Bornholm, Bornholm

Okładka książki Bornholm, Bornholm Hubert Klimko-Dobrzaniecki
Okładka książki Bornholm, Bornholm
Hubert Klimko-Dobrzaniecki Wydawnictwo: Znak Seria: Proza literatura piękna
240 str. 4 godz. 0 min.
Kategoria:
literatura piękna
Seria:
Proza
Wydawnictwo:
Znak
Data wydania:
2011-01-31
Data 1. wyd. pol.:
2011-01-31
Liczba stron:
240
Czas czytania
4 godz. 0 min.
Język:
polski
ISBN:
9788324014996
Tagi:
współczesna literatura polska
Średnia ocen

6,8 6,8 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Bangsi Marcin Dopieralski, Hubert Klimko-Dobrzaniecki
Ocena 7,1
Bangsi Marcin Dopieralski,...
Okładka książki Królik po islandzku Grzegorz Kasdepke, Hubert Klimko-Dobrzaniecki
Ocena 6,7
Królik po isla... Grzegorz Kasdepke, ...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,8 / 10
254 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
1484
580

Na półkach: , , , ,

To stanowczo nie ten Klimko-Dobrzaniecki, który w ostatnich powieściach mnie zachwycił. W tej historii, a właściwie historiach znalazłam tylko antypatyczne postacie, zarówno kobiety jak i mężczyźni byli wręcz przesyceni skazami.
Samotność, niezrozumienie, melancholia to tematy, z którymi najbardziej mi po drodze w książkach, ale tu brakło mi w tych postaciach takiego wewnętrznego dobra, odrobiny, choć grama takiego ludzkiego jakby to nazwać... honoru, poczucia tego co właściwe.
Ale napisane jest świetnie, bardzo lubię styl autora, dlatego też przeczytałam do końca.

To stanowczo nie ten Klimko-Dobrzaniecki, który w ostatnich powieściach mnie zachwycił. W tej historii, a właściwie historiach znalazłam tylko antypatyczne postacie, zarówno kobiety jak i mężczyźni byli wręcz przesyceni skazami.
Samotność, niezrozumienie, melancholia to tematy, z którymi najbardziej mi po drodze w książkach, ale tu brakło mi w tych postaciach takiego...

więcej Pokaż mimo to

avatar
560
36

Na półkach:

Książka bardzo przeciętna. Ciężko się czyta.

Książka bardzo przeciętna. Ciężko się czyta.

Pokaż mimo to

avatar
502
344

Na półkach:

Dwie proste łączą się w nieskończoności. Może oczekiwałem zbyt bliskiego miejsca, gdzie proste się połączą, albo nieskończoność przerosła zdolności mojej wyobraźni. Zabrakło mi choćby kruchej nici, cienkiej jak włos, która łączyłaby obie świetnie opowiedziane historie.

Dwie proste łączą się w nieskończoności. Może oczekiwałem zbyt bliskiego miejsca, gdzie proste się połączą, albo nieskończoność przerosła zdolności mojej wyobraźni. Zabrakło mi choćby kruchej nici, cienkiej jak włos, która łączyłaby obie świetnie opowiedziane historie.

Pokaż mimo to

avatar
1178
1154

Na półkach: , ,

Ot, dość sprawnie napisana elegia (?) na odejście patriarchatu, ze szczególnym uwzględnieniem dominacji nad światem pewnej części męskiego ciała. Rozpaczać nad tym nie zamierzam, choć łezkę współczucia nad naszym Autorem uronię, bo chłopina ma poważny problem. Nie polecam tej książki, zapewne w celach autoterapeutycznych powstałej.

Ot, dość sprawnie napisana elegia (?) na odejście patriarchatu, ze szczególnym uwzględnieniem dominacji nad światem pewnej części męskiego ciała. Rozpaczać nad tym nie zamierzam, choć łezkę współczucia nad naszym Autorem uronię, bo chłopina ma poważny problem. Nie polecam tej książki, zapewne w celach autoterapeutycznych powstałej.

Pokaż mimo to

avatar
803
770

Na półkach: , ,

Ta powieść, to dwa różańce łączące się w jednym krzyżu. Ciężkim i wielkim krzyżu, krzyżu na jakim wisi nie Jezus lecz kobieta. A dlaczego?

Na kartach powieści poznajemy Bartlika, który "obciążony" jest... żoną. Dawna miłość i zauroczenie spełzły już przyjmując formę odrazy i wstrętu. Jej osoba przytłacza go od lat, wpływa na jego decyzje i na jego życie. Sika na siedząco, rezygnuje z budowy domku na drzewie, obiad jada każdego dnia o tej samej porze, z przyzwyczajenia, bez zastanowienia, czy jest faktycznie głodny... Wszystko przez jej presję i dyktatorskie spojrzenie. Wszystko przez jej kontrolę nad domem i życiem każdego z rodziny. Aż pewnego dnia Bartlik mówi "nie". Stawia opór, co sprawia mu... satysfakcję. Jednak dochodzi do wybuchu wojny i zostaje powołany do wojska. I to z początku staje się dla niego wybawieniem, sprawia mu poniekąd radość. Lecz - jak to na wojnie - szybko owe odczucia zamieniają się w proch. W Bartliku rodzi się coś, co już umarło. Zaczyna do niego dochodzić świadomość, że tęskni za dziećmi, domem i za nią... Za żoną. Że nie jest mu obojętna i że ją kocha... Żre w jakiś dziwny, niewytłumaczalny sposób odradza się w nim martwe uczucie.

Równolegle do losów Bartlika zapoznajemy się z inną fabułą. Oto on, syn, przychodzi w odwiedzinach do matki będącej w śpiączce. I właśnie ta jej bierność sprawia, że odnajduje w sobie odwagę do wyznań. Do uzmysłowienia jej, jak jej nienawidzi i jak ją kocha jednocześnie. Rzuca w jej nijaką twarz i zamknięte oczy obelgi, zarzuty i słowa, które dotychczas ukrywał. Jakby korzystał z jej paraliżu i braku reakcji, jakby napawało go to siłą i zadowoleniem. Wspomina swoje życie i wszelkie decyzje, które zawsze, w mniejszym lub większym stopniu, zależne były od niej. Obraża ją. Nic w życiu nie osiągnął, niczego nie dokonał, nikogo po sobie nie zostawi. Wrócił na Bornholm z tym, z czym z niego wyruszył. Zapętliły się lata i on sam. I wrócił do matki za co nienawidzi jej jeszcze bardziej.

Krzyż, a na nim kobieta. Tak, kobieta cierpiąca i narzekająca na niego, na mężczyznę. Żona na męża, matka na syna. Presja własnego wychowania staje się ich priorytetem. Są wredne są i wiedzą o tym lecz tak lawirują własnymi emocjami, że zbywają owo świadomość. Spychają na dno, jak i szacunek do mężczyzn, z którymi dzielą życie. Tracą kobiecość w imię własnego własnego dobra, w imię bycia na górze, bycia decyzyjną w każdym aspekcie życia.

Klimko-Dobrzaniecki sprawił, że czytasz i nie wierzysz, choć wierzysz już przecież we wszystko, co przynosi ze sobą świat. Czytasz i współczujesz każdemu z osobna. I matce z ciałem drętwym od odleżyn i zaciekłej żonie gotującej obiad. Współczujesz nauczycielowi biegającemu teraz z karabinem i jemu, doglądającemu matkę na łożu śmierci. Każdy w swój sposób odciska na tobie piętno. Włazi w ciebie i drepta w miejscu, co jeszcze bardziej boli.
Ta książka to niebywała powieść o swój końcach, które mają jeden punkt wspólny.
Kobieta.

Ta powieść, to dwa różańce łączące się w jednym krzyżu. Ciężkim i wielkim krzyżu, krzyżu na jakim wisi nie Jezus lecz kobieta. A dlaczego?

Na kartach powieści poznajemy Bartlika, który "obciążony" jest... żoną. Dawna miłość i zauroczenie spełzły już przyjmując formę odrazy i wstrętu. Jej osoba przytłacza go od lat, wpływa na jego decyzje i na jego życie. Sika na siedząco,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1759
1758

Na półkach:

Cacuszko.
To określenie bezwiednie wyszeptałam po przełożeniu ostatniej strony powieści i zamknięciu okładki, którą automatycznie pogłaskałam. Niechcący również pisarza tam siedzącego.
Zawsze tak robię, kiedy nagromadzonymi emocjami domagającymi się oddania, odbicia, ujścia, wyrażenia, ekspresji i wdzięczności, nie mam szansy podzielić się z autorem w bezpośrednim kontakcie. Ale zanim to nastąpiło, był jeszcze początek. Bardzo krótki, na jeden rzut oka, jeden łyk tekstu, by posmakować stylu, spróbować klimatu i…
Znalazłam się w "Malinowym chruśniaku" Bolesława Leśmiana napisanego prozą. W owocowym ogrodzie, pełnym dojrzałych porzeczek i malin, zrywanych ostrożnie kobiecą ręką. Wkładanych do ust, początkowo nie wiem czyich, by potem się tego domyślać. Tylko domyślać. W lekko rozedrganym, owadzim brzękiem, powietrzu ciepłego lata, przesyconego malinowym aromatem i erotyką. Ociężałą, lepką, gęstą, powolną, obserwowaną, podglądaną i okaleczoną samotnością. Z unoszącą się nad wszystkim tajemnicą. Całością sprawiającą wrażenie gotowego obrazu, oddzielnej miniaturki literackiej, wstępu do dalszej treści i jednocześnie skondensowanego jej preludium.
Oczarowana tym niewielkim rozdzialikiem, z trudem odłożyłam książkę. Musiałam to zrobić, by w pospiesznym, przypadkowym, okazyjnym czytaniu nie uronić zapowiadanej obietnicy nieuchwytnego. Tego podstawowego składnika, bez którego powieść jest tylko zbiorem zdań, a nie spotkaniem z wnętrzem umysłu pisarza. Chciałam zacząć ją czytać od początku, jeszcze raz od tego swoistego prologu, w dniu zarezerwowanym tylko dla niej, dla jej wymiaru wyobraźni. Poczułam już przedsmak jej mocy hipnotycznego słowa i zatapiania obrazów w moim umyśle, wiec wiedziałam, że mnie pochłonie, że nie chcę, by mi ktokolwiek przerywał.
I tak się stało.
Nie odłożyłam książki, dopóki nie zobaczyłam ostatniej kropki na końcu ostatniego zdania. I jeszcze długo przed zaśnięciem przeglądałam pod powiekami namalowane słowem obrazy, śledziłam w umyśle losy ludzi, utkane z naprzemiennej narracji dwóch mężczyzn, sprawiających wrażenie zupełnie obcych, oddalonych w czasie i przestrzeni do tego stopnia, że miałam wrażenie czytania dwóch różnych powieści, przypadkowo złożonych w jedną książkę. I tylko wyspa Bornholm powoli ogniskowała plecione wątki, coraz bardziej zagęszczając je, zapętlając jeden obraz o drugi, zahaczając jedno wspomnienie o następne, kojarząc jedną fotografię z inną, by ostatecznie zbliżyć bohaterów do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło i wszystko się kończyło. Bornholm jak echo, nie pozwalał o sobie zapomnieć, wracał odbity panosząc się w życiu dorosłym i przyciągał z powrotem szepcząc: "Gdziekolwiek będziesz poza nią , zawsze odbije się echem w twoim sercu i wrócisz, nawet jeślibyś z tym miejscem wiązał najgorsze wspomnienia."
Każdy z tych mężczyzn miał swój własny, osobisty Bornholm, który wdrukowany w psychikę zagnieżdżał się, pozostawiał ślad, naznaczał dalszy los, nie pozwalał żyć, zatruwał je, kazał wracać do korzeni, do skażonego źródła. Nawet wbrew własnej woli i rozsądkowi. Dla jednego było nim małżeństwo spojone przyzwyczajeniem, które je zabijało, a dla drugiego zaborcza, nadopiekuńcza, apodyktyczna miłość matki. Dla obu ten ich Bornholm był fatum, nieszczęściem, niewolą, pułapką bez wyjścia, matnią, z której obaj nie mogli się wydostać. Więzieniem na mentalnej wyspie bez możliwości ucieczki z niej pomimo usilnych starań, wysiłków i prób odcięcia się od przeszłości, życia od nowa i na swój rachunek. Bornholm wracał jak echo, bez względu na to co robili i na ile sposobów próbowali odczynić urok.
Przyglądałam się tej rozpaczliwej szamotaninie bez zaangażowania emocjonalnego i bez oceny moralnej ich poczynań w aktach desperacji, chociaż czułam wyraźnie ogromny natłok i ciężar nagromadzonych uczuć. To efekt sposobu prowadzenia chłodnej, opisowej narracji, niemalże faktograficznej, momentami relacji z groteskowym humorem, jednostronnym uśmiechem, gorzką ironią czy śmiechem przez łzy.
I chwała za to autorowi!
Bo nie o użalanie się nad losem obcych ludzi chodziło, ale o odnalezienie w sobie swojego, osobistego Bornholmu. Dostrzeżenie go. Porównanie. Podsumowanie. Wyciągnięcie wniosków. Usłyszenie odbitego echa. Pozytywnego lub negatywnego. Zapłakanie nad sobą lub ucieszenie się, poprzez kontrast, z mojego Bornholmu, szczęśliwego, który wyposażył mnie w kapitał na drogę życia i od którego teraz odcinam kupony.
Ale to nie wszystko.
Ta powieść zmusza również do zastanowienia się i odpowiedzenia sobie na pytanie – Jakim ja Bornholmem obciążę najbliższych na resztę ich życia?
Misterne cacuszko.
http://naostrzuksiazki.pl/

Cacuszko.
To określenie bezwiednie wyszeptałam po przełożeniu ostatniej strony powieści i zamknięciu okładki, którą automatycznie pogłaskałam. Niechcący również pisarza tam siedzącego.
Zawsze tak robię, kiedy nagromadzonymi emocjami domagającymi się oddania, odbicia, ujścia, wyrażenia, ekspresji i wdzięczności, nie mam szansy podzielić się z autorem w bezpośrednim...

więcej Pokaż mimo to

avatar
508
29

Na półkach: ,

Podobała mi się, naprawdę mi się podobała...
Bardzo lubię takie książki, niby lekko i szybko się czyta, a zawierają taki ładunek emocji i treści, że długo się o nich pamięta. Określiłabym ją jako studium rozpaczy, bezradności czy nieumiejętności kochania albo kochania nie tak jak trzeba, jak się oczekuje, jak się oczekuje od matki, od żony.
Jest w niej też samotność, ta u boku drugiego człowieka.
I są kobiety, mniej i bardziej silne, i mężczyźni-czy silni?
A miłość pozostanie zawsze miłością...
Bardzo polecam!

Podobała mi się, naprawdę mi się podobała...
Bardzo lubię takie książki, niby lekko i szybko się czyta, a zawierają taki ładunek emocji i treści, że długo się o nich pamięta. Określiłabym ją jako studium rozpaczy, bezradności czy nieumiejętności kochania albo kochania nie tak jak trzeba, jak się oczekuje, jak się oczekuje od matki, od żony.
Jest w niej też samotność, ta...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1026
498

Na półkach: ,

Wracam chętnie do powieści tego autora, a jednak ta jego książka mnie nie przekonała - jest chyba nieco przekombinowana. Owszem, te przemyślane zabiegi - dwa razy Bornholm, jak echo odbite w dwu losach mężczyzn, którzy nie mogą się oderwać od miejsca urodzenia (podobnie jak rodowici Bornholmczycy od wyspy),ani od kobiet, które w ich mniemaniu ich niszczą. To, co wydało mi się świeże i ciekawe w pierwszej książce Klimko-Dobrzanieckiego - obraz trudnego dzieciństwo bez ojca, trująca relacja z zaborczą matką - tu po raz kolejny powtórzone, do tego z ciągłym obwinianiem matki lub żony, zaczęło mnie drażnić.
Obaj bohaterowie są słabymi mężczyznami, którzy wszystkie swe życiowe niepowodzenia próbują wytłumaczyć tym, że matka czy żona "to zła kobieta była". Chłopakowi, który nie miał wzorca ojca i od młodości wydany był na humory w chory sposób próbującej utrzymać jedynaka przy sobie matki, jestem skłonny wybaczyć. Albo przynajmniej przymknąć oczy na jego podłość i okrucieństwo, jakie mu każą - staremu koniowi, który nigdy nie dorósł, a co jest też jego, nie tylko matki winą, bo miał OBOWIĄZEK jako mężczyzna wziąć życie w swoje ręce! - obwiniać o wszystko rodzicielkę, gdy ta walczy ze śmiercią. Ale już Horst Bartlik - nauczyciel o antyhitlerowskim nastawieniu i dekownik - przy wszystkich swych, wątpliwych zresztą, przymiotach jest w swej zakłamanej, mieszczańskiej moralności doprawdy odpychającą świnią. Raźno zresztą zapomina o swych antymilitarnych przekonaniach, gdy "zwycięski Wehrmacht" wśród pokojowo nastawionych chłopów zabiera się do zaliczania bornholmskich kobiet "prawem zwycięzcy", nie dbając o to, co się z nimi stanie. Kto wie, może obraz przedmiotowego stosunku Bartlika do kobiet to echo młodości, która mężczyźnie przeszkadza dojrzeć, gdy ten nie potrafi wyjść poza fazę analną (vide teoria Freuda),bo zajmuje się wyłącznie własnymi czterema literami...

Cóż, może płytko odczytuję głębokie przesłanie powieści, ale obaj bohaterowie budzą moje obrzydzenie. Za to aż tyle gwiazdek.

Wracam chętnie do powieści tego autora, a jednak ta jego książka mnie nie przekonała - jest chyba nieco przekombinowana. Owszem, te przemyślane zabiegi - dwa razy Bornholm, jak echo odbite w dwu losach mężczyzn, którzy nie mogą się oderwać od miejsca urodzenia (podobnie jak rodowici Bornholmczycy od wyspy),ani od kobiet, które w ich mniemaniu ich niszczą. To, co wydało mi...

więcej Pokaż mimo to

avatar
189
58

Na półkach:

Książka ciekawie się zaczyna, jednak nie przypadł mi do gustu wątek Horsta Bartlika. Zbyt dużo seksualności, jakby dodawanej na siłę, co wcale nie szokowało, ale zwyczajnie odrzucało. Bywały za to piękne opisy w wątku równoległym, o mężczyźnie opiekującym się matką w śpiączce. Tam odnalzałam chwilami ucztę słowa. Mam przez to mieszane uczucia, po prostu podobała mi się połowa tej powieści.

Książka ciekawie się zaczyna, jednak nie przypadł mi do gustu wątek Horsta Bartlika. Zbyt dużo seksualności, jakby dodawanej na siłę, co wcale nie szokowało, ale zwyczajnie odrzucało. Bywały za to piękne opisy w wątku równoległym, o mężczyźnie opiekującym się matką w śpiączce. Tam odnalzałam chwilami ucztę słowa. Mam przez to mieszane uczucia, po prostu podobała mi się...

więcej Pokaż mimo to

avatar
395
217

Na półkach: , ,

Skryty człowiek to melancholik, najczęściej introwertyk otaczający się murem. Stroniący przed nowymi doznaniami, unikający kontaktów międzyludzkich, które mogłyby przerodzić się w zażyłość, a tym samym zburzyć jego mały świat. Jedni izolują się z wyboru dla świętego spokoju, drudzy z obawy przed nieznanym, a jeszcze inni, po prostu bo tak się przyzwyczaili, tak jest wygodnie. Pozostają w stworzonym przez siebie świecie, niezgodnie z własną wolą, czują jak ich serce rwie ku nowemu, a jednak trwają na miejscu. Trwają, bo nie żyją. Są, ale jakby ich nie było, wszystkim rządzi przyzwyczajenie. Strach przed zmianą, zerwaniem więzi, których nie spaja uczucie, a jedynie akt małżeński, wyzwala niemoc, co w efekcie powoduje kumulowanie złych odczuć, a z czasem przeradza się w obojętność. I próżno szukać tu winnego.
Autor przedstawia nam dwóch mężczyzn. Ich życie poznajemy w dwutorowej, przeplatającej się ze sobą narracji. Losy ich są różne, a jakże podobne. Obaj jawią się niczym samotnicy, pogrążeni w swoim życiu w prostych sprawach, codzienności. Starają się i poddają, odpuszczają i na powrót próbują. Poszukują odpowiedzi na pytania, jakie stawia przed nimi codzienność. Najczęstsze rozmyślenia obejmują miłość. Czy ona w ogóle istnieje w ich życiu? Bo jak można być w związku z kobietą, dzielić z nią łóżko, dzień i radość dzieci, a jej nie pożądać, nie zauważać, spoglądać jak na kogoś obcego? Jednym z bohaterów jest Horst, nauczyciel biologi. Drugim jest ukochany i znienawidzony syn, który wspomina matce swoje życie. Wszystko co odnajduje, wyrzuca z siebie w postaci słów przeplatanych żalem, miłością, niezrozumieniem, upokorzeniem, tęsknotą do matki, która znajduje się w śpiączce. Ale to jedyna możliwa sposobność, aby mógł powiedzieć o swoich odczuciach. Stan matki nie pozwala mu przerywać, wtrącić się, lub oburzyć na wypowiedziane słowa. Dlatego wszystko co mówi, jest tym, co wypływa szczerze z jego rozmyśleń i uczuć.

"A ja, mamo, nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. W sumie to głupie, wiem, ale podobasz mi się taka, jaka jesteś teraz. Słuchasz, słuchasz i nie przerywasz."

Trudne relacje z kobietami, to spoiwo, które łączy bohaterów. Zawiłość wydarzeń, wpływ uwarunkowań społecznych, wyniesionych z domu nauk, przypadkowych zdarzeń i nieprzychylności losu, to najczęściej obejmujące klamry narracji. Książka napisana prostym językiem, bez udziwnień, gdzie żart pozwala się uśmiechnąć do sczytywanej treści, a powaga sytuacji niekiedy budzi grozę.

Skryty człowiek to melancholik, najczęściej introwertyk otaczający się murem. Stroniący przed nowymi doznaniami, unikający kontaktów międzyludzkich, które mogłyby przerodzić się w zażyłość, a tym samym zburzyć jego mały świat. Jedni izolują się z wyboru dla świętego spokoju, drudzy z obawy przed nieznanym, a jeszcze inni, po prostu bo tak się przyzwyczaili, tak jest...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    371
  • Chcę przeczytać
    362
  • Posiadam
    100
  • Ulubione
    15
  • Chcę w prezencie
    14
  • 2011
    9
  • 2014
    8
  • 2012
    7
  • Literatura polska
    5
  • Ebook
    4

Cytaty

Więcej
Hubert Klimko-Dobrzaniecki Bornholm, Bornholm Zobacz więcej
Hubert Klimko-Dobrzaniecki Bornholm, Bornholm Zobacz więcej
Hubert Klimko-Dobrzaniecki Bornholm, Bornholm Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także