Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

"Aleja Niepodległości" ukazała się po francusku w 2015 roku a więc kilka lat po polskiej premierze. Jakiś rok później książka znalazła sie w mojej bibliotece gdy przypadkiem trafiłam na nią w księgarni. Polską wersję zakupiłam w zeszłym roku i znów upłynęło kilka miesięcy zanim w końcu zabrałam się za jej lekturę i muszę przyznać, że tę napisaną 8 lat temu satyrę na polską post komunistyczną rzeczywistość czytało mi się wyśmienicie.

Nie spoileruję treści gdy zdradzę, że główny bohater książki Krystian Apostata ginie w katastrofie lotniczej bo autor uśmiercił go już na pierwszej stronie. Ciąg dalszy to historia jego czterdziestoparoletniego życia przed feralnym lotem. To także opowieść o zawartej w dzieciństwie przyjaźni między tym niedoszłym artystą, alkoholikiem samotnie spędzającym noce przy filmach porno i wykreowanym przez media królem parkietu Jakubem Fidelisem. Te dwa skrajnie różne życiorysy, osadzone w Polsce sprzed i po upadku komunizmu, są potraktowane z dużą dozą ironii, którą autor posługuje się po mistrzowsku.

Kipiąca z każdej strony i zaserwowana w najlepszym stylu drwina jest na pewno dużym atutem powieści. Pisarzowi uda o się w niej także umiejętnie połączyć nostalgię i czarny humor; beznadzieję i szarą rzeczywistość równoważy parodia i komizm sytuacji.

Książka o straconych złudzeniach i o kruchości ludzkiej egzystencji, która ma zawsze ten sam koniec; jakkolwiek potoczy się nasze życie śmierć jest nieunikniona i w większości przypadków to nie my decydujemy o tym kiedy i w jaki sposób nas dopada. A gdy nadchodzi koniec zapada "dziwna, niekończąca się cisza". Trudno nie zgodzić się z Andrzejem Stasiukiem, dla którego "Aleja Niepodległości" jest "straszna i zarazem bardzo śmieszna. Melancholijna i bezlitosna."

Moje pierwsze i na pewno nie ostatnie spotkanie z prozą Krzysztofa Vargi.


https://edytalectures.blogspot.com/2018/11/aleja-niepodlegosci-allee-de.html

"Aleja Niepodległości" ukazała się po francusku w 2015 roku a więc kilka lat po polskiej premierze. Jakiś rok później książka znalazła sie w mojej bibliotece gdy przypadkiem trafiłam na nią w księgarni. Polską wersję zakupiłam w zeszłym roku i znów upłynęło kilka miesięcy zanim w końcu zabrałam się za jej lekturę i muszę przyznać, że tę napisaną 8 lat temu satyrę na polską...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Między pierwszym a drugim tomem sagi o warszawskich hotelarzach, która mnie zachwyciła postanowiłam sięgnąć po jedną z wcześniejszych powieści Sylwii Zientek. Wybór padł na Kolonię Marusię, która nawiązuje do mordów dokonanych na Polakach przez Ukraińców na Wołyniu w 1943 roku.

Dopiero w trakcie lektury zorientowałam się, że autorka w książce opisuje własną rodzinną historię. Przeczytawszy raz jeszcze opis z okładki dotarło do mnie, że Sylwia, pisarka a wcześniej prawniczka, matka trójki dzieci to nie kto inny ale Sylwia Zientek. W tym momencie lekka konsternacja bo zawsze z rezerwą podchodzę do osobistych zwierzeń autorów. Ciekawość wzięła jednak górę i książkę od tego momentu dokończyłam jednym tchem.

Sylwia Zientek umiejętnie wplotła dzieje własnej rodziny w tragiczną wołyńską historię. Opisując na przemian krwawe wydarzenia sprzed ponad siedemdziesięciu lat, swe wspomnienia w komunistycznej Polsce i całkiem współczesne czasy, autorka pozwala czytelnikowi odetchnąć od bestialstwa i okrucieństwa tamtych zbrodni. Nielicznym udało się uciec, do tych wybranych przez los należeli dziadkowie Sylwii Zientek, którzy na czas umknęli ukraińskim prześladowcom. Te tragiczne losy odcisnęły swoje piętno na psychice matki autorki, którą obrazy z przeszłości prześladowaly przez całe życie i które na zawsze ją naznaczyły. Tę traumę sprzed lat swoim zachowaniem i opowieściami w jakims też stopniu przekazała własnym córkom.

Ta bardzo osobista książka, pełna bolesnych wspomnień jest swego rodzaju zdystansowanym spojrzeniem na własną rodzinę, na stosunki łączące autorkę z matką i na własne życie. Wszystko to wpisane w tragiczną historię Polaków na Wołyniu, o której nie możemy zapomnieć w hołdzie dla tysięcy pomordowanych. Gorąco polecam.

http://edytalectures.blogspot.com/2018/10/kolonia-marusia-sylwia-zientek.html

Między pierwszym a drugim tomem sagi o warszawskich hotelarzach, która mnie zachwyciła postanowiłam sięgnąć po jedną z wcześniejszych powieści Sylwii Zientek. Wybór padł na Kolonię Marusię, która nawiązuje do mordów dokonanych na Polakach przez Ukraińców na Wołyniu w 1943 roku.

Dopiero w trakcie lektury zorientowałam się, że autorka w książce opisuje własną rodzinną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Co mogłabym dodać od siebie na temat szeroko komentowanego i nagrodzonego Nike reportażu Cezarego Łazarewicza? Na pewno fakt, że od tej pory rok 1983 nie będzie mi się już tylko kojarzyl z pierwszą w moim dziesięcioletnim życiu podrożą do stolicy i to, że lektura ta obok podziwu dla rzetelności reporterskiej pracy pozostawiła mi duży niesmak, osłupienie i smutek.

Książka po raz kolejny uświadomiła mi jak ważna w komunistycznej Polsce była gra pozorów i do jakiego stopnia była posunięta inwigilacja. Chyba mało kto miał pojęcie jakich użyto środków i ile zaangażowano osób by zatuszować krępującą dla władzy sprawę.

Nie sposób pozostać obojętnym na tragiczne losy bestialsko zamordowanego maturzysty i jego matki, która umiera trzy lata później. Nie mam wątpliwości, że silny szok emocjonalny w jakimś stopniu przyczynił się do rozwoju śmiertelnej choroby.

I na koniec refleksja, która nasunęła mi się podczas lektury a mianowicie to jak w tamtych czasach kościół katolicki potrafił jednoczyć a w jakim stopniu dziś dzieli polskie społeczeństwo.

Lektura obowiązkowa.

Co mogłabym dodać od siebie na temat szeroko komentowanego i nagrodzonego Nike reportażu Cezarego Łazarewicza? Na pewno fakt, że od tej pory rok 1983 nie będzie mi się już tylko kojarzyl z pierwszą w moim dziesięcioletnim życiu podrożą do stolicy i to, że lektura ta obok podziwu dla rzetelności reporterskiej pracy pozostawiła mi duży niesmak, osłupienie i smutek.

Książka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

O Słowiku juz sporo napisano ale dorzucę swoje trzy grosze. Zawsze z obawą podchodzę do tak zwanych bestsellerów bo nie jeden raz juz się rozczarowałam. Po rozreklamowanego "Słowika" sięgnęłam jednak z ciekawością bo rzecz dzieje się w Francji podczas drugiej wojny a ten okres w literaturze bardzo lubię no i opinie na temat powieści były więcej niz zachęcające.

Vianne Mauriac i Isabelle Rossignol są siostrami, które nie spędziły ze sobą wiele czasu. Po śmierci matki ojciec oddał je na wychowanie obcej kobiecie. Vianne odnalazła szczęście u boku ukochanego męża, młodsza Isabelle nie może sobie znaleźć miejsca i zmienia szkołę za szkołą. Po wybuchu wojny i mobilizacji męża Vianne zostaje sama z córeczką Sophie w rodzinnym domu w dolinie Loary. Po kapitulacji Francji, jest zmuszona przyjąć pod swój dach niemieckiego oficera. Z kolei Isabelle wybiera ryzykowną drogę konspiracji i zostaje jedną z liderek francuskiego ruchu oporu.

Początkowo nieco sceptycznie przewracałam kolejne strony mając trochę zastrzeżeń do raczej przeciętnego języka ale i ja w końcu dałam się ponieść dobrze skonstruowanej fabule. Trzeba przyznać, że scenariusz jest iście amerykański i historia dwóch sióstr bardzo wciąga. Książka aż się prosi o ekranizację i pewnie się jej doczekamy. Oprócz stylu, ktory trochę mnie rozczarował i kilku nieścisłości językowych to w zasadzie nie mam się do czego przyczepić. Dodatkowo dowiedziałam się też o istnieniu działaczki ruchu oporu Andrée de Jongh, której historią autorka się luźno zainspirowała.

Książkę przeczytałam z przyjemnością i tym samym spełniła ona moje oczekiwania.

O Słowiku juz sporo napisano ale dorzucę swoje trzy grosze. Zawsze z obawą podchodzę do tak zwanych bestsellerów bo nie jeden raz juz się rozczarowałam. Po rozreklamowanego "Słowika" sięgnęłam jednak z ciekawością bo rzecz dzieje się w Francji podczas drugiej wojny a ten okres w literaturze bardzo lubię no i opinie na temat powieści były więcej niz zachęcające.

Vianne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Gdy po raz pierwszy zobaczyłam francuskie tłumaczenie "Podpalacza", zupełnie mi do tej pory nieznanego Wojciecha Chmielarza, pomyślałam sobie, że skoro książka trafiła na francuski rynek, musi ona oprócz ciekawej kryminalnej intrygi posiadać także inne zalety. I nie pomyliłam się bo, mimo że nie jestem wielką amatorką kryminałów, pierwsza częsć serii z komisarzem Mortką bardzo przypadła mi do gustu.

W mroźnej Warszawie grasuje niebezpieczny podpalacz. Gdy komisarz Mortka zostaje wezwany do podpalonego domu na Ursynowie dowiaduje się, że to trzeci taki przypadek. Tym razem w płomieniach ginie właściciel willi, biznesmen Jan Kameron, a jego żona z ciężkimi poparzeniami trafia do szpitala. Komisarza czeka niełatwe zadanie, tym bardziej, że jego poczynania nie zawsze spotykają się z aprobatą przełożonych. W śledztwie ma mu pomagać podkomisarz Dariusz Kochan, młody policjant z Ursynowa Skalski i policyjna psycholog Anna Brodka.

Książki nie przeczytałam ale wysłuchałam w świetnej interpretacji Andrzeja Mastalerza. Komisarz Mortka towarzyszył mi podczas joggingów przez ponad dwa tygodnie. Oprócz raczej nietypowego śledztwa, które bardzo mnie wciągnęło i zaskakującego zakończenia, przez te kilkanaście dni zdążyłam się też przywiązać do głównego bohatera z jego problemami, zaletami i wadami. Jako już dwudziestoletnią emigrantkę zaciekawił mnie też obyczajowy aspekt powieści i mala odsłona współczesnej Warszawy, jakiej nie znałam.

Książki słuchało mi się wyśmienicie i wybaczam komisarzowi Mortce jego nieznajomość Wyczółkowskiego czy niektóre prostackie odzywki Kochana. "Farma lalek" już czeka w kolejce, tym razem w wersji papierowej.

Gdy po raz pierwszy zobaczyłam francuskie tłumaczenie "Podpalacza", zupełnie mi do tej pory nieznanego Wojciecha Chmielarza, pomyślałam sobie, że skoro książka trafiła na francuski rynek, musi ona oprócz ciekawej kryminalnej intrygi posiadać także inne zalety. I nie pomyliłam się bo, mimo że nie jestem wielką amatorką kryminałów, pierwsza częsć serii z komisarzem Mortką...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zabierając sie za głośny juz zbiór reportaży Justyny Kopińskiej doskonale wiedziałam, ze nie będzie to lektura łatwa i przyjemna. Każdy z jej tekstów porusza i szokuje.

Justyna Kopińska podejmuje się trudnych tematów opisując nieludzkie traktowanie nieletnich w szpitalu psychiatrycznym i w ośrodku wychowaczym, śledztwa, w których ważniejsze są statystyki od ukarania winnych czy brutalną więzienną rzeczywistość. Autorka otwiera nam oczy na zaniedbania, luki w prawie, nierzadko absurdalne sytuacje, o których wolelibyśmy nie wiedzieć, a które dzieją się obok nas.

Rzeczowe, poparte faktami i opiniami specjalistów reportaże nikogo nie pozostawią obojętnym i co najważniejsze docierając do jak największej rzeszy czytelników odnoszą pozytywny skutek. Jak wynika z opisu nagłośnienie tych spraw poruszyło opinię publiczną a co za tym idzie doprowadziło do ukarania niektórych winnych, do wprowadzenia zmian w prawie i do polepszenia warunków w zamkniętych instytucjach.

Książka, którą każdy powinien przeczytać.

http://edytalectures.blogspot.com/2018/05/polska-odwraca-oczy-justyna-kopinska.html

Zabierając sie za głośny juz zbiór reportaży Justyny Kopińskiej doskonale wiedziałam, ze nie będzie to lektura łatwa i przyjemna. Każdy z jej tekstów porusza i szokuje.

Justyna Kopińska podejmuje się trudnych tematów opisując nieludzkie traktowanie nieletnich w szpitalu psychiatrycznym i w ośrodku wychowaczym, śledztwa, w których ważniejsze są statystyki od ukarania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ta powieść chodziła za mną już do jakiegoś czasu, sama nie wiem dlaczego bo raczej stronię od tego typu lektur. Zaciekawił mnie opis, zaintrygował tytuł a ostatecznie do jej przeczytania zachęciło mnie kilka dobrych opinii na jej temat.

Eleanor Oliphant wiedzie samotne i raczej monotonne życie. W tygodniu mało pasjonująca praca, co środę rozmowa telefoniczna z mamą a w weekendy telewizor i butelka wódki. Gdy pewnego dnia Eleanor zadurza się w przystojnym piosenkarzu postanawia zrobić wszystko by podbić serce obiektu swoich westchnień. Nieoczekiwanie też zaczyna się nią interesować kolega z pracy i gdy ktoregoś wieczoru ratują życie spotkanego przypadkiem staruszka, szara do tej pory egzystencja nieco ekscentrycznej Eleanor zaczyna nabierać kolorów.

Największą zaletą powieści jest oczywiście jej główna bohaterka. Eleanor Oliphant to taka Bridget Jones w tragiczniejszej wersji. Od początku wiadomo, że jakiś dramat zawarzył na całym jej życiu. Nietuzinkowa Eleanor intryguje, czasami bawi, denerwuje, wzbudza sympatię, smutek a momentami litość.

Nie jest to może porywająca lektura, którą czyta się z wypiekami na twarzy, nie jest to żadne literackie arcydzieło ale całkiem przyzwoita powieść obyczajowa i raczej udany debiut szkockiej pisarki.

http://edytalectures.blogspot.com/2018/05/eleanor-oliphant-va-tres-bien-eleanor.html

Ta powieść chodziła za mną już do jakiegoś czasu, sama nie wiem dlaczego bo raczej stronię od tego typu lektur. Zaciekawił mnie opis, zaintrygował tytuł a ostatecznie do jej przeczytania zachęciło mnie kilka dobrych opinii na jej temat.

Eleanor Oliphant wiedzie samotne i raczej monotonne życie. W tygodniu mało pasjonująca praca, co środę rozmowa telefoniczna z mamą a w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kończąc "Silvę Rerum" pomyślałam sobie że chętnie poznałabym dalsze losy rodziny Narwojszów co jak narazie nie jest możliwe bo do tej pory po polsku ukazała się tylko pierwsza część trylogii a o przetłumaczonych kolejnych dwóch tomach ani widu ani słychu.

Litwa, XVII wiek. Narwojszowie prowadzą raczej spokojne życie w majątku Milkonty po tym jak udało im się uniknąć krwawej śmierci z rąk kozackich napastników, którzy w 1655 roku spustoszyli Wilno. Elżbieta i jej dużo starszy mąż Jan Maciej mają dwójkę dzieci, bliźnięta, Urszulę i Kazimierza. Historia ich ponownie zatacza koło, gdy rodzina postanawia na nowo na jakiś czas przenieść się do Wilna by spełnić marzenie Urszuli, która postanawia zostać świętą i wstąpić do klasztoru. Kazimierz, który cudem unika śmierci w studenckiej bójce zawiera znajomość z wileńskimi wolnomyślicielami, którym przewodzi niejaki Jan Kirdej Biront.

Uwielbiam rodzinne sagi z historią w tle a w "Silvie Rerum" fikcyjne losy bohaterów są umiejetnie powiązane z mniej lub bardziej znanymi faktami historycznymi. Autorka ciekawie opisuje siedemnastowieczne Wilno, burzliwe studenckie życie, zakonne kulisy a także sielski żywot w szlacheckim majątku.

Oprócz rodzinnych perypetii Narwojszów, mądrego i rozsądnego Jana Macieja, niezależnej Elżbiety i ich dwójki dzieci poznajemy też inne, równie ciekawe postaci: ekstrawagancki i wyjątkowo uzdolniony, wspomniany juz Jan Kirdej Biront czy przyjaciel rodziny, francuski miłośnik ślimakow Jan Delamars uzupełniają interesującą i zróżnicowaną galerię portretów.

Napisaną z rozmachem opowieść czyta się właściwie jednym tchem. Brak dialogów czy długie zdania w ogóle mi nie przeszkodziły w jej odbiorze, wręcz przeciwnie, bogaty język i styl są na pewno dodatkowymi atutami tej godnej polecenia książki. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że w niedługim czasie doczekam się dwóch pozostałych części tej bardzo udanej litewskiej sagi historycznej.

http://edytalectures.blogspot.fr/2018/05/silva-rerum-kristina-sabaliauskaite.html

Kończąc "Silvę Rerum" pomyślałam sobie że chętnie poznałabym dalsze losy rodziny Narwojszów co jak narazie nie jest możliwe bo do tej pory po polsku ukazała się tylko pierwsza część trylogii a o przetłumaczonych kolejnych dwóch tomach ani widu ani słychu.

Litwa, XVII wiek. Narwojszowie prowadzą raczej spokojne życie w majątku Milkonty po tym jak udało im się uniknąć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Naprawdę bardzo niewiele książek polskich autorów doczekuje się francuskiego tłumaczenia i żadna z nich nie uchodzi mojej uwadze. Każda polska pozycja na francuskim rynku bardzo mnie cieszy i motywuje do jej przeczytania. Miłość z kamienia jest jedną z nich ale miałam pewne opory by po nią sięgnąć nie bądąc do końca przekonana, że to lektura dla mnie.

Grażyna Jagielska ze wszystkimi objawami syndromu stresu pourazowego trafia na parę miesięcy do kliniki psychiatrycznej. Z rozmów, które prowadzi z napotkanym tam Lucjanem, dowiadujemy się wielu szczegółów z życia ze słynnym korespondentem wojennym, którego nikomu nie trzeba przestawiać. Autorka wnikliwie i szczerze analizuje swoj nietypowy związek z wyjątkowym człowiekiem, całkowicie oddanym niebezpiecznej profesji. Opisuje ich wspólne początki i wzajemne uzależnienie. W pewnym momencie ciężar codziennych spraw, samotność, tkwiące w pamięci obrazy wojennych tragedii i narastający latami strach o męża przerodziły się w ciężką chorobę psychiczną.

To bardzo intymne studium opisujace bolesne przeżycia trudnego związku jest też świadectwem silnego uczucia i wzajemnego szacunku, które pomogły w jego przetrwaniu. Czytałam z przejęciem, pełna podziwu dla wieloletniego poświęcenia i ostatecznego kompromisu, które wiele kosztowały każdą ze stron. Bardzo osobista, momentami przejmująca i dobrze napisana książka, która nikogo nie pozostawi obojętnym.

Naprawdę bardzo niewiele książek polskich autorów doczekuje się francuskiego tłumaczenia i żadna z nich nie uchodzi mojej uwadze. Każda polska pozycja na francuskim rynku bardzo mnie cieszy i motywuje do jej przeczytania. Miłość z kamienia jest jedną z nich ale miałam pewne opory by po nią sięgnąć nie bądąc do końca przekonana, że to lektura dla mnie.

Grażyna Jagielska ze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie żebym jakoś specjalnie stroniła od krótkich form literackich ale muszę przyznać, że bardzo rzadko sięgam po opowiadania, nowele czy reportaże. Te, które ostatnimi czasy przeczytałam trafiły do mnie przypadkiem, tak też było i z Kaprysikiem. Na książkę pewnie nawet nie rzuciłabym okiem, gdybym nie dostała jej w urodzinowym prezencie, który okazał się miłą, trafioną w dziesiatkę niespodzianką.

Kaprysik to zbiór krótkich sympatycznych reportaży z kobietami w rolach głównych. Te nietuzinkowe historie często anonimowych lub zapomnianych nieco bohaterek, które Mariusz Szczygieł wydobywa na światło dzienne, czytało mi się wyśmienicie. I tak możemy między innymi poczytać o pewnej sekretarce, która wszystko skrzętnie notowała i w ciągu 50 ciu lat zapisała ponad 700 zeszytów, o dwóch przyjaciółkach, które latami ze sobą korespondowały bardzo rzadko się ze sobą widując, o pewnej znalezionej w kawiarni kartce z tajemniczą listą nazwisk. Każda z tych historii ma w sobie coś oryginalnego, frywolnego, nieprzeciętnego i wszystkie są niezwykle interesujące a opisane portrety dotatkowo wzbogaca spora ilość zdjęć.

Do tej pory Mariusza Szczygła znalam tylko z nazwiska, choć należy on do tych nielicznych polskich pisarzy, którego książki zostały przetłumaczone na francuski. Po Kaprysiku, który zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie, na pewno sięgnę po Gottland czy Zrób sobie raj.

Nie żebym jakoś specjalnie stroniła od krótkich form literackich ale muszę przyznać, że bardzo rzadko sięgam po opowiadania, nowele czy reportaże. Te, które ostatnimi czasy przeczytałam trafiły do mnie przypadkiem, tak też było i z Kaprysikiem. Na książkę pewnie nawet nie rzuciłabym okiem, gdybym nie dostała jej w urodzinowym prezencie, który okazał się miłą, trafioną w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Króla z żelaza" po raz pierwszy przeczytałam gdy byłam jeszcze w liceum i pamiętam, że pierwsze tomy "Królów przeklętych" pochłonęłam z wypiekami na twarzy. Z przyjemnością więc sięgnęłam po francuską wersję tego pasjonującego cyklu historycznego ponad dwadzieścia lat później, tym bardziej że większość detali umknęła mojej pamięci.

Średniowiecze to moja ulubiona epoka i Maurice Druon niezwykle barwnie opisuje te czasy wprowadzając nas na dwór Filipa Pięknego, który przyczynił się między innymi do upadku Zakonu Templariuszy. Jego ostatni mistrz po siedmiu latach niewoli ginie w 1314 spalony na stosie rzucając klątwę na swoich trzech najbardziej znienawidzonych wrogów. Tak zaczyna się "Król z żelaza", którego lektura, podobnie jak przed laty, dostarczyła mi wielu wrażen.

Intryga goni intrygę, jest okrutnie bo autor nie stroni od szczegółowych opisów tortur ale też i namiętnie bo wątków miłosnych nie brakuje. Śledząc losy autentycznych i fikcyjnych bohaterów poznajemy prawdziwą historię Francji, którą Maurice Druon przekazał w bardzo efektowny sposób bo od książki naprawdę trudno się oderwać. Polecam nie tylko miłośnikom powieści historycznych.

"Króla z żelaza" po raz pierwszy przeczytałam gdy byłam jeszcze w liceum i pamiętam, że pierwsze tomy "Królów przeklętych" pochłonęłam z wypiekami na twarzy. Z przyjemnością więc sięgnęłam po francuską wersję tego pasjonującego cyklu historycznego ponad dwadzieścia lat później, tym bardziej że większość detali umknęła mojej pamięci.

Średniowiecze to moja ulubiona epoka i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Olga Tokarczuk jeszcze mnie nigdy nie zawiodła i byłam pewna, że "Bieguni" to będzie kolejna literacka uczta.

O ile wspaniała proza tej jednej z moich ulubionych polskich pisarek nie była dla mnie zaskoczeniem, to temat no i przede wszystkim jego ujęcie byly dla mnie sporą niespodzianką. "Biegunów" trudno określić czy zakwalifikować. To nie jest jedna historia, to zbiór wielu dłuższych i krótszych opowieści, anegdot, przemyśleń mających wspólny mianownik. Wszystkie bowiem łączy podróżowanie a Olga Tokarczuk zafascynowana tym fenomenem pokazała nam różne jego oblicza bo człowiek niesiony najprzeróżniejszymi motywacjami podróżuje od zawsze i nic nie jest w stanie go zatrzymać. Podróżować można na wiele sposobów; w dosłownym tego słowa znaczeniu przemieszczając sie z jednego punktu do drugiego, z jednej półkuli na drugą, z wyspy na stały ląd, piechotą, statkiem czy samolotem. Podróżować też można w czasie cofając się w przeszłość czy wnikając w głąb ludzkiego ciała by odkryć jego tajemnice.

To niezwykle bogate w treść literackie spoiwo łączące osobiste przeżycia, fikcję i historię, zmyślonych bohaterów i autentyczne postaci zadziwia swą oryginalnością, erudycją ale przede wszystkim mistrzowskim przekazem. Książka do wielokrotnego czytania, uniwersalna, ponadczasowa, do której na pewno jeszcze kiedyś wrócę.

http://edytalectures.blogspot.fr/2018/02/bieguni-les-peregrins-olga-tokarczuk.html

Olga Tokarczuk jeszcze mnie nigdy nie zawiodła i byłam pewna, że "Bieguni" to będzie kolejna literacka uczta.

O ile wspaniała proza tej jednej z moich ulubionych polskich pisarek nie była dla mnie zaskoczeniem, to temat no i przede wszystkim jego ujęcie byly dla mnie sporą niespodzianką. "Biegunów" trudno określić czy zakwalifikować. To nie jest jedna historia, to zbiór...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po raz kolejny właściwie przypadkowo wybrana książka, która najpierw przyciagnęła mnie swoją okładką, okazała się bardzo przyjemną lekturą. Lubię takie niespodzianki. Tym samym literacki początek roku mogę uznać za bardzo udany.

Małgorzata Sobieszczańska zabiera nas do przedwojennego Nowogródka, a dokładniej do Mirabilli, malutkiej osady, gdzie kilka rodzin tworzy zadziwiającą wielowyznaniową wspólnotę żyjąc w zgodzie i przyjaźni i modląc się do swojego Boga w wybudowanej własnymi siłami malutkiej wiejskiej kaplicy

Joanka i jej starsza siostra Olga wychowują się w katolickiej rodzinie, Olga jest młodą urzedniczką, Joanka marzy by zostać aktorką. Wojenna zawierucha pokrzyżuje plany nastolatki zafascynowanej Juliuszem Osterwą a Olgę zmusi do opuszczenia w pośpiechu ukochanej Mirabilli. W powojennej Polsce kilkuletnią a później kilkunastoletnią Olę samotnie wychowuje oddana jej całym sercem ciocia. Współcześnie, Joasia jest początkujacą, z trudem wiążącą koniec z końcem aktorką. Naprzemiennie śledzimy ciekawe losy babki, mamy i wnuczki, stopniowo odkrywając skomplikowane rodzinne relacje.

Bardzo szybko się wciągnęłam w lekturę tej kilkupokoleniowej sagi, której głównymi bohaterkami są kobiety. Ich wplecione w historyczne dzieje perypetie są niezwykle pasjonujące i za każdym razem z ciekawością do nich powracałam. Poza troche idyllicznym obrazem przedwojennej Mirabilli, autorka nie koloryzuje nie szczędząc nieszczęść naszym bohaterkom. Życie je nie rozpieszcza wciąż kładąc kłody pod nogi i zmuszając do niełatwych decyzji.

Podsumowując, poruszająca i naprawde dobrze napisana rodzinna historia, którą oczywiście bardzo polecam.

Po raz kolejny właściwie przypadkowo wybrana książka, która najpierw przyciagnęła mnie swoją okładką, okazała się bardzo przyjemną lekturą. Lubię takie niespodzianki. Tym samym literacki początek roku mogę uznać za bardzo udany.

Małgorzata Sobieszczańska zabiera nas do przedwojennego Nowogródka, a dokładniej do Mirabilli, malutkiej osady, gdzie kilka rodzin tworzy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jeszcze do niedawna tak naprawdę nie miałam pojęcia do jakich okrucieństw doszło w Argentynie w latach siedemdziesiątych za czasów dyktatury wojskowej. Po przeczytaniu jednej z francuskich powieści, która nawiązywała do tych tragicznych wydarzeń, polecono mi sięgnięcie po "Luz jak światło" Elsy Osorio, która jest jeszcze bardziej wstrząsająca.

Luz jest młodą mężatką i mamą rocznego synka. Poznajemy ją w trakcie podróży do Madrytu, gdzie spotyka się z niejakim Carlosem, który w rzeczywistości jest jej biologicznym ojcem. Luz już jako dorosła kobieta po wielu poszukiwaniach dowiaduje się, że jako niemowlę została adoptowana i pozbawiona swojej prawdziwej tożsamości a jej rodzicami byli opozycjoniści wojskowej junty.

To w trakcie rozmowy z Carlosem dowiadujemy się o wielu szczegółach z życia Luz; jej narodziny i pierwsze dni życia owiane tajemnicą, okres dojrzewania i wreszcie pierwsze kroki w dorosłość. Jej losy są ścisle związane z historią Argentyny z okresu dyktatury wojskowej. Jej opowieść niezwykle realistycznie opisuje tamte czasy nie szczędząc drastycznych detali. Więzienie, tortury a nie rzadko śmierć groziły wszystkim, którzy nie zgadzali się z rządami wojskowych. Tysiące ofiar, z którymi niewiadomo co się tak naprawdę stało, setki niemowląt odebranych zamordowanym rodzicom i ich rodziny pozostawione bez jakichkolwiek wieści, to Argentyna sprzed czterdziestu lat.

Elsa Osorio niezwykle ciekawie odtwarza tamtą smutną rzeczywistość ale "Luz jak światło" jest także historią o skomplikowanych rodzinnych relacjach i o poszukiwaniu własnej tożsamości. Naprzemienna narracja, wydarzenia przedstawione z różnych punktów widzenia, sporo interesujących postaci i narastające napięcie sprawiają, że książkę czyta się jak bardzo dobry thriller, którego nie ma się ochoty przerwać. Jest to jedna z moich najlepszych przeczytanych powieści ubiegłego roku i na pewno sięgnę po inne pozycje tej pisarki, niestety nie po polsku bo jak do tej pory tylko ta książka doczekała się polskiego tłumaczenia.

http://edytalectures.blogspot.fr/2018/01/luz-ou-le-temps-sauvage-luz-jak-swiato.html

Jeszcze do niedawna tak naprawdę nie miałam pojęcia do jakich okrucieństw doszło w Argentynie w latach siedemdziesiątych za czasów dyktatury wojskowej. Po przeczytaniu jednej z francuskich powieści, która nawiązywała do tych tragicznych wydarzeń, polecono mi sięgnięcie po "Luz jak światło" Elsy Osorio, która jest jeszcze bardziej wstrząsająca.

Luz jest młodą mężatką i mamą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Podczas gdy wszyscy się zachwycali "Rdzą" ja zdecydowałam się sięgnąć po równie zachwalaną wcześniejszą powieść Jakuba Małeckiego. Tym samym miniony rok zakończyłam bardzo pozytywnym akcentem bo "Dygot" okazał się moim absolutnym hitem 2017 roku.

Poznajemy naprzemiennie losy dwóch polskich trochę nietypowych rodzin, od czasów przedwojennych po współczesność. Milka Gelda w dzieciństwie cudem uniknęła śmierci po wybuchu niewypału i po tym nieszczęśliwym wypadku pozostały jej szpetne blizny na całym ciele. Wiktor Labendowicz jest albinosem dzielnie stawiającym czoła nieustającym obelgom i zaczepkom ze strony otoczenia. Tych dwóch wyrodków, naznaczonych przez los, połączy miłość, chwilowe wytchnienie w ich niełatwym żywocie.

Jakub Małecki pisze w taki sposób, że ani na chwilę nie miałam ochoty przerwać tej fascynującej wiejskiej eskapady po Wielkopolsce. Sięgając po "Dygot" możemy przeczytać o polskiej wsi, takiej jaka była i pewnie ciągle gdzieś tam jest (biednej i zabobonnej) i takiej, jaka nam się marzy (autentycznej i magicznej). Tragizm w połączeniu ze sporą dawką humoru okazał się świetną kombinacją bo bulwersujące losy bohaterów i kumulację nieszczęść równoważą czasami wręcz komiczne sytuacje. Całości dopełnia rodzinna tajemnica i kryminalny wątek.

Jest to osobliwa historia o życiu, które zatacza krąg, o cierpieniu i radości, o ludzkich pragnieniach i słabościach. Niezwykła atmosfera, niecodzienne postaci, świetny język, po prostu wspaniała książka.

https://edytalectures.blogspot.fr/2018/01/dygot-jakub-maecki.html

Podczas gdy wszyscy się zachwycali "Rdzą" ja zdecydowałam się sięgnąć po równie zachwalaną wcześniejszą powieść Jakuba Małeckiego. Tym samym miniony rok zakończyłam bardzo pozytywnym akcentem bo "Dygot" okazał się moim absolutnym hitem 2017 roku.

Poznajemy naprzemiennie losy dwóch polskich trochę nietypowych rodzin, od czasów przedwojennych po współczesność. Milka Gelda w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ostatnio mam szczęście do polskich powieści i autorów. Po świetnym "Hotelu Varsovie" Sylwii Zientek, po bardzo dobrym "Królu" Twardocha, odkryłam kolejną wspaniałą książkę i pisarkę. O Mai Wolny nigdy wcześniej nie słyszałam i mój przypadkowy zakup "Czarnych liści" okazał się strzałem w dziesiątkę.

Kielce, 2011 rok, Weronika Czerny jest historyczką zajmującą się stosunkami polsko-żydowskimi w czasie II wojny światowej i samotnie wychowuje dziesięcioletnią córkę Laurę. Kielce, 1946 rok, do miasta przybywa Julia Pirotte, komunistka żydowskiego pochodzenia i dziennikarka "Żołnierza Polskiego" mająca za zadanie zrelacjonować pogrzeb ofiar pogromu, w którym zginęło ponad 40 Żydów. W 65 rocznicę tego wstrząsającego wydarzenia nieoczekiwanie ginie mała Laura. Czy to tajemnicze zniknięcie ma coś wspólnego z rodzinną przeszłością Weroniki, o której od lat stara się zapomnieć czy jest sprawką niezrównoważonego ojca dziewczynki?

Maja Wolny zręcznie wykorzystuje kryminalny wątek by przybliżyć nam tragiczne wydarzenie sprzed lat, o którym niewiele się mówiło i którym nigdy wcześniej nie słyszałam. Podobnie jak o Julii Pirotte, postaci autentycznej, o której sporo się z książki możemy dowiedzieć. Autorka umiejętnie przeplata przeszłość z teraźniejszością, prawdziwe wydarzenia z fikcją, autentyczne postaci z wyimaginowanymi bohaterami. Wszystko jest tu zgrabnie powiązane, nic nie zgrzyta, nic nie razi. Maja Wolny pisze przekonywująco, w bardzo ładnym płynnym stylu. Ta poruszająca a jednocześnie trzymająca w napięciu historia niesamowicie mnie wciągnęła i na pewno się skuszę na inne książki tej utalentowanej pisarki.

Ostatnio mam szczęście do polskich powieści i autorów. Po świetnym "Hotelu Varsovie" Sylwii Zientek, po bardzo dobrym "Królu" Twardocha, odkryłam kolejną wspaniałą książkę i pisarkę. O Mai Wolny nigdy wcześniej nie słyszałam i mój przypadkowy zakup "Czarnych liści" okazał się strzałem w dziesiątkę.

Kielce, 2011 rok, Weronika Czerny jest historyczką zajmującą się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka trafiła na moje półki już jakiś czas temu i skoro tak się stało, musiałam wcześniej przeczytać o niej jakieś pozytywne opinie bo rzadko się zdarza, że robię zakupy w ciemno nie sugerując się ocenami czytelników. Nieznana mi do tej pory francuska pisarka i oryginalny scenariusz wróżyły przyzwoitą i przyjemną w odbiorze lekturę. Tak było na początku, no może do połowy.

Marie budzi się pewnego dnia u boku mężczyzny, którego poznała dzień wcześniej, ze zdumieniem stwierdzając że czas zatrzymał się dwanaście lat temu i absolutnie nie pamięta co się przez ten okres wydarzyło. A wydarzyło się sporo; poślubiła przystojnego aktora i została matką trójki dzieci. Ta część powieści, w której główna bohaterka odkrywa na nowo otaczający ją świat była całkiem ciekawa. Marie starannie wybiera swoich powierników nie chcąc zdradzić się z tym co się jej przydarzyło i niezle jej to wychodzi. Korzysta z nowej roli kochającej (czyżby?) żony i matki jednocześnie doszukując się przyczyn tej zagadkowej utraty pamięci.

Chociaż ani przez chwilę nie uwierzyłam w tę historię, jej początek naprawdę mnie zaintrygował. Jednak moj entuzjazm malał z każdą przewracaną stroną bo pytania, które od początku zadaje sobie Marie, wałkowane są do znudzenia do samego końca. Do tego jej beztroska (pomijając amnezję) paryska egzystencja bardziej mnie irytowała niż imponowała.

Trochę szkoda, bo przecież nieliczne francuskie powieści doczekują się polskiego tłumaczenia i liczyłam na to, że będę mogła ją z czystym sumieniem polecić. Ta akurat mi nie przypadła do gustu ale całkiem możliwe, że niektórym się spodoba, tym bardziej, że napisana jest w zgrabnym i dość łatwym w odbiorze stylu.

Książka trafiła na moje półki już jakiś czas temu i skoro tak się stało, musiałam wcześniej przeczytać o niej jakieś pozytywne opinie bo rzadko się zdarza, że robię zakupy w ciemno nie sugerując się ocenami czytelników. Nieznana mi do tej pory francuska pisarka i oryginalny scenariusz wróżyły przyzwoitą i przyjemną w odbiorze lekturę. Tak było na początku, no może do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Już "Morfina", którą dane mi było przeczytać po francusku zrobiła na mnie nie małe wrażenie. Z każdą przewracaną stroną byłam coraz większa podziwu nie tylko dla talentu autora ale i dla tłumacza powieści na francuski, który z tym niełatwym zadaniem poradził sobie według mnie wyśmienicie. Tak na marginesie, pan Kamil Barbarski tłumaczy też książki Zygmunta Miłoszewskiego, które cieszą się we Francji sporym sukcesem.

Wracając do "Króla", książkę przeczytalam z jeszcze większym zainteresowaniem, choć nie jestem amatorką boksu ani przemocy a w ostatniej powieści Szczepana Twardocha bijatyk i krwawych porachunków jest całkiem sporo. Zupełnie wsiąkłam w tę mało przyjazną atmosferę przestępczej, jeszcze w sporej części żydowskiej, przedwojennej Warszawy, po której dziś już nie ma prawie śladu i którą autorowi udało się świetnie odtworzyć. Czy ta Warszawa na tle nacjonalistyczno-antysemickich zamieszek sprzed faszystowskiego pogromu aż tak bardzo różni się od tej dzisiejszej osiemdziesiąt lat później?

Po raz kolejny Szczepan Twardoch tak wykreował swoich bohaterów, że mimo ich przestępczej działalności, brutalności i bezwzgledności, czujemy do nich pewną sympatię, podziw a czasami nawet im współczujemy. Jakub Szapiro, niepokonany mistrz wagi ciężkiej, bezwzględny morderca, ukochany mąż, kochanek i troskliwy ojciec, Rywka i jej burdel, Pantaleon i jego "brat" czy Jan "Kum" Kaplica i jego pobyt w Berezie Kartuskiej na pewno na dłuższy czas pozostaną mi w pamięci.

Podobnie jak w "Morfinie", zachwyciłam się stylem, narracją i tym jak autorowi udaje się wodzić czytelnika za nos bo takiego zakończenia naprawdę się nie spodziewałam. Bardzo dobra powieść, choć na pewno nie wszystkim przypadnie do gustu. Ja już czekam na następną a w zanadrzu mam jeszcze "Dracha", którego w międzyczasie sobie przeczytam.

http://edytalectures.blogspot.fr/2017/11/krol-szczepan-twardoch.html

Już "Morfina", którą dane mi było przeczytać po francusku zrobiła na mnie nie małe wrażenie. Z każdą przewracaną stroną byłam coraz większa podziwu nie tylko dla talentu autora ale i dla tłumacza powieści na francuski, który z tym niełatwym zadaniem poradził sobie według mnie wyśmienicie. Tak na marginesie, pan Kamil Barbarski tłumaczy też książki Zygmunta Miłoszewskiego,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Hotel Varsovie" jest świetnym przykładem na to co w literaturze lubię chyba najbardziej; saga w połączeniu z historią czyli fikcyjne losy pewnej rodziny na tle burzliwej przeszłości. Sylwii Zientek udało się to zrobić po mistrzowsku. Naprawdę miałam problem żeby książkę odłożyć na bok, co w tygodniu jest koniecznością i z utęsknieniem czekałam na weekend by na nowo pogrążyć się w lekturze.

Dzieje warszawskich hotelarzy na przestrzeni trzech epok pochłonęly mnie bez reszty. Losy królewskiego lutnisty na dworze Wazów i świeżo przybyłej do siedemnastowiecznej Warszawy młodej Kaliny sa równie pasjonujące jak perypetie rodziny Żmijewskich u schyłku bankructwa dwieście lat później. Stworzone przez autorkę postaci są niezwykle barwne a jednocześnie bardzo wiarygodne. Z ciekawością przewracałam każdą stronę śledząc świetnie przemyślaną intrygę ale też i zapoznając się z interesującymi szczegółami z historii Polski i Warszawy.

Sylwia Zientek barwnie odtworzyła obraz stolicy sprzed szwedzkiego potopu czy pod rosyjskim zaborem. Sporo w niej błota ale i też pięknych, nie istniejących juz niestety, magnackich posiadłości, jest o biedocie ale też i o życiu na królewskim dworze. Powieść jest napisana w bardzo zgrabnym i plastycznym stylu, z rozmachem a zarazem z dbałością o szczegóły. Trudno mi było się od niej oderwać i z niecierpliwością czekam na kolejne tomy tej bardzo obiecującej rodzimej sagi.

"Hotel Varsovie" jest świetnym przykładem na to co w literaturze lubię chyba najbardziej; saga w połączeniu z historią czyli fikcyjne losy pewnej rodziny na tle burzliwej przeszłości. Sylwii Zientek udało się to zrobić po mistrzowsku. Naprawdę miałam problem żeby książkę odłożyć na bok, co w tygodniu jest koniecznością i z utęsknieniem czekałam na weekend by na nowo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z licznych recenzji i po przeczytaniu pierwszych stron "Kolei Podziemnej" spodziewałam się poruszającej powieści, która wywrze na mnie niemałe wrażenie. Tak się jednak nie stało, z jednej strony ciekawy i oryginalnie potraktowany temat nawiązujący do okresu niewolnictwa i sieci przerzutowej niewolników, z drugiej główna bohaterka i styl pisarski, do których nie mogłam się przekonać.

Cora rodzi się jako niewolnica i wychowuje na plantacji bawełny w Giorgi, do której po wieloletniej niewolniczej tułaczce trafia babka młodej dziewczyny. Porzucona przez zbiegłą z farmy matkę, może liczyć tylko na siebie i jak większość niewolników marzy o wolności. Gdy jeden ze współtowarzyszy niedoli proponuje jej wspólną ucieczkę na północ, Cora nie zastanawia się zbyt długo, doskonale zdając sobie sprawę, na jakie naraża się ryzyko.

Opisując losy Cory, której jedynym celem jest pozostawienie jak najdalej za sobą znienawidzonego południa, autor zabiera nas w ryzykowną i pełną cierpień przeprawę, nie szczędząc nam drastycznych scen opisujących okrucieństwa z czasów niewolnictwa. Fikcyjna kolej podziemna, symbolizująca utworzony przez abolicjonistów szlak przerzutowy z południa na północ, początkowo mnie nieco zdezorientowała. Przewracając kolejne strony książki stopniowo się przekonałam do takiego, muszę przyznać oryginalnego, potraktowania tematu. Kolej podziemna jako parabola usianej cierpieniem ale też i pełnej determinacji drogi do wolności. Biały człowiek przedstawiony jako żądny krwi zdobywca Ameryki, ciemiężca Indian i Afrykańczyków ale też i ten, który kolej podziemną stworzył i napędzał.

Mimo cierpień, których doznała Cora, trudno mi było się do niej przywiązać. Oprócz nienawiści, do własnej matki, tak naprawdę niewiele dowiadujemy się co czuje. Nie sposób jej nie współczuć ale miałam problem, zeby wykrzesać choć odrobinę do niej sympatii. Zapewne takie było założenie pisarza by nie popaść w przesadny melodramat ale trochę mi to przeszkodziło w odbiorze. Nie zachwycił mnie też zwyczajny i niczym się nie wyróżniający według mnie język pisarza. Podsumowując, ciekawa, dająca do myślenia i wbrew pozorom bardzo aktualna lektura ale po nagrodzonej Pulitzerem powieści, spodziewałam się naprawdę czegoś więcej.

Z licznych recenzji i po przeczytaniu pierwszych stron "Kolei Podziemnej" spodziewałam się poruszającej powieści, która wywrze na mnie niemałe wrażenie. Tak się jednak nie stało, z jednej strony ciekawy i oryginalnie potraktowany temat nawiązujący do okresu niewolnictwa i sieci przerzutowej niewolników, z drugiej główna bohaterka i styl pisarski, do których nie mogłam się...

więcej Pokaż mimo to