Gogolowe disco

Okładka książki Gogolowe disco Paavo Matsin
Okładka książki Gogolowe disco
Paavo Matsin Wydawnictwo: Marpress Seria: Bałtyk fantasy, science fiction
179 str. 2 godz. 59 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Seria:
Bałtyk
Tytuł oryginału:
Gogoli disko
Wydawnictwo:
Marpress
Data wydania:
2022-08-18
Data 1. wyd. pol.:
2022-08-18
Liczba stron:
179
Czas czytania
2 godz. 59 min.
Język:
polski
ISBN:
9788375282399
Tłumacz:
Anna Michalczuk-Podlecki
Tagi:
literatura estońska
Średnia ocen

6,3 6,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,3 / 10
54 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
395
32

Na półkach: ,

Szalona, odjechana, odczepiona od rzeczywistości książka. Po prostu świetna.

Szalona, odjechana, odczepiona od rzeczywistości książka. Po prostu świetna.

Pokaż mimo to

avatar
479
30

Na półkach: ,

Niektórych książek nie ma sensu tłumaczyć i to najlepszy tego przykład. Dzieło głęboko osadzone w estońskiej kulturze i pomimo sporych chęci jest dla mnie nie zrozumiała. Czytam w komentarzach 'zabawna satyra' ale nic tu takiego dla mnie nie ma.

Niektórych książek nie ma sensu tłumaczyć i to najlepszy tego przykład. Dzieło głęboko osadzone w estońskiej kulturze i pomimo sporych chęci jest dla mnie nie zrozumiała. Czytam w komentarzach 'zabawna satyra' ale nic tu takiego dla mnie nie ma.

Pokaż mimo to

avatar
1249
323

Na półkach: , , , , , ,

Groteska, absurd, purnonsens i przede wszystkim „wiecznyj kajf”. Nie dla każdego i ten kajf, i to disco z Gogolem. A szkoda.
Przed czytaniem/słuchaniem tej niewielkiej książeczki warto zgłębić, znajdujący się na końcu, słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych. Naprawdę jest przydatny. Znajomość proponuję rozpocząć od słówka – "kajf" (frajda, haj, odlot - jednym słowem - euforia wywołana środkami odurzającymi),dlatego, że percepcję „Gogolowego disco” determinuje właśnie kajf. W tym wypadku czysto literacki, ale jednak! I żeby to zrozumieć, trzeba książkę Matsina przeczytać. Tego nie da się zrelacjonować! Mimo iż sama jestem inicjatorką wielu spektakularnych wydarzeń w życiu codziennym i potrafię zrobić „coś” z niczego, i absolutnie nie mam na myśli zupy czy obiadu ;) to autor „Gogolowego disco” prześcignął moje skromne umiejętności z naddatkiem.
Niewątpliwie duszą tego utworu są bohaterowie, czyli zgodnie z założoną konwencją powieści, dziwacy, odszczepieńcy i wykolegowani przez życie marzyciele. Polubiłam ich od pierwszego spotkania i bardzo się z nimi zżyłam. No i mistrz, i prorok - Gogol! Postać nie z tej ziemi! Zdecydowanie bardziej spod ziemi, w dodatku, z wypełnionymi piachem kieszeniami. Gogola nie pokona nikt, „nawet informatyk nie dosięgał Gogolowi do pięt, chociaż chodził dziwacznie ubrany i mówił niezrozumiałym językiem” :D
Proces oswajania przeze mnie tej książki trwa nadal, bo ciągle mam wrażenie, że poznałam tylko jej wierzchnią warstwę. Wielu sytuacji nie zrozumiałam, wydają się hermetycznie estońskie, takie nie „nasze”, wiele z nich wymaga zgłębienia kabały i głębszej wiedzy religijnej i mistycznej, dlatego wyposażyłam się właśnie w wersję papierową „Gogolowego disco”, bo na pewno będę chciała wrócić do tego duszoszczypatielnego klimatu i języka, by ogarnąć go też wzrokiem.
Powtórzę się też za tym co napisałam kiedyś o „Mistrzu i Małgorzacie”, bo nie mam wątpliwości, że to stwierdzenie jest i tutaj bardzo na miejscu - z połączenia realizmu, groteski i fantastyki wyłania się „nienormalna normalność”.

Do moich ulubionych wątków i motywów należą:
- w.c. książki, czyli „podziemie czytelnicze”, w którym literatura została sprowadzona do toalet,
- cztery ewangelie spisane na podstawie wypowiedzi „proroka” Gogola, ale powstałe w duchu „swoistej prawdy” każdego z trzech ewangelistów i jednej ewangelistki (sic!),
- wspaniały język, melancholijny, ale pełen ironii, gry słów, z fonetycznymi angielskimi wstawkami Wasi Kaługina (zagorzałego fana Beatlesów) w stylu: „Gaad bles ju!”, „ol-ju-niid-is-law”. I cudne – „Naszynal Dżeografiki, przedziwne czasopismo z niewiarygodnymi fotografiami”, i melodyjnie brzmiące słówko „stiliaga”, i sentymentalna „Murka”, niosąca ze sobą zapowiedź nieuchronnego, a także genialny neologizm – "sydent" (nie mylić z dysydentem!).

Groteska, absurd, purnonsens i przede wszystkim „wiecznyj kajf”. Nie dla każdego i ten kajf, i to disco z Gogolem. A szkoda.
Przed czytaniem/słuchaniem tej niewielkiej książeczki warto zgłębić, znajdujący się na końcu, słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych. Naprawdę jest przydatny. Znajomość proponuję rozpocząć od słówka – "kajf" (frajda, haj, odlot - jednym...

więcej Pokaż mimo to

avatar
607
600

Na półkach: ,

1. To jest taki typ literatury, który wydaje się, że powstał jako wewnętrzny żart mocno przeintelektualizowanego towarzystwa, gdzie śmiechom nie było końca na wspólnej imprezie zakrapianej tanim winem.
2. Ta książka jest jak kino europejskie, każdy krytyk ogląda i kiwa głową jaka to ciekawa wizja artystyczna, tylko jakoś widzów w kinie nie ma.
3. Ta książka jest w chaosie, jest niezwykle hermetyczna kulturowo i językowo - co sprawia, że nie można w pełni docenić kunsztu autora.

1. To jest taki typ literatury, który wydaje się, że powstał jako wewnętrzny żart mocno przeintelektualizowanego towarzystwa, gdzie śmiechom nie było końca na wspólnej imprezie zakrapianej tanim winem.
2. Ta książka jest jak kino europejskie, każdy krytyk ogląda i kiwa głową jaka to ciekawa wizja artystyczna, tylko jakoś widzów w kinie nie ma.
3. Ta książka jest w...

więcej Pokaż mimo to

avatar
85
7

Na półkach:

absurdalne zwroty akcji i cięcia jak u Wesa Andersona, Beatlesi, szaleńcze porywy bohaterów, estoński mistrz i małgorzata z Gogolem-szatanem na czele

absurdalne zwroty akcji i cięcia jak u Wesa Andersona, Beatlesi, szaleńcze porywy bohaterów, estoński mistrz i małgorzata z Gogolem-szatanem na czele

Pokaż mimo to

avatar
305
227

Na półkach:

Przeczytałam tę książkę dwa razy. Poza oczywistymi nawiązaniami do "Mistrza i Małgorzaty" nie znalazłam niczego. A jest tu dużo smaczków, których musiałbym szukać przeszukując estońskie strony internetowe. I tu rodzi się moje pytanie, czy nie było powinnością wydawcy dodać przedmowę, żeby bardziej wprowadzić czytelnika w klimat tej książki, podać mu kilka gotowych informacji, o które naprawdę trudno w internecie nie znając rodzimego języka autora?

Przeczytałam tę książkę dwa razy. Poza oczywistymi nawiązaniami do "Mistrza i Małgorzaty" nie znalazłam niczego. A jest tu dużo smaczków, których musiałbym szukać przeszukując estońskie strony internetowe. I tu rodzi się moje pytanie, czy nie było powinnością wydawcy dodać przedmowę, żeby bardziej wprowadzić czytelnika w klimat tej książki, podać mu kilka gotowych...

więcej Pokaż mimo to

avatar
346
68

Na półkach: ,

Co tu się działo! Poradziecka fantasmagoria z odeskim absurdalnym poczuciem humoru, podlana stakanem dobrego bimbru, osadzona na estońskiej prowincji. Trochę mi się kojarzy z "Najdłuższymi czasami" W. Rafiejenki :) tu nic nie ma sensu, jednocześnie ma.

Co tu się działo! Poradziecka fantasmagoria z odeskim absurdalnym poczuciem humoru, podlana stakanem dobrego bimbru, osadzona na estońskiej prowincji. Trochę mi się kojarzy z "Najdłuższymi czasami" W. Rafiejenki :) tu nic nie ma sensu, jednocześnie ma.

Pokaż mimo to

avatar
509
509

Na półkach:

„Gogolowe disco” nie jest pierwszą książką Marpressu, która zostawia mnie w pełnym podziwu pomieszaniu. Znów coś innego, niespotykanego, przypominającego swoją narracją do pewnego stopnia Bułhakowa, z jego magią i drugim oraz trzecim dnem kryjącym się w opowieści.

Już od pierwszych stron urzeka atmosfera miasteczka, w którym rozgrywa się akcja, to prowincjonalne, estońskie Viljandi. Jego „cała ulica Lossi wyglądała jak zatroskana, posiwiała mamoczka-mamasza, która opierając się o okienny parapet jak o wieczność, czeka bezustannie na swojego dawno już skazanego na śmierć i straconego syna.”

Proza Paavo Matsina to prawdziwa wirująca w szalonym tempie kula disco, która za każdym swym obrotem rzuca snop rozjarzonych świateł na nową, coraz to bardziej oryginalną postać. Kogóż my tutaj nie spotykamy? Konstantin Opiatowicz to doświadczony kieszonkowiec, szukający natchnienia na żydowskim cmentarzu, „jako dawny sydent (nie mylić z dysydentem!),a obecnie w miarę możliwości, stiliaga (a więc gość z wyczuciem stylu),nie musiał zmagać się z depressnieniem (tak ulubionym przez żyjących tu niegdyś Estończyków zamartwianiem się),lecz czynił wciąż to, co potrafił najlepiej.” Do towarzystwa przydano mu antykwariusza, posiadacza Naszynal Dżeografików ze zgniłego Zachodu, rozmiłowanego nie tylko w książkach, ale i w ezoteryce, , a także dwóch przyjaciół: Adolfa Izrailewicza Szelta, wielbiciela Presleya i teatru oraz Arkaszę, żywiącego się muzyką zamiast obiadów. Nie możemy pominąć bitelmaniaka Wasi, ol-ju-nid-is-law zakręconego, którego mieszkanko „samo wyglądało jak łódź podwodna albo poświęcone Beatlesom muzeum.” A to jeszcze nic. Spotkanie tego szacownego i arcyekscentrycznego towarzystwa zaszczyca powstały z martwych i sam tym nieźle zaskoczony, Nikołaj Wasiljewicz Gogol, dla przyjaciół Mikoła. Sytuacja faktycznie niczym z futurystycznej gogolowskiej opowieści, indywidua podobnie.

Estonia, tak jak pozostałe dawne republiki bałtyckie czyli Litwa i Łotwa, znów wchodzi w obręb imperium rosyjskiego, w dodatku ponownie carskiego i potężnego. Kolejna dystopia – zapytacie? Owszem, ale zupełnie odmienna od reszty.

Nasuwa się zasadnicze pytanie: czemuż to w rzeczywistości, gdy imperialna potęga Rosji umacnia się i krzepnie po pokonaniu krajów NATO, krzak gorejący zapowiada zmartwychwstanie, i to Gogolowe właśnie? I widzimy, że historia uwielbia się powtarzać, nigdy się tym nie nudzi. Przecież to wszystko już kiedyś było. Niby nowe, a stare porządki. Pewne książki zostają zakazane. Kiedyś palono je publicznie na stosach pośrodku miejskiego rynku, teraz zaś służą jako papier w toaletach. Podobnie zakazuje się języka ojczystego, tu akurat estońskiego, aby ojczystym uczynić język najeźdźcy. Podobnie też kultura, literatura, muzyka pełnią rolę mentalnego schronienia, nadającego życiu chociaż trochę sensu. Świątynia Bitlesów – nikogo ten pomysł nie dziwi. Nie wszystkim bowiem pasują obecne porządki. Grupka niepokornych marzycieli, przyjaciół o nietypowych pasjach, zbiera się pod dachem antykwariatu zwanego „Antykwariatem” i cieszy się swoim towarzystwem, dyskusją na temat idei miłości i muzyką gitarową, której wykonawcą jest jeden z nich. Dostrzegają dookolną bylejakość, cofanie się cywilizacyjne, jakąś niestarannie łataną codzienność, nie mającą wiele wspólnego z imperialną wielkością. Wiele zamkniętych na głucho obiektów, nieczynny teatr lalek, w których „straszy” postać byłego właściciela. Powrót tandetnych symboli sprzed lat, o których podczas swego niezależnego istnienia Estonia zdążyła już zapomnieć, jednych irytuje, zaś innych cieszy, jak żonę Grigorija, która kompulsywnie wypełnia mieszkanie niepoliczalną ilością kryształów i figurek niedźwiedzi.

Skoro więc wszystko to już było, czemuż nie miałoby powtórzyć się i zmartwychwstanie? Tyle, że aby pasowało do tego absurdalnego, groteskowego świata, rolę współczesnego Chrystusa pełni jeden z największych prześmiewców wielkiej Rosji – Mikołaj Gogol.

Dzieją się rzeczy nie do wytłumaczenia, wszystko staje na głowie. Przed oczami płynie japońska oślepiająca piękność, zagadkowy włościanin znika w trakcie rozmowy niczym zły duch, a dziwny śmiech niesie się jeszcze dłuższy czas, pomarszczona staruszka trzyma na rękach dziecko-karła o znajomych rysach pana Muschki…

Mamy tutaj historie biblijne zmieszane z żydowską legendą i kabałą, Adama i Ewę oraz Szechinę i Hekhalot, drzewo poznania i drzewo życia, mistykę kobiecości, czterech rabbich, którym dane było wejść do nieba oraz niewolę egipską. Nawiązań do religii, tych bezpośrednich i tych zaledwie aluzyjnie zarysowanych, można dostrzec wiele. Inną rzeczą jest trafne ich odczytanie, które nie jest ani trochę proste. Tutaj również można, podobnie jak przy okazji wielości interpretacji politycznych i zapożyczeń kulturowych w tej książce, zdejmować poszczególne warstwy niczym z cebuli, by odkrywać kolejne, głębsze, a pod nimi jeszcze następne… To żmudna praca, jakże jednak odkrywcza i satysfakcjonująca.

Na oddzielne omówienie, a nawet cały esej, zasługuje język powieści, zawoalowany, z takim rosyjskim duchem, kompozycją melancholii, ironii i mistycyzmu, połączeniem elementów XX wiecznej popkultury, ku której czuć tu ogromny, nostalgiczny sentyment, starych pojęć z dawnej rosyjskiej literatury, rosyjskich i angielskich wyrażeń i zwrotów oraz nazw własnych w transkrypcji fonetycznej, tworzący przebogaty w znaczenia stare i zupełnie nowe, także słowotwórczo, obraz, któremu trudno się oprzeć. Sprawia to wrażenie istnego wariactwa, które raz puszczone w ruch nie może się już zatrzymać póki nie zginie albo nie przeistoczy się.

Na ile prorok Gogol wpłynie na świat? Z pomocą czworga swoich wiernych ewangelistów (trzech mężczyzn i jednej kobiety),z których każdy w ewangelicznej relacji przekazał swoją własną prawdę, jaką wysnuł z gogolowych nauk. Żadne ukazy, szpitale psychiatryczne i przesłuchania nie są bowiem w stanie wyrwać z ludzkiego serca potrzeby wiary w coś lub kogoś, na co warto czekać, by życie miało sens.
Książkę mogłam przeczytać dzięki portalowi: https://sztukater.pl/

„Gogolowe disco” nie jest pierwszą książką Marpressu, która zostawia mnie w pełnym podziwu pomieszaniu. Znów coś innego, niespotykanego, przypominającego swoją narracją do pewnego stopnia Bułhakowa, z jego magią i drugim oraz trzecim dnem kryjącym się w opowieści.

Już od pierwszych stron urzeka atmosfera miasteczka, w którym rozgrywa się akcja, to prowincjonalne,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
773
196

Na półkach:

nie byla to zla ksiazka, ale okropnie mi sie ja czytalo. gogol jako chrystus ciekawy, tlo polityczno-spoleczne tez, ale przez caly ten chaos zmeczylam sie i oklaplam, momentami przestawalam nadazac za wydarzeniami.

nie byla to zla ksiazka, ale okropnie mi sie ja czytalo. gogol jako chrystus ciekawy, tlo polityczno-spoleczne tez, ale przez caly ten chaos zmeczylam sie i oklaplam, momentami przestawalam nadazac za wydarzeniami.

Pokaż mimo to

avatar
1079
632

Na półkach:

Przyzwyczaiłem się, że literackie dziwactwa wydaje u nas Ha!art. Tymczasem jedna z najbardziej pokręconych powieści 2022 roku znajduje się w ofercie Wydawnictwa Marpress. Przypomina mi to, że osobliwości nie mają ani konkretnego loga, ani przypisanej szerokości i długości geograficznej. „Gogolowe disco” jest utworem Paavo Matsina – pięćdziesięciodwuletniego Estończyka, który w 2016 roku zdobył Nagrodę Literacką Unii Europejskiej. Rok wydania książki warto tu podkreślić po wielokroć, bo ma on kluczowe znaczenie dla odbioru treści tu i teraz.
Akcja dzieje się w Viljandi – realnym, około dwudziestotysięcznym mieście położonym w południowej Estonii. Świat przedstawiony daleki jest od tego, co znamy bądź czego nie znamy z autopsji. Estonia nie jest już krajem niezależnym. Od jakiegoś czasu przywrócono tam rosyjski carat. Rodowitych vijlandczyków wywieziono, a literatura narodowa służy wyłącznie do podcierania części intymnych. W trosce o swoich obywateli reżim wyposażył miasto w stary tramwaj sprowadzony z Polski. Umorzył też wszelkie zadłużenia kredytowe. Istny raj, choć zdaje się, nikomu tak do końca dobrze się w nim nie mieszka.
W tym groteskowym świecie Paavo Matsina gromadzi kilku bohaterów. Śpiewak Arkasza, producent Szeft, bitelmaniak Wasia, gitarzysta Grigorij, kieszonkowiec Konstantin i gospodarz Loenhard lubią spotykać się w antykwariacie, o genialnej nazwie Antykwariat. Biznes nie idzie już jak dawniej, ale zawsze można porozmawiać na istotne tematy, chociażby o miłości. Wątek ten jest o tyle istotny, że w pewnym momencie w położonym nieopodal lokalu Romaan pojawia się sam Nikołaj Gogol. Czy jest to ten sam człowiek, który wieki temu napisał „Rewizora”? Z pozoru tak, ale jego ZMARTWYCHWSTANIE i zgromadzenie wokół siebie UCZNIÓW jasno wskazuje na silną inspirację Biblią. To jeden z kluczy, którym można „Gogolowe disco” odczytywać.
Sama sieć wydarzeń napędzających akcję książki jest trudna do opisania i zaklasyfikowania. Czy będziemy tu świadkami zamknięcia Gogola w łazience? Tak. Czy Wasia będzie marzył o postawieniu gmachu poświęconemu Beatelsom? Oczywiście! Czy upadła kobieta, która stała się uczniem zmartwychwstałego, przewiezie jego ciało na ukradzionej taczce? Nie wykluczam. Fabuła jest więc żywa, zakręcona, wielopiętrowo przemyślana. Nie można na nią patrzeć tylko przez pryzmat tego, co faktycznie widzimy, bo podobnie jak z „Mistrzem i Małgorzatą”, wszystko co najważniejsze ukryte jest między wersami.
Czytając „Gogolowe disco” nie sposób pominąć kwestii języka – mocno rytmicznego, gawędziarskiego, skupionego na detalach. Długo zastanawiałem się na przykład, dlaczego antykwariusz Loenhard Kevad nie jest po prostu Leonhardem. Dopiero później, gdzieś na estońskich forach doczytałem, że loen oznacza w tym języku „czytać”, błędne imię jest więc celowe. Ile jeszcze takich niespodzianek przygotował czytelnikom Paavo Matsina trudno powiedzieć. Może drugie, trzecie czy czwarte czytanie jakoś tę kwestię rozszerzy, otworzy nowe ramy interpretacyjne.
„Gogolowe disco” to jedna z tych książek, którym powinno się poświęcić dokładne badania. Z jednej strony mamy tu przecież rozprawienie się z wieloma mitami natury politycznej czy kulturowej, z drugiej oryginalny sposób kreowania świata. Powieść ta jest autonomicznym gestem literackim, który swoje źródła czerpie tak z języka codziennego, jak i tradycji literackiej. Mimo, że jest to przede wszystkim zabawa, płynie z niej zadziwiająco dużo prawdy. Za dużo, jak na przypadek. Paavo Matsina popełnił bardzo dobrą książkę, dojrzałą, świadomą swojej niezwykłości.

Recenzja ukazała się pod adresem http://melancholiacodziennosci.blogspot.com/2022/11/recenzja-gogolowe-disco-paavo-matsina.html

Przyzwyczaiłem się, że literackie dziwactwa wydaje u nas Ha!art. Tymczasem jedna z najbardziej pokręconych powieści 2022 roku znajduje się w ofercie Wydawnictwa Marpress. Przypomina mi to, że osobliwości nie mają ani konkretnego loga, ani przypisanej szerokości i długości geograficznej. „Gogolowe disco” jest utworem Paavo Matsina – pięćdziesięciodwuletniego Estończyka,...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    65
  • Przeczytane
    63
  • Posiadam
    8
  • 2023
    4
  • 2024
    3
  • 2022
    3
  • Chcę w prezencie
    2
  • Audioteka
    1
  • (01) ULUBIONE
    1
  • Literatura krajów bałtyckich
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Gogolowe disco


Podobne książki

Przeczytaj także