Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Fantastyczną niespodziankę zrobiło miłośnikom Andrzeja Poniedzielskiego Wydawnictwo Prószyński i S-ka. Prawdziwie jesienną, tak jak jesienna jest natura twórczości tego poety. Poety – bo choć Andrzej Poniedzielski znany jest wielu osobom przede wszystkim z tekstów piosenek, to dla mnie należy on do tego nielicznego grona POETÓW, a nie tylko autorów tekstów. Antologia podzielona jest na trzy części zatytułowane : „Bal”, „Dal” i „Żal”. Jednak dobór utworów do każdej z nich nosi znamiona typowej dla tego autora przekory . Jak informuje Wydawca, zbiór zawiera „prawie wszystkie” wiersze i piosenki autorstwa Andrzeja Poniedzielskiego. Znajdziemy tu teksty napisane dla Anny Marii Jopek na jej znakomitą płytę z Patem Methenym, słynne i nieśmiertelne „Bawitko”, „Chyba już można” (dwa utwory z powodu których nauczyłem się grać na gitarze), przecudne piosenki z repertuaru Elżbiety Adamiak, jak choćby „Piosenka o chyba jeszcze miłości”, „Do Wenecji stąd dalej co dzień”. Można by tak wymieniać, wspominać, śmiać się, czasem uronić łzę. Dobrze, że będzie teraz można mieć Poniedzielskiego „pod ręką”.

Fantastyczną niespodziankę zrobiło miłośnikom Andrzeja Poniedzielskiego Wydawnictwo Prószyński i S-ka. Prawdziwie jesienną, tak jak jesienna jest natura twórczości tego poety. Poety – bo choć Andrzej Poniedzielski znany jest wielu osobom przede wszystkim z tekstów piosenek, to dla mnie należy on do tego nielicznego grona POETÓW, a nie tylko autorów tekstów. Antologia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To jedna z najciekawszych książek, jakie trafiły do moich rąk w bieżącym roku. „Plutopia” ukazała się w serii Reportaż, jednak tytuł ten śmiało może aspirować do miana publikacji historycznej. Praca Kate Brown opowiada losy dwóch miast – fabryk plutonu. Miast które znajdowały się na dwóch krańcach świata – zarówno geograficznie jak i politycznie. Richland w Stanach Zjednoczonych oraz Oziorsk w ZSRR stworzono od podstaw na potrzeby programów atomowych. Autorka bardzo szeroko przedstawia kulisy powstania obu fabryk i miast. Pokazuje zmiany jakie przez lata zachodziły w obu społecznościach. Opisuje warunki życia i pracy. Wreszcie poświęca sporą część pracy kwestiom zaniedbań, wypadków i katastrof, jakie zdarzyły się w czasie dziesiątków lat funkcjonowania zakładów. Oszczędzanie na środkach bezpieczeństwa, gigantyczne skażenia środowiska, tuszowanie zdarzeń i ich konsekwencji, zastraszanie świadków i poszkodowanych, uciekanie od jakiejkolwiek odpowiedzialności tworzy obraz przerażający i nieuchronnie prowadzi do konkluzji jak niewiele wiemy o otaczającym nas świecie. Zaskakujące, a nawet zdumiewające jest to jak dużo (poza celem do jakich je stworzono) łączyło oba miasta. Jak na przykład wiele z totalitaryzmu – pod pozorem obrony interesów narodowych - przeniknąć potrafiło do amerykańskiej społeczności Richland i jak łatwo – dla zachowania przywilejów – większość mieszkańców się na to godziła. Z drugiej strony możemy zobaczyć na jakie ustępstwa skłonny był z czasem zgodzić się komunistyczny reżim ZSRR, aby zapewnić sobie względny spokój w atomowym mieście. Obszerna (600 stron) wyczerpująca i znakomicie udokumentowana (liczne przypisy) praca prowadzi czytelnika aż do współczesności, nie przynosząc jednak optymistycznych wniosków. Tytuł godny najwyższego polecenia.

To jedna z najciekawszych książek, jakie trafiły do moich rąk w bieżącym roku. „Plutopia” ukazała się w serii Reportaż, jednak tytuł ten śmiało może aspirować do miana publikacji historycznej. Praca Kate Brown opowiada losy dwóch miast – fabryk plutonu. Miast które znajdowały się na dwóch krańcach świata – zarówno geograficznie jak i politycznie. Richland w Stanach...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Skąd się wzięło moje nazwisko" Henryka Martenki to wprowadzenie do etymologii nazwisk i genealogii. Proszę jednak nie zniechęcać się trudną pozornie tematyką, bo książka napisana jest niezwykle przystępnie. Jestem przekonany, że Wielu z rodziców będzie podkradać „Skąd wzięło się moje nazwisko” swoim dzieciom. Lekka w czytaniu (choć dla młodego czytelnika może być lekko monotonna jeżeli chodzi o opowiadane w niej historie), dodatkowo „przemyca” w treści mnóstwo informacji o obyczajach, historii Polski i języka polskiego. Żałuję, że nie mogłem skorzystać z książki Henryka Martenki wcześniej, gdy moje dzieci odrabiając szkolne zadanie, pracowały przy tworzeniu drzewa genealogicznego. Lektura „Skąd wzięło się moje nazwisko” na pewno uczyniła by pracę ciekawszą i zmotywowała do szerszych poszukiwań w rodzinnej historii.

Skąd się wzięło moje nazwisko" Henryka Martenki to wprowadzenie do etymologii nazwisk i genealogii. Proszę jednak nie zniechęcać się trudną pozornie tematyką, bo książka napisana jest niezwykle przystępnie. Jestem przekonany, że Wielu z rodziców będzie podkradać „Skąd wzięło się moje nazwisko” swoim dzieciom. Lekka w czytaniu (choć dla młodego czytelnika może być lekko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na temat członków zbrodniczej ekipy Hitlera napisano już wiele książek. Ich nazwiska i czyny są dobrze znane. Jednak mało kto zatrzymywał się dotąd na dłużej nad ich życiowymi towarzyszkami. Jak układały się małżeńskie związki członków SS ? Gudrun Schwarz w swojej pracy historycznej pokazuje nam w szerokim kontekście sytuację tytułowych żon SS-manów. Pierwsze rozdziały książki poświęcone są ogólniejszym kwestiom ideologicznym: idei wspólnoty rodów, warunkom zawierania związków małżeńskich – te kwestie regulował skomplikowany w swej złożoności, specjalny rozkaz Himmlera, ceremonii zaślubin. Autorka pokazuje też jak szef SS widział rolę kobiety-małżonki, jak troszczył się o SS-mańskie związki. Co ciekawe nie przeszkadzało mu to w propagowaniu idei dwużeństwa, rzekomo wywodzącej się z tradycji germańskiej. Te rozdziały stanowią znakomite wprowadzenie do późniejszego pokazania konkretnych postaci i ich losów. To chyba najbardziej szokująca część książki. Wiedza i codzienne stykanie się z rzeczywistością n. p. obozów koncentracyjnych, nie przeszkadzała żonom zbrodniarzy w prowadzeniu normalnego rodzinnego życia. Domowe warunki miały ułatwiać wypoczynek po ciężkiej i stresującej pracy. Takie postrzeganie sytuacji było w rodzinach SS standardem. Gudrun Schwarz pokazuje także, że SS-mańskie żony często nie ograniczały się do biernego wspierania swoich mężów. Wiele z nich brało czynny udział w grabieniu, wykorzystywaniu, a często nawet w zabijaniu więźniów. Ostatnie rozdziały przedstawiają losy SS-mańskich kobiet w okresie rozpadu III Rzeszy, w czasach ucieczek przed sprawiedliwością, czasach „przeprowadzek” do nowych ojczyzn w Ameryce Południowej.

To kolejna świetna pozycja z historycznej serii Wydawnictwa Prószyński i S-ka. Jak zwykle należy pochwalić bogactwo przypisów, a także oryginalność tematu i przede wszystkim znakomite jego zaprezentowanie.

Na temat członków zbrodniczej ekipy Hitlera napisano już wiele książek. Ich nazwiska i czyny są dobrze znane. Jednak mało kto zatrzymywał się dotąd na dłużej nad ich życiowymi towarzyszkami. Jak układały się małżeńskie związki członków SS ? Gudrun Schwarz w swojej pracy historycznej pokazuje nam w szerokim kontekście sytuację tytułowych żon SS-manów. Pierwsze rozdziały...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Mój intymny świat Magdalena Adaszewska, Iga Cembrzyńska
Ocena 6,9
Mój intymny świat Magdalena Adaszewsk...

Na półkach:

Iga Cembrzyńska to jedna z wielkich gwiazd naszego kina, teatru i estrady. Dziś, jakże niesprawiedliwie, nieco zapomniana. Ma jednak swoich wiernych fanów, wywodzących się chociażby spośród miłośników jej produkcji filmowych zrealizowanych wspólnie z Andrzejem Kondratiukiem, a także tych pamiętających jej pierwsze role filmowe i występy estradowe. „Mój intymny świat” to rozmowa, którą z Igą Cembrzyńską przeprowadziła Magdalena Adaszewska. Znakomita aktorka opowiada o swoim dzieciństwie, trudnych latach powojennych, drodze do aktorstwa, a przede wszystkim o swoim związku – życiowym i zawodowym – z Andrzejem Kondratiukiem.
Znakomicie poprowadzona rozmowa, tekst który nie jest banalnym zbiorem plotek i ploteczek. Trudno nawet nazwać tą książkę wywiadem-rzeką, ale to dobrze, nie jest „przegadana”, a co najważniejsze skupia się na postaci swojej bohaterki. Bardzo szczera, osobista rozmowa , nie przesłodzona, niekiedy wzruszająca, czasem smutna, nawet bolesna. Często pozostawiająca czytelnika w zadumie, zwłaszcza w ostatnich rozdziałach. Szczerze polecam bo to książka zdecydowanie pozytywnie wyróżniająca spośród tego typu wydawnictw. Brawa dla autorki za umiejętne i subtelne poprowadzenie rozmowy oraz za oddanie należnych honorów jednej z ikon polskiego kina.

Iga Cembrzyńska to jedna z wielkich gwiazd naszego kina, teatru i estrady. Dziś, jakże niesprawiedliwie, nieco zapomniana. Ma jednak swoich wiernych fanów, wywodzących się chociażby spośród miłośników jej produkcji filmowych zrealizowanych wspólnie z Andrzejem Kondratiukiem, a także tych pamiętających jej pierwsze role filmowe i występy estradowe. „Mój intymny świat” to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Werwolf – ostatnia nadzieja Niemców na zwycięską wojnę obrósł w mit. Wiele osób kojarzy tą organizację jako elitarne jednostki, które w końcu wojny i po jej zakończeniu uczyniły wiele zamieszania i przysporzyły aliantom kłopotów. Jednak taka opinia wynika z niewiedzy bądź też jest wynikiem świadomej propagandowej manipulacji. Jak była prawdziwa historia tej organizacji ?
Volker Koop niemiecki dziennikarz i publicysta postanowił rozprawić się z nieporozumieniami wokół Werwolfu. Jego książka jest obaleniem narosłych mitów. Pomogły mu w tym m.in. dokumenty z archiwów Stasi dotyczące różnorakich przejawów działań o charakterze narodowo-socjalistycznym, niektóre wyciągnięte na światło dzienne po raz pierwszy.
Już od początku lektury uderza czytelnika fakt, że większa część książki poświęcona jest zagadnieniom opracowania koncepcji działania Werwolfu, rozwiązaniom organizacyjnym, logistycznym etc. Co więcej, wynika z niej że, nazistowskie elity bardziej zajmowały się przepychankami dotyczącymi tego kto ma dowodzić nowymi jednostkami, niż doprowadzeniem organizacji do stanu umożliwiającego konkretne działania. Werwolf z punktu widzenia inicjatorów jego powołania okazał się kompletnym fiaskiem. Organizacja ta nie zorganizowała ani jednej poważnej akcji. Niemal cała jej działalność skupiła się na karaniu osób, które podjęły współpracę z aliantami. Także dlatego, że zabijanie cywilów było bezpieczniejsze niż walka z wojskowymi oddziałami przeciwnika. Co ważne działania Werwolfu ustały praktycznie wraz z zakończeniem wojny. Nie udały się zamierzenia prowadzenia partyzanckiej walki przeciw oddziałom okupacyjnym.
Ciekawostką jest fakt, że mit Werwolfu znakomicie wykorzystywała radziecka administracja okupacyjna, która stworzyła sobie w ten sposób wygodny pretekst do aresztowań i wywózki przeciwników politycznych nowej władzy.
Ważna i potrzebna lektura. Książkę polecam.
donos.blox.pl

Werwolf – ostatnia nadzieja Niemców na zwycięską wojnę obrósł w mit. Wiele osób kojarzy tą organizację jako elitarne jednostki, które w końcu wojny i po jej zakończeniu uczyniły wiele zamieszania i przysporzyły aliantom kłopotów. Jednak taka opinia wynika z niewiedzy bądź też jest wynikiem świadomej propagandowej manipulacji. Jak była prawdziwa historia tej organizacji...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyznam szczerze, że spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Jeszcze jednej sztampowej pozycji o szwarccharakterze współczesnej historii. Jednak kolejna książka z cyklu „Oblicza zła”, już od pierwszych stron zupełnie mnie zaskoczyła. Z tematu niewątpliwie niełatwego do udźwignięcia, autor - Philip Short, stworzył książkę, która przykuwa uwagę czytelnika niczym najlepsza powieść sensacyjna. Brytyjski dziennikarz, długoletni korespondent BBC na Dalekim Wschodzie wykonał pracę godną najlepszych historyków.
„Wszystko wskazywało na to, że był to ten sam łagodnie przemawiający, uśmiechnięty, przyjacielski człowiek: (…) zapamiętano go jako obdarzonego poczuciem humoru i dobrego kompana; później jako nauczyciel w Phnom Penh był podziwiany przez swoich uczniów i w końcu jako komunista ceniony za swoją zdolność do scalania różnych tendencji i grup.” Jak to się stało, że ów łagodny, przyjacielski człowiek stał się symbolem jednego z najkrwawszych we współczesnych dziejach świata, reżimów ? Jednoznaczna odpowiedź nie jest i nie będzie łatwa, ale autor dołożył starań by jak najwięcej z tajemnicy Saloth Sara (tak nazywał się naprawdę Pol Pot) wyjaśnić.
Przede wszystkim należy zaznaczyć, że Short nie ograniczył się do przedstawienia li tylko faktów z biografii Pol Pota. Wiele dowiemy się z niej także o życiu i losach innych członków kierownictwa Czerwonych Khmerów. Książka ta, to także znakomite opisanie historii samej Kambodży i jej mieszkańców. Historii nie ograniczonej do lat rządów Pol Pota i spółki. Bogato przedstawiony kontekst historyczny, społeczny i kulturowy pozwala szerzej spojrzeć na wydarzenia tego tragicznego dla Kambodży okresu, a także zrozumieć dlaczego do opisanych wydarzeń w ogóle mogło dojść. Short pokazał między innymi jaki wpływ na kształtowanie się ówczesnej historii Kambodży miały geopolityczne rozgrywki w regionie i na świecie. To równie przerażający i brutalny obraz co same okrucieństwa Czerwonych Khmerów.
Smutną i wstrząsająca konstatacją całości jest pesymistyczne, ostatnie zdanie z posłowia: „Następnym razem pożar wybuchnie gdzie indziej”. Przestroga, której nie powinniśmy odnosić tylko do samej Kambodży.

Przyznam szczerze, że spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Jeszcze jednej sztampowej pozycji o szwarccharakterze współczesnej historii. Jednak kolejna książka z cyklu „Oblicza zła”, już od pierwszych stron zupełnie mnie zaskoczyła. Z tematu niewątpliwie niełatwego do udźwignięcia, autor - Philip Short, stworzył książkę, która przykuwa uwagę czytelnika niczym najlepsza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Leoni Swann powraca z nową powieścią. Po dwóch „owczych” książkach, które – podobnie jak w innych krajach – w Polsce także spotkały się z entuzjastycznym przyjęciem krytyki i czytelników, mamy okazję poznać innych bohaterów stworzonych przez niemiecką pisarkę. Trzeba przyznać, że umiejętność kreacji niezwykłych światów, osób i okoliczności to ogromny atut pisarstwa Swann. Z oparów londyńskiej mgły – akcja powieści toczy się bowiem właśnie w brytyjskiej stolicy – wyłaniają się kolejno główne postacie: złotnik będący treserem pcheł i detektyw specjalizujący się w nietypowych zagadkach, tajemnicza kobieta i … rusałka. „Krocząc w ciemnościach” to powieść kryminalna, czasem mroczny thriller, czasem baśniowa opowieść fantasy. Wszystko okraszone dużą dozą absurdu i humoru, który porównać możemy do stylistyki filmów Toma Burtona. Książka oryginalna, jednak z góry zastrzegam, że nie dla każdego. Trzeba lubić lekturę z „odjazdem”, potrafiącą wywrócić nasze postrzeganie w jednej chwili o 180 stopni. To pozycja dla osób z lekka niepoważnych duchem, dla potrzebujących odreagowania od boleśnie realnego i ułożonego świata. Kto wsiąknie nie będzie żałował. Polecam.

Leoni Swann powraca z nową powieścią. Po dwóch „owczych” książkach, które – podobnie jak w innych krajach – w Polsce także spotkały się z entuzjastycznym przyjęciem krytyki i czytelników, mamy okazję poznać innych bohaterów stworzonych przez niemiecką pisarkę. Trzeba przyznać, że umiejętność kreacji niezwykłych światów, osób i okoliczności to ogromny atut pisarstwa Swann. Z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Podchodziłem do tej książki z rezerwą. Zwłaszcza, że reklamujące tytuł nagrody Amazona niekoniecznie są wyznacznikiem literackiej jakości. Tym razem jednak okazało się, że „Wszystko czego Wam nie powiedziałam” jest pozycją zdecydowanie wartościową. Literacki debiut amerykańskiej pisarki azjatyckiego pochodzenia Celeste Ng przedstawiany bywa niekiedy jako jeszcze jeden głos w dyskusji o historii rasowej nietolerancji. Rzeczywiście wątek ten ma dość istotne znaczenie w powieści, jest niekiedy katalizatorem późniejszych wydarzeń. To także pokazanie tego problemu z nieco innej perspektywy. Powszechne znane i wielokrotnie opisywane były kwestie dyskryminacji, jakich na przez dziesiątki lat doznawali w Stanach Zjednoczonych Afroamerykanie. Dość znacząca społecznością w USA są także osoby pochodzące z Wschodniej Azji. Wiele rodzin emigrowało w poszukiwaniu lepszego losu do Ameryki m.in. z Chin czy Tajwanu. Oni także wielokrotnie spotykali się z objawami nietolerancji. Zwłaszcza gdy ich życiowe ambicje sięgały dalej niż proste, słabo opłacane i nie szanowane profesje. Znajdziemy tu wiele przykładów niemiłych sytuacji, które spotykały bohaterów powieści w sytuacjach osobistych i zawodowych. Powodowanych nie tylko ze przez osoby obce, ale także przez najbliższych. Nawet jeżeli czasem działo się to bez złych intencji, to pozostawiało głębokie i bolesne rany.
Jednak przypisywanie tej książce łatki kolejnej opowieści o uprzedzeniach rasowych będzie mocno niesprawiedliwe. „Wszystko czego Wam nie powiedziałam” to przede wszystkim obraz rodzinnego rozmijania się w pozornie szczęśliwej egzystencji. Tragiczne chwile po śmierci nastoletniej córki pozwalają na wejrzenie w głąb rodzinnej historii. Skrywanie uczuć i emocji, spełnianie cudzych oczekiwań za wszelką cenę, uszczęśliwianie na siłę, zaklinanie (niekiedy wręcz dosłowne) rzeczywistości. Działania, desperacko mające prowadzić do rodzinnego szczęścia, dają efekty zupełnie przeciwne od pożądanych. To ciekawe studium wzajemnego nie zrozumienia, pomijania rzeczy ważnych w imię troski o drobiazgi. Poświęcania się, które w rzeczywistości okazuje się po prostu egoizmem. Niestety wszystko to staje się oczywiste w momencie, gdy pewnych sytuacji odwrócić już się nie da. Jedynie nam czytelnikom, pozwala spojrzeć na własne życiowe wybory i zachowania, na relacje z osobami, które powinny być dla nas najważniejsze. To poruszająca i dająca do myślenia książka. Debiut wysokiej klasy.

Podchodziłem do tej książki z rezerwą. Zwłaszcza, że reklamujące tytuł nagrody Amazona niekoniecznie są wyznacznikiem literackiej jakości. Tym razem jednak okazało się, że „Wszystko czego Wam nie powiedziałam” jest pozycją zdecydowanie wartościową. Literacki debiut amerykańskiej pisarki azjatyckiego pochodzenia Celeste Ng przedstawiany bywa niekiedy jako jeszcze jeden...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

John Irving to pisarz, do którego mam stosunek szczególny. Dwa tytuły jego autorstwa to jedne z najwspanialszych książek jakie poznałem. Ma to swoje plusy i minusy. Z jednej strony staram się wystrzegać surowych ocen pisząc o twórczości tego autora, z drugiej zaś oczekiwania co do kolejnej jego powieści bywają czasem nadmiernie rozbudzone. Na „Aleję tajemnic” czekałem wraz z innymi miłośnikami Irvinga cztery lata. Nazywany w kręgach anglosaskiej krytyki literackiej współczesnym Dickensem, powrócił z kolejną opowieścią i kolejnym bohaterem o niezwykłym i pokręconym życiorysie. Tym razem zabrani zostaliśmy w podróż życia. Podróż dosłowną (w sensie geograficznego przemieszczania się), a jednocześnie, a może przede wszystkim mocno metaforyczną i zabarwioną silnym pierwiastkiem transcendentnym. Daleki wyjazd w celu spełnienia młodzieńczej obietnicy staje się pretekstem do wędrówki przez życie głównego bohatera. Dickensowskie zacięcie do uwypuklania społecznych problemów współczesnej ludzkości i teraz daje w powieści Irvinga znać o sobie. Muszę przyznać, że tym razem owa publicystyczna skłonność mojego ulubionego pisarza stała się już nieco uciążliwa. Irving niebezpiecznie zbliżył się do momentu, gdzie od samej historii istotniejsza staje się konieczność zaprezentowania własnych poglądów na mniej lub bardziej drażliwe tematy. Tym razem ostrze krytyki najmocniej dosięga hierarchów Kościoła katolickiego - ze szczególnym uwzględnieniem Jana Pawła II - i ich stanowiska wobec aborcji i antykoncepcji, zwłaszcza w zderzeniu z codziennością osób żyjących w dzielnicach nędzy. Szczerze mówiąc zdumieniem napawa mnie fakt, że powieść ta nie stała się zarzewiem kolejnego ideologicznego skandalu w naszym kraju. Jest bowiem niemal idealnym celem dla ataków osób o poglądach mocno konserwatywnych. Cóż, to chyba kolejny dowód na to, że siła oddziaływania literatury na nasze społeczeństwo jest tak nikła, że nawet środowiska silnie zwykle angażujące się w ideologiczne polemiki, nad wywodami pisarza przechodzą do porządku dziennego.
Powieści Irvinga na ogół wydają się idealnym materiałem dla ekranizacji. Tak też jest z „Aleją tajemnic”. Czytając kolejne rozdziały wyobrażamy sobie jak w roli Juana Diego zaprezentował by się Michael Pena, że nie wspomnę już o kołaczących się myślach o możliwościach obsadzenia w filmowej wersji opowieści Salmy Hayek. I to jest kolejny mój problem z ta książką. Pierwotnie miała ona być właśnie scenariuszem filmowym i to niestety daje się odczuć. Już w trakcie pracy nad tekstem Irving zdecydował, że historia ta przybierze najpierw formę powieści. Jednak rozwiązań znakomicie skrojonych na potrzeby srebrnego ekranu, nie udało się do końca zmienić we wciągającą powieść. Najsmutniejsze jest zaś to, że „Aleja tajemnic” pozostawia czytelnika z lekka obojętnym. Ot kolejna niezbyt wesoła opowieść jakich dzisiaj serwuje nam się zewsząd wiele. To może trochę cyniczne podejście, ale mnie niestety nie wydała się specjalnie poruszająca.
Cóż, wszystko to co przedstawiłem, to marudzenie nieco zawiedzionego i rozczarowanego odbiorcy. Nadal bowiem czekam na powieść Irvinga, która wstrząśnie mną jak choćby „Modlitwa za Owena” czy „Regulamin tłoczni win”. Pomijając jednak przedstawione powyżej mankamenty muszę stwierdzić, że „Aleja tajemnic” to i tak literatura wysokiej klasy. John Irving nadal tworzy znakomite książki, warte uwagi i poświęcenia im czasu. Proszę więc nie zniechęcać się i samemu zapoznać się z historią Juana Diego. Ta książka na to zasługuje.

John Irving to pisarz, do którego mam stosunek szczególny. Dwa tytuły jego autorstwa to jedne z najwspanialszych książek jakie poznałem. Ma to swoje plusy i minusy. Z jednej strony staram się wystrzegać surowych ocen pisząc o twórczości tego autora, z drugiej zaś oczekiwania co do kolejnej jego powieści bywają czasem nadmiernie rozbudzone. Na „Aleję tajemnic” czekałem wraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wydawnictwo RM zafundowało nam pod koniec roku 2015 niezwykle interesującą pozycję z dziejów zmagań wywiadów. Tym razem jest to historia wywiadu sygnałowego. Od razu na wstępie zastrzegę, że nie jest to książka w typie sensacyjnych opowieści szpiegowskich. Nie należy się również obawiać zbioru wielokrotnie publikowanych oczywistości związanych z historią Enigmy. Dostaliśmy natomiast rzetelne i przemyślane kompendium wiedzy na temat wywiadu i kontrwywiadu radiowego. Warto wspomnieć, że autor z opisywaną problematyką zetknął się osobiście m.in. podczas odbywania służby wojskowej w powojennym Berlinie, i trzeba powiedzieć, że praktyczna znajomość zagadnień znakomicie pomogła mu w tworzeniu książki.
Matthews poświęcił początkowy rozdział krótkiej historii szyfrów, pokazał przykładowe sposoby kodowania i odczytywania zaszyfrowanych informacji, przedstawił pionierów radiotelegrafii. Dał w ten sposób znakomity podkład pod późniejsze szczegółowe rozważania. Ważne, że rozpoczynają się one już od czasów poprzedzających pierwszą wojnę światową. Dzięki temu czytelnik śledzić może początki militarnych zastosowań radiotelegrafii, mozolne przedzieranie się do świadomości polityków i dowódców wojskowych, pierwsze sukcesy, ale i niepowodzenia.
Historia zmagań wywiadowczych przedstawiona jest w bardzo pomysłowy sposób – poprzez pryzmat wybranych wydarzeń z okresów obu wojen. Bitwa pod Tannenbergiem, zatopienie „Lusitanii”, bitwa jutlandzka, kampania francuska 1940, zamach na Hitlera – to niektóre z wielu opisanych wojennych epizodów, w których wywiad radiowy miał swój udział, a które dodatkowo stają się pretekstem do szerszego opisania działań, rozwoju i zmian wywiadu sygnałowego.
Faktem jest, że książka ma kilka nieco trudniejszych i lekko nużących fragmentów – zwłaszcza dotyczy to opisów struktur organizacyjnych służb poszczególnych państw. Jednak konia z rzędem temu kto potrafił by przedstawić te zagadnienia w sposób porywający. Dobrze jednak, że autor zdecydował się na włączenie ich w treść książki stanowią bowiem znaczące uzupełnienie całości.
Reasumując to znakomita, „pięciogwiazdkowa” pozycja zwłaszcza dla pasjonatów historii wywiadu.

Wydawnictwo RM zafundowało nam pod koniec roku 2015 niezwykle interesującą pozycję z dziejów zmagań wywiadów. Tym razem jest to historia wywiadu sygnałowego. Od razu na wstępie zastrzegę, że nie jest to książka w typie sensacyjnych opowieści szpiegowskich. Nie należy się również obawiać zbioru wielokrotnie publikowanych oczywistości związanych z historią Enigmy. Dostaliśmy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W ostatnich latach swojego życia Zofia Trzcińska spisywała wspomnienia. Żona i muza Krzysztofa Komedy, dobry duch polskiego środowiska jazzowego, postać wybitna. Kilkuset tysięcy spisanych słów, kilkadziesiąt godzin nagrań. Syn Zofii Trzcińskiej Tomasz, opracował i zebrał część z nich w trzystu stronicowy tom. Pierwsze dwa rozdziały to wspomnienia dzieciństwa i lat powojennych w Krakowie. Na stronie 67 po raz pierwszy pojawia się postać Krzysztofa Komedy i odtąd książka staje się opowieścią o ich wspólnym życiu. Opowieścią urwaną tuż po śmierci znakomitego muzyka. Dalszą historię bohaterki książki – niezmiernie ciekawą i wartą oddzielnej, dłuższej opowieści - dopowiada w posłowiu jej syn. „Nietakty” to zbiór pocztówek z przeszłości, krótszych lub dłuższych notatek życia. Pierwsze słowa czasem całe zdanie każdej z przypowiastek stanowią jednocześnie jej tytuł. Krótkie podsumowanie tego o czym dane wspomnienie traktuje. Proste, celne i bezpretensjonalne.
Nie ma tu – jak w popularnych wywiadach-rzekach – drugiej strony, rozmówcy, który mógłby zgłębić jakiś temat, czy też próbował by zasugerować inne spojrzenie na pewne wydarzenia. To po prostu monolog autorki wspomnień. Jednak to ogromna zaleta tej książki. Dzięki temu opowieści te choć subiektywne (ale w końcu taka właśnie jest natura osobistych wspomnień) są niezwykle szczere. Nie zawsze te obrazy są miłe dla prezentowanych w nich postaci. Jednak warto zauważyć, że nie ma tu miejsca na złośliwości czy przytyki. To osobiste wrażenia, tak zapamiętane i odczuwane. Dzięki takim szczegółom te historie nie powodują wątpliwości co do ich autentyczności.
„Nietakty” to unikalny obraz wspominanych czasów, osób i środowisk. Z galerią niezwykłych postaci w tle: Skrzynecki, Dymny, Polański, Skolimowski. Książka wartka w lekturze. Bardzo cenna i wartościowa pozycja.

W ostatnich latach swojego życia Zofia Trzcińska spisywała wspomnienia. Żona i muza Krzysztofa Komedy, dobry duch polskiego środowiska jazzowego, postać wybitna. Kilkuset tysięcy spisanych słów, kilkadziesiąt godzin nagrań. Syn Zofii Trzcińskiej Tomasz, opracował i zebrał część z nich w trzystu stronicowy tom. Pierwsze dwa rozdziały to wspomnienia dzieciństwa i lat...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Stanisław Ignacy Witkiewicz - pisarz, dramaturg, malarz, filozof. Wybitny artysta, postać niezwykle oryginalna i tajemnicza. W biografii Witkacego okres I wojny światowej jest niczym terra incognita, ląd czekający na swoich odkrywców, teraz owiany mnóstwem nie do końca sprawdzonych informacji. To wynik między innymi nikłej wiedzy na ten temat, wynikającej także z niechęci samego Witkacego do dzielenia się szczegółami swoich przeżyć z tego okresu. Okresu o którym Witkacy nie chciał ponoć mówić nawet „po wódce”. Opowieść zaczyna się nieoczekiwanie od podróży Witkiewicza do … Australii w charakterze dokumentalisty wyprawy naukowej pod wodzą swojego serdecznego przyjaciela Bronisława Malinowskiego (to pierwsza, ale nie jedyna zaskakująca informacja jaką funduje nam ta publikacja). Potem zaś rozwija się już historia oficerskiej (tak, oficerskiej !) kariery Witkacego w armii carskiej.
Krzysztof Dubiński przez cztery lata pracował nad swoją książką tworząc wojenną historię Witkiewicza. Trzeba zaznaczyć, że losy wybitnego artysty są też pretekstem do szerokiego pokazania całego bogatego tła tej biografii. To także historia (zakreślona oczywiście interesującym nas okresem) Pułku Pawłowskiego, w którym służył Witkacy, pokazująca jednocześnie panujące w carskiej armii zwyczaje, zasady, stosunki. Autor opisuje niektóre kwestie regulaminowe, problemy szkolnictwa wojskowego, ale zatrzymuje się też nad wojskowymi orkiestrami, szlagierami armijnymi, zasadami funkcjonowania kasyn oficerskich. Nawet jeśli postać głównego bohatera tej książki przez pewien czas znika z pierwszego planu to dzięki przedstawieniu tych wielu spraw zarówno o znaczeniu fundamentalnym jak i tych drobnych, mamy przed oczami znakomity obraz ówczesnej wojskowej codzienności, która była udziałem Witkacego. Ważny jest też dość szczegółowy opis rosyjskich rewolucji roku 1917 – lutowej i październikowej, pokazanych właśnie z perspektywy członka oddziału wojskowego stacjonującego, co ważne, w Petersburgu . To przecież wśród przeżyć czasów rewolucji wielu z biografów Witkacego doszukuje się źródeł jego decyzji z 17 września.
Zaletą omawianej pozycji jest również to, że Krzysztof Dubiński nie powiela wielu mitów narosłych wokół wojennej odysei Witkiewicza. Nie tworzy też własnych. Stara się w zająć stanowisko w sposób wyważony, dementując oczywiste nieścisłości i historie wyssane z palca, pokazując co da się udokumentować, a co pozostać musi w sferze mniejszych lub większych domniemań.
Przede wszystkim zaś książka ta nie jest nudna. Lekturę bardzo polecam.

Stanisław Ignacy Witkiewicz - pisarz, dramaturg, malarz, filozof. Wybitny artysta, postać niezwykle oryginalna i tajemnicza. W biografii Witkacego okres I wojny światowej jest niczym terra incognita, ląd czekający na swoich odkrywców, teraz owiany mnóstwem nie do końca sprawdzonych informacji. To wynik między innymi nikłej wiedzy na ten temat, wynikającej także z niechęci...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak jest najnowsza powieść Salmana Rushdiego ? Znakomicie napisana, niebanalna, pobudzająca do myślenia, wartka w lekturze, momentami zabawna, ale …. No właśnie. Muszę przyznać, że mam z Salmanem Rushdiem (a w zasadzie z tą i kilkoma innymi jego książkami) problem. Z jednej strony to autor genialnych „Dzieci północy”. Z drugiej zaś już nigdy później nie udało mu się napisać czegoś równie wielkiego. Naprawdę wciągająca była dla mnie jeszcze jedynie jego autobiografia. Oczywiście jest pisarzem wybitnym, z niepowtarzalnym stylem i lekkim piórem, którego nie zagłusza wschodni przepych jego książek, utworów pełnych kulturowych i historycznych odniesień. Ten bogaty styl ma niestety swoje wady. Wiele osób nie jest w stanie przebrnąć przez bizantyjskie konstrukcje powieści Rushdiego. Choć trzeba zaznaczyć, że ci którym to nie przeszkadza, stają się wiernymi czytelnikami i piewcami talentu pisarza.
Tytuł nowej powieści sugeruje nam nawiązanie do Baśni z 1001 Nocy. Sam pomysł na opowieść jest rzeczywiście baśniowy i trzeba przyznać dość oryginalny. Jednak książka ta okazuje się anegdotą z bardzo długim wstępem, której pointa jest – muszę to przyznać z żalem –rozczarowująca. Wydany niegdyś na Rushdiego wyrok śmierci spowodował, że pisarz stał się zagorzałym zwolennikiem racjonalizmu, świata wolnego od źródła niesprawiedliwości jaką jest w Jego przekonaniu religia. Na tym właśnie konflikcie zasadza się akcja książki. To historia sporu dwóch filozofów, przeniesiona w czasy, gdy obaj są już tylko prochem. Ten „zły”, zagorzały zwolennik wiary, zaprzęga do walki armię dżinów i Ziemia zmienia się nie do poznania. Historia opowiadana jest z perspektywy wielu stuleci po owej wielkiej wojnie, w której ostatecznie zatriumfowały siły sprawiedliwości (czytaj: racjonalizmu). Akcja jest ciekawa, momentami zabawna. Jednakże trudno przejść do porządku dziennego nad rzekomo dobrym zakończeniem. Bo czy rzeczywiście świat bez religii byłby tak pełen szczęścia ? Nawet Rushdie uznał, że wymyślone rozwiązanie musiało by nieść ze sobą także niemiłe konsekwencje (o czym wspomina w krótkim, końcowym akapicie). Dla mnie zaś zastanawiające jest, że ten znakomity pisarz zapomniał, że ideologia, która dla niego jest panaceum na problemy świata, już niegdyś panowała w pewnym wielkim kraju i jej rządy raczej nie niosły za sobą powszechnej szczęśliwości. Czy naprawdę problemem jest religia czy może ludzie, którzy wykorzystują ją często cynicznie do własnych celów ? Dla mnie przesłanie jakie niesie za sobą ta powieść zdecydowanie nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością.
Nie twierdzę jednak, że książka ta jest słaba, bo jest wręcz przeciwnie. Jednak sam, nazwijmy to „ideologiczny” jej wydźwięk jest moim zdaniem mocno chybiony. Zachęcam do lektury i wyrobienia sobie własnego zdania bo zdecydowanie warto to uczynić.

Jak jest najnowsza powieść Salmana Rushdiego ? Znakomicie napisana, niebanalna, pobudzająca do myślenia, wartka w lekturze, momentami zabawna, ale …. No właśnie. Muszę przyznać, że mam z Salmanem Rushdiem (a w zasadzie z tą i kilkoma innymi jego książkami) problem. Z jednej strony to autor genialnych „Dzieci północy”. Z drugiej zaś już nigdy później nie udało mu się napisać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niewierna żona, zazdrosny mąż, krwawa zemsta. Temat wprost dla brukowców, zwłaszcza gdy w sprawę zamieszane są osoby powszechnie znane. Czy można z takiej historii stworzyć wciągającą opowieść nie epatującą tanią sensacją ? Okazuje się, że tak. Seria „Na F/Aktach” Wydawnictwa Od Deski Do Deski prezentuje powieści najlepszych polskich pisarzy współczesnych oparte na prawdziwych wydarzeniach. Jak jednak zaznacza wydawca, teksty te są dziełami literackiej fikcji i nie należy traktować ich jako dokumentalnej relacji.
Głośne zabójstwo znanego muzyka oraz jego przyjaciółki wstrząsnęło Polską pod koniec roku 1991. Muszę powiedzieć, że po nieudanej ekranizacji jednej z wcześniejszych jego książek, z rezerwą podchodziłem do prozy Janusza Leona Wiśniewskiego. Bałem się również powieści łzawej i sentymentalnej, która powstać może na podstawie wydarzeń sprzed 25 lat. Autor poszedł jednak zupełnie innym tropem. Tragiczny finał romansu jest punktem wyjścia historii tego, który zabił. Jednak choć jest to opowieść prowadzona z perspektywy sprawcy to ani przez moment nie mamy do czynienia z jakimikolwiek próbami wybielania go. Opowieść pokazuje nam czasy poprzedzające smutne wydarzenia października 1991, okres odbywania kary oraz to co zdarzyło się po wyjściu sprawcy na wolność. Dygresje i wspomnienia niosą nas przez życie bohatera, wracają do wydarzeń z czasów szkolnych, do pierwszych zauroczeń Polską. Pisarz obok przestudiowania dokumentów dotyczących sprawy zabójstwa, spotkał się również kilkakrotnie z bohaterem swojej powieści. To dodaje tej książce dodatkowego smaku, a ciekawski chochlik drzemiący w większości z nas ma teraz dylemat , co z tej historii – pomimo tych wszystkich zastrzeżeń – jest jednak najszczerszą prawdą. W stosunkowo krótkiej (220 stron, ale w tym wypadku, zwięzłość formy jest zaletą) powieści mamy zawartą opowieść o krzywdzie i jej następstwach, ale też o odkupieniu – także, a może przede wszystkim wewnętrznym, o pogodzeniu się z losem i o odzyskaniu miłości i spokoju.
Wreszcie książka ta to kapitalny obraz wyjątków z historii Polski ostatniego ćwierćwiecza oraz socjologiczne portrety osób, środowisk, zwyczajów i zachowań. Wszystko to widziane oczami cudzoziemca, który potrafi wydobyć na światło dzienne, niedostrzegalne już dla nas - tubylców, paradoksy naszej polskiej codzienności.
Znakomita i wciągająca lektura.

Niewierna żona, zazdrosny mąż, krwawa zemsta. Temat wprost dla brukowców, zwłaszcza gdy w sprawę zamieszane są osoby powszechnie znane. Czy można z takiej historii stworzyć wciągającą opowieść nie epatującą tanią sensacją ? Okazuje się, że tak. Seria „Na F/Aktach” Wydawnictwa Od Deski Do Deski prezentuje powieści najlepszych polskich pisarzy współczesnych oparte na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ci, którzy znają już dwa pierwsze tomy powieści Knausgarda domyślają się zapewne czego można spodziewać się po kolejnych jej częściach. Pragnę „uspokoić” ewentualnych zaniepokojonych czytelników, oczekujących na premierę kolejnej odsłony „Mojej walki” : nie będzie zbyt wielu zmian, auto wiwisekcja życiorysu trwa w najlepsze dalej. Knausgard poświęca trzecią książkę swojemu dzieciństwu: szkolnym perypetiom , zabawom z kolegami, pierwszym zauroczeniom. Nie jest to jednak wspomnienie dorosłego mężczyzny, ale opowieść prowadzona z perspektywy dziecka. Autorowi udaje się dość wiarygodnie osiągnąć taki efekt. Oczywiście musimy się w związku z tym pogodzić na przykład z passusami w stylu „siedziałem na sedesie i robiłem kupę, kiedy przyjechał tata”. Knausgard jednak konsekwentnie unika wprowadzenia choćby w najmniejszym stopniu optyki osoby dorosłej. Dziecięca narracja wyklucza więc wprowadzenie w treść „dorosłych” wytłumaczeń pewnych spraw, które bohaterowi wydawały się dziwne czy niezrozumiałe. Pozorna sielanka w jaką wprowadzają nas pierwsze strony opowieści urywa się dość szybko. Już w okolicach pięćdziesiątej strony następuje pierwsze zderzenie z ojcem i wtedy wyjaśnia się jaką walkę tym razem toczył będzie autor powieści. Oczywiście nie będziemy mieli do czynienia z ustawicznymi starciami. Większość treści to opisy szkolnych i podwórkowych sukcesów i niepowodzeń o różnej skali, w różnym stopniu przeżywanych przez bohatera. Knausgard zatrzymuje się na osobie matki, opowiada o swoim bracie. Co jakiś czas następuję jednak, bolesna na ogół, konfrontacja z rodzicielem. Trzeci tom w pewnym stopniu zmiękcza wizerunek bohatera-narratora: jakiekolwiek nieszczęście dziecka zawsze powoduje wyrzuty sumienia i skłania do usprawiedliwiania późniejszych zachowań (mam tu na myśli wydarzenia z wcześniejszych tomów). Rzuca też nieco inne światło na pierwszą część powieści, również poświęconą wzajemnym relacjom z ojcem. Jednak choć przy lekturze, czytelnikowi (zwłaszcza rówieśnikom autora) mogą zdarzyć się nostalgiczne westchnienia, to Kanusgard na pewno nie „bawi”, a raczej jak i poprzednio, zdecydowanie „przestrasza”. Wszystkim, a zwłaszcza osobom, które zastanawiają się cały czas nad decyzją czy zacząć Knausgarda czytać, polecam jednak rozpoczęcie lektury. To prawda, że rozmiary poszczególnych tomów nieco przerażają (Wyd.Literackie, co godne pochwały, zadbało jednak o równoczesną premierę e-bookowej wersji), a zapewne wielokrotnie będziecie mieli Państwo ochotę cisnąć książkę gdzieś w kąt i nigdy do niej wracać. To jednak się nie uda bowiem Knausgard przyciąga niczym oko Saurona i nie sposób się od niego uwolnić.

Ci, którzy znają już dwa pierwsze tomy powieści Knausgarda domyślają się zapewne czego można spodziewać się po kolejnych jej częściach. Pragnę „uspokoić” ewentualnych zaniepokojonych czytelników, oczekujących na premierę kolejnej odsłony „Mojej walki” : nie będzie zbyt wielu zmian, auto wiwisekcja życiorysu trwa w najlepsze dalej. Knausgard poświęca trzecią książkę...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

C.W. Gortner zanim rozpoczął swoją karierę pisarską, zawodowo związany był ze światem mody. Jego powieści opisywały dotąd świat XVI wieku jednak, jak sam wspomina, nigdy nie porzucił fascynacji modą i osobowościami, które ją kształtowały. Coco Chanel zachwycił się już w czasach szkolnych. Teraz, jako wzięty pisarz, postanowił oddać hołd swojemu młodzieńczemu zauroczeniu. Proces tworzenia autor poprzedził dokładną analizą źródeł opisujących życie swojej bohaterki, czytelnik nie powinien jednak spodziewać się klasycznej biografii. To literacka fikcja choć głęboko osadzona w faktach. Gortner pokazuje nam trudne dzieciństwo Gabrielle Chanel, wychowanie w klasztorze, zawiłe i niełatwe początki dorosłej samodzielności , wreszcie całą karierę w świecie mody. Opowieść urywa się tuż po zakończeniu II wojny światowej (nie licząc krótkiego epilogu dotyczącego powrotu do projektowania w roku 1954). Szkoda, że – jak przypuszczam z braku wystarczających materiałów – nie ma w książce nic o okresie lozańskiego wygnania Coco Chanel. Powieść czyta się bardzo dobrze i szybko. To klasowe czytadło - w dobrym tego słowa znaczeniu. Chyląc czoła przed literackim warsztatem autora nie sposób jednak nie zauważyć mankamentów tej powieści. Po pierwsze trudno doszukać się tu jakiejkolwiek głębi. Narracja toczy się płynnie, ale dramatyzm wydarzeń nie wywołuje żadnych emocji. Po drugie zastanawia mnie przedstawienie postaci tytułowej bohaterki. Choć Gortner deklaruje swą niezmierzoną miłości do Coco Chanel, to z kart jego książki wyłania się postać samolubnej, zgorzkniałej, zarozumiałej, zimnej i wrednej jędzy. Pardon, ale jak długo można usprawiedliwiać swoje zachowania trudnym dzieciństwem ? Autor tworząc apologię Chanel paradoksalnie wydobył na pierwszy plan wszystkie jej najgorsze cechy. Można oczywiście przyjąć, że to artystyczny zabieg: opisanie postaci widzianej oczami jej samej, wyobrażenie Coco Chanel o sobie. Jednak to założenie wydaje mi się mało uprawnione, bo wtedy owo deklarowane uczucie Gortnera do Chanel przybrać by musiało niezwykle przewrotną formę. Książkę, jak wspomniałem już wcześniej, przeczytałem ekspresowo. Po lekturze pozostał mi jednak nieoczekiwanie tylko pył z rozsypującego się w gruzy wizerunku ikony. Jednakże zapoznania się z „Mademoiselle Chanel”nie odradzam. Można samemu pokusić się o wyciągnięcie wniosków albo po prostu oddać się nieskrępowanej, bezrefleksyjnej lekturze.

C.W. Gortner zanim rozpoczął swoją karierę pisarską, zawodowo związany był ze światem mody. Jego powieści opisywały dotąd świat XVI wieku jednak, jak sam wspomina, nigdy nie porzucił fascynacji modą i osobowościami, które ją kształtowały. Coco Chanel zachwycił się już w czasach szkolnych. Teraz, jako wzięty pisarz, postanowił oddać hołd swojemu młodzieńczemu zauroczeniu....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Skarby nazistów. Poszukiwanie łupów III Rzeszy Kenneth D. Alford, Theodore P. Savas
Ocena 6,7
Skarby nazistó... Kenneth D. Alford, ...

Na półkach:

Wyobraźnię opinii publicznej w naszym kraju rozpalał ostatnio „złoty pociąg”. Poszukiwania tajemniczych skarbów z czasu II wojny światowej to temat, który powraca regularnie . Z masy ukazujących się w takich chwilach publikacji trudno jest czasem wyłowić pozycje wartościowe, wnoszące coś nowego. Dlatego warto zwrócić uwagę na wydaną właśnie przez Wydawnictwo RM książkę amerykańskich autorów Kennetha D. Alforda i Theodore’a P. Savasa „Skarby Nazistów. Poszukiwanie łupów III Rzeszy”. Allfrod jest autorem kilku pozycji dotyczących rabunkowej polityki hitlerowskich Niemiec. Savas to historyk specjalizujący się przede wszystkim w czasach wojny secesyjnej, nie uciekający jednak od publikacji o latach II wojny światowej. Tytuł polskiego wydania jest nieco mylący i szkoda, że zrezygnowano z oryginalnego „Nazistowscy milionerzy”. Tak naprawdę jest to bowiem opowieść nie o samych skarbach, ale raczej o grabieżcach wykorzystujących swoją wojenną pozycję oraz własną bezwzględność do szybkiego wzbogacenia się. Co ciekawe autorzy nie koncentrują się tu na opisie hitlerowskiej „wierchuszki”, ale wybierają historie bezpośrednich wykonawców złodziejskiego procederu usadowionych nieco niżej w hierarchii III Rzeszy. Alford i Savas nie usiłują stworzyć dogłębnego kompendium wiedzy o hitlerowskich grabieżach. Wybrali i opisują jedynie wycinek ówczesnej rzeczywistości. Kiedy uświadomimy sobie, że ten ogrom przywłaszczeń to tylko fragment szerszego planu, realizowanego bez zmrużenia oka to opowieść staje się jeszcze bardziej poruszająca. Autorzy krótko przybliżają życiorysy opisywanych postaci i ich kariery w państwie Hitlera. Bardziej szczegółowo omówione są działania związane z łupieniem ofiar wojny oraz kontekst tych wydarzeń. Każdy z rozdziałów poświęcony jest innemu wątkowi, jednakże historie łączy czas i miejsce zakończenia akcji: opowieści splatają się w okolicach Salzburga i Zell am See w okresie ostatnich tygodniach II wojny światowej oraz tuż po kapitulacji Niemiec. Tu narracja płynie już zdecydowanie wolniej i mamy czasem do czynienia z relacją niemal dzień po dniu. Na łamach książki pojawia się wtedy armia amerykańska i problematyka odzyskiwania zagrabionego mienia. Temat omówiony jest ciekawie i wyczerpująco. Przyczyny ewentualnych niedopowiedzeń również są wyjaśnione. Nieco irytuje uporczywe podkreślanie niskiego morale i podejrzanej proweniencji opisywanych postaci. Co do tej kwestii nikt nie ma chyba wątpliwości i z czasem te coraz bardziej wyszukane epitety zaczynają drażnić. Pomimo to należy uznać książkę za cenny przyczynek w historycznej dyskusji. Przypomnienie, że za emocjonującymi poszukiwaniami skarbów stoi w tym wypadku dramat milionów ofiar. Zaletą publikacji jest także to, że autorzy pokusili się o dopowiedzenie dalszych historii niechlubnych bohaterów tej książki. Bardziej dociekliwi czytelnicy z radością odnajdą znaczną ilość przypisów oraz bogatą bibliografię. To pozycja godna uwagi, przynosząca oryginalne i nie przeładowane sensacją spojrzenie na opisywane kwestie.

Wyobraźnię opinii publicznej w naszym kraju rozpalał ostatnio „złoty pociąg”. Poszukiwania tajemniczych skarbów z czasu II wojny światowej to temat, który powraca regularnie . Z masy ukazujących się w takich chwilach publikacji trudno jest czasem wyłowić pozycje wartościowe, wnoszące coś nowego. Dlatego warto zwrócić uwagę na wydaną właśnie przez Wydawnictwo RM książkę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dziennikarzy sportowych trudno jest lubić. Zwłaszcza tych zajmujących się piłką nożną. Mylą się, błędnie wymawiają nazwiska, zasłuchani w swój komentarz nie zwracają uwagi na wydarzenia na boisku. Taki jest stereotyp i przyznaję, że czasem trudno jest z nim walczyć. Jest jednak w Polsce dziennikarz – specjalista od piłki nożnej, którego można słuchać i czytać z otwartymi ustami i w nieskończoność. Osobą tą jest Stefan Szczepłek. Znawca i miłośnik futbolu. Posiadacz przebogatej kolekcji piłkarskich pamiątek oraz wspomnień jakich wielu może mu pozazdrościć. Na szczęście wspomnieniami tymi chce i umie się dzielić. Wydawnictwo Sine qua non wznowiło właśnie pierwszą część „Mojej historii futbolu”. To, jak wspomina sam Stefan Szczepłek, autorski wybór wydarzeń tej najpopularniejszej na świecie dyscypliny sportu. Opowieść dość krótko opisuje bardzo odległe dzieje futbolu, jednak już w czasach kształtowania się nowożytnej piłki nożnej rozkwita przybliżając nam kształtowanie się zasad, pierwsze mecze , powstanie rozgrywek ligowych etc. Potem ruszamy w podróż po historii Mistrzostw Świata, Mistrzostw Europy, rozgrywek klubowych, najsłynniejszych klubów i postaci. Wszystko to okraszone jest wstawkami z kalendariami wydarzeń, ciekawostkami historycznymi, biogramami, tabelami. Kopalnia szczęścia dla fanów piłki nożnej. Niesamowitym atutem książki są liczne, starannie dobrane fotografie oraz reprodukcje pamiątek dokumentujących opisywane wydarzenia: biletów, koszulek, plakatów, artykułów prasowych – a wszystko to z autografami najwybitniejszych postaci futbolu. Szczepłek ma niesamowity dar opowiadania, a czytelnik czuje się tak jakby przenosił się w czasie i przemieszczał między arenami piłkarskich zmagań w przełomowych momentach tej dyscypliny sportu. Książka wciągająca i zajmująca, ciekawsza niż wiele dokumentalnych filmów o historii piłki nożnej. Poziom mistrzowski, także od strony redakcyjnej i edytorskiej – bogata bibliografia, indeks nazwisk. Książka ma podtytuł: „Tom 1 – Świat”. Ja z niecierpliwością czekam już na kolejny wolumin, tym razem z „krajowymi” historiami.

Dziennikarzy sportowych trudno jest lubić. Zwłaszcza tych zajmujących się piłką nożną. Mylą się, błędnie wymawiają nazwiska, zasłuchani w swój komentarz nie zwracają uwagi na wydarzenia na boisku. Taki jest stereotyp i przyznaję, że czasem trudno jest z nim walczyć. Jest jednak w Polsce dziennikarz – specjalista od piłki nożnej, którego można słuchać i czytać z otwartymi...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Herbie Hancock. Autobiografia legendy jazzu Lisa Dickey, Herbie Hancock
Ocena 7,6
Herbie Hancock... Lisa Dickey, Herbie...

Na półkach:

W zalewie pseudo biografii i autobiografii sezonowych gwiazdek, pojawiła się wreszcie książka, która na miano biograficznej rzeczywiście zasługuje. Herbie Hancock - jeden z najwybitniejszych muzyków historii jazzu zdecydował się opowiedzieć historię swojego życia (współautorem książki jest znana amerykańska ghostwriterka Lisa Dickey). Hancock opisuje siebie jako perfekcjonistę i rzeczywiście swoją autobiografię skomponował niemal idealnie. Nie ma w niej fragmentów przegadanych, dydaktycznych smrodków czy też zbędnego filozofowania co nie znaczy, że autor „prześlizguje się” po kolejnych tematach. Książkę czyta się z taką przyjemnością z jaką słuchało się najlepszych nagrań amerykańskiego pianisty. Hancock pokazuje swoje losy od czasów dzieciństwa, aż do niemal dnia dzisiejszego. To z jednej strony zbiór anegdot i historyjek, które jednak są ze sobą tak płynnie i sprawie powiązanie, że tworzą spójną i wciągającą opowieść. Hancock nie poświęca równej wagi wszystkim okresom swojego życia. Początki kariery, współpraca z Milesem Davisem i Mwandishi zajmują prawie dwie trzecie książki. Miles Davis to zresztą jedna z ważniejsza postać tej opowieści. Hancock nie ukrywa , że niemal do dziś stara się artystycznie podążać za jego filozofią i - oczywiście jeżeli chodzi o muzyczne wybory - powołuje się na Davisa niemal równie często jak na buddyzm. O religii pisze zaś dużo, podkreślając jak ważny to element jego życia i co jej zawdzięcza. Czyni to jednak bez agitatorskiego zadęcia i nachalnej propagandy. Hancock nie kreuje się na wszechwiedzącego geniusza, a raczej pokazuje się jako artysta ustawicznie poszukujący możliwości rozwoju, zmian, korzystający z perspektyw jakie otwiera przed nim los (stąd też oryginalny tytuł tej książki: „Possibilities”, nawiązujący zresztą do dyskografii Hancocka; szkoda, że w polskim wydaniu zastąpiono go mało subtelnym „Autobiografia legendy jazzu”). Bez skrępowania pisze o artystycznych błędach i porażkach. Sporo miejsca poświęca Hancock na opisanie projektów związanych z muzyką filmową i przypuszczam, że wiele osób może zadziwić się listą tytułów do których komponował ścieżkę dźwiękową. Innym tematem, który powraca w kolejnych rozdziałach jest fascynacja muzyka nowymi technologiami i ich praktycznym wykorzystaniem. Hancock nie stroni od opisywania także prywatnej części biografii, ale nie należy tu oczekiwać jakiś sensacji i ujawniania skrywanych głęboko tajemnic. Trzeba też wspomnieć, że jeżeli już o kimś Hancock pisze to pisze dobrze. Próżno szukać tu złośliwości czy negatywnych komentarzy w stosunku do osób pojawiających się na kartach tej książki, a co ciekawe udaje się pomimo to uniknąć efektu zbytniego przesłodzenia i lukrowatości. To szczera opowieść o życiu, wpuszczenie nas za kulisy wydarzeń nie tylko muzycznych, ale i czysto osobistych. Książka zasłużenie obsypana nagrodami w USA. Mankamentem jest brak indeksu osób – choć nie wiem czy to przypadłość jedynie polskiego wydania czy także wersji oryginalnej. Nie zmienia to faktu, że to znakomita i godna polecenia lektura dla fanów jazzu ze szczególnym uwzględnieniem osób muzykujących.

W zalewie pseudo biografii i autobiografii sezonowych gwiazdek, pojawiła się wreszcie książka, która na miano biograficznej rzeczywiście zasługuje. Herbie Hancock - jeden z najwybitniejszych muzyków historii jazzu zdecydował się opowiedzieć historię swojego życia (współautorem książki jest znana amerykańska ghostwriterka Lisa Dickey). Hancock opisuje siebie jako...

więcej Pokaż mimo to