Fabularyzowany reportaż o morderstwie...
2019
Skończyłem słuchać „Chrzest ognia” Andrzeja Sapkowskiego – trzeciego tomu, a właściwie piątego, wliczając w to dwa tomy opowiadań, sagi o wiedźminie.
I smutno mi trochę, bo zżyłem się z głosami bohaterów. Fenomenalny był Krzysztof Banaszyk jako Geralt, Sławomir Pacek jako Jaskier i Anna Dereszowska jako Yennefer. Świetnie wszystko spiął narracyjnie Krzysztof Gosztyła. I jak kiedyś miałem do niego jako lektora lekkie powątpiewania, tak już mi przeszło.
Koniec słuchowiska. Ponoć dalszy tom, czyli „Wieża Jaskółki” leży gdzieś nagrana, ale po upadku Fonopolis nie ma kto tego zebrać do kupy. Pozostaje jeszcze „Pani Jeziora”, która nie jest nagrana. No cóż, nie będę na nią czekał w tej formie, bo świat wiedźmiński wciągnął mnie na tyle, że biorę się za tradycyjne czytanie, aby skończyć całość.
Jednak nie jest tak do końca źle, bo moi audio bohaterowie wrócą w „Sezonie burz”. Dlaczego ten dodatek do całości cyklu został zrealizowany, a wcześniejsze tomy nie? Nie wiadomo. A jak nie wiadomo, zapewne chodziło o kasę.
Czyli, jak widać, mój powrót do wiedźmina Geralta po niemal dwudziestu latach był udany. Powrót w wersji audio. Mało co pamiętałem szczegółów z pierwszej lektury tej sagi i na początku ponownego czytania zacząłem porównywać tę książkę do cyklu „Gry o tron”, którą miałem w głowie bardziej na świeżo. Ale to błąd, bo to zupełnie inne czytanie. Sapkowski to inna bajka, bardziej lajtowa, miejscami prześmiewcza, nawiązująca do współczesności, widać że autor bawi się pisaniem, nawiązuje do bajek, legend, bliżej mu do Tolkiena niż do Martina. Jego pisanie jest czystą przygodą, momentami przegadaną, gdzie więcej wynika z dialogów niż z akcji. Jednocześnie wszystko trzyma w ryzach i nie ma tam miejsca na większe sentymenty i pójście na łatwiznę. Mimo tej lajtowosci przy Martinie czy Sandersonie (bo u Sapkowskiego można się autentycznie miejscami wzruszyć jak również pękać ze śmiechu), to jest to krwista literatura, która absolutnie się nie zestarzała. Nie trąci myszką ani trochę. Oprócz rubasznych przyśpiewek Jaskra posoka leje się strumieniami, a flaki fruwają po gospodzie.
Obejrzałem też nowy serial z ciekawości i przyznam, że nie jest tak źle, mimo iż oczekiwania miałem większe. Owszem, pierwsze dwa odcinki to takie sobie były, ale później nabrał tempa. Można się czepiać, że momentami przypomina Pana Kleksa w kosmosie, ale to niuanse i całościowo wychodzi na plus. Z ciekawością obejrzałem wszystkie odcinki. I czekam na więcej. Tylko trochę szkoda mi było Jaskra, bo Geralt nim pomiatał o wiele bardziej niż w książce. W książce bardziej go lubił, mimo różnic byli prawdziwymi przyjaciółmi. Ale za to Yennefer... Ech, Yennefer...
Skończyłem słuchać „Chrzest ognia” Andrzeja Sapkowskiego – trzeciego tomu, a właściwie piątego, wliczając w to dwa tomy opowiadań, sagi o wiedźminie.
I smutno mi trochę, bo zżyłem się z głosami bohaterów. Fenomenalny był Krzysztof Banaszyk jako Geralt, Sławomir Pacek jako Jaskier i Anna Dereszowska jako Yennefer. Świetnie wszystko spiął narracyjnie Krzysztof Gosztyła. I jak...
Richard Stark to właściwie Donald Edwin Westlake, który chyba najbardziej zasłynął jako twórca gangstera o nazwisku Parker. Powstało 24 powieści z tym bohaterem, z czego TYLKO JEDNA ukazała się w Polsce. Była nią „Godzina zemsty” (tytuły oryginalne: Point Blank!/The Hunter/Payback), pierwsza z przygód Parkera. Powieść wydana na fali nośnej powstałego filmu o tym samym tytule z Melem Gibsonem. Gdyby nie to, chyba do tej pory Richard Stark wypełniałby głębię hańby polskiego kryminalnego rynku wydawniczego, który do tej pory nie uwzględnił takich twórców jak chociażby Chester Himes lub Edward Bunker.
Richard Stark „Godzinę zemsty” napisał w 1962 roku. Powołał do życia Parkera, gangstera – złodzieja i zabójcę, który chadza własnymi drogami.
Teraz tak już się nie pisze, nie ma takich bohaterów, „papierosy nie są tak smaczne, a wódka taka zimna i pożywna”. Jest to literatura dosadna, brutalna, nie przejmująca się stereotypami, uprzedzeniami czy poprawnością obyczajową lub polityczną. Nie oszczędza nikogo, pisana zwięźle i precyzyjnie. Jeżeli bohatera spowija mrok i ma chwilę refleksji na ten temat, to nie rozciąga jej na kolejne rozdziały, tylko mówi „kurwa”, przykłada zimny rewolwer do gorącego czoła i zaczyna działać.
Książka kultowa, kamień milowy w kryminale, mający do dzisiaj niebagatelny wpływ na popkulturę.
Więcej o "Godzinie zemsty" zawarłem na Dzikiej Bandzie:
http://dzikabanda.pl/teksty/felietony/pijac-ksiazki-czytajac-piwa-s03e07/
Richard Stark to właściwie Donald Edwin Westlake, który chyba najbardziej zasłynął jako twórca gangstera o nazwisku Parker. Powstało 24 powieści z tym bohaterem, z czego TYLKO JEDNA ukazała się w Polsce. Była nią „Godzina zemsty” (tytuły oryginalne: Point Blank!/The Hunter/Payback), pierwsza z przygód Parkera. Powieść wydana na fali nośnej powstałego filmu o tym samym...
więcej Pokaż mimo to