-
Artykuły
Nowa książka autora „Wyspy tajemnic”: coś więcej niż kryminałEwa Cieślik3 -
Artykuły
„Foto Retro”, czyli XX-wieczna historia Warszawy zatrzymana w siedmiu albumachLubimyCzytać1 -
Artykuły
Najlepsze książki o zdrowiu psychicznym mężczyzn, które musisz przeczytaćKonrad Wrzesiński28 -
Artykuły
Sięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać6
Biblioteczka
Caroline Reynolds jest projektantką wnętrz i właśnie wprowadziła się wraz ze swoim kotem – Clivem – do nowego mieszkania. Wynajmuje je od swojej przyjaciółki i szefowej zarazem. Już pierwszego dnia okazuje się, że jej nowy sąsiad jest wyjątkowo głośnym facetem (a może to wina zbyt cienkich ścian?). Sytuacja z donośnymi jękami i odgłosami łóżka uderzającego o ścianę, kilkakrotnie się powtarza. Caroline jest wściekła: nie może spać po nocach, a bardzo wyraźne sygnały, dowodzące o gorącej sytuacji za ścianą, wciąż przypominają jej o zaginionym O. Czym jest O? To orgazm Caroline, który po pewnym seksualnym incydencie... zniknął. Panna Reynolds nie może dłużej znieść wybryków swojego sąsiada i idzie z nim porozmawiać (dodajmy, że robi to w środku nocy). I tak właśnie poznajemy Simona, który z czasem z uciążliwego sąsiada zmienia się w przyjaciela Caroline.
Na Wallbanger'a trafiłam całkowicie przypadkiem, przeglądając jakąś amerykańską stronę (a może bloga?). Zaintrygował mnie przede wszystkim tytuł, chociaż okładka też odegrała w tym swoją rolę. Niestety książka nie została wydana w Polsce, co oznaczało, że muszę sięgnąć po angielską wersję. Wielka szkoda, bo Wallbanger jest świetny!
Historia Caroline jest realna, nienaciągana i zabawna. Wszystko dzieje się w racjonalnym tempie – akcja nie mknie jak szalona i po, powiedzmy, dwóch dniach znajomości, Caroline i Simon nie lądują w łóżku. Poznają się powoli i stopniowo przechodzą w głębszą relację (if you know what I mean ;D). Do tego nie mamy tu sytuacji typu orgazm za każdym razem. Pani Clayton uwzględniła możliwość niewystępowania O i dobrze! Dużo bardziej podoba mi się książka autentyczna, pokazująca, że nie musi być pięknie i błogo przy każdym zbliżeniu niż opowieść, w której główna bohaterka dochodzi w chwili, w której jej towarzysz wypowiada: dojdź dla mnie, mała (owszem nawiązuję do sławetnego Greya).
DZIEWCZYNA W RÓŻOWEJ KOSZULCE I WALLBANGER: Caroline jest wygadana, towarzyska i ma bzika na punkcie swojego kocura, z którym swoją drogą, często rozmawia. Uwielbia piec (zwłaszcza chleb z cukinią). Jest jednym z najlepszych architektów wnętrz w San Francisco. Dwa lata temu, po nieudanym seksie z byłym już chłopakiem, opuścił ją O. Caroline zdążyła się pogodzić z jego nieobecnością. Jednak jej sąsiad przypomniał jej o braku orgazmu i o tym, jak mocno tęskni za byciem z kimś. Obudził w niej nowe emocje. A jaki jest Simon? To lekko arogancki, prostolinijny facet, pracujący jako fotograf i posiadający pewien układ z trzema kobietami – seks plus przyjaźń i zero tajemnic. Już przy pierwszym spotkaniu Caroline robi na nim wrażenie, ale sam nie chce się do tego przyznać. Oboje starają się unikać siebie nawzajem, ale to trudne, kiedy mieszka się drzwi w drzwi, a do tego ma się wspólnych znajomych (to jest zresztą ciekawa historia).
Wallbanger to zabawna opowieść o miłości i przyjaźni damsko – męskiej z małą nutką ironią. Pani Clayton przedstawiła tą historię bardzo realnie. Mamy tu masę dowcipnych tekstów i sytuacji, ale nie jest to sielankowa, przesłodzona opowieść. Między wierszami kryją się problemy, które muszą zostać rozwiązane, by główni bohaterowie mogli spokojnie usiąść nad kromką chleba z cukinią. Książka zdecydowanie trafi do moich ulubionych (i znajdzie się u mnie na półce, jak tylko będę miała trochę więcej gotówki i czasu na zabawę z Amazonem ;)). Jeżeli czujecie, że z Waszym angielskim nie jest tak źle, to sięgnijcie po Wallbanger'a, bo zapewni Wam chwilę rozrywki na poziomie. Gorąco polecam!
[recenzja także tu: http://shadow-czyta.blogspot.com/2013/04/wallbanger-alice-clayton.html]
Caroline Reynolds jest projektantką wnętrz i właśnie wprowadziła się wraz ze swoim kotem – Clivem – do nowego mieszkania. Wynajmuje je od swojej przyjaciółki i szefowej zarazem. Już pierwszego dnia okazuje się, że jej nowy sąsiad jest wyjątkowo głośnym facetem (a może to wina zbyt cienkich ścian?). Sytuacja z donośnymi jękami i odgłosami łóżka uderzającego o ścianę,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Intruz to powieść antyutopijna – o świecie opanowanym przez Dusze, które zasiedlają się w ludzkich ciałach. Główną bohaterką jest Melanie Stryder, jedna z niewielu ocalałych. Zostaje jednak złapana... Tak zaczyna się historia Melanie i Wagabundy. Z nienawiści rodzi się przyjaźń, wystawiona na wiele prób. Pomagają sobie w ciężkich chwilach, których od pojawienia się w jaskiniach rebeliantów coraz więcej. Obie zmagają się z targającymi nimi uczuciami – uczuciami tak silnymi, jakich Wagabunda nigdy jeszcze nie doznała. Nawet nie wiedziała, że istnieją niektóre z nich.
Sięgając po Intruza (którego pożyczyła mi koleżanka, mówiąc: „no dawaj, to jest naprawdę dobre”) nie byłam przekonana czy dotrwam do końca, przecież to dzieło Stephenie Meyer; cudu się nie spodziewałam. Jakie było moje zdziwienie, kiedy książka okazała się dobra i to bardzo dobra! Zwlekałam z przeczytaniem Intruza tylko ze względu na autora (Zmierzch to była ciężka przeprawa i pożegnałam panią Meyer po skończeniu czytania). Mój błąd, mój ogromny błąd. Intruz to jedna z najlepszych książek jakie ostatnio czytałam!
Książka była niesamowicie emocjonalna. Kiedy było blisko zakończenia opowieści – nie wytrzymałam, porzuciłam Intruza na ponad tydzień, by ochłonąć. Ostatnie rozdziały doprowadziły mnie do łez. Serio; nie spodziewałam się tego. Mało jest książek, które tak mocno mnie poruszają. Ale to jest jedna z nich.
Intruz został napisany niebanalnym językiem. Może trudno będzie niektórym w to uwierzyć, ale tak jest. Opisy nie są przesadzone, uczucia Melanie i Wandy szczegółowe, ale nie nudzące, a ich wewnętrzne rozmowy są czasem nieprzewidywalne i gwałtowne. Nie jest to taka prosta książka jak Zmierzch (nienawidzę porównań do Zmierzchu, ale nie mogę nic poradzić na to, że go tu przytaczam; choć obie książki zostały napisane przez jedną osobę, różnią się od siebie drastycznie).
MELANIE/WANDA
Po tym, jak Melanie zostaje uwięziona we własnym ciele, które opanowuje dusza imieniem Wagabunda (w oryginale Wanderer), nie daje spokoju intruzowi. Jest zawzięta i za wszelką cenę nie chce dopuścić Wagabundy do swoich wspomnień, które mogą doprowadzić Łowców do ocalałych ludzi, a tym samym do Jamiego, Jareda, jej rodziny... Wagabunda natomiast stara się dowiedzieć wszystkiego; chce pomóc (w swoim mniemaniu) Łowcom. Z czasem zaczyna się coraz bardziej gubić w nowym ciele. Jako dusza – jest miła, opiekuńcza i spokojna, lecz pod wpływem Melanie doznaje nowych uczuć. Jest jej ciężko, kiedy nie potrafi już rozróżnić czy to, co czuje to jej emocje czy Melanie. W końcu zaczynają ze sobą współpracować, by znaleźć tych, których obie kochają. Nie jest im jednak łatwo, a po przybyciu do jaskiń jest jeszcze ciężej. Nie wyobrażam sobie co musiała czuć każda z nich; bycie uwięzionym we własnym ciele, a posiadanie głosu w głowie, który wciąż z tobą dyskutuje jest porównywalnie okropne. I na pewno bolesne i niekomfortowe. Obie starają się jednak uczyć się żyć w zgodzie, bo ich połączenie jest nie do rozerwania. Ale czy aby na pewno?
JARED
Dla niego sytuacja jest bardzo ciężka. Stracił ukochaną Melanie, a odzyskał ciało dziewczyny z intruzem w środku. Z tego co widzą Mel i Wanda, wydaje się, że Jared cierpi mocniej niż komukolwiek się zdaje. Wie, że nie odzyska Melanie, więc zastanawia się, co zrobić z Wandą. Jest w stanie daleko się posunąć. Jego upór z czasem maleje i coś się w nim zmienia. Wciąż wyczuwa Mel, nie tylko jej ciało. Traktuje też Wagabundę, już nie jako intruza, ale jako człowieka.
IAN
Z początku jest nastawiony negatywnie na pozostanie Wandy w jaskiniach (zresztą jak wszyscy). Widzi w niej zagrożenie. Jest jednak pierwszą z niewielu osób, które przekonują się, jaka naprawdę jest Wanda. Ku przerażeniu Melanie, Ian okazuje Wandzie coraz cieplejsze uczucia...
JASKINIOWI LUDZIE
Nie wszyscy przekonują się do Wandy. Mimo tego, co dla nich robi, pozostają ludzie patrzący na nią krzywo. Ma jednak wsparcie Jamiego, Iana, Jeba, Jareda czy Doktora. Tylko tyle wystarcza zarówno Mel jak i Wandzie.
Kończąc moją (przydługą jak na mnie) recenzję, chce Was zachęcić do przeczytania Intruza, jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście. Nadal nie jestem przekonana do Stephenie Meyer, ale do Intruza owszem. Książka dała mi do myślenia – człowieczeństwo jest w każdym; każdemu więc należy się szacunek. Naprawdę polecam!
PS: Jeżeli w którymkolwiek momencie obraziłam fanów Zmierzchu to przepraszam.
[recenzja również tu: http://shadow-czyta.blogspot.com/2013/03/intruz-stephenie-meyer.html]
Intruz to powieść antyutopijna – o świecie opanowanym przez Dusze, które zasiedlają się w ludzkich ciałach. Główną bohaterką jest Melanie Stryder, jedna z niewielu ocalałych. Zostaje jednak złapana... Tak zaczyna się historia Melanie i Wagabundy. Z nienawiści rodzi się przyjaźń, wystawiona na wiele prób. Pomagają sobie w ciężkich chwilach, których od pojawienia się w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Witajcie w krainie Nigdynigdy, gdzie połowa z magicznych istot będzie chciała Was zjeść, a połowa – no, nie owijajmy w bawełnę – zgwałcić. Gdzie słowo dziękuję robi z ciebie dłużnika, od którego można zażądać głosu, imienia albo pierwszego dziecka. I gdzie sarkastyczny kot pojawia się i znika, kiedy tylko chce. Do ów krainy trafia Meghan Chase, której brat został porwany. Jej przewodnikiem po Nigdynigdy zostaje jej najlepszy przyjaciel Robbie, który wcale nie jest tym, za kogo się podawał. Głównym celem tej wyprawy jest sprowadzenie Ethana do domu. W tak zwanym między czasie, Meghan odkrywa pewną tajemnicę swojej matki; poznaje zimowego księcia Asha i kilkakrotnie musi walczyć o życie – nie tylko swoje. Meghan zawiera kilka układów, ale czy zgodzi się na ten najważniejszy? Ten, który uratuje jej brata?
„Można zginąć na tyle ciekawych sposobów: zostać nadzianym na szklany miecz, zaciągniętym pod wodę i zjedzonym przez kelpię, zamienionym w pająka lub krzak róży na wieki wieków [...] To co, idziesz?”
Z przeczytaniem Żelaznego króla trochę zwlekałam. Szczerze powiedziawszy, nie miałam go nawet w planach. Jak to jednak u mnie często bywa, książki, które później mogę nazwać moimi ulubionymi, wpadają mi w ręce przypadkowo. Zapytacie pewnie – dlaczego nie chciałam sięgnąć po Żelaznego króla? Fantastyka to absolutnie moje klimaty, ale nie podobał mi się opis tej książki i niezależnie od tego, ile dobrych opinii o nim słyszałam, nie ciągnęło mnie w jej kierunku. Przerażał mnie ciut fakt, że autorka wprowadziła nową opowieść w stworzone przez kogoś innego realia; że zawarła sporo elementów z innych historii, bajek, a w szczególności ze Snu nocy letniej Szekspira (przyznaję: nie znam tego, ale jest to spowodowane moją niechęcią do Szekspira). Jest to, moim zdaniem, ciężkie zadanie. Jednak pani Kagawa absolutnie sobie z nim poradziła!
Żelaznego króla czyta się z zapartym tchem (nigdy nie wiesz, czy zza krzaków nie wyskoczy akurat jakiś skrzat i nie dziabnie Cię swoją zatrutą bronią, sprawiając, że będziesz umierać w męczarniach), ogromną przyjemnością, uśmiechem na ustach lub szklistymi oczami. W krainie Nigdynigdy zegarki nie działają; czas płynie inaczej. Przez to też, ja nie zwracałam uwagi na to jak szybko wszystko się dzieje. Tym razem zupełnie zapomniałam o czasie i dałam się wciągnąć w wir wydarzeń Nigdynigdy (a to oznacza ogromny plus ode mnie dla pani Kagawy i Żelaznego króla).
„Nazywam się Meghan Chase. Za niecałe dwadzieścia cztery godziny skończę szesnaście lat. Słodka szesnastka. Napisano mnóstwo opowieści, piosenek i wierszy o tym wspaniałym wieku, kiedy dziewczyna znajduje prawdziwą miłość, cały świat ma u stóp, a przystojny książę porywa ją w stronę zachodzącego słońca. Nie sądzę, żeby ze mną miało być tak samo...”
KSIĘŻNICZKA MEGHAN CHASE : Meghan nie miała łatwego dzieciństwa: jej ojciec zniknął, kiedy miała sześć lat i od tamtej pory nie wiadomo, co się z nim stało. Równo dziesięć lat później jej przyrodni brat zostaje porwany. Mimo ogromnego niebezpieczeństwa, Meghan wyrusza na jego poszukiwania. W tej niecodziennej podróży dziewczyna poznaje prawdę o swojej rodzinie, przyjacielu, a przede wszystkim poznaje samą siebie.
„Mówisz mi, że nie zdradzę przyjaciół i rodziny. Jeśli to słabość, to chcę taką mieć.”
WROGOWIE DO KOŃCA ŻYCIA : Robbie i Ash to przeciwieństwa. Łączy ich jednak przeszłość i teraźniejszość (oczywiście chodzi mi tu o Meghan). Przez większość podróży knują przeciwko sobie i planują jak zabić tego drugiego. Te plany niweczy im Meghan. Nie szczędzą sobie jednak gorzkich słów, które podkręcają już i tak gorącą temperaturę.
„W takich chwilach jeszcze bardziej doceniam fakt, że jestem kotem.”
DLACZEGO SWOJEGO PRZYSZŁEGO KOTA NAZWĘ GRIMALKIN : Ten kocur to zdecydowanie moja ulubiona postać w Żelaznym królu. Grimalkin jest aroganckim, pyskatym zwierzęciem, które, jak na kota przystało, chodzi tylko i wyłącznie swoimi ścieżkami. Nie interesuje go nic więcej oprócz swojego bezpieczeństwa i zadowolenia.
Jestem absolutnie zakochana w Żelaznym królu! To naprawdę świetna książka – pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji, genialnych dialogów, posiadająca ciekawą fabułę i naprawdę dobrze wykreowane postacie. Do tego jest starannie dopracowana graficznie (a wiecie, że u nas z grafiką to różnie, więc za to plus). Czasem trochę denerwował mnie dobór słów, ale wiem, że tłumaczenie tak długich teksów wcale nie jest proste, więc za to tylko maleńki minusik. Szczerze polecam Wam Żelaznego króla, bo przeniesie Was w magiczny świat, który znamy z dzieciństwa.
[recenzja także tu: http://shadow-czyta.blogspot.com/2013/05/zelazny-krol-julie-kagawa.html]
Witajcie w krainie Nigdynigdy, gdzie połowa z magicznych istot będzie chciała Was zjeść, a połowa – no, nie owijajmy w bawełnę – zgwałcić. Gdzie słowo dziękuję robi z ciebie dłużnika, od którego można zażądać głosu, imienia albo pierwszego dziecka. I gdzie sarkastyczny kot pojawia się i znika, kiedy tylko chce. Do ów krainy trafia Meghan Chase, której brat został porwany....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Clarissa (Clary) Fray ma zaledwie piętnaście lat kiedy ją poznajemy. Ma podobne problemy, co większość nastolatków w tym okresie. Wszystko jednak zmienia się pewnego wieczoru w Pandemonium – jednej z manhattańskich dyskotek. Clary zaczyna widzieć dziwne rzeczy i ludzi; ktoś porywa jej matkę; jej najlepszy przyjaciel Simon dziwnie się zachowuje, a Nocny Łowca – Jace staje się dla niej kimś więcej niż tylko pomocnikiem w poszukiwaniach matki. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze wyraźna niechęć ze strony innego Łowcy, zniknięcie przyjaciela Jocelyn (matki Clary), powrót wroga z przeszłości i wyjątkowa mroczna tajemnica sprzed lat.
Pani Clare stworzyła inny świat obsadzony w scenerii Manhattanu. Roi się w nim od demonów, wilkołaków, wampirów i innych fantastycznych stworzeń. Nie zapomnijmy oczywiście o walecznych Nocnych Łowcach i przerażających Cichych Braciach. Książki o podobnych wątkach, jak już wspomniałam na początku, zasypują półki w sklepach, ale tu niekoniecznie wampiry czy wilkołaki znajdują się na pierwszym miejscu. Są tylko tłem dla Nocnych Łowców.
Książka napisana jest prostym językiem, tak by trafić do młodego odbiorcy. Jest jednak tak umiejętnie skonstruowana, że czyta się ją jednym tchem i to w bardzo szybkim tempie. Co do okładki książki, to w tej części akurat jestem usatysfakcjonowana. Może tylko wypowiedź pani Meyer jakoś mnie drażni.
W tej części Darów Anioła cały czas coś się dzieje – niektóre zwroty akcji są tak zaskakujące, że niekiedy zastanawiałam się z czego ta sytuacja wynikła. Nie jest pewna czy jest to wada, czy zaleta, ale jedno wiem na pewno – czasem było dla mnie trochę za szybko. Miasto Kości nie jest aż tak bardzo przewidywalne, chociaż zdarzyły się sytuacje, których mogłam się domyślić. Jednak końcówka książki zbiła mnie z pantałyku – czegoś takiego się nie spodziewałam! Nie tak wyobrażałam sobie zakończenie.
Najbarwniejszą postacią w książce jest Jace. Swoje uczucia stara się ukrywać, a każdy niewygodny dla siebie temat zbywa genialną ripostą lub żartem. Teksty, które pani Clare „włożyła” w jego usta przyprawiają człowieka o uśmiech na twarzy. Nie twierdzę oczywiście, że reszta bohaterów jest mdła i bez charakteru – każdy z nich ma swoje zalety, jednak to Jace nad nimi góruje.
Od Miasta Kości nie mogłam się oderwać i szczerze powiedziawszy wcale nie chciałam. Tak pochłonęły mnie losy Clary, że niemal czułam się fizycznie obecna w całej historii – zastanawiałam się czy dokonałabym takich samych wyborów jak ona i czy poradziłabym sobie w podobnej sytuacji. Książka zdecydowanie podziałała na moją bardzo bujną wyobraźnię, która zasypywała mnie różnymi obrazami, wyjętymi prosto z książki.
Pani Cassandra napisała bardzo dobrą książkę i z czystym sumieniem mogę ja polecić tym, którzy lubią fantastykę (ale niekoniecznie taką reprezentującą wysoki poziom, bo do takiej Miasto Kości nie należy – mówię to mimo pochlebnej recenzji). Ja jednak – jako że jestem młodym czytelnikiem, książkę pokochałam.
[recenzja również tu: http://shadow-czyta.blogspot.com/2013/01/miasto-kosci-cassandra-clare.html]
Clarissa (Clary) Fray ma zaledwie piętnaście lat kiedy ją poznajemy. Ma podobne problemy, co większość nastolatków w tym okresie. Wszystko jednak zmienia się pewnego wieczoru w Pandemonium – jednej z manhattańskich dyskotek. Clary zaczyna widzieć dziwne rzeczy i ludzi; ktoś porywa jej matkę; jej najlepszy przyjaciel Simon dziwnie się zachowuje, a Nocny Łowca – Jace staje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Miasto popiołów jest kontynuacją przygód Clary Fray (lub jak kto woli Clarissy Morgenstern). W tej części Clary stara się przyzwyczaić do myśli, że jest Nocnym Łowcą, ale także chce uwolnić Jace'a od zarzutów, którymi obarcza go Clave, a w głównej mierze Inkwizytorka – Imogen Herondale. Jace zostaje posądzony o współpracę i bycie szpiegiem Valentina. Inkwizytorka chcąc złamać Jace'a, odcina go od rodziny i znajomych. Skutecznie czy nie, to już kwestia, którą sami musicie odkryć. Jest to główny wątek całej historii, jednak nie zabrakło też rozterek sercowych Clary, problemów z jej matką, szalonych pomysłów Valentina i kłopotów Simona.
Tak jak poprzednia część, ta również napisana jest prostym językiem, który łatwo się czyta. Całość jest spójna i łatwa w przyswojeniu i zrozumieniu. Jest tam też kilka takich momentów, które burzyły moje wyobrażenie o Nocnych Łowcach i wszystkich fantastycznych istotach z książki. Do tego dochodzi jeszcze zakończenie historii, które wcale nie wygląda tak, jakbym sobie wyobrażała.
GŁÓWNI BOHATEROWIE : Zacznę od tego, że Clary w pewien sposób udowodniła, że jest córką Valentina. Jak? Stała się naprawdę egoistyczną osobą. Jej sposób na zapomnienie o miłości do Jace'a był okrutny i godzien pożałowania. Dołóżmy do tego jej naiwność i wychodzi nam naprawdę irytująca postać. Co do Jace'a to muszę powiedzieć, że mocno się zmienił. Nie wiem tylko czy na dobre. Łatwiej już wywnioskować z jego zachowania co czuje, chociaż są to nieliczne chwile słabości. Ciężko było mi zrozumieć jego zaprzeczanie samemu sobie (tak to mogę nazwać): spotyka się z ojcem, chociaż wie, że robi źle; kłóci się z Inkwizytorką, mając świadomość, że wcale mu to nie pomaga; w końcu rani Clary, raniąc przy tym również siebie. Intrygowały mnie powodu, dla których to robił; dlaczego stał się człowiekiem o dwóch twarzach.
KTO JEST MOJĄ ULUBIONĄ POSTACIĄ I DLACZEGO JEST TO VALENTINE? : Valentine, jego mroczne pomysły i świetne argumenty, którymi się posługiwał, sprawiły, że czasem zastanawiałam się czy nie mówi do mnie o dzisiejszym świecie (za to oczywiście brawa dla pani Clare). To, co ten człowiek robił w mojej głowie, jest nie do opisania. Dla mnie Valentine Morgenstern jest jedną z najlepiej wykreowanych postaci w fantastyce dla młodzieży ostatnich lat.
Ogólnie uważam, że Miasto popiołów jest dobrą książką, nawet bardzo dobrą. Nie jest nudna; ma ciekawą, czasem zaskakującą fabułę, a przede wszystkim wciąga. Mogę ją polecić z czystym sumieniem (tym niewymagającym wiele – jak już pisałam dlaczego w recenzji Miasta kości). Myślę, że nie zawiedziecie się.
[recenzja także tu: http://shadow-czyta.blogspot.com/2013/03/miasto-popioow-cassandra-clare.html]
Miasto popiołów jest kontynuacją przygód Clary Fray (lub jak kto woli Clarissy Morgenstern). W tej części Clary stara się przyzwyczaić do myśli, że jest Nocnym Łowcą, ale także chce uwolnić Jace'a od zarzutów, którymi obarcza go Clave, a w głównej mierze Inkwizytorka – Imogen Herondale. Jace zostaje posądzony o współpracę i bycie szpiegiem Valentina. Inkwizytorka chcąc...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Książka jest opisem życia Jan Baptysta Grenouille – człowieka o nadludzkim węchu; węchu wręcz niewyobrażalnym; geniusza i szaleńca; samotnika; mordercy... Towarzyszymy mu przez całą jego dość krótką, ciągłą tułaczkę przez życie, w której dąży on do stworzenia najgenialniejszego pachnidła na całym świecie – takiego, jakiego nikt inny jeszcze nie wymyślił i nie wymyśli. Nie waha się przed dokonaniem najstraszliwszych rzeczy, byleby tylko dostać to, czego chce – nawet od najmłodszych lat; świadomie bądź nie do końca.
Można opisać go przysłowiem: „po trupach do celu”, a przy tym, zauważyć podwójne jego znaczenie.
Jan Baptysta Grenouille nie postrzega ludzi wzrokiem, a jedynie węchem – wrażenia wizualne są dla niego zbędne. Najlepiej znanym mu uczuciem jest nienawiść, którą darzy wszystkich wokół siebie. Pragnie zaledwie spokoju i zapachów.
Książka napisana jest językiem dość ciężkim i specyficznym dla branży perfumeryjnej. W kilku sytuacjach musiałam sprawdzać znaczenie słów, ale były to przypadki sporadyczne i z mojej, czystej niewiedzy. Choć zawiera ona naprawdę niewiele dialogów, nie jest nudna, a przede wszystkim nie ma się wrażenia, że siedzi się nad nią bardzo długo – czyta się ją szybko; jest porywająca i ma się problemy z oderwaniem się od niej chociaż na chwilę. Jej klimat jest niesamowicie wciągający, choć czasem przyprawiający o dreszcze.
Opisy są zaskakująco realistyczne i dosłowne, czasem odpychające, przerażające czy bolesne; cały tekst napisany jest tak, że ma się nieodparte wrażenie uczestniczenia we wszystkich wydarzeniach z książki – każde miejsce widzi się swoimi oczami, wszystkie zapachy się czuje, a uczucia przeżywa się samemu.
Osobiście nie miałam z książką większych problemów – czytanie jej było przyjemnością. Znam jednak kobietę (dużo starszą ode mnie), która zabierała się do czytania Pachnidła kilka razy i nie mogła przez nią przebrnąć. Jeżeli jednak lubicie książki zaskakujące i uważacie, że poradzicie sobie z jej słownictwem, to gorąco polecam. Jak dla mnie, jest ona arcydziełem i nie wiem czy jest jakaś inna książka, która może jej dorównać.
[recenzja także tu: http://shadow-czyta.blogspot.com/2013/01/pachnido-historia-pewnego-mordercy.html]
Książka jest opisem życia Jan Baptysta Grenouille – człowieka o nadludzkim węchu; węchu wręcz niewyobrażalnym; geniusza i szaleńca; samotnika; mordercy... Towarzyszymy mu przez całą jego dość krótką, ciągłą tułaczkę przez życie, w której dąży on do stworzenia najgenialniejszego pachnidła na całym świecie – takiego, jakiego nikt inny jeszcze nie wymyślił i nie wymyśli. Nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Pożeracz snów jest historią o Elisabeth Sturm, którą poznajemy kiedy przeprowadza się wraz z rodzicami do Kaulenfeld z Kolonii. Nie odnajduje się ona w nowym środowisku i pozorne ukojenie znajduje jedynie we śnie. Wszystko zmienia się wraz z pojawieniem się Colina Blackburna – tajemniczego chłopaka, który trzyma ją na dystans i wciąż próbuje zniechęcić ją do siebie. Ellie ma również problemy z dziwnie zachowującym się ojcem i postacią z przeszłości Colina.
Przez pewien czas zastanawiałam się, co napisać o Pożeraczu snów, którego z jednej strony niesamowicie pokochałam, a z drugiej znienawidziłam. Książka porusza tematykę, której do tej pory nie odnalazłam w żadnej innej. Zmory – słowiańskie demony, łaknące snów. Miód na moją duszę. Uwielbiam słowiańskie klimaty. Jednak tak nudnej (w niektórych momentach, na szczęście) książki dawno nie czytałam. Dłużyła mi się nieskończenie, ale końcówka uratowała sytuację.
Ellie, jak większość bohaterek paranormal romance, czuje się samotna i poszkodowana przez życie. Próbuje dotrzeć do niesamowicie seksownego, niebezpiecznego i nieskorego do jakichkolwiek przyjaźni Colina. Ma też kłopoty z rodzicami i przyjaciółkami z Kolonii. Jest jednak zawzięta i... prawdopodobnie jest narkoleptyczką. Wiecznie myśli o spaniu i sporą część książki spędza właśnie na tym. Jest w stanie zasnąć w każdym miejscu, nawet na środku leśnej ścieżki. Na dodatek panicznie boi się pająków (czyli mam z nią coś wspólnego, przez co łatwiej było mi zrozumieć jej panikę na widok tych owłosionych potworów). Co do Colina, to niewiele różni się od innych postaci z dzisiejszego fantasy. Na szczęście jego historia i zainteresowania są naprawdę ciekawe i to sprawia, że Colin jest intrygującą postacią.
Gdyby nie te przesadzone opisy i chwile tak strasznej nudy, książka byłaby genialna. Czytałoby się ją szybko i bezproblemowo. A tak? Musiałam od niej odpoczywać. Mimo to wracałam, bo Pożeracz snów bardzo mi się spodobał.
Ogólnie książka jest dobra, choć te słabe momenty wiele ujmują z jej uroku. Na rzecz zakończenia można się jednak trochę pomęczyć. Jeżeli macie dość wampirów, wilkołaków czy upadłych aniołów, a lubicie paranormal romance, to Pożeracz snów to książka dla was. Ja, po jej skończeniu, chcę więcej; chce wiedzieć jak dalej potoczyły się losy Ellie i Colina, tego jednak żadne wydawnictwo nie gwarantuje. Żyję nadzieją, że to się zmieni.
[recenzja także tu: http://shadow-czyta.blogspot.com/2013/02/pozeracz-snow-bettina-belitz.html]
Pożeracz snów jest historią o Elisabeth Sturm, którą poznajemy kiedy przeprowadza się wraz z rodzicami do Kaulenfeld z Kolonii. Nie odnajduje się ona w nowym środowisku i pozorne ukojenie znajduje jedynie we śnie. Wszystko zmienia się wraz z pojawieniem się Colina Blackburna – tajemniczego chłopaka, który trzyma ją na dystans i wciąż próbuje zniechęcić ją do siebie. Ellie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Beatrice Prior ma szesnaście lat i jak każdy jej rówieśnik niedługo będzie musiała podjąć bardzo ważną dla niej decyzję – zostać z rodziną czy ruszyć przed siebie. Altruizm czy Nieustraszoność? Jak łatwo się domyślić, Tris wybiera to drugie – życie bez jakichkolwiek ograniczeń. W kwaterach Nieustraszonych Tris poznaje smak przyjaźni, miłości, wolności, ale i zdrady. Musi również chronić swojej największej tajemnicy, której ujawnienie może sprowadzić na nią śmierć.
Od dłuższego czasu zastanawiałam się czy sięgnąć po Niezgodną, ale nie mogłam się do niej przekonać. A dlaczego? Myślę, że to wszystko przez porównywanie jej z Igrzyskami śmierci, których nie jestem jakąś wielką fanką. Postanowiłam jednak przeczytać Niezgodną, bo często trafiałam na zdjęcia z planu filmowego, które były dla mnie po pierwsze – interesujące, a po drugie, lekko spoilerujące (jest takie słowo?). Ciekawa też byłam, kogo gra Kate Winslet. I co myślę po lekturze? O. Mój. Boże! Przepadłam po drugim rozdziale.
Książka napisana jest w czasie teraźniejszym z perspektywy Tris. Jak już kiedyś mówiłam (vel. pisałam) – nie lubię tego typu narracji. Ale, o dziwo, w Niezgodnej bardzo mi taki zabieg odpowiadał. Byłam w stanie wczuć się w każdą sytuację; każde zdarzenie; wszystkie emocje i rozterki, które przeżywała Tris. Przy ostatnim teście miałam wrażenie, że to ja na niego idę, że zobaczę za chwilę to, czego się boję. Myślałam, że tylko Clare i Mead są w stanie zrobić ze mnie budyń (tak, tak – nawiązuję do Gwendolyn z Trylogii Czasu), ale myliłam się – Roth też to umie.
ALTRUISTKA, NIEUSTRASZONA CZY NIEZGODNA? : Tris nigdy nie uważała siebie za wystarczająco bezinteresowną i dlatego też była przekonana, że nie pasuje do Altruistów. Jej otoczenie było jednak odwrotnego zdania (ja właściwie też jestem zdania, że Tris to po części Altruistka i dałaby radę żyć w warunkach, w jakich żyła przez szesnaście lat). Z drugiej strony, Beatrice to jedna z najodważniejszych osób w książce – jest twarda, uparta i zdeterminowana. Myśli nieszablonowo i trzeźwo. Podobało mi się w niej to, że nie załamywała się i robiła co do niej należy mimo ogromu przeciwności. Ośmielę się nawet stwierdzić, że Tris to jedna z moich ulubionych postaci książkowych jak do tej pory.
NIEUSTRASZENI I TRANSFERY : Testy, które musi przejść każdy szesnastolatek po wybraniu frakcji, nie wydają się łatwe. Zwłaszcza te u Nieustraszonych. Oblałabym je, to pewne (panicznie boję się wysokości, więc już na jednym z pierwszych zadań bym odpadła). Grupa transferów, w której znalazła się Tris, była zawzięta i gotowa do najgorszych rzeczy. Na szczęście, pani Roth wprowadziła do świata Nieustraszonych takie postacie jak Cztery, Tori czy Christina, dzięki którym równowaga pomiędzy złem a dobrem, nienawiścią a miłością została zachowana.
PODZIELONE SPOŁECZEŃSTWO : Mimo pozornego spokoju w dystopijnym Chicago, w zakamarkach miasta knuje się na potęgę. W wizji pani Roth nie można nikomu ufać, bo nigdy nie wiadomo, kto może cię zranić. Użycie przeciwko komuś brutalnej siły może i jest potępiane, ale nie robi się z tym nic. Jeżeli nie myśli się tak, jak chce władza, trzeba liczyć się z tym, że śmierci czyha na ciebie na każdym kroku.
Podsumowując, Niezgodna może i jest podobna do Igrzysk śmierci, ale nie w stopniu, który bardzo rzuca się w oczy. Zauważyłam tu także maleńkie podobieństwo do mojej ukochanej Akademii wampirów, ale potrafię to przeżyć. Niezgodna to naprawdę jedna z lepszych książek jakie miałam ostatnio w ręce – wciąga, czyta się ją szybko i trudno ją odłożyć. Jest dość brutalna i smutna, nie brakuje tu bowiem krwawych scen, bójek (nawet jeżeli to tylko ćwiczenia), strzelanin i śmierci. Polecam Wam ją, jeżeli jeszcze nie znudziły się Wam opowieści antyutopijne.
[recenzja także tu: http://shadow-czyta.blogspot.com/2013/08/niezgodna-free-four-tobias-tells-story.html]
Beatrice Prior ma szesnaście lat i jak każdy jej rówieśnik niedługo będzie musiała podjąć bardzo ważną dla niej decyzję – zostać z rodziną czy ruszyć przed siebie. Altruizm czy Nieustraszoność? Jak łatwo się domyślić, Tris wybiera to drugie – życie bez jakichkolwiek ograniczeń. W kwaterach Nieustraszonych Tris poznaje smak przyjaźni, miłości, wolności, ale i zdrady. Musi...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to