-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać193
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
-
Artykuły„Spy x Family Code: White“ – adaptacja mangi w kinach już od 26 kwietnia!LubimyCzytać2
Biblioteczka
2023-11
2024-01
Pierworodnym grzechem Autorki jest to, że myli zaszufladkowanie z dyskryminacją. A to jednak dwa inne zjawiska, o innym kalibrze dolegliwości.
Głównym zarzutem eseju (bo to chyba esej, raczej nie reportaż) przeciw Norwegom jest to, że często dopytują osoby z nietypowym akcentem, z jakiego są kraju. I tyle. Sam kiedyś mieszkałem w Czechach i też mnie o to pytano. Nigdy jednak nie przyszłoby mi do głowy, że to działanie ofensywne, obraźliwe, naganne.
I to jest clue: Autorka uporczywie chce dostrzegać w zachowaniach innych zły zamiar. Zachłystuje się ideą nieracjonalnej narodowej wiktymizacji, legitymizując ją twórczością Jamesa Baldwina, co dodatkowo razi.
Styl Autorki, niemający z rzeczonym Baldwinem nic wspólnego, też odpycha. Co jakiś czas stawia ona sobie klasowy ego-totem, czy to wspominając o doktoracie w Chile, raucie w ambasadzie, pracy w międzynarodowym NGO-sie czy w końcu o dziecku mówiącym w czterech językach. Rozmowy z innymi są jedynie przyczynkiem do jej, noszących znamiona egzaltacji, rozterek (powracające: „Myślę o…”). Odważyłbym się powiedzieć, że widać w tym pewien kompleks niższości – co też może tłumaczyć przesadną wrażliwość na norweskie zapytania o pochodzenie.
Jedyny ciekawy fragment książki dotyczy tego, że – dość powszechnie – pracownicy z Europy Wschodniej pracują w Norwegii poniżej swoich kwalifikacji. Jest to jednak problem systemowy, koordynacji czy wręcz natury praktycznej (chociażby system egzekucji praw jest zwykle sprawny tylko w stosunku do obywateli danego kraju, a nie cudzoziemców). W każdym razie trudno tu dostrzec rasizm, który widzieć chce Autorka. Zresztą kraje świata otwierają się na imigrantów nie po to, by spełniać ich zawodowe marzenia, ale by korzystać z ich pracy. Tak jest i jest to racjonalne.
Czy ta broszura jest warta uwagi? Na pewno nie takiej, jaką na siebie zwróciła.
Pierworodnym grzechem Autorki jest to, że myli zaszufladkowanie z dyskryminacją. A to jednak dwa inne zjawiska, o innym kalibrze dolegliwości.
Głównym zarzutem eseju (bo to chyba esej, raczej nie reportaż) przeciw Norwegom jest to, że często dopytują osoby z nietypowym akcentem, z jakiego są kraju. I tyle. Sam kiedyś mieszkałem w Czechach i też mnie o to pytano. Nigdy...
2024-01
Reportaż historyczny – o tyle nietypowy, że uczestniczący.
Autor przeplata losy swojej rodziny z opowieścią o dziejach Górnego Śląska. Niby nic nowego, a jednak: Rokita zanurza się w przeszłość regionu i familijne przejścia bardziej niż inni. Wszystko kończy mocnym – osobistym – twistem.
Autor wyrozumiale prowadzi za rękę przez Górny Śląsk nawet takiego laika jak ja – niezwiązanego z południem Kraju w zasadzie w ogóle. Kreśli granice regionu, historyczne animozje, biografię podzielonej między Polskę a Niemcy Silesii. Nie wiem tylko, czemu całkowicie pomija w reportażu Dolny Śląsk – ale, jako laik właśnie, nie mam śmiałości pytać.
Dodaje do tego pogmatwane, często bardzo trudne, losy swojej śląskiej rodziny – i tej spolszczonej, i zniemczonej. Pisze obrazowo, za punkt wyjścia zwykle mając fotografie, w taki sposób, że przodkowie z wyblakłych zdjęć zdają się nabierać rumieńców.
To wszystko starczyło na Nike. Raczej słusznie.
Reportaż historyczny – o tyle nietypowy, że uczestniczący.
Autor przeplata losy swojej rodziny z opowieścią o dziejach Górnego Śląska. Niby nic nowego, a jednak: Rokita zanurza się w przeszłość regionu i familijne przejścia bardziej niż inni. Wszystko kończy mocnym – osobistym – twistem.
Autor wyrozumiale prowadzi za rękę przez Górny Śląsk nawet takiego laika jak ja –...
Jest to strumień nie tyle świadomości, co szczerkowatości. Jeżeli Autora się nie lubi – nie porwie.
A Szczerek jest specyficzny. Egotyczny, pisarsko filtrujący zdarzenia na swój nonszalancki sposób. Używający języka żargonowego, niekiedy dzikiego, ale – przynajmniej dla mnie – zrozumiałego i ekspresyjnego.
Mało tu antropologizowania. Autor pisze głównie o swoich pobytach we Lwowie, co mnie, jako częstego bywalca tego miasta do 2012 roku, melancholijnie cofało w czasie. Też pamiętam cytrynowożółte rury gazowe puszczane nad ziemią, „płożąca się” zieleń czy męczeńskie przejście graniczne w Medyce. Co prawda niektóre tematy wydają się dłużyć (przypowieść o parku jezuickim), ale ogólne czytelnicze wrażenie jest skrajnie dalekie od nudy.
Wracając do strumienia: w trakcie lektury pomyślałem, że ten potok słów, wrażeń, myśli, które serwuje Szczerek ma – świadomie bądź nie – zastąpić wątłą, skanalizowaną, nieobecną, ale historycznie dumną, lwowską rzekę Pełtew. Może na tym polega tajemnica Grodu Lwa? Burzliwość na hydrologicznej pustyni. Ożywiło mi to pamięć o pulsującym, nieśpiącym, ale też jakoś rzewnym, a dziś zapewne smutnym – przez wojnę, mieście. I za ten haust Lwowa jestem Autorowi wdzięczny.
Jest to strumień nie tyle świadomości, co szczerkowatości. Jeżeli Autora się nie lubi – nie porwie.
więcej Pokaż mimo toA Szczerek jest specyficzny. Egotyczny, pisarsko filtrujący zdarzenia na swój nonszalancki sposób. Używający języka żargonowego, niekiedy dzikiego, ale – przynajmniej dla mnie – zrozumiałego i ekspresyjnego.
Mało tu antropologizowania. Autor pisze głównie o swoich pobytach...