-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński2
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać7
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-02-16
2022-04-22
2021-06-24
2019-02-06
2018-10-14
2018-08-22
2018-08-08
2017-04-06
2017-03-07
2017-01-13
2016-06-28
Książkę wcisnął mi do ręki kuzyn, wstając na chwilę od stołu z flaszką cytrynówki, ze słowami: "Spodoba ci się".
Postanowiłam odłożyć kilka innych pozycji na później, by zająć się tą niezwykłą powieścią. Ciężko było wgryźć się w tekst - w końcu odzwierciedlał XIX-wieczną mowę - ale wkrótce znalazłam z lekturą wspólny rytm.
Pomysł z 21 tłumaczami był nowatorski. I genialny. Każdy narrator to dosłownie nowy człowiek z krwi i kości, a nie tylko na papierze. Fragmenty wyczuwalnie różnią się od siebie, pozwalając czytelnikowi zagłębić się w umysły bohaterów. Nad jednymi kręciłam z niedowierzaniem głową, o drugich czytałam z niesmakiem, niektórym gorąco kibicowałam. Wszystkich postaci nie sposób spamiętać, a jednak każdy pozostawił po sobie inny ślad, przeplatając się i ocierając o kolejne wydarzenia.
Świat przedstawiony jest przerażająco prawdziwy, choć czasami komiczny. Statek przemytniczy, który pozostawał tajemnicą dla celników. Kłótnie pastora z doktorem, rodzina Timothy Renshawa i bunt na pokładzie. Fragmenty o Aborygenach są smutne w sposób niewymuszony - Peevay od tak, po prostu, opisuje ich historię, stawiając czytelnika przed faktem dokonanym. "Zabili tylu i tylu, zabrali nas tam i tam". Łączyłam się z nim w cichej żałobie, licząc na jakiekolwiek efekty jego działań, choć będąc białym człowiekiem najlepiej wiedziałam, jak to się skończy.
Ale autor i tak przygotował nam niespodziankę na koniec, szczęśliwe zakończenie. Najmniej spodziewałam się tego, że każdy bohater dostanie dokładnie to, na co zasłużył. Szczęście uśmiechnęło się do moich ukochanych postaci, a smutne przygody czekały na te niegodziwe.
Jednak miłe wrażenie przepełnia gorycz, kiedy przebrniemy przez epilog, pisany już od samego autora. Tam poznajemy zamysł, który mu towarzyszył podczas pisania i zdajemy sobie sprawę, jak często tragiczny los dotyka nie jednostki, ale całe ludzkie rasy.
Dla mnie Matthew Kneale ubrał w przepiękną historię o mańskim żeglarzu oraz synu wojowniczki proste przesłanie, że każdy człowiek jest równy, ale ludzie o tym notorycznie zapominają. Co gorsza, właśnie Ci, którzy teoretycznie powinni wiedzieć lepiej, okazują się najgorszymi bleb-ami.
Książkę wcisnął mi do ręki kuzyn, wstając na chwilę od stołu z flaszką cytrynówki, ze słowami: "Spodoba ci się".
Postanowiłam odłożyć kilka innych pozycji na później, by zająć się tą niezwykłą powieścią. Ciężko było wgryźć się w tekst - w końcu odzwierciedlał XIX-wieczną mowę - ale wkrótce znalazłam z lekturą wspólny rytm.
Pomysł z 21 tłumaczami był nowatorski. I genialny....
2016-01-30
Niesamowite, że ktoś potrafi w taki sposób mówić o drzewach! Książka zdecydowanie otwiera oczy w wielu drzewnych kwestiach. Forma esejów popartych solidną dawką sprawdzonych informacji to strzał w dziesiątkę dla wszystkich ciekawych świata oraz zainteresowanych ochroną przyrody. A jest co chronić!
Niesamowite, że ktoś potrafi w taki sposób mówić o drzewach! Książka zdecydowanie otwiera oczy w wielu drzewnych kwestiach. Forma esejów popartych solidną dawką sprawdzonych informacji to strzał w dziesiątkę dla wszystkich ciekawych świata oraz zainteresowanych ochroną przyrody. A jest co chronić!
Pokaż mimo to