Czytamy w weekend
Powrót dobrej pogody czy deszcz? Nie wiadomo, czego spodziewać się po tym majowym weekendzie. Wytrawny czytelnik wzrusza ramionami na te błahe pogodowe rozważania: ma coś do czytania, po nim choćby potop. My już wybraliśmy książki, z którymi spędzimy najbliższe dwa dni. A Wy?
Mówi się, żeby nie oceniać książki po okładce. Ale czasami okładka jest na tyle nieatrakcyjna, że od samego patrzenia bolą oczy i nie chce się sprawdzać, co się za nią kryje. Tak było ze mną i Wybraną Naomi Novik. Zazwyczaj nie uciekam od fantasy, wręcz przeciwnie często pędzę w jej kierunku bez hamulców. Tym razem jednak błyszczące elementy i rysunki na okładce skutecznie mnie zniechęciły. Potem przyszło pierwsze ostrzeżenie: książka pojawiła się w nominacjach w Plebiscycie na Książkę Roku 2015 naszego serwisu, potem okazało się, że również w zestawieniu goodreads.com zawędrowała wysoko. Ale dopiero fakt, że otrzymała w tym tygodniu Nagrodę Nebula sprawił, że postanowiłam dać jej szansę. Zobaczymy, czy i mnie pochłonie historia Agnieszki...
Książką, na którą niecierpliwie czekam w tym miesiącu, jest Historia zaginionej dziewczynki Eleny Ferrante (wiecie już, o czym będę pisał za tydzień). Owo czekanie rozpocząłem w styczniu, w chwili gdy skończyłem trzeci tom neapolitańskiej tetralogii. Zakończę je w przyszłym tygodniu, gdy pachnąca nowością powieść trafi do mych rąk. Wczoraj natomiast dokończyłem Rzymiankę Moravii (polecam!). Musiałem zatem znaleźć książkę odpowiednio krótką, aby dotrzymała mi towarzystwa przez tych kilka ostatnich dni nerwowego przebierania nogami. Mój wybór padł na Lato w Baden Cypkina.
„Lato...” zwróciło moją uwagę w chwili pojawienia się na półkach księgarń w Polsce, ale widocznie nie na tyle, żeby nabyć egzemplarz. Rok później nasz plebiscyt na Książkę Roku 2015 i nominacja w kategorii „powieść historyczna” przypomniały mi o tym tytule. Jego perypetie to historia literackiego kopciuszka – książki zapomnianej, którą z niebytu wydobyła Susan Sontag. Leonid Cypkin za życia nie wydał ani jednej książki. Może miałby więcej szczęścia, gdyby jego starania o opuszczenie Związku Radzieckiego zakończyły się sukcesem. Trudno jest spekulować na ten temat. Wydawane w prasie emigracyjnej fragmenty jego twórczości nie wzbudziły dużego zainteresowania. Dopiero gdy słynna eseistka przez przypadek trafiła na angielski przekład „Lata w Baden” w antykwariacie przy Charing Cross Road, coś się ruszyło. Jedna z największych humanistek XX wieku od razu dostrzegła jej potencjał. Do tego stopnia, że w napisanym przez siebie posłowiu zaliczyła ją do „najwybitniejszych, najwyższych i najoryginalniejszych osiągnięć XX wieku".
Gdy dziś rano zanurzyłem się na chwilę w tym misternie skonstruowanym potoku literackiej narracji, przepływającym swobodną paralelą pomiędzy narratorem, czytającym w pociągu z Moskwy do Leningradu „Dziennik" Anny Grigoriewny Dostojewskiej, a podróżą poślubną, w jaką udało się małżeństwo Dostojewskich w 1867 roku (zaznaczam, że zdążyłem przeczytać dopiero około 20 stron), musiałem użyć całej dostępnej mi siły woli, żeby oderwać się od lektury i wyjść do pracy.
W maju ukaże się większość książek, na które czekam w tym roku. Przede wszystkim ostatnia część tetralogii Eleny Ferrante, o której wspomniał już Mateusz – Historia zaginionej dziewczynki. Dziś ma premierę również najsłynniejsza i ponoć najlepsza książka Larsa Saabye Christensena Beatlesi, na której ukazanie się po polsku czekam od ośmiu lat, kiedy o niej po raz pierwszy usłyszałam (ponoć „Beatlesi” są znacznie lepsi niż Półbrat, a to nie lada obietnica). I wreszcie: na początku maja ukazała się również książka obwołana najlepszą amerykańską powieścią 2015 roku, Małe życie Hanyi Yanagihary.
Teraz będzie osobiście, będzie wyznanie: mam słabość do wielkich amerykańskich powieści. Jej początki datują się gdzieś pomiędzy lekturą 42 równoleżnika Johna Dos Passosa (pierwszej części trylogii „USA”) a Na wschód od Edenu Johna Steinbecka. Pod jej dyktatem działałam, czytając książki Saula Bellowa (za którym przepadam), Ernesta Hemingwaya (który mnie wkurza), Trumana Capote (z którym różnie bywa), Dona DeLillo (który jest dziwny), Paula Austera (który jest uroczy), Philipa Rotha (o którym jeszcze nie wiem, co sądzę), Jacka Kerouaca (z którym chętnie przejechałabym się po Kalifornii), Williama Styrona (który potrafi zdruzgotać), Henry'ego Millera (który jest moim ulubionym gadułą), Paula Theroux (z którym nie chciałabym jechać pociągiem, gdy pisze książki, które chcę czytać), Kurta Vonneguta (zdarza się) czy wreszcie Jonathana Franzena (z którym trudno byłoby zacząć rozmowę)... Myślę, że już wiecie, o co mi chodzi. Przeczytanie „Małego życia” to w tej chwili priorytet, wewnętrzny nakaz, któremu nie można, nie należy, nie wolno się sprzeciwiać.
A Wy co będziecie czytać w weekend?
komentarze [70]
Pod wpływem historii o żonach Hemingwaya
Służąca Hemingwaya
Madame Hemingway
Wszystkie żony Hemingwaya. Niezwykła opowieść.
czytam właśnie
Ruchome święto
tegoż,...
Skończyłam Nigdziebądź, zaczęłam Marsjanin. Dobry weekend ;)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postU mnie jest to Życie jest gdzie indziej na zmianę z Japoński wachlarz. Powroty . W kolejce czeka Tajemna historia , nie mam co narzekać.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Weekend spędzam w pracy... :/ a w autobusie, w wolnej chwili, liczę że zakończę
Dziewczyna Z Pociągu
Użytkownik wypowiedzi usunął konto
W połowie Dziewczyna o siedmiu imionach, im dalej czytam, tym bardziej jestem zszokowana, że takie miejsce istnieje. Ta książka Pozdrowienia z Korei. Uczyłam dzieci północnokoreańskich elit przy niej, to dopiero wstęp do tego...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejTo polecam jeszcze Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej Urodzony w obozie nr 14 Przeżyć. Droga dziewczyny z Korei Północnej do wolności
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejPlanuję Bielszy odcień śmierci i Kochając pana Danielsa
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postUżytkownik wypowiedzi usunął konto