-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2019-04-21
2024-01-12
2023-10-25
Little Kilton, małe miasteczko, w którym 5 lat temu doszło do tragedii. Andie Bell została zamordowana przez swojego chłopaka - Sala Singha. Pippa Fitz-Amobi nie jest jednak tego taka pewna i w ramach szkolnego projektu postanawia przeprowadzić własne śledztwo, które zaprowadzi ją do najmroczniejszych tajemnic skrywanych przez pozornie spokojne miasteczko i narazi na śmiertelne niebezpieczeństwo.
Podchodziłam do tej książki bez większych oczekiwań, miała być kolejną młodzieżówką, o której za jakiś czas zapomnę. Nawet nie wiecie, jak bardzo cieszę się ze swojej pomyłki, bo historia zaczynająca się od niewinnie wyglądającego projektu i śledztwa prowadzonego przez nastolatkę zmieniła się w historię pełną kłamstw, sekretów, uprzedzeń i zwrotów akcji wywołujących zimny dreszcz przerażenia.
„Przewodnik po zbrodni według grzecznej dziewczynki” nie jest książką tylko o nastolatkach, bo wiekowy przekrój postaci jest bardzo różnorodny, a Pip, czyli główna bohaterka tego zamieszania, mimo swojego młodego wieku jest bardzo inteligenta i dociekliwa, co sprawiało, że rozwiązywanie z nią i jej przesympatycznym pomocnikiem (naprawdę Ravi jest jak promyczek słońca w tej całej sytuacji) mrocznej kryminalnej zagadki i wpadanie w coraz większe problemy było czystą rozrywką. Nic w tej historii nie było takie, jak się spodziewałam, podczas słuchania miałam pełno pomysłów, ale kiedy już myślałam, że wytypowałam podejrzanego, za chwilę działo się coś, co podważało moją teorię i całe śledztwo stawało się zabawą w łączenie kropek na bardzo dużej kartce.
Holly Jackson ma bardzo przyjemny styl pisania i przez tą książkę się po prostu płynie, a ciekawym urozmaiceniem samego tekstu są wstawki w formie wywiadów czy smsów.
„Przewodnik pod zbrodni…” zapewnił mi parę godzin całkowitego zaangażowania w historię, kilka zawałów serca i przeszywający mnie do tej pory chłód, kiedy tylko pomyślę o rozwiązaniu zagadki, bo zakończeniu mroku odmówić nie można.
Zamknięta i pozornie rozwiązana sprawa, która wstrząsnęła miasteczkiem, szkolny projekt, który zamienia się w niebezpieczną grę z mordercą i pewna nastolatka, która nie odpuści, dopóki prawda nie wyjdzie na jaw - to wszystko znajdziecie w „Przewodniku po zbrodni według grzecznej dziewczynki”.
Little Kilton, małe miasteczko, w którym 5 lat temu doszło do tragedii. Andie Bell została zamordowana przez swojego chłopaka - Sala Singha. Pippa Fitz-Amobi nie jest jednak tego taka pewna i w ramach szkolnego projektu postanawia przeprowadzić własne śledztwo, które zaprowadzi ją do najmroczniejszych tajemnic skrywanych przez pozornie spokojne miasteczko i narazi na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-02-08
2023-04-10
XIX wiek. Wielka Brytania. Robin to osierocony pół-chińczyk, który zostaje przywieziony do Anglii przez tajemniczego profesora Lovella. Mężczyzna wyznacza mu cel - chłopiec ma uczyć się greki i łaciny, aby pewnego dnia stać się studentem translatoryki na Oksfordzie i w instytucie Babel zająć się srebrnymi sztabkami, których magiczne właściwości są fundamentem imperium. Wszystko zmienia się jednak w dniu, kiedy Robin poznaje pewnego człowieka, który sprawia, że zaczyna kiełkować w nim ziarno zwątpienia i zmusza go do rozważań nad moralnością i wiernością.
„Babel” nie jest fantastyką, jakiej się spodziewałam, bo zamiast magicznych umiejętności postaci i niezwykłych stworzeń, mamy tylko element fantastyczny w postaci srebrnych sztabek, które za pomocą tłumaczeń i języków napełniają magią nasi bohaterowie, tym samym wspomagając funkcjonowanie brytyjskiego społeczeństwa, bo sztabki są filarem podtrzymującym całe życie Anglików - wspomagają budynki, sprawiają, że ogrody są bardziej zielone, a powozy jeżdżą szybciej. I można by było powiedzieć, że na tym magia w tej książce się kończy, ale myślę, że za równie nadzwyczajne można uznać to, że „Babel” jest wielkim wyrazem miłości do słów i swoistym listem od kochanka dla tłumaczy, bo dyskusje i rozważania na temat słów, etymologii i teorii przekładu same w sobie zawierają cząstkę magii.
„Babel” nigdzie nie pędzi, nie spieszy się i nie od razu chce nam zdradzać swoje wszystkie tajemnice. Akcja rozgrywa się na przestrzeni kilku lat, kiedy to obserwujemy życie nie tylko Robina, ale także jego trójki oksfordzkich przyjaciół, z których każdy ma swoją tragiczną historię - zabrani daleko od domów i rodzin, okłamywani, dyskryminowani i poniżani tylko ze względu na swoje pochodzenie, kolor skóry czy płeć. Widzimy to, jak zaczyna rodzić się w nich bunt przeciwko obecnemu stanowi rzeczy i kształtuje poczucie celu, bo życie wśród bibliotek i ksiąg okazuje się tylko mrzonką, a poza Oksfordem świat jest jeszcze bardziej okrutny i niesprawiedliwy. Kuang nie bawi się w półsłówka i w pewnym momencie łapiemy się na tym, że „Babel” z książki o tłumaczach zmienił w traktat o moralności, gdzie głównym punktem jest jednoznaczna i wyraźna krytyka kolonializmu i nierówności, którego zakończenie z pewnością nie będzie szczęśliwe.
Świat słów, języków i tłumaczeń całkowicie mnie pochłonął, a studiowanie obcojęzycznych ksiąg razem z Robinem i jego przyjaciółmi, które w pewnym momencie przerodziło się w rewolucję i walkę, było niesamowitym doświadczeniem, więc chyba nie muszę mówić, że polecam Wam tę książkę. Odwiedźcie XIX-wieczną Anglię, gdzie srebro jest tym, czego każdy pożąda, przejdźcie się korytarzami wieży Babel i sami zdecydujcie, po której stronie stanąć.
XIX wiek. Wielka Brytania. Robin to osierocony pół-chińczyk, który zostaje przywieziony do Anglii przez tajemniczego profesora Lovella. Mężczyzna wyznacza mu cel - chłopiec ma uczyć się greki i łaciny, aby pewnego dnia stać się studentem translatoryki na Oksfordzie i w instytucie Babel zająć się srebrnymi sztabkami, których magiczne właściwości są fundamentem imperium....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-09-10
2023-06-14
Połowa lat 50. Elizabeth Zott jest chemiczką, matką i gwiazdą programu kulinarnego, choć nie spodziewała się, że tak potoczy się jej życie. Jednak Elizabeth nie tylko uczy gotować, bo ze swoją naukową wiedzą i niecodziennym podejściem do gotowania ośmiela kobiety do realizowania swoich pragnień i zmiany statusu quo.
Gdziekolwiek zajrzyjcie, znajdziecie informacje, że „Lekcje chemii” to zabawna, podnosząca na duchu, przyjemna historyjka i oczywiście to prawda, ale pod humorystycznym płaszczykiem kryją się smutek i takie tematy, jak dyskryminacja, przemoc seksualna, utrata bliskich. Nie zaprzeczę, że znajdziecie tu sporą dawkę humoru, bo język i sposób prowadzenia historii jest momentami bardzo zabawny, a to, że część wydarzeń relacjonuje ponadprzeciętnie inteligenty pies, jest absurdalne, ale nie da się przy tym nie uśmiechnąć. Jednak powiedziałabym, że to raczej słodko-gorzka historia, bo mimo całego komizmu każdy z bohaterów przeżywa swoje własne tragedie, bardziej te większe niż mniejsze.
„Lekcje chemii” pełne są inteligentnych spostrzeżeń i sarkazmu, które w niesamowicie trafny sposób wytykają skazy ówczesnego i obecnego świata. W zdominowanej przez mężczyzn rzeczywistości Elizabeth jest tą postacią, za którą trzyma się kciuki i chce dla niej wszystkiego, co najlepsze - inteligenta, stanowcza i zaradna, całkowicie przełamuje obraz stereotypowej gospodyni domowej.
Podchodziłam do tej książki bez większych oczekiwań, bo klasyfikacja jej jako literatura obyczajowa/romans nie było dla mnie specjalnie zachęcające, ale bardzo szybko przekonałam się, że „Lekcje chemii” to nie tylko obyczajówka z uroczym romansem. To feministyczna historia osadzona w czasach, które nie były kobietom zbyt przychylne, ale też taka, która rozbawi czytelnika, a momentami może sprawić nawet, że oczy lekko zaszklą się od łez.
Połowa lat 50. Elizabeth Zott jest chemiczką, matką i gwiazdą programu kulinarnego, choć nie spodziewała się, że tak potoczy się jej życie. Jednak Elizabeth nie tylko uczy gotować, bo ze swoją naukową wiedzą i niecodziennym podejściem do gotowania ośmiela kobiety do realizowania swoich pragnień i zmiany statusu quo.
Gdziekolwiek zajrzyjcie, znajdziecie informacje, że...
2023-07-09
Nie każdy dodatek do serii jest dodatkiem potrzebnym i udanym, ale „The River of Silver” ma obie te cechy. Potrzebny, ponieważ łączy w sobie historie, które działy się lata przed „Miastem mosiądzu”, te które miały miejsce w trakcie trylogii i po niej, a każda z tych opowieści coś wnosi, uzupełniając Dewabad o sceny, na które nie było wcześniej miejsca. Udany, bo oprócz tego, że pozwala spędzić więcej czasu z ulubionymi bohaterami, to jeszcze bardziej ich rozwija oraz daje okazje do sprawdzenia, jak sobie radzą po wydarzeniach z trzeciego tomu, jak leczą rany i próbują iść dalej, a także rzuca więcej światła na niektóre relacje.
„The River of Silver” nie skupia się tylko na Nahri, Alim i Darze, ale oferuje także rozdziały między innymi z perspektywy Dżamszida czy Muntazira (które ku mojemu zaskoczeniu okazały się jednymi z moich ulubionych), a nawet postaci, które spotykamy tu pierwszy raz. Jednak wszystkie historie dobrane są w bardzo trafny i przemyślany sposób, bo pokazują te najważniejsze dla bohaterów chwile, a nie stanowią zwykłego zapychacza, który ma sprawić, że książka będzie po prostu grubsza.
„The River of Silver” mimo swojej niewielkiej objętości jest wzruszające i urocze, momentami nawet dość smutne i myślę, że w jakiś sposób poruszy każdego fana tej serii, a na pewno zapewni satysfakcjonujący powrót do świata dżinnów. Ja jestem bardzo szczęśliwa, że miałam okazję jeszcze raz, na chwile wejść do Dewabadu otrzymując takie sceny, przy których łezka zakręciła mi się w oku.
Moim małym marzeniem jest to, żeby ten dodatek ukazał się po polsku, aby jeszcze więcej czytelników rozkochanych w tej trylogii miało możliwość ponownego spotkania złodziejki-uzdrowicielki, królewskiego rodzeństwa i kilku innych niesamowitych postaci w magicznym mieście, które przetrwało już niejedną rewolucję.
Nie każdy dodatek do serii jest dodatkiem potrzebnym i udanym, ale „The River of Silver” ma obie te cechy. Potrzebny, ponieważ łączy w sobie historie, które działy się lata przed „Miastem mosiądzu”, te które miały miejsce w trakcie trylogii i po niej, a każda z tych opowieści coś wnosi, uzupełniając Dewabad o sceny, na które nie było wcześniej miejsca. Udany, bo oprócz...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-05-02
Ciężko jest rozstawać się z ulubionymi seriami, a szczególnie takimi, gdzie każdy kolejny tom jest lepszy od poprzedniego. I właśnie zakończeniem takiej serii jest „Imperium złota” - przejmującej, wzruszającej i sprawiającej, że nie chcemy, aby się kończyła.
Akcja „Imperium złota” zaczyna się w tym samym momencie, gdzie skończyło się „Królestwo miedzi” i takim sposobem za pomocą przemieszczających się ciągle bohaterów poznajemy świat dżinnów szerzej. W przeciwieństwie do poprzedniego tomu, który toczył się głównie w pałacu i Dewabadzie, tu znajdujemy się na ulicach słonecznego Kairu, w nadmorskim Ta Ntry, schodzimy w morskie głębiny maridów, a ta pełna przygód podróż jest tak wciągająca, że ciężko się od niej oderwać i wrócić do rzeczywistości.
„Imperium złota” odkrywa przed nami kolejne głęboko skrywane sekrety, dotyczące nie tylko przeszłości magicznego świata, ale także pochodzenia bohaterów, które nie daje im spokoju. Nareszcie mogę powiedzieć, że dowiadujemy się więcej o Nahri i o tym kim naprawdę jest i jeśli chodzi o ten zwrot akcji myślę, że dla niektórych może on być przewidywalny, ale ja byłam niesamowicie zaskoczona.
Wątek romantyczny nigdy nie był w tej trylogii mocno rozbudowany, ale w tym tomie dostajemy coś na co, nie będę ukrywać, bardzo czekałam, czyli jedną z najlepszych wolno rozwijających się relacji romantycznych, jakie czytałam, a do tego nie przyćmiewa ona całej fabuły, a stanowi tylko miły dodatek, który tu uwielbiam.
„Imperium złota” to zakończenie idealne, pełne akcji, ale zachowujące równowagę z chwilami spokoju, które pozwalają nie tylko bohaterom, ale także czytelnikom na złapanie oddechu przed kolejnymi wyzwaniami. Od rozdzierających serce zakończeń wolę chyba tylko te słodko-gorzkie i to właśnie takie jest. Pełne trudnych decyzji i wyborów, pożegnań i drugich szans, gdzie każdy musi zapłacić jakąś cenę. Jeszcze raz bardzo gorąco polecam Wam całą trylogię Dewabad, dajcie się wciągnąć historii o złodziejce z Kairu, dżinnie-niewolniku i buntowniczym księciu, bo zapewniam - warto.
Ciężko jest rozstawać się z ulubionymi seriami, a szczególnie takimi, gdzie każdy kolejny tom jest lepszy od poprzedniego. I właśnie zakończeniem takiej serii jest „Imperium złota” - przejmującej, wzruszającej i sprawiającej, że nie chcemy, aby się kończyła.
Akcja „Imperium złota” zaczyna się w tym samym momencie, gdzie skończyło się „Królestwo miedzi” i takim sposobem za...
2023-04-17
Nadszedł czas na powrót do miasta dżinnów, którego los staje się coraz bardziej niepewny. Nahri wciąż doskonali swoje uzdrowicielskie umiejętności, jednak zamknięta w pałacu, niczym w złotej klatce, musi uważać na każde słowo i każdy ruch, bo jedno jej potknięcie może kosztować życie wielu. Ali wygnany za przeciwstawienie się ojcu przemierza piaski ziemi swojego rodu ścigany przez zabójców, którzy chcą śmierci księcia. Tymczasem w innej części magicznego świata formują się nowe siły, zagrożenie, którego nikt się nie spodziewał, a którego celem jest Dewabad.
Akcja „Królestwa miedzi” rozgrywa się 5 lat po wydarzeniach z „Miasta mosiądzu” i przez ten czas wiele się zmieniło, a widać to szczególnie po bohaterach, którzy są doroślejsi, działają bardziej rozważnie i racjonalnie. Sama Nahri wyróżnia się na tle innych stereotypowych głównych bohaterek książek z motywem wybrańca i mimo swojego beznadziejnego położenia ciągle próbuje ugrać coś dla siebie, podjąć jak najwiecej działań i głośno mówić o tym, co jej się nie podoba, zamiast użalać się nad swoim losem. W tym tomie otrzymujemy także nową perspektywę. Do tej pory poznawaliśmy tą historię tylko oczami Nahri i Alego, lecz teraz dołącza do nich Dara. Chyba do przewidzenia było, że tak szybko nie pozbędziemy się tego bohatera? Mimo tego, że nie należę do grona miłośników afszina, to uważam, że rozdziały z jego perspektywy były bardzo ciekawym zabiegiem, a do tego lepiej pomogły zrozumieć mi jego myślenie i czyny.
Mimo tego, że akcja w dużej mierze rozgrywa się w pałacu, to nie ma tu miejsca na nudę albo jakąkolwiek dłużyznę, bo autorka funduje nam jeszcze więcej spisków, sojuszy, intryg i polityki, która może uratować miasto dżinnów lub całkowicie je pogrążyć. Dowiadujemy się również więcej na temat przeszłości niektórych postaci i poznajemy jeszcze bardziej szczegółowo krwawą historię Dewabadu oraz mieszkających w nim rodów. Wszystko to sprawia, że siedzimy przy tej książce oczarowani i zmierzamy do zakończenia, które tak jak w pierwszym tomie jest zapierające dech, pełne akcji i nieoczekiwanych rozwiązań.
„Królestwo miedzi” jest jeszcze lepsze niż poprzedni tom, co jest dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem, bo „Miasto mosiądzu” darzę bezgraniczną miłością. Wszystkie intrygi, kłótnie, spiski i od nowa zawiązujące się przyjaźnie są miodem na moje serce, więc nie zostaje mi nic innego jak gorąco polecić Wam ten tom. Jeśli czytaliście „Miasto mosiądzu” i nie jesteście pewni, czy warto dalej zagłębiać się w magiczny świat, gdzie dżinny nie tylko spełniają życzenia, ale toczą ze sobą również krwawe wojny o władzę, to zapewniam was że warto.
Nadszedł czas na powrót do miasta dżinnów, którego los staje się coraz bardziej niepewny. Nahri wciąż doskonali swoje uzdrowicielskie umiejętności, jednak zamknięta w pałacu, niczym w złotej klatce, musi uważać na każde słowo i każdy ruch, bo jedno jej potknięcie może kosztować życie wielu. Ali wygnany za przeciwstawienie się ojcu przemierza piaski ziemi swojego rodu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-02-26
Nahri jest oszustką i złodziejką na ulicach XVIII- wiecznego Kairu, posiada jednak nietypową moc leczenia. Kiedy przypadkowo podczas magicznego rytuału przyzywa dżinna okazuje się, że jej umiejętności są niezwykłe i cenne, a ona sama nie należy do świata ludzi i razem z przywołanym dżinnem musi wyruszyć do magicznego miasta.
„Miasto mosiądzu” to istny powiew świeżości wśród książek, które zazwyczaj czytam, bo była to moja pierwsza styczność z historią utrzymaną w arabskim klimacie, ale ku mojemu zaskoczeniu piaski pustyni, dżinny i bogato zdobione pałace idealnie wpasowały się w mój gust. A z pewnością przyczyniła się do tego także kreacja świata przedstawionego, w którym przepadałam, bo autorka zamiast tylko opowiadać nam kolejną historię o dziewczynie z magicznymi mocami zabiera nas do wyjątkowego świata dżinnów, który obfituje w wiele języków, kultur, niezwykłych istot, a do tego pełen jest polityki i strategicznych posunięć. Przy czym Chakraborty nie objaśnia go nam za pomocą łopatologicznej ekspozycji, tylko pozwala czytelnikom poznać stopniowo dzięki rozmowom toczącym się między postaciami.
Mimo tego, że jest to historia Nahri to nie tylko ona jest tu główną bohaterką, bo równie ważną postacią jest Ali, czyli książę tytułowego miasta mosiądzu - Dewabadu. I w taki sposób śledzimy tą historię z dwóch perspektyw - dzięki Nahri poznajemy ten świat od podstaw, a Ali staje się naszym przewodnikiem po ulicach Dewabadu i królewskich komnatach, gdzie nie wszyscy żyją ze sobą w zgodzie a spisek goni spisek.
„Miasto mosiądzu” nie jest typowym akcyjniakiem, bo duża część fabuły toczy się w rozmowach bohaterów, ktoś coś powiedział i to już wystarczało abym wstrzymywała oddech w strachu przed tym, co się za chwile wydarzy. Jednak i dla czytelników spragnionych wrażeń coś się znajdzie, bo po przybyciu Nahri do miasta wpadamy w sieć dworskich intryg i spisków, której zwieńczeniem jest nieprzewidywalne i wgniatające w fotel zakończenie.
Z całego serca polecam Wam „Miasto mosiądzu”, bo jest to niesamowite fantasy a jednocześnie genialny debiut, który nie pozwala się odłożyć przed poznaniem zakończenia. Odwiedźcie magiczny Dewabad, w którym powietrze gęstnieje od nadchodzącej rewolucji, a dżinny przemierzają jego zatłoczone ulice, tylko uważajcie czego sobie życzycie.
Nahri jest oszustką i złodziejką na ulicach XVIII- wiecznego Kairu, posiada jednak nietypową moc leczenia. Kiedy przypadkowo podczas magicznego rytuału przyzywa dżinna okazuje się, że jej umiejętności są niezwykłe i cenne, a ona sama nie należy do świata ludzi i razem z przywołanym dżinnem musi wyruszyć do magicznego miasta.
„Miasto mosiądzu” to istny powiew świeżości...
2022-12-28
Po sprawie Kuby Rozpruwacza Audrey i Thomas wyruszają do Rumunii studiować medycynę sądową. Jednak spokój nie jest im pisany i już w drodze do akademii mają do czynienia z tajemniczym morderstwem. Ludzie mówią, że książę Drakula zmartwychwstał, bo ofiara nie ma w sobie ani kropli krwi…
„Jak upolować Drakulę” to rozrywka w najczystszej postaci, a opisy panującej w Rumunii zimy, mrocznego zamku i otaczającego go ciemnego lasu nadają tej historii niepowtarzalnego klimatu. Ta książka ma w sobie coś takiego, co sprawia, że ciężko się od niej oderwać i nie jest to tylko zagadka, w której głównym podejrzanym jest wampirzy książę, ale jest to także elektryzujący duet składający się ponownie z Audrey Rose Wadsworth i Thomasa Cresswella. Gdyby nie oni, rozwiązywanie sprawy tajemniczych morderstw nie byłoby tak ciekawe, a czasem nawet zabawne. Pakująca się co chwile w kłopoty Audrey sprawia, że serce bije nam szybciej, a Thomas swoimi żartami rozbawia czytelników w nawet najbardziej stresujących momentach.
Jednocześnie Audrey przeżywa wydarzenia, które rozegrały się w Londynie, a otaczające ją dziwne morderstwa nie wpływają pozytywnie na jej stan psychiczny i mimo tego, że mam dla niej ogromne pokłady współczucia to cieszę się, że tak zostało to rozegrane. Sięgając po ten tom bałam się, że sprawa Rozpruwacza będzie uważana za rozdział całkowicie zamknięty i wszystko spłynie po naszych bohaterach, na szczęście tak się nie stało.
„Jak upolować Drakulę” utrzymało poziom poprzedniego tomu, a nawet sprawiło, że chyba podobało mi się jeszcze bardziej za sprawą mniej przewidywalnej zagadki. Bawiłam się przednio szczególnie przy ostatnich rozdziałach, kiedy po nitce do kłębka podążyła razem z Audrey i Thomasem za mordercą zostawiającym wskazówki. Bardzo gorąco polecam Wam ten tom. Zaopatrzcie się w czosnek i naostrzcie kołki, bo mówi się, że Drakula powstał z martwych i nikt już nie jest bezpieczny…
Po sprawie Kuby Rozpruwacza Audrey i Thomas wyruszają do Rumunii studiować medycynę sądową. Jednak spokój nie jest im pisany i już w drodze do akademii mają do czynienia z tajemniczym morderstwem. Ludzie mówią, że książę Drakula zmartwychwstał, bo ofiara nie ma w sobie ani kropli krwi…
„Jak upolować Drakulę” to rozrywka w najczystszej postaci, a opisy panującej w Rumunii...
2023-01-24
2022-12-20
2022-09-04
2022-08-04
Ostatnie tomy serii zawsze niosą ze sobą obawę. Zastanawiamy się czy autor podoła i uda mu się zamknąć historię w satysfakcjonujący dla czytelnika sposób...
"Płonący bóg" zachwycił mnie tak samo, jak poprzednie tomy. Kuang ponownie dała popis świetniej kreacji świata, bohaterów i systemu magicznego.
Uwielbiam to, że w świecie Wojen Makowych postacie nie dzielą się na tych dobrych i złych, za to każda z nich jest szara i podejmuje szereg decyzji na temat, których moglibyśmy dyskutować w nieskończoność. Rin od początku była porywcza, samolubna i robiła szybciej niż myślałam, ale odnoszę wrażenie, że w tym tomie jest trochę bardziej rozważna i dojrzalsza. Relacja Rin i Kitaja jest jedną z moich ulubionych rzeczy w tej książce (oczywiście obok tego, jak rozgrywają się wydarzenia między Rin a pewnym bohaterem), to jak się wspierają, kochają i potrafią przemówić sobie do rozsądku jest taką małą iskierką w tym całym wojennym chaosie.
Akcja goni akcję, bitwa goni bitwę, a my siedzimy jak na szpilkach, bo nie wiemy jak to wszystko się skończy, a perspektyw na szczęśliwe dla wszystkich zakończenie z pewnością tu nie ma. Ja jestem zakończeniem usatysfakcjonowana, chociaż trochę mi przykro, że Kuang zdecydowała się na coś tak z jednej strony wstrząsającego, a z drugiej prostego.
"Trylogia Wojen Makowych" jest brutalna, momentami przerażająca, ale też niesamowicie angażująca. Rebecca F. Kuang sprawiał, że podczas czytania cierpimy, płaczemy, śmiejemy się i zachwycamy tym, że udało jej się stworzyć coś tak epickiego. Ja ze swojej strony mogę już tylko powiedzieć CZYTAJCIE "WOJNĘ MAKOWĄ".
Ostatnie tomy serii zawsze niosą ze sobą obawę. Zastanawiamy się czy autor podoła i uda mu się zamknąć historię w satysfakcjonujący dla czytelnika sposób...
"Płonący bóg" zachwycił mnie tak samo, jak poprzednie tomy. Kuang ponownie dała popis świetniej kreacji świata, bohaterów i systemu magicznego.
Uwielbiam to, że w świecie Wojen Makowych postacie nie dzielą się na tych...
2022-05-13
Czasem trafiamy na takie historie, które zachwycają nas od pierwszej strony. Po "Trzynastą opowieść" sięgnęłam bez żadnych oczekiwań, jednak już po kilku zdaniach byłam zakochana w eleganckim stylu autorki i wiedziałam, że jest to coś więcej niż kolejna książka, którą przeczytam i za jakiś czas zapomnę.
"Trzynasta opowieść" to historia, która zachwyca i pozwala czytelnikowi zagubić się w niej, jak w labiryncie. Diane Setterfield przez całą lekturę podrzuca nam małe wskazówki, które zamiast naprowadzać nas na rozwiązanie zagadki rodziny Angelfieldów jeszcze bardziej nam ją komplikują i sprawiają, że nie można się od niej oderwać.
Uwielbiam klimatyczne historie, a tej z pewnością klimatu nie brakuje, bo mrok i tajemnice wypełniają każdą jej stronę, a szczególnie towarzyszą opisom bohaterów i ich rezydencji. I to właśnie bohaterowie byli dla mnie tym, co nie pozwalało mi uwolnić się od tej książki, bo nigdy jeszcze nie spotkałam grona tak nietypowych postaci. Fascynowało mnie to, że każda z nich miała coś do ukrycia, była dziwaczna i równie dziwaczne życie wiodła.
Poza tym, że "Trzynasta opowieść" to tragiczna historia uwodząca swoim gotyckim urokiem, jest to też źródło cytatów o książkach i istny hołd oddany czytelnictwu, gdybym nie słuchała jej sporej części w audiobooku, miałabym w niej wiele znaczników, bo moja czytelnicza dusza po prostu się rozpływała.
Z czystym sercem mogę powiedzieć, że jest to jedna z najlepszych książek tego roku, więc bardzo gorąco ją Wam polecam. Poznajcie osobliwą rodzinę oraz ich dziwną przeszłość i tajemnice, które są za wszelką cenę skrywane przez lokatorów starego domu.
"Znacie to uczucie, kiedy zaczyna się czytać nową książkę, a jeszcze żyje się wcześniejszą? Odkładamy tę poprzednią, ale jej tematyka i wątki- a nawet postacie - nadal tkwią we włóknach naszych ubrań i kiedy otwieramy następną, wciąż nam towarzyszą."
TW: samookaleczanie, choroba, przemoc
Czasem trafiamy na takie historie, które zachwycają nas od pierwszej strony. Po "Trzynastą opowieść" sięgnęłam bez żadnych oczekiwań, jednak już po kilku zdaniach byłam zakochana w eleganckim stylu autorki i wiedziałam, że jest to coś więcej niż kolejna książka, którą przeczytam i za jakiś czas zapomnę.
"Trzynasta opowieść" to historia, która zachwyca i pozwala czytelnikowi...
2022-04-20
2021-06-28
Walka z Sajonem trwa, a Paige wraz z Naczelnikiem udają się do Paryża by wziąć udział w Programie Domino.
Dawno nie czytałam czegoś tak dopracowanego, idealnego i wciągającego jak "Koniec Maskarady". Przez tę książkę dosłownie się płynie mimo tego, że jak narazie jest to najobszerniejsza część w serii.
Shannon zaskoczyła mnie tym z jaką dawką miłości i okrucieństwa traktuje Paige, daje jej czas na odpoczynek po wydarzeniach kończących trzeci tom, pokazuje jak nasza główna bohaterka radzi sobie ze swoimi lękami i tym, że nie jest zdolna do działania. Jednak Paige jest postacią, która nie potrafi usiedzieć w miejscu i gdy tylko chwiejnie staje na nogi autorka wrzuca ją w wir wydarzeń, gdzie zawiera nowe sojusze ale także zyskuje nowych wrogów.
W tej historii nic nie jest proste, a każdy kolejny zwrot akcji przyprawia czylenika o szybsze bicie serca. "Koniec Maskarady" jest dopięty na ostatni guzik, a wszystkie wydarzenia idealnie się ze sobą splatają. Spotykamy nowych jasnowidzów, poznajemy kolejne tajemnice Refaitów i dowiadujemy się więcej o polityce Sajonu.
Zakończenie pozostawia jeszcze więcej pytań niż odpowiedzi, niczego nie możemy być pewni, a czytając ostatnią stronę dosłownie wstrzymujemy oddech. Całym sercem polecam Wam "Koniec Maskarady", a jeśli ktoś nie zna jeszcze poprzednich tomów tej fenomenalnej serii powinien, jak najszybciej to nadrobić i poznać niebezpieczny świat jasnowidzów.
Walka z Sajonem trwa, a Paige wraz z Naczelnikiem udają się do Paryża by wziąć udział w Programie Domino.
Dawno nie czytałam czegoś tak dopracowanego, idealnego i wciągającego jak "Koniec Maskarady". Przez tę książkę dosłownie się płynie mimo tego, że jak narazie jest to najobszerniejsza część w serii.
Shannon zaskoczyła mnie tym z jaką dawką miłości i okrucieństwa traktuje...
2021-03-22
„Mroczny Duet” to kontynuacja „Okrutnej Pieśni”, w której znowu przenosimy się na ulice Prawdziwości, gdzie postrach sieją powstające z przemocy potwory. „Mroczny Duet” wciąga już od pierwszych stron, zaczynamy akcją, której tempo jest dość szybkie, w połowie lektury trochę ono zwalnia, by za chwilę wrzucić czytelnika w wir wydarzeń i sprawić, że już do samego końca nie będzie mógł się oderwać.
Z całą pewnością spędziłam przy tej książce kilka szczęśliwych i smutnych chwil, chociaż tych smutnych było o wiele więcej. Ta część jest zdecydowanie bardziej brutalna i tragiczna niż poprzednia, a niektóre sceny mogę spokojnie określić jako ociekające krwią. Jak już wspomniałam w połowie książki tempo zaczyna zwalniać, wynika to z tego, że Schwab w pewnym momencie zamiast na akcji bardziej skupiła się na rozwoju i psychice postaci, więc z każdą stroną dostajemy coraz więcej przemyśleń dwójki głównych bohaterów. August, którego uwielbiałam już w „Okrutnej Pieśni” za jego wrażliwość, przechodzi tu gruntowną przemianę (wciąż nie jestem w stanie ocenić czy na lepsze czy na gorsze) i próbuje pogodzić się z tym, że nigdy nie będzie człowiekiem, a rozmowy, które odbywa z Kate są bardzo poruszające.
W recenzjach „Mrocznego Duetu” wiele osób wspomina o zakończeniu, określają je jako zaskakujące, doskonałe lub straszne. Ja zastanawiam się między słowami idealne i okropne, ale poza tym, że często wracam do niego myślami i tym, że zafundowało mi kilka bezsennych godzin chyba nigdy się nie dowiem, które z tych określeń jest bardziej odpowiednie.
Wiem, że zdania na temat tej książki są mocno podzielone, jednak dla mnie jest to lektura wyjątkowa i nie potrafię znaleźć w niej żadnego minusa. Uwielbiam kreację świata i bohaterów, łączącą ich przyjaźń oraz wydarzenia, które sprawiają, że czytelnik jeszcze bardziej boi się ciemności.
„Mroczny Duet” to kontynuacja „Okrutnej Pieśni”, w której znowu przenosimy się na ulice Prawdziwości, gdzie postrach sieją powstające z przemocy potwory. „Mroczny Duet” wciąga już od pierwszych stron, zaczynamy akcją, której tempo jest dość szybkie, w połowie lektury trochę ono zwalnia, by za chwilę wrzucić czytelnika w wir wydarzeń i sprawić, że już do samego końca nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Siedem lat temu Osaron został pokonany.
Siedem lat temu Arnes zyskało nowego króla.
Siedem lat temu dwójka Antarich wypłynęła na morze.
Siedem lat temu Antari poświęcił się dla swojego świata.
Siedem lat temu pewien pirat wrócił do Londynu.
Kończąc kilka lat temu „Wyczarownie światła” nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś będzie mi dane spotkać tych bohaterów i odwiedzić Londyny w innych okolicznościach.
Jednak Victoria Schwab ponownie otwiera przed nami drzwi do magicznego świata, który boryka się z kolejnymi problemami - znikająca moc i rosnąca przeciwko królowi rebelia w Czerwonym Londynie, rozkwitający za sprawą młodziutkiej władczyni Biały Londyn, a także skradzione urządzenie, które pozwala każdej osobie przenieść się w dowolne miejsce.
Obawiałam się tej książki. Bałam się, że osoba autorska zaserwuje czytelnikom powtórkę z „Odcieni magii” i wrócimy do zwalczających się Londynów, jednak ku mojej uldze i szczęściu okazało się, że z tego świata da się wycisnąć jeszcze wiele więcej.
Mimo tego, że Schwab wraca do starych postaci, więc wszyscy stęsknieni za Kellem, Lilą, Rhyem i Alucardem będą usatysfakcjonowani, to wprowadza także spore grono nowych ciekawych bohaterów. I tak mamy między innym Tes, której zdolnością jest rzadki talent do widzenia magii i naprawiania magicznych przedmiotów, a do tego dostaje ona bardzo intrygującą osobistą historię. Poznajmy także nowe członkinie rodziny królewskiej oraz wspomnianą już młodą władczynię Białego Londynu, która oddaje cześć Hollandowi i w zamian za odrodzenie świata jest gotowa przelać wiele krwi. Wraz z tą mnogością bohaterów dostaliśmy wiele perspektyw, co sprawiło, że na początku trzeba się trochę mocniej na tej historii skupić, ponieważ co chwilę zmieniamy miejsce akcji, i tak ze spokojnego morza przenosimy się do pałacowych komnat, a kilka stron później przemierzamy już najciemniejsze uliczki miasta z dwójką kłócących się w kółko zabójców.
Schwab tka swoją historię z ogromną rozwagą, widać, jak wszystko jest przemyślane i podczas czytania tylko czekałam na to, aż każdy z wątków, będący jak osobna nitka, splecie się z innymi i stworzą one skomplikowaną, ale logiczną całość.
„The Fragile Threads…” stanowi początek całkowicie nowej serii i można ją czytać bez znajomości „Odcieni magii”, ale dla mnie największą przyjemność stanowił właśnie powrót do tego świata i przede wszystkim bohaterów. W tej książce widać to, jak wydarzenia z trylogii i kolejne siedem lat odcisnęły na nich swoje piętno, ale nie potrafię nawet wyrazić tego, jak ogromną nostalgię i wzruszenie czułam przy ich ponownych spotkaniach, szczerych rozmowach czy gestach, bo nikt nie potrafi budować relacji między postaciami tak jak V.E. Schwab. Doceniam również to, że wplecione są tu krótkie rozdziały pokazujące, co działo się przez te siedem lat i dzięki temu dostaliśmy pełniejszy obraz tego, jakie konsekwencje pociągnęło za sobą zakończenie „Wyczarowania światła” i jak bohaterowie starali się odnaleźć w nowych dla nich sytuacjach - Kell próbuje uporać się z bólem, który odczuwa przy używaniu swojej mocy, Rhy uczy się, jak być królem, a Lila dostaje swoją upragnioną wolność.
Chociaż rzadko zaznaczam fragmenty w książkach, to mój egzemplarz „The Fragile Threads of Power” jest pełen znaczników, tak samo, jak ta książka pełna jest emocji, niebezpieczeństw, nowych i starych wrogów, niespodziewanych zdrad i przede wszystkim magii. Nie potrafię zliczyć tego ile razy miałam w oczach łzy albo szybciej biło mi serce, a mimo tego wciąż mam wrażenie, że ten tom jest początkiem czegoś większego, bo chociaż cała książka toczyła się dość wartkim tempem, to końcowe sto stron sprawiło, że nie mogłam się oderwać, a ostatnie dwie po prostu wgniotły mnie w fotel.
Chciałabym wyrazić mój zachwyt lepiej, ale o dobrych książkach opowiada się najtrudniej. Mam nadzieję, że już niedługo otrzymamy polskie wydanie, bo potrzebuję go na wczoraj, a kolejnego tomu na jutro. Na zakończenie powiem tylko, że warto było czekać.
Siedem lat temu Osaron został pokonany.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toSiedem lat temu Arnes zyskało nowego króla.
Siedem lat temu dwójka Antarich wypłynęła na morze.
Siedem lat temu Antari poświęcił się dla swojego świata.
Siedem lat temu pewien pirat wrócił do Londynu.
Kończąc kilka lat temu „Wyczarownie światła” nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś będzie mi dane spotkać tych bohaterów i odwiedzić...