Urodził się w 1977 roku, jest absolwentem szkoły pisarskiej. Jego dwie pierwsze powieści, wydane w latach 2004 i 2008, zdobyły uznanie prasy w Danii. Jako trzecia ukazała się „Śmierć jeździ audi”, za którą autor otrzymał Nagrodę Literacką Unii Europejskiej w 2013 roku.
Śmierć jeździ audi to historia przyjaźni dwóch mężczyzn. Życie Asgera zaczyna się walić - traci pracę, rzuca go dziewczyna, a całe dnie spędza przed telewizorem. Zdesperowany postanawia odpowiedzieć na ogłoszenie o pracę i zostaje asystentem osoby niepełnosprawnej. W ten sposób poznaje Waldemara.
Jesteśmy świadkami nawiązującej się przyjaźni między mężczyznami i towarzyszymy im w kolejnych przygodach. Waldemar cierpi na wiele chorób, a jego pragnieniem jest podróż do pewnego uzdrowiciela z Maroko.
To przewrotna, nieco absurdalna lektura, która rozczula i chwyta za serce. Jest ciepła, trochę przerysowana, ale zdecydowanie ma swój urok. To bardziej szalona i pokręcona wersja filmu "Nietykalni". Bardzo wam ją polecam!
Zapraszam: instagram.com/hopeforbooks/
Czytam książki tylko ze względu na tytuł – edycja kolejna. Niezbyt gładko sunie się „Audi”. Powieść albo już u źródła została niedbale napisana, albo kiepsko zredagowana lub/i marnie przetłumaczona (z duńskiego). Na jednej stronie osoba mówiąca pisze (!) o drugim dniu pracy, po czym na kolejnej opisuje swoje dni w pracy asystenta, jakby pracował w tej pracy od lat. A potem znowu przyznaje, że minęły dwa dni. I tak można by wymieniać. Co do treści, głównym tematem ma być tu asystencja osobista, która bardzo nieprofesjonalnie, ale koniecznie dla narracji, przekształca się w komitywę pomiędzy Asgerem (asystentem) a Waldemarem (osobą z niepełnosprawnością).
W tej relacji równości jednak nie ma. Poznajemy ją zresztą tylko z perspektywy tego pierwszego, który jako stojący na wyższej od Waldemara pozycji społecznej opisuje świat „tej gorszej” dzielnicy Kopenhagi z niemal socjologicznym zacięciem. Opakowanego w nieprzekonujące zdziwienie poczucia wyższości także nie zabrakło. Jest to bardziej opowieść o klasie, choć na odczepnego, niż o doświadczeniu niepełnosprawności, aktywnie czy też biernie. Silenie się na groteskę czy amatorskie próby czarnego humoru nie trafiały do mnie, może poza ostatnim zdaniem książki, które przywołało wspomnienie „Tirzy” Arnona Grunberga.
Odjeżdżam bez satysfakcji.