-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2012-02-29
2011
Kolejna cudowna książka wliczająca się do tych, które naprawdę warto polecić.
Postawa Sophie w pierwszej części mnie urzekła, a niektóre cytaty po prostu powalały i sprawiały że uśmiechałam się jak głupia. :D
Do tego że dziewczyna okazuje się demonem dołóżmy mojego ulubieńca. Seksownego, uroczego, atrakcyjnego Archera Crossa, który również w tej części mnie oczarował.
Natomiast Cal, który ku mojej irytacji okazał się narzeczonym Sophie, bardzo mnie wkurzył. :D Ot, kolejny książkowy chłopak, który będzie jedynie przeszkadzał w prawdziwej miłości.
Książka tak samo jak 1 część jest pisana luźnym językiem. Przeczytałam ją i czuję wielką ochotę sięgnięcia po kolejną.
Jednym słowem rewelacja, polecam. :)
Kolejna cudowna książka wliczająca się do tych, które naprawdę warto polecić.
Postawa Sophie w pierwszej części mnie urzekła, a niektóre cytaty po prostu powalały i sprawiały że uśmiechałam się jak głupia. :D
Do tego że dziewczyna okazuje się demonem dołóżmy mojego ulubieńca. Seksownego, uroczego, atrakcyjnego Archera Crossa, który również w tej części mnie...
2021-03-07
Nie zliczę przypadków serii, w których kontynuacje wypadały gorzej od części pierwszych. Zwłaszcza gdy w grę wchodziła trylogia, w której drugi tom okazywał się zapychaczem pomiędzy ekscytującą jedynką, a rozstrzygającą fabułę trójką. Po tym jak Pierce Brown rozkochał mnie w swoim piórze i świecie stworzonym ze "Złotą krwią", do "Złotego Syna" podchodziłam z pozytywnym nastawieniem, ale nie bez obaw, że być może sequel mnie zawiedzie. Szybko miałam się jednak przekonać, że gdy mówimy o autorze Red Rising, reguła "gorszy drugi tom" zmienia się w "tom drugi przerastający jedynkę pod wszystkimi możliwymi względami".
Od pierwszych stron drugiego tomu serii rzuca się w oczy, że ta część jest pod wieloma względami dojrzalsza od pierwszej. O ile poprzedniczkę z łatwością wrzuciłam do worka "dystopia/sci-fi młodzieżowe", o tyle kontynuacja kompletnie tam nie pasuje. Szczerze mówiąc, przy "Złotym Synu", jedynka wypada naiwnie i prosto - a mówię to jako wielka fanka pierwszego tomu. Czy to za sprawą przeskoku czasowego, starszego głównego bohatera, czy też przeniesienia miejsca akcji do "dorosłego świata", dającego autorowi okazję do popisania się i pokazania szerszej perspektywy na wydarzenia, sequel od początku wydaje się solidniejszy, dosadniejszy, brutalniejszy i dużo bardziej poważny.
Na tyle na ile pierwszy tom zasiał ziarna spisku i głównej intrygi, a także uformował podwaliny fabuły i postawił fundamenty świata wykreowanego, na tyle to tom drugi pokazuje, że ludzie nie dzielą się na dobrych i złych, nic nie jest czarno-białe, a także zmusza bohaterów do kwestionowania swoich wartości moralnych i podjętych decyzji. Jedynka dała nam niewielki wgląd w to czym rządzi się uniwersum, ale to dwójka w pełni uświadamia z czym przyjdzie się zmierzyć głównemu bohaterowi, w kontynuowaniu swojej misji. Sequel przepełniono wojną, realną, straszliwą, brutalną, przy której spiski i potyczki z pierwszego tomu wydają się krwawą, lecz wciąż dziecięcą zabawą. Inną zmianą jest także to, że o ile w jedynce przeważał element dystopii, o tyle dwójka to już w całości science-fiction.
Drugi tom prezentuje nie tylko solidnie utkaną fabułę, pomysłowe, świeże wątki, kolejnych niesamowitych bohaterów, których poznawanie jest ekscytujące, ale także udowadnia, że Pierce Brown nie ma zamiaru zwalniać, a jedynka była jedynie wstępem do czegoś dużo większego. Lektura kontynuacji zabiera nas prosto w sam środek politycznych intryg i wojennych taktyk, które to są powodem czemu nie zaliczam już serii do "młodzieżowych". Sequel skupia się na strategiach, na szukaniu rozwiązania sytuacji, które często wydają się przegrane. Jako że Darrow wciąż jest błyskotliwym protagonistą, możecie być pewni, że nie zabraknie tu dynamiki, zaskakujących zwrotów akcji, jak również trudnych wyborów.
Coś co bardzo chwaliłam sobie w pierwszym tomie, to doskonała kreacja bohaterów. Żadne z nich nie było wyidealizowane, wszyscy mieli wady i zalety, a dzięki temu wydawali się realni. W dwójce, autor pozwala im dorastać, ucząc się przez doświadczanie nowych rzeczy. Obserwowanie tej ewolucji jest jednym z moich ulubionych elementów w serii. Podoba mi się też jak relacje pomiędzy poszczególnymi postaciami również ulegają zmianom, odzwierciedlając okoliczności. Bohaterom nie są obce błędy, dzięki czemu możemy zobaczyć jak niektóre przyjaźnie stawiają czoła realistycznie przedstawionym wzlotom i upadkom.
Pióro autora w dalszym ciągu magnetyzuje, dzięki czemu czytanie jego dzieła należy do jednego z barwniejszych doświadczeń, jakie może przeżyć czytelnik. Jako że skala drugiego tomu i tego jak został napisany, wydaje się większa, lektura sequela gwarantuje kompletną ucieczkę od rzeczywistości. Pierce Brown ponownie wrzuca nas w sam środek cyklonu, prowadząc w niewiarygodną, ekscytującą, ale również dramatyczną przygodę, która jest również bardziej krwawa i brutalniejsza od tej przedstawionej w tomie pierwszym. Nie wspominając już o ogromnym, finalnym cliffhangerze, który pozostawia czytelnika w absolutnym oszołomieniu. Drobna rada? Przed zaczęciem lektury kontynuacji, upewnijcie się, że w zasięgu wzroku macie również tom trzeci, bo zapewniam, że będziecie chcieli się na niego rzucić jak tylko przewrócicie ostatnią kartkę dwójki.
"Złoty Syn" to książka, która nie tylko mnie nie zawiodła, ale co ważniejsze: przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Seria Pierce'a Browna ma wszystko czego moglibyście oczekiwać od solidnej kontynuacji. Świetnie zbudowany świat, genialnie utkaną fabułę, w której nie brak nagłych zwrotów i interesujących wątków, jak również fascynujących bohaterów: zarówno pozytywnych i negatywnych, których losy będziecie śledzić z rosnącą ciekawością. Sequel czytałam z zapartym tchem, nie mogąc się doczekać, by sprawdzić dokąd zaprowadzą bohaterów ich trudne wybory. Jeśli któryś autor zasługuje na większy rozgłos, to z całą pewnością jest nim Pierce Brown, który serią Red Rising kompletnie podbił moje serce. Polecam.
http://sherry-stories.blogspot.com/2021/03/red-rising-zoty-syn-pierce-brown.html
Nie zliczę przypadków serii, w których kontynuacje wypadały gorzej od części pierwszych. Zwłaszcza gdy w grę wchodziła trylogia, w której drugi tom okazywał się zapychaczem pomiędzy ekscytującą jedynką, a rozstrzygającą fabułę trójką. Po tym jak Pierce Brown rozkochał mnie w swoim piórze i świecie stworzonym ze "Złotą krwią", do "Złotego Syna" podchodziłam z pozytywnym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-03-24
Nastoletni Darrow nie ma nic przeciwko bycia Czerwonym, a więc częścią najbardziej wyzyskiwanej klasy w kosmosie, która znajduje się na samym końcu łańcucha pokarmowego. Chłopak wie jak przetrwać, a jako jeden z najważniejszych żywicieli swojego klanu, nie oczekuje wiele, pchany do dalszego działania przez miłość i przywiązanie do rodziny. Wszystko się zmienia, gdy przedstawiciele najważniejszej klasy - Złoci, Zwycięzcy, Zdobywcy odbierają mu to co najdroższe. Zdeterminowany, by wymierzyć sprawiedliwość, Darrow wkrótce stanie się częścią większego planu i wkroczy prosto w paszczę lwa, by zniszczyć system od środka.
Na tyle na ile pierwszy tom serii Red Rising bazuje na dobrze znanych i wielokrotnie wykorzystanych w przeszłości schematach, na tyle przedstawia świeżą, ekscytującą perspektywę i niesamowitych bohaterów, dzięki czemu mimo wszystko wybija się ponad inne książki sci-fi/dystopia młodzieżowa. Coś co bardzo cenię w powieściach to wykreowanie sensownego świata i zasad funkcjonowania. Pierce Brown stworzył naprawdę solidne podstawy do istnienia uniwersum. Skolonizowane planety, kasty społeczne, którym odpowiadają kolory, potężne rodziny. Wszystko to zostało doprawione odpowiednią ilością odniesień do kultury, mitologii i filozofii.
Wraz z intrygującym, dobrze opisanym, nowym uniwersum, do którego łatwo przywyknąć, zagłębiamy się w świetnie zaplanowaną i doskonale rozpisaną intrygę, za narratora mając zdeterminowanego Darrowa, który ewoluuje na przestrzeni całej powieści. Pierce Brown zadbał o to, by czytelnik się nie nudził, serwując mnóstwo zwrotów akcji, a także trzymając nas w napięciu aż do ostatniej strony. Nie mogę zliczyć momentów, gdy w trakcie lektury oczy błyszczały mi z ekscytacji, a ja umierałam z ciekawości, by sprawdzić co czeka na głównego bohatera na kolejnej stronie. Ponieważ pióro autora jest niezwykle przyjemne i lekkie, pomimo chwilami ciężkiej tematyki, trudno oderwać się od powieści.
Myślę, że za kolejną wielką zaletę książki można uznać Darrowa samego w sobie. Szczerze mówiąc, nie istnieje wiele głównych bohaterów, za którymi faktycznie przepadam. W powieściach młodzieżowych, protagoniści często okazują się przedramatyzowanymi lub wyidealizowanymi, pustymi i nieco bladymi, nijakimi skorupami. Z radością powitałam więc bohatera Red Rising, który nie tylko jest faktycznie barwną postacią, ale również wielokrotnie zachwyca podjętymi taktykami, czy śmiałymi planami. Łatwo się z nim zżyć, a jeszcze łatwiej pokochać, zwłaszcza, że ma głowę na karku, jest błyskotliwy i sprytny, co było miłą odmianą po typowych idiotkach pokroju Mary Sue, które znam z innych dystopii młodziezowych. Poza tym, Pierce Brown nie przesadził w kreacji, utrzymując dobry balans pomiędzy zaletami i wadami Darrowa, dzięki czemu jawi się nam jako jeszcze bardziej realistyczny.
Myślę, że autor świetnie się spisał w kwestii konstrukcji całej książki, której naprawdę niczego nie brakuje. Mimo że - jak już wspomniałam - wykorzystuje ona dobrze znane schematy, dzięki połączeniu sci-fi i dystopii, oraz plejadzie barwnych postaci, od powieści nie da się oderwać. Piórowi Browna nie mam nic do zarzucenia, jest ono przystępne, barwne i uzależniające, dzięki czemu tytuł się pochłania. Dialogi nie wydają się puste czy sztuczne, a dzięki sensownym opisom jesteśmy sobie w stanie wyobrazić świat Darrowa, tak jakby wykwitał przed naszymi oczami. Poza tym, ta dbałość o detale! Świetnie skrojona fabuła, która ani na sekundę nie pozwala nam się nudzić! Wspaniałe!
Czytanie pierwszego tomu Red Rising jest przygodą i rozrywką samą w sobie. Uwierzcie mi, w pewnym momencie akcja tak przyśpiesza, że zaczyna przypominać nurt rwącej rzeki, z której czytelnik nie jest w stanie się uwolnić (nie to, żeby chciał w pierwszej kolejności). Wraz z zapadającymi w pamięci bohaterami pierwszo i drugoplanowymi, wpadamy w czytelniczą dziurę i dajemy się pogrążyć w świecie, który Darrow chce wywrócić do góry nogami. Pierwszy tom jest szybki, magnetyczny i błyskotliwy, a wraz z intrygującą końcówką, pozostawia czytelnika z rosnącym apetytem na kontynuację. Jeśli cenicie sobie naprawdę dobre dystopie/sci-fi młodzieżowe, nie wyobrażam sobie byście chcieli przegapić dzieło Pierce'a Browna. Osobiście polecam z całego serca, bo doskonale się przy nim bawiłam.
http://sherry-stories.blogspot.com/2021/02/red-rising-zota-krew-pierce-brown.html
Nastoletni Darrow nie ma nic przeciwko bycia Czerwonym, a więc częścią najbardziej wyzyskiwanej klasy w kosmosie, która znajduje się na samym końcu łańcucha pokarmowego. Chłopak wie jak przetrwać, a jako jeden z najważniejszych żywicieli swojego klanu, nie oczekuje wiele, pchany do dalszego działania przez miłość i przywiązanie do rodziny. Wszystko się zmienia, gdy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-01-13
Nadciąga burza. Wojna pomiędzy starym, a nowym. Pomiędzy tradycją, a postępem, bowiem niektórzy żyją w przeświadczeniu, że może i powinno przetrwać tylko jedno. Z niewiadomych powodów, do centrum tego wszystkiego zostanie wciągnięty Cień, który ostatnie lata spędził w więzieniu. W towarzystwie specyficznego Pana Wednesdaya, mężczyzna uda się w podróż pełną dziwacznych person i jeszcze dziwaczniejszych zdarzeń...
Za każdym razem, gdy czytam dzieła Gaimana, mam wrażenie, jakby autor zabierał mnie na wyprawę, bo włada tak niesamowitym, barwnym, magnetycznym piórem, że wszystkie jego historie są jak przygody, w które można wskoczyć wraz z bohaterami. Recenzowana dziś przeze mnie książka to zgrabne, niezwykle udane połączenie bogatego w szczegóły urban fantasy, z mitologią, mitami i legendami, rozsiewającymi wokół czytelnika aurę mrocznej, magicznej baśni dla dorosłych, snutej przez bajarza, za jakiego Gaiman z całą pewnością może uchodzić.
Jeśli chodzi o tę pozycję, trudno mówić o fabule, bo nie jest ona aż tak ważna jak ukryte za nią znaczenia. Cała ta historia, to będąca metaforą, perspektywa Gaimana na Amerykę i czasy współczesne. Opowieść przepełniono symbolami i mnóstwem detali, więc owszem, nie powiedziałabym, że książka ta przypadnie do gustu wszystkim. Tempo akcji można określić mianem "nieśpiesznego", bo jak wspomniałam, w tym dziele bardziej od realnej fabuły, liczy się wszystko co ją otacza. Głębia wątków, symbolika specyficznych zdarzeń czy bohaterów oraz ich decyzji.
Powieść jest bardzo specyficzna, typowo "Gaimanowa". Styl pozostaje w pewien sposób ironiczny, kryje on bowiem w sobie nietypowy humor, a ponad wszystko inne: naprawdę wciąga. Przysięgam, że z każdą kolejną przeczytaną książką tego autora, czuję się coraz bardziej zahipnotyzowana przez jego pióro. Ma on w sobie coś z baśniarza. Opowiada leniwie, lecz emocjonalnie. Z mnóstwem szczegółów. Nie podaje wszystkiego jak na tacy, pewne rzeczy nie są oczywiste, a Gaiman jedynie popycha nas w stronę poszczególnych znaczeń, tak byśmy sami odgadli, jaka jest ich rola w historii. I te jego opisy! Bogate, pełne kolorów. To jeden z nielicznych pisarzy, którzy sprawiają, że w trakcie lektury czuję się tak, jakbym wręcz pływała w rozsiewanym przez nich klimacie i wszystkich emocjach, jakie niesie dana pozycja.
Inny element tej książki, który zasługuje na uwagę, to fakt, że nie zawiera ona jednej opowieści, a raczej kilka historii, z których każda jest coraz ciekawsza i bardziej klimatyczna. Trudno ubrać w słowa wszystkie uczucia jakie żywię wobec tego dzieła, bo jest tak wielkie, pod względem znaczenia i tak bogate w elementy, że nie wydaje mi się, bym była w stanie oddać choćby ułamek zachwytu, w jakim mnie pozostawiła po skończeniu. Gaiman otwarł przed nami drzwi do baśni dramatycznej, lecz na swój nieoczywisty sposób również pięknej. Jego nostalgia i zachwyt wobec małych amerykańskich miasteczek, miesza się z trafnymi uwagami na temat progresu, obecnych priorytetów i postępującej oraz zmieniającej się kultury, w tym również wierzeń.
"Amerykańscy bogowie" to zdecydowanie nie jest powieść dla wszystkich. Mówi się, że specyficzne pióro Gaimana można albo kochać, albo nienawidzić, a jeśli to prawda, to szczęśliwie znalazłam się po stronie tych, których jego książki zachwycają i czarują. Pozycja ta jest na swój sposób poetycka, mnie jednak bardziej przypomina baśń. Chwilami ciepłą, leniwą i swojską, innym razem dramatyczną, pouczającą i ekscytującą. Jeśli nie mieliście do czynienia z tym autorem, polecam na początek sięgnąć po "Nigdziebądź", a jeśli pozycja i sposób w jaki została napisana wam się spodobają, myślę, że nie będę musiała was namawiać do kontynuowania poznawania dzieł pisarza. Osobiście, niezmiernie się cieszę, że wpadłam w Gaimanową dziurę, bo jakkolwiek zdaję sobie sprawę, że nie ma z niej ucieczki, zachwyca mnie wszystko co w niej znalazłam do tej pory.
http://sherry-stories.blogspot.com/2021/01/amerykanscy-bogowie-neil-gaiman.html
Nadciąga burza. Wojna pomiędzy starym, a nowym. Pomiędzy tradycją, a postępem, bowiem niektórzy żyją w przeświadczeniu, że może i powinno przetrwać tylko jedno. Z niewiadomych powodów, do centrum tego wszystkiego zostanie wciągnięty Cień, który ostatnie lata spędził w więzieniu. W towarzystwie specyficznego Pana Wednesdaya, mężczyzna uda się w podróż pełną dziwacznych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-09-22
Co kocham w siódmym tomie przygód Harry'ego Pottera:
- Sześć tomów pełnych dramatów, śmiechu, łez, strat oraz tajemnic i w końcu dotarliśmy do końca. "Insygnia Śmierci" to jedna z najdłuższych książek w serii i trudno się dziwić czemu. Pełna powoli odkrywanych kart historia, po raz ostatni zabierze nas w emocjonalną podróż przepełnioną magią, która dla wielu będzie finalną prostą, a dla innych jedynie początkiem...
- Finalny tom to jedyna część cyklu, której nie zaczynamy od kolejnego roku nauki w Hogwarcie, wraz z bohaterami. Po wydarzeniach z poprzedniczki, Harry z przyjaciółmi, Zakon Feniksa oraz cały świat czarodziei stoją przed zadaniem pokonania Voldemorta rozszerzającego swoje wpływy w zastraszającym tempie. Surowy, okrutny, pozbawiony człowieczeństwa czy zrozumienia reżim każe masie ludzi uciekać z domów, a innym pożegnać z członkami rodziny. Nikt, kto kwestionuje nową rzeczywistość nie jest bezpieczny. Czy jednak tym niewielu, wystarczająco odważnym, uda się zminimalizować straty i powstrzymać zło zanim skrzywdzi więcej niewinnych?
- Historia w "Insygniach Śmierci" zdecydowanie różni się od poprzedniczek. Po pierwsze: sporo tu niewiadomych. Harry i jego przyjaciele błądzą, pozbawieni wskazówek czy pomysłów co robić. Od pierwszych stron odczuć można poczucie zagrożenia i pewnej bezsilności, nasilającej się wraz z progressem fabuły. Bohaterowie poruszają się jak po omacku, desperacko starając się uczepić tych niewielu informacji, które posiadają. Być może dla części czytelników przyzwyczajonych do szybszej, dynamicznej, pełnej wątków i ekscytujących elementów akcji, nowe tempo nie przypadnie do gustu, ale mnie - zaskakująco - wydawało się na miejscu, zwłaszcza biorąc pod uwagę ewolucję charakterów i wszystkie wydarzenia, które doprowadziły młodego Pottera do tego miejsca.
- Wydarzenia mające miejsce w finalnej części to ostatnia prosta dla Harry'ego do dorośnięcia, poznania samego siebie, swojej historii oraz powiązań rodzinnych. Ważna więc będzie jego wewnętrzna podróż i podejmowane decyzje, które w ostateczności naprawdę wzbudzają sympatię i współczucie. Trudno się nie zżyć z głównym bohaterem, nie tylko dlatego, że obserwowaliśmy jego życie od dzieciństwa, po lata nastoletnie i byliśmy świadkami tego jak zmieniał się z niewinnego dziecka w zdeterminowanego, odważnego mężczyznę, ale także dlatego, że historia Harry'ego porusza serca. Czytając ostatnie rozdziały miałam łzy w oczach, bo czułam dumę z podejmowanych przez niego decyzji i wdzięczność, że mogłam poznać tak niezwykłą postać i wraz z nim, wziąć udział w tej niesamowitej historii.
- Coś co ogromnie mi się podobało w finalnym tomie, to że mimo, iż śledziliśmy poczynania Harry'ego, autorce udało się poinformować czytelnika o działaniach ludzi w innych miejscach. Dowiadywanie się o ruchu oporu w Hogwarcie i o staraniach Zakonu Feniksa, by ocalić niewinnych, dawały nadzieję i poszerzały perspektywę. Mieliśmy świadomość, że główny bohater nie jest sam w swojej walce, a biorąc pod uwagę jego młody wiek, uspokajało mnie to oraz wydawało się bardziej realistyczne. Po "Insygniach Śmierci" nikomu nie przyjdzie do głowy, by powiedzieć, że historia ma tylko jedną osobę zasługującą na określenie "bohater", bo w trakcie poznawania serii i finalnego tomu poznaliśmy tyle odważnych, walecznych postaci, że zdajemy sobie sprawę, że walka przeciwko mrocznym siłom to wysiłek wielu.
- Uwielbiam kreację bohaterów w tej serii bo nikt nie stoi w miejscu, nikt nie pozostaje taki sam. Wszyscy są pełnokrwiści, a pod wpływem odpowiednich nacisków ze środowiska i własnych doświadczeń, zmieniają się i dostosowują do nowych okoliczności. Takie, a nie inne przedstawienie postaci jest realistyczne i wzbudza olbrzymi podziw, zwłaszcza, że świetna kreacja dotyczy zarówno tych, których kochamy jak i tych znienawidzonych. Dzięki tak solidnemu stworzeniu bohaterów, również relacje pomiędzy nimi są niezwykłe i wypadają sensownie, tym bardziej, że również ewoluują, dojrzewając i kradnąc naszą uwagę. Postacie, jak i związki pomiędzy nimi nie są idealne, mają wady i zalety, a przez to, aż chce się o nich czytać.
- Autorka w tej części, zdecydowała się na ruch bardzo odważny, który jednak przywitałam z uśmiechem na ustach. Zrobienie z kogoś, kogo uważaliśmy za bohatera, mędrca i niezwykle pozytywną postać - antybohatera to zabieg nie aż tak rozpowszechniony. Rowling zdecydowanie poświęciła wiele czasu na scalanie informacji, zbieranie detali i tworzenie biografii poszczególnych postaci, a dzięki temu, ich zachowania zdają się tak realne i autentyczne. Cieszę się, że pisarka podkreśliła ludzką pokusę do błądzenia. Do kierowania się tym co pożądamy, zamiast tym co właściwe. Dzięki temu wszystkiemu, historia jest zdecydowanie bardziej wartościowa i ma o wiele bogatsze wnętrze.
- Sam wątek tytułowych Insygnii od początku mnie ciekawił, a wraz z rozwojem fabuły, dotarło do mnie dlaczego został wprowadzony. Coś co niesamowicie cenię w serii o Harrym, to że autorka raczej nie pozostawia pytań bez odpowiedzi. Wraz z Opowieścią o trzech braciach oraz Insygniami, po raz kolejny udało jej się naświetlić nowy aspekt historii, wzbogacić uniwersum, a przy okazji naprowadzić nas na jeszcze ciekawsze informacje o pochodzeniu głównego bohatera.
"Harry Potter i Insygnia Śmierci" to naprawdę piękne pożegnanie z serią, którą wielu zdążyło pokochać. Barwny, lekki, świetnie oddający atmosferę scen i targające bohaterów uczucia, styl pisania autorki pozwala wsiąknąć w lekturę i zatracić się w niej bez pamięci, a interesująca fabuła i zwroty akcji utrzymują naszą uwagę aż do samego końca. Świat wykreowany w dalszym stopniu jest przesiąknięty magią, a kilka końcowych scen wzbudza masę emocji. Osobiście, naprawdę doceniam pewną dojrzałość w kończeniu tej historii, to jak świetnie pokazano ewolucję Harry'ego i reszty oraz fakt, że książka mimo wszystko pełna była nadziei. Siódmy tom to cudowny finał, finał, który co prawda pozostawia czytelnika we łzach, że tak niewiarygodna przygoda dobiegła końca, ale również z satysfakcją towarzyszącą jedynie naprawdę udanym zakończeniom. Koniecznie dajcie sobie szansę przeżycia tego doświadczenia na własnej skórze.
http://sherry-stories.blogspot.com/2020/09/harry-potter-i-insygnia-smierci.html
Co kocham w siódmym tomie przygód Harry'ego Pottera:
- Sześć tomów pełnych dramatów, śmiechu, łez, strat oraz tajemnic i w końcu dotarliśmy do końca. "Insygnia Śmierci" to jedna z najdłuższych książek w serii i trudno się dziwić czemu. Pełna powoli odkrywanych kart historia, po raz ostatni zabierze nas w emocjonalną podróż przepełnioną magią, która dla wielu będzie finalną...
Co kocham w szóstym tomie przygód Harry'ego Pottera:
- Jako że "Książę Półkrwi" to przedostatnia książka w serii, możecie się domyślić, że fabuła jest ustabilizowana i faktycznie mamy poczucie, że coś zbliża się ku końcowi. Jednak zanim dotrzemy do finału, na Harry'ego oraz resztę jego przyjaciół (i nieprzyjaciół) czeka mnóstwo problemów i decyzji do podjęcia.
- W tym tomie, wszyscy są świadomi niebezpieczeństwa wiążącego się z powrotem Voldemorta. Harry, Zakon, a nawet Ministerstwo Magii, zdają sobie sprawę z nadchodzącej wojny i szukają sposobu, by zminimalizować straty. Dumbledore, jak zwykle, zdaje się mieć pojęcie o rzeczach innym ludziom nieznanych i to on weźmie na siebie obowiązek przygotowania Harry'ego do wypełnienia roli, jaką przyszło mu zagrać w historii.
- Przede wszystkim, należy pochwalić kreację Dumbledore'a. To w tej części staje się czytelnikowi bliższy, ponieważ gra większą rolę w fabule i ma ważny cel do osiągnięcia. Zyskujemy więc możliwość przebywania w jego towarzystwie i obserwowania jego poczynań oraz poznawania myśli. Wieź dyrektora Hogwartu i Harry'ego ma szczególne znaczenie w kontekście nadchodzących wydarzeń, a ich wspólne "lekcje" nie tylko otwierają drzwi do interesujących momentów z przeszłości, o których do tej pory nie mieliśmy pojęcia, ale też dają nam okruch nadziei, że wszystkie te starania dokądś zaprowadzą i faktycznie pomogą "dobrej" stronie, zwyciężyć nad "złą".
- W istocie, ten tom pozwoli nam prześledzić wydarzenia z przeszłości i odpowie na pytanie jak Voldemort stał się tak potężny. Droga do poznania tej tajemnicy nie będzie jednak łatwa i zmusi Harry'ego do wykorzystania wszystkich swoich zdolności do ugłaskania innych. Podróż wgłąb wspomnień tych, którzy napotkali w swoim życiu Mrocznego Pana, okazała się fascynująca i dodała całej historii kolejne kolory i warstwy. Poznawanie największego wroga Harry'ego było bardzo pouczające i cieszę się, że autorka zdecydowała się wprowadzić ten wątek do dzieła.
- Poprzedni tom był bardzo emocjonalny, ale i w tym nie zabraknie emocji. Harry wciąż dochodzi do siebie po wydarzeniach sprzed wakacji, a pustka, którą czuje, jest odczuwalna również przez czytelnika. Podobnie jak nastoletni czarodziej, zdajemy sobie sprawę, że straciliśmy kogoś bardzo wartościowego. Wraz z głównym bohaterem szybko zostaniemy rzuceni w wir wydarzeń. Harry będzie miał pełne ręce roboty, a świadomość swojego przeznaczenia da mu się odczuć nie raz. Pottera czeka również potyczka z najbardziej znienawidzonymi przez niego osobami, a przez cały czas trwania lektury, wyczuwalna będzie jego podejrzliwość w stosunku do owych dwóch osobników.
- Bohaterowie zdecydowanie ewoluują. Zakon dochodzi do siebie po wydarzeniach z Ministerstwa. Ktoś się zaręcza, podczas gdy ktoś inny mierzy z niespełnioną miłością. Tymczasem nastoletni czarodzieje dojrzewają i faktycznie dają nam się we znaki już nie jako dzieci, ale pełni temperamentu i z trudem tłumionych emocji nastolatkowie. Mają więcej rzeczy do powiedzenia, podejmują czasami złe decyzje i uczą na swoich błędach. Autorka daje im szansę zabłądzić, by mogli wyciągnąć odpowiednią naukę.
- Coś co niezmiernie mi się podobało to ewolucja Ginny, która staje się świadomą swoich pragnień, ale i własnej wartości dziewczyną. Po naiwnej, stale nieśmiałej dziewczynce nie ma śladu. Nowa wersja panny Weasley jest silna, zdeterminowana i zdecydowanie interesująca. Nie tylko dla czytelnika zresztą.
- Podczas gdy Harry ewoluuje za sprawą doznanych strat i poznania prawdy o swoim losie, o tyle Hermiona i Ron u jego boku, dojrzewają w pełni świadomi nadchodzącego niebezpieczeństwa. W tym tomie zarówno panna Granger i młody Weasley odkryją jak kapryśne mogą być zauroczenia i posmakują rozczarowania, niechęci, poczucia zdrady i miłości. Podobało mi się jak wyraziści indywidualnie, wydawali się bohaterowie serii, zwłaszcza tym tomie. Postacie stają na wysokości zadania, biorą na swoje barki ciężar odpowiedzialności, ale przy okazji, mierzą się też z nieco bardziej... zwyczajnymi problemami.
- W szóstym tomie, poznamy też bardzo osobliwą postać, jaką jest profesor Slughorn. Odegra on ważną rolę w misji Harry'ego, jednak zanim tak się stanie, nasz młody czarodziej wejdzie w posiadanie starego egzemplarza podręcznika do eliksirów, który zmieni jego losy nieodwracalnie. Dzięki wprowadzeniu Slughorna do fabuły, autorka pokazała inne aspekty i cechy Ślizgonów, poza znajomą już ambicją i arogancją, co zdecydowanie pomogło czytelnikowi zyskać lepszą perspektywę na okryty złą sławą dom Hogwartu. Jako przedstawiciel Slytherinu, Slughorn reprezentował nieszkodliwą mieszankę sprytu i determinacji w dążeniu do celu. Poza tym, lekcje eliksirów jeszcze nigdy wcześniej nie wydawały się tak fascynujące!
- Coś co bardzo sobie cenię w serii, to jak niesamowicie dobrze zbilansowane są książki. Również szósty tom był idealną mieszanką niebezpieczeństwa, spisku, intrygi oraz typowych, nastoletnich problemów i szkolnej rutyny. Bierzemy udział w ważnej misji, ale również dopuszczamy do siebie zwyczajne życie. Możemy czuć zatem ekscytację nowościami, jak i wygodę i komfort mając do czynienia z czymś "normalnym".
"Harry Potter i Książę Półkrwi" to niezwykle udana kontynuacja. Powieść się pochłania i to w tempie ekspresowym. Nie ma tu wątku, który wydałby mi się niepotrzebny lub nudny, a ilość intryg pozwala czytelnikowi snuć domysły i cieszyć przygodą. Na tyle na ile zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy bliżej końca niż początku, na tyle fabuła całkowicie skupia na sobie naszą uwagę. Nie brakuje tu humoru i subtelnego dowcipu, ale również scen podnoszących ciśnienie oraz wzbudzających ekscytację. Historia w pewnym sensie wydaje mi się czuła, ale nie dajcie się zwieść pozorom, umie też złamać serce i to więcej niż raz. Jeśli wciąż nie znacie tej pozycji, koniecznie nadróbcie zaległości. Warto.
http://sherry-stories.blogspot.com/2020/09/harry-potter-i-ksiaze-pokrwi.html
Co kocham w szóstym tomie przygód Harry'ego Pottera:
- Jako że "Książę Półkrwi" to przedostatnia książka w serii, możecie się domyślić, że fabuła jest ustabilizowana i faktycznie mamy poczucie, że coś zbliża się ku końcowi. Jednak zanim dotrzemy do finału, na Harry'ego oraz resztę jego przyjaciół (i nieprzyjaciół) czeka mnóstwo problemów i decyzji do podjęcia.
- W tym...
Co kocham w piątym tomie przygód Harry'ego Pottera:
- "Zakon Feniksa" jest najdłuższym tomem w serii i wiem, że ma zarówno swoich fanów jak i antyfanów. Pewnie nikogo nie zaskoczę pisząc, że zaliczam się do tej pierwszej grupy i również w tej opinii nie zabraknie moich zachwytów i pochwał. Nie możecie mnie jednak winić bo podczas lektury śmiałam się i płakałam, przede wszystkim jednak, nawet nie poczułam kiedy minęły te 900 stron i od razu po skończeniu, chciałam przeczytać książkę jeszcze raz, bo pozostawiła mnie z masą intensywnych emocji, z którymi nie wiedziałam co zrobić.
- W piątym tomie, Harry kończy piętnaście lat i przejawia się to nie tylko jego sposobem myślenia, zachowania i patrzenia na różne sytuacje, ale również w jego niespokojnych uczuciach. Z książki aż wylewają się różnego rodzaju doświadczenia i emocje. Od całej historii bucha żal Harry'ego, który parę miesięcy wcześniej zmierzył się z czymś traumatycznym. Realizacja tego przez co przeszedł i czego doświadczył, spada na niego w tej książce, z siłą lawiny. Młody czarodziej często wybucha, nie radzi sobie z rozpaczą, żalem i poczuciem niesprawiedliwości, jednak wszystko to wyszło jak najbardziej autentycznie i realistycznie. Szczerze mówiąc, uważam, że Rowling świetnie się spisała w końcu dając Harry'emu możliwość do odreagowania, po tym co przeżył. To wciąż chłopiec, a jednak ilość dramatów, z jakimi miał do czynienia, sprawia, że cały aż wrze ze złości. I trudno mu się dziwić.
- Bohaterowie zdecydowanie dorastają. O ile w poprzednim tomie, ich dojrzewanie przypominało powolne kwitnienie pączka kwiatu, o tyle w piątce, zderzą się z faktycznymi realiami bycia nastolatkiem i tego co niesie ten okres w życiu człowieka. Masa emocji, jeszcze głębsze zauroczenia, ale i zdezorientowanie. W przypadku Harry'ego po traumach, w niniejszym tomie dostaliśmy jego sarkastyczną wersję, będącą na skraju. Chłopiec przypomina tykającą bombę, ale jak wspomniałam - ewolucja ta ma sens i wydaje się bardzo autentyczna. Jak moglibyśmy bowiem oczekiwać, że po wszystkim co przeszedł, Harry będzie taki sam? Poza tym, postacie Rowling nie są idealne, co bardzo sobie cenię, bo dzięki wadom przeplatanym z zaletami, wydają się bardziej ludzcy i pełnokrwiści.
- Piąty tom generalnie rozsiewa wokół siebie aurę niesprawiedliwości, niecierpliwości i niespokojnego wyczekiwania na najgorsze. Panuje niezgoda, Ministerstwo Magii podejmuje skrajnie idiotyczne decyzje, jak zwykle wszyscy są przeciwko Harry'emu. Voldemort staje się realnym zagrożeniem, jednak zanim dojdzie do starcia, na czarodziei czeka mnóstwo wyzwań i trudnych decyzji do podjęcia. Mnóstwo tu będzie wahania, niezrozumienia, niepewności i kłamstw. A jednak... nawet w mrocznych czasach, znaleźć można promyk nadziei.
- Coś co absolutnie uwielbiam w serii o Harrym, to jak postacie nie stoją w miejscu i nie czekają bezczynnie, aż nadejdzie najgorsze, a faktycznie podejmują decyzje i działają przeciwko czemuś, co ktoś inny mógłby nazwać nieuniknionym. Stawiają realny opór. W poprzednich tomach można było to zobaczyć na przykładzie śledztw tria głównych bohaterów, natomiast w piąty tomie, przejawia się to pod postacią tytułowego, reaktywowanego Zakonu Feniksa, jak i Gwardii Dumbledore'a. Podobała mi się determinacja obydwu grup oraz zjednoczenie, które było czuć.
- Książka faktycznie jest dość spora (mimo że podczas czytania kompletnie się nie odczuwa ilości stron), a wszystko to za sprawą zaognionej intrygi, zagrożenia, które jest namacalne oraz mnóstwa szczegółów i detali, pozwalającym wsiąknąć w magiczny świat tak głęboko, że po skończeniu książki, będziecie się czuć zdezorientowani, musząc powrócić do rzeczywistości. W tej części Rowling poświęciła dużo więcej uwagi na przedstawienie życia szkolnego i rutyny uczniowskiej. Wzięliśmy udział w masie lekcji, towarzyszyliśmy bohaterom w trakcie wkuwania do egzaminów i byliśmy z nimi na samych egzaminach. Te elementy pomogły nam jeszcze bardziej zakochać się w Hogwarcie, nauczycielach i bohaterach. Mogliśmy docenić piękno prostoty nauki i wiedzy, a także subtelne konflikty, których w żadnej szkole nie brak, czy to za sprawą przyjaźni czy zauroczenia.
- Na początku wspomniałam już o tym, że podczas czytania tego tomu, odczuwałam całą masę emocji: wraz z Harrym nie radziłam sobie z frustracją spowodowaną Ministerstwem, Dolores Umbridge jak również niesprawiedliwością otaczają głównego bohatera. Wraz z uczniami Hogwaru, zachwycona obserwowałam działania oporu Gwardii Dumbledore'a oraz bliźniaków Weasley. Wraz z "golden trio" mentalnie przygotowywałam się na wszystko co najgorsze ze strony Voldemorta. Uwielbiam książki, które sprawiają, że faktycznie czuję. Że biorę udział w przygodzie. Że jestem na miejscu zdarzeń z bohaterami. Cieszę się, że cykl o Harrym zagwarantował mi tak wspaniałe doświadczenia i to aż siedem razy!
- Jednym z moich ulubionych elementów tego tomu są sprzeczki między McGonagall i Umbridge. Przysięgam, kiedy tylko te dwie panie znajdowały się w jednym pomieszczeniu, chichotałam jak szalona. Równie znaczące były starcia Umbridge z Harrym, które doceniałam z innego powodu. To jak główny bohater nie bał powiedzieć głośno prawdy, to jak uparcie powtarzał swoją wersję historii, to jak niecierpliwy był w stosunku do nowej profesor - wszystkie te zachowania sprawiły, że jeszcze bardziej się z nim utożsamiłam.
- Ważną, z nieco innych powodów, sceną dla mnie osobiście była rozmowa Harry'ego z Remusem i Syriuszem o Jamesie Potterze. Wydaje mi się, że Rowling zrobiła coś niesłychanie odważnego. Przedstawić kogoś, kogo do tej pory się idealizowało, w nieładnym świetle? Dać Harry'emu szansę samemu zorientować się w swoich uczuciach i dojrzeć? Dać mu szansę do zrozumienia, że nawet jeśli ktoś jest nieperfekcyjny, to wciąż może być bohaterem? Uważam, że ta sytuacja była jedną z ważniejszych lekcji młodego czarodzieja, w tym tomie.
- W tym tomie jest tak wiele rzeczy, które kocham, że jest mi smutno wiedząc, że nieważne co bym napisała o tej książce i tak nie będę w stanie przenieść chociażby procenta mojego zachwytu do recenzji. A szkoda, bo ta powieść jest fenomenalna i chciałabym, by każdy był w stanie doświadczyć tego samego rodzaju euforii w trakcie czytania, jaką ja czułam. Jeśli lektura "Zakonu Feniksa" wciąż przed wami - zazdroszczę! Czeka na was masa cudownej treści, jeszcze więcej dowcipnych, czarujących dialogów, jeszcze lepsza przygoda, jeszcze więcej walki, jeszcze głębsze emocje, jeszcze barwniejsze przeżycia bohaterów. Już nie wspominając o tym, jak to dzieło przedstawia czytelnikowi Lunę Lovegood, co powinno być zachętą samą w sobie do przeczytania utworu.
"Harry Potter i Zakon Feniksa" jest niewiarygodną pozycją. Mimo że cztery poprzednie tomy osadziły poprzeczkę dość wysoko, Rowling nie rozczarowała również tomem piątym, przynosząc tak barwną, bogatą, magiczną historię, że nie da się nie przepaść na jej punkcie. Postacie dojrzewają, a my jesteśmy tego świadkami z pierwszej ręki. Intryga się zaostrza, a siatka niebezpieczeństwa oplata nas jak pajęczyna. Magii nie brakuje, tak samą zresztą jak przygody i interesujących zwrotów akcji. Nie było rozdziału, w trakcie którego bym się nudziła. Nie było momentu, który wydawał mi się niepotrzebny. Te 960 stron przyniosły radość, euforię, ekscytację... ale i smutek, żal, frustrację i pustkę. Podobnie jak przy poprzedniczce i w tym tomie nie dałam rady powstrzymać łez podczas czytania finalnych rozdziałów, co może wam coś powiedzieć o zdolnościach pisarskich Rowling i jej talencie do manipulowania emocjami czytelnika. Pochłanianie piątego tomu było wspaniałym doświadczeniem. Lektura obowiązkowa!
http://sherry-stories.blogspot.com/2020/09/harry-potter-i-zakon-feniksa.html
Co kocham w piątym tomie przygód Harry'ego Pottera:
- "Zakon Feniksa" jest najdłuższym tomem w serii i wiem, że ma zarówno swoich fanów jak i antyfanów. Pewnie nikogo nie zaskoczę pisząc, że zaliczam się do tej pierwszej grupy i również w tej opinii nie zabraknie moich zachwytów i pochwał. Nie możecie mnie jednak winić bo podczas lektury śmiałam się i płakałam, przede...
2020-08-18
Lata 60. XIX wieku. Miasteczko Hokitika, Nowa Zelandia. Młody Walter Moody przekracza próg palarni pewnego obskurnego hotelu, tylko po to, by przekonać się, że trafił w sam środek dziwacznego zgromadzenia. Dwunastu mężczyzn zdaje się dzielić tajemnicę i to właśnie jemu, Walterowi Moody'emu przyjdzie wysłuchać opowieści pełnych nieporozumień, kłamstw, niedomówień i niepewności, oraz spróbować wytłumaczyć szereg trudnych do zrozumienia zdarzeń.
Z jakiegoś powodu, przed przystąpieniem do lektury powieści Eleanor Catton, byłam zaniepokojona. Czy to wpływ kilku negatywnych opinii, które zdążyłam przeczytać na zagranicznych portalach? Ilość stron, która mnie mocno onieśmielała? Czy dystans do tytułów, reklamowanych nagrodami, jakie zdobyły dane pozycje? A może wszystkiego po trochę? Tak czy inaczej, o ile podczas pochłaniania pierwszych stron wciąż miałam w głowie pewną blokadę, nie minęło dużo czasu, bym zrozumiała, że nie tylko moje lęki i obawy były bezpodstawne, ale też bym poczuła, jakby "Wszystko, co lśni" zostało napisane własnie dla czytelników takich jak ja.
To najgłośniej reklamowane dzieło Eleanor Catton, zazwyczaj opisywane jako powieść detektywistyczna, to pozycja, którą trudno tak naprawdę włożyć do jednego wora, jeśli chodzi o gatunki literackie. Uparci doszukaliby się w tu czegoś z thrillera i kryminału. Jeszcze inni zwróciliby uwagę na wątek sensacyjny lub historyczny. Nieważne jednak, z której strony spojrzycie, dostrzeżecie, że tytuł ten to przede wszystkim gwarancja literackiej uczty dla czytelnika, który pozwoli sobie odkryć jej piękno.
Na początek weźmy pod lupę kompozycję tego utworu. Misternie utkana konstrukcja zdarzeń oraz siatka bezbłędnie przeplatających się ze sobą wątków, są jednymi z wielu powodów, czemu zakochałam się w tej pozycji. Eleanor Catton to niezwykle ambitna i skrupulatna osoba, która w trakcie pisania niniejszej pozycji, wykazała się rzetelnością i dbałością o szczegóły, o czym może świadczyć chociażby korzystanie z wykresów astrologicznych, na których podstawie wykreowała poszczególnych bohaterów i które to wpływały na ich losy. Jako osoba nie do końca obeznana z horoskopami, nie rozumiałam co prawda wszystkich znaczeń, ale nie przeszkodziło mi to w docenieniu ogromu pracy autorki włożonego w tworzenie tego dzieła.
Myślę, że coś co powinien mieć na względzie każdy kto zastanawia się nad sięgnięciem po tę pozycję, to że akcja nie jest tu priorytetem. Jak na ilość dramatów przytrafiających się bohaterom i mnożących się tajemnic, autorce naprawdę nie zależało na wyjaśnianiu wszystkiego ze szczegółami. Szczerze mówiąc, nawet po skończeniu książki czytelnik zdaje sobie sprawę z tego, że pozostało sporo niedopowiedzeń i nie dowiedzieliśmy się szczegółów, a pewne zagadki pozostały nieodkryte. Tym, którzy liczyli na uzyskanie satysfakcjonujących odpowiedzi, faktycznie ten element może nie przypaść do gustu, ale szczerze, w trakcie czytania tej pozycji, do mnie osobiście dotarło, że sama fabuła nie ma aż tak wielkiego znaczenia. Dzieło daje tak wiele powodów do cieszenia się lekturą, że nieodkryte karty kompletnie się dla mnie nie liczyły, nie miałam wrażenia niedosytu, bo w międzyczasie przepadłam na punkcie urzekającego stylu Eleanor Catton.
Szczerze mówiąc, nigdy wcześniej czytając dzieła współczesnych autorów nie czułam emocji, które towarzyszyły mi podczas pochłaniania powieści Eleanor Catton. Jeśli miałabym porównać swoje wrażenia z lektury "Wszystko, co lśni" do innych doświadczeń czytelniczych, powiedziałabym, że ta książka będzie idealna dla tych, którzy zaczytują się w klasykach. Elizabeth Gaskell, siostry Brontë, Dickens. Podobnie bowiem jak ci wielcy autorzy, pani Catton przykłada większe znaczenie dla tła i utrzymania klimatu, aniżeli akcji samej w sobie, co nie odejmuje piękna historii.
Klimat w tej książce jest powalający. Czyhające na bohaterów niebezpieczeństwo, utrzymująca się w powietrzu atmosfera tajemnicy i zdrady, mnożące się pytania. A w tle dążenie do bogactwa, gorączka złota, tragiczna historia romantyczna, ciąg zdarzeń, które są ze sobą powiązane, czy jednak ktoś znajdzie do nich klucz wystarczająco szybko, by zapobiec większemu dramatowi? Jestem absolutnie zakochana w tej pozycji. Mimo braku szybkiej akcji, przez książkę przebrnęłam w błyskawicznym tempie, nawet przez chwilę się nie nudząc. Każda strona była kolejnym pociągnięciem pędzla autorki, na płótnie obrazu jakim stała się powieść.
"Wszystko, co lśni" to przepiękna pozycja, w której Eleanor Catton dała popis swoim niezwykłym zdolnościom pisarskim. Gdyby ta książka powstała sto lat temu, założę się, że obecnie byłaby określana klasyką. Połączenie wątków niczym z powieści detektywistycznej, z historycznym tłem i elementami mistycyzmu, dało w efekcie mieszankę idealną dla tych, którzy szukają czaru pełnych, rozległych, bogatych opisów. Tańczących w naszych głowach, wyraźnych, kolorowych obrazów. Emocji, napięcia, niepokoju." Wszystko, co lśni" to historia o walce, zdradzie, szukaniu odpowiedzi, zemście, marzeniach i miłości. Osobiście jestem zauroczona. Zdecydowanie jedna z najlepszych książek jakie czytałam w tym roku.
http://sherry-stories.blogspot.com/2020/07/wszystko-co-lsni-eleanor-catton.html
Lata 60. XIX wieku. Miasteczko Hokitika, Nowa Zelandia. Młody Walter Moody przekracza próg palarni pewnego obskurnego hotelu, tylko po to, by przekonać się, że trafił w sam środek dziwacznego zgromadzenia. Dwunastu mężczyzn zdaje się dzielić tajemnicę i to właśnie jemu, Walterowi Moody'emu przyjdzie wysłuchać opowieści pełnych nieporozumień, kłamstw, niedomówień i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-08-07
Lata trzydzieste XX wieku. W małym miasteczku na południu USA - Maycomb, mieszka Atticus Finch, adwokat i ojciec Jema, oraz młodszej od niego o cztery lata - Jean Louis, znanej także jako Skaut. To właśnie z perspektywy dziewczynki przyjdzie nam obserwować zdarzenia, jakie wkrótce zdarzą się w mieście, a także poczynania ludzi wokół rodziny Finchów.
Główna bohaterka - kilkuletnie dziecko, z czyjej narracji poznajemy historię, jest dziewczynką z charakterkiem. Ani myśli ubierać się w sukienki i spędzać czas na szyciu czy uczestniczeniu w spotkaniach dam. Szczerze mówiąc, bycie damą, to ostatnie o czym marzy, a jej myśli zajmują znacznie bardziej fascynujące rzeczy, od typowych czynności, którymi powinna zajmować się dziewczynka w jej wieku. Wraz ze Skaut, jej starszym bratem Jemem i ich przyjacielem Dillem, uczestniczymy w pozornie niewinnej opowieści o dzieciństwie i przygodach dzieci, za którą jednak kryje się coś znacznie poważniejszego. Atticus Finch mianowicie, głowa rodziny i szanowany prawnik, zostaje wyznaczony do bronienia Murzyna, oskarżonego o zgwałcenie białej dziewczyny, a proces, ujawniający granice ludzkiej tolerancji i głęboką nienawiść do czarnych oraz upodobanie miejscowych do rasizmu, wpłynie nie tylko na Atticusa, ale będzie, niczym cień, towarzyszył mieszkańcom Maycomb, również dzieciom.
Ta książka jest wyjątkowa na wiele różnych sposobów. Dzięki temu, że Skaut ma nie więcej niż osiem lat, mamy możliwość zobaczenia świata i wszystkich wydarzeń, które towarzyszą procesowi i zwykłej codzienności, oczami dziecka. Z całą dozą niewinności, ciekawości, entuzjazmu i specyficznej dla dzieci naiwności. Ale w związku z tym, że mam wrażenie, jakby tak naprawdę całe sprawozdanie z tamtejszych lat, przedstawiała starsza Skaut, przypominając sobie czasy dzieciństwa, nasze pole widzenia nie ogranicza się do tego co wie kilkuletnia Jean Louis, ale zostajemy zasypani całą masą ciekawostek historycznych o mieście, o stanie, a także o tym co się dzieje w latach trzydziestych, czym zajmują się mieszkańcy Alabamy, z czym muszą się na co dzień zmagać. Dzięki temu, sprytnemu zabiegowi literackiemu, Harper Lee dała nam szansę śledzenia czegoś naprawdę wyjątkowego. Z jednej strony, niewinnej historii dwójki rodzeństwa, a z drugiej, obserwowania jak wpływają wydarzenia na dorastające dzieci, jak powoli, zaczynają tracić dobroduszną wiarę, a zaczynają uświadamiać sobie, jaki świat jest niesprawiedliwy i brutalny.
"Zabić drozda" nie jest łatwą powieścią, przez którą każdy będzie w stanie przebrnąć. Prawdę powiedziawszy, mimo że dzięki narracji pierwszoosobowej, czyta się ją bardzo przyjemnie i sympatycznie, dzieło Harper Lee, wymaga skupienia i cierpliwości, bo nie jest to utwór, który można pochłonąć w trzy godziny. Jestem prawie pewna, że cięższy charakter powieści, może odstraszyć potencjalnych czytelników, jednak od razu chciałabym usprawiedliwić autorkę - nie mogła ona napisać tej książki w inny sposób. Przszkodziła jej w tym, powaga problemów, jakie zostały poruszone w książce, a także ich rozmiar. Jako że akcja toczy się w czasach kiedy nieliczni walczyli o równouprawnienie czarnych, czytelnika pochłania wyraźny element rasizmu, który ukazuje z całą okrutnością i brutalnością, problemy codzienności, problem wykluczenia, niesprawiedliwych osądów, złego traktowania przez białych, bez słodzenia czy upiększania.
"Zabić drozda" nie bez przyczyny została okrzyknięta arcydziełem. Jest jedną z najmądrzejszych, najpiękniejszych i najbardziej wstrząsających powieści, jakie w życiu czytałam. Próżno szukać tu rutyny, czy problemów natury miłosnej. Autorka na przykładzie zwykłej historii dzieciństwa, ukazuje rozłam społeczny, ujawnia mroczną naturę człowieka, odwołuje się sumienia czytelnika i każe mu zastanowić się, co czyni z ludzi - ludzi, kiedy zmuszeni są stawić czoła niesprawiedliwości i pozorom, jakimi żyje społeczność. Wzruszająca, pouczająca, refleksyjna podróż wgłąb ludzkich myśli i uczuć, ujawniająca wagę problemu nietolerancji, nawołująca do współczucia, niesienia pomocy i dobroci oraz słuchania głosu serca.
Polecam,
9/10
http://sherry-stories.blogspot.com/2015/08/zabic-drozda-harper-lee.html
Lata trzydzieste XX wieku. W małym miasteczku na południu USA - Maycomb, mieszka Atticus Finch, adwokat i ojciec Jema, oraz młodszej od niego o cztery lata - Jean Louis, znanej także jako Skaut. To właśnie z perspektywy dziewczynki przyjdzie nam obserwować zdarzenia, jakie wkrótce zdarzą się w mieście, a także poczynania ludzi wokół rodziny Finchów.
Główna bohaterka -...
2011
Niesamowicie uzależniająca część, moja ulubiona, jak na razie, z całego cyklu.
''Cisza''. Nora budzi się na cmentarzu i nie pamięta nic co się z nią działo w ostatnim czasie. W swoich wspomnieniach widzi tylko ciemne, pociągające, tajemnicze oczy.
Książka jest wspaniała, czyta się ją jeszcze szybciej niż dwie poprzednie.
Co mi się nie podobało? To że teksty Vee - jednej z moich ulubionych postaci, przestały być tak śmieszne porównując do ''Szeptem''. Można się też zastanawiać czy to że wiemy więcej o głównej bohaterce niż ona sama jest dobre czy złe, ale i tak książka jest cudowna.
Z niecierpliwością czekam na ostatnią część cyklu. :)
Polecam gorąco.
Niesamowicie uzależniająca część, moja ulubiona, jak na razie, z całego cyklu.
''Cisza''. Nora budzi się na cmentarzu i nie pamięta nic co się z nią działo w ostatnim czasie. W swoich wspomnieniach widzi tylko ciemne, pociągające, tajemnicze oczy.
Książka jest wspaniała, czyta się ją jeszcze szybciej niż dwie poprzednie.
Co mi się nie podobało? To że teksty Vee - jednej...
2011
„W ogniu nie ma nic złego... o ile się człowiek do niego za bardzo nie przybliży”
Książkę tą kupiłam chyba ze względu na intrygujący opis, który bardzo mnie zaciekawił, oraz śliczną okładkę, która również potrafi zafascynować. Jeśli o oprawie graficznej już mowa to czcionka użyta w tyle niesamowicie pasuje to całości, co oczywiście również zasługuje na wielki plus.
Powiem szczerze, że biorąc się za czytanie, podchodziłam do fabuły raczej z rezerwą. Jakoś nie wszystko potrafiło mnie do siebie przekonać. Spodziewałam się kolejnego paranormalu ze słodkim wątkiem romantycznym w tle i akurat to dostałam, ale w lepszej postaci niż początkowo myślałam. Aktualnie szczerze mogę przyznać, iż saga "Szeptem" jest jedną z moich ulubionych.
„Im wyższe wzniesienie, tym dotkliwszy upadek.”
Bohaterowie zarówno główni jak i przyboczni są wykreowani naprawdę świetnie i chylę czoło przed autorką, że tak to wszystko potrafiła oryginalnie wymyślić.
Nora Gray - z pozoru całkiem normalna nastolatka wzbudziła moją sympatię już na początku. Nie zgrywała ofiary jak można powiedzieć - Bella ze Zmierzchu, nie wyróżniała się też, była po prostu przeciętna. Z kolejnymi stronami można było dostrzec też u niej żyłkę buntowniczki, uparciucha i mistrzyni słownych potyczek.
Patch - tajemniczy chłopak, którego poznajemy na lekcji biologii kiedy to musi przesiąść się do Nory również rozpalił we mnie pozytywne uczucia. Nie starał się być uroczy czy jakoś specjalnie bezczelny, choć w gruncie rzeczy taki był. Z tego miejsca zadaję sobie pytanie jak można porównywać go do Edwarda z serii pani Meyer? Chłopak nie zgrywa męczennika, nie użala się nad sobą, nie odtrąca głównej bohaterki "dla jej dobra", ani nie zachowuje się sztucznie. Jest całkiem naturalny, a mimo wszystko do dziś ma wierne grono fanek na całym świecie, które go ubóstwiają. Myślę, że mogę się do nich zaliczyć.
Jak to w książkach młodzieżowych bywa, nie obejdzie się bez najlepszej przyjaciółki głównej bohaterki. W tym wypadku tę rolę obejmuje energiczna Vee, która swoimi ciętymi ripostami i zabawnymi uwagami z pewnością ubarwia powieść. Wprowadza życie w mroczny świat aniołów i zwykłych śmiertelników. Przy niej trudno o monotonność.
Fabuła opiera się głównie na tym, że Nora po serii dziwnych wydarzeń próbuje się dowiedzieć czegoś więcej o nowym koledze. Pragnie z całych sił odkryć jego sekrety, a co na nią to sprowadza? Jeszcze więcej nierozwikłanych zagadek. Po pewnym czasie może sobie zadawać pytanie czy aby Patch na pewno nie stanowi dla niej zagrożenia? Mówią, że zakazany owoc kusi najbardziej i chyba tutaj również istnieje taka przypadłość.
Styl pisania autorki i narracja pierwszoosobowa świetnie wprowadza nas w klimat powieści i świat Upadłych Aniołów i niezwykłego uczucia, które połączy dwójkę nastolatków. Akcja dzieje się wartko choć nie przesadnie szybko. Czytelnik ma czas na przyzwyczajenie się do bohaterów i poszczególnych sytuacji, a przez cały czas książka nie traci na wartości, ubarwiona zabawnymi momentami. Myślę, że autorka stworzyła naprawdę wspaniałą powieść, do której z całą pewnością jeszcze wrócę i to nie jeden raz.
Powieść jest fenomenalna, ale tylko dla fanatyków gatunku. Polecam ją więc tym, którzy choć trochę lubią gatunek: "paranormal-romance" i liczą się z tym, że w książce nie zabraknie uczuć i emocji. Osobiście pragnę podziękować pani Fitzpatrick za tę uroczą lekturę, która zawładnęła moim sercem i uzależniła mnie od siebie.
Pozdrawiam i polecam.
9/10
„W ogniu nie ma nic złego... o ile się człowiek do niego za bardzo nie przybliży”
Książkę tą kupiłam chyba ze względu na intrygujący opis, który bardzo mnie zaciekawił, oraz śliczną okładkę, która również potrafi zafascynować. Jeśli o oprawie graficznej już mowa to czcionka użyta w tyle niesamowicie pasuje to całości, co oczywiście również zasługuje na wielki plus....
2011
Źle się dzieje w rodzinnych stronach piętnastoletniej Wynter Moorehawke, córki Obrońcy Tronu - Lorda Lorcana. Dobre czasy zdaje się, że minęły bezpowrotnie, a królestwem zawładnął terror króla Jonathana - niegdyś ciepłego, uczynnego człowieka, kochającego ojca. Duchy, magia, czas dziecięcych zabaw, brak trosk, odpłynęły w niepamięć pozostawiając kraj skażony strachem i szerzącą się nienawiścią. Wynter - która ostatnie lata spędziła w Krainach Północy, nie może uwierzyć jak piękno jej dzieciństwa i znajomych okolic zmieniło się w istny koszmar, w którym król włada ciężką ręką, nie licząc się z poddanymi, wykorzystując nawet najbliższych. Intrygi, knowania, zdrady to tylko parę trudów, z którymi przyjdzie się zmierzyć bohaterce na dworze. Czy podda się krwawym rządom tyrana, czy postanowi zawalczyć o ład i pokój, narażając nie tylko swoje życie, ale i ukochanych osób?
Książkę Celine Kiernan czytałam przed wieloma laty, ciesząc się kolejnym tytułem fantasy i nowymi przygodami do przeżycia. Nie tak dawno temu, naszła mnie ochota na odświeżenie pamięci i tym samym, po raz kolejny wgłębiłam się w mroki królestwa króla Jonathana. Mimo, że powieść irlandzkiej pisarki zalicza się do gatunku fantastyki, przez większą część lektury, elementów tych praktycznie w ogóle nie czuć. Mamy czasy średniowiecza, nieco pozmienianą, ale jednak Europę z miejscami, które potrafilibyśmy wskazać na dzisiejszych mapach. Mamy społeczność z uprzedzeniami rasowymi, religijnymi, niezadowoloną z powodu jakiejkolwiek zmiany, z zakorzenionymi wartościami i ideałami, a czasami również wąskim obszarem widzenia, nie dopuszczającą do siebie nowocześniejszej medycyny, czy nieznanych wynalazków. Mamy obywateli żyjących w ciągłym strachu przed czystkami, oskarżających niewinnych, byle tylko mieć w czyją stronę skierować niechęć i złorzeczenia.
W takie miejsce trafia młoda bohaterka "Zatrutego Tronu", która nie może odnaleźć się wśród ludzi, których myślała, że znała. Fakt, że jeden z jej najbliższych przyjaciół został usunięty z dworu, drugi jest zmuszony do objęcia tytułu dziedzica tronu, a ojciec Wyn zapada na straszliwą chorobę nie ułatwia sprawy. To wszystko jednak sprawia, że konstrukcja fabuły i świata, w który przyszło nam się wgłębić z piórem Celine Kiernan, wydaje się naprawdę wiarygodna i namacalna. Podczas czytania powieści nie możemy oprzeć się wrażeniu, że także i nas spowija mrok terroryzowanego dworu, strach przed rządami krwawego, nikczemnego króla i razem z główną bohaterką mamy ochotę zawalczyć o ciemiężone królestwo. Lektura jednak nie jest łatwa od pierwszych stron...
Szczerze mówiąc, tak jak przed paroma laty i teraz trudno mi było przedrzeć się przez kilka pierwszych rozdziałów. Wydawały mi się zbyt długie, zbyt przy-nudnawe i pozbawione akcji, w związku z czym, parę razy odkładałam książkę, zanim wzięłam się za nią na poważnie. A jednak gdy już te kilkadziesiąt stron minęło, ponownie odkryłam czar pióra autorki i uświadomiłam sobie za co tak bardzo pokochałam jej książkę, gdy czytałam ją za pierwszym razem. Z kolejnymi stronami przepływającymi nam przed oczyma, rysuje się nam bowiem klarowna historia odważnej dziewczyny, młodej kobiety, na której barki została zrzucona cała masa problemów. W mig będzie musiała powziąć decyzję czy warto ryzykować życiem i walczyć o schorowanego ojca, o znienawidzonego przyjaciela czy uznanego za zaginionego, zbuntowanego księcia. Tajemnica goni tajemnicę, a my coraz bardziej wgłębiamy się w labirynt historii wraz z Wyn i cynicznym, aroganckim Christopherem...
Mimo że autorka wyraźnie postanowiła nam przedstawić walkę o przyjaźń, walkę o ukochane osoby, dała nam również przedsmak naprawdę pięknej historii romantycznej, która po finale pierwszego tomy trylogii, tylko czeka na kontynuację. Szczerze mówiąc, charyzmatycznemu Chrisowi nie da się nie ulec, to taki typ cwaniaka, który szturmem zdobywa serca. Wszystkie postacie zresztą, są bardzo wyraziste, nie-papierowe, unikalne. Wynter przez jakiś czas jest przestraszonym, zdruzgotanym dziewczęciem, tylko po to by zaraz stać się waleczną, lojalną, wrażliwą kobietą wiedzącą, że o rodzinę i przyjaciół warto walczyć. Ta ewolucja bohaterki, plus mnożące się wątki i dynamika ciągnąca za sobą fabułę sprawia, że fani tego typu historii fantastycznych, nie mogą doczekać się sięgnięcia po kolejne tomy. Zwłaszcza, że pytania bez odpowiedzi ciągle tłuką nam się w czaszce, a niepewne losy wielu postaci każą nam zastanawiać się, czy aby na pewno nic gorszego już ich nie spotka.
8/10
Źle się dzieje w rodzinnych stronach piętnastoletniej Wynter Moorehawke, córki Obrońcy Tronu - Lorda Lorcana. Dobre czasy zdaje się, że minęły bezpowrotnie, a królestwem zawładnął terror króla Jonathana - niegdyś ciepłego, uczynnego człowieka, kochającego ojca. Duchy, magia, czas dziecięcych zabaw, brak trosk, odpłynęły w niepamięć pozostawiając kraj skażony strachem i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-07-18
Co byście zrobiły, moje drogie panie, gdybyście pewnego dnia poznały przystojnego, seksownego, aroganckiego chłopaka, który na dodatek jest księciem i bezczelnie wam oznajmia, że zgodnie z kontraktem, który został zawarty niegdyś przez waszych rodziców, macie zostać mężem i żoną? Jestem pewna, że wiele z was rzuciłoby się na szyję swojego narzeczonego dziękując, że spotkało was takie szczęście. Cóż... ja na pewno bym tak zrobiła. Jednak Jessika - główna bohaterka "Przyrzeczonych" ma nieco inne zdanie na ten temat... i z pewnością ma gdzieś głupie dokumenty, które mają decydować o jej przyszłości.
Dlaczego sięgnęłam po tę książkę? Chyba nie muszę już tego tłumaczyć. Opis i recenzje innych czytelników tak mnie zachwyciły, że od razu zamówiłam sobie tę powieść i czekałam na przesyłkę z wielką niecierpliwością. Gdy w końcu nadeszła sięgnęłam po nią i zagłębiałam się w cudowny świat wampirów wykreowany przez panią Fantaskey.
Jess, lub Anastazja - jak brzmi jej drugie, prawdziwe imię, jest osiemnastolatką, która wprost nie może się doczekać na nowy rok szkolny. Jej stosunki z pewnym kolegą bardzo się zmieniły i dziewczyna nie może się doczekać czy z tej znajomości będzie coś więcej niż tylko "przyjaźń". Nagle, nieoczekiwanie na drodze do normalności staje przystojny książę rumuński - Lucjusz Vladescu, który na dodatek utrzymuje, że jest wampirem! Nastolatce, która od urodzenia mieszkała wśród "normalnych" ludzi, raczej trudno w to uwierzyć. Gdy na dodatek, chłopak oświadcza jej, że jest ona rumuńską księżniczką i jego narzeczoną, dziewczyna nie może uwierzyć. Jak kończy się ich pierwsze prywatne spotkanie? Proste - Jess wygania przystojniaka, grożąc mu widłami. Powiedzcie mi proszę - czy uważacie to za normalne zachowanie?
Jednak narzeczonego nie tak łatwo przegonić. Chłopak zaczyna walczyć o dziewczynę co byłoby naprawdę urocze, gdyby nie ten jej upór. Jessica zastanawia się jakim cudem jej świat nagle się zawalił, jakim cudem nagle ze zwykłej amerykańskiej nastolatki zmieniła się w rumuńską księżniczkę wampirów i jakim cudem spotkała na swej drodze Lucjusza, który życia stanowczo jej nie ułatwia, a nawet na odwrót! Wszystko komplikuje!
Powieść Beth Fantaskey jest całkowicie fenomenalna i absolutnie genialna! To w jaki sposób przedstawiła wampiry, nie w banalny, lekko już nudny kiedy to robią z siebie ofiary i oczywiście są największymi męczennikami na świecie, a jako melancholijne, mocno stąpające po ziemi, nieco aroganckie i zarozumiałe i stanowczo staroświeckie istoty, jest po prostu urzekające! Język zdumiewa i może niejednego powalić na kolana swoją prostotą, lecz nie prostactwem. Plusów tej powieści jest naprawdę niezliczenie, a minusów? Błagam. Ja nie mam tej książce nic do zarzucenia - absolutnie nic! Beth potrafiła doskonale wprowadzić w świat dzisiejszej młodzieży amerykańskiej, wspaniałą kulturę mrocznych i niebezpiecznych drapieżników, którzy nie zadowolą się słowami "może kiedyś".
Styl autorki jest łatwy do zrozumienia, przyjemny, niebanalny i po prostu uzależniający! Narracja jest pierwszoosobowa, z punktu widzenia Jessici, co bardzo pomaga wczuć się nam w jej sytuację. Oprócz tego w książce występują listy, które pisze do swego wuja Lucjusz, więc możemy poznać jego punkt widzenia i zdanie o narzeczonej, a także paru innych sprawach. Szczerze - czytanie tych listów niejeden raz mnie tak ubawiło, jak nie jedna książka razem wzięta. Fabuła po prostu przegenialna, a akcji w tym wszystkim nie zabrakło! Tak samo zabawnych scen i dialogów, przy których nieraz popłakałam się ze szczęścia. To niesamowite w jaki sposób ta lektura podbiła moje serce i zawładnęła duszą, a pewien wampir zawojował w mym umyśle.
Lucjusz Vladescu - bezczelny, natrętny, irytujący wampir z nienagannymi manierami i wyszukanym językiem, którego używał - bo przecież nie jest zwykłym chłopakiem, tylko arystokratą, któremu aż nie przystoi używać kolokwializmów, których zresztą nie rozumie, podbił moje serce już po pierwszych paru scenach. Dialogi z nim pełne.. gracji, stylu, zarozumiałego tonu, niebanalnej riposty po prostu powalały mnie na kolana. Nieraz zapominałam o całym świecie i skupiałam się tylko na nim - krwiopijcy o ciemnych oczach i niebezpiecznym spojrzeniu, którą swoją arogancją mógłby podbić świat, a z pewnością podbił mnóstwo kobiecych serc. Która z nas nie chciałaby tak romantycznego i uroczego chłopaka? Pomijając Jessicę, która twardo obstawiała przy swoim, za co nieraz chciałam ją po prostu udusić! Nie potrafiła docenić zalotów swojego narzeczonego, choć on nie ustawał w działaniach.
Absolutnie polecam tę książkę. Ten romans jest tak cudowny, tak romantyczny, tak nieskomplikowany, tak świeży, tak lekki, tak fenomenalny, że po prostu aż strach po to nie sięgnąć! Pokazuje ona w magiczny sposób jak dwójka odmiennych ludzi, tak od siebie różna musi uporać się ze swoimi emocjami, uczuciami i odruchami. Pokazuje jak dziewczyna i chłopak, z dwóch światów szukają wzajemnego porozumienia i w jaki sposób się do siebie zbliżają.
Powieść Beth Fantaskey przeczytam jeszcze nie jeden raz i jestem pewna, że ile razy bym to nie zrobiła to i tak wrażenie pozostawione na mnie przez autorkę nie zniknie. Gdybym mogła z chęcią tej pozycji dałabym ocenę jeszcze większą niż jest możliwa. Beth zabrała mnie w świat romantycznych, drapieżnych wampirów, uczuć większych niż strach, miłości potężniejszej niż śmierć. Fabuła, akcja, bohaterowie, oryginalny pomysł - to wszystko razem wzięte sprawiło, że pokochałam tę książkę i dumnie została przypisana do kanionu moich ulubionych. Także i wam ją polecam i życzę abyście mieli równie pozytywne odczucia co do niej, jak ja.
Co byście zrobiły, moje drogie panie, gdybyście pewnego dnia poznały przystojnego, seksownego, aroganckiego chłopaka, który na dodatek jest księciem i bezczelnie wam oznajmia, że zgodnie z kontraktem, który został zawarty niegdyś przez waszych rodziców, macie zostać mężem i żoną? Jestem pewna, że wiele z was rzuciłoby się na szyję swojego narzeczonego dziękując, że spotkało...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-01-20
Lex Bartleby jest naprawdę trudnym dzieckiem. Wiedzą o tym jej rodzice, wie o tym jej siostra bliźniaczka, wie o tym dyrektor miejscowej szkoły, wiedzą o tym uczniowie tejże placówki i wie o tym także sama sprawczyni zamieszania. Ale cóż z tego, skoro Lex otaczana jest przez idiotów, których trzeba ukarać? Na plus zasługuje tutaj tolerancja Lex. Nie dyskryminuje ona nikogo - bije zarówno białych, jak i czarnych. Kujonów, nieuków, czillirerki, speców od kółka szachowego, inwalidów... Lex nie ma przyjaciół. Lex z nikim się nie dogaduje (nie licząc bliźniaczki, ale to logiczne), nikt nie ma nad nią kontroli. Co wy byście zrobili na miejscu rodziców tej kłopotliwej szesnastolatki? Poprawczak? Wieczne uziemienie? Nie, nie, nie! Państwo Bartleby wpadli na lepszy pomysł...
Lexington na lato, zostaje odesłana do wujka Morta - na wieś. Dlaczego właśnie do niego? Dlaczego właśnie tam? Główna bohaterka książki także zadaje sobie to pytanie. Z czasem jednak, oprócz odpowiedzi dostaje coś innego. Coś co może stać się jej przekleństwem, jej słabą stroną - pracę. Pomyślicie: wieś... praca... pewnie musi chodzić o dojenie krów? A nie, nie, nie! Wujaszek Mort okazuje się być Żniwiarzem, śmiercią we własnej osobie - choć to brzmi strasznie dramatycznie czyż nie? Lex zostaje wcielona do grupki Juniorów, którzy przemierzają eter i odłączają dusze od ciała, przeprowadzając je na "drugą stronę". Tak zaczyna się wakacyjna przygoda Lex, która przynieść może ze sobą ukojenie, bądź cierpienie. Wszystko zależy od punktu widzenia.
Powieść Giny Damico jest niesamowita - to muszę zaznaczyć już na samym początku. Pięknie nakreśleni bohaterowie, różnorodne charaktery, naturalność emocji, cięty język Lex. Sarkastyczny ton lektury sprawia, że czytelnik od początku patrzy na całość z nieco innej perspektywy, jak gdyby wiedząc czego się spodziewać. Pozycja doprawiona jest dozą ironii, dowcipu, a także grozy i tajemnic co razem daje naprawdę piękną mieszankę, która mnie osobiście bardzo przypadła do gustu. Jakoś do połowy książki, patrzyłam na całość z błyskiem oku i leciutkim uśmieszkiem na twarzy, natomiast później, kiedy akcja przyśpieszyła... no cóż - jedno jest pewne. Gina Damico i Lex głęboko zakorzeniły się w moim umyśle. Jestem prawie pewna, że się ich szybko stamtąd nie pozbędę.
Muszę przyznać, że autorka miała znakomity pomysł na fabułę, a i wykonaniem mnie zaskoczyła. Czytając "Zgon" czuć potencjał, jeszcze nie do końca wykorzystany w tym tomie, choć jestem pewna, że kolejne będą tylko lepsze! Książka Giny Damico trafiła w moje ręce akurat w czasie gdy potrzebowałam takiej lekkiej, mrocznej, dowcipnej, sarkastycznej, młodzieżowej pozycji, więc moja ocena będzie lekko podwyższona. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że do tworu podchodziłam z dystansem, a na koniec musiałam przyznać się przed samą sobą, że z sympatią spoglądam na białą okładkę, także to tak w ramach wyjaśnień. W "Zgonie" mamy niemal wszystko: humorystyczne dialogi, narracje trzecioosobową, naturalną, dającą się lubić Lex, tajemnicę do rozwiązania i wątek miłosny, choć ten jest lekko widoczną smugą na tle fabuły. Tu również plus do autorki, że nie dała się ponieść romantyczności i nie zrobiła z bohaterki jakiejś mdłej nastolatki wzdychającej do księcia z bajki. Prawdę powiedziawszy, czytając całość, o wątku miłosnym zapomniałam, do czasu kiedy na końcu coś bardziej ożywiło się w tej kwestii. Nie powiem, że rozwiązania zagadki nie da się przewidzieć, gdyż podejrzewałam, że takie może być, ale mimo wszystko, to w jaki sposób autorka próbowała zmylić czytelnika zasługuje na uznanie.
Podsumowując, książkę jak najbardziej polecam, ponieważ ja osobiście świetnie się z nią bawiłam. Na rozluźnienie była idealną pozycją! Nie podchodźcie do niej z jakimiś wymaganiami, a nie zawiedziecie się, wręcz przeciwnie - możecie napotkać przed sobą lekturę, dla której gotowi będziecie zarwać noc. Ja tymczasem z niecierpliwością wyczekuję drugiego tomu!
8/10
Lex Bartleby jest naprawdę trudnym dzieckiem. Wiedzą o tym jej rodzice, wie o tym jej siostra bliźniaczka, wie o tym dyrektor miejscowej szkoły, wiedzą o tym uczniowie tejże placówki i wie o tym także sama sprawczyni zamieszania. Ale cóż z tego, skoro Lex otaczana jest przez idiotów, których trzeba ukarać? Na plus zasługuje tutaj tolerancja Lex. Nie dyskryminuje ona nikogo...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-11-05
NIECH BÓL UCZYNI CIĘ SILNIEJSZYM.
Na pewno znacie to uczucie, gdy wszystko wali się w waszym życiu, gdy nic nie idzie po waszej myśli, a w głowie pojawiają się pytania: "dlaczego tak jest?", "co takiego zrobiłam, że to się stało?!". Nagle, plany biorą w łeb, a na krętej drodze egzystencji, nie widać światełka nadziei. Ale nie ma innego wyjścia, jak poskładać się do kupy, wziąć problemy na barki i ponownie odbić się od dna, wiedząc, że porażka jest częścią ludzkiego życia. Tyle że kolejne upadki mogą nas uczynić albo silniejszymi na ból i nieprawidłowości, albo słabszymi i podatniejszymi na zło. Bohaterowie książki, którą wam dziś zaprezentuję, mają swoje własne sposoby na radzenie sobie z tragediami, jakimi są lub byli świadkami. Zechcecie poznać ich historię?
Pierwszy tom serii, czyli "Coś do stracenia" pokochałam za cudownie poplątaną, zwariowaną akcję, za komedię zaserwowaną przez Bliss i Garricka, za słodką, uroczą, zakręconą i baśniowo romantyczną historię miłosną pary. Wiedziałam, że kontynuacja - "Coś do ukrycia" mnie nie zawiedzie, bo Cora Carmack udowodniła, że ma charakter, ma styl i własny pomysł na New Adult. Szczerze mówiąc, podchodząc do recenzowanej pozycji, byłam nastawiona na kolejną komedię, na kolejne wybuchy śmiechu i lukrowaną opowiastkę o dwojgu zakochanych ludziach. A co otrzymałam? Powieść tak poruszającą i emocjonującą, że przez parę godzin po skończeniu, po prostu nie mogłam się pozbierać.
Cade'a, czyli jednego z głównych bohaterów książki, mieliśmy okazję poznać już w poprzednim tomie serii Cory Carmack. Mieliśmy okazję zobaczyć jakim przyjacielem jest i poznać jeden z jego wielu dramatów. W "Coś do ukrycia" autorka oddała mu główną rolę, a on - jako idealny aktor, wcielił się w nią, bez wahania. Gdybyście wszyscy byli facetami - singlami, tak nawiasem mówiąc, a do waszego pustego stolika w zatłoczonej kawiarence podeszła jedna z najpiękniejszych, najbardziej egzotycznie wyglądających dziewczyn, jaką widzieliście i zaproponowała wam... pewną umowę, dzięki której wcielilibyście się w rolę jej idealnego chłopaka, zgodzilibyście się? Stawiam, że większość tak. Cade również. Ale nie mógł przypuszczać, że ze zwykłego oszustwa, wyniknie poplątana, zawiła, piękna historia, którą przedstawia nam autorka w swojej książce.
Max, to typowa buntowniczka z ciętym językiem, silną osobowością i parą w gębie, która żyje muzyką, pragnieniem osiągnięcia sukcesu w branży, której nie popierają jej rodzice i z przeszłością, czyniącą z nią swą niewolnicę. Po ciężkich przeżyciach, których była świadkiem, Max buduje wokół siebie mur, zaporę, która trzyma na wodzy miłych ludzi i niechciane uczucia, mogące uczynić z niej słabą, podatną na krzywdy i łzy osobę. Nieoczekiwana wizyta jej konserwatywnych, wymagających, religijnych rodziców, którzy wierzą, że ich córeczka musi być idealna, dla ich własnego szczęścia, zmusza dziewczynę do zawarcia układu z Cade'm. Gdy nieoczekiwanie, zwykłe oszustwo zmienia się w szalone, pełne chemii przyciąganie, Max ma dwa wyjścia: poddać się iskrzeniu i na nowo musieć zmierzyć się z emocjami, które ją przerastają, bądź uciec od jednego z najmilszych ludzi jakich napotkała i na nowo zabunkrować się w otchłani własnego "ja". Jaka będzie jej decyzja?
Cora Carmack mnie... zaskoczyła. Bardzo pozytywnie. Bo drugi tom serii jest o wiele bardziej... dopracowany i dojrzalszy niż pierwszy. O ile "Coś do stracenia" było fajną przygodą, miłą opowiastką, do której chętnie powrócę gdy będę mieć dołujący dzień, bo jest świetną komedią, przy której człowiek śmieje się i śmieje, o tyle "Coś do ukrycia" jest bardziej poruszające. Dramatyczne. Chwilami dołujące i cudownie makabryczne, gdy poznajemy przeżycia bohaterów i dociera do nich z jakimi lękami walczą, z jakimi bagażami emocjonalnymi z przeszłości, muszą sobie radzić. Muszę przyznać, że pokochałam Cade'a i Max. Jeśli nie, jako osobne byty, to na pewno jako dwójkę ludzi, którzy niespodziewanie spotkali się w zabawnych okolicznościach. Oni tak cudownie do siebie od początku pasowali, że strony gdy się spotykali, kłócili, bądź po prostu rozmawiali ze sobą, po prostu wchłaniałam z radością!
Wizja tego jak dwa zbieżne charaktery spotykają się i nagle ich życie zmienia się nie do poznania, pewnie nie jest niczym nowym, ale musicie mi uwierzyć, że nawet z tego - teoretycznie schematycznego wątku - Cora Carmack potrafiła stworzyć coś niesamowicie wzruszającego, pochłaniającego i intensywnego. Uwielbiam książki, które sprawiają, że powoli zakochuję się w bohaterach, a później wszelkie ich niepowodzenia, przyjmuję na własną skórę i gdy rozpada się ich świat - czuję, jakby rozpadał się i mój. Bo to sprawia, że w pełni można docenić kunszt pisarski danego autora. W tym przypadku, Cora Carmack po prostu zdobyła moje serce.
Z mojej recenzji mogliście wysnuć wniosek, że skoro książka jest bardziej emocjonalna niż poprzedniczka i po prostu smutniejsza, to nie było scen typowych dla poprzedniej części, gdzie czytelnik dławił się ze śmiechu. Dlatego muszę napisać sprostowania, że były! Początek, gdy bohaterowie po raz pierwszy mają ze sobą styczność i powoli oswajają się ze swoją odmiennością, był po prostu epicki! Nie brakowało uśmiechów, nie brakowało... łez. Także moich. A może przede wszystkich moich. W pewnym momencie po prostu musiałam przerwać lekturę i się porządnie wypłakać, bo ciężar przeżyć Cade'a i Max mnie pogrążył.
Kocham "Coś do ukrycia", to jedna z najpiękniejszych, najbardziej romantycznych i cudownych książek, z jakimi ostatnio miałam do czynienia, więc życzę powodzenia pani Cormack z kolejnymi jej książkami, gdyż w tym momencie dość wysoko postawiłam poprzeczkę następnym jej pozycjom i nie jestem pewna, czy którakolwiek będzie w stanie pobić "Coś do ukrycia" i wszystkie doznania, które miałam okazję z nią doświadczyć. Coś absolutnie niesamowitego. Oczywiście polecam. Takie książki jak ta, powinno się czytać. Takim bohaterom jak Cade i Max, powinno się kibicować. I powinno się w nich zakochiwać.
9/10
NIECH BÓL UCZYNI CIĘ SILNIEJSZYM.
Na pewno znacie to uczucie, gdy wszystko wali się w waszym życiu, gdy nic nie idzie po waszej myśli, a w głowie pojawiają się pytania: "dlaczego tak jest?", "co takiego zrobiłam, że to się stało?!". Nagle, plany biorą w łeb, a na krętej drodze egzystencji, nie widać światełka nadziei. Ale nie ma innego wyjścia, jak poskładać się do kupy,...
2015-02-23
"Zatruty Tron" dał nam wgląd w życie, pogrążonego w strachu przed królem, dworu. W kontynuacji trylogii, Celine Kiernan przygotowuje dla nas kolejne przygody Wynter i jej przyjaciół, tym razem rozciągające się także poza mury zamku. Ciekawi?
O ile w pierwszym tomie autorka skupiła się na przybliżaniu nam sylwetek najważniejszych osób w królestwie króla Johnatana oraz mentalności mieszkańców dworu, o tyle w "Królestwie Cieni" postanowiła przedstawić nam świat wykraczający poza obszar, w którym zdążyliśmy się już obeznać. Ulubieni bohaterowie jak Wynter, Chris czy Razi powracają, by zabrać nas w niebezpieczną podróż po lasach, kryjących zarówno nowe sojusze, jak i wrogów, a także cienie przeszłości. To dzięki temu tomowi dane nam będzie poznać historię przyjaźni Christophera i Raziego, która mogła zainteresować już podczas czytania pierwszej części trylogii. Ich zażyłość, a także fakt jak potrafili porozumiewać się bez słów i kryć swoje sekrety, w tym tomie po raz kolejny da o sobie znać, tworząc z lektury pewną mapę wspomnień postaci.
Książka wydawała mi się o wiele lepsza od pierwszego tomu. Bardziej dojrzalsza, dopracowana. Mimo że większych zwrotów akcji nie było - przypuszczam, że autorka pozostawiła fajerwerki na finał - to płynność podtrzymująca fabułę sprawiła, że trudno było się od niej oderwać. I o ile pierwsza część była początkowo trudna, o tyle w dwójce czytelnik wsiąka w lekturę już od początkowych stron. W tym tomie, pisarka udowadnia widzowi, że każdy człowiek ma swoją mroczną stronę, dając nam przykłady w postaci trójki głównych bohaterów. Mając wgląd w ich historie, poznajemy fakty, o których dotąd nawet nam się nie śniło, co oczywiście sprawia, że przywiązujemy się do nich jeszcze mocniej. Specyficzne więzy łączące ich ze sobą, prowokująco działają na wyobraźnię czytelnika, a piękny, ale jedynie zarysowany gdzieś w tle wątek miłosny podtrzymuje swobodę czytania i daje autorce możliwość wplecenia w pełną grozy, tajemnic i wzajemnych oskarżeń fabułę, momenty słodyczy i radości.
Mimo napięcia w lekturze, trudno jest być podczas czytania ciągle poważnym. Owszem, brutalne sceny zaskakują swoim okrucieństwem i niesprawiedliwością, ale nie zliczę momentów, kiedy dzięki lekkim dialogom moich ulubieńców, chichotałam przy lekturze jak wariatka. Były takie fragmenty, przy których nie mogłam przestać się uśmiechać, by parę kartek dalej złościć się na kolejne problemy i tarapaty, w które wpadli Wynter, Chris i Razi. Postacie tak jak i w poprzednim tomie zarysowane są wspaniale. Wydają się tak żywi, ze swoimi wadami, zachowaniami, specyficznym tokiem rozumowania, że czytelnik nawet się nie orientuje kiedy zaczyna się uważać za członka ich gromadki i sam ma ochotę ukarać wrogów. Intrygujące z całą pewnością były także tradycje i obyczaje nowych plemion królestwa, które w końcu dane nam było poznać. Móc wgłębić się w mentalność kolejnych ludów, innych aniżeli tych z Południa, to jeden z największych atutów książki.
Malownicze opisy miejsc, uczuć i emocji, ciągnące się za bohaterami sekrety i specyficzny klimat fantasy, nie dadzą wam o sobie zapomnieć i sprawią, że z radością i entuzjazmem będziecie chcieli zabrać się za finał trylogii. Musicie tylko dać szansę ponieść się wyobraźni, w świat wykreowany przez Celine Kiernan. Odważycie się?
8/10
"Zatruty Tron" dał nam wgląd w życie, pogrążonego w strachu przed królem, dworu. W kontynuacji trylogii, Celine Kiernan przygotowuje dla nas kolejne przygody Wynter i jej przyjaciół, tym razem rozciągające się także poza mury zamku. Ciekawi?
O ile w pierwszym tomie autorka skupiła się na przybliżaniu nam sylwetek najważniejszych osób w królestwie króla Johnatana oraz...
Piękna opowieść miłosna, o której chyba każdy przynajmniej raz słyszał. Jak to się stało że miłość Romea i Julii znana jest praktycznie wszystkim?
Wielu osobom może nie podobać się poetycki nie do końca zrozumiały język, pisany oczywiście tak aby się rymował... ale inni dostrzegą w tym dramacie to co sam pan Shakespeare chciał przekazać.
Cudowna opowieść, smutna a zarazem romantyczna. Mnie osobiście, bardzo się podobała. : )
Piękna opowieść miłosna, o której chyba każdy przynajmniej raz słyszał. Jak to się stało że miłość Romea i Julii znana jest praktycznie wszystkim?
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toWielu osobom może nie podobać się poetycki nie do końca zrozumiały język, pisany oczywiście tak aby się rymował... ale inni dostrzegą w tym dramacie to co sam pan Shakespeare chciał przekazać.
Cudowna opowieść, smutna a zarazem...