Plutopia. Atomowe miasta i nieznane katastrofy nuklearne
- Kategoria:
- reportaż
- Seria:
- Reportaż
- Tytuł oryginału:
- Plutopia: Nuclear Families, Atomic Cities, and the Great Soviet and American Plutonium Disasters
- Wydawnictwo:
- Czarne
- Data wydania:
- 2016-08-03
- Data 1. wyd. pol.:
- 2016-08-03
- Liczba stron:
- 600
- Czas czytania
- 10 godz. 0 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788380493315
- Tłumacz:
- Tomasz Bieroń
- Tagi:
- broń atomowa choroba popromienna literatura faktu manipulacja polityka skażenie środowiska USA strach śmierć terror wysiedlenia wyścig zbrojeń zimna wojna
To opowieść o dwóch miastach, w których produkowano pluton.
Oziorsk i Richland leżały po dwóch stronach żelaznej kurtyny. Powinno je dzielić wszystko, ale jednak miały wiele wspólnego. W Richland nie było prywatnej własności, wolnego rynku ani władzy samorządowej. Oziorsk oficjalnie nie istniał, próżno go szukać na mapach. W obu miastach obowiązywały restrykcje dotyczące poruszania się i pobytu. Ale mieszkańcom to nie przeszkadzało. Wyborcy w Richland dwukrotnie odrzucili propozycję nadania ich miejscowości praw miejskich, samorządu i wolnego rynku. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych w Oziorsku dziewięćdziesiąt pięć procent wyborców opowiedziało się za utrzymaniem systemu przepustek, bramek i strażników.
Osiedlano tam całe rodziny, którym zapewniano tanie mieszkania i znakomite szkoły. Mieszkańcy wspominali, że nie musieli zamykać drzwi domów, dzieci były bezpieczne, sąsiedzi przyjaźni, bezrobocie, bieda i przestępczość nie występowały. O inwigilacji, tajnych informatorach czy podsłuchach nikt nie wspomina. Tak jak o gigantycznym skażeniu środowiska.
Tak wyglądała plutopia. Jedyne w swoim rodzaju, odizolowane od świata miejscowości, które zaspokajały potrzeby powojennych społeczeństw Ameryki i Związku Radzieckiego.
Choć każdy słyszał o Czarnobylu, o Richland i Oziorsku tylko nieliczni. To nie dziwi, bo miejsca te ukrywano niczym tajne laboratoria z „Archiwum X”. Rosyjskie Ministerstwo Energii Atomowej nie udzieliło Kate Brown zgody na wjazd do Oziorska. Oba miejsca do dziś objęte są zmową milczenia. Wiele spotkań z tymi, którzy zgodzili się mówić, odbyło się w okolicznościach godnych powieści sensacyjnej. Informacje przekazywano nerwowym szeptem i zaszyfrowanym językiem, a informatorzy odmawiali zgody, by ich cytować. Ci, którzy próbowali ujawnić prawdę o wypadkach i zagrożeniach dla zdrowia ludzi, byli inwigilowani, nękani, śledzeni i zastraszani zarówno w USA, jak i w Rosji, nawet po zakończeniu zimnej wojny.
Książka zdobyła wiele nagród: Nagrodę Amerykańskich Historyków im. Ellisa W. Hawleya, Nagrodę Amerykańskiego Stowarzyszenia Historycznego im. Alberta J. Baveridge’a , Nagrodę Amerykańskiego Stowarzyszenia Historii Przyrodniczej im. George’a Perkinsa Marsha, Nagrodę Stowarzyszenia Nauk Słowiańskich, Wschodnioeuropejskich i Euroazjatyckich im. Wayne’a S. Vucinicha, Nagrodę Heldt w kategorii Najlepsza Książka Nauk Słowiańskich/Wschodnioeuropejskich/Euroazjatyckich Stowarzyszenia Kobiet w Naukach Słowiańskich oraz Nagrodę im. Roberta G. Athearna.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Nieznane atomowe miasta
Wydawałoby się, że nieźle znamy historię powstania bomby atomowej i późniejszej zimnowojennej rywalizacji w arsenale nuklearnym. Znamy nazwisko Roberta Oppenheimera, kojarzymy ośrodek w Los Alamos, słyszeliśmy o Rosenbergach i innych szpiegach przekazujących tajemnice broni jądrowej do ZSRR. A jednak są elementy tej historii, które przez lata umykały uwagi historyków.
Mówi wam coś nazwa Oziorsk? A Richland? Ta druga być może, dzięki popularnej także w Polsce serii urban fantasy o Mercy Thompson. Jednak przede wszystkim to dwa miasteczka położone na dwóch półkulach, pół świata od siebie, ale niemal bliźniaczo podobne. Oba te ośrodki zostały zbudowane jako zaplecze mieszkaniowe dla pracowników kluczowych instytucji przemysłu zbrojeniowego. Fabryk plutonu, „paliwa” dla bomby atomowej.
Historię obu miast przedstawia w „Plutopii” Kate Brown. Autorka jest profesorem historii na Uniwersytecie Maryland i jej warsztat historyczny widać na kartach książki. Całość narracji to logiczny, uporządkowany wywód, poparty licznymi cytatami z bardzo zróżnicowanych źródeł. W niespełna 600-stronicowej książce, ok. 85 stron to przypisy bardzo drobną czcionką.
Jednak nie przypadkiem Wydawnictwo Czarne przypisało książkę do serii wydawniczej Reportaż. „Plutopia” nie jest pozycją stricte naukową, choć bez wątpienia posiada ogromną wartość faktograficzną. Autorka wplata w narrację własne wspomnienia z odwiedzin plutopijnych regionów i ze spotkań z ich mieszkańcami. Pozwala sobie również na niedopuszczalny w naukowej publikacji osobisty ton. Wyraźnie widać, że jest przeciwna całej branży atomowej, a jej wykorzystaniu w zbrojeniach w szczególności. Jednak na kartach reportażu można sobie pozwolić na więcej, a te wtrącenia są na tyle rzadkie, że nie zaburzają odbioru całości.
Brown w swojej książce prowadzi nas przez ponad pół wieku historii obu miasteczek. Od wyboru lokalizacji, przez budowę fabryki z reaktorami, funkcjonowanie kompleksu, aż po wygaszenie produkcji i próbę rekultywacji terenów.
Właśnie, rekultywacji. Autorka przekonująco udowadnia, że Richland i Oziorsk były większymi katastrofami dla lokalnej ekologii niż Czarnobyl i Fukushima. W czasie działania obu ośrodków uwolniono więcej substancji promieniotwórczych niż w obu tych słynnych katastrofach. W latach 50. promieniotwórcza woda po schłodzeniu reaktorów była po prostu wypuszczana z powrotem do rzeki, w której miejscowi kąpali się i łowili ryby.
Fascynujące są paralele między oboma ośrodkami, istniejącymi przecież w tak różnych systemach i tak różnych warunkach. Ich istnienie przesycały paradoksy. Amerykańscy pracownicy fabryki plutonu długo nie chcieli w swoim miasteczku samorządu, bo bali się, że zagrozi to ich wygodnemu subsydiowanemu życiu. Paradoksalnie też to w USA łatwiej było utrzymać tajność niż w totalitarnym, ale przeżartym korupcją ZSRR. Przerażające są totalne lekceważenie zasad bezpieczeństwa i brak jakiekolwiek refleksji nad zdrowiem okolicznych mieszkańców, nie należących do Plutopii.
Warto skupić się na rozdziałach poświęconym socjologicznym aspektom życia i pracy w pobliżu niesamowicie szkodliwych fabryk plutonu. Kombinatów często bronili lokalni mieszkańcy, ci najbardziej narażeni na straszliwe skutki promieniowania. Jednak dla nich ważniejsze okazywały się krótkoterminowe interesy ekonomiczne. Whistleblowerzy, ostrzegający przed zabójczym promieniowaniem, byli zdrajcami.
„Plutopia” to znakomicie udokumentowana książka opowiadająca o mało znanym aspekcie Zimnej Wojny. Dla wszystkich zainteresowanych tym okresem historycznym lektura obowiązkowa.
Krzysztof Krzemień
Oceny
Książka na półkach
- 1 518
- 809
- 237
- 46
- 33
- 20
- 19
- 16
- 14
- 14
Cytaty
Dymy z kominów czasem szybko się przemieszczały, czasem długo wisiały w jednym miejscu, zmieniały kierunek albo po zderzeniu z ziemią odbija...
RozwińNa ogół jest tak, że kiedy patrzysz na katastrofę ekologiczną, to o tym wiesz. Katastrofy w widoczny i wyczuwalny sposób burzą naturalny por...
Rozwiń
OPINIE i DYSKUSJE
Stwierdzam, że książka jest przerażająca. Okropne jest to, że większość ludzi nie miała pojęcia o grożącym im niebezpieczeństwie. Wladze ich nie informowały. Opis dzieci – likwidatorów jest straszny. Tak samo jak statystyka: „w oczyszczaniu terenu po katastrofie brały udział dwa tysiące kobiet w ciąży”. Dzieci rodziły się „usmarowane, czarne, dziwne”. W zasadzie ciężko mówić o bezstronności w przypadku XXI – wiecznej Amerykanki, która pisze o czasach ZSRR. Ma po prostu antynuklearne podejście (zresztą ciężko nie mieć takiego podejścia po przeczytania owej książki) oraz tendencję do przedstawiania tylko uchybień, nieprawidłowości, które miały miejsce w pierwszych fabrykach plutonu. Według mnie za mało zawarła rozmów z ludźmi, który kiedyś pracowali w tych fabrykach i stali się ofiarami napromieniowania. Co więcej, autorka skupiła się na początku książki na USA, następnie na ZSRR co miało jakiś porządek. Potem miesza oba kraje. Ciężko się połapać. Widać jednak, że musiała włożyć w pisanie tej publikacji mnóstwo pracy – ogromna bibliografia, liczne odwołana i źródła.
Stwierdzam, że książka jest przerażająca. Okropne jest to, że większość ludzi nie miała pojęcia o grożącym im niebezpieczeństwie. Wladze ich nie informowały. Opis dzieci – likwidatorów jest straszny. Tak samo jak statystyka: „w oczyszczaniu terenu po katastrofie brały udział dwa tysiące kobiet w ciąży”. Dzieci rodziły się „usmarowane, czarne, dziwne”. W zasadzie ciężko...
więcej Pokaż mimo toPrzyznam się, że książkę tę oceniam z trudem. Długo zastanawiam się czy wystawić jej ocenę
5 czy 6.
Ogromnym plusem tej pozycji jest ilość źródeł i powołań, do których autka się odwołuje. Widać, że reportaż ten kosztował ją wiele pracy i większość informacji można uznać za w pełni wiarygodne, nawet jeśli nie są one przedstawione w najlepszy sposób.
Niestety, największą bolączką tej książki jest całkowity brak obiektywizmu autorki. Moje dwa największaezastrzeżenia to moralizatorskie podejście do obywateli Związku Radzieckiego i USA lat 40-60, których autorka nagminnie ocenia z perspektywy Amerykanina XXI wieku. Druga sprawa to widoczne anty-nuklearne poglądy autorki, które wraz z końcem książki stają się bardziej i bardziej nachalne. Z tego powodu ciężko mówić tu o bezstronnym reportażu, kiedy mamy doczynienia z rozbudowanym felietonem.
Jeśli odsuniemy na bok wspomniane powyżej kwestie, to znajdziemy tu wiele ciekawych informacji, dlatego mimo wszystko warto nieco się pomęczyć.
Przyznam się, że książkę tę oceniam z trudem. Długo zastanawiam się czy wystawić jej ocenę
więcej Pokaż mimo to5 czy 6.
Ogromnym plusem tej pozycji jest ilość źródeł i powołań, do których autka się odwołuje. Widać, że reportaż ten kosztował ją wiele pracy i większość informacji można uznać za w pełni wiarygodne, nawet jeśli nie są one przedstawione w najlepszy sposób.
Niestety, największą...
Atom jest zły, bardzo zły. Jak nie wierzysz to musisz przeczytać Plutopię, książkę pisaną właśnie pod taką tezę.
Mamy tutaj masę źródeł ale sposób pisania powoduje, że kilkanaście stron przeczytanych za jednym podejściem to było dla mnie za dużo więc lektura zajęła mi kilka tygodni. Ekstremalne szczególarstwo i chęć łączenia w ostatniej części książki w jednym zdaniu omówionych sytuacji z Oziorska i Richland z Fukushimą i Czarnobylem męczyły. Pojawiający się rozmówcy zupełnie nie przekonują. Bardzo cenne są natomiast informacje o początkach Oziorska i Richland ale mam wrażenie, że można było to przedstawić bardziej przystępnie.
Atom jest zły, bardzo zły. Jak nie wierzysz to musisz przeczytać Plutopię, książkę pisaną właśnie pod taką tezę.
więcej Pokaż mimo toMamy tutaj masę źródeł ale sposób pisania powoduje, że kilkanaście stron przeczytanych za jednym podejściem to było dla mnie za dużo więc lektura zajęła mi kilka tygodni. Ekstremalne szczególarstwo i chęć łączenia w ostatniej części książki w jednym zdaniu...
Książka jest bardzo nierówna.
Najbardziej uderzającymi kwestiami są:
1. Nieustanne leseferyczne bredzenia autorki. Serwowanie pięknych cytatów o wolności wyprodukowanych przez Hayeka - wspierającego morderców i dyktatorów, można zbyć z zimnym uśmiechem, ale nieustannego utyskiwania na "pieniądze podatników" po chwili zaczynają drażnić, ponieważ nic nie wnoszą do tematu a przedłużają i tak już mocno porozciąganą w wielu miejscach książkę. Autorka ewidentnie nie chce przyjąć do akceptacji faktu, że w przypadku amerykańskiej plutopii realizowanej przez firmy sektora prywatnego, zabrakło państwowo-społecznego nadzoru a zatruwanie środowiska nie jest bynajmniej domeną jedynie projektów rządowych. Dodatkowo śmieszne jest podkreślanie faktu, że ludzie żyjący w ośrodkach atomowych chcieli dobrego życia, lepszego od innych - jakby nie było to wpisane w kwintesencję amerykańskiego kapitalizmu i nie było również realizowane w ramach systemu prywatnego, gdzie wzrost bogactwa jednych często wynika z wykorzystania słabszej pozycji innych. Autorka również podchodzi w wielu momentach do samych stosunków społecznych byłego ZSRR protekcjonalnie - zjawiska w USA opisywane jako społeczne dbanie o wspólny dobrobyt, gdy na moment pojawiają się w Związku Radzieckim nie są opisane inaczej niż autorytarne wtrącanie wtrącanie się innych ludzi w czyjeś życie. W USA wewnętrzna kontrola społeczeństwo pilnuje człowieka dla jego dobra, a w ZSRR dla jego niedobra, czego tu nie rozumieć (przy czym na obrone autorki należy wspomnieć, że nie zaprzecza ostracyzmowi społecznemu jakiemu zostali poddani miejscowi informatorzy w Richland).
2. Spiskowy ton, który wkrada się mniej więcej w połowie reportażu. Jakby przeanalizować książkę, jest tam stosunkowo niewiele twardych danych, przytaczane są zupełnie zbędne nic nie wnoszące wydarzenia, wypowiedzi oraz osoby (z drugiej strony ma to jednak plus w postaci oddania głosu bohaterom ponurego dramatu plutonowego),pre zez co reportaż się wlecze i usypia czujność. Sama końcówka z szybko dopisanymi elementami nt Fukushimy bez opisu dosłownie żadnych szczegółów wydarzeń czy zaniedbań, opis lobbowania biznesu nuklearnego przeciwko elektrowniom węglowym (biedny biznes węglowy i wydobywczy, gdyby mogliby się jakoś obronić przed tymi zarzutami z globalnymi wartościami rynkowymi przekraczającymi 50-krotność wartości biznesu nuklearnego.),bez wskazania czy zarzuty przeciwko tym wytwórcom były uzasadnione (szok - były). Autorka w ten sposób wykazuje się na sam koniec książki antynuklearną obsesją, co w moim przypadku doprowadziło do zapalenia się czerwonej lampki co do szczegółów w książce, które ze względu na rozmiar trudniej zweryfikować.
Niezależnie od tego należy podkreślić, że Autorka wykazała ogrom pracy przy opisie niegospodarności, zaniedbań, uchybień, pośpiechu programu plutonowego. Mimo pewnych zabarwień dobrym rozwiązaniem było przedstawienie obu osrodków i stopnia bylejakości i absurdów, które nimi rządziły oraz ponurych konsekwencji, które to przyniosło. Niewątpliwie, mroczniejsza część historii dotyczy ZSRR ze względu na zbrodniczy ustrój tam panujący, ale amerykańskie historie jak np. Greenrun (o którym nie słyszałem wcześniej) również są wstrząsające.
Książka jest bardzo nierówna.
więcej Pokaż mimo toNajbardziej uderzającymi kwestiami są:
1. Nieustanne leseferyczne bredzenia autorki. Serwowanie pięknych cytatów o wolności wyprodukowanych przez Hayeka - wspierającego morderców i dyktatorów, można zbyć z zimnym uśmiechem, ale nieustannego utyskiwania na "pieniądze podatników" po chwili zaczynają drażnić, ponieważ nic nie wnoszą do tematu a...
Oziorsk i Richland to dwa miasta w których produkowano pluton. Jedno z nich powstało w Związku Radzieckim, drugie w Stanach Zjednoczonych. Teoretycznie dużo powinno je dzielić, ale jak się okazało wiele je też łączy. Autorka przeprowadziła bogatą kwerendę archiwalną plus odwiedziła okolice opisywanych przez siebie miejsc. Mimo, że temat powinien być bardzo interesujący, to Brown momentami wypada po prostu przeciętnie. Ta książka jest cholernie nierówna. Wiadomo, że jest tu sporo szczegółów, mrocznych i dramatycznych historii (zwłaszcza w Związku Radzieckim),gdzie człowiek łapie się za głowę - przesiedlenia, robotnicy przymusowi, katastrofy, no i to są te lepsze fragmenty, ale to wszystko jest podlane takim ciężkostrawnym sosem. Czasem tę pozycję czyta się jak podręcznik do fizyki, czasem jesteśmy zalewani informacjami o urbanistyce, do tego rozmówcy Kate Brown w jej książce wypadają dosyć blado, jak osoby które nie mają nic ciekawego do powiedzenia (swoją drogą rozmowa z facetem, który poszedł narąbać się z sąsiadem to majstersztyk, zacząłem się zastanawiać czy z autorką nie jest coś nie tak). Znałem już twórczość autorki z książki o Czarnobyle, więc spodziewałem się antynuklearnego wydźwięku i ta pozycja faktycznie taka jest, natomiast warto zaznajomić się z błędami jakie popełniały kraje tworzące plutopię.
Oziorsk i Richland to dwa miasta w których produkowano pluton. Jedno z nich powstało w Związku Radzieckim, drugie w Stanach Zjednoczonych. Teoretycznie dużo powinno je dzielić, ale jak się okazało wiele je też łączy. Autorka przeprowadziła bogatą kwerendę archiwalną plus odwiedziła okolice opisywanych przez siebie miejsc. Mimo, że temat powinien być bardzo interesujący, to...
więcej Pokaż mimo toMocno nieidealna stylistycznie, miałem spore problemy z zaakceptowaniem "zaangażowanego" podejścia autorki i częstego wplatania w tekst emocji. Ja wiem, że to reportaż, ale ja chyba po prostu jestem przyzwyczajony do stricte naukowych monografii, w których taki język nie jest dozwolony. Oczywiście Plutopia to nie monografia, ale właśnie reportaż. I to porządny. Autorka zgromadziła imponującą wiedzę w prezentowanym temacie i jest to wiedza, która nawet osobom - takim jak ja, czyli interesującym się tematem - będzie jawiła się jako coś świeżego i nowego.
Oceniam na wyrost, głównie z uwagi na realizację tematu, ale tak uczciwie, to pewnie powinienem dać koło 7. Mankamentem - oprócz wspomnianych naleciałości stylistycznych - jest nie do końca jasna struktura tekstu, który opisuje zarówno amerykańskie jak i radzieckie "atomowe miasteczka". Klucz wedle którego uporządkowane zostały poszczególne bloki tekstu nie jest dla mnie klarowny.
Mimo wszystko bardzo polecam tę przygnębiającą książkę - każdy świadomy człowiek zasługuje na tę wiedzę.
Mocno nieidealna stylistycznie, miałem spore problemy z zaakceptowaniem "zaangażowanego" podejścia autorki i częstego wplatania w tekst emocji. Ja wiem, że to reportaż, ale ja chyba po prostu jestem przyzwyczajony do stricte naukowych monografii, w których taki język nie jest dozwolony. Oczywiście Plutopia to nie monografia, ale właśnie reportaż. I to porządny. Autorka...
więcej Pokaż mimo toPrzyszedłem tutaj bo interesują mnie tematy katastrof atomowych. Plautopa to bardziej przepychanki pomiędzy władzami, wojskiem, wielkimi firmami, ekologami i lokalną społecznością. Zysk kosztem ludzkiego życia.
Ten reportaż to przede wszystkim bardzo przygnębiająca książka. Mamy mnóstwo prywatnych historii ludzi zniszczonych przez radiację, okłamanych przez pracodawców i państwo, będących królikami doświadczalnymi, wykluczonych ze społeczności lokalnej, zastraszanych i zapomnianych.
Oprócz tego mamy problem jednorazowych miast i zanieczyszczeń.
Napisane poprawnie, co jakiś czas porównania jak z kiepskiej książki popularnonaukowej wybijające z rytmu. Sensowne rozdziały. Sporo odwołań do źródeł.
Nawet spoko ale po czasie zaczyna nudzić. Nie miałem funu podczas czytania. Mimo wszystko to dobra książka ale czytajcie po rozdziale.
Przyszedłem tutaj bo interesują mnie tematy katastrof atomowych. Plautopa to bardziej przepychanki pomiędzy władzami, wojskiem, wielkimi firmami, ekologami i lokalną społecznością. Zysk kosztem ludzkiego życia.
więcej Pokaż mimo toTen reportaż to przede wszystkim bardzo przygnębiająca książka. Mamy mnóstwo prywatnych historii ludzi zniszczonych przez radiację, okłamanych przez pracodawców i...
Interesująca podróż przez świat badań nad bombą i energią atomową. Ciekawie ułożyło się na świecie, że w dwóch kompletnie różnych krajach powstały zamknięte miasta – bliźniaki, z podobną topografią i podobnymi zasadami życia dla mieszkańców. O ile nie dziwi mnie szybki postęp w Stanach, o tyle jestem wręcz zaszokowana, jakim cudem Rosjanom w ogóle udało się te badania prowadzić (już bez wnikania, ile technologii wyszpiegowali a ile sami wymyślili) . Rozdziały o początkach budowy reaktorów w ZSRR wręcz porażają, w jak skrajnie prymitywnych warunkach powstawała ta myśl techniczna. Dysproporcje finansowe, sprzętowe, technologiczne, zasoby ludzkie były tak różne w obu mocarstwach, że, mówiąc przewrotnie - to cud, że katastrof było tak niewiele. W przypadku energii atomowej, nawet jeden wypadek to już zbyt wiele, jednak – jak dowiadujemy się z książki, do niebezpiecznych zdarzeń dochodziło wielokrotnie przed Czarnobylem czy Fukushimą nie tylko w Rosji ale w USA również. Nonszalancja, z jaką szafuje się ludzkim życiem, ilość błędów, niedopatrzeń, kłamstw, prób ukrycia niebezpiecznych skutków awarii mniej dziwi u Sowietów, gdzie wiele rzeczy toczy się siłą bezwładności, rozglidziajnie, bez liczenia się z ludzkim życiem i z konsekwencjami błędów. Ale jeśli takie karygodne praktyki miały miejsce w bardziej cywilizowanym świecie, to już jest niestety skandal. Smutne, że chciwość i dążenie do sukcesu za wszelką cenę zawsze wygrają z dobrem zwykłego człowieka.
Interesująca podróż przez świat badań nad bombą i energią atomową. Ciekawie ułożyło się na świecie, że w dwóch kompletnie różnych krajach powstały zamknięte miasta – bliźniaki, z podobną topografią i podobnymi zasadami życia dla mieszkańców. O ile nie dziwi mnie szybki postęp w Stanach, o tyle jestem wręcz zaszokowana, jakim cudem Rosjanom w ogóle udało się te badania...
więcej Pokaż mimo toMasakra. Pozycja obowiązkowa. Dwa bieguny. Z jednej USA z drugiej sowieci, a historie jakby te same. U jednych szmal, u drugich ideologia, ale dla każdego rządu człowiek to po prostu towar i to niezbyt cenny. Warto posłuchać jak władza ma nas głęboko w dupie.
Masakra. Pozycja obowiązkowa. Dwa bieguny. Z jednej USA z drugiej sowieci, a historie jakby te same. U jednych szmal, u drugich ideologia, ale dla każdego rządu człowiek to po prostu towar i to niezbyt cenny. Warto posłuchać jak władza ma nas głęboko w dupie.
Pokaż mimo toNiestety, ale ta książka mnie pokonała. Mimo, że bardzo chciałam przeczytać w całości to po ponad 2 tygodniach męczenia tekstu odpuściłam. Choć sam temat jest bardzo ciekawy to niestety opracowany został zbyt dokładnie, przez co tekst jest ogromnie trudny w odbiorze. Autorka koncentruje się na najdrobniejszych szczegółach, co sprawia, że czytelnik szybko się nudzi. Wydaje mi się, że na polski rynek wydawca powinien dokonać redakcji tekstu, żeby był atrakcyjny. Dodatkowo zauważyłam, że nie podano tłumacza, a niektóre zdania wyglądają jakby ktoś umieścił tekst z translatora internetowego. Po raz pierwszy bardzo zawiodłam się na wydawnictwie Czarne, bo tak kiepskiej książki jeszcze w tym wydawnictwie nie widziałam.
Niestety, ale ta książka mnie pokonała. Mimo, że bardzo chciałam przeczytać w całości to po ponad 2 tygodniach męczenia tekstu odpuściłam. Choć sam temat jest bardzo ciekawy to niestety opracowany został zbyt dokładnie, przez co tekst jest ogromnie trudny w odbiorze. Autorka koncentruje się na najdrobniejszych szczegółach, co sprawia, że czytelnik szybko się nudzi. Wydaje...
więcej Pokaż mimo to