-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2014
2014-05-08
2014-05-05
2013-03-10
2013-09-28
Zakazany karnawał
"A więc budzi się. Budzę się. Obudziłem się".
Konstanty Willemann wielokrotnie budzi się w toku nominowanej do Nike powieści Szczepana Twardocha. Tak zaczynają się jego losy, w jakimś stopniu podobnie się kończą. Przebudzenia, o których mowa, są dosłowne jak otwarcie oczu w przepoconej pościeli kochanki po długim narkotycznym śnie, ale i egzystencjalne – centralnym tematem Morfiny jest bowiem poszukiwanie tożsamości przez głównego bohatera. Rozdarty między potrzebą a powinnością, rozkoszą a obowiązkiem, gubi się w samym sobie, przeżywając coś na kształt snów świadomych. Oddaje to narracja powieści, zwłaszcza fragmenty, w których Konstanty patrzy na siebie z zewnątrz i mówi w trzeciej osobie... nierzadko kobiecym głosem. Kim jest ta szara damska eminencja? Może być czujnym okiem którejś spośród tak ważnych, a zarazem nieważnych w życiu bohatera kobiet, może także być figurą kolejnego rozdarcia, poszukiwania odpowiedzi na pytanie „Czy jestem mężczyzną?”.
Poruszamy się w świecie przedstawionym stereotypów, pozorów i kłamstw. Nie godzi się w taki sposób pisać o wojnie, o Polakach? A jednak Twardoch pisze, tworząc antybohatera, który nie budzi odrazy. Willemann to bohater nieco witkacowski, morfinista uzależniony również od rudowłosej Salome. To artysta bez talentu, arystokrata bez pieniędzy. W 1939 r. w Warszawie nie wolno takim być. Tymczasem Konstanty chce być sobą, chce nałożyć na włosy brylantynę, choć w tak mrocznych dla Ojczyzny czasach nie wypada błyszczeć niczym innym niż orderem Virtuti Militari.
Wydaje się, że bohater w końcu się budzi, ale czy na czas? Z pewnością przebudzeniem dla polskiej literatury najnowszej jest Morfina Twardocha – językowo „zrobiona”, nie tylko napisana. To dość niezwykła i kunsztowna karnawalizacja skostniałego w naszej kulturze tematu. Choć nie każdy pozwoli się wciągnąć w korowód o nieco przytłaczającej estetyce, warto sprawdzić, jak kończy się zabawa.
Zakazany karnawał
"A więc budzi się. Budzę się. Obudziłem się".
Konstanty Willemann wielokrotnie budzi się w toku nominowanej do Nike powieści Szczepana Twardocha. Tak zaczynają się jego losy, w jakimś stopniu podobnie się kończą. Przebudzenia, o których mowa, są dosłowne jak otwarcie oczu w przepoconej pościeli kochanki po długim narkotycznym śnie, ale i egzystencjalne –...
2013-04-26
2013-03-01
2012-07-21
Jeżeli traktujesz artystów jak nadludzi, a sławne postaci są dla Ciebie nierzeczywiste lub wydają się baaardzo odległe - ta książka jest dla Ciebie.
Pierwszym moim zetknięciem się z takim zabiegiem była książka "Skok Safony" E. Jong, również świetna, jednak Dehnel wykorzystał losy historycznej postaci w inny sposób - tworząc mozaikę monologów, listów i ekfraz. "Saturn" to oryginalny splot historii sztuki i wyobraźni pisarskiej, który godnie oddaje nastrój obrazów Goi. O ile to nadal jego obrazy.
Jeżeli traktujesz artystów jak nadludzi, a sławne postaci są dla Ciebie nierzeczywiste lub wydają się baaardzo odległe - ta książka jest dla Ciebie.
Pierwszym moim zetknięciem się z takim zabiegiem była książka "Skok Safony" E. Jong, również świetna, jednak Dehnel wykorzystał losy historycznej postaci w inny sposób - tworząc mozaikę monologów, listów i ekfraz. "Saturn" to...
2013-03-16
2013-03-07
2012-10-03
2013-01-12
2013-01-05
Naprawdę imponujący debiut. Świeża proza polska, która odciska na czytelniku trwały ślad, poruszająca, przejmująca.
Opis relacji matki i córki, córki i matki. Relacji trudnych, pełnych wzajemnych pretensji, niespełnionych oczekiwań, pustych dni, kiedy brakowało rozmowy, czułości, bycia razem. W pierwszej części narratorka przedstawia swoje wspomnienia z dzieciństwa. To obrazki pełne detali, które utkwiły w pamięci dziecka - matka w niebieskiej sukience, malująca usta szminką i jakaś obca... Matka z kieliszkiem alkoholu, by zamazać niepokoje. Matka, w dziwnie dobrym humorze, robiąca jajecznicę, najlepszą na świecie. Matka przytulająca córkę... nie, takiego obrazka nie ma.
W drugiej części utworu forma wspomnień zostaje zastąpiona dialogiem w formie dramatu. Przywołany przez Narratorkę Duch (duch matki) niechętnie powraca, by wziąć udział w rozmowie, w której obie strony wylewają nawzajem swój żal, wspominają, rozliczają... ale też szukają porozumienia. Czy je znajdą?
Liliana Hermetz debiutuje gorzkim, mocnym tekstem. Jest to jednak tekst świetnie napisany - duże znaczenie ma tu doskonały zmysł obserwacji i umiejętność słuchania języka ludzi, którzy otaczają autorkę. "Alicyjka" mówi naszym głosem. Nie brak w niej humoru, który rozładowuje napięcie, ale nie skreśla budowanego przez cały utwór nastroju.
Naprawdę warto sięgnąć po tę książkę.
PS Więcej gwiazdek pozostawiam dla kolejnych książek Liliany Hermetz.
Naprawdę imponujący debiut. Świeża proza polska, która odciska na czytelniku trwały ślad, poruszająca, przejmująca.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toOpis relacji matki i córki, córki i matki. Relacji trudnych, pełnych wzajemnych pretensji, niespełnionych oczekiwań, pustych dni, kiedy brakowało rozmowy, czułości, bycia razem. W pierwszej części narratorka przedstawia swoje wspomnienia z dzieciństwa. To...