Zimowe dzieci

- Kategoria:
- kryminał, sensacja, thriller
- Seria:
- Gorzka Czekolada
- Tytuł oryginału:
- The winter people
- Wydawnictwo:
- Media Rodzina
- Data wydania:
- 2015-02-27
- Data 1. wyd. pol.:
- 2015-02-27
- Liczba stron:
- 392
- Czas czytania
- 6 godz. 32 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788380080270
- Tłumacz:
- Maciej Potulny
- Tagi:
- Maciej Potulny
- Inne
Książka nominowana w Plebiscycie Książka Roku 2015 lubimyczytać.pl w kategorii Horror.
Klimatyczna zimowa powieść z pogranicza horroru i dramatu obyczajowego.
Pewnego dnia matka znika bez śladu, zostawiając dwie córki. Dzięki ocalałym kartom dziennika kobiety, która kilkadziesiąt lat wcześniej za pomocą obrzędu potrafiła wskrzesić własną córkę, poznajemy tło tych wydarzeń. Kulminacją niepokojącej, niemal detektywistycznej historii jest odkrycie, w jaki sposób przeszłość przenika się z aktualnymi zdarzeniami, i jak złudna jest gra pozorów. W całej powieści wieje chłodem i grozą.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Polecane księgarnie
Pozostałe księgarnie
Informacja
Oficjalne recenzje
Goście z zaświatów
Lecz cieniom zbrakło nagle sił, a cień się mrokom nie opiera!
I powymarły jeszcze raz, bo nigdy dość się nie umiera...*
Przywracanie do życia zmarłych istot to doskonały pomysł na powieść lub na wprowadzenie do niej tajemniczego, fantastycznego elementu. Wiedział o tym George R.R. Martin, umieszczając w swojej sadze Białych Wędrowców, wiedział o tym również Stephen King, pisząc swój „Cmętarz zwieżąt”. Do podobnego wniosku doszła pisarka Jennifer McMahon, która w „Zimowych dzieciach” – poniekąd horrorze, poniekąd thrillerze i dramacie - wprowadza tym samym do świata przedstawionego tajemnicze rytuały, niebezpieczne obrzędy i tęsknotę tak wielką, że niestraszne jej żadne, najpoważniejsze nawet konsekwencje.
Mówiąc o „Zimowych dzieciach”, najłatwiej dokonać podziału na dwie linie czasowe. Pierwsza to rok 1908, w którym Sara Harrison Shea musi pochować swoją ukochaną córeczkę. Jej ból jest tym większy, że wcześniej kilkukrotnie poroniła, a później także straciła dwumiesięcznego synka. Pogrążona w rozpaczy Sara przypomina sobie o swojej „cioteczce” – mitologicznej niemal postaci, która przed laty obdarowała ją wiedzą, która teraz może pomóc jej „obudzić’ małą Gertie. Druga linia czasowa to natomiast współczesność, w której poznajemy siostry Ruthie i Fawn – dziewiętnasto- i sześciolatkę, które z dnia na dzień zostają postawione w trudnej sytuacji, kiedy bez żadnego ostrzeżenia znika ich matka.
Obydwa plany czytelnik poznawać będzie z różnych punktów widzenia – Sary, jej męża Martina, Ruthie, a także kobiety imieniem Katherine, która w jakiś sposób powiązana będzie z wydarzeniami sprzed około stu lat, a także tymi mającymi miejsce współcześnie. Mimo że narracja w powieści McMahon jest trzecioosobowa, to narrator jest wszechwiedzący, a zatem czytelnik poznaje najskrytsze myśli i niepokoje bohaterów. Oprócz tego, wydarzenia odległe o sto lat będziemy śledzić także za sprawą lektury tajemniczego dziennika Sary, zatytułowanego „Goście z zaświatów”.
Autorka w fantastyczny sposób prowadzi niepowiązane ze sobą na pozór postaci, których historie splata ze sobą naturalnie, a jednak zaskakująco. W „Zimowych dzieciach” nic nie jest bez znaczenia – wszystko ma nie tylko swoje konsekwencje, ale także swoją cenę, a niewielkie West Hall w Vermoncie zdaje się w magiczny sposób pamiętać każde słowo i każde zdarzenie. Czarcia Dłoń, w której drzemie wielka, niebezpieczna, choć pociągająca na pozór siła to natomiast miejsce nie tylko wyraźne zapadające w pamięć, ale także bardzo plastyczne – powieść aż prosi się o ekranizację, a opisane z dbałością o szczegóły postaci i miejsca ze wszystkimi zakamarkami to doskonały materiał na film.
Powieść „Zimowe dzieci” czyta się jednym tchem – akcja jest niezwykle wartka, wątki rozwijają się powoli, ale równolegle, przez co nie ma miejsca na wytchnienie. Autorka prowadzi fabułę w niezwykle przemyślany sposób – od początku lektury czuć, że wiedziała ona doskonale gdzie, w jakim punkcie i dlaczego chce skończyć opowiadaną historię. W tej zaś wszystko do siebie pasuje – zimowy krajobraz, stary dom z mnóstwem zakamarków, tajemniczy dziennik Sary i młoda Ruthie, na pozór niezwiązana z tajemniczą historią budzenia zmarłych, która marzy o tym, aby wyrwać się z czarnej dziury, jaką jest dla niej West Hall.
Siłą tej powieści jest niemal wszystko – jej magiczny, niepokojący klimat, plastyczność języka, jakim posługuje się Jennifer McMahon, a także postaci i wątki na pierwszy rzut oka niezwiązane ze sobą, ale jednocześnie realne i w dziwny, uparty niemal sposób, od początku do siebie dopasowane. Ważnym elementem powieści jest również to, że „Zimowe dzieci” nie kończą się na wciągającej akcji i interesujących bohaterach. Ta historia to także pradawna nauka, prawda o wielu istotnych kwestiach i ciężar, jaki ta prawda ze sobą niesie. Aż dziwne, że powieść, której strony przewracają się same, która niemal wsysa nas w wir wydarzeń ulepionych ze srebrzących się, niepokojąco pięknych płatków śniegu, którą czyta się niemal z wypiekami na twarzy, niczym po spacerze podczas siarczystego mrozu – ma w sobie tyle zapisanego smutku, cierpienia, bólu i nieukojonej rozpaczy.
Strata, z którą nie da się pogodzić to badaj najważniejszy, emocjonalny wątek „Zimowych dzieci”. To ona buduje historię, tworzy związki pomiędzy bohaterami, tka napięcie i topi lód pomiędzy tym co realne, a tym co magiczne, nieprawdopodobne i zadziwiające. To właśnie strata doprowadza do kolejnych rozpaczy i tworzy nierozerwalne połączenie, istniejące od roku 1908 aż do „teraz”. Być może bowiem, o ile nasz świat podlega zmianom i upływowi czasu, o tyle zaświaty – jeśli istnieją – zastygły w dziwnym bezruchu, podobnym do tego, kiedy raz po raz czytamy ten sam ustęp tekstu i nie potrafimy ani go zrozumieć, ani się z niego wyrwać…
I była zgroza nagłych cisz. I była próżnia w całym niebie!
A ty z tej próżni czemu drwisz, kiedy ta próżnia nie drwi z ciebie?
* Fragmenty pochodzą z wiersza „Dziewczyna” Bolesława Leśmiana
Popieram [ 25 ] Link do recenzji
OPINIE i DYSKUSJE
„SZALEŃSTWO TO DOSKONAŁA WYMÓWKA, NIE SĄDZISZ? MOŻNA NIM WYTŁUMACZYĆ CAŁE ZŁO WYRZĄDZANE INNYM LUDZIOM.”
W małym miasteczku w Vermont w West Hall dochodzi do tajemniczych zniknięć przypadkowych ludzi. Nikt nie potrafi ustalić, gdzie udali się ci ludzie. Chcą wierzyć, że uciekli, ale wydarzenia z 1908 roku i legendy o Sarze Harrison Shea rzucają inne światło na te sytuacje. Co mogło się wydarzyć sto lat wcześniej, by móc wciąż wpływać na teraźniejszość?
Akcja w książce toczy się dwutorowo: mamy opis wydarzeń z teraźniejszości oraz wpisy z dziennika Sary z 1908 roku. Jest to wciągająca opowieść o tragicznych wydarzeniach ze skutkiem w teraźniejszości.
Rozdziały są przyjemnej długości, a fabuła książki toczy się na tyle szybko, że pochłaniałam kolejne strony ze zaciekawieniem.
Z opinii, które przeczytałam na LC dowiedziałam się, że jest dosyć podobna do „Cmętarz zwieżąt” Stephena Kinga. Nie czytałam tej książki, jednak wspominam o tym, bo być może ktoś z Was czytał, więc ten tytuł również może się spodobać. 😁
To co mi się podobało najbardziej to tajemniczość historii - wiele niedomówień, tajemnic i sekretów. Wszystko jest ładnie i zwięzłe wytłumaczone w końcowych rozdziałach książki.
Jest również mały wątek miłosny, nietypowy, co jest miłą odmianą. W tej książce nie znajdziemy aktów ani nawet pocałunku. Jest to mały poboczny wątek, który urozmaica akcję, ale przyjemny przez swoją lekkość.
Jest to ciekawy tytuł z wciągającą historią dla fanów tajemnic i duchów. Książkę czytałam z przyjemnością i chętnie sięgnę po kolejne tytuły tej autorki. ☺️
„SZALEŃSTWO TO DOSKONAŁA WYMÓWKA, NIE SĄDZISZ? MOŻNA NIM WYTŁUMACZYĆ CAŁE ZŁO WYRZĄDZANE INNYM LUDZIOM.”
więcej Pokaż mimo toW małym miasteczku w Vermont w West Hall dochodzi do tajemniczych zniknięć przypadkowych ludzi. Nikt nie potrafi ustalić, gdzie udali się ci ludzie. Chcą wierzyć, że uciekli, ale wydarzenia z 1908 roku i legendy o Sarze Harrison Shea rzucają inne światło na te sytuacje....
Powiedzieć, że duchy fascynują mnie od dawna to jak nic nie powiedzieć. Z horrorów zawsze bardziej wolę te, w których straszy zjawa niż szalony facet z zakrwawioną piłą. Zainteresowanie zjawiskami nadprzyrodzonymi (ze szczególnym uwzględnieniem duchów) zaowocowało sięgnięciem onegdaj po Stephena Kinga oraz poszukiwaniami książki, które wciągnie mnie i wzbudzi dreszcz niepokoju niczym „Cmętarz zwieżąt”.
„Zimowym dzieciom” Jennifer McMahon może się to ostatecznie nie udało, ale i tak jestem bardzo zadowolona, że tę książkę kupiłam i przeczytałam. Czuję się usatysfakcjonowana, że to właśnie ona będzie pierwszą zrecenzowaną powieścią w Nowym Roku.
Akcja książki rozgrywa się dwutorowo. W 1908 roku i ponad sto lat później. Na pierwszych stronach poznajemy Sarę, której ekscentryczna cioteczka (kobieta, z którą bohaterka nie jest spokrewniona, ale zaczęła doglądać rodzinę po śmierci matki), pełniąca rolę wiejskiej wiedźmy, zdradza sekret na wskrzeszanie zmarłych. Zaznacza przy tym, że Sara może skorzystać z zaklęcia tylko w naprawdę wyjątkowej sytuacji. Która, jak nietrudno się domyślić, w końcu się nadarza…
Wiek później główną bohaterką historii jest dziewiętnastoletnia Ruthie, która pewnego poranka odkrywa, że jej matka zniknęła, choć to do niej zupełnie niepodobne.
Suniemy przez lekturę, odkrywając dramatyczne sekrety Sary oraz obserwując zmagania Ruthie z życiem, w którym nagle zabrakło najważniejszej osoby a w dodatku pod opieką zostaje sześcioletnia siostra. Kibicujemy im obu.
Muszę przyznać, że historia Sary wzbudza niepokój. Nie jest to może strach czy przerażenie, ale odczuwa się ten masochistyczny przyjemny dreszcz, który każe czytać dalej, czekać na ducha, zagłębiać się coraz bardziej w rozpacz. I nadzieję po wypowiedzeniu zaklęcia.
Nie odczuwałam też zawodu, kiedy przewracałam stronę i widziałam, że kolejny rozdział należy już do Ruthie, (a często tak mam, kiedy historia rozgrywa się dwutorowo lub ma kilku bohaterów; zwyczajnie opowieść jednego z nich zajmuje mnie bardziej). Z każdym kolejnym znakiem zapytania chce się w końcu wiedzieć, gdzie podziała się Alice, jakie skrywa sekrety i co, u licha, ukrywa się w zabitej deskami garderobie.
Styl Jennifer McMahon jest przyjemny. Dość powiedzieć, że przeczytanie stu stron zajmowało mi jakieś dwie godziny a to naprawdę rzadko się zdarza. Jej bohaterowie nie są irytujący, (poza tymi, którzy irytujący być muszą), można z nimi sympatyzować, a Sarze bez zniecierpliwienia po prostu współczuć. Autorka znalazła złoty środek pomiędzy powieścią grozy a obyczajową. Żaden z tych elementów nie jest przesadzony a całość współgra ze sobą tak dobrze, że zwyczajnie chce się ją czytać.
Widziałam opinie zawiedzione otwartym zakończenie, ale tak jak w przypadku mojej ulubionej powieści Kinga, tak i tu uważam, że jest dobre i na miejscu. Dopowiedzenie wszystkiego mogłoby zepsuć klimat. Zresztą ja jestem fanką zakończeń otwartych. Takich, które dają mojej wyobraźni pole do popisu, kiedy już się wydaje, że uczta książkowa skończona wraz z przewróceniem ostatniej strony.
Czy można jednoznacznie stwierdzić, że McMahon czerpała (tudzież zżynała) z Kinga? Nie. Nawet jeśli ma punkty wspólne to motyw wskrzeszania zmarłych jest stary jak świat i sądzę, że nie ma na całym globie osoby, która nie chciałaby spotkać się jeszcze raz z kimś, kto już odszedł. Zamienienie tego pragnienia w tragiczną historię ze straszliwymi konsekwencjami jest dość naturalne.
Polecam wszystkim tę książkę. Nawet zatwardziałym miłośnikom horrorów. Bo choć brak tu jumscare’ów i typowo przerażających momentów, jest to bardzo dobra powieść, w której zarówno miłośnik grozy jak i innych emocji znajdzie coś dla siebie.
Powiedzieć, że duchy fascynują mnie od dawna to jak nic nie powiedzieć. Z horrorów zawsze bardziej wolę te, w których straszy zjawa niż szalony facet z zakrwawioną piłą. Zainteresowanie zjawiskami nadprzyrodzonymi (ze szczególnym uwzględnieniem duchów) zaowocowało sięgnięciem onegdaj po Stephena Kinga oraz poszukiwaniami książki, które wciągnie mnie i wzbudzi dreszcz...
więcej Pokaż mimo toNie będzie chyba zbytnim spojlerem, jeśli napiszę, że książka ma co nieco wspólnego z bardziej znanym „Cmentarzem zwierząt”. Jeśli lubisz powieść Kinga i chciałbyś więcej, jest szansa, że polubisz także „Zimowe dzieci”, choć są one bardziej subtelne w podejściu do tematu, a na pierwszy plan wychodzą inne, ale również tajemnicze, wątki.
Tytuł rozgrywa się głównie na dwu płaszczyznach czasowych: współcześnie oraz – za sprawą dziennika – na początku XX wieku. Obie mają niezły klimat, ale ta wcześniejsza ma urok starych amerykańskich powieści (dom na farmie, puste przestrzenie, obyczajowość itp.), co dodatkowo wzbogaca lekturę. Fabuła jest od pewnego momentu intrygująca i zgrabnie napisana, choć w kilku miejscach mało wiarygodna (zachowanie bohaterów), zwłaszcza na końcu.
Szczegół, ale uderzył mnie brak jakichkolwiek seksualnych wtrętów, mimo iż bohaterka spędza trochę czasu ze swoim chłopakiem. Miałem wrażenie, że King czy inni autorzy dodaliby to i owo, a tutaj dla miłej odmiany nawet pocałunku nie było.
Nie będzie chyba zbytnim spojlerem, jeśli napiszę, że książka ma co nieco wspólnego z bardziej znanym „Cmentarzem zwierząt”. Jeśli lubisz powieść Kinga i chciałbyś więcej, jest szansa, że polubisz także „Zimowe dzieci”, choć są one bardziej subtelne w podejściu do tematu, a na pierwszy plan wychodzą inne, ale również tajemnicze, wątki.
więcej Pokaż mimo toTytuł rozgrywa się głównie na dwu...
Książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Horror połączony z dramatem wyszedł naprawdę świetnie i momentami miałam ciary czytając. Polecam!
Książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Horror połączony z dramatem wyszedł naprawdę świetnie i momentami miałam ciary czytając. Polecam!
Pokaż mimo toMotyw wskrzeszania umarłych do najbardziej oryginalnych nie należy. A jednak odniosłem wrażenie, że książce udało się zachować pewnego rodzaju świeżość.
Zgadzam się z innymi opiniami, że początek jest dość nudny, jednak w drugiej części akcja nabiera tempa i całość zaczyna niesamowicie wciągać. Zdecydowanie warto zapoznać się z tą pozycją.
Motyw wskrzeszania umarłych do najbardziej oryginalnych nie należy. A jednak odniosłem wrażenie, że książce udało się zachować pewnego rodzaju świeżość.
Pokaż mimo toZgadzam się z innymi opiniami, że początek jest dość nudny, jednak w drugiej części akcja nabiera tempa i całość zaczyna niesamowicie wciągać. Zdecydowanie warto zapoznać się z tą pozycją.
Na początku nie iskrzyło. Jak zaiskrzyło, to nie mogłam przestać czytać. Książka łącząca kilka gatunków: jest tu trochę horroru, powieści obyczajowej, dramatu, parapsychologii, nawet trochę kryminału się w niej znajdzie na upartego.
Fascynująca przygoda, której akcja toczy się dwutorowo, w roku 1908 i w czasach współczesnych. Jest coś co je łączy, sekretny dziennik Sary i kilka jego zagubionych stron. Stron, na których Sara przekazała wskazówki, jak przywrócić życie zmarłym i zostawiła mapę, na której zaznaczony jest portal. Wiele osób tajemniczo zaginęło próbując dowiedzieć się prawdy. Były to głównie kobiety, matki, pragnące choć na chwilę, jeszcze raz, jeszcze przez moment ujrzeć swoje dzieci, które przedwcześnie odeszły z tego świata.
Powieść przejmująca zimnem do szpiku kości, emanująca strachem, nadzieją, miłością. Te uczucia są tak namacalne, że czytelnik je współodczuwa. Zadawałam sobie pytanie: Czy gdybym mogła użyć magii do przywrócenia życia najukochańszej osobie, choćby tylko na tydzień, zrobiłabym to? Dla mnie odpowiedź jest tylko jedna – TAK. Nie zważając na konsekwencje, zrobiłabym to. Jestem również przekonana, że każda matka podjęłaby taką samą decyzję, tak jak zrobiła to Sara.
Zimowe dzieci to książka dopracowana w każdym calu, nie ma tu nic zbędnego, wszystko jest potrzebne, tworząc ten niepowtarzalny nastrój.
Bardzo, bardzo polecam.
Na początku nie iskrzyło. Jak zaiskrzyło, to nie mogłam przestać czytać. Książka łącząca kilka gatunków: jest tu trochę horroru, powieści obyczajowej, dramatu, parapsychologii, nawet trochę kryminału się w niej znajdzie na upartego.
więcej Pokaż mimo toFascynująca przygoda, której akcja toczy się dwutorowo, w roku 1908 i w czasach współczesnych. Jest coś co je łączy, sekretny dziennik Sary i...
"Zimowe dzieci" to wciągająca powieść o małym miasteczku w Vermont w West Hall, w którym ludzie znikają w niewyjaśnionych okolicznościach, a zwierzęta hodowane są na rzeź. Nikt nie wie, dokąd idą ci ludzie ani dlaczego te zwierzęta są zabijane. Wielu chciałoby uwierzyć, że niektórzy uciekli , ale inni znają prawdę ... a przynajmniej legendę o Sara Harrison Shea.
Akcja toczy się dwutorowo w roku 1908 poznając losy Sary i jej rodziny oraz w czasach współczesnych gdzie 19-letnia Ruthie wraca do domu i odkrywa, iż jej matka Alice zniknęła. Najbardziej tajemniczy sekret dotyczy Sary, która w 1908 roku została znaleziona martwa na polu za domem zaledwie kilka miesięcy po tragicznej śmierci córki Gertie. Z czasem odkrywamy, iż Ruthie, jej mama i jej młodsza siostra Fawn mieszkają w domu, w którym mieszkała Sara. Próbując dowiedzieć się, gdzie jest jej matka i dlaczego zaginęła, Ruthie znajduje pamiętnik, który kiedyś należał do Sary, ukryty pod podłogą sypialni jej matki.
Jest to zdecydowanie mroczna i klimatyczna opowieść z dobrze nakreślonymi postaciami, dramem rodzinnym i duchami. Wątki rozwijają się powoli, ale równolegle, przez co nie ma miejsca na wytchnienie. W książce nic nie jest bez znaczenia, a wszystko ma swoje konsekwencje i cenę. Całość czyta się jednym tchem. Historia opowiada o ludziach, którzy stracili swoich najbliższych. Pokazuje do czego są zdolni by choc przez chwile móc ich zobaczyć.
To idealna lektura, jeśli szukasz ciekawej historii, niezbyt przerażającej, bardziej przejmującej i wywołującej niepokój, ale wciąż mrocznej.
"Zimowe dzieci" to wciągająca powieść o małym miasteczku w Vermont w West Hall, w którym ludzie znikają w niewyjaśnionych okolicznościach, a zwierzęta hodowane są na rzeź. Nikt nie wie, dokąd idą ci ludzie ani dlaczego te zwierzęta są zabijane. Wielu chciałoby uwierzyć, że niektórzy uciekli , ale inni znają prawdę ... a przynajmniej legendę o Sara Harrison Shea.
więcej Pokaż mimo toAkcja toczy...
Książka okazała się na tyle wciągająca, że jej przeczytanie zajęło mi jeden dzień. Nie za długie rozdziały i wartka akcja sprawiają, że kolejne strony przewracają się praktycznie same. W ogólnej swojej wymowie książka podobna jest do "Smętarza dla zwierzaków" Kinga - mamy tu ból po śmierci bliskiej osoby, niemożność pogodzenia się ze stratą i pytanie, co byłoby, gdyby można przywrócić zmarłego do życia.
Książka okazała się na tyle wciągająca, że jej przeczytanie zajęło mi jeden dzień. Nie za długie rozdziały i wartka akcja sprawiają, że kolejne strony przewracają się praktycznie same. W ogólnej swojej wymowie książka podobna jest do "Smętarza dla zwierzaków" Kinga - mamy tu ból po śmierci bliskiej osoby, niemożność pogodzenia się ze stratą i pytanie, co byłoby, gdyby można...
więcej Pokaż mimo toOsobę, która straci rodziców nazywamy "sierotą". "Wdowa" to kobieta, której umarł mąż, a "wdowiec" to mężczyzna, któremu umarła żona. Jak nazwać więc rodzica, któremu umarło dziecko?
Określenie to występuje w niektórych językach - w niemieckim o takich rodzicach mówimy "Verwaiste Eltern" a w hebrajskim "horim shakulim". Strata dziecka dla rodziców to niewyobrażalna tragedia, która odciska piętno na ich życiu.
Zdaje się to potwierdzać książka "Zimowe dzieci", w której autorka stawia pytanie - do czego jesteśmy zdolni w obliczu nieszczęścia, które nas spotkało? Co możemy poświęcić, jakie granice przekroczyć aby choć na chwilę cofnąć czas zapominając o towarzyszącym nas z uporem bólu?
Książka nie jest zaskakująca. Ech, nie jest w ogóle odkrywcza, ale zapada w pamięć. Świetnie nadaje się do analizy w grupach dyskusyjnych, bo można ją interpretować na wiele sposobów.
Osobę, która straci rodziców nazywamy "sierotą". "Wdowa" to kobieta, której umarł mąż, a "wdowiec" to mężczyzna, któremu umarła żona. Jak nazwać więc rodzica, któremu umarło dziecko?
więcej Pokaż mimo toOkreślenie to występuje w niektórych językach - w niemieckim o takich rodzicach mówimy "Verwaiste Eltern" a w hebrajskim "horim shakulim". Strata dziecka dla rodziców to niewyobrażalna...
Początek roku upływa mi w gęstej i mrocznej atmosferze książek z gatunku grozy i niesamowitości.
Po "Nawiedzonym domu" i "Osadzie" przyszedł czas na "Zimowe dzieci" Jennifer McMahon. Jest to moje pierwsze spotkanie z tą autorką i jest to spotkanie nawet udane. "Zimowe dzieci" to klimatyczny horror z elementami dramatu rodzinnego. Akcja toczy się dwutorowo, na przemian poznajemy losy Sary Harrison Shea i jej tajemniczej cioteczki oraz współcześnie obserwujemy dramatyczne przeżycia dwóch sióstr Ruthie i Fawn. Na kartach powieści spotkamy jeszcze Katherine, która opłakuje syna i męża i Candance, która chce odzyskać opiekę nad synem, no i wreszcie męża Sary, Martina. Sara traci w tragicznych i niewyjaśnionych okolicznościach dziecko, pogrążona w rozpaczy zaczyna w dzienniku opisywać wydarzenia, związane z tajemniczymi istotami, zwanymi śniącymi. Wątek rozgrywający się w naszych czasach dotyczy zaginionej matki Ruthie i Fawn. Siostry szukając matki odkrywają kilka wstrząsających rodzinnych sekretów. Wszystkie wątki łączą się w pewnym momencie, co prowadzi do dramatycznego punktu kulminacyjnego.
Czyta się tę opowieść dobrze, a czytałoby się znacznie lepiej gdyby autorka darowała sobie wątek Katharine i Candance, bo niczego nie wnoszą i niepotrzebnie spowalniają akcję, odciągając uwagę od głównego wątku. Mało wiarygodna jest też dla mnie postać cioteczki i jej nagła, nieprzekonująca przemiana pod koniec powieści.
W powieści sporo się dzieje, akcja pędzi do przodu, a strony same się przewracają. Klimat jest trochę straszny, trochę tajemniczy. Autorka posługuje się dosyć plastycznym językiem, więc czujemy ten chłód zimy, który szczypie w policzki i sprawia że drętwieją palce. Opisy czającego się w lesie śniącego są na tyle sugestywne, że momentami miałam ochotę obejrzeć się za siebie.
Sam temat, czyli powrót ukochanych zmarłych zza grobu nie grzeszy oryginalnością, pisał o tym Stephen King czy John Ajvide Lindqvist, ale to nie przeszkadza w odbiorze powieści.
Największym zarzutem, który mogę postawić autorce to sposób w jaki kreuje bohaterów. Ich charaktery sprawiają wrażenie powierzchownych i schematycznych, trudno tu mówić o pogłębionym portrecie psychologicznym jednostki postawionej w ekstremalnej, traumatycznej sytuacji. To sprawia, że nie sposób zaangażować się emocjonalnie w dramat Sary czy Ruthie i Fawn, w zasadzie nie czułam do żadnej z nich ani specjalnej sympatii ani niechęci, były mi całkowicie obojętne. Niejednokrotnie łapałam się na myśli, że wszystko mi jedno, która z nich zginie bądź zostanie skrzywdzona. To poważny zarzut wobec książki i umiejętności kreowania postaci przez Judith McMahon. Szkoda bo powieść i nawet pomysł mają potencjał, a i pióro autorki zdradza talent.
Ogólnie książka mi się podobała, czytałam ją z zainteresowaniem, czasem przebiegł mi po skórze jakiś dreszczyk, a najbardziej urzekła lodowata atmosfera zagrożenia, czającego się nie w mroku nocy, a w ostrej bieli czystego śniegu i zimna.
Z ciekawością sięgnę po kolejne tytuły spod ręki Jennifer McMahon, jeśli tylko pojawią się na polskim rynku wydawniczym.
Początek roku upływa mi w gęstej i mrocznej atmosferze książek z gatunku grozy i niesamowitości.
więcej Pokaż mimo toPo "Nawiedzonym domu" i "Osadzie" przyszedł czas na "Zimowe dzieci" Jennifer McMahon. Jest to moje pierwsze spotkanie z tą autorką i jest to spotkanie nawet udane. "Zimowe dzieci" to klimatyczny horror z elementami dramatu rodzinnego. Akcja toczy się dwutorowo, na przemian...