-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać460 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2024-01-12
2023-07-09
Nie każdy dodatek do serii jest dodatkiem potrzebnym i udanym, ale „The River of Silver” ma obie te cechy. Potrzebny, ponieważ łączy w sobie historie, które działy się lata przed „Miastem mosiądzu”, te które miały miejsce w trakcie trylogii i po niej, a każda z tych opowieści coś wnosi, uzupełniając Dewabad o sceny, na które nie było wcześniej miejsca. Udany, bo oprócz tego, że pozwala spędzić więcej czasu z ulubionymi bohaterami, to jeszcze bardziej ich rozwija oraz daje okazje do sprawdzenia, jak sobie radzą po wydarzeniach z trzeciego tomu, jak leczą rany i próbują iść dalej, a także rzuca więcej światła na niektóre relacje.
„The River of Silver” nie skupia się tylko na Nahri, Alim i Darze, ale oferuje także rozdziały między innymi z perspektywy Dżamszida czy Muntazira (które ku mojemu zaskoczeniu okazały się jednymi z moich ulubionych), a nawet postaci, które spotykamy tu pierwszy raz. Jednak wszystkie historie dobrane są w bardzo trafny i przemyślany sposób, bo pokazują te najważniejsze dla bohaterów chwile, a nie stanowią zwykłego zapychacza, który ma sprawić, że książka będzie po prostu grubsza.
„The River of Silver” mimo swojej niewielkiej objętości jest wzruszające i urocze, momentami nawet dość smutne i myślę, że w jakiś sposób poruszy każdego fana tej serii, a na pewno zapewni satysfakcjonujący powrót do świata dżinnów. Ja jestem bardzo szczęśliwa, że miałam okazję jeszcze raz, na chwile wejść do Dewabadu otrzymując takie sceny, przy których łezka zakręciła mi się w oku.
Moim małym marzeniem jest to, żeby ten dodatek ukazał się po polsku, aby jeszcze więcej czytelników rozkochanych w tej trylogii miało możliwość ponownego spotkania złodziejki-uzdrowicielki, królewskiego rodzeństwa i kilku innych niesamowitych postaci w magicznym mieście, które przetrwało już niejedną rewolucję.
Nie każdy dodatek do serii jest dodatkiem potrzebnym i udanym, ale „The River of Silver” ma obie te cechy. Potrzebny, ponieważ łączy w sobie historie, które działy się lata przed „Miastem mosiądzu”, te które miały miejsce w trakcie trylogii i po niej, a każda z tych opowieści coś wnosi, uzupełniając Dewabad o sceny, na które nie było wcześniej miejsca. Udany, bo oprócz...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Siedem lat temu Osaron został pokonany.
Siedem lat temu Arnes zyskało nowego króla.
Siedem lat temu dwójka Antarich wypłynęła na morze.
Siedem lat temu Antari poświęcił się dla swojego świata.
Siedem lat temu pewien pirat wrócił do Londynu.
Kończąc kilka lat temu „Wyczarownie światła” nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś będzie mi dane spotkać tych bohaterów i odwiedzić Londyny w innych okolicznościach.
Jednak Victoria Schwab ponownie otwiera przed nami drzwi do magicznego świata, który boryka się z kolejnymi problemami - znikająca moc i rosnąca przeciwko królowi rebelia w Czerwonym Londynie, rozkwitający za sprawą młodziutkiej władczyni Biały Londyn, a także skradzione urządzenie, które pozwala każdej osobie przenieść się w dowolne miejsce.
Obawiałam się tej książki. Bałam się, że osoba autorska zaserwuje czytelnikom powtórkę z „Odcieni magii” i wrócimy do zwalczających się Londynów, jednak ku mojej uldze i szczęściu okazało się, że z tego świata da się wycisnąć jeszcze wiele więcej.
Mimo tego, że Schwab wraca do starych postaci, więc wszyscy stęsknieni za Kellem, Lilą, Rhyem i Alucardem będą usatysfakcjonowani, to wprowadza także spore grono nowych ciekawych bohaterów. I tak mamy między innym Tes, której zdolnością jest rzadki talent do widzenia magii i naprawiania magicznych przedmiotów, a do tego dostaje ona bardzo intrygującą osobistą historię. Poznajmy także nowe członkinie rodziny królewskiej oraz wspomnianą już młodą władczynię Białego Londynu, która oddaje cześć Hollandowi i w zamian za odrodzenie świata jest gotowa przelać wiele krwi. Wraz z tą mnogością bohaterów dostaliśmy wiele perspektyw, co sprawiło, że na początku trzeba się trochę mocniej na tej historii skupić, ponieważ co chwilę zmieniamy miejsce akcji, i tak ze spokojnego morza przenosimy się do pałacowych komnat, a kilka stron później przemierzamy już najciemniejsze uliczki miasta z dwójką kłócących się w kółko zabójców.
Schwab tka swoją historię z ogromną rozwagą, widać, jak wszystko jest przemyślane i podczas czytania tylko czekałam na to, aż każdy z wątków, będący jak osobna nitka, splecie się z innymi i stworzą one skomplikowaną, ale logiczną całość.
„The Fragile Threads…” stanowi początek całkowicie nowej serii i można ją czytać bez znajomości „Odcieni magii”, ale dla mnie największą przyjemność stanowił właśnie powrót do tego świata i przede wszystkim bohaterów. W tej książce widać to, jak wydarzenia z trylogii i kolejne siedem lat odcisnęły na nich swoje piętno, ale nie potrafię nawet wyrazić tego, jak ogromną nostalgię i wzruszenie czułam przy ich ponownych spotkaniach, szczerych rozmowach czy gestach, bo nikt nie potrafi budować relacji między postaciami tak jak V.E. Schwab. Doceniam również to, że wplecione są tu krótkie rozdziały pokazujące, co działo się przez te siedem lat i dzięki temu dostaliśmy pełniejszy obraz tego, jakie konsekwencje pociągnęło za sobą zakończenie „Wyczarowania światła” i jak bohaterowie starali się odnaleźć w nowych dla nich sytuacjach - Kell próbuje uporać się z bólem, który odczuwa przy używaniu swojej mocy, Rhy uczy się, jak być królem, a Lila dostaje swoją upragnioną wolność.
Chociaż rzadko zaznaczam fragmenty w książkach, to mój egzemplarz „The Fragile Threads of Power” jest pełen znaczników, tak samo, jak ta książka pełna jest emocji, niebezpieczeństw, nowych i starych wrogów, niespodziewanych zdrad i przede wszystkim magii. Nie potrafię zliczyć tego ile razy miałam w oczach łzy albo szybciej biło mi serce, a mimo tego wciąż mam wrażenie, że ten tom jest początkiem czegoś większego, bo chociaż cała książka toczyła się dość wartkim tempem, to końcowe sto stron sprawiło, że nie mogłam się oderwać, a ostatnie dwie po prostu wgniotły mnie w fotel.
Chciałabym wyrazić mój zachwyt lepiej, ale o dobrych książkach opowiada się najtrudniej. Mam nadzieję, że już niedługo otrzymamy polskie wydanie, bo potrzebuję go na wczoraj, a kolejnego tomu na jutro. Na zakończenie powiem tylko, że warto było czekać.
Siedem lat temu Osaron został pokonany.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toSiedem lat temu Arnes zyskało nowego króla.
Siedem lat temu dwójka Antarich wypłynęła na morze.
Siedem lat temu Antari poświęcił się dla swojego świata.
Siedem lat temu pewien pirat wrócił do Londynu.
Kończąc kilka lat temu „Wyczarownie światła” nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś będzie mi dane spotkać tych bohaterów i odwiedzić...