rozwińzwiń

V.

Okładka książki V. Thomas Pynchon
Okładka książki V.
Thomas Pynchon Wydawnictwo: Mag fantasy, science fiction
592 str. 9 godz. 52 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Tytuł oryginału:
V
Wydawnictwo:
Mag
Data wydania:
2022-01-28
Data 1. wyd. pol.:
2022-01-28
Data 1. wydania:
1975-01-01
Liczba stron:
592
Czas czytania
9 godz. 52 min.
Język:
polski
ISBN:
9788367023634
Tłumacz:
Wojciech Szypuła
Średnia ocen

7,5 7,5 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,5 / 10
57 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
2303
2125

Na półkach: , ,

Po przeczytaniu musiałem wpisać w Google, żeby dowiedzieć się, czy czegoś nie pominąłem podczas czytania lub nie zrozumiałem. Już na Wikipedii pada zdanie: "Tradycyjnie już u tego autora, nie sposób sensownie streścić powieści..." i w sumie na tym można by skończyć. Jasne, jest jakiś McGuffin - tytułowy/a/x "V." - ale jest to jedynie pretekst do pchania fabuły do przodu, a ta się zmienia jak w kalejdoskopie, co rusz nowe sceny, postacie, wydarzenia, scenerie - z których sporo na Malcie, a tę uwielbiam! - i, o dziwo, wszystko jest spójne i sensowne.

To jest właśnie literatura piękna.

Po przeczytaniu musiałem wpisać w Google, żeby dowiedzieć się, czy czegoś nie pominąłem podczas czytania lub nie zrozumiałem. Już na Wikipedii pada zdanie: "Tradycyjnie już u tego autora, nie sposób sensownie streścić powieści..." i w sumie na tym można by skończyć. Jasne, jest jakiś McGuffin - tytułowy/a/x "V." - ale jest to jedynie pretekst do pchania fabuły do przodu, a...

więcej Pokaż mimo to

avatar
119
3

Na półkach: , ,

Piękne wydana, starannie przełożona. Choć pierwsza, zestarzała się o wiele lepiej niż dwie następne, w czym pewnie duża zasługa tłumacza. Wahającym się, której książce Pynchona dać szansę jako pierwszej, chciałbym doradzić właśnie tę.

Piękne wydana, starannie przełożona. Choć pierwsza, zestarzała się o wiele lepiej niż dwie następne, w czym pewnie duża zasługa tłumacza. Wahającym się, której książce Pynchona dać szansę jako pierwszej, chciałbym doradzić właśnie tę.

Pokaż mimo to

avatar
118
88

Na półkach:

Z łatwością można by było zinterpretować tę książkę jako zapiski erotomana-gawędziarza lub pretensjonalny pijacki bełkot. Tak czy inaczej, mnóstwo bohaterów i wątków, powiązanie tego wszystkiego niezbyt jasne, specyficzna atmosfera, nie wiadomo tak w zasadzie, o czym to było (choć pewnie mogłem czytać z większym skupieniem, może wtedy bym wiedział). A jednak nie potrafię jej potępić, bo czuję, że jest w niej tajemnica do odkrycia (może za drugim czytaniem). Słowem: pociągająca w dziwacznie perwersyjny sposób.

Z łatwością można by było zinterpretować tę książkę jako zapiski erotomana-gawędziarza lub pretensjonalny pijacki bełkot. Tak czy inaczej, mnóstwo bohaterów i wątków, powiązanie tego wszystkiego niezbyt jasne, specyficzna atmosfera, nie wiadomo tak w zasadzie, o czym to było (choć pewnie mogłem czytać z większym skupieniem, może wtedy bym wiedział). A jednak nie potrafię...

więcej Pokaż mimo to

avatar
520
346

Na półkach:

Wydaje mi się, że gdybym czytała „V.” przed „Tęczą grawitacji” i „Masonem i Dixonem”, miałabym łatwiej przy ich lekturach. „V.” byłoby swego rodzaju wstępem. Pojawiają się tu wszystkie charakterystyczne motywy Pynchonowskie: rasizm, niewolnictwo, Holocaust, determinizm i automatyzm, wolność jednostki, tryby historii, nieubłagana dyktatura geografii. Bohaterowie tworzą zbyt duże grono, zmieniają tożsamości, mieszają się, dziwnie i znacząco nazywają i oczywiście śpiewają piosenki. Rzeczywistość kruszy się na fragmenty, rzeczy wypadają poza swój kontekst, i bohater jeśli chce utrzymać się na powierzchni musi mozolnie kształtować jakąś prawdę (choćby tę Karla Baedekera z Lipska z cudownym lekarstwem w postaci Rozplanowania czasu) albo znaleźć sobie jakieś sznurki. Jednocześnie w „V.” Pynchon inaczej niż w późniejszych książkach często tłumaczy to co pisze, kontekst rozpada się dopiero później, dlatego wiemy, że Pomyleńcy są zagubieni, Stencil ma manię prześladowczą, wiemy że V., nawet gdy jest miejscem lub kobietą, jest przede wszystkim metaforą. Na podstawowym poziomie wiemy, na co patrzymy.

Dzięki temu we fragmentach gdzie fantastyka i rzeczywistość splatają się i mieszają można dostrzec granice jednego i drugiego, tego komfortu nie dostanie już czytelnik „Tęczy”. Ale to właśnie sprawia, że „V.” można przeczytać w tydzień. (I Tęczę, i Masona czytałam kilka miesięcy.)

„V.” chyba nie jest równa, ale zostają z czytelnikiem fragmenty genialne: wstrząsające, szalone, straszne rozdziały afrykańskie (zarówno w Tęczy jak i w Masonie i Dixonie Pynchon w wielkim stylu wraca do historii kolonii Afryki Pd.),oblężenie Malty i Zły Ksiądz, szczurza parafia księdza Fairinga , i te trochę mniej (?) mocne: florencki, piętrowo absurdalny rozdział z Botticellim (chociaż być może najdłużej zapamiętam z niego nazwanie Wenus B. pięknością „przy kości”)i jego pochodne czyli inne rozdziały Stencilowe, pijane rozdziały marynarskie, krwawa premiera paryska.

Tłumaczenie Wojciecha Szypuły jest bardzo dobre. Warto to podkreślić, bo Pynchon to trudny pisarz i zaledwie kilka lat temu Albatros całkowicie spartaczył sprawę wydając coś co miało być powieścią Pynchona (W sieci),a jest bełkotem o poziomie googlowskiego translatora.

Na koniec trochę spojlerowo, w jakiś sposób Pynchon zazwyczaj wydawał mi się finalnie optymistyczny, tym razem jest trochę inaczej, metafora z malowaniem tonącej łódki brzmi bardzo silnie, chociaż dopatruję się przewrotnego optymizmu w tym że Profane znika ze sceny biegnąc z dziewczyną za rękę, a Stencil w oku cyklonu.

Wydaje mi się, że gdybym czytała „V.” przed „Tęczą grawitacji” i „Masonem i Dixonem”, miałabym łatwiej przy ich lekturach. „V.” byłoby swego rodzaju wstępem. Pojawiają się tu wszystkie charakterystyczne motywy Pynchonowskie: rasizm, niewolnictwo, Holocaust, determinizm i automatyzm, wolność jednostki, tryby historii, nieubłagana dyktatura geografii. Bohaterowie tworzą zbyt...

więcej Pokaż mimo to

avatar
561
53

Na półkach:

Bardzo dobra. Po prawdzie „V.” nie jest aż tak wielkie, jak wielka jest „Tęcza Grawitacji”, opus magnum Pynchona, nie takie monumentalne i nie takie epickie. W moim odczuciu Pynchon jeszcze nie do końca rozwinął skrzydła w swojej pierwszej książce. Owszem, był ten vibe z „Tęczy”, ale „Tęcza” jakby szła na całość, nie brała jeńców, a tutaj miejscami jest jakby nieśmiało, jakby delikatnie, i jakby tak nie wiadomo po co. Są rozdziały piękne i genialne, jak opowieść Kurta Mondaugena o Afryce Południowozachodniej, jak wyznania Fausto Maistrala na Malcie w 1943 roku. Są rozdziały bardzo dobre, jak te dziejący się we Florencji, Aleksandrii w Egipcie w 1899r. I są rozdziały mocno przeciętne, generalnie wszystkie te – moim zdaniem - o ekipie Pomyleńców, rozdziały z 1956 roku, czyli z tzw. „czasów współczesnych” książce. Te całe polowanie na aligatory pod Nowym Jorkiem wcale nie było tak dobre, jak zajawiano (może oprócz epizodu o księdzu Fairingu i jego nawracaniu szczurów). Te wszystkie barowe akcje, pijaństwa, rzygania i nocne włóczęgi ekipy i amerykańskich marynarzy w pewnym momencie po prostu nudne. Także moja ocena książki podczas lektury oscylowała, bez przerwy oscylowała między nudnawą i nijaką siódemką, a zachwycającą dziewiątką. Nie, to nie jest dzieło na miarę „Tęczy”, jeszcze nie, ale „Tęczę” zapowiada. I wszystkim, którym podobało się „V.” gorąco zachęcam do sięgnięcia po „Tęcze grawitacji”, bo tam to dopiero się dzieje. „V.” jest niejako preludium, wstępem do „Tęczy” (nawet niektóre postaci są te same) i dobrze jest poznać i jedno i drugie dzieło Pynchona.

A co do tłumaczenia - kontrowersje związane z Wojciechem Szypułą, który dotąd brał się głównie za fantastykę; obawy czy podoła meandrom postmodernizmu - wydaje mi się, że pan Szypuła dał radę. Nie znam oryginału i może uciekło to i tamto, jakaś aluzja, odwołanie, mrugnięcie okiem, ale czyta się to bardzo dobrze, jest to spójne, ma odpowiedni flow i nic nie zgrzyta.

Bardzo dobra. Po prawdzie „V.” nie jest aż tak wielkie, jak wielka jest „Tęcza Grawitacji”, opus magnum Pynchona, nie takie monumentalne i nie takie epickie. W moim odczuciu Pynchon jeszcze nie do końca rozwinął skrzydła w swojej pierwszej książce. Owszem, był ten vibe z „Tęczy”, ale „Tęcza” jakby szła na całość, nie brała jeńców, a tutaj miejscami jest jakby nieśmiało,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
36
29

Na półkach:

Strata czasu.

Strata czasu.

Pokaż mimo to

avatar
508
508

Na półkach:

Otwierasz „V” Thomasa Pynchona i masz wrażenie, że wsiadłeś na szaloną karuzelę, albo jeszcze lepiej, na rollercoaster, i wirujesz, aż kręci ci się w głowie. Pędzisz, nie wiedząc zrazu po co i z kim. Zmienia się miejsce akcji, jedni bohaterowie ustępują kolejnym, aż trudno za tym nadążyć. Jednak wcale nie masz ochoty wysiąść i spokojnie odetchnąć, gnasz więc wraz z akcją, ciekaw, co jeszcze wymyśli autor. A do tego to on ma talent. Szeroko otwierasz oczy, czytając nie znające litości charakterystyki bohaterów: „(…) Profane się nie zmienił. W dalszym ciągu był duży, amebowaty, spasiony i miękki, miał krótko przystrzyżone włosy, które odrastały mu plackami, i małe, świńskie, zbyt szeroko rozstawione oczy”. Większość z postaci wędrujących po kartach tej książki, to postaci charakterystyczne, nie do zapomnienia tak wizualnie, jak i wewnętrznie.

Nie wiesz, dokąd prowadzi droga, w którą stronę zmierza akcja, ale biegniesz, bo już nie możesz się zatrzymać. Szczerze mówiąc odnoszę wrażenie, że bohaterowie Pynchona także poruszają się po omacku, bez wybranego świadomie celu, pcha ich raczej los aniżeli świadome wybory.

W „V” mieszają się style i maniery literackie, jedne zastępują drugie. Pomysłów jest tyle, że zaczęłam się w pewnym momencie zastanawiać, czym wspomagał się Pynchon w trakcie pisania. Uświadamiamy sobie w końcu, że cała akcja książki jest bezskuteczną i żywiołową pogonią za V. „V skrywa więcej tajemnic, niż przypuszczał ktokolwiek z nas. Pytanie nie brzmi, kim jest, lecz czym: czym ona jest.” Oddziałuje na wyobraźnię i niespokojnego ducha spragnionego przygody. „Tym, czym rozłożone uda są dla libertyna, stada przelotnych ptaków dla ornitologa, a końcówka robocza narzędzia dla mechanika, tym dla młodego Stencila stała się litera V.” A droga, jaką wiedzie go poszukiwanie V jest długa, kręta i fascynująca. Od Nueve Jorku przez Aleksandrię, Kair, Maltę i Florencję. I tak przez sześćdziesiąt lat. Wędrówka za chimerą, mrzonką, urojeniem? Nie powiem. Przeczytajcie do końca. Może wy też za tym gonicie.

Krąg bohaterów to dopiero jest zbieranina! Profane, szpieg – pechowiec, Victoria, która nowicjat zamieniła na imprezowe życie, Stencil – skupiony na swoich poszukiwaniach, a także wielu, wielu innych. Zwracamy też uwagę na różnicę pomiędzy wyniosłymi, zmanierowanymi, zajętymi pustą zabawą i poszukiwaniem wrażeń Anglikami, a miejscową ludnością na przykład Kairu, obsługującą ich uniżenie, jednocześnie ze wszech miar nimi gardząc.

To książka gęsta od wydarzeń, postaci i znaczeń. Trudna do interpretacji do tego stopnia, że gdyby przepytać kilka osób, każda zapewne zrozumiałaby ją inaczej. Ja odnoszę wrażenie, że po pierwszej lekturze dotarło do mnie może zaledwie kilka procent tego, co w treści „V” istotne. Ale to świetnie, bo oznacza, że z każdym powrotem do książki odkryję coś nowego.

W atmosferę wydarzeń zostajemy wrzuceni bez żadnego przygotowania, ale odczuwamy ją wszystkimi porami skóry. Rejestrujemy nerwowe drżenie miasta, ryk klaksonów, mieszaninę głosów, huk samochodów zmierzających pośpiesznie w różne strony. „Autobus znienacka zagłębił się w puste ostępy Central Parku. Esther wiedziała, że w tej właśnie chwili gdzieś tam, bliżej centrum i dalej od niego, w krzakach wydarzają się napady, gwałty, zabójstwa. Ona i jej świat nie mieli pojęcia o prostokątnym rewirze Central Parku po zmierzchu. Na mocy nieopisanego przymierza był zarejestrowany dla glin, przestępców i dewiantów wszelkiej maści”. Miasto dzienne i to nocne, a jak różne. Albo nawoływanie muezinów do modlitwy, gwar rozmów w ulicznych herbaciarniach i na rynkach Kairu. W tej książce nie brakuje klimatu, niepowtarzalnego, który Pynchon potrafi namalować słowami. Stylistycznie to ekwilibrystyka, więc trzeba się skupić podczas lektury, a wtedy satysfakcja murowana.

Jednocześnie ten świat wydaje się szalony i groteskowy, zamieszkały przez dziwaków i ludzi zdeformowanych, wpadających na zwariowane pomysły, jak choćby ksiądz nawracający szczury w kanałach. Pomysły autora zaś dość często oprócz śmiechu wywołują wytrzeszcz oczu ze zdumienia. Jak to? Jakie aligatory rozmnożyły się w kanałach pod miastem i zapasły, zjadając grasujące tam masy szczurów? A teraz trzeba stworzyć Patrol Aligatorowy, aby je odstrzelił. Natomiast opis operacji nosa Esther ociera się blisko o horror klasy B, taki, w którym strumieniem leje się krew i grzechoczą kości. To przerysowanie , zakrzywienie, przekolorowanie fascynuje i przyciąga.

Pynchon lubuje się w opisywaniu wszelkiej ekscentryczności, osobliwości, czyni to drobiazgowo i pieczołowicie, rozpływając się nad każdą brzydotą i deformacją z lubością. Taki świat w krzywym zwierciadle, przerysowany, to doskonały materiał do przeniesienia na ekran po uprzednim ubraniu w odpowiedni kostium i charakteryzację.
Książkę mogłam przeczytać dzięki portalowi: https://sztukater.pl/

Otwierasz „V” Thomasa Pynchona i masz wrażenie, że wsiadłeś na szaloną karuzelę, albo jeszcze lepiej, na rollercoaster, i wirujesz, aż kręci ci się w głowie. Pędzisz, nie wiedząc zrazu po co i z kim. Zmienia się miejsce akcji, jedni bohaterowie ustępują kolejnym, aż trudno za tym nadążyć. Jednak wcale nie masz ochoty wysiąść i spokojnie odetchnąć, gnasz więc wraz z akcją,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
432
114

Na półkach:

Jak dla mnie zbyt pretensjonalny styl. Nie byłem w stanie przebrnąć przez pierwszy rozdział. Oczywiście, to bardzo subiektywna ocena.

Jak dla mnie zbyt pretensjonalny styl. Nie byłem w stanie przebrnąć przez pierwszy rozdział. Oczywiście, to bardzo subiektywna ocena.

Pokaż mimo to

avatar
214
208

Na półkach:

Tą powieścią Thomas Pynchon zabiera nas w niezwykłą podróż, wręcz wyprawę, w poszukiwaniu tajemniczej V. Wiedzie nas więc przez kontynenty, kraje, egzotyczne i występkiem często pachnące mikroświaty, gdzie aż roi się od najróżniejszych typów i charakterów ludzkich. Można rzec, że mamy tutaj cały wielki atlas człowieczeństwa, ze wszystkimi jego blaskami i mrokami. Mamy też galerię postaci i zdarzeń, których ostatecznie nie sposób zapamiętać. I chyba też nie o to autorowi chodziło. "V" to parabola ludzkiego losu, to koncentracja na poszukiwaniu tego, co w życiu każdego nazwać można zwycięstwem. Bo w końcu każdy chce w życiu wygrać. zatem może nie tyle o akcję i jej czytelność w tym dziele chodzi, ile o uzmysłowienie czytelnikowi zawiłości wiodących częstokroć do sięgnięcia po zwycięstwo zwane dziś sukcesem. Na pewno jest to książka trudna, na pewno też dziwna, utkana z niuansów nasyconych raz czułością, to znów brutalnością, a wszystko to po coś. Po co? Na to pytanie po lekturze musi sobie odpowiedzieć każdy sam, kto zdobędzie się na odwagę starcia się z siłą prozy Pynchona. Zaświadczam, że warto.

Tą powieścią Thomas Pynchon zabiera nas w niezwykłą podróż, wręcz wyprawę, w poszukiwaniu tajemniczej V. Wiedzie nas więc przez kontynenty, kraje, egzotyczne i występkiem często pachnące mikroświaty, gdzie aż roi się od najróżniejszych typów i charakterów ludzkich. Można rzec, że mamy tutaj cały wielki atlas człowieczeństwa, ze wszystkimi jego blaskami i mrokami. Mamy też...

więcej Pokaż mimo to

avatar
171
166

Na półkach: ,

Na pewno jest to książka dobra, przecież sam Pynchon ją stworzył. Jednak jest to książka trudna, wymagająca koncentracji i zdolności zapamiętywania detali, a przede wszystkim armii bohaterów o pokręconych losach i jeszcze bardziej skomplikowanych planach. W zasadzie nietrudno domyśleć się, o co im chodzi, wystarczy tylko rozszyfrować tajemniczą V. Z tym już gorzej. Ale przyjmijmy, że V jest zwycięstwem, za którym każdy z nas w życiu pędzi, wtedy śledzenie losów uczestników tego zamętu literackiego nabiera innego, czytelniejszego, wymiaru. Choćby dlatego warto się nad tą powieścią potrudzić. Ja jestem usatysfakcjonowana.

Na pewno jest to książka dobra, przecież sam Pynchon ją stworzył. Jednak jest to książka trudna, wymagająca koncentracji i zdolności zapamiętywania detali, a przede wszystkim armii bohaterów o pokręconych losach i jeszcze bardziej skomplikowanych planach. W zasadzie nietrudno domyśleć się, o co im chodzi, wystarczy tylko rozszyfrować tajemniczą V. Z tym już gorzej. Ale...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    321
  • Przeczytane
    77
  • Posiadam
    59
  • Teraz czytam
    7
  • Ulubione
    6
  • 2022
    4
  • Chcę w prezencie
    3
  • Ebook
    3
  • Fantastyka
    2
  • Fantasy
    2

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki V.


Podobne książki

Przeczytaj także