-
Artykuły
Sherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1 -
Artykuły
Dostajesz pudełko z informacją o tym, jak długo będziesz żyć. Otwierasz? „Miara życia” Nikki ErlickAnna Sierant3 -
Artykuły
Magda Tereszczuk: „Błahostka” jest o tym, jak dobrze robi nam uporządkowanie pewnych kwestiiAnna Sierant1 -
Artykuły
Los zaprowadzi cię do domu – premiera powieści „Paryska córka” Kristin HarmelBarbaraDorosz1
Biblioteczka
Opinia pochodzi z bloga https://czytaniejestmagiczne.blogspot.com/
"Żółte ślepia" to pierwsza książka z tak wyraźnie zaznaczonymi elementami słowiańskimi z jaką miałam okazję się zapoznać. Duchy, nawie, wiedźmy to zdecydowanie klimaty, które odpowiadają moim gustom. Kolejnym apektem, który bardzo podobał mi się w tej historii jest mocno rozwinięty wątek polityczny, który świetnie współgra z mrocznym klimatem, budowanym przez obecność upiorów.
Medvid jest niezwykle złożoną postacią. Silny, uważany za gbura i często jawiący się jako osoba wredna, to mimo to jest postacią, która jest w stanie poświęcić życie dla ukochanej osoby. Gdyby nie on, król oraz jego świta mieliby niemały problem. To właśnie Medvid jest osobą, która najlepiej włada młotem w całym Gnieźnie i jak mało kto zna świat podziemnych istot.
Jednak to Gosława jest bohaterką która najbardziej skradła moje serce. Jest to osoba, która swoją siłą i ciętym językiem potrafi przekonać każdego do swojej racji. Wiedźma nie przejmuje się opinią innych, nic nie robi sobie z tego, że wiele osób ma o niej złe zdanie. Przy tym postać ta nie jest pozbawiona inteligencji. Jej spostrzeżenia zawsze są trafne i dobitnie przez nią wygłoszone.
Polityka i religia jest jednym z ważniejszych aspektów tej książki. Historię tą można przełożyć na czasy panowania Mieszka I. Do pogańskiej Polski zaczynają napływać niemieccy biskupi w celu chrystianizacji ziem Królestwa Polskiego. Niszczone są świątynie, ścinane święte drzewa. Autor dobrze przedstawił niepokój ludności związany z tak nagłymi i ofensywnymi zmianami. W pewnym momencie nie wiesz czy to w co wierzysz przez całe życie jest prawdą i jednocześnie nie widzisz sensu w tym co ma nastąpić w przyszłości.
Zakończenie tej książki sprawia, że bardzo chciałabym, żeby powstała druga część i mam nadzieję, że autor ma w planach jej napisanie. Postacie ukazane na kartach tej powieści zasługują na rozwinięcie.
"Żółte ślepia" to powieść przepełniona pogańskimi wierzeniami, stworami i czarami. Marcin Mortka sprytnie łączy elementy fantastyczne z nieco zmienioną historią Polski. Znajdziemy tutaj oryginalnych bohaterów, którzy przyciągają do siebie swymi nietuzinkowymi charakterami. Jeśli chcecie wkroczyć w mroczny, średniowieczny świat to ta pozycja jest dobrym wyborem.
Opinia pochodzi z bloga https://czytaniejestmagiczne.blogspot.com/
"Żółte ślepia" to pierwsza książka z tak wyraźnie zaznaczonymi elementami słowiańskimi z jaką miałam okazję się zapoznać. Duchy, nawie, wiedźmy to zdecydowanie klimaty, które odpowiadają moim gustom. Kolejnym apektem, który bardzo podobał mi się w tej historii jest mocno rozwinięty wątek polityczny, który...
Zabierając się za "Ostatniego świadka" nie miałam co do tej książki żadnych oczekiwań, nie wiedziałam o niej praktycznie nic. Ale jako, że jest to kryminał podeszłam do tej pozycji ze sporym zapałem i przeczytałam ją w dwa dni, co z moim tempem czytania jest dużym osiągnięciem.
Kurcze. Szybko czytało się tę książkę, ale jednak w ogólnym rozrachunku jest niestety dość słaba. W moim odczuciu największym minusem byli bohaterowie. Autorki stworzyły postacie tak puste i zapatrzone w siebie, że miałam ochotę ich wszystkich trzasnąć. Wszyscy w tej książce są bardzo bogaci, mają piękne domy i odnoszę wrażenie, że tak naprawdę nikt tego nie docenia. Niby się przyjaźnią, ale w gruncie rzeczy nie widzą niczego poza czubkiem własnego nosa. Sztuczne uśmiechy, sztuczne wsparcie. Fałszywość. To jedno słowo podsumowuje zachowanie bohaterów. A przepraszam. Zapomniałam wspomnieć, że uważają ludzi pochodzących z innej klasy społecznej za gorszych, czego przykładem jest sytuacja Blaire.
Praktycznie od początku książki wiedziałam kto jest sprawcą, było to tak oczywiste, że ciężko było na to nie wpaść. Autorki co prawda próbowały wywieść czytelnika w pole, ale niestety słabo im to wyszło. Z co drugiej strony biła informacja, kto stoi za całym złem. Wręcz miałam ochotę krzyknąć "Ej, Kate, panie policjancie, jesteście tak głupi czy tylko udajecie"?
Żeby nie było. Ta książka ma też dobre strony. Bardzo podobało mi się, że autorki pokazały jak bardzo na naszym życiu odbiją się traumatyczne przeżycia jakie spotkały nas w przeszłości czy też nasze dzieciństwo. Akurat ten temat został bardzo dobrze przedstawiony. Bohaterowie mają swoje problemy (jedynie to ich ratuje), które wynikają z wydarzeń zarówno od nich niezależnych jak i od tych, na które mieli wpływ. Co ważne, pisarki pokazały, że traumy na zawsze zostają z nami i odbiją się także na bliskich nam osobach.
Zakończenie. Mogłabym nawet przeżyć beznadziejnych bohaterów, gdyby końcówka była po prostu dobra. Nie rewelacyjna. Jedynie dobra. Niestety była fatalna. Bez żadnego polotu, przewidywalna i mało prawdopodobna. Serio. Ja nie wiem czy jakikolwiek człowiek o zdrowych zmysłach postąpiłby w ten sposób.
"Ostatni świadek" to pozycja, która miała potencjał, ale w ogóle nie został on wykorzystany. Jeśli bohaterowie tej książki, byliby lepiej wykreowani i cokolwiek sobą prezentowali to ta historia dostałaby ode mnie dużo wyższą ocenę. Przeżyłabym nawet to zakończenie. Jednak postacie zabierały mi radość z czytania tej powieści. Jest to króciutka książka, ma ledwie 300 stron, więc można ją połknąć w jeden wieczór. Czy warto? Myślę że, ta pozycja może spodobać się wielu czytelnikom, jednak dla mnie to za mało.
Zabierając się za "Ostatniego świadka" nie miałam co do tej książki żadnych oczekiwań, nie wiedziałam o niej praktycznie nic. Ale jako, że jest to kryminał podeszłam do tej pozycji ze sporym zapałem i przeczytałam ją w dwa dni, co z moim tempem czytania jest dużym osiągnięciem.
Kurcze. Szybko czytało się tę książkę, ale jednak w ogólnym rozrachunku jest niestety dość...
2019-12-30
Opinia pochodzi z bloga https://czytaniejestmagiczne.blogspot.com/
W literaturze młodzieżowej mieliśmy już chyba wszystko. Tworząc książkę osadzoną w tym gatunku ciężko stworzyć coś oryginalnego. Tomi Adeyemi posługuje się wieloma schematami, można wręcz powiedzieć, że w tej pozycji brakuje jedynie trójkąta miłosnego. Jednak niech Was to nie zniechęci. Autorka stworzyła niezwykły świat, przepełniony okrucieństwem i walką, a elementy afrykańskiej mitologii bezapelacyjnie budują cudowny klimat.
Zelie jest postacią, która o dziwo nie wzbudziła mojej antypatii. Często główne bohaterki książek młodzieżowych są cholernie infantylne, a ich niektóre zachorowania są tak głupie, że czytelnik zastanawia się jak to możliwe, aby robić tak bezsensowne rzeczy. Zelie jednak jest inna. Jest to silna dziewczyna, która może i nie jest pewna siebie, ale nie boi się walczyć i jest w stanie poświęcić wszystko dla dobra swoich najbliższych. Postacią, która skradła moje serce jest Amari. Dziewczyna poprzez całą powieść przeszła niezwykłą metamorfozę. Z zagubionej księżniczki stała się wojowniczką i cudowną przyjaciółką. Niestety postacie męskie stoją na niższym poziomie, w zasadzie niczym się nie wyróżniają.
Należy również wspomnieć, że narracja w tej powieści podzielona jest na trzy osoby- Zelie, Amari i księcia Inana. Trzeba przyznać, że jest to bardzo dobry zabieg. Właśnie dzięki temu możemy bliżej poznać każdego z tych bohaterów. Autorka przybliża motywy kierujące każdym z nich, ich rozterki i problemy. Poprzez to dowiadujemy się jak różne jest ich spojrzenie na te same sytuacje.
Jak wspomina sama Adeyemi książka ta jest odpowiedzią na prześladowania rasowe panujące w USA. Wszyscy magicy stworzeni przez autorkę są osobami czarnoskórymi i mają piękne białe włosy co jest jej przekleństwem. Ród magów również jest prześladowany, jego członkowie są nazywani glistami, nie mogą być spokojni o swoje życie. Bardzo podobało mi się, że autorka nie przedstawiła tego problemu w sposób ofensywny, tylko przemyciła go na tyle dyskretnie, że nie wybijał się na pierwszy plan, ale jednak był zauważalny. Przede wszystkim z tej książki nie bije ostracyzm w stosunku do ludzi białych, jak często dzieje się to w przypadku pozycji poruszających temat rasizmu. Autorka pokazała dobre i złe strony zarówno magów jak i kosidian, za co ma u mnie dużego plusa.
"Dzieci krwi i kości" to książka zawierająca wiele schematów, ale jednak dzięki wprowadzonym w niej elementom kultury afrykańskiej wyróżniająca się z tłumu. Jeśli liczycie, że znajdziecie w tej pozycji coś innowacyjnego to myślę że, mocno się zawiedziecie. Jednak jeśli chcecie miło spędzić czas z powieścią z niesamowitym klimatem w towarzystwie magii i pradawnych rytuałów to jest to książka dla Was!
Opinia pochodzi z bloga https://czytaniejestmagiczne.blogspot.com/
W literaturze młodzieżowej mieliśmy już chyba wszystko. Tworząc książkę osadzoną w tym gatunku ciężko stworzyć coś oryginalnego. Tomi Adeyemi posługuje się wieloma schematami, można wręcz powiedzieć, że w tej pozycji brakuje jedynie trójkąta miłosnego. Jednak niech Was to nie zniechęci. Autorka stworzyła...
2019-11-08
Opinia pochodzi z bloga https://czytaniejestmagiczne.blogspot.com/
Przez bardzo długi czas wzbraniałam się przed czytaniem pozycji napisanych przez Kinga. Jego książki zewsząd mnie atakowały, co zamiast przyciągać jedynie mnie odpychało. Jednak opis "Instytutu" tak bardzo mi się spodobał, że postanowiłam się przełamać. I absolutnie nie żałuję.
Już dawno żadna książka nie zachwyciła mnie tak mocno jak "Instytut". Ta historia wciągnęła mnie bez reszty. Mimo ogromu nauki jaki mam na studiach, starałam się wygospodarować jak najwięcej czasu na dalsze zagłębianie się w tej powieści.
Protagoniści wykreowani przez Kinga zdecydowanie mogą skraść serce. Moje na pewno im się udało. Często w przypadku tworzenia bohaterów dziecięcych autorzy kierują się wieloma stereotypami. Kingowi zdecydowanie nie można tego zarzucić. Postacie są oryginalne, mądre i przy tym realistyczne, a ich zachowanie nie jest zbyt dojrzałe. Nie znajdziemy tutaj nieustraszonych bohaterów, a dzieci, które są zagubione i przestraszone, ale mimo wszystko starają się walczyć jak tylko mogą. Luke to niezwykle inteligenta "bestia", ale jego poczynania nie są przesadzone. Mimo że, wiedzą zdecydowanie przewyższa swoich rówieśników jak i niejednego dorosłego autor nie pozwolił nam zapomnieć, że jest tylko dzieckiem. Potrafił zachować złoty środek.
Sam pomysł wykreowania instytutu w którym są przeprowadzane testy na dzieciach ze zdolnościami parapsychicznymi to coś rewelacyjnego. King stworzył miejsce pełne okrucieństwa, gdzie cierpienie bije z każdej strony. Tutaj nikt nie ma skrupułów, jest jeden cel do którego dąży się nie zważając na krzywdzę jaką wyrządza się dzieciom. W tej historii dorośli są potworami, jednak bez obaw, trafiają się też dobrzy ludzie.
Wiele osób narzeka na to, że styl Kinga jest przegadany i jego książki momentami bywają nużące. Ja nie dostrzegłam tego w tej pozycji. Ani przez chwilę nie czułam się znudzona, oczywiście były nieco spokojniejsze momenty, ale miały one potem swoje odzwierciedlenie w dalszej części historii. "Instytut" to cegiełka, książka ma ponad 660 stron, a ja ani przez chwilę nie odczułam jej długości i zdecydowanie bym jej nie skróciła. Rozbicie akcji na perspektywy wielu bohaterów, również mi nie przeszkadzało. Uważam wręcz, że był to świetny zabieg, dzięki któremu lepiej poznaliśmy emocje bohaterów.
"Instytut" niewątpliwie mnie zachwycił. Jest to pozycja która mnie wzruszyła i która mną wstrząsnęła. Od pierwszych stron zostałam wciągnięta w historię Luka i jego przyjaciół i nie potrafiłam się od niej oderwać. Jeśli lubicie tego autora to myślę że, zdecydowanie warto sięgnąć po tą pozycję. A jeśli jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z jego twórczością to może dzięki tej książce przekonacie się do niej tak samo jak ja.
Opinia pochodzi z bloga https://czytaniejestmagiczne.blogspot.com/
Przez bardzo długi czas wzbraniałam się przed czytaniem pozycji napisanych przez Kinga. Jego książki zewsząd mnie atakowały, co zamiast przyciągać jedynie mnie odpychało. Jednak opis "Instytutu" tak bardzo mi się spodobał, że postanowiłam się przełamać. I absolutnie nie żałuję.
Już dawno żadna książka nie...
2019-10-17
Opinia pochodzi z bloga https://czytaniejestmagiczne.blogspot.com/
"Nellie" ma tak piękną okładkę, że od razu przyciąga wzrok! Rysunkowa, bajkowa i przy tym prosta, bez zbędnych dodatków. Świetnie pasuje do treści tej pozycji i oddaje jej klimat.
Sylvie Payette nie posiada zniewalającego stylu pisania. Polotu pisarskiego w tej książce brak, język jest do bólu prosty, nie wiem czy można tutaj znaleźć chociaż jedną metaforę. Czyta się to bardzo szybko, jednak jak dla mnie warsztatowa autorka wypada blado.
Co mogę powiedzieć o bohaterach? Są typowi. Znajdziemy tu każdy typ rodem z książek młodzieżowych. Nellie to zwyczajna dziewczyna, która nagle staje się ulubienicą tłumu. Tania jest wredną suczą jaką można znaleźć w filmach o amerykańskim liceum. Oczywiście mamy tutaj też dobrą ciocię pomagającą wszystkim dookoła, dziewczynę łagodzącą konflikty i faceta, który sam nie wie czego chce.
Sam pomysł na stworzenie nowego świata bardzo przypadł mi do gustu! Alternatywna rzeczywistość kompletnie inna od tej do której jesteśmy przyzwyczajeni. Samo wytłumaczenie jak doszło do rozdarcia światów jest logiczne i ma pokrycie w historii. Do tego Payette swój pomysł poparła wypowiedziami chociażby Einstein'a, które są umiejętnie wplecione w fabułę.
Wątek miłosny pozostawię bez komentarza, bo tu w sumie nie ma o czym mówić. Zero oryginalności, jak to w młodzieżówkach bywa zakochanie od pierwszego wejrzenia po zaledwie kilkunastu godzinach znajomości.
"Nellie. Wtajemniczenie" to książka od której nie można wymagać zbyt dużo. Ja podeszłam do niej jako do pozycji, która będzie lekka i pomoże mi na chwilę zapomnieć o studiach i swoją rolę spełniła. Miło spędziłam przy niej czas, jest krótka, więc spokojnie można "połknąć" ją w jeden wieczór. Jeśli macie ochotę na książkę, która nie jest wymagająca, trochę typowa, ale przy tym pomysł na fabułę jest bardzo fajny to mogę Wam polecić właśnie "Nellie". Ja sama chętnie sięgnę, po kolejne tomy.
Opinia pochodzi z bloga https://czytaniejestmagiczne.blogspot.com/
"Nellie" ma tak piękną okładkę, że od razu przyciąga wzrok! Rysunkowa, bajkowa i przy tym prosta, bez zbędnych dodatków. Świetnie pasuje do treści tej pozycji i oddaje jej klimat.
Sylvie Payette nie posiada zniewalającego stylu pisania. Polotu pisarskiego w tej książce brak, język jest do bólu prosty,...
2019-09-05
Opinia pochodzi z bloga https://czytaniejestmagiczne.blogspot.com/
"Skrzynia ofiarna" jest promowana jako powieść, która spodoba się fanom uwielbianego przez miliony "Stranger Things" Muszę przyznać, że ja ten serial również pokochałam i mogę się zgodzić, że w pewnym stopniu klimat panujący w tej pozycji jest podobny do tego z netflixowskiej produkcji. Oczywiście nie jest to kalka, ale w powieści Stewarta również znajdziemy mroczne lata 80 i młodych bohaterów.
Jedną z kwestii, która najbardziej mnie urzekła jest wielowątkowość powieści. Tutaj nie ma żadnego zbędnego rozdziału. Z pozoru niektóre z nich wydają się bezsensowne i można zacząć się zastanawiać po co autor skupia się na takich głupotach. Jednak w tej książce wszystko się łączy, każda składowa ma swoje uzasadnienie w przyszłości lub przeszłości. A do tego cała historia jest spójna, nie dopatrzyłam się żadnych błędów logicznych.
Cała historia była bardzo dynamiczna, dlatego książkę czytało się bardzo szybko. Autor nie ma w zwyczaju lać wody, stworzył on powieść pełną akcji, która w wielu momentach potrafiła zaskoczyć i przestraszyć. I tu dochodzimy do kolejnego pozytywu. Myślę że, wiele osób wie jak to z grozą w thrillerach młodzieżowych bywa. Co tu dużo mówić, zazwyczaj nie ma jej zbyt wiele. Oj, nie w tym przypadku. "Skrzynia ofiarna" jest przepełniona brutalnością i strachem. Atmosfera jest niezwykle mroczna, a w każdym kącie tkwi niebezpieczeństwo. Oczywiście nie powiedziałabym, że jest to straszna książka, ale świetnego klimatu nie można jej odmówić.
Piątka bohaterów wokół których głównie kręci się akcja to dość spora liczba. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że zleją się w jedną całość i stracą swoją indywidualność. Na szczęście Stewartowi udało się tego uniknąć. Każda z postaci jest zupełnie różna, inaczej patrzy na świat, ma inne problemy. Żaden z bohaterów nie był dla mnie irytujący, co często ma miejsce w postaci nastoletnich bohaterów (w szczególności) bohaterek, które w większości są cholernie infantylne. Tutaj też mamy do czynienia z postacią która mądrością nie grzeszy, ale właśnie taki był zamysł autora i jej obecność dodaje ociupinę humoru to tej historii.
W pozycji Stewarta poza mrokiem znajdziemy bardzo dyskretny wątek miłosny, który ani przez chwilę nie przeszkadzał mi w odbiorze powieści. Zdecydowanie mocniej autor skupił się na pokazaniu siły przyjaźni. Młodzieńcze lata to najlepszy czas na poznanie osób, które będą nam towarzyszyć całe życie. Jeśli chcemy, aby te relacje przetrwały należy je pielęgnować i co najważniejsze nie chować wobec siebie żadnych uraz. Właśnie to jest głównym przesłaniem jakie przedstawia czytelnikowi brytyjski pisarz.
"Skrzynia ofiarna" to naprawdę wart uwagi thriller dla młodzieży. Jest to świetna propozycja na jesienne wieczory, kiedy pogoda za oknem nadaje życiu smutku i delikatnego mroku. Mnie ta pozycja niezwykle wciągnęła i z w napięciu oczekiwałam jak potoczą się losy bohaterów. Jeśli szukacie książki, która nie jest wymagającą lekturą, a przy tym posiada nutkę grozy jest to historia dla Was!
Opinia pochodzi z bloga https://czytaniejestmagiczne.blogspot.com/
"Skrzynia ofiarna" jest promowana jako powieść, która spodoba się fanom uwielbianego przez miliony "Stranger Things" Muszę przyznać, że ja ten serial również pokochałam i mogę się zgodzić, że w pewnym stopniu klimat panujący w tej pozycji jest podobny do tego z netflixowskiej produkcji. Oczywiście nie jest...
Ósmy tom "Wojen wikingów" już za mną. Jestem w szoku jak to szybko zleciało. Jeszcze nigdy nie zagłębiłam się w tak długą serię, bo bałam się znudzenia. W tym przypadku nie ma o tym mowy!
Największym plusem tej powieści jest wątek walki o tron przez kobietę, który zresztą jest wydarzeniem historycznym. Właśnie za to cenię twórczość Cornwella. Pokazuje on przeszłość taką jaką była, nie ulepsza jej. Autor przedstawia fakty ubierając je w piękne słowa, dzięki czemu płyniemy przez każdą kolejną stronę z wielką radością nie czują, zniesmaczenia wynikającego z zagłębiania się w historię. Aethelflaeda jest postacią niesamowitą, można wręcz rzec, że wyprzedza swoją epokę. Jej siła jest niespotykana, a uporu może zazdrościć nie jeden wojownik. Jest ona zupełnym przeciwieństwem średniowiecznych kobiet zupełnie poddanym swoim mężczyzną.
Uthred jest jednym z niewielu bohaterów, z którymi aż tak się zżyłam. Oczywiście duży wpływ miał na to fakt, jak obszerną serią są "Wojny wikingów". Jednak wiking jest mężczyzną, silnym dążącym do celu, a jednocześnie zachował w tym wszystkim człowieczeństwo i nie stał się tylko maszynką do zabijania. Właśnie dzięki temu zyskał on moją sympatię.
Jak na razie Cornwell nie miał żadnego potknięcia i wszystkie pozycje z tej serii czyta się niezwykle przejmie i każda z nich wzbudza ogromne emocje. Mam nadzieję, że poziom pozostanie tak wysoki aż do końca!
Ósmy tom "Wojen wikingów" już za mną. Jestem w szoku jak to szybko zleciało. Jeszcze nigdy nie zagłębiłam się w tak długą serię, bo bałam się znudzenia. W tym przypadku nie ma o tym mowy!
Największym plusem tej powieści jest wątek walki o tron przez kobietę, który zresztą jest wydarzeniem historycznym. Właśnie za to cenię twórczość Cornwella. Pokazuje on przeszłość taką...
2019-08-25
Opinia pochodzi z bloga https://czytaniejestmagiczne.blogspot.com/
"Nazywam się Milion" to zdecydowanie największe zaskoczenie tego roku! Po okresie czytania samych średnich bądź słabych książek nareszcie zagłębiłam się w pozycję, która pochłonęła mnie bez reszty. Powieść oparta na prawdziwych wydarzeniach, w której jednym z głównych aspektów, jest poszukiwanie twórcy dopalaczy, które zbierały żniwo wśród młodych polaków w 2018 roku.
Bohaterowie tej powieści są bardzo dobrze wykreowani, a w szczególności Milion. Jest to postać niezwykle złożona. Kobieta zagubiona, szukająca siebie i nie wiedząca jakie jest jej miejsce w życiu. Wyobraźcie sobie jak strasznym uczuciem musi być świadomość, że nie wie się, kim się jest. Autorka świetnie pokazała tragiczność tej sytuacji i stworzyła postać, która ma swoje wzloty i upadki, ale przede wszystkim przez cały czas przyświeca jej jeden cel- poznać swoją przeszłość.
Kirski również nie jest postacią jednoznaczną. Z jednej strony świetny policjant, który kocha swoją pracę i kochający ojciec, z drugiej człowiek zagubiony, podświadomie tęskniący za miłością i nie radzący sobie z przeszłością. Na kartach powieści coraz bardziej poznajemy jego skomplikowaną naturę i okazuje się, że nie jest jedynie bezdusznym gliną, ale również mężczyzną, którego ciągle przepełnia strach.
Moje serce jednak przede wszystkim skradł Hary- syn Kirskiego. Chłopak ten jest niezwykle rezolutny jak na swój wiek, a przy tym jego spostrzeżenia często bywają zabawne i są fajnym urozmaiceniem tej historii.
Karina Krawczyk zawarła w swojej książce wiele wątków, ale absolutnie nie jest to przytłaczające. Począwszy od realiów pracy w policji i poszukiwaniu twórcy dopalaczy, poprzez liczne wątki polityczne opisujące obecną sytuację polityczną w Polsce, kończąc na opisach wydarzeń historycznych. Jeśli chodzi o to ostatnie to muszę przyznać, że dowiedziałam się wielu ciekawych kwestii, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Autorka ma niezwykłą lekkość wplatania tak wielu myśli w fabułę,że ani razu nie odniosłam wrażenia, ażeby było to robione na siłę , ani nie poczułam przesytu. Właśnie dzięki tym nawiązaniom pozycja ta ma u mnie wielkiego plusa. W tym przypadku nie sprawdza się powiedzenie, że "co za dużo to nie zdrowo".
Jak możecie się domyślić po samym tytule w "Nazywam się Milion" można znaleźć nawiązania do "Dziadów" Mickiewicza. To głównie w nich Milion poszukiwała sensu istnienia i to właśnie one najbardziej przyciągnęły mnie do tej pozycji. Muszę to otwarcie powiedzieć. NIENAWIDZĘ twórczości Mickiewicza, a właśnie "Dziady" to moja największa zmora, a po tegorocznej maturze moja niechęć do tego dramatu jedynie się nasiliła. Jednak w przypadku tej książki te nawiązania były strzałem w 10! Trzeba przyznać, że światopogląd romantyków idealnie pasuje do sytuacji w jakiej znajduje się Milion. Oni również byli zagubieni, szukali jakiegoś nieodgadnionego sensu w życiu tak samo jak starała się to zrobić dziewczyna. Właśnie dlatego wszelkie cytaty z utworu Mickiewicza nadawały tej książce super klimat.
"Nazywam się Milion" to pozycja niepowtarzalna, świetnie łącząca rzeczywiste wydarzenia z fikcją. Karina Krawczyk stworzyła powieść pełną emocji wręcz przesiąkniętą dążeniem do poznania siebie i sensu w życiu. Kryminał z bardzo przyjemnym i niezwykle dojrzałym wątkiem obyczajowym oraz świetnym niejednoznacznym zakończeniem, które jest zarazem szczęśliwe i tragiczne. Polecam każdemu, kto nie boi się wielowątkowości i nie przeszkadza mu dość spora polityczność tej pozycji, bo mimo że, nigdy nie pada nazwa partii każdy wie o jaką chodzi. To naprawdę świetna pozycja!
Opinia pochodzi z bloga https://czytaniejestmagiczne.blogspot.com/
"Nazywam się Milion" to zdecydowanie największe zaskoczenie tego roku! Po okresie czytania samych średnich bądź słabych książek nareszcie zagłębiłam się w pozycję, która pochłonęła mnie bez reszty. Powieść oparta na prawdziwych wydarzeniach, w której jednym z głównych aspektów, jest poszukiwanie twórcy...
Opinia pochodzi z bloga https://czytaniejestmagiczne.blogspot.com/
Zacznijmy od bardzo ważnej rzeczy. Okładki ten serii są CUDOWNE! Już pierwszy tom był pięknie wydany, a okładka tej części w moim odczuciu jest jeszcze ładniejsza. Oddają one idealnie klimat tych pozycji, jej bajkowość i to, że jest skierowana do młodszych czytelników.
W "Nellie. Zauroczenie" autorka w większej mierze skupiła się na polityce i niestety na romansie. O ile ten pierwszy aspekt jest dla mnie zdecydowanie na plus to pojawiający się tutaj trójkąt miłosny do mnie nie przemawia.
Kreacja bohaterów pozostaje niezmienna i nadal są oni nijacy. Żadna z postaci się nie wyróżnia, wszyscy z nich są typowi. Nellie nadal pozostaje niezdecydowana i trochę głupiutka, Armand to jeden z najbardziej irytujących bohaterów z jakimi miałam do czynienia, a Henri.... Henri jak tak teraz myślę jest całkiem dobrze wykreowany i w sumie go polubiłam.
Polityka w tej książce jest mocno zarysowana i przystępnie przedstawiona, dzięki czemu trafi do młodszego czytelnika i być może skłoni go do dalszego zagłębienia się w ten temat. Ja mając 13 lat po przeczytaniu tej książki zainteresowałabym się działaniem monarchii, tym czy dziedziczenie tronu jest sprawiedliwe.
Bardzo żałuję, że w tym tomie Payette całkowicie pominęła teorie fizyczne, które stanowiły mocny punkt poprzedniej części. Dla młodego czytelnika teoria baniek mydlanych brzmi niezwykle ciekawie i szkoda, że autorka dalej tego nie pociągnęła.
"Nellie. Zauroczenie" niestety podobało mi się nieco mniej niż poprzednik. Stało się to głównie za sprawą mocniej zarysowanego wątku miłosnego, który już w przypadku pierwszej części nie przypadł mi do gustu. Należy pamiętać, że są to książki skierowane do młodszych czytelników i gdybym nie miała tych swoich 20 lat na pewno spodobałyby mi się bardziej. Nie mogę jednak odmówić tej książce, że miło spędziłam z nią czas. Idealnie nadawała się do czytania na nudnych wykładach. Jeśli macie rodzeństwo w wieku podstawówkowym to możecie polecić im tą pozycję.
Opinia pochodzi z bloga https://czytaniejestmagiczne.blogspot.com/
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toZacznijmy od bardzo ważnej rzeczy. Okładki ten serii są CUDOWNE! Już pierwszy tom był pięknie wydany, a okładka tej części w moim odczuciu jest jeszcze ładniejsza. Oddają one idealnie klimat tych pozycji, jej bajkowość i to, że jest skierowana do młodszych czytelników.
W "Nellie. Zauroczenie" autorka w...