Lubczyk na poddaszu
- Kategoria:
- literatura piękna
- Seria:
- Proza
- Tytuł oryginału:
- Комашина марзанка
- Wydawnictwo:
- Biuro Literackie
- Data wydania:
- 2014-03-27
- Data 1. wyd. pol.:
- 2014-03-27
- Liczba stron:
- 140
- Czas czytania
- 2 godz. 20 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788363129651
- Tłumacz:
- Ksenia Kaniewska
- Tagi:
- literatura ukraińska powieśc ukraińska
Powieść, która uruchamia zmysły i wytrąca czytelnika z codziennej rutyny. Kieruje uwagę na detale otaczającej rzeczywistości i relacje międzyludzkie, na drobiazgi, które na co dzień wydają się niezauważalne i nieistotne. Inspiruje, by zatrzymać się choć na moment w powszednim zabieganiu, przypomnieć sobie dobre chwile, na nowo spojrzeć na siebie, własne pragnienia i związek z bliską osobą. Po lekturze Lubczyku na poddaszu zaczyna się smakować każdy dzień.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Brakuje mi twojej szczerości…
A ja często miałabym ochotę się dowiedzieć, o czym pomyślałeś właśnie dzisiaj, kiedy wdychałeś zapach świeżo krojonej bazylii, choć wdychasz go za każdym razem.
Bywa tak, prawda? Trafia w nasze ręce książka, taka ot, nic nadzwyczajnego, a jednak poruszy nas i sami się dziwimy, że aż tak.
Tak w moim przypadku stało się z powieścią młodej ukraińskiej pisarki Natalii Śniadanko „Lubczyk na poddaszu”. Tytuł podpowiadał pytanie: Czy to o miłości? No właśnie, po lekturze pytanie dalej pozostaje aktualne, choć wybrzmiewa już nieco inaczej. Ale po kolei.
Bohaterami tej powieści są Sarona i Saron, młodzi ludzie z kilkuletnim stażem małżeńskim. Znają się od dziecka, nawet ich matki już się ze sobą przyjaźniły, czego znakiem są nadane im imiona. Było oczywiste, że będą razem. Czy to im dziś potrzebny tytułowy lubczyk? Nie, nie spodziewajcie się, że czytając książkę będziecie mieli do czynienia z mniej lub bardziej powtarzalną historią znudzonego sobą małżeństwa. Ani nawet z optymistyczną opowieścią o tym, jak pokonać trudności, by cieszyć się szczęściem spełnionego związku. Nic z tego. Żadnych tu wielkich fabuł, żadnych małżeńskich dramatów. Jest za to wewnętrzny świat dwojga ludzi. Świat, który wyłania się z przeżywanych wspomnień i który nieoczekiwanie próbują przekazać drugiej, bliskiej osobie. Nieoczekiwanie, bo zaskakuje ich sytuacja rozdzielenia. Trafiają do tajemniczego hotelu z pokojami przeznaczonymi specjalnie dla każdego z nich. Mogą tam uczyć się powracać do siebie – siebie samych, a może i siebie wzajemnie? I smakować rzeczywistość w sposób, jakiego nie znali do tej pory. Uaktywnia się w nich potrzeba autoanalizy. Ale i daje znać o sobie intensywność przeżywania.
Każde z nich ma do opowiedzenia drugiemu swoją historię, swoje emocje i przeżycia, dotąd może nie ujawniane, albo i nieuświadamiane w pełni. W tym tkwi też siła pisania Natalii Śniadanko. Pozwala nam dotrzeć do historii, które tkwią w bohaterach, które ich budują, a bywają opowieściami o zdarzeniach (np. fascynacje i rozczarowania turystyczne Sarony),przedmiotach (np. grube ogniwa łańcucha przysyłanego w listach od rodziny z zagranicy) i ludziach (np. wykładowczyni uniwersytecka p. Ludmiła z zagadnieniem duszy),o skomplikowanych emocjonalnie losach dziadków (np. babcia Sarony tocząca boje z zięciem o kuchnię),rodziców (ich niełatwe losy i wzajemne relacje),ludzi, z którymi się zetknęli (np. Saron i Tamara). Jest w tym przywoływaniu pewna doza nostalgii, trochę humoru, ale i ukrywanego rozdrażnienia. Przeszłość ma swoje cienie.
Znów powracam do pytania, czy to im potrzebny lubczyk? Właściwie nie jest to oczywiste. Potrzebują go? Jest im już obojętny? Leży na poddaszu gotowy do użycia? A może dawno się zsechł i nikt go już nie szuka? A może nie chodzi o to, że jest afrodyzjakiem. Może o to, że oczyszcza organizm z toksyn?
Sprawdźcie, jeśli lubicie dobrze językowo napisane powieści, które zaskoczą nietradycyjną formą.
Justyna Radomińska
Książka na półkach
- 72
- 33
- 8
- 4
- 4
- 2
- 2
- 1
- 1
- 1
Cytaty
Przyzwyczajenie do tego, żeby odmawiać sobie przyjemności i skupiać wyłącznie na obowiązkach, ma swój sens. Tak jest znacznie łatwiej mobilizować się w każdej sytuacji i mierzyć z życiowymi przeszkodami.
OPINIE i DYSKUSJE
"- Dziadziuś nie żyje."
Zaczyna się więc niemal od rodzinnego trzęsienia ziemi. Czyli jak Pan Hitchcock przykazał. Wkrótce okaże się jednak, że to fejk i z wolna zaczynamy się zagłębiać we wspomnienia rodzinne i nasze ulubione "niepotrzebne opisy przyrody", włącznie z zapachem detergentu z dzieciństwa i plamą z jajecznicy na wypchanych na kolanach spodniach. Literatura kobieca czy wrażliwość poetki? - pyta sam siebie czytelnik. Ale autorka ma przecież dla nas jakąś niespodziankę. Nie wiem i po lekturze, na czym właściwie polegała: bardziej na oryginalności treści, czy może jednak formy opowiadania? (...)
Cała recenzja na stronie: https://nakanapie.pl/recenzje/kara-boza-jest-gorsza-niz-sowieci-lubczyk-na-poddaszu
"- Dziadziuś nie żyje."
więcej Pokaż mimo toZaczyna się więc niemal od rodzinnego trzęsienia ziemi. Czyli jak Pan Hitchcock przykazał. Wkrótce okaże się jednak, że to fejk i z wolna zaczynamy się zagłębiać we wspomnienia rodzinne i nasze ulubione "niepotrzebne opisy przyrody", włącznie z zapachem detergentu z dzieciństwa i plamą z jajecznicy na wypchanych na kolanach spodniach. Literatura...
EPISTOLOGRAFIA NAJKRÓTSZEJ DROGI
Głównymi bohaterami „Lubczyku na poddaszu” ukraińskiej pisarki Natalki Śniadanko (ur. 1973) są Saron i Sarona – małżeństwo, które znało się od dziecka i od początku jasne było, że wezmą ślub i będą razem. W pierwszej części powieści, oprócz historii ich wzajemnego poznania, dowiadujemy się również sporo na temat zawiłych dziejów ich rodzin. Sarona dużo rozmyśla, uważa bowiem myślenie za ważną działalność człowieka. Za to Saron, szef kuchni w jednej z francuskich restauracji uważa, że „stawianie własnych interesów nad czyimiś jest nieetyczne” Ukraińska pisarka bierze zatem na warsztat jeden z, wydawałoby się, najbardziej banalnych literacko tematów, w ramach którego trudno ustrzec się truizmów, jednak czyni to w dalece niekonwencjonalny sposób.
Choć nie ulega wątpliwości, że opisywaną przez Natalkę Śniadanko przestrzenią jest Ukraina, to jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że akcja „Lubczyku na poddaszu” dzieje się w jakimś bezczasie – jest to raczej pejzaż metafizyczny, wewnętrzny, kształtujący postawy i poglądy bohaterów. Narratorka pisze w pewnym momencie: „Postanowiłam nie pisać dat, ale nie tylko dlatego, że już od dość dawna trudno mi zorientować się w czasie. Na pierwszy rzut oka wszystkie dni tutaj wydają się podobne do siebie jak zbiór wielotomowej encyklopedii na półce, lecz tak naprawdę myślę, że wcale tak nie jest. Jeszcze nigdy z taką intensywnością nie przeżywałam każdej chwili, odnoszę nawet wrażenie, że jeśli swoją opowieść rozpocznę od słów «był sobotni ranek» czy «to wydarzyło się wiosną», to zepsuję cały efekt”. Rzeczywiście, mocniejsze zakorzenienie tej prozy w konkretnym miejscu, mogłoby rzutować negatywnie na jej metafizykę, tymczasem, by raz jeszcze oddać głos narratorce: „Mnie zaś właśnie chodzi o te przypadkowe drobiazgi, które nagle wszystko zmieniają”. Jednak, jak na „pejzaż myślowy”, w „Lubczyku na poddaszu”, zwłaszcza w pierwszej części powieści, znajdziemy zaskakująco wiele scenek rodzajowych, przedstawiających, często w groteskowy sposób, ukraińską rodzinę. Zapadają w pamięć obrazy świniobicia, jazdy samochodem, relacji z teściową. Są też obrazki o bogatej symbolice – fatalizm ukraińskiego losu symbolizuje niezasypany latami przydrożny rów, w którym rozbijają się kolejne samochody. Czy choćby historia wujka Sarony, który przez lata przesyłał pocztą z Kanady kolejne ogniwa łańcucha, który miał okalać jego grób.
W „Lubczyku na poddaszu” odczuwalne są również echa kafkowskie – ulubioną powieścią Sarony jest „Zamek” – izolacja dwojga bohaterów w tajemniczym hotelu nad jeziorem zdaje się do złudzenia przypominać sytuację wykreowaną przez autora „Procesu”, tak długo aż zdamy sobie sprawę z faktu, że jest to izolacja dobrowolna. Hotel jest miejscem, które można interpretować metaforycznie – jako rodzaj przełomowego wydarzenia, jest też wewnętrzną przestrzenią, niszą wyrąbaną sobie przez bohaterów, gdzie wreszcie mogą być bezpieczni, za swoistą ochronną ścianą. W zamknięciu, Saron i Sarona zaczynają pisać do siebie listy. Powieść w swojej drugiej części przybiera więc formę epistolarną – nawet jeśli wciąż znajdują się blisko siebie. Stają oto przed wyzwaniem, jakim jest zrozumienie siebie nawzajem, wyjaśnienie drugiemu rozmaitych epizodów ze swojego życiorysu. Co jakiś czas w korespondencji pojawiają się listy od tajemniczej administracji hotelu, podpisane przez anonimową dyrekcję, w których jest mowa o „rozszerzeniu praw” Sarony i Sarona, „zgodzie na wykonywanie zaproponowanych obowiązków” i „rzetelności w ich wykonywaniu”. Bohaterowie dokonują więc wielu rozliczeń z własną przeszłością – to trochę wzajemna psychoanaliza, a trochę wiwisekcja wspomnień, myśli i uczuć. Owe interludia, wplecione przez Śniadanko w narrację powieści były dla mnie największą bodaj zagadką w trakcie lektury, aż do momentu, w którym uświadomiłem sobie, że można, a nawet należy postrzegać je jako spoiwa tekstu, organizujące go kamienie milowe. Pobyt Sarony i Sarona w hotelu bardzo przypomina schemat tak zwanego obrzędu przejścia (fr. rite de passage),które dzieli się na następujące etapy: fazę wyłączenia (jedną z nich może być właśnie izolacja),fazę marginalną i fazę włączenia. Celem takiego obrzędu jest nabycie czegoś, uzyskanie nowego statusu. Tymczasem, w ostatnim, zamykającym korespondencję i jednocześnie kończącym powieść liście od administracji, możemy przeczytać: „Pozdrawiamy z okazji ostatecznego rozszerzenia Państwa praw, dostępnych na tym etapie naszej współpracy”. Wydaje się, że dzięki pisanym do siebie listom, Saron i Sarona wprowadzili swoje człowieczeństwo na wyższy poziom, powstrzymali narastającą w ich związku rutynę.
Powieść ukraińskiej pisarki ma również wymiar uniwersalny – porusza kwestie dotyczące każdego z nas – zaufania, wierności, poszukiwania siebie. Zwraca uwagę na fakt, że często najmniej wiemy właśnie o osobach, które pozornie są nam najbliższe. Że oczywistość bywa nieoczywista. Powieściowe małżeństwo jest ze sobą od zawsze, a dopiero wymieniane między sobą listy dają im okazję do wyrażenia rzeczy najbardziej fundamentalnych, których bardzo często nie da się wypowiedzieć. Dopiero listowy papier staje się ową przestrzenią największej wolności, najprawdziwszej prawdy. „Nie pisz listów do siebie/ Kto to widział pisać listy do zmarłych” – te słowa z wiersza Rafała Wojaczka towarzyszyły mi podczas lektury Natalki Śniadanko. To jest właśnie szczególnego rodzaju korespondencja – epistolografia najkrótszej drogi.
„Lubczyk na poddaszu” to bardzo ciekawa, nieoczywista i nieschematyczna powieść. To proza, która szepcze – w narracji wyraźnie wyczuwa się ściszający się ton. Nader chwalebny to zabieg w naszych, coraz bardziej rozwrzeszczanych czasach. Obejrzawszy na Youtube rozmowę Michała Nogasia z autorką zacząłem ją utożsamiać z wykreowaną przez nią bohaterką – wystarczy posłuchać charakterystycznego sposobu wysławiania się ukraińskiej pisarki – niezwykle cichego i chimerycznego, tak że mikrofon musiał się znajdować tuż przy samych ustach (dodajmy na marginesie – niemal perfekcyjną polszczyzną). „Lubczyk na poddaszu” to powieść, która w takim samym stopniu, co słowami, napisana jest przy pomocy przerw między nimi, milczeniem i emocjami. A może rzeczywiście, jest coś na rzeczy w tym nie dającym się łatwo wytłumaczyć spojeniu bohaterki z autorką? Wydaje się, że niemożliwe jest napisanie tak prawdziwej powieści bez udziału choćby ułamka doświadczenia.
EPISTOLOGRAFIA NAJKRÓTSZEJ DROGI
więcej Pokaż mimo toGłównymi bohaterami „Lubczyku na poddaszu” ukraińskiej pisarki Natalki Śniadanko (ur. 1973) są Saron i Sarona – małżeństwo, które znało się od dziecka i od początku jasne było, że wezmą ślub i będą razem. W pierwszej części powieści, oprócz historii ich wzajemnego poznania, dowiadujemy się również sporo na temat zawiłych dziejów ich rodzin....
Natalkę Śniadanko poznałam w październikowy wieczór 2008 roku. Okazją do spotkania była premiera jej książki „Ahatanhel”. Jedne z najżywszych wspomnień, które zachowałam z tego wieczoru, dotyczą ognistego koloru włosów pisarki oraz ironii, o której mówiła w kontekście tworzonej przez siebie literatury, i którą posługiwała się mówiąc o samej sobie. Wspomnienia te sprawiły, że ta drobna ukraińska pisarka zapisała się w mojej głowie jako osoba ciepła, niepozbawiona dystansu do siebie i do świata oraz ciekawa. To wystarczyło by z niecierpliwością wyczekiwać każdej z jej kolejnych wydawanych w Polsce książek. I by do nich po latach wracać.
Książkę "Lubczyk na poddaszu" czytałam po powrocie z Palestyny, oraz z jeszcze wcześniejszych, mniejszych podróży do Włoszech i Hiszpanii. Czytałam ją nad jeziorem na dawno nieodwiedzanych przeze mnie Mazurach. W przerwie między lekturą na nowo odkrywałam zapomnianą już radość płynącą z siedzenia przy ognisku, zapachu świeżego powietrza, smaku upieczonego nad ogniem chleba, widoku jeziora, dotyku słońca na zmarzniętym policzku i odgłosów trzaskającego w ogniu drewna. Ta książka pomogła mi zwolnić, by docenić przyjemności znacznie prostsze od kąpania się w Morzu Martwym, zwiedzania Suków, czy spożywania paelli. Prostsze, ale w żadnym razie nie gorsze.
I tak, z ponownego, choć tym razem jedynie literackiego, spotkania z Natalką Śniadanko znów coś sobie zapamiętałam. Podobnie jak bohaterowie książki zrozumiałam, że w wyniku codziennej gonitwy łatwo jest się pogubić. Rozdrobnić miłość i pasje. Zapomnieć pragnienia, wystudzić podniecenie. Poniekąd to właśnie spotkało bohaterów Śniadanko.
Wraz z Saroną i Saronem po raz kolejny doceniłam wartość obserwacji – siebie, swoich wyborów, działań oraz relacji, które tworzę. Już pamiętam, że pewność trzeba weryfikować. A z rutyną walczyć. I bohaterowie książki także już to wiedzą. Wcześniej jednak musieli na nowo się spotkać. Nie w realnym życiu, bo to praktycznie całe i tak spędzili razem. Musieli spotkać się w listach i na nowo, wzajemnie się sobie przedstawić. Na nowo się poznać.
Dzięki listom małżonkowie wspólnie przebywają drogę, którą warto przejść z nimi. Przeczytać słowa, które do siebie piszą. Wysłuchać wspomnień. Poczuć przywołaną z drobiazgów rzeczywistość. Doświadczyć tej rzeczywistości.
Recenzja opublikowana na blogu Projekt: książki - projektksiazki.blogspot.com
Natalkę Śniadanko poznałam w październikowy wieczór 2008 roku. Okazją do spotkania była premiera jej książki „Ahatanhel”. Jedne z najżywszych wspomnień, które zachowałam z tego wieczoru, dotyczą ognistego koloru włosów pisarki oraz ironii, o której mówiła w kontekście tworzonej przez siebie literatury, i którą posługiwała się mówiąc o samej sobie. Wspomnienia te sprawiły,...
więcej Pokaż mimo toŚniadanko (ur. 1973),po uniwersytetach we Lwowie i Fryburgu (oba miasta poniekąd "nasze"),zdobywczyni nagrody Conrada, proponuje nam tym razem coś z pogranicza psychoanalizy.
Najdziwniejsze, że autorka jest tak młodą osobą, bo temat wydaje się być zarezerwowany dla ludzi doświadczonych długim, pozornie szczęśliwym, pożyciem małżeńskim.
Małżonkowie trafiają do wyimaginowanego, tajemniczego hotelu, w którym w osobnych pokojach, co jest konieczne, by podkreślić ich samotność, analizują swoje życie za pomocą wyselekcjonowanych, przez ich ego bądź duszę, wspomnień, pogłębiając analizę wymianą listów. Znali się od dzieciństwa, przeżyli razem całe życie, by w końcu odkryć swoją niepodzielną samotność, jak i brak zrozumienia tak samego siebie, jak i drugiej osoby.
Bynajmniej, to nie jest banalny opis kryzysu małżeńskiego, bo żadnego kryzysu nie ma, lecz spokojnie, rzeczowo przedstawiony aksjomat o samotności każdego z nas, wszędzie i zawsze. Wybiórczość wspomnień sprzyja indywidualizmowi, którego centrum stanowi dusza (s. 57):
"- Dusza to główne pojęcie ludzkiej psychiki... ..Dusza człowieka wierzy w Boga i to właśnie ona jest elementem związku między Bogiem i człowiekiem. Coś na kształt poczty...."
Ta poczta dobrze może funkcjonować, gdy adresatem jest Bóg, lecz nawala w przypadku kontaktu z drugim człowiekiem.
Zasługą autorki jest forma, sposób przedstawienia paskudnej prawdy, dzięki czemu udało mnie się nie wyskoczyć przez okno ani też nie otworzyć kurka z gazem; jednakże mimo łagodzenia klimatu ckliwymi opisami dziadunia, babuni i miejsc beztroskiego dzieciństwa, mój minorowy nastrój pozostał, a cholerne, niechciane wspomnienia same napłynęły.
Nie bujajmy się, lubczyk na poddaszu wysechł, wymieszał się z bazylią i potrzebny jest psu na budę.
Reasumując: młoda, dobrze wykształcona, ukraińska pisarka zaproponowała ciekawą, oryginalną formę i zmusiła mnie, starego pryka, do głębokich refleksji. Duży plus. A poniekąd optymistyczne zakończenie - dla otarcia łez naiwniaków.
Śniadanko (ur. 1973),po uniwersytetach we Lwowie i Fryburgu (oba miasta poniekąd "nasze"),zdobywczyni nagrody Conrada, proponuje nam tym razem coś z pogranicza psychoanalizy.
więcej Pokaż mimo toNajdziwniejsze, że autorka jest tak młodą osobą, bo temat wydaje się być zarezerwowany dla ludzi doświadczonych długim, pozornie szczęśliwym, pożyciem ...
W pewien sposób nieschematyczna powieść. Początek - to wspomnienia jakiejś młodej kobiety o swoich dziecięcych latach, o nie najlepszej relacji między rodzicami, o wakacjach u dziadka. Są to jednak wspomnienia wyrywkowe. I co najważniejsze dla mnie jakieś totalnie niespójne, bo jedynie z kontekstu można odczytać, że akcja dzieje się na Ukrainie (nie znalazłam jednak konkretnej miejscowości) i nie jest to Ukraina jaką znamy, z niedostatkiem, wręcz biedą i komunistycznym zastraszeniem. Drażnił mnie ten początek tym bardziej, że język również nieadekwatny do czasu i opisywanych osób. Potem wchodzimy w aktualne życie tej młodej ok 30-letniej kobiety Sarony i jej męża Sarona. Książka nabiera już pewnego indywidualnego charakteru. Ci małżonkowie wyruszają w podróż bez planu, bez mapy. Trafiają do wyimaginowanego hotelu, który jest tak naprawdę czasem na zatrzymanie się, na wejrzenie w siebie, na zwolnienie, na przyjrzenie się swoim wspomnieniom. Robią to w formie listów pisanych do siebie.
Bardzo ciekawa jestem opinii innych czytelników o tej powieści. Obraz mieszkańców Ukrainy totalnie inny od schematów? Czym jest motyw lubczyku?(osobiście nie skojarzyłam go z jakimś symbolem miłości).
Zachęcam do przeczytania, szczególnie ze względu na nieschematyczność powieści.
W pewien sposób nieschematyczna powieść. Początek - to wspomnienia jakiejś młodej kobiety o swoich dziecięcych latach, o nie najlepszej relacji między rodzicami, o wakacjach u dziadka. Są to jednak wspomnienia wyrywkowe. I co najważniejsze dla mnie jakieś totalnie niespójne, bo jedynie z kontekstu można odczytać, że akcja dzieje się na Ukrainie (nie znalazłam jednak...
więcej Pokaż mimo toW „Lubczyku na poddaszu” Natalka Śniadanko odwołuje się do uczuć i przeszłości, a polski tytuł nadzwyczaj celnie sygnalizuje clou powieści. Młode, wypalone małżeństwo zaczyna wymieniać się listami, które nieoczekiwanie stają się dobrym sposobem na wyjaśnienie niedomówień. Siłą rzeczy odżywają wspomnienia, u obojga inne, co pokazuje, jak odrębne życia prowadzą małżonkowie. W oczach postronnych mogą uchodzić za udany, zgodny związek, w rzeczywistości funkcjonują bezkolizyjnie chyba już tylko z przyzwyczajenia. Historia Sarony i Sarona byłaby zapewne bardzo banalna, gdyby nie lekko fantastyczna otoczka i urokliwe obrazki przywołane z pamięci. Na pytanie, czy tytułowy lubczyk suszy się w celach rozbudzenia miłości, czy też po prostu wysechł z powodu zapomnienia, czytelnik będzie musiał odpowiedzieć sobie sam.
więcej tu:
http://czytankianki.blogspot.com/2014/04/na-zielonej-ukrainie.html
W „Lubczyku na poddaszu” Natalka Śniadanko odwołuje się do uczuć i przeszłości, a polski tytuł nadzwyczaj celnie sygnalizuje clou powieści. Młode, wypalone małżeństwo zaczyna wymieniać się listami, które nieoczekiwanie stają się dobrym sposobem na wyjaśnienie niedomówień. Siłą rzeczy odżywają wspomnienia, u obojga inne, co pokazuje, jak odrębne życia prowadzą małżonkowie. W...
więcej Pokaż mimo toMałżeństwo przytłoczone rutyną codziennego życia postanawia oddać się kontemplacjom w samotności wymieniając między sobą listy z przemyśleniami. Metafizyczne niemal doświadczenie, skłania do praktykowania uważności i wdzięczności w swoim życiu.
Małżeństwo przytłoczone rutyną codziennego życia postanawia oddać się kontemplacjom w samotności wymieniając między sobą listy z przemyśleniami. Metafizyczne niemal doświadczenie, skłania do praktykowania uważności i wdzięczności w swoim życiu.
Pokaż mimo to