rozwińzwiń

Dziennik 1967-1976

Okładka książki Dziennik 1967-1976 Sándor Márai
Okładka książki Dziennik 1967-1976
Sándor Márai Wydawnictwo: Czytelnik Cykl: Sándor Márai Dzienniki (tom 4) Seria: Dzienniki i wspomnienia biografia, autobiografia, pamiętnik
440 str. 7 godz. 20 min.
Kategoria:
biografia, autobiografia, pamiętnik
Cykl:
Sándor Márai Dzienniki (tom 4)
Seria:
Dzienniki i wspomnienia
Tytuł oryginału:
A teljes Napló
Wydawnictwo:
Czytelnik
Data wydania:
2019-05-23
Data 1. wyd. pol.:
2019-05-23
Liczba stron:
440
Czas czytania
7 godz. 20 min.
Język:
polski
ISBN:
9788307034485
Tłumacz:
Teresa Worowska
Tagi:
literatura węgierska dziennik
Średnia ocen

8,5 8,5 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
8,5 / 10
50 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
1083
195

Na półkach: ,

To już czwarty tom arcydzieła za mną. Pozostał ostatni krok. Pisarz mylił się czasem w ocenach, jak w przypadku hippisów (sam zniszczył swoje zapasiki z lat młodości, a szalone i ekscentryczne lata dwudzieste pewnie nie były mniej barwne i intrygujące, mniej buntownicze i zmieniające świat od okresu flower power),jednak lwia cześć jego zapisków to uczta intelektualna, potęga obserwacji oraz święta zaleta wyciągania samodzielnych opinii. To jest w tej książce przepiękne. Równocześnie Marai pisze jasnym, przystępnym językiem, jak człowiek, który nie musi się popisywać, naturalny i szczery.

To już czwarty tom arcydzieła za mną. Pozostał ostatni krok. Pisarz mylił się czasem w ocenach, jak w przypadku hippisów (sam zniszczył swoje zapasiki z lat młodości, a szalone i ekscentryczne lata dwudzieste pewnie nie były mniej barwne i intrygujące, mniej buntownicze i zmieniające świat od okresu flower power),jednak lwia cześć jego zapisków to uczta intelektualna,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
408
353

Na półkach: ,

Dziennik na wieczór. Codziennie, choć kilka stron...

Ameryka lat 60. jest już jak zakalec, który trzeba jeść o każdej porze. Sándor Márai ucieka więc w poszukiwaniu smaku, życia i radości. Z tego względu rezygnuje również ze współpracy z radiem Wolna Europa. W Stanach pozostanie jego przybrany syn. Już samodzielny i zupełnie zasymilizowany. Tylko Neapol, Salerno i Italia z ludzką twarzą. Powrót do Europy daje iluzje, niesie wenę. Pisarz stanie się na chwilę nawet bardziej wyrozumiały dla literatury XX wieku, którą tak lubi przecież karcić.

Czwarty tom wspomnień zawiera błyskotliwe spostrzeżenia i opinie sprzed pół wieku, które można by równie dobrze zestawić także z obecną dekadą. Erozja duchowa i artystyczna, agresywna Moskwa, przyczajone w ekspansji Chiny, aktor w roli bohatera, epidemia cholery ze szczepieniami. Powtarzające się cykle wydarzeń...
Ten świat gnije na kołach czasu.
1968: „»wyzwoliciele« przybyli na czołgach »wezwani przez lud«, by Czechów i Słowaków ratować od faszystowskich zdrajców, świat z oburzeniem protestuje”.
Nigdy nie przypuszczałem, że znów będziemy egzystować w cieniu sowieckiego imperializmu, czy zimnej wojny z potencjalnym konfliktem jądrowym. Węgierski pisarz podpowiada, że słowo „niemożliwe” trzeba wykluczyć z rozmów. Chociaż z perspektywy czasu i jego komentarz nie zawsze okazuje się celny lub sprawiedliwy. Czesi na przykład pewnych słów mu nie wybaczą.
Márai grilluje jednak precyzyjnie i merytorycznie. Na ruszt trafia tutaj de Gaulle - cyniczny parweniusz bez charakteru, człowiek nie „wielki”, lecz wysoki, Picasso - cwany iluzjonista i mistrz autopromocji, czy Nixon, czule obłapujący się z Breżniewem.
Wielokrotnie odnosi się do pokolenia hippisów, zwykle z rozczarowaniem lub pogardą, ale pisze o młodych też ze zrozumieniem: „To pokolenie wszędzie na świecie ucieka, bo świat, który przejęło po poprzednim pokoleniu, napełnia je odrazą”. Woodstock jest zaś jak Canudos z końca XIX wieku, miasteczko, o którym powieść popełnił on sam, jak również Mario Vargas Llosa.

Mistrz coraz częściej hipochondrycznie odbiera życie z perspektywy nadchodzącej śmierci, powolnego odchodzenia. Jak sam pisze: „czas, który mi jeszcze pozostał, to nadgodziny”. Albo: „prawdziwą chorobą człowieka starego jest nie bezradność, tylko brak humoru”. Nikt tak pięknie nie dekonspiruje zresztą starości. Niczym refren w tekście powracają pogrzeby. Tych bliskich, tych znanych i tych wielkich. Czy ostateczne exit staje się powoli idée fixe pisarza? Nie, jeszcze nie teraz. Na razie umiera Duch, pozostawiając obojętność, bez strachu, ale też bez wiary i nadziei. Choć te dwie ostanie muzy jeszcze go czasem nawiedzają, zwłaszcza po powrotach z podróży.
Tymczasem lektura Dziennika nie zestarzała się prawie wcale i wciąż pozostaje żywa, co zapewne wprawiłoby Autora w inspirującą zadumę.

Przede mną tom ostatni, ten gdzie wszystko się kończy.

Dziennik na wieczór. Codziennie, choć kilka stron...

Ameryka lat 60. jest już jak zakalec, który trzeba jeść o każdej porze. Sándor Márai ucieka więc w poszukiwaniu smaku, życia i radości. Z tego względu rezygnuje również ze współpracy z radiem Wolna Europa. W Stanach pozostanie jego przybrany syn. Już samodzielny i zupełnie zasymilizowany. Tylko Neapol, Salerno i Italia z...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1161
1137

Na półkach:

Autor w czwartym tomie dzienników jakby lekko odrodzony, co jest zapewne dobroczynnym skutkiem wyjazdu z USA i powrotu do Włoch, choć już nie takich, jak przedtem...

Mimo poczucia udziału w intelektualno-kulturowej uczcie, znów w tym zalewie mądrości znajdujemy jednak dania lekko prześmierdłe.

Przy okazji agresji Sowietów i ich satelitów na Czechosłowację w 1968 r. wychodzi z niego wielkowęgierski totalista: „Czechów nie ma co żałować: przed 50 laty Masaryk, Benes i ich towarzysze, uciekając się do kłamliwej propagandy i przemocy, sfabrykowali to sztuczne państwo narodowe (...) i na wszystkie sposoby wspomagali rozmontowanie tej organicznej i zdrowej dunajskiej wspólnoty, jaką stanowiła Monarchia, w której Czechy były beneficjentem, pokojowym i zadowolonym, współtworzącym ją narodem”.

To obraza każdego narodu, każdego człowieka, którego dobrobyt nie pogodzi z niewolą. Ciekawe, co Marai napisze o węgierskim „gulaszowym dobrobycie”. Nb. gdy w 1979 r. byłem na Węgrzech, uderzył mnie tam bardzo wysoki poziom stopy życiowej (choć, jak każdy Polak, korzystnie sprzedałem tam ręczniki i kryształ….).

A co Mistrz ma do napisania o największej literackiej przestrodze przed totalitaryzmem, który co rusz zaciekle krytykuje? „Po „1984” Orwella pozostało mi wspomnienie takiej odrazy i obrzydzenia, jakbym czytał pornografię”.

Inna brednia, niczym z marzenia OAS: „W Paryżu chaos i objawy anarchii. Pewien żydowski anarchista ze wschodnich Niemiec, niejaki Cohn, rozkręcił studenckie strajki, a naród wielkiej kultury w panice przygląda się skutkom”.

Jest kolejny autorytet godny afirmatywnego cytowania: „Szach perski wypowiadał się dla jakiegoś tygodnika amerykańskiego, że wielkim niebezpieczeństwem dla tego świata jest typ „liberalnego intelektualisty” (coś innego powiedziałby satrapa?).

Albo: „W końcu „rewolucja kulturalna” Mao też nie była niczym innym, jak tylko jednym wielkim, wręcz gigantycznym Woodstockiem”.

„Grają kolorowy film antyamerykański pod tytułem „Soldato blue” (..) amerykańscy żołnierze zabijają Indian, przez 2 godziny na ekranie nie dzieje się nic poza mordowaniem” – i kto to pisze? Jakby nie był świadkiem walk o Budapeszt na przełomie 1944-45. Film o tym byłby zaś ”antywęgierski”, skoro bratankowie przez ładnych parę miesięcy ofiarnie bronili swej stolicy (zamieniając ją w gruzy) przed hordami ze Wschodu w braterskim sojuszu z Panami Niemcami, przy okazji topiąc w Dunaju niedobitki Żydów.

Ale dość już tego pastwienia się - przejdźmy do mądrzejszych spostrzeżeń Mistrza.

O Ameryce:

…Tu ludzie żyją obok siebie, szczerząc zęby na innych i chorobliwie nie cierpiąc się nawzajem, w odrębnych małych gettach, w bojaźni, przerażeni perspektywą bliskości…

…To bezradosny kraj, radość mylą tu z rozrywka, sukces traktują jak zaspokojenie i zadośćuczynienie, niezależnie od tego, za jaką cenę i na jakich warunkach został osiągnięty a człowiek jest w gruncie rzeczy tylko na tyle człowiekiem, na ile można to wycenić w dolarach….

…Życie towarzyskie polega na tym, że goście siadają przed telewizorem, piją alkohol (niewiele),całymi godzinami oglądają mecz, a potem żegnają się i idą do domu, Tak samo żyje Janos (przybrany syn Maraia – przyp. mój) i jego rodzina. W całym domu nie ma ani jednej książki…

....Telewizja jest plagą. Wżarła się w ich życie jak opium. Nie potrafią już bez niej żyć i zwiększają dawkę (…). Stacje nadawcze co roku podnoszą poziom głupoty...

…Kiereński. Mieszka tu, kilka ulic dalej. Ma ponad osiemdziesiątkę...

…Wielka ulga, że nie piszę już odczytów dla Radia Wolna Europa. Inaczej czytam i piszę, gdy porzuciłem to nieszczęsne zajęcie – czuję się wręcz innym człowiekiem. Nie mogłem zrobić nie innego, ale od pierwszej chwili nie lubiłem tej pracy…

…W Ameryce czuje się napięcie i przygnębienie. Trójca Święta, w która wierzyli – Nieograniczona Produkcja, Nieograniczone Spożycie, Nieograniczony Profit – przestała być dogmatem wiary. Wiedzą już, że istnieją granice. Kto ma pracę, boi się że ją straci. Kto nie ma pracy, boi się, że jej nie znajdzie…

Inne tematy

…Gdzie , kiedy i ile razy bolszewicy złamali swoje pakty o nieagresji (…) jedynym wyjątkiem był pakt o nieagresji zawarty z Niemcami, którego starannie, z niezwykłą precyzją dotrzymywali...

…W Pradze i w Warszawie protestują studenci, żądają wolności (…). Marzec. Tajemnicze i monotonne zjawisko – od najdawniejszych czasów protesty przypadają zawsze na te chłodne dni, kiedy w ziemi, wodzie i w ludziach budzi się ferment….

…Przystojny południowoafrykański rzeźnik, który wyjął serce jednemu umierającemu żeby je przeszczepić innemu umierającemu, triumfalnie objeżdża Europę i Amerykę...

…Umrzeć we śnie, bez bólu, to największy dar…

...Kiedy stary człowiek wybiera się w podróż, to podróżuje nie po to, żeby zobaczyć coś nowego, tylko raczej po to, aby zobaczyć znów coś znajomego. …

…Sensem starości jest to, by człowiek któregoś dnia zauważył, że w wielkiej komedii życia już nie jest aktorem, tylko widzem…

…Wielkim przeżyciem starości jest fakt, że człowiek zostaje sam: ludzie, z którym łączyły go jakieś więzi, oddalili się, a na ich miejsce nie pojawili się nowi...

… Czasami czuję nostalgiczny żal, gdy widzę książkę, która zapewne zasługuje na przeczytanie, ale wiem, że już nie będę miał czasu jej przeczytać. To jest wielka strata starości. Reszta się nie liczy.

…Anarchistą można być tylko w pojedynkę, kiedy anarchista stowarzyszy się z innymi anarchistami, natychmiast beznadziejnie pogrąży się w systemie, od którego chciał się uchronić w anarchii…

…Spośród pięciu naocznych świadków każdy inaczej opowiada o wypadku ulicznym, niezależnie od jego przebiegu, ponieważ jednostka zawsze widzi to, co chciałaby widzieć…

…Krytyk Osvat, kiedy broniono jakiegoś marnego poety, że taki „skromny”, zapytał zniecierpliwiony: „A z czego on jest właściwie taki skromny?”….

…Kawiarnia, gdzie wysiadują ludzie, którzy maja taki światopogląd, że świat nie jest wart oglądania…

…Rodzina włoska obsiada chorego w sali szpitalnej jak mucha padlinę. Krewni czują się w szpitalu, jak u siebie w domu, nieskrępowani; wiedzą, że jedyną prawdziwą władzą w tym kraju jest rodzina. W trakcie swobodnych pogaduszek obserwują umierającego jak sępy padłą zebrę…

…Już bardzo niewielu ludzi ma własną twarz. Młodzi i starzy noszą w większości maski narzucane przez innych, wszyscy mówią to samo i tak samo się zachowują. (…) Człowiek zmienił się w faceta i nie wiadomo, co z tego wyniknie…

……po wysokiej wąskiej kładce prowadzą do płonącego, dymiącego stosu heretyckiego zakonnika Savonarolę i jego dwóch towarzyszy. Kładka była wybita gwoździami, żeby ofiary, które miały po niej przejść boso, nie mogły kroczyć z godnością, tylko musiały komicznie, groteskowo skakać, bo gwoździe wbijały im się w stopy za każdym krokiem. Pomyśleli o wszystkim, jak dziś…

…Snob (…) Pojęcie jest podobno włoskiego pochodzenia, według etymologii podanej przez Riccarda Bachellego powstało ze zlepienia początkowych czterech liter wyrażenia s-enza nob-ilitate. Oznacza człowieka, który naśladuje osoby z „wyższych sfer”, nachalnego parweniusza….

…Dziwne, jak niewielu ludzi wie, że literatura to energia. Książka, dzieło literackie jest warte tylko tyle, ile energii potrafi dostarczyć…

…Techniką salami można ludzi obrabować z wolności. Stopniowo pozbawiać ich praw. Ale tą samą techniką nie można ludziom wolności oddać, po plasterku, co jakiś czas, po odrobinie… …

…Rozrachunek Borowskiego przekracza wszystko, co do tej pory opublikowano o rzeczywistości Auschwitz, jest bardziej plastyczny od realistycznych szczegółów Gułagu Sołżenicyna. Przerażenie, z jakim czytelnik reaguje na te opisy, jest tym większe, gdy uświadamia sobie, że w niektórych przypadkach ofiara jest tak samo winna jak kat….

Marai do religii miał zdrowy stosunek.....

….Religia jest środkiem pobudzającym jak amfetamina i wszelkie inne substancje chemiczne, które oddziałują na korę mózgową. Potrafi podniecić do stanu ekstazy, nieświadomego transu, erupcji agresji z pianą na ustach. Wiara nie jest środkiem uspokajającym….

… Mocny wers w „Ojcze nasz": ”ale nas zbaw ode złego”. Pozostałe są zbyteczne: o nasz chleb nie trzeba prosić, trzeba na niego zapracować; „nie wódź nas na pokuszenie” jest tchórzliwym uskarżaniem się; pokusy są potrzebne, byśmy nauczyli się je zwalczać; ”wybacz nam nasze winy, jako i my….” – też nieuczciwa gadanina, targowanie się, przecież wielkoduszności nie można wiązać warunkami. Ale te „nas zbaw ode złego” to szczery jęk, ponieważ zło istnieje, jest zawsze i wszędzie, odwiecznie, wokół nas i w nas, i o własnych siłach nie potrafimy (a może i nie chcemy) się od niego uwolnić.

I jeszcze coś, co - w 1973 r. pisane - bardzo mi się podoba: „Wyrzucić z życia miast auto, bo jest już bardziej ciężarem niż wygodą”.

Czas na ostatni tom. Gdzie odchodzenie bliskich - i Jego.....

Autor w czwartym tomie dzienników jakby lekko odrodzony, co jest zapewne dobroczynnym skutkiem wyjazdu z USA i powrotu do Włoch, choć już nie takich, jak przedtem...

Mimo poczucia udziału w intelektualno-kulturowej uczcie, znów w tym zalewie mądrości znajdujemy jednak dania lekko prześmierdłe.

Przy okazji agresji Sowietów i ich satelitów na Czechosłowację w 1968 r....

więcej Pokaż mimo to

avatar
983
394

Na półkach: ,

Po kilkunastu latach pobytu w Stanach Zjednoczonych Sandor Marai wraca do Włoch. Niestety, Neapol i Salerno, w którym mieszka, nie są już takie same jak na przełomie lat 40tych i 50tych. Włochy coraz bardziej przypominają inne kraje europejskie: na ulicach pojawia się coraz więcej samochodów, turyści blokują ruch, a w Salerno otwiera się nawet salon fryzjerski dla psów. Do tego dochodzi permanentny kryzys gospodarczy, porwania i zamachy bombowe.

Sandor Marai coraz bardziej „nie pasuje” do tych czasów. Z drugiej strony, sam przyznaje, że chyba już nigdzie nie czułby się dobrze. Za Stanami Zjednoczonymi i Nowym Jorkiem prawie nie tęskni. O Węgrzech nie myśli. Żyje w oczekiwaniu końca.

Po kilkunastu latach pobytu w Stanach Zjednoczonych Sandor Marai wraca do Włoch. Niestety, Neapol i Salerno, w którym mieszka, nie są już takie same jak na przełomie lat 40tych i 50tych. Włochy coraz bardziej przypominają inne kraje europejskie: na ulicach pojawia się coraz więcej samochodów, turyści blokują ruch, a w Salerno otwiera się nawet salon fryzjerski dla psów. Do...

więcej Pokaż mimo to

avatar
46
43

Na półkach:

Niebywale kunsztowny i powściągliwy język, cały Marai.

Niebywale kunsztowny i powściągliwy język, cały Marai.

Pokaż mimo to

avatar
194
154

Na półkach:

"Szmira w literaturze, w sztukach, w życiu publicznym istniała odwiecznie, a znakomitość, wybitność zawsze była rzadkością. Ale przeciętność nigdy nie triumfowała tak jak dziś."
Sándor Márai byłby się cieszył, że nie żyje dziś np. w Polsce, że nie otacza go ta szmira telewizyjna, pseudoliteracka, że w polityce nie ma wśród nas żadnego Vir Prudens, którego z tęsknotą szukał. Dla mnie twórczość tego genialnego Węgra zawsze jest odtrutką na dzisiejsze badziewie. Jest jak antybiotyk usuwający bakterie dyletanctwa.
Nie zawsze zgadzam się z jego poglądami i krytyką - współczesnej muzyki, roli Kościoła, Boga ale niemal zawsze ma mądre podejście do terażniejszości. I nigdy, przenigdy nie nabiera się na komunizm, lewicowość. On sam wie najlepiej, co pisze, bo ciężko doświadczył perfidii i okrucieństwa tych utopii. Swoją postawą zaświadczył, że można być stałym w poglądach. To dziś bardzo cenne.
Każdy tom "Dzienników" jest lepszy od kolejnego, ale wszystkie zaliczają się do arcydzieł.
PS. Doprawdy nie wiem jak to możliwe, że Márai nie otrzymał Nagrody Nobla. To wystarczający powód, żeby w swoich wyborach literackich pomijać laureatów. To jest też ta przeciętność o której pisze SM również w kontekście Nobla.

"Szmira w literaturze, w sztukach, w życiu publicznym istniała odwiecznie, a znakomitość, wybitność zawsze była rzadkością. Ale przeciętność nigdy nie triumfowała tak jak dziś."
Sándor Márai byłby się cieszył, że nie żyje dziś np. w Polsce, że nie otacza go ta szmira telewizyjna, pseudoliteracka, że w polityce nie ma wśród nas żadnego Vir Prudens, którego z tęsknotą szukał....

więcej Pokaż mimo to

avatar
20
7

Na półkach:

Starzejący się już nieco Sándor wciąż pozostaje błyskotliwym i czułym obserwatorem rzeczywistości. Dzieli się wiedzą na temat swojej współczesności, ówczesnego stanu kultury w społeczeństwach, relacjonuje podróże po Europie i Stanach zjednoczonych, nie szczędzi refleksji na temat kondycji człowieka, literatury, roli twórcy w społeczności i w życiu.

Rzadka okazja do zajrzenia za kulisy życia i śmierci dwudziestego wieku - i to w świetnym towarzystwie.

Starzejący się już nieco Sándor wciąż pozostaje błyskotliwym i czułym obserwatorem rzeczywistości. Dzieli się wiedzą na temat swojej współczesności, ówczesnego stanu kultury w społeczeństwach, relacjonuje podróże po Europie i Stanach zjednoczonych, nie szczędzi refleksji na temat kondycji człowieka, literatury, roli twórcy w społeczności i w życiu.

Rzadka okazja do...

więcej Pokaż mimo to

avatar
820
595

Na półkach:

Jedna z lepszych części Dzienników. Marai opuszcza USA i wyraźnie odżywa (pomimo kłopotów zdrowotnych i starzenia się). Wiele uwag i myśli wartych zapamiętania.

Jedna z lepszych części Dzienników. Marai opuszcza USA i wyraźnie odżywa (pomimo kłopotów zdrowotnych i starzenia się). Wiele uwag i myśli wartych zapamiętania.

Pokaż mimo to

avatar
956
621

Na półkach:

Owszem, szczególnie w wypadku twórcy-emigranta, doceniam i uznaję KONIECZNOŚĆ pisania dzienników, ale tą część czytać było mię ciężko. Nadzwyczaj.

Owszem, szczególnie w wypadku twórcy-emigranta, doceniam i uznaję KONIECZNOŚĆ pisania dzienników, ale tą część czytać było mię ciężko. Nadzwyczaj.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    79
  • Przeczytane
    60
  • Posiadam
    28
  • Ulubione
    5
  • 2020
    2
  • 2019
    2
  • Chcę w prezencie
    2
  • Włochy
    1
  • ♥ Biblioteczka end (✘)
    1
  • Dzienniki_Listy_Wspomnienia
    1

Cytaty

Więcej
Sándor Márai Dziennik 1967-1976 Zobacz więcej
Sándor Márai Dziennik 1967-1976 Zobacz więcej
Sándor Márai Dziennik 1967-1976 Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także