Widziałam. Opowieści wojenne
- Kategoria:
- reportaż
- Wydawnictwo:
- Zwierciadło
- Data wydania:
- 2014-04-30
- Data 1. wyd. pol.:
- 2014-04-30
- Liczba stron:
- 250
- Czas czytania
- 4 godz. 10 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788363014841
Korespondent wojenny. Rzadko jest nim kobieta. Maria Wiernikowska – znakomita dziennikarka – była w samym środku wydarzeń określanych słowem: piekło. Czeczenia, Bośnia, Gruzja …
Mijają lata i blakną wspomnienia. Jednak świadectwo rzeczywistości piekła jest tak samo palące. Szczególnie, gdy ma się świadomość, że obecnie na świecie toczy się ponad trzydzieści wojen i konfliktów zbrojnych. Piekło ma się dobrze. Zmieniają się tylko jego granice.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Z samego jądra ludzkiego cierpienia mówiła dla Państwa Maria Wiernikowska
Korespondent wojenny - to dla mnie istota, esencja i rdzeń dziennikarstwa. Pełna jestem podziwu dla takich ludzi, dla ich odwagi, ambicji, uporu. Bo jak można dobrowolnie chcieć jechać do piekła? Pod spadające bomby, w grad pocisków; tam skąd wszyscy wprost marzą, by uciec. Jak wyznaje Wiernikowska: ona chciałaby nie chcieć. Chciałaby się bać. Nic z tego. Przyznaje, czai się gdzieś za jej skórą pragnienie adrenaliny, potrzeba szukania przygody ryzykiem podbitej. Ale to jeszcze nie wszystko. Jest jeszcze jedna rzecz, bez której wyjazdy reportera na wojnę byłyby tylko zwykłym szaleństwem. Tym czymś jest wiara, że prasa ma ogromną moc niesienia pomocy ludziom uwięzionym w wojennej zawierusze, większą nawet niż organizacje charytatywne czy rządowe siły stabilizacyjne. Bo tym, czego najbardziej boi się ciemiężca, jest fotograficzny obiektyw - często przeraża bardziej, niż lufa karabinu. Musimy tam być, bo możemy pomóc - czytamy między wersami prozy Wiernikowskiej - możemy odkryć, opisać, zdemaskować, dociec i obwieścić światu; czy choćby nawet okryć kurtką konającego. Czasem to drugie ma większy sens.
Punktem wyjścia książki czyni Wiernikowska swoje spojrzenie na ówczesną sytuację w kraju naszych wschodnich sąsiadów - na Ukrainie. Wrze tam i kipi, Rosja zaciska Krym coraz bardziej w swej garści, grożąc pozostałej części zwaśnionego państwa i rzucając reszcie Europy i Zachodowi rękawicę z tej ręki zdjętą. I w tych właśnie okolicznościach bojkotu bezprawnej polityki zagranicznej mocarstwa przez resztę świata, w tym momencie płynących zewsząd wyrazów uznania dla odwagi ukraińskich bojowników o wolność, przyklaskiwania rewolucjonistom i apologizowania ich nieustępliwości w drodze do wyrwania się spod jarzma ciemiężcy; w tej właśnie dziejowej chwili polska reportażystka narażając się na wygwizdanie, obrzucenie mięsem czy zasztyletowanie spłoszonymi, pełnymi świętego oburzenia spojrzeniami, stawia niemodne i niewygodne pytanie: Ale właściwie po co?. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby nie dać się ponieść zbiorowej euforii, zbiorowemu szaleństwu, żeby nie wybiec wraz z ludem na barykady i nie wykrzykiwać antyreżimowych haseł, czy chociażby nie dopingować tych, którzy to czynią, sprzed telewizora? Co takiego ta Wiernikowska widziała, co uczyniło ją taką sceptyczką? Jakie doświadczenia życiowe i jakie obrazy włożyły w jej usta te mocno kontrowersyjne i zaskakujące słowa? Otóż - czego dowiecie się w najdrobniejszych i najokrutniejszych szczegółach podczas lektury tego zbiorku reportaży - autorka widziała wystarczająco dużo, by dostrzec bezsens tego wszystkiego.
Obalimy jeden rząd, przyjdzie następny. Zabijemy jednego ciemiężcę, sami przekształcimy się w mu podobnych. Zmienimy ustrój nie zmieniając mentalności, a to jakby podciąć gałąź, na której się siedzi. I nie są to w ustach reporterki wyświechtane frazesy - ona wszystko to na własne oczy oglądała podczas swoich podróży. Była w Wilnie, gdzie występujący w obronie suwerenności swego kraju Litwini ginęli miażdżeni sowieckimi czołgami, a podczas oblężenia parlamentu za swą jedyną broń przeciwko kałasznikowom i granatom wojsk rosyjskich mieli... doniczki z kwiatkami. W Gruzji kryła się przed strzałami skierowanymi do manifestujących w imieniu Gamsachurdi, zdradzieckiego prezydenta, który zwaśnił naród, zrujnował miasto, uciekł, by po dziesięciu dniach wrócić i ogłosić wojnę domową (s. 75). W górskiej jaskini była świadkiem mobilizacji grupy kurdyjskich partyzantów do walki o własną państwowość - wówczas za karabiny łapały nawet piętnastoletnie dziewczęta. Widziała ciała napuchnięte od zmiażdżenia czołgiem, czuła fetor odmrożonych stóp uchodźców; widziała dzieci tak głodne, że zjadały niedojrzałe czereśnie; w Mostarze, przejeżdżała przez osadzony snajperami most dzielący muzułmańską część miasta od chorwackiej, podczas gdy wydano rozkaz strzelania do jej samochodu; w Groznym na jej oczach pewien fotograf zawijał w zwój materiału ciało zmarłej w wyniku bombardowania dziennikarki, od którego uparcie odtaczała się głowa. Tam też ogrzewała własnymi dłońmi zakrwawione dłonie poranionej odłamkami staruszki.
Była świadkiem chyba wszystkich aktów ludzkiego okrucieństwa, jakie miały miejsce w ostatnim dziesięcioleciu XX wieku na obszarach Europy Wschodniej. I niezależnie od przyczyn tych konfliktów, niezależnie od doniosłości idei, w imię których je toczono, z opowieści Wiernikowskiej wyłania się obraz cierpiącego człowieka, który strzelając do przeciwnika, trafia przypadkiem siebie rykoszetem. Bo do tego się to wszystko sprowadza.
Mocno trafia do mnie ta dyskretna narracja, jaką posługuje się autorka w swoich relacjach, przy ich jednoczesnej dosadności i celności. Język jej reportaży to krótkie, do minimum ociosane z ozdobników zdania, opisujące jak było bez zbędnego ubarwiania. Tempo opowieści jest pospieszne - nie ma tu opisów, nie zatrzymujemy nigdzie wzroku; przebiegamy nim po kolejnych zdaniach szybko, bo w każdej chwili może paść strzał, może nadlecieć bombowiec. Metrum narracji szybkie niczym puls uchodźcy. Nauczona na konwersatoriach i wykładach z dziennikarstwa maniakalnie szukałam w tekście polskiej reportażystki, w jego warstwie stylistycznej, strony biernej czasowników - na próżno. Wojny same się nie rozpętują, gardła same nie podrzynają, a rozkazy same nie wydają. Za wszystkim tym stoi człowiek i mierzy w drugiego człowieka. I tu następna cecha dobrego reportera - u Wiernikowskiej zawsze, ale to zawsze z każdego zakątka prozy słychać głosy obu tych stron; choć nie bądźmy naiwni - trudno mówić o dziennikarskiej bezstronności, kiedy zwiedza się ewidentne obozy koncentracyjne, jak miało to miejsce chociażby w Bośni, gdzie propaganda zasłania swe działania rzekomymi próbami rozwiązania problemów mieszkaniowych. Tymczasem najmniejsze odwrócenie się strażnika wywołuje lawinę szeptanych zewsząd skarg i wsuwanych niepostrzeżenie do kieszeni zapisków, sporządzonych często na pudełku po papierosach, zawierających listę nazwisk więźniów. Wiernikowska znika, użycza nam oczu, jest w swoich reportażach przezroczysta; jest medium, za pośrednictwem którego możemy cofnąć się nie tylko w przestrzeni, ale też i w czasie i być tam, gdzie ludzie zabijali i dawali się zabijać w imię... no właśnie? Czego? Co jest ważniejsze od ludzkiego życia? Co ma większą wartość niż ludzkie cierpienie?
Tę książkę trzeba przeczytać. O wielu opisywanych w niej rzeczach nie miałam bladego pojęcia. I choć litery bardzo często będą chciały ranić nam oczy, wybuchać niczym miny i broczyć krwią - nie bądźmy tacy delikatni. Czytajmy. Zobaczmy z drugiej strony to, co już nas nie wzrusza emitowane na ekranach naszych telewizorów. Przełóżmy na litery to, co trwające ułamek sekundy czasu antenowego już nie wzrusza. Spadająca bomba, strzał do człowieka. Pstryk - następny kanał. Nie! Zaserwujmy sobie drukowaną kroplówkę pokazującą dziesiątki zabitych po upadku tej bomby i drugie tyle poranionych jej odłamkami; przyjrzyjmy się powolnemu konaniu śmiertelnie postrzelonego i posłuchajmy jego rozpaczliwych próśb o ratunek. Ta książka ma duże szanse przebić się przez warstwy naszej znieczulicy. Ja jestem wstrząśnięta.
Marzena Molenda
Książka na półkach
- 227
- 89
- 24
- 6
- 6
- 3
- 3
- 2
- 2
- 2
Cytaty
Ale nam bardziej pasuje wypchnąć ich na barykady, gdzieśmy sami dawno nie byli. Wcisnąć im nasz romantyzm, o którym dawno temu pani mówiła nam w szkole. Kopnąć (ich nogą) Ruskich bośmy nie zdążyli, gdyż sami wyszli. [...] Pasuje nam przyłatać im naszą nienawiść do Moskali i komuny, nie wiedząc nic o ich wspólnej historii. [...] Wolimy zapomnieć,że jeszcze przed chwilą statystyk...
Rozwiń
OPINIE i DYSKUSJE
Zacząłem przepisywać imponujący życiorys Wiernikowskiej, aż zatrzymałem się jak Forrest Gump i zapytałem siebie: po co? Przecież ci którzy ją znają, to jej sukcesy znają, a ci którzy przy tej lekturze dopiero ją poznają, niech lepiej jej nie poznają z tej, niekorzystnej strony.
Bo do sukcesów tego zbioru Wiernikowska nie zaliczy. Na LC, po 5 latach i mimo patronatu LC wynik kompromitujący 5,82 (51 ocen i 6 opinii),a powtarzające się zarzuty to, chaotyczność i przypadkowość wyboru tekstów w celach komercyjnych.
Przyznaję, że w tym przypadku brak klakierów na LC, lecz w innych źródłach kolesiostwo kwitnie. W ramach jego, wychwalają Wiernikowską, a zapominają o ustosunkowaniu się do tego konkretnego tekstu, a właściwie zlepku tekstów.
Czyli autorka poszła na łatwiznę, poszperała w swoich notatkach, a w rezultacie otrzymaliśmy tekst tak nafaszerowany detalami, że nieczytelny.
Wiernikowska nie obraża nikogo, lecz przy ogromnej konkurencji wśród polskich reportaży, jej zbiór oceniam poniżej przeciętnej. 3/10
Zacząłem przepisywać imponujący życiorys Wiernikowskiej, aż zatrzymałem się jak Forrest Gump i zapytałem siebie: po co? Przecież ci którzy ją znają, to jej sukcesy znają, a ci którzy przy tej lekturze dopiero ją poznają, niech lepiej jej nie poznają z tej, niekorzystnej strony.
więcej Pokaż mimo toBo do sukcesów tego zbioru Wiernikowska ...
Trudno oceniać książki, opisujące prawdziwe wydarzenia, zwłaszcza jeśli chodzi o działania wojenne. Sama zawsze marzyłam o pracy korespondentki wojennej, czy to fotografa, czy dziennikarki, dlatego często sięgam po opowieści osób, które taki zawód wykonują, bądź wykonywały. Lektura snutych przez nich opowieści nie należy do łatwych, ani przyjemnych, ale myślę, że wielu czytelników marzy czasem, aby ich praca była równie ekscytująca i znacząca. Wielu z nas chciałoby móc powiedzieć swoim dzieciom, byłem tu czy tam, kiedy wydarzyło się to czy tamto, o czym można przeczytać w podręcznikach historii. Niestety OPOWIEŚCI WOJENNE są tak nasycone obcymi nazwami, nazwiskami i zdarzeniami, że przeciętny czytelnik, taki jak ja, który nie ma pojęcia o szczegółach konfliktu np. w Armenii, łatwo się pogubi. Każdy rodział porusza osobny temat, konflikt, kraj. Przyznam szczerze, że motałam się trochę podczas tej lektury, bo wielokrotnie brakowało mi szczegółowej wiedzy, potrzebnej dla zrozumienia opisanych zdarzeń.
Trudno oceniać książki, opisujące prawdziwe wydarzenia, zwłaszcza jeśli chodzi o działania wojenne. Sama zawsze marzyłam o pracy korespondentki wojennej, czy to fotografa, czy dziennikarki, dlatego często sięgam po opowieści osób, które taki zawód wykonują, bądź wykonywały. Lektura snutych przez nich opowieści nie należy do łatwych, ani przyjemnych, ale myślę, że wielu...
więcej Pokaż mimo toPo lekturze tej książki mam mieszane uczucia. Uważam autorkę za doświadczoną i bardzo dobrą reportażystkę, przyznam jednak, że znam przede wszystkim jej relacje radiowe i telewizyjne.
Odniosłam wrażenie, że ten zbiór reportaży został poskładany przypadkowo w komercyjnych celach. Pani Wiernikowska wychodzi od refleksji na temat zajść na ukraińskim Majdanie, jeszcze przed wybuchem wojny. Stawia prowokacyjne pytania i zastanawia się, kiedy padnie "ten" pierwszy strzał, "ten", czyli rozpoczynający wojenny konflikt.
Potem mamy zbiór reportaży z różnych miejsc ogarniętych wojną - to przede wszystkim byłe republiki radzieckie, ale nie tylko, gdyż część tekstów dotyczy Afganistanu, byłej Jugosławii czy rozsianych po Europie Wschodniej Kurdów.
Autorka każdorazowo opisuje, jak doszło do wojny, jakie były jej skutki. Skupia się przede wszystkim na ofiarach, które widziała, na dramatycznych sytuacjach, na przeżyciach swoich i kolegów po fachu.
Tematyce i stronie merytorycznej nie można niczego zarzucić. Odniosłam jednak wrażenie, jakby te teksty zostały w pośpiechu spisane z materiałów radiowych i telewizyjnych - dużo w nich chaosu i przypadkowości; niektóre fragmenty przypominają notatki do reportażu.
Mimo tych wad czyta się szybko i zainteresowaniem, gdyż nie sposób autorce odmówić wnikliwości, spostrzegawczości i reporterskiej wrażliwości.
Po lekturze tej książki mam mieszane uczucia. Uważam autorkę za doświadczoną i bardzo dobrą reportażystkę, przyznam jednak, że znam przede wszystkim jej relacje radiowe i telewizyjne.
więcej Pokaż mimo toOdniosłam wrażenie, że ten zbiór reportaży został poskładany przypadkowo w komercyjnych celach. Pani Wiernikowska wychodzi od refleksji na temat zajść na ukraińskim Majdanie, jeszcze przed...
Nie polecam. Książka napisana na siłę.
Nie polecam. Książka napisana na siłę.
Pokaż mimo toKiepska, typowa próba wyciągnięcia kasy od czytelników na podstawie chaotycznie zebranych tesktów już publikowanych i nie mających nieraz ze sobą nic wspólnego. Do tego ogromne zdystansowanie się autorki do prezentowanych wydarzeń, nieraz brak rysu historycznego, egocentryzm autorki (to ona, jej sytuacja jest nieraz ważniejsza od tego co się dzieje na około)powodowały negatywny odbiór. Autorka rozmawia o dupie Maryni z ludobójcą serbskim, odwiedza dla samego odwiedzenia serbski obóz koncentracyjny bez żadnego zainteresowania co się stało potem z więźniami, relacjonuje wydarzenia na podstawie relacji telewizyjnych, chwali się że udało jej sie przejechac przez obsadzony snajperami most, to wszystko i wiele więcej sprawia, że z niesmakiem czytałem ten reporterski groch z kapustą. A jeszcze jak do tego dodać powody powstania tej publikacji prezentowany na poczatku zbioru, który ma się nijak do wrzuconych na siłe tekstów, zdecydowanie powstaje wydawniczy potworek.
Czytelnikam polecam sięgnąć po książki Tochmana, Szczygła, Aleksijewicz
Kiepska, typowa próba wyciągnięcia kasy od czytelników na podstawie chaotycznie zebranych tesktów już publikowanych i nie mających nieraz ze sobą nic wspólnego. Do tego ogromne zdystansowanie się autorki do prezentowanych wydarzeń, nieraz brak rysu historycznego, egocentryzm autorki (to ona, jej sytuacja jest nieraz ważniejsza od tego co się dzieje na około)powodowały...
więcej Pokaż mimo toJakas dziwna ta książka
Jakas dziwna ta książka
Pokaż mimo toNa okładce Wojciecha Jagielskiego "Modlitwa o deszcz" z 2007 widnieje to samo (lekko zmienione) zdjęcie, które umieściła Wiernikowska na swojej okładce. Zabieg ten wywołał sporo dyskusji w środowisku ludzi zajmujących się zawodowo i amatorsko podróżami. Skoro okładka ukradziona, to jak mam wierzyć, że środek autentyczny?
Na okładce Wojciecha Jagielskiego "Modlitwa o deszcz" z 2007 widnieje to samo (lekko zmienione) zdjęcie, które umieściła Wiernikowska na swojej okładce. Zabieg ten wywołał sporo dyskusji w środowisku ludzi zajmujących się zawodowo i amatorsko podróżami. Skoro okładka ukradziona, to jak mam wierzyć, że środek autentyczny?
Pokaż mimo to