Po ludobójstwie. Eseje o języku, polityce i kinie Pier Paolo Pasolini 7,6
ocenił(a) na 101 rok temu Osobista historia z Piotrkiem zaczęła się nie na uniwersytecie, a w ciasnym pokoju w Mediolanie u 64 letniego psychoterapeuty. Tam po raz pierwszy na zakurzonej półce dostrzegłem nazwisko Pasolini, kojarzące mi się jedynie z brutalnym Salo, którego nawet nie obejrzałem. Z niewytłumaczalnych dla mnie dotąd racji, wzbudziło to we mnie ciekawość. Przy wspólnej kolacji jedząc tortelini, zadałem dosyć wprost proste pytanie - kim jest Pasolini we Włoszech? Odpowiedź brzmiała: “geniuszem, który przewidział przyszłość.”
Postanowiłem to sprawdzić zaledwie półtora roku później po tej wypowiedzi, odstawiając go na półkę z autorami, do których mam przekonanie, że żeby ich zrozumieć powininenem im poświęcić mnóstwo czasu. A może to specjalne miejsce wynika z tego, że muszą oni we mnie wewnętrznie dojrzeć, trafić na odpowiedni moment, w którym z lekkością serca wezmę ich twórczość do rąk. Tak się w końcu zdarzyło, a ta książka była praktycznie (nie doczekaliśmy się innych przekładów esejów) jedyną możliwą formą przybliżenia tak szerokiego horyznontu poznawczego, jaki się tutaj rozgrywa.
Ta żywa myśl rozgrywajaca się rzekomo w esejach o języku, polityce i kinie, tak naprawdę nie jest tylko o języku, polityce i kinie, a o wszystkim o czym można powiedzieć z zaangażowaniem. Bo Pasolini, dotykając jednego tematu nie może nie mówić o innym, równie dla niego ważnym. To sprawia, że mamy poczucie obcowania z kimś, kto nie hołduje budyniowej atmosferze, a wręcz jest jej zaprzeczniem, celnie wymierzając lotkę w sam środek czoła pseudointelektualistów.
Dorzuca on cegiełkę wszędzie, gdzie uważa to za potrzebne. Tutaj paluszkiem wskaże, że językoznawcy pominęli fonetykę, z której można wydobyć jeszcze więcej soków, uwrażliwić człowieka na brzmienie, pokazując mu meandry głosowości. Tam tupnie nózką na faszystów i drobnomieszczaństwo dokonujące ludobójstwa na dobrych chłopakach z przedmieść Rzymu lat 70. I tu szturchnie łokciem niejednego reżysera, szepcząc mu na ucho po cichu, że tutaj jego mość nie rozumie chyba natury kina, które wydaje mu się, że współtworzy.
Za każdym razem jest za to ostry jak brzytwa, bez skrupułów i wyrzutów sumienia. Jest nieprzewidywalny, a Ty nigdy nie wiesz dokąd zaprowadzi Cie jego myśl. Spacerujesz z nim po zaminowanym polu, gdzie na każdym kroku czyha na Ciebie niebezpieczeństwo. Tym niebezpieczeństwem jest to co może z Tobą ta myśl zrobić. Mianowicie rozbić Cię od środka, sprawić, że zburzy Ci się dotychczasowa perspektywa, trzeba będzie spojrzeć na to inaczej i już nie będzie to takie oczywiste i łatwe, tak jak było wcześniej. Trzeba się będzie wysilić, z gruzów coś świeżego wybudować, a jak Ci się nie uda to zostaniesz ze sobą sam bo Pasoliniego już z nami nie ma. I takiego drugiego intelektualisty nie będzie. Co więc nam zostaje?