-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać189
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2017-04-05
2015-07-27
Rzadko sięgam po klasykę, szczególnie inną niż polską. Zachęcona premierą filmu, którego trailer zrobił na mnie niemałe wrażenie, postanowiłam jednak skorzystać z okazji i przeczytać powieść Thomasa Hardy'ego. Był to dosłowny strzał w dziesiątkę, a ja zwyczajnie zakochałam się w Hardym i już planuję skompletować wszystkie jego dzieła.
"(...) twarz jego rozświetliła się, podobnie jak rozświetla się wieża w księżycowej poświacie. Ciało człowieka jest skrytką lub zwieciadłem jego duszy, zależnie od tego, czy jest zamknięty w sobie, czy szczery, wylewny, czy też wstrzemięźliwy"
(str. 141, tłum. Róża Czekańska-Heymanowa)
Napisana pod koniec XIX wieku, angielska powieść opowiada o Betsabie (a tak naprawdę Bathshebie) Everdene, która przejmuje po zmarłym wuju posiadłość wiejską i nie bacząc na fakt bycia kobietą postanawia rozważnie i dobrze nią zarządzać. Szczęście jej sprzyja, ponieważ ma do dyspozycji uroczą kompanię lojalnych pracowników. Przedstawicielka płci pięknej wzbudza niemałe zainteresowanie w Weatherbury i okolicach. Sama Betsaba jest młoda, niedoświadczona, nie umie odnaleźć się w nowych doznaniach i świecie uczuć, nie potrafiąc rozgraniczyć niewinnej zabawy od poważnych deklaracji, a o jej względy stara się kilku mężczyzn, w tym farmer Gabriel Oak - zakochany w dziewczynie od pierwszego wejrzenia, lojalny i zawsze służący jej pomocą - i William Boldwood, niegdyś zraniony przez kobietę, odkrywający na nowo siłę miłości.
Ciężko mi uwierzyć, że Z dala od zgiełku jest napisana i ubrana w słowa. Ta powieść jest jak malowany feerią barw o wielu odcieniach obraz. Opisy są plastyczne i miękkie, sytuacje - choć często poważne - nakreślone z poetycką wręcz delikatnością i smakiem. Jest to dzieło, jeśli nie arcydzieło, kunsztowne i wyszukane pod każdym możliwym względem. Bohaterowie Hardy'ego są uroczy, barwni, wyraziści, choć większość z nich zajmuje miejsca drugoplanowe, nie sposób nie pokochać ich charakterów. Delikatny humor i prawdy życiowe, które autor przemyca w niemal każdym rozdziale nadają powieści jeszcze większej wartości.
Tłumaczka, pani Róża Czekańska-Heymanowa, podjęła się nie lada zadania by tłumaczyć Hardy'ego-poetę wyzierającego spośród kart swej słynnej powieści. Jedyne co w tym przekładzie mogę uznać za minus, to zmiana imienia głównej bohaterki z Bathsheba na Betsaba, poza tym miękkość i plastyczność, którą posługuje się Hardy została oddana najwierniej jak w języku polskim jest to możliwe.
Nie sądzę, bym musiała pisać o tej powieści więcej. Jak pisze sam autor w omawianej pozycji: "Spojrzenie bywa czasem wymowniejsze od języka, a to, co zdołają wyrazić blade ze wzruszenia wargi, często nie trafia do uszu" (str. 236). By przekonać się o sile i niewymownym pięknie tej pozycji, musicie sami po nią sięgnąć i oddać się rozkoszy jaka płynie z jej lektury.
http://waniliowe-czytadla.blogspot.com
Rzadko sięgam po klasykę, szczególnie inną niż polską. Zachęcona premierą filmu, którego trailer zrobił na mnie niemałe wrażenie, postanowiłam jednak skorzystać z okazji i przeczytać powieść Thomasa Hardy'ego. Był to dosłowny strzał w dziesiątkę, a ja zwyczajnie zakochałam się w Hardym i już planuję skompletować wszystkie jego dzieła.
"(...) twarz jego rozświetliła się,...
2015-05-17
Seria Gorzka Czekolada jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. Każda książka pod tym znakiem, która wpadła mi w ręce była na swój sposób niezwykła i wciągająca. Miałam więc bardzo duże oczekiwania względem Zimowych Dzieci i na szczęście nie rozczarowałam się ani trochę.
Punktem wyjścia i osią spajającą powieść są wydarzenia sprzed ponad 100 lat - Sara dorasta pod opieką swojej "cioteczki", lokalnej szamanki. Jako dziecko doświadcza niezwykłego zdarzenia - widzi swoją niedawno zmarłą koleżankę. Już jako dorosła kobieta, Sara w tragicznych i nie do końca wyjaśnionych okolicznościach traci ukochaną córkę. Śmierć dziecka, z którym była ogromnie związana sprawia, że Sara za wszelką cenę chce sprawdzić czy to co mówiła jej cioteczka o przywracaniu zmarłych do naszego świata jest prawdą. Martin z bólem patrzy na pogrążającą się w szaleństwie żonę. Tylko, czy to rzeczywiście szaleństwo?
100 lat później, w tym samym miejscu, splatają się losy Ruthie - siedemnastolatki, której matka nagle zaginęła - i Katherine, której mąż zginął w wypadku samochodowym, przed śmiercią odwiedzając owiane tajemnicą West Hall. Jakie nieczyste moce kryje w sobie siejąca postrach dolina zwana Czarcią Łapą? Gdzie podziała się matka Ruthie? Czy brakujące strony dziennika Sary Harrison Shea gdzieś istnieją? Jakich jeszcze sekretów strzeże ziemia West Hall?
Nie bardzo wiem jak zaklasyfikować tę książkę. Bazową część gatunku stanowi trzymający w napięciu thriller, przeplatający się z tajemnicą kryminału. Są tu też elementy horroru. Autorka zręcznie bawi się dwoma planami powieści - współczesnym i teraźniejszym - pozwalając oba poznać czytelnikowi z różnych perspektyw. Tym samym wzmaga napięcie i tajemnicę - myśląc, że już dowiemy się czegoś kluczowego w opowieści skrytej w dzienniku Sary, przenosimy się do czasów teraźniejszych, by spróbować rozwikłać zagadki trapiące Ruthie i Katherine. Mając pewne odpowiedzi na wyciągnięcie ręki znów wracamy do dziennika Sary. Pobudzona wyobraźnia i chęć odkrycia prawdy nie pozwala odłożyć książki nawet na moment. Wydarzenia stanowiące elementy układanki ujawniane są powoli, z rozmysłem, w odpowiednim momencie, przez co powieść jest niezwykle "równa" aż do momentu kulminacyjnego. Nie ma tu miejsca na nudne kawałki poprzedzone przeładowanymi napięciem.
Dwa przenikające się wymiary powieści - mroczna magia i realny wachlarz silnych uczuć - sprawiają, że książka Jennifer McMahon jest tak wyjątkowa. Osadzając opowieść o ludzkich dramatach, bólu, miłości, zaufaniu, zemście w tajemniczych, paranormalnych ramach, autorka dotyka kruchości ludzkiej egzystencji i porusza najgłębsze struny dusz czytelników.
Czytając Zimowe Dzieci miałam kilka wymyślonych scenariuszy wydarzeń. Jedne odpadły wcześniej, inne trochę później. Byłam pewna swojej intuicji, lecz autorka zaskoczyła mnie. Takiego zakończenia absolutnie się nie spodziewałam. Książka jest absolutnie fenomenalna. Polecam każdemu czytelnikowi - bo warto.
Seria Gorzka Czekolada jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. Każda książka pod tym znakiem, która wpadła mi w ręce była na swój sposób niezwykła i wciągająca. Miałam więc bardzo duże oczekiwania względem Zimowych Dzieci i na szczęście nie rozczarowałam się ani trochę.
Punktem wyjścia i osią spajającą powieść są wydarzenia sprzed ponad 100 lat - Sara dorasta pod opieką swojej...
2015-04-03
Mało kto z Was wie, ale pochodzę z Sandomierza. To moje małe miejsce na Ziemi. Zawsze wracam tam z utęsknieniem, radością, a pobyt tam pełen jest spokoju, cudownych wspomnień i rodzinnych spotkań. Mimo, że w Krakowie mieszkam prawie całe swoje życie, gdy ktoś pyta skąd jestem odpowiadam z dumą - z Sandomierza. O Sandomierzu pisałam rozprawkę na egzaminie gimnazjalnym, nawiązywałam do jego okolic na maturze z angielskiego i przeprowadziłam na jego temat nie jedno socjologiczne badanie w trakcie studiów. Nigdy nie zapomnę dnia, gdy znajomi i kuzyni zaczęli szeptać i puszczać plotki, że w naszym miasteczku planują nagrywać serial z wieloma znanymi aktorami. Serial stał się rzeczywistością, miasto zyskało turystów, a my kolejny powód do dumy. A ja osobiście most prowadzący z mojego ukochanego zatłoczonego Krakowa do mojego małego sandomierskiego raju pachnącego jabłkami z okolicznych sadów.
Ale dość już tego wstępu. Teraz nie dziwicie się, że z radością i wielkimi nadziejami postanowiłam przeczytać i zrecenzować Przysmaki Ojca Mateusza. Książkę kucharską - przeczytać? Jak to? A no tak, że Przysmaki to coś więcej niż tom z przepisami. To również zapiski serialowej Natalii (granej przez Kingę Preis), pełnej ciepła choć roztrzepanej gospodyni Ojca Mateusza.
Zacznijmy jednak od przepisów. Znajdziemy tu wiele dań domowych, ale z też takich z nowoczesną nutą. Mięsa, zupy, ciasta, ryby... różności! Dla amatorów kuchni regionalnej i ciekawych świętokrzyskich smaków autorzy przygotowali przepis na pamułę, czyli regionalną zupę śliwkową (teraz już wiem, dlaczego Babcia tak często gotowała garus...), pieczeń koprzywnicką, kugiel mieszczański, parzybrodę świętokrzyską i wiele innych! Receptury te zostały zgromadzone przez przedstawicieli Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Koprzywnicy oraz Stowarzyszenia "Sandomierski Szlak Jabłkowy". Przepisy są krótkie i klarowne, bardzo różnorodne - są dania na co dzień, ale też wielkanocne, bożonarodzeniowe czy świętomarcińskie :)
Zanim przejdę do zapisków Natalii muszę poświęcić trochę miejsca oprawie pozycji. Zdjęcia są wprost nieziemskie! Głównie przedstawiają gotowe potrawy lub składniki na nie w klimatycznych, domowych, swojskich aranżacjach. Kilka zdjęć przedstawia samą ulubienicę widzów - Natalię :)
A teraz czas na zapiski Natalii. Przenoszą one czytelnika w czasy dzieciństwa Natalii, które mają wiele smaków, zapachów, kolorów... Można się pośmiać, albo rozczulić. Dowiemy się też więcej o jej codziennym życiu, jak i o innych bohaterach serialu - Ojcu Mateuszu, aspirancie Noculu, Możejce, a nawet Paruzelu i Gibalskim! Miałam okazję przenieść się do miejsc, które znam i poczuć niezwykły sentyment i tęsknotę - jak dobrze, że weekend majowy już wkrótce!
Ta książka jest idealna dla fanów serialu, miłośników pysznej kuchni i mieszkańców świętokrzyskiego, którzy czują się - tak jak ja - niezwykle związani z naszą płodną ziemią :) Nie jestem w stanie nie dać jej najwyższej oceny z możliwych!
Mało kto z Was wie, ale pochodzę z Sandomierza. To moje małe miejsce na Ziemi. Zawsze wracam tam z utęsknieniem, radością, a pobyt tam pełen jest spokoju, cudownych wspomnień i rodzinnych spotkań. Mimo, że w Krakowie mieszkam prawie całe swoje życie, gdy ktoś pyta skąd jestem odpowiadam z dumą - z Sandomierza. O Sandomierzu pisałam rozprawkę na egzaminie gimnazjalnym,...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-04-29
O tym jak wyglądał holokaust przeprowadzany przez nazistów na terenach Polski czytałam już wiele pozycji. Nigdy przedtem nie spotkałam się z książką opowiadającą jak to wyglądało w samych Niemczech. Do czasu kiedy sięgnęłam po książkę Marie Jalowicz Simon, Żydówki wychowanej w Berlinie, kobiety o niesamowitej woli istnienia.
Marie była piękną i młodą dziewczyną kiedy rozpętała się wojenna zawierucha. Jej matka zmarła przedwcześnie, ukochany ojciec zmarł, kiedy Marie dopiero wkraczała w dorosłość. Pozostawiona sama sobie, ufna jeszcze i naiwna, szybko zrozumiała jaki los czeka, prędzej czy później, wszystkich o żydowskich korzeniach. Inteligentna, błyskotliwa i sprytna dziewczyna robiła jednak wszystko co w jej mocy, by przeżyć. Od kryjówki do kryjówki, w aranżowanych związkach, a nawet opuszczając na jakiś czas Niemcy, kradła dni, które według niemieckich władz już dawno były jej policzone.
Strach i cień śmierci wisiał wszędzie. Człowiek zaufany za chwilę mógł donieść i zdradzić. Źle rozegrana sytuacja czy rozmowa mogła być fatalna w skutkach. Głód już nie był obcy. Choroby trzeba było przetrwać mimo braku leków. Jednak Marie była niebywale odważna. Spotkała też na swojej drodze wielu życzliwych, choć często osobliwych ludzi. Nawet kilku niemieckich mundurowych okazało ludzką stronę.
Wybór był tylko jeden - żyć. Żyć i przeżyć. Nie było miejsca na moralne rozterki. Cokolwiek to oznacza i jakiekolwiek ma konsekwencje.
Żyłam w ukryciu jest niesłychanie cenna, nie tylko ze względów historycznych. Jest przerażającym, ale i fascynującym opisem życia Żydów w hitlerowskich Niemczech, świadectwem walki o własne istnienie, portretem ludzi złych, dobrych, omamionych, oślepionych, przerażonych, odważnych, zrezygnowanych. Jest zapisem bólu, upiornej wędrówki, ale i nadziei na wolność i lepsze jutro.
Pozycja jest świetnie zredagowana, czyta się ją szybko, wypiekami na policzkach. Idealnym dopełnieniem jest strona wizualna, czyli zdjęcia i skany dokumentów.
Nie będę dawać książce oceny, gdyż ocenianie jej, byłoby oceną czyichś wspomnień, moralnych wyborów i krzywd, a tego jako recenzentka, a przede wszystkim czytelniczka, robić nie chcę. Z całego serca ją jednak polecam.
O tym jak wyglądał holokaust przeprowadzany przez nazistów na terenach Polski czytałam już wiele pozycji. Nigdy przedtem nie spotkałam się z książką opowiadającą jak to wyglądało w samych Niemczech. Do czasu kiedy sięgnęłam po książkę Marie Jalowicz Simon, Żydówki wychowanej w Berlinie, kobiety o niesamowitej woli istnienia.
Marie była piękną i młodą dziewczyną kiedy...
2015-03-20
Małgorzatę Gutowską-Adamczyk na pewno wszystkie czytające ten post kobiety kojarzą z serią Cukiernia pod Amorem czy Podróż do miasta świateł. Mimo że obie serie mam na półce nie sięgnęłam po twórczość tej autorki... do czasu kiedy wyszła nowa powieść, a ja zaintrygowana opisem stwierdziłam "no dobra, przygodę z Gutowską-Adamczyk wypada już zacząć". Co z tego wyszło? Wpadłam! Wpadłam po uszy! Kiedy pomyślę, że na Zemstę przyjdzie mi czekać aż do 2016 roku aż mnie ściska w dołku!
Powieść osadzona jest w XVIII wieku na Litwie. Całość otwiera egzekucja dziewczyny oskarżonej o uprawianie czarów. Jak łatwo się domyślić po tytule książki, dziewczyna przeklina tych, przez których przyszło jej spłonąć na stosie. Nieszczęście za nieszczęściem dotyka wszystkich związanych, nawet pośrednio, z jej śmiercią.
Historycznym tłem do wydarzeń w powieści jest śmierć króla Augusta II, zbliżająca się elekcja i polityczne spory i intrygi polskiej szlachty. Mamy do czynienia z elementem romansu, nawet nie jednego - zdziwiło mnie, że nie jest to motyw typowo przewodni. Tu miłość przeplata się z polityką, intrygami, codziennym życiem ludzi w XVIII wieku - autorka przepięknie oddała klimat tamtych czasów, z historyczną dokładnością opisała kulturę, stroje, obyczaje, a do tego wspaniale posługuje się stylizowanym językiem (nie ma co porównywać pani Małgorzaty do Sienkiewicza, ale klimat jest bardzo zbliżony! Z resztą po przeczytaniu książki wiedziona sentymentem obejrzałam Ogniem i Mieczem i mam wrażenie, że była to jedna z wielu inspiracji dla tej świetnej powieści!).
Bohaterowie to kolejny mocny punkt Klątwy. Są wyraziści, barwni i różni, dobrze zbudowani i prowadzeni, często zaskakują, wzbudzają emocje w czytelniku. Zapałałam sympatią do Bartka Rabińskiego, Kacpra Hadziewicza, Zofii Niezgodzkiej, a chwilami czułam słabość nawet do Cecylii. Co najważniejsze wraz z tokiem powieści dowiadujemy się więcej o każdym z bohaterów, co pozwala ich lepiej zrozumieć, czasem usprawiedliwić.
A minusy? Nie mam zamiaru ich szukać na siłę. Przyznam jednak, że chwilami akcja pędziła zbyt szybko, a niektóre polityczne dyskusje musiałam przeczytać dwa razy, żeby dokładnie je zrozumieć.
Powieść jest wspaniała! Niestety nie mam jak jej przyrównać do poprzednich książek autorki, ale styl budowania powieści pani Małgorzaty pokochałam całym sercem. Nie mogę się już doczekać na kolejną część, bo tak naprawdę cała przygoda dopiero przed czytelnikami!
Małgorzatę Gutowską-Adamczyk na pewno wszystkie czytające ten post kobiety kojarzą z serią Cukiernia pod Amorem czy Podróż do miasta świateł. Mimo że obie serie mam na półce nie sięgnęłam po twórczość tej autorki... do czasu kiedy wyszła nowa powieść, a ja zaintrygowana opisem stwierdziłam "no dobra, przygodę z Gutowską-Adamczyk wypada już zacząć". Co z tego wyszło?...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-03-01
Rozpoczynając lekturę książki Sebastiana Leitnera byłam przekonana, że będzie to jeden z wielu niezbyt efektywnych poradników dotyczących metod uczenia się. Nic bardziej mylnego. Jest to świetnie opracowana pozycja popularnonaukowa, w której Leitner przybliża i tłumaczy swoją autorską metodę nauki bazującą na kartotece - czyli fiszkach. Nie są to bynajmniej suche fakty i informacje. Leitner analizuje eksperymenty i badania naukowe fizjologów, biologów, a przede wszystkim psychologów dotyczące procesów uczenia się i zapamiętywania. Teorie te są niesamowicie ciekawe, a do tego podane czytelnikowi w bardzo przystępny sposób. Autor często wykazuje się błyskotliwym poczuciem humoru, co sprawia, że czytanie pozycji jest przyjemniejsze, a omawiane teorie łatwiejsze do zrozumienia.
Wszystkim, którzy myśleli, że nauka z fiszek nie wymaga żadnego wstępnego przygotowania powiem wprost: rozczaruję was. Dopiero przeczytanie tego opracowania daje solidną bazę do rozpoczęcia nauki z systemem kartoteki, który może pomóc w nauce języków obcych i innych dowolnych obszarów, które da się wyrazić za pomocą fiszek (mogą to być definicje, reguły, daty, nazwiska, numery telefonów i wiele innych). Dowiemy się jaki jest sens i logika wykorzystywania pudełka z pięcioma przegródkami, jak zastosować metodę pasjansa dla opornych przypadków, jak stworzyć najefektywniejsze fiszki z różnych dziedzin i wielu innych technik. Ponadto Leitner wykazuje, że nauka wcale nie musi być katorżniczą pracą, a przy odrobinie chęci i dobrze dobranego do ucznia (nas samych) systemu będzie dużo łatwiejsza i przyjemniejsza.
Wydanie zostało tak zredagowane, że nie pojawiają się w nim pewne treści nieadekwatne do naszych czasów. Od czasów pierwszego wydania książki niektóre badania przytaczane przez Leitnera zostały zrewidowane i straciły na aktualności. Redaktorzy zadbali o to, by pozycja dostarczała dzisiejszym czytelnikom jak najbardziej praktycznych i rzetelnych, aktualnych informacji. W czytaniu i selekcji ważności treści pomagają również oznaczenia wprowadzone przez wydawcę - informacje do zapamiętania oznaczone są wykrzyknikiem, teorie naukowe, które mogą zainteresować osoby o większym stopniu zaawansowania i biegłości w dziedzinie psychologii nauczania oznaczone zostały sympatyczną sówką, a niebieski druk wyróżnia te informacje, które będą przydatne w toku nauki.
Myślę, że tę pozycję powinien przeczytać każdy, kto podejmuje jakąkolwiek samodzielną naukę, a więc uczniowie szkół, studenci, osoby rozwijające się, uczące języków obcych. Uczenie się z fiszek stanie się dużo bardziej efektywne, a nauka przestanie wzbudzać zniechęcenie.
Rozpoczynając lekturę książki Sebastiana Leitnera byłam przekonana, że będzie to jeden z wielu niezbyt efektywnych poradników dotyczących metod uczenia się. Nic bardziej mylnego. Jest to świetnie opracowana pozycja popularnonaukowa, w której Leitner przybliża i tłumaczy swoją autorską metodę nauki bazującą na kartotece - czyli fiszkach. Nie są to bynajmniej suche fakty i...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-02-02
Tytuł powieści możecie kojarzyć z czteroczęściowym mini-serialem produkcji HBO na jej podstawie. W Polsce pierwszy raz została wydana w roku 2010 jako Okruchy Codzienności. Rok wcześniej otrzymała prestiżową nagrodę Pulitzera w kategorii "Fikcja literacka".
"Olive Kitteridge" jest zbiorem trzynastu krótkich opowiastek o mieszkańcach małego miasteczka Crosby w Nowej Anglii, które łączy tytułowa bohaterka, zgorzkniała i oschła nauczycielka matematyki. Opowieści te są sentymentalną podróżą w świat wspomnień bohaterów, gorzką lekcją życia i rozczarowań jakie ze sobą niesie, próbą adaptacji gdy cały ich świat i wartości nagle obracają się w pył, ale także chwilą refleksji na ich drodze życia, iskrą nadziei i odwagi. Nie wszystkich bohaterów i ich wybory czytelnik zaakceptuje i pokocha, jednak na pewno ich zrozumie. Autorka subtelnie dotyka trudnych tematów, nie podając wszystkiego na tacy, licząc na wrażliwość czytelnika. Mimo krótkiego czasu obcowania z większością postaci, jesteśmy w stanie zapoznać się z ich portretem psychologicznym i być może nawet przez chwilę czuć tak jak oni.
Postać Olive Kitteridge, będąca swoistym spoiwem dla całej powieści, nie jest głównym tematem wszystkich rozdziałów. W niektórych pojawia się na bardzo krótko, w niektórych zostaje jedynie wspomniane jej imię, jednak z każdą stroną jesteśmy bliżej poznania i zrozumienia właśnie jej - z zewnątrz gburowatej i niewzruszonej, ciężko doświadczonej przez los, skrzywdzonej kobiety.
Nie ukrywam, że styl autorki, w połączeniu z naprawdę dobrym tłumaczeniem na nasz rodzimy język, zrobił na mnie ogromne wrażenie. Powieść jest napisana w sposób prosty, lecz niezwykle plastyczny i oddziałujący na zmysły. Miejscami, podobnie jak Olive, jest surowy i twardy, by zaraz zmienić się w miękki, ciepły i barwny. Książkę czyta się szybko, lecz z uwagi na trudne problemy, o których traktuje, nie zaliczyłabym jej do gatunku lekkich.
"Olive Kitteridge" to niecodzienna opowieść o ludzkiej codzienności - miłości i zdradzie, przemijaniu, odchodzeniu, życiu z bolesną raną, nadziei. Książka uderza we wrażliwość i duszę czytelnika pozostawiając w nich trwały ślad, skłania do myślenia, wzrusza, ale też bawi. Serdecznie polecam. Obok tak znakomitej lektury nie można przejść obojętnie.
Tytuł powieści możecie kojarzyć z czteroczęściowym mini-serialem produkcji HBO na jej podstawie. W Polsce pierwszy raz została wydana w roku 2010 jako Okruchy Codzienności. Rok wcześniej otrzymała prestiżową nagrodę Pulitzera w kategorii "Fikcja literacka".
"Olive Kitteridge" jest zbiorem trzynastu krótkich opowiastek o mieszkańcach małego miasteczka Crosby w Nowej Anglii,...
2012-12-27
2014-07-17
Zach - młody artysta amator - przeżywa ogromną życiową tragedię. Rozwód z żoną, a co gorsza wyjazd ukochanej córeczki mocno odbija się na mężczyźnie. Ucieczką od codziennych problemów okazuje się pomysł na ukończenie dawno rozpoczętej biografii Charlesa Aubreya - jego ulubionego malarza. Zach wyjeżdża więc do Blacknowle, angielskiej wioski, w której Charles wiele lat temu spędzał wakacje wraz z rodziną. Los mu sprzyja - poznaje Dimity Hatcher, nieufną samotną staruszkę, która jako nastoletnia dziewczynka była wielokrotnie modelką Aubreya. Zach powoli odkrywa kawałki tajemnic przeszłości, jednak obraz, który się z nich ukazuje przechodzi jego najśmielsze pojęcie.
Książka Katherine Webb należy do gatunku książek, które zdecydowanie uwielbiam. Opowiada ona nie tylko o teraźniejszych wydarzeniach - a więc dociekaniu przez Zacha prawdy, jego osobistych problemach i relacji z lokalną zadziorną kobietą o imieniu Hannah - równoległym i równie, a może i nawet ważniejszym wątkiem, jest retrospekcja i wspomnienia Dimity Hatcher. Widzimy Blacknowle, Charlesa Aubreya, jego córki i ich matkę oraz trudną codzienność oczami Mitzy, młodziutkiej i odtrąconej dziewczynki, która w artyście odnalazła to czego tak bardzo potrzebowała - akceptację i uznanie, a te na pozór proste i dobre uczucia, prowadzą do tragicznego w skutkach splotu wydarzeń. Dwutorowa narracja, na którą zdecydowała się autorka, jest prowadzona bardzo zręcznie i płynnie. Czytelnik nie gubi się w wydarzeniach.
Już sam styl autorki jest ogromnym atutem tej książki, a co dopiero piękna i zaskakująca historia, obfitująca w niejedną, a wiele tajemnic, niezwykle umiejętnie budowanych, pełnych napięcia i zwodzących niuansów. Sposób w jaki pisze Katherine Webb jest ujmujący i magiczny. Pomimo, że opowieść dotyka wielu trudnych i ciężkich problemów, ma w sobie wiele ciepłych i czarujących momentów. Echa pamięci to obraz różnych oblicz miłości, tych zdrowych i kojących, toksycznych, destrukcyjnych i szaleńczych. Pamięć może zniekształcać kolory, zapachy, wspomnienia, ale to co najbardziej bolesne odciska się piętnem na duszy i zostaje z nami do samego końca - o tym świadczy historia Dimity, którą powoli odkrywa Zach.
Książka jest z gatunku lekkich, a niebanalnych. Mimo iż dotyka ludzkich dramatów w różnym wymiarze, czyta się ją bez wysiłku, a strony same uciekają. Historia wciąga, nie sposób się od niej oderwać, a odkrywanie zagadek i tajemnic zarówno tych teraźniejszych jak i dawno pogrzebanych, sprawia czytelnikowi niemałą satysfakcję. Polecam tę pozycję absolutnie wszystkim, którzy znudzeni prostymi i oczywistymi historiami szukają czegoś więcej, czegoś co na długo pozostanie w pamięci, lecz wciąż lekkiego i niezobowiązującego.
Zach - młody artysta amator - przeżywa ogromną życiową tragedię. Rozwód z żoną, a co gorsza wyjazd ukochanej córeczki mocno odbija się na mężczyźnie. Ucieczką od codziennych problemów okazuje się pomysł na ukończenie dawno rozpoczętej biografii Charlesa Aubreya - jego ulubionego malarza. Zach wyjeżdża więc do Blacknowle, angielskiej wioski, w której Charles wiele lat temu...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-12-15
2013-08-12
Osobiście uwielbiam poradniki. Dlaczego? Dlatego, że zawsze wynoszę z nich coś dobrego. Może nie udaje mi się stworzyć "idealnego życia" z zastosowaniem wszystkich porad zawartych w książkach, jednak muszę przyznać, że zawsze, ale to zawsze coś się w moim życiu zmienia na lepsze.
Książka Nawyk wytrwałości jest pozycją bardzo krótką, zwięzłą, ale chyba jest to jej największy plus. Dostajemy bowiem skondensowany zestaw konkretnych porad, strategii, wyjaśnień, a znalazło się też miejsce na inspirujące cytaty. Autorka nie rozwleka problemów, nie rozpisuje się do granic możliwości - pisze prosto, jasno i rzeczowo.
Według autorki największym problemem w realizacji celów jest zbyt mała lub zbyt wielka motywacja oraz bariery, które sprawiają, że się poddajemy. Z poradnika dowiemy się jak sobie z nimi poradzić, jak nie przecenić, ani nie zbagatelizować naszych możliwości. Metoda małych kroków zakłada powolne, stopniowe osiąganie celów. W zależności od możliwości możemy wybrać strategie szybsze lub powolniejsze, jednak to co najważniejsze - konsekwencja.
Sama książka jest podzielona na kilka ważnych części. Jak w ogóle wygląda metoda małych kroków i czego możemy się spodziewać, jak wyjść z nałogu, jak efektywnie się odchudzać, jak zdobyć wymarzoną pracę oraz w jaki sposób żyć w szczęśliwych związkach międzyludzkich. Przyznam szczerze, że każdy z tych rozdziałów mi pomógł, a najbardziej chyba ten dotyczący nałogów. Odniosłam też zasadę małych kroków do innych, nieopisanych tu sfer życia i muszę przyznać, że widzę coraz lepsze efekty.
Od razu czuć, że książkę napisał ktoś wysoce wykwalifikowany - autorka jest psychologiem po Uniwersytecie Jagiellońskim. Dlatego nie skłamię jeżeli powiem, że ta niepozorna książeczka jest małą, "domową terapią" dla osób próbujących się poukładać i zorganizować.
Polecam. Jest to jeden z lepszych poradników o realizacji celów jaki czytałam.
Osobiście uwielbiam poradniki. Dlaczego? Dlatego, że zawsze wynoszę z nich coś dobrego. Może nie udaje mi się stworzyć "idealnego życia" z zastosowaniem wszystkich porad zawartych w książkach, jednak muszę przyznać, że zawsze, ale to zawsze coś się w moim życiu zmienia na lepsze.
Książka Nawyk wytrwałości jest pozycją bardzo krótką, zwięzłą, ale chyba jest to jej największy...
2013-07-21
11 lat temu Tobias Sartorius, wówczas 20-letni młodzieniec, został skazany za dwa morderstwa lokalnych nastolatek. Całe miasteczko Altenhaim nie może przestać żyć tą zbrodnią. Stare rany odzywają się gdy Sartorius wychodzi na wolność i wraca do domu by pomóc złamanemu ciężarem życia ojcu. Tobias staje się obiektem plotek oraz aktów nienawiści, mimo, że proces w którym został skazany był całkowicie poszlakowy, ciał zamordowanych nigdy nie odnaleziono, a on sam nie pamięta wydarzeń tamtej strasznej nocy. Nie odwraca się od niego jedynie stara przyjaciółka Nadja, kilku kolegów z dawnych lat i nowo poznana mieszkanka Altenhaim - Amelie, siedemnastolatka zmuszona przez swoje ciągłe wybryki w Berlinie mieszkać z ojcem. Dziewczyna jest nieco ekscentryczna, pracuje w lokalnym zajeździe i przyjaźni się z autystycznym synem jednej z najbardziej wpływowej rodziny w okolicy.
Wszystko mogłoby się powoli poukładać, ale wokół sprawy zaczynają dziać się różne dziwne wypadki. Policjantka Pia Kirchoff, mimo sceptycyzmu swojego zawodowego partnera, Olivera von Bodensteina, zaczyna dostrzegać pominięte wątki w śledztwie oraz czuje ciężką atmosferę pilnie strzeżonej przez mieszkańców, mrocznej tajemnicy. I zrobi wszystko, by ją rozwikłać.
W powieści poznajemy życie mieszkańców Altenhaim i makabryczne wydarzenia z przeszłości z perspektywy wielu osób, głównie skazanego Tobiasa Sartoriusa, zainteresowanej sprawą Amelie, policjantki Pii, wpływowych mieszkańców z okolicy, kolegów Tobiasa. Mimo, że książka ma ponad 500 stron połyka się ją jednym tchem. Jest napisana lekkim, płynnym stylem. Co ważne w kryminałach aż do ostatnich stron ciężko domyślić się prawdziwego rozwiązania. Kilka razy wydawało mi się, że jestem bliska rozwikłania zagadek, jednak myliłam się. Co więcej, tajemnice mieszkańców i dziwne sploty wydarzeń są tak enigmatyczne i niejednoznaczne, że czytelnik nie może wprost oderwać się od treści, by dowiedzieć się więcej i rzucić światło na swoje domysły.
Kryminałów z reguły nie lubię, ale ten porwał mnie wyjątkową lekkością i historią. Hermetyczne środowisko trzymających się razem sąsiadów, znienawidzony domniemany morderca i wypływające na wierzch lokalne brudy... brzmi dość schematycznie, jednak sposób w jaki zostało to opisane jest wprost fenomenalny. Warto jak zwykle podziękować tłumaczom za ogromną pracę jaką włożyli, by nie zgubić niepowtarzalnego klimatu książki.
Podobała mi się splatająca się ze sobą wielowątkowość, która objęła też delikatnie wątki obyczajowe, jak problemy małżeńskie Bodensteina czy codzienne problemy, z którymi boryka się wydział kryminalny. Było to odciążenie od napięcia w jakim utrzymuje nas książka.
Z całą mocą trzeba przyznać, że kryminał ten jest napisany w sposób przystępny, który spodoba się każdemu czytelnikowi. Ponadto jest odpowiedni zarówno dla kobiet jak i dla mężczyzn. Ciekawa fabuła, odpowiednia doza tajemnicy i napięcia, bardzo dobry styl, wyraziści bohaterowie i ich problemy. Do tego trochę psychologizmu, socjologizmu i mamy książkę wprost idealną. Dla mnie powieść ta reprezentuje najwyższą półkę.
11 lat temu Tobias Sartorius, wówczas 20-letni młodzieniec, został skazany za dwa morderstwa lokalnych nastolatek. Całe miasteczko Altenhaim nie może przestać żyć tą zbrodnią. Stare rany odzywają się gdy Sartorius wychodzi na wolność i wraca do domu by pomóc złamanemu ciężarem życia ojcu. Tobias staje się obiektem plotek oraz aktów nienawiści, mimo, że proces w którym...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-07-16
Na początku spieszę z wyjaśnieniem do osób, które są przekonane, że będą w tej recenzji czytały o kolejnym praktycznym i suchym przewodniku. Nic podobnego! Ten Przewodnik jest przepiękną opowieścią o tym czego w tej części Włoch możemy doświadczyć, co zobaczyć, jakie poczuć zapachy czy smaki. Zdobią go bardzo oryginalne fotografie, niespotykane w zwyczajnych przewodnikach - np. koty wylegujące się w różnych dziwnych miejscach podczas typowej włoskiej sjesty, czy uśmiechniętych właścicieli klimatycznej restauracji. Oczywiście nie brak również fotografii miejsc pięknych i zabytkowych, jednak i te są ujęte w bardzo ciekawy, często niekonwencjonalny sposób.
Warto wspomnieć o tym, że Pani Goławska jest poetką - stąd nie powinien nas dziwić miękki, płynny i uroczy tekst. Autorka potrafi każdy zmysł i odczuwane wrażenie ubrać w słowa, dzięki czemu będą one również udziałem czytelnika. Ta przepiękna plastyczność i obrazowość opisu jest jedną z głównych zalet tej pozycji. Byłam we Włoszech nie raz, nie dwa, tym bardziej rozumiałam i zgadzałam się z czytanym tekstem - mogę Was zapewnić, że nie są to czary-mary, bajeczne fantazje niepoparte rzeczywistością. Przewodnik mimo, że subiektywny, jest mocno wiarygodny.
W części pierwszej poznamy Toskanię od przysłowiowej kuchni. Dowiemy się czego możemy się spodziewać po jej mieszkańcach, jak wygląda codzienne życie w urokliwych miasteczkach, jakiego jedzenia warto spróbować... Mnóstwo arcyciekawych i przydatnych informacji, podanych w formie snutej opowieści, anegdot, a czasem istotnych faktów - np. poznamy podstawowe zwroty, które powinien opanować każdy turysta. Część druga jest poświęcona konkretnym miejscom w regionie, a więc m.in. Florencji, Sienie czy Chianti, a także wielu innym, również mniej znanym.
Arcyciekawym zabiegiem było wplecenie w tekst książki cytatów z bardzo wiekowych przewodników, jak np. Cztery tygodnie we Włoszech (...) napisanego przez Michała Lityńskiego w roku 1906. Takie odniesienie teraźniejszości do przeszłości potrafi nieraz wywołać uśmiech na twarzy, czy nawet zdziwienie.
Myślę, że należy też zwrócić uwagę na samą oprawę książki. Jest przepięknie wydana, szata graficzna wewnątrz stonowana, z dominującym kolorem ciemnooliwkowym (przy cytatach czy stronach z fotografiami), grube śliskie kartki... czytanie tej książki to przyjemność również pod względem estetycznym!
Myślę, że ten przewodnik będzie najlepszym kompanem do podróży po Toskanii. Suche wskazówki "idź tam, zjedz to" odbierają możliwość poznania tego spontanicznego kraju jakim są Włochy pełną piersią i całymi garściami, a tak właśnie powinno się doświadczać owej krainy płynącej winem, oliwą i pachnącej wszechobecną pizzą. Będzie on też idealną lekturą dla osób, które kochają pozycje podróżnicze, które są ciekawe świata, innej kultury, i które potrafią dostrzec magię i piękno w prostych rzeczach.
Na początku spieszę z wyjaśnieniem do osób, które są przekonane, że będą w tej recenzji czytały o kolejnym praktycznym i suchym przewodniku. Nic podobnego! Ten Przewodnik jest przepiękną opowieścią o tym czego w tej części Włoch możemy doświadczyć, co zobaczyć, jakie poczuć zapachy czy smaki. Zdobią go bardzo oryginalne fotografie, niespotykane w zwyczajnych przewodnikach -...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-05-31
Profesor genetyki, Don Tillman, ma niezwykle uporządkowane i schematyczne życie. Funkcjonowanie w obrębie niezmieniającego się harmonogramu daje mu poczucie bezpieczeństwa. Jest nieco ekscentryczny, zamknięty w racjonalnym i naukowym rozważaniu każdej spotykającej go sytuacji i zdecydowanie aspołeczny. W końcu uświadamia sobie, że już czas znaleźć osobę, z którą będzie mógł dzielić życie i spłodzić potomstwo. Wdraża więc w życie swój "Projekt Żona" oparty na kilkunastostronicowym kwestionariuszu zawierającym pytania o wszelkie dziedziny życia potencjalnej partnerki. Realnie rzecz biorąc żadna kobieta nie ma szans przejść tego testu z wynikiem pozytywnym dla Dona. Jego ideał po prostu nie istnieje. Jego przyjaciel, Gene, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i wysłał do niego kobietę totalnie odbiegającą od wymyślonego ideału.
Rosie stawia życie Dona na głowie. Już na pierwszym spotkaniu niebezpiecznie nagina jego dobrze opracowany i bezpieczny harmonogram egzystowania. Mimo, że miło spędził z nią czas, spotykać się więcej nie zamierza, bo w końcu Rosie i tak nie pasuje do założonych przez niego kryteriów. Jednak dzieje się inaczej, ponieważ kobieta próbuje odnaleźć swojego biologicznego ojca - i jak profesor genetyki mógłby odmówić udzielenia jej pomocy w tej kwestii?
"Projekt Rosie" jest niezwykle inteligentną romantyczną komedią. Niekonwencjonalna, zupełnie inna od wszystkiego, co proponuje współczesny rynek wydawniczy. Ta książka to relaks i humor na wysokim poziomie.
Wydarzenia poznajemy z perspektywy Dona - kolejna nieschematyczna sytuacja w książce, jakby nie było, o miłości. Jego uporządkowane i racjonalne spojrzenie na świat budzi uśmiech, czasem politowanie, ale w gruncie rzeczy jest bardzo ciekawe. Jako pierwszoplanowy bohater jest postacią bardzo silnie zarysowaną, charyzmatyczną i mimo, że wydaje się być przewidywalny, potrafi nieźle zaskoczyć.
Autor z ogromną dozą humoru i krytyki patrzy na relacje damsko-męskie. Mimo pozornej absurdalności wielu opisanych sytuacji jest w nich bardzo dużo z rzeczywistości - co może czytelnikowi dać do myślenia.
Powieść Graeme'a Simsiona to niecodzienna i ciepła opowieść o niepowtarzalnym klimacie. Ogromne brawa należą się też tłumaczowi, który wspaniale oddał atmosferę książki.
"Projekt Rosie" to powieść zapewniająca niebanalny odpoczynek, poprawiająca samopoczucie, z dużą dozą błyskotliwego humoru. Miłości nie da się upchnąć w sztywne, zaplanowane ramy, bo przychodzi niespodziewanie i jest nieprzewidywalna. A szczęście często wymaga ogromnych kompromisów. I o tym właśnie jest "Projekt Rosie".
Profesor genetyki, Don Tillman, ma niezwykle uporządkowane i schematyczne życie. Funkcjonowanie w obrębie niezmieniającego się harmonogramu daje mu poczucie bezpieczeństwa. Jest nieco ekscentryczny, zamknięty w racjonalnym i naukowym rozważaniu każdej spotykającej go sytuacji i zdecydowanie aspołeczny. W końcu uświadamia sobie, że już czas znaleźć osobę, z którą będzie mógł...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-05-24
Siedemnastoletnia Amy i jej rodzice poddają się procesowi hibernacji, mającemu trwać około 300 lat. W tym czasie statek, który wyrusza z naszej rodzimej Ziemi powinien dotrzeć do nowej planety. Zadaniem ludzi takich jak rodzice Amy będzie przygotowanie nowego środowiska do zasiedlenia. Jednak ktoś postanowił zbudzić dziewczynę z koszmarnego, świadomego trwania w nicości wcześniej niż było to planowane. Oszołomiona i zdezorientowana wkracza w świat zamknięty na statku kosmicznym o wdzięcznej nazwie "Błogosławiony". Lecz tylko nazwa jest tam tak piękna. Przywódcą populacji ludzkiej jest Najstarszy - dokłada wszelkich starań, by ludzie byli mi posłuszni i aby nie było między nimi różnic - ani w wyglądzie, ani w zachowaniu, ani w poglądach. Pod swoją opieką Najstarszy ma Starszego, jedynego nastolatka na całym statku, który kiedyś przejmie jego tytuł i pozycję. Dopiero spotkanie z tak różną od niego dziewczyną - pierwszą w życiu istotą o jasnej skórze i rudych włosach jaką było mu dane zobaczyć - zaczyna budzić jego nieufność wobec metod stosowanych przez Najstarszego.
Niespodziewanie ktoś zaczyna odłączać zamrożonych na najniższym poziomie osobników z Ziemi próbując się ich pozbyć. Amy i Starszy mają przed sobą do rozwiązania trudną zagadkę, ochronę wciąż zamrożonych rodziców dziewczyny, a w ich głowach powoli rodzi się bunt wobec tyranii Najstarszego.
"W otchłani" Beth Revis jest pierwszą częścią trylogii. Podchodziłam do niej sceptycznie - klimaty sci-fi i dystopii raczej nigdy mnie nie pociągały. Sądziłam również, że będzie to kolejna słodka miłosna opowieść osadzona w dziwnych realiach, kierowana głównie do nastolatków. Biję czołem i przyznaję się do ogromnego błędu!
Powieść wciągnęła mnie bez reszty. Uniwersum w obrębie statku kosmicznego, jakie stworzyła autorka, jest naprawdę dobrze dopracowane i nowatorskie. Przede wszystkim każdy zastosowany tu zabieg, opis świata, zwrot akcji, zachowanie bohaterów jest przemyślany, spójny i logiczny - nie miałam wrażenia, że czytając coś mi umyka. Podzielenie rozdziałów na opowieść z perspektywy Amy i z perspektywy Starszego, nie tylko pozwala czytelnikowi poznać różny punkt widzenia na hermetyczną rzeczywistość, w której znajdują się bohaterowie, ale wprowadza urozmaicenie, które zapobiega przydługim, nużącym rozdziałom.
Autorka nie kombinuje z językiem, nie stara się wprowadzać skomplikowanych, wymyślnych nazw. Pisze stylem żywym, barwnym, bogatym. Wszystko to sprawia, że książka jest nie tylko prosta, ale i przyjemna w odbiorze - mimo kilku dość mocnych jak dla mnie scen.
Fabuła nie rozdrabnia się, nie przecieka czytelnikowi przez palce - wszystko stopniowo logicznie się układa, zazębia.
Bohaterowie są świetnie wykreowani - każdy z nich ma swoje indywidualne poglądy, sposób zachowania, myśli. Warto zwrócić też uwagę na kreację bohaterów pobocznych, oraz pewnego rodzaju bezmyślnej ludzkiej masy zamieszkującej miasto we wnętrzu "Błogosławionego". W bardzo dobry sposób zostało ukazane ich ślepe posłuszeństwo, brak refleksyjności i zezwierzęcenie potrzeb.
Kolejnym plusem jest umieszczenie wątku miłosnego jedynie w tle - i na szczęście nierozwinięcie go zbyt mocno, w końcu to dopiero pierwszy tom.
Jedynym, co mogę zarzucić tej książce, jest płaczliwość głównej bohaterki. W ciągu historii popłakała się minimum 3 razy i trochę mnie to irytowało, jednak jej postać jest naprawdę dobrze wykreowana i po kilku stronach znowu lubiłam tą rozsądną rudą dziewczynę.
Z czystym sercem mogę polecić tę książkę zarówno nastolatkom jak i starszym czytelnikom. Zapewnia ona nie tylko bardzo dobrą rozrywkę, ale również skłania do refleksji na wielu poziomach - nad swoim życiem, nad porządkiem świata. Coraz bardziej przekonuję się do sci-fi oraz powieści dystopijnych - "W otchłani" ma w tym ogromny udział.
Siedemnastoletnia Amy i jej rodzice poddają się procesowi hibernacji, mającemu trwać około 300 lat. W tym czasie statek, który wyrusza z naszej rodzimej Ziemi powinien dotrzeć do nowej planety. Zadaniem ludzi takich jak rodzice Amy będzie przygotowanie nowego środowiska do zasiedlenia. Jednak ktoś postanowił zbudzić dziewczynę z koszmarnego, świadomego trwania w nicości...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-05-20
Rachel ma 29 lat, kochającego męża i dwójkę dzieci. Za sobą walkę z anoreksją, narkotykami, przygodnym seksem i nierozumiejącymi rodzicami. Boi się odrzucenia, często czuje wstręt do samej siebie. Pierwsze poważne załamanie i towarzyszące mu myśli samobójcze skończyły się dla Rachel pierwszą wizytą w szpitalu psychiatrycznym. Zainteresowany jej przypadkiem dr Padgett postanowił jej pomóc, jednak od razu poinformował Rachel, że terapia będzie bardzo długa, kosztowna, bardzo ciężka, a przede wszystkim nie ma żadnej gwarancji, że uda jej się pomóc.
Pograniczne zaburzenie osobowości - diagnoza brzmiąca jak wyrok. Jednak dzięki żmudnej, trudnej i niebywale bolesnej terapii, zaangażowaniu terapeuty i wsparciu rodziny udało się zabić demony przeszłości.
Książka Rachel jest zapisem jej przeżyć i uczuć z okresu terapii. Opowiada o wyczerpujących sesjach, odkrywaniu elementów z przeszłości, które głęboko ją skrzywdziły. Przeszłości, którą częściowo wyparła, nie chciała pamiętać.
Autorka jest wobec czytelników niezwykle szczera. Bez zbędnego zawoalowania opowiada o przejawianych przez siebie zachowaniach autodestrukcyjnych, o kryzysach, napadach wściekłości, braku wiary w życie i siebie samą, o trudnościach dnia codziennego. Czytając książkę - jeszcze bez fachowej wiedzy na temat męczącego Rachel zaburzenia - widzimy dwa obrazy kobiety. Niewdzięczną, pełną agresji, wulgarną - wrażliwą, trochę zagubioną, ciepłą, kochającą matkę i żonę.
Mimo pierwszoosobowej narracji, skupiającej się na przeżyciach, uczuciach i myślach Rachel, udało się jej ukazać na kartkach swojej książki nadzwyczaj ogromne zaangażowanie terapeuty, a także rodziny, która z pełną ufnością, mimo wielu krytycznych momentów, chwil zwątpienia i załamania, znosiła ataki złości, paniki i autodestrukcji, czekając na dzień, gdy już będzie... normalnie.
"Uratuj mnie" jest nie tylko "przewodnikiem" po chorobie psychicznej jaką jest pograniczne zaburzenie osobowości, nie tylko pomaga zrozumieć zachowanie chorych, ale zwraca uwagę na to, jak istotne dla naszej psychiki mogą być wydarzenia z dzieciństwa, które podświadomie spychamy na bok uznając je za trudne, ale nieznaczące. Książka pozwala też spojrzeć na swoje życie z dystansem, dostrzec w nim więcej piękna i szczęścia niż na co dzień.
Choroby psychiczne są wciąż ciężkim tematem dla Polaków, a osoby nimi dotknięte nierzadko spotykają się z dyskryminacją, choćby w lekkich formach. Wyznania Rachel pokazują świat z punktu widzenia osoby chorej, walczącej z otaczającą rzeczywistością, a przede wszystkim ze sobą. A wygrać z samym sobą jest przecież najtrudniej. Na szczęście Rachel się udało. Dzięki akceptacji najbliższych i żarliwej walki psychoterapeuty, zachowującego stoicki spokój i pozory ciepłej neutralności.
"Uratuj mnie" jest czymś więcej niż książką, wspomnieniami, przewodnikiem, wyznaniem i studium przypadku. To historia dająca nadzieję. Nadzieję nie tylko dla chorych i ich najbliższych. Ale również dla zwykłych ludzi. Walka o siebie daje rezultaty, a beznadziejna sytuacja może się odwrócić.
Tę poruszającą, trzymającą w objęciach do ostatniej strony opowieść powinien przeczytać absolutnie każdy.
Rachel ma 29 lat, kochającego męża i dwójkę dzieci. Za sobą walkę z anoreksją, narkotykami, przygodnym seksem i nierozumiejącymi rodzicami. Boi się odrzucenia, często czuje wstręt do samej siebie. Pierwsze poważne załamanie i towarzyszące mu myśli samobójcze skończyły się dla Rachel pierwszą wizytą w szpitalu psychiatrycznym. Zainteresowany jej przypadkiem dr Padgett...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-04-24
Dziadek Jacoba opowiadał mu najlepsze historie na świecie. Do tego stopnia realistycznie opisywał spotkane przez siebie stwory czy doświadczone sytuacje, że mały chłopiec święcie w nie wierzył. Na dowód swoich słów dziadek Portman pokazał mu kiedyś fotografie dziwacznych dzieci, z którymi kiedyś mieszkał w sierocińcu - niewidzialnego chłopca, lewitującą dziewczynkę, tylnoustą osobę... Jacob z wiekiem przestał wierzyć dziadkowi, a dziwne fotografie uznał za zwyczajny fotomontaż.
Kiedy był nastolatkiem jego życie obróciło się do góry nogami. Był świadkiem śmierci dziadka Portmana, który w ostatnich słowach przekazał mu, że zabiły go potwory, a on musi odnaleźć "ptaszysko", by przekazać mu co się wydarzyło. Skołowany chłopak przeżywa szok - tym większy, że podczas sprzątania domu po dziadku odkrywa pewne przedmioty, które zaczynają składać wypowiedź umierającego w logiczną całość i nadawać jej sens... W końcu, przy aprobacie swojego terapeuty, postanawia wyruszyć na wyspę Carinholm, by odnaleźć stary sierociniec, jego dyrektorkę i dawnych mieszkańców, a przede wszystkim poznać sekret przeszłości dziadka Portmana. Rzeczywistość (a może nie?), którą tam zastaje okazuje się zupełnie nieoczekiwana i niewiarygodna...
Pomysł na historię jest według mnie genialny. Dodatkowo autor potrafi zbudować aurę tajemniczości, wprowadzić czytelnika w stan lekkiego strachu i niecierpliwego oczekiwania na rozwiązanie zagadki. Napięcie jest umiejętnie stopniowane, co sprawia, że od pozycji nie sposób się oderwać - książka wręcz "wsysa" w swój niesamowity świat. Powoli układane fakty tworzą niespodziewany obraz (nie?)rzeczywistości.
Przyznam szczerze, że byłam zaskoczona, kiedy w połowie książki część układanki się ułożyła - nie tego się spodziewałam. Groza i strach powoli nabierały baśniowości. Jednak to właśnie ta nieprzewidywalna zmiana toru fabuły podbiła moje serce.
Ransom Riggs wspaniale wykreował świat swej powieści. Wykazał się też przy skonstruowaniu i prowadzeniu swoich bohaterów - postaci budzą emocje, a czytelnik może się do nich mocno przywiązać. Specyficzny klimat i nastrój budują zdjęcia osobliwych dzieci, co jakiś czas pojawiające się w książce. Już sam sposób wydania pozycji czyni ją wyjątkową.
[tego nie musisz czytać]
Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że to książka jak każda inna, ot, tyle, że z ciekawą historią. Błąd. Ransom Riggs, kierując pozycję głównie do młodzieży, stara się wpleść w popularne i topowe klimaty baśni i fantastyki tematy trudne i ważne. Dotkniemy tu tematu holokaustu i traumy, jaką II Wojna Światowa wywarła na tych najmłodszych, którym przyszło ją przeżyć. Osobliwość dzieci z sierocińca również nie jest tu bez znaczenia - strach, jaki wywołują w nas na początku książki, wynika z naszej niewiedzy i niezrozumienia. To tak jak w naszym realnym świecie - nie rozumiemy innych, podchodzimy do nich z dystansem, strachem lub wręcz niechęcią. Jak będziemy ich postrzegać, gdy ich poznamy?
[.]
Ransom Riggs stworzył niebanalną powieść, która ma szansę swoim klimatem, tajemniczością i cudowną historią porwać rzesze czytelników. Sam fakt, że Tim Burton zdecydował się podjąć reżyserii filmu, mówi wiele. Nie jest to kolejna pusta książka fantasy, którą możemy zapchać nudny wieczór. Jest to książka, która wypełni braki w naszych duszach i czytelniczych tęsknotach. Zasługuje na najwyższą uwagę i jeżeli macie ją w swoich listach "do przeczytania", przesuńcie ją na sam szczyt. Nie mogę się doczekać II części, ponieważ ta pierwsza pozostawiła mnie z ogromnym książkowym kacem i niedosytem.
Dziadek Jacoba opowiadał mu najlepsze historie na świecie. Do tego stopnia realistycznie opisywał spotkane przez siebie stwory czy doświadczone sytuacje, że mały chłopiec święcie w nie wierzył. Na dowód swoich słów dziadek Portman pokazał mu kiedyś fotografie dziwacznych dzieci, z którymi kiedyś mieszkał w sierocińcu - niewidzialnego chłopca, lewitującą dziewczynkę,...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-04-22
Jak często zdarza Ci się powiedzieć "zaraz się za to wezmę, tylko jeszcze sprawdzę pocztę / zrobię herbatę / podleję kwiatki / poukładam w szafie" - w internecie krąży już kolejny obrazek związany z prokrastynacją: "jeszcze tylko zamiotę pustynię". Często nie zdajemy sobie sprawy ile takie "nadprogramowe" czynności zjadają nam czasu. Te, które wydają nam się w momencie prokrastynacji arcyważne są tak naprawdę totalnie zbędne! Ale nie martwcie się - Michael Heppell przychodzi nam z pomocą ze swoim napisanym po ludzku i z humorem poradnikiem, który pomoże Wam znaleźć zagubioną godzinę (a może więcej!), którą będziecie mogli wykorzystać np. na... czytanie ciekawych książek :)
Przede wszystkim muszę podkreślić - to nie jest kolejny typowy poradnik pełen pustych frazesów i regułek. Jest to, jak podkreśla autor nawet na okładce, poradnik przetestowany na żywym organizmie. Napisany po ludzku, przystępnie, z humorem, bez rozwodzenia się nad niepotrzebnymi faktami - przecież ten poradnik ma nam pomóc zaoszczędzić godzinę, a nie ją stracić! :) Sam autor w niektórych rozdziałach (szczególnie we wstępie) podkreśla - tego nie musisz czytać.
Ta krótka książeczka obfituje w masę przydatnych porad, technik radzenia sobie z prokrastynacją. Zaczynamy od rozpoznania - co zajmie nam tydzień (jest to naprawdę potrzebne do zaczęcia pracy z poradnikiem i może Was nieźle przerazić - ja załamałam ręce nad tym jak marnuję czas...). Polega ono na podzieleniu całego dnia na 15-minutowe bloki i zapisywania czym się w tych blokach NAPRAWDĘ zajmowaliśmy (u mnie bardzo dużo zajęło... bezcelowe chodzenie po internecie). W kolejnych rozdziałach dowiemy się już konkretnych metod usprawnienia planu dnia i do tego nie raz po raz kolejny się przerazimy tym jak marnujemy czas :)
Autor podpowiada jak sprawnie przeglądać pocztę, korzystać z portali społecznościowych (facebook naprawdę zabija nam dni!) i walczyć z innymi "przeszkadzajkami", planować spotkania, tworzyć funkcjonalne (!) listy zadań. Ku mojej uciesze znalazłam również osobny podrozdzialik dotyczący... czytania! Czyli jak wyrwać z dnia dodatkowe chwile, które pozwolą nam szybciej przeczytać upragnioną książkę :)
Świetnym pomysłem zastosowanym przez autora są rysunki kłódek na dole każdej strony, w które możemy wpisywać ile minut zaoszczędziliśmy stosując rady zawarte na stronie. Np. jeśli dzięki radom co do korzystania z poczty e-mail zyskaliśmy 5 minut wcześniej marnowanych na grzebanie w poczcie, zapisujemy je sobie - finalnie możemy podliczyć ile czasu zyskaliśmy, w porównaniu z naszą pierwotną 15-minutową tabelą :)
Kolejny super przydatny patent, to dwa pliki na specjalnej stronie internetowej dołączone do książki. Jest to wspomniana już 15-minutowa podziałka dnia (na szczęście nie musimy tracić czasu na przygotowanie je samodzielnie :), oraz gotowa pusta lista zadań i zadań bojowych.
Książka jest świetnie opracowana, duża dawka humoru sprawia, że czyta się ją naprawdę z przyjemnością i w mgnieniu oka, a dodatkowo naprawdę uświadamia ile życia przecieka nam przez palce. Czas nad tym zapanować, a ta książeczka nie dość, że umili nam wieczór :) to pomoże okiełznać nieubłaganie pędzący czas. Przyda się to gimnazjalistom, licealistom i studentom (egzaminy, matury, sesje, licencjaty, a obok tego stosy książek czekających na przeczytanie, dawno niewidziani znajomi, dawno nieodpalane ulubione gry - to wszystko da się pogodzić!!!), a także ludziom dorosłym, pracującym lub wychowującym dzieci!
Bez bicia przyznaję, że jest to najlepszy poradnik jaki do tej pory przyszło mi czytać. POLECAM!
[http://waniliowe-czytadla.blogspot.com]
Jak często zdarza Ci się powiedzieć "zaraz się za to wezmę, tylko jeszcze sprawdzę pocztę / zrobię herbatę / podleję kwiatki / poukładam w szafie" - w internecie krąży już kolejny obrazek związany z prokrastynacją: "jeszcze tylko zamiotę pustynię". Często nie zdajemy sobie sprawy ile takie "nadprogramowe" czynności zjadają nam czasu. Te, które wydają nam się w momencie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kiedy Clay otrzymuje tajemniczą przesyłkę z kasetami magnetofonowymi jeszcze nie podejrzewa, że noc po ich otrzymaniu zmieni jego życie na zawsze. Te kasety bowiem, 13 stron nagrań, to 13 powodów dla których Hannah Baker popełniła samobójstwo. Lista osób i sytuacji, które pchnęły jego szkolną koleżankę do podjęcia tak drastycznej decyzji. Ale jest jeszcze coś. Kasety muszą trafić do wszystkich powiązanych ze śmiercią Hannah. Do wszystkich, o których opowiada na tajemniczych taśmach. Jeśli tak się nie stanie, drugi zestaw nagrań zostanie upubliczniony, a na jaw wyjdą wszystkie brudne postępki licealistów, co dla niektórych może mieć tragiczne skutki.
Najpierw usłyszałam o Netflixowej produkcji serialu 13 Reasons Why. Dopiero później dowiedziałam się, że powstaje on na podstawie książki Jaya Ashera, znanego mi już z całkiem dobrej książki Ty, ja i fejs. Zdecydowałam się przeczytać powieść zanim zacznę oglądać ekranizację. Nie zawiodłam się. 272 strony pochłonęłam w dwie noce. I do dziś nie mogę przestać o tej książce myśleć.
Narracja biegnie dwutorowo. Z jednej strony czytamy przemyślenia Claya i przemieszczamy się razem z nim po miasteczku, według mapy przygotowanej przez Hannah. Ale prym wiedzie głos dziewczyny, odtwarzany z - można już chyba powiedzieć - trochę archaicznych kaset magnetofonowych. Opowieść zaczynająca się całkiem niewinnie, ale każda sytuacja podsyca kolejne, buduje śnieżną kulę, która w końcu toczy się jak lawina, bez szans na zatrzymanie się. (...)
Całość recenzji na:
http://waniliowe-czytadla.blogspot.com/2017/04/13-powodow-jay-asher-dlaczego-hannah.html
Kiedy Clay otrzymuje tajemniczą przesyłkę z kasetami magnetofonowymi jeszcze nie podejrzewa, że noc po ich otrzymaniu zmieni jego życie na zawsze. Te kasety bowiem, 13 stron nagrań, to 13 powodów dla których Hannah Baker popełniła samobójstwo. Lista osób i sytuacji, które pchnęły jego szkolną koleżankę do podjęcia tak drastycznej decyzji. Ale jest jeszcze coś. Kasety muszą...
więcej Pokaż mimo to