Lato w Baden
- Kategoria:
- powieść historyczna
- Tytuł oryginału:
- Лето в Бадене: Роман
- Wydawnictwo:
- Wydawnictwo Zeszytów Literackich
- Data wydania:
- 2015-01-01
- Data 1. wyd. pol.:
- 2015-01-01
- Liczba stron:
- 160
- Czas czytania
- 2 godz. 40 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788364648199
- Tłumacz:
- Robert Papieski
- Tagi:
- literatura rosyjska Dostojewski
- Inne
Książka nominowana w Plebiscycie Książka Roku 2015 lubimyczytać.pl w kategorii Powieść historyczna.
Leonid Cypkin powieść "Lato w Baden", dzieło swego życia, pisał w latach 70. do szuflady, nie mając nadziei na jej publikację w Związku Sowieckim, bowiem w najmniejszym stopniu nie mieściła się w granicach obowiązujących wówczas norm poprawności politycznej. Za punkt wyjścia autor powieści obiera podróż poślubną Fiodora Dostojewskiego i jego żony Anny Grigoriewny. Jest to jednak tylko pretekst do zmierzenia się z historią Rosji, mającą także przemożny wpływ na czasy współczesne. Okazuje się bowiem, że dawny spór ideowy Dostojewskiego z Turgieniewem znajduje swoją kontynuację w antagonizmie między dwoma wybitnymi dysydentami: Sołżenicynem i Sacharowem. Powieść "Lato w Baden" to także próba odpowiedzi na dręczące autora pytanie: jak to możliwe, że tylu Żydów obdarzyło miłością pisarza tak otwarcie antysemickiego jak Dostojewski? Powieść Cypkina to również przenikliwe studium na temat małżeństwa Dostojewskiego, tyleż opartego na wzajemnej miłości, co na czerpaniu rozkoszy z wzajemnego zadawania sobie bólu.
Susan Sontag, autorka wstępu do książki, wybitna amerykańska intelektualistka, zaliczyła "Lato w Baden" do dziesięciu najwybitniejszych powieści nieanglojęzycznych XX wieku, a Cypkina postawiła w jednym rzędzie z tak wybitnymi pisarzami, jak Coetzee, Sebald, Saramago i Bernhard. Książka została już przetłumaczona na niemal wszystkie języki europejskie, a także na japoński i chiński. Najwyższa pora, by ze znakomitą prozą Cypkina zapoznał się czytelnik polski.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oceny
Książka na półkach
- 443
- 113
- 33
- 7
- 6
- 6
- 5
- 4
- 4
- 3
Opinia
Gdybym powiedział Państwu gdzie i jak się wychowywałem, a powiem, to nie uwierzyliby – i nie uwierzą, bo takie cuda się z głową moją oraz resztą doczesności działy, że sny filozofów to mało, ba, pojazgrzowowilliamsowe (inaczej: popejotlowe) wizje artystów naszych nie opisałyby tego. Cichy krzyk w okolicy potylicy szepcze mi przy okazji wygłaszania podobnego banału, iż każdy dobry obywatel podobnie postrzega swoje lata i jesienie szczenięce, ale nie byłbym sobą, gdybym zdroworozsądkowych podpowiedzi nie ignorował. Do tych rozważań przefiltruję kalejdoskop wspomnień swoich tak, żeby odrzucić zapach świeżo koszonej trawy, o który z ojcem wojowałem, duszny pot zalewający wiejskie siłownie i woń nagrzanych gumy i tartanu (absolutnie niepodrabialną; cały czas roztapia mi mózg i przestawie przegrodę nosową), a także kurz radośnie skaczący po domu przemienionym w bibliotekę, a zostawić jedno tylko – zaduch małej kuchni (i małego mieszkania, bo smrodliwa unifikacja wykorzysywała dyfuzję bez pardonu), w której gotowana była kapusta.
Trochę jestem zmieszany (co wszak nie jest wielką nowością – nawet mimikę mam rozedrganą, nieustaloną, bo niezależnie od okoliczności pozostaję skąpany we wstydzie i konfuzji, z którymi walczy obłąkana i lichą wylewką poparta pewność siebie wynikająca z błazeńskiego usunięcia powagi na drugi plan), bo piszę o Lecie w Baden, które Sontag nazywa arcydziełem, a przywołuję wrażenia bogojczyźnianobigosowe. I choć starałem się myśli tej uniknąć, to, jak bywa zawsze, nad okiełznaną i oswojoną warstwą mojego jestestwa władzę przejęła część z zaprzeczeniami przed przymiotnikami (tudzież zanegowanymi przymiotami) i właśnie tam mnie prowadzi – do zasmrodzonej kuchni. Drogę wskazał owej części sam Leonid Cypkin: wziął ją pod rękę, narzucił krok w bardzo (!) jego stylu (o tym później, bo duszno! Ukrop, skwar, upał, kanikuła!), podszedł do drzwi rzeczonego pomieszczenia, pukaniem się nie przejmował, wszedł i wprowadził – a tam Dostojewscy. Przechodzimy do cymesu.
Lato w Baden to powieść elegancka. Chciałbym, abyśmy się dobrze zrozumieli: wulgaryzmy są nieeleganckie, nieelegancki jest seks, nieeleganckie jest podglądactwo i plotkarstwo, nieelegancki jest każdy niepotrzebny kontakt fizyczny. Tego w książce Cypkina nie ma – jest ona elegancka. A mimo to stanowi wstrząsający portret największego prozaika w historii (trochę w tym momencie drażnię i stroszę piórka, bo wcale nie jestem pewien) i jego żony, a także ich głębokiej relacji. Choć czytelnik nie zagląda Dostojewskiemu do garnka, a do alkowy ładuje się totalnie zahipnotyzowany przez autora i jego oszałamiające zdania (i płynie, płynie z Fiodorem i Anią, płynie), to widzi życie intymne do cna, rdzeń prywatności odarty z wszelkich przybrudzeń i ozdóbek, jądro chleba naszego powszedniego. Za pośrednictwem Cypkina zostaje wprowadzony do kuchni – niby zadbanej, ale nieco przybrudzonej, w zakamarkach wyklękującej drobny remont, ze ścianami przerakowaciałymi latami intensywnych zapachów – rozsiada się i patrzy z mieszanką delikatnego obrzydzenia, zupełnie naturalnego, bo pielesze ludzi, którzy, tak się składa, nie są nami, zawsze nas odrzucają, i zabarwionej chorobą (najlepiej taką klasyczną, pobudzającą wyobraźnię – suchotami) fascynacji. W tym wirującym wirze wariacji wyraźnie wybija się ta przeklęta woń kapusty – czyli, przekładając z mojego na Dostojewskie, ruletka. Formo, jak pięknie Cypkin poradził sobie z opisaniem nałogu: chłód, chłód ponad wszystko i zaklęty krąg, który zmusza Fiodora do pierwszego, drugiego i każdego kolejnego powrotu; narrator nie krytykuje przetrawionego przez hazard gracza, nie lituje się też ani trochę, mówi tylko – przegrał i wrócił, przegrał i wrócił, znowu przegrał i znowu wrócił, będzie wracał dalej. Jaka piękna katastrofa!
Cypkina prywatnie nie znam i poznać raczej nie poznam, ale gotów jestem założyć się o wszystkie tajemnice, którym tak rozpaczliwie pragnę spojrzeć w twarz, że jednej rzeczy chciał – a ja tę rzecz przyuważyłem: chciał więc Cypkin ten czytelnika przytrzymać przy lekturze Lata w Baden. Niech nie dziwią się jednak Państwo, proszę, mojej niecodziennej przenikliwości, albowiem jest ona dużo bardziej codzienna (dzisiejsza właściwie) niż może się wydawać – poznałem to po zdaniach, i to od razu! Zaczynam czytać przyzwyczajony do pisania słowem w pysk, przerwa (kropka), znowu słowem w pysku, znowu kropka – tak w kółko – nie u tutaj, o nie – tutaj zdania nie kończą się nigdy, dusisz się, czytelniku, z braku kropek, wyglądasz przerwy, umysł chce odpocząć, ale nie, jeszcze autor wszystkiego nie powiedział, jeszcze oplata cię czasownikami i w głowie miesza, jeszcze hipnotyzuje, nie ma mowy, żebyś odwrócił uwagę, bo – skończony będziesz, nigdy nie dojdziesz do tego, gdzie wszystko się zaczęło, nie mówiąc nawet o tym, od czego. Wrażenie, że Cypkin cyzelował z siebie kolejne akapity, że z bólem wydzierał je z poszarpanego wnętrza, że męki nieskończone przeżywał pisząc i krwią kreślił każdy znak – nieodparte. Lato w Baden osacza fabularnie i stylistycznie, usadza czytelnika na roztrzęsionym taborecie w dusznej kuchni i każe przeżywać jej wnętrze całym wnętrzem własnym. Wrażene niecodzienne.
Arcydzieło to słowo bardzo mocne, a w mojej spaczonej głowie tak wiele jest zupełnie niepotrzebych skrzyżowań związanych z literaturą, że gdy próbuję go użyć, język kołowacieje i kantuje mi się o wyschłe wargi – nie użyję go więc (kłamstwo: padło dwa razy), tym bardziej, że nie jestem tak entuzjastyczny jak Sontag, o czym chyba nie powinienem informować, bom pył na wietrze. Lato w Baden nie kosztuje wiele, jeden wieczór zaledwie, a zostawia po sobie. Baczcie Państwo, że nie o wszystkich można to powiedzieć.
Inne teksty można przeczytać tutaj: https://zicocu.wordpress.com/
Gdybym powiedział Państwu gdzie i jak się wychowywałem, a powiem, to nie uwierzyliby – i nie uwierzą, bo takie cuda się z głową moją oraz resztą doczesności działy, że sny filozofów to mało, ba, pojazgrzowowilliamsowe (inaczej: popejotlowe) wizje artystów naszych nie opisałyby tego. Cichy krzyk w okolicy potylicy szepcze mi przy okazji wygłaszania podobnego banału, iż każdy...
więcej Pokaż mimo to