rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Jest to moje pierwsze podejście do twórczości Nesbo i zdecydowanie muszę powiedzieć, że zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona. Często mam problem z dziełami popularnych autorów, bo zdarza się, że po prostu nie są one zbyt dobrej jakości. Bałam się, że w tym przypadku będzie podobnie. Na szczęście było zupełnie odwrotnie. Nesbo tworzy akcję w bardzo interesujący sposób. Gra na emocjach czytelnika, prowadząc wątki tak, byśmy z niecierpliwością przerzucali kolejne strony celem poznania następnych wydarzeń. Ponadto dba o drobne detale, które odgrywają ogromną rolę w odniesieniu do całej powieści i nadają jej głębi.

Tym jednak, co najbardziej mnie urzekło w tej powieści są absolutnie świetne, dynamiczne opisy najistotniejszych dla książki wydarzeń. Przeczytamy o kilku morderstwach i dramatycznych walkach o życie. Wgłębimy się w dziecięcą psychikę i poznamy sposób postrzegania świata przez wielu małoletnich bohaterów. Zrozumiemy motywy działania ludzi zranionych, niedocenionych i po prostu samotnych. A co najważniejsze, wszystkie te zabiegi osiągają swój punkt kulminacyjny w postaci świetnie napisanego finału powieści, który trzyma czytelnika do samego końca w ogromnym napięciu.

Całość na:
https://coffeetimepl.wordpress.com/

Jest to moje pierwsze podejście do twórczości Nesbo i zdecydowanie muszę powiedzieć, że zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona. Często mam problem z dziełami popularnych autorów, bo zdarza się, że po prostu nie są one zbyt dobrej jakości. Bałam się, że w tym przypadku będzie podobnie. Na szczęście było zupełnie odwrotnie. Nesbo tworzy akcję w bardzo interesujący sposób. Gra...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Opętania. Historie prawdziwe Robert David Chase, Ed Warren, Lorraine Warren
Ocena 5,9
Opętania. Hist... Robert David Chase,...

Na półkach:

Zbiór zawiera wiele historii, o których swego czasu było głośno. Przeczytamy m.in. o Amityville i domu rodziny Goodinów. Stanowi to niewątpliwie główny atut książki, gdyż możemy spojrzeć na te wydarzenia z punktu widzenia badaczy świata nadprzyrodzonego.

Jednak Chase w zbiorze opisuje tak wiele historii - jak na tak, krótkie dzieło - że zlewają się one w jedno. Byłoby znacznie lepiej gdyby autor skupił się na kilku historiach i oparł się w nich o istotne detale, pokazał kulisy pracy demonologa, zobrazował przeżycia ofiar opętania oraz reakcje najbliższego środowiska. Te elementy oczywiście pojawiają się w książce, ale w bardzo lakonicznej formie. Niestety.

Innymi słowy "Opętania" są dobrym zbiorem, ale na jeden wieczór, bo już po kilku dniach opisywane w nim historie zaczną się zacierać i znikać z naszej pamięci. Ponadto czuję się bardzo rozczarowana tematem Amityville.

Cała recenzja na: https://coffeetimepl.wordpress.com/

Zbiór zawiera wiele historii, o których swego czasu było głośno. Przeczytamy m.in. o Amityville i domu rodziny Goodinów. Stanowi to niewątpliwie główny atut książki, gdyż możemy spojrzeć na te wydarzenia z punktu widzenia badaczy świata nadprzyrodzonego.

Jednak Chase w zbiorze opisuje tak wiele historii - jak na tak, krótkie dzieło - że zlewają się one w jedno. Byłoby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od zawsze fascynowały mnie historie osnute nutką tajemnicy, niepokojące, wydające się nie posiadać racjonalnego wyjaśnienia. Czytając je często można odczuć dreszcze niepokoju, rosnącą obawę przed nieznanym i faktem, że nie jesteśmy sami. Richard Maclean Smith w swojej książce „Niewyjaśnione” zbiera takie historie w jeden zbiór. Zbiór pełen pytań bez odpowiedzi.

Zdecydowanym plusem książki jest fakt, że Smith wykonał kawał dobrej roboty reporterskiej. Niemal w każdej historii przedstawia on autorskie źródła – fotografie czy fragmenty rozmów z osobami, których opowieści w jakiś sposób dotyczą. Autor aktywnie zbierał materiał źródłowy wędrując w te miejsca, w których odbywa się akcja poszczególnych rozdziałów. Dzięki temu historie zawarte w książce wywołują jeszcze większe wrażenie.

Jedno muszę jednak przyznać. Przy czytaniu wielu z tych historii towarzyszyło mi uczucie niepokoju. Autor bardzo skutecznie posługuje się językiem budując napięcie i podkreślając istotne elementy każdej historii tak, aby jak najbardziej zaangażować czytelnika emocjonalnie. Jeśli więc szukacie czegoś do czytania na długie jesiennie wieczory, zwłaszcza w trakcie lockdownu, to zdecydowanie warto wziąć pod uwagę „Niewyjaśnione”. Polecam! :)

Pełna recenzja na:
https://coffeetimepl.wordpress.com

Od zawsze fascynowały mnie historie osnute nutką tajemnicy, niepokojące, wydające się nie posiadać racjonalnego wyjaśnienia. Czytając je często można odczuć dreszcze niepokoju, rosnącą obawę przed nieznanym i faktem, że nie jesteśmy sami. Richard Maclean Smith w swojej książce „Niewyjaśnione” zbiera takie historie w jeden zbiór. Zbiór pełen pytań bez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Interesujesz się zielarstwem i ziołolecznictwem? Przeszukujesz półki w drogeriach w poszukiwaniu kosmetyków z jak największą ilością naturalnych składników? Myślałaś kiedyś o stworzeniu własnych? "Ziołowy zakątek. Kosmetyki, które zrobisz w domu" to obowiązkowy podręcznik dla tych, którzy chcą rozpocząć przygodę z dobrami natury w swoich czterech ścianach.

W 2009 Klaudyna Hebda założyła bloga, na którym do dziś publikuje wskazówki dotyczące życia w zgodzie z naturą oraz przepisy nie tylko na domowe kosmetyki, ale i pyszne posiłki, np. na ciasto z orkiszem, kolendrą i pomarańczą lub rosół z czarnym kardamonem i grzybami mung. "Kosmetyki, które zrobisz w domu" to drugie wydanie książki wzbogacone o dodatkowe, przydatne informacje. Znajdziemy w niej nie tylko przepisy oraz wiedzę teoretyczną, ale także spis zaufanych dostawców składników oraz stron internetowych pomocnych w doborze odpowiednich produktów.

W tej publikacji znajduje się absolutnie wszystko, co początkujący producent domowych kosmetyków może potrzebować. Przede wszystkim Hebda dokładnie opisuje jak przygotować się do samego procesu, w jaki sprzęt wyposażyć swoje miejsce pracy oraz jakie środki ostrożności zachować. Krótko i treściwie analizuje właściwości konkretnych produktów pod względem typów skóry czy włosów, aby czytelnicy mogli stworzyć kosmetyki optymalne dla swoich potrzeb. Co ważne, w publikacji znajdziemy również zrozumiale opisaną teorię - dowiemy się jak powstają mydła, kremy oraz jaką funkcję pełnią poszczególne nuty zapachowe w perfumach.

Oczywiście podręcznik nie opiera się wyłącznie na teorii. Hebda bardzo dokładnie tłumaczy w jaki sposób wykonać dany kosmetyk. Dodatkowym ułatwieniem są umieszczone w książce zdjęcia, które nie tylko pokazują jak powinien wyglądać gotowy produkt lub jak wygląda konkretne zioło, ale przy trudniejszych w wykonaniu przepisach, prezentują krok po kroku, co należy zrobić. Czytelnik nie będzie miał więc problemów, a nawet jeśli takie się zdarzą, autorka już je przewidziała. Wszelkie trudności, jakie mogą wystąpić po drodze i rady do nich Hebda umieściła w ramkach "Coś poszło nie tak!".

Jakie przepisy znajdziemy w publikacji? Z pomocą "Ziołowego Zakątka" będziemy w stanie samodzielnie wykonać niemal każdy kosmetyk. Maceraty, kremy, mydła, perfumy, pomadki, maseczki, produkty do pielęgnacji włosów, odstraszacz na komary, olejki do masażu czy domowa pasta do depilacji - każdy znajdzie tu coś dla siebie.

Dodatkowych atutów jest w książce kilka. Przede wszystkim autorka zamieściła wiele przydatnych informacji na temat konkretnego działania poszczególnych ziół, glinek czy olejów, a ich działanie dopasowała do poszczególnych typów skóry. Kobiety w ciąży i karmiące piersią nie muszą obawiać się o zdrowie swoje i swoich pociech - przy substancjach, które mogą być szkodliwe autorka zamieściła ramkę z ostrzeżeniem. Ponadto w książce znajdziemy bogatą bibliografię, aby zaspokoić ciekawość i poszukiwać coraz to nowych rozwiązań kosmetycznych.

Podsumowując, mimo że bardzo chciałam znaleźć jakiś słaby punkt tej książki to go nie znalazłam. To zdecydowanie podręcznik idealny, stanowiący doskonałe źródło wiedzy i inspiracji. Warto ją mieć na swojej półce. Polecam!

[i]Więcej moich recenzji na:
zaczytana28.wordpress.com/[/i]

Interesujesz się zielarstwem i ziołolecznictwem? Przeszukujesz półki w drogeriach w poszukiwaniu kosmetyków z jak największą ilością naturalnych składników? Myślałaś kiedyś o stworzeniu własnych? "Ziołowy zakątek. Kosmetyki, które zrobisz w domu" to obowiązkowy podręcznik dla tych, którzy chcą rozpocząć przygodę z dobrami natury w swoich czterech ścianach.

W 2009 Klaudyna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czasem najzwyklejsza maskotka może okazać się bohaterem. Takim, który ratuje wspomnienia przed zapomnieniem. Trzyletni Malone twierdzi, że jego mama nie jest jego prawdziwą mamą. Powiedziała mu o tym jego ukochana maskotka – Guti.

Michel Bussi znalazł się na trzecim miejscu w rankingu najbardziej poczytnych francuskich autorów w 2015 roku według dziennika „Le Figaro”. „Mama kłamie” to niemal mistrzowskie połączenie wartkiej akcji, precyzyjnie budowanego napięcia oraz trudnych do przewidzenia zwrotów akcji. Bussi umiejętnie włada piórem, dając czytelnikowi to, czego najbardziej potrzebuje – doskonałą rozrywkę, połączoną ze stopniowo odkrywaną tajemnicą.


Na uznanie zasługuje praca tłumaczek – Marii Braunstein oraz Natalii Krasickiej, które umieściły w powieści przypisy, bardzo pomagające w zrozumieniu fabuły. Bussi często operuje grą słów, odnosi się także do kultury francuskiej. Bez przydatnych informacji zamieszczonych przez obie Panie, czytelnik nie byłby wstanie wychwycić istotnych szczegółów powieści. I za to już na wstępie należą się wielkie brawa i słowa podziękowania.

Fabuła tylko z pozoru wydaje się skomplikowana i odrealniona. Powieść napisana jest prostym językiem. Mimo swojej wielowątkowości i dużej liczby pojawiających się w niej bohaterów, książka zachwyca klarownością przekazu. Jest to niezwykle ważne, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że czytamy o rakietach, zamkach, ludożercach i ograch – czyli świecie widzianym oczami dziecka i jego maskotki.

Malone wzbudza zainteresowanie przedszkolnego psychologa, Vasila Dragomana. Mężczyzna dość szybko zgłasza się do komendantki policji, aby rozpocząć śledztwo w sprawie chłopca i jego rodziców. Zajęta jednak inną sprawą kobieta jest sceptycznie nastawiona do tego pomysłu. Gdy jednak dochodzi do serii nieprzewidzianych wydarzeń, zmienia zdanie i postanawia udowodnić, że chłopiec mówi prawdę, a jego rodzice, nie są jego rodzicami.

Powieść opiera się na ulotności dziecięcej pamięci. Ten wątek niewątpliwie został przez autora mocno zgłębiony. Czytelnik nie tylko ma okazję prowadzić dochodzenia wspólnie z bohaterami, ale może jednocześnie dowiedzieć się wielu przydatnych rzeczy. Zachwycające są również portrety psychologiczne absolutnie wszystkich postaci. Każda z nich ma swój indywidualny charakter. Bohaterowie nie są do siebie podobni, co sprawia, że są realni.

Jedynym minusem powieści zdecydowanie jest jej zakończenie. Zwłaszcza ostatnia scena wydaje się być zupełnie nielogiczna i w przeciwieństwie do reszty powieści odrealniona. Powód jest prosty – książkę trzeba było jakoś zakończyć, a fakt, że wydarzenia w finale powieści nie mają żadnego uzasadnienia wydaje się Bussiego zupełnie nie obchodzić.

Myślę, że wiele można się z tej książki nauczyć, zwłaszcza na temat dziecięcej psychiki. Jeśli dodamy do tego francuski klimat powieści kryminalnej, oryginalne postaci oraz dynamiczną akcję to powstanie nam pozycja, obok której nie można przejść obojętnie. Polecam!

Więcej na:
https://zaczytana28.wordpress.com/

Czasem najzwyklejsza maskotka może okazać się bohaterem. Takim, który ratuje wspomnienia przed zapomnieniem. Trzyletni Malone twierdzi, że jego mama nie jest jego prawdziwą mamą. Powiedziała mu o tym jego ukochana maskotka – Guti.

Michel Bussi znalazł się na trzecim miejscu w rankingu najbardziej poczytnych francuskich autorów w 2015 roku według dziennika „Le Figaro”....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Każdy z nas dąży do tego by być w życiu szczęśliwym. Uparcie walczymy z problemami i własnymi słabościami, po to by z uśmiechem iść podbijać świat. Brytyjska dziennikarka, Helen Russell, otrzymała szansę spędzenia roku w duńskim miasteczku. Postanowiła sprawdzić ile prawdy jest w tym, że Dania uznawana jest za najszczęśliwszy kraj na świecie.

"Życie po duńsku" podzielony jest na rozdziały zatytułowane poszczególnymi miesiącami. W każdym z nich Russell skupia się i analizuje szczęście pod innym zagadnieniem. Sprawdza jak Duńczycy radzą sobie z chorobami, dlaczego tak często się rozwodzą i czemu chętnie uczestniczą w zajęciach popołudniowych. Swoich rozmówców prosi o ocenienie w skali 1-10, jak bardzo są w życiu szczęśliwi.

Pierwszą rzeczą, która czytelnikowi rzuca się w oczy jest niezwykle szczegółowo opisana duńska codzienność. Autorka skupia się na niemal każdym ważnym aspekcie życia. Nie opisuje tylko dlaczego Duńczycy są szczęśliwi, ale też zwraca uwagę na to, co ich gryzie, niepokoi i denerwuje. Pokazuje, na co obcokrajowcy powinni zwrócić uwagę przyjeżdżając do tego kraju oraz jakich zaskakujących przepisów prawa przestrzegać. Daje nam to szeroki obraz, a być może także częściową odpowiedź na to jaka jest Dania.

Kolejnym atutem reportażu jest jego język - prosty i przyjemny w odbiorze. Russell mocno ujawnia się w swoim tekście, opisuje swoje codzienne przeżycia, pomyłki i rozczarowania. Dzieli się z czytelnikiem swoimi przemyśleniami, nadziejami, marzeniami. Przy tym często robi to w sposób przepełniony humorem. Nie sposób się nie uśmiechnąć przy jej próbach nauki języka duńskiego, czy też słabości do snegli.

Jak wcześniej wspomniałam "Życie po duńsku" jest zapisem przeżyć Helen Russell, która wraz z mężem przeniosła się na 12 miesięcy do Danii, ale nie tylko. Autorka wykonuje kawał dobrej, dziennikarskiej roboty - cytuje dane statystyczne, rozmawia z ekspertami, odnosi się do innych publikacji. Można więc bez najmniejszych przeszkód stwierdzić, że mamy do czynienia z solidnym, rzetelnym zapisem. Mimo, iż przez pryzmat Russell, to jednak obyło się bez tuszowania i przemilczania faktów.

Nie jest to jednak koniec zalet publikacji. Poznawanie tajników hygge i szczęśliwości Duńczyków przyczyniło się do powstania skromnej listy rad. Dekalog stanowi swego rodzaju poradnik, którym czytelnicy mogą się kierować, aby poprawić swoje samopoczucie i zadowolenie z życia. Okazuje się, że szczęście jest dosłownie na wyciągnięcie ręki. Wystarczy tylko chcieć.

Podsumowując, "Życie po duńsku" to zdecydowanie pozycja dla tych, których interesuje sztuka hygge, ale również i dla tych, którzy po prostu są ciekawi, jak żyje się w Danii. Żałuję tylko jednego - że mimo swoich 304 stron książka wydała mi się zdecydowanie za krótka. Z chęcią przeczytałabym więcej. Polecam!

Więcej na: https://zaczytana28.wordpress.com/

Każdy z nas dąży do tego by być w życiu szczęśliwym. Uparcie walczymy z problemami i własnymi słabościami, po to by z uśmiechem iść podbijać świat. Brytyjska dziennikarka, Helen Russell, otrzymała szansę spędzenia roku w duńskim miasteczku. Postanowiła sprawdzić ile prawdy jest w tym, że Dania uznawana jest za najszczęśliwszy kraj na świecie.

"Życie po duńsku" podzielony...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Spotlight. Zdrada Matt Carrol, Sacha Pfeiffer, Michael Rezendes, Walter Robinson
Ocena 7,2
Spotlight. Zdrada Matt Carrol, Sacha ...

Na półkach:

Pedofilia w Kościele Katolickim. Temat trudny, przez wielu traktowany jako tabu. Dziennikarze "Boston Globe" ujawnili sprawę, która wstrząsnęła światem. W "Zdradzie" znajdziemy materiały, jakie udało im się zgromadzić podczas nagrodzonego Pulitzerem śledztwa.

Co konkretnie znajdziemy w tej książce? Przede wszystkim zbiór faktów na temat bostońskiej archidiecezji. Po kolei opisane są poszczególne wydarzenia - od tuszowania sprawy, przez poznanie ofiar i oprawców, po szok opinii publicznej w związku z ujawnieniem przez dziennikarzy zatrważającej prawdy.

Na podstawie opisywanej przez "Boston Globe" sytuacji w Kościele powstał film "Spotlight", nagrodzony Oscarami w kategoriach najlepszy film i najlepszy scenariusz oryginalny. Książka "Zdrada" stanowi jego doskonałe uzupełnienie. Dla osoby, która nie śledziła uważnie kolejno publikowanych artykułów zbiór stanowi dodatkowo ich streszczenie i podsumowanie. Fragmenty z nich są cytowane, a dla bardziej dociekliwych czytelników autorzy umieścili również odsyłacze do, co ważniejszych artykułów i wywiadów.

Minusy? Widziałam film przed lekturą, więc zabrakło mi tu troszkę pokazania pracy dziennikarzy od kulis. "Zdrada" jest jedynie zbiorem tego, co udało im się osiągnąć, wynikiem ich wspólnego wysiłku. Poza tym zdecydowanie warto poznać tę opowieść. Spodobały mi się odniesienia do Polski, bo sprawiło to, że książka bardziej trafi do polskich czytelników, pomoże im zrozumieć skalę problemu. To nie tylko problem w Stanach Zjednoczonych, nawet na naszym własnym podwórku dzieją się tak okropne rzeczy.

Podsumowując, warto "Zdradę" przeczytać. Polecam!

Pedofilia w Kościele Katolickim. Temat trudny, przez wielu traktowany jako tabu. Dziennikarze "Boston Globe" ujawnili sprawę, która wstrząsnęła światem. W "Zdradzie" znajdziemy materiały, jakie udało im się zgromadzić podczas nagrodzonego Pulitzerem śledztwa.

Co konkretnie znajdziemy w tej książce? Przede wszystkim zbiór faktów na temat bostońskiej archidiecezji. Po kolei...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wydawnictwo Ze Słownikiem wypuściło na rynek serię książek, które przeczytamy w języku angielskim. Jednak tym, co wyróżnia je od innych, jest podręczny słownik. Na czym konkretnie polega niezwykłość tego wydania?

Zacznijmy od treści. "Wenus w futrze" to jedno z najbardziej znanych dzieł Leopolda von Sacher-Masocha. To właśnie od jego nazwiska utworzono pojęcie "masochizm", a futro i pejcz należą obecnie do stałych elementów literatury BDSM. Sama fabuła nie jest skomplikowana - główny bohater namawia swoją ukochaną do sypialnianych eksperymentów i proponuje, że zostanie jej niewolnikiem.

Słowniki w książce są trzy. Na początku znajdziemy większość występujących w niej słów. Na końcu - zbiór wszystkich wyrazów z publikacji. Uwagę jednak zwracają przede wszystkim marginesy. Podczas lektury znajdziemy wiele pogrubionych słów - ich wyjaśnienia przeczytamy właśnie na marginesach. Dzięki temu nie musimy co chwilę przerzucać stron i wyszukiwać potrzebnych słów, a sama lektura staje się przyjemnym doświadczeniem.

Uważam jednak, że można by nieco dopracować tę część publikacji. Słówka są wyjaśnione, jednak jest to wyjaśnienie typowe dla słowników - wyliczanka najczęściej używanych znaczeń. Z racji tego, że czytamy konkretną powieść, powinniśmy w pierwszej kolejności mieć podane znaczenie, które jest odpowiednie dla danego kontekstu. Niestety czasem czytelnik musi zatrzymać się na dłuższy moment i "rozpracować", co autor napisał. Podsunięcie odpowiedniego wyjaśnienia, byłoby niezwykle pomocne, a sama publikacja stałaby się spójna i bardziej funkcjonalna.

Wizualnie wydanie prezentuje się stylowo, a proste rozwiązania graficzne są miłe dla oka. Wnętrze już tak nie zachwyca. Przede wszystkim brakowało mi wyraźnego zaznaczenia pomiędzy wstępem, a treścią główną, a potem także odpowiednimi fragmentami książki. Wszystko pisane jest przy użyciu jednej czcionki, co zlewa się w jedno i stanowi ścianę odrzucającego tekstu.

Mimo drobnych mankamentów, jestem zdecydowanie na tak! Udało mi się podłapać kilka słówek, oswoiłam się nieco z czytaniem książek po angielsku i obecnie z zachwytem pogrążam się w lekturze "Wojny Światów" Wellsa - z tej samej serii wydawniczej. Myślę, że nie ma prostszego i przyjemniejszego sposobu na naukę języka. Polecam!

Spodobała Ci się ta recenzja? Wejdź na: https://zaczytana28.wordpress.com/

Wydawnictwo Ze Słownikiem wypuściło na rynek serię książek, które przeczytamy w języku angielskim. Jednak tym, co wyróżnia je od innych, jest podręczny słownik. Na czym konkretnie polega niezwykłość tego wydania?

Zacznijmy od treści. "Wenus w futrze" to jedno z najbardziej znanych dzieł Leopolda von Sacher-Masocha. To właśnie od jego nazwiska utworzono pojęcie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mieszkamy w funkcjonalnych domach, nasze podwórka ukryte są przed wścibskimi spojrzeniami przechodniów, a w miastach, w których mieszkamy, co chwilę wyrastają nowe budynki, niczym grzyby po deszczu. Za tym wszystkim stoją architekci, których pomysły mają ułatwić nam życie, cieszyć oko i bić wszelkie możliwe rekordy. Reporter Filip Springer stworzył zbiór pełen perełek - "Księgę zachwytów" (i rozczarowań) polskiej architektury po roku 1945.

Przede wszystkim jest to przewodnik. Springer zachęca czytelników do zabrania swojej książki w podróż i odwiedzenia tych miejsc. Na wzmocnienie swoich słów już na tylnej okładce przeczytamy słowa duńskiego architekta Steena Eilera Rasmussena: "budynki należy poznawać czynnie".

Książka podzielona jest na kategorie - według poszczególnych rejonów Polski. W każdej z nich znajdziemy rozdziały poświęcone danym budynkom. Spodobało mi się takie rozwiązanie - w zbiorze panuje porządek, który ułatwia czytanie, czy też wyszukiwanie poszczególnych miejscowości.

W "Księdze zachwytów" znajdziemy teksty, które w nieco dłuższej formie Springer publikował na łamach portalu gazeta.pl. Felietonowe podejście do tematu zaowocowała interesującym przewodnikiem, który najzwyczajniej w świecie jest bardzo dobrą lekturą. Fakty historyczne przeplatają się z ciekawostkami, architektoniczna terminologia jest wyjaśniona, a tekstom nie brakuje lekkości i humoru.

Rozdziały zilustrowane są fotografiami opisywanych budynków. Jednak tym, co w sposób szczególny zwróciło moją uwagę, były zakończenia owych rozdziałów. Znajdziemy w nich "polecajki" - autor często odsyła nas do książek nawiązujących do tematu, który poruszył. Dopisuje tam ciekawostki, a nawet poleca inne obiekty architektoniczne. Świetnie urozmaica to treść książki i z pewnością jest nie lada gratką (nie tylko) dla miłośników budowli.

A jakie budynki opisuje Springer? W książce znajdziemy m.in. wrocławskie "sedesowce", Poznań City Center, Teatr Szekspirowski w Gdańsku czy też Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie.

Podsumowując, "Księga zachwytów" to świetny przewodnik po Polsce. Springer nie skupia się tylko na pozytywach, ale opisuje także jego największe architektoniczne rozczarowania. Dzieli się swoimi refleksjami i spostrzeżeniami, zarażając czytelnika miłością do architektury. To zdecydowanie lektura obowiązkowa. Polecam!

Spodobała Ci się ta recenzja? Wejdź na: [i]https://zaczytana28.wordpress.com/[/i]

Mieszkamy w funkcjonalnych domach, nasze podwórka ukryte są przed wścibskimi spojrzeniami przechodniów, a w miastach, w których mieszkamy, co chwilę wyrastają nowe budynki, niczym grzyby po deszczu. Za tym wszystkim stoją architekci, których pomysły mają ułatwić nam życie, cieszyć oko i bić wszelkie możliwe rekordy. Reporter Filip Springer stworzył zbiór pełen perełek -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zdarzyło Wam się obudzić ze snu, który był tak wyrazisty, że przez chwilę myśleliście, że wydarzył się naprawdę? Wykonywaliście jakąś czynność odnosząc wrażenie déjà vu? Jeśli często tak się dzieje, to możecie mieć problem. Zupełnie jak główny bohater "Czerwieni obłędu".

Dawid Waszak stworzył powieść klimatyczną, pisaną prosto i przejrzyście. Głównym bohaterem jest Dorian, który pewnego dnia zaczyna miewać dziwne wizje - jak się później okazuje są one prorocze. Spokój i porządek w jego życiu zostaje jednak zachwiany, gdy jedna z wizji dotyczy jego małżonki Amelii. Czy Dorian zdoła ją ocalić zanim popadnie w szaleństwo?

Zdecydowanie plusem powieści jest jej niezwykły, nieco senny, odrobinę mglisty klimat. W pewnym momencie już sama nie wiedziałam kto jest na granicy obłędu - główny bohater, autor czy ja. Waszak tak konstruuje akcję, aby czytelnik nie wiedział, co może się wydarzyć. Miesza fikcję z rzeczywistością. Im bliżej końca tym coraz trudniej odróżnić co jest wizją głównego bohatera, a co należy do świata realnego. Jestem pod ogromnym wrażeniem, bo efekt końcowy jest niesamowity.

Ta historia to jedna, wielka niewiadoma. Ciekawość rośnie w miarę czytania. Im bliżej końca, tym trudniej oderwać się od lektury. Warto więc przygotować sobie dobrą kawę, ciepły koc i zarezerwować parę godzin, bo uwierzcie mi - przeczytacie ją w jeden wieczór, jednym tchem, koniecznie chcąc poznać kolejne wydarzenia w życiu Doriana.

Problem pojawia się jeden. Waszak rozbudził moją ciekawość. Obok niej podnosiły się również pewne wymagania, którym autor niestety nie podołał. Zbyt szybko domyśliłam się zakończenia. Mam też wrażenie, że także Waszak zdawał sobie sprawę z tego, że jego historia zaczyna być nieco przewidywalna. Postanowił więc trochę zamieszać, stosując chwyt prosty, często używany i wydaje się, że zupełnie niepasujący do treści całej powieści.

"Czerwień obłędu" to dopiero pierwszy tom z cyklu o Jarocinie. Muszę przyznać, że autor doskonale wie jak sprawić by czytelnik sięgnął po kolejne części. Zamiast odpowiadać na nasze pytania, dodaje coraz więcej tajemnic. Zdecydowanie jest to pozycja idealna dla tych, którzy cenią sobie zagadki, niedopowiedzenia i sekrety. Polecam!

Więcej na:
[i]https://zaczytana28.wordpress.com/[/i]

Zdarzyło Wam się obudzić ze snu, który był tak wyrazisty, że przez chwilę myśleliście, że wydarzył się naprawdę? Wykonywaliście jakąś czynność odnosząc wrażenie déjà vu? Jeśli często tak się dzieje, to możecie mieć problem. Zupełnie jak główny bohater "Czerwieni obłędu".

Dawid Waszak stworzył powieść klimatyczną, pisaną prosto i przejrzyście. Głównym bohaterem jest Dorian,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po sukcesie dwóch pierwszych tomów Pierce Brown wziął się za pisanie ostatniego z cyklu "Red Rising". W tym celu przeniósł się do rodzinnej chaty na wybrzeżu Pacyfiku, aby w pełnej izolacji skupić się na pisaniu powieści. Niestety - bezskutecznie. Tym razem ucieczka przed ludźmi na niewiele się zdała. Brown wrócił do Los Angeles i tam pękła twórcza tama, a książka została ukończona i wydana w rok po publikacji drugiego tomu.

Morał? Brown w czasie pisania ostatniej części często spotykał się z przyjaciółmi. Odwrotnie niż podczas tworzenia poprzednich tomów "Red Rising". O ile skupiały się one raczej na Darrowie jako osobie obcej, niepasującej do innych i samotnej w swojej tajemnicy - o tyle ostatni skupia się głównie na sile przyjaźni, wiary i pokazuje, że nigdy nie jesteśmy skazani na samotność, gdy obok nas są bliscy.

Brown stanął przed nie lada wyzwaniem. Podobnie jak Darrow. Oboje wiedzieli jakie zakończenie powinno powstać. Nie wiedzieli jednak jak do niego doprowadzić, jaką drogą pójść, jakie wyzwania pokonać. Myślę, że zakończenie znają także czytelnicy, którzy dopiero zaczynają serię "Red Rising". W takiej sytuacji trzeba odpowiednio poprowadzić fabułę, stopniowo budować napięcie, stosować wiele zwrotów akcji - wszystko po to, by czytelnik się nie znudził i wytrwał do końca powieści.

Takie chwyty stosuje więc Brown. Robi to jednak w tak efektowny sposób, że nie sposób go za to nie uwielbiać. Zwroty akcji są tak zaskakujące i ocierające się o granice totalnego szaleństwa głównych bohaterów, że wielokrotnie musiałam na chwilę przerwać lekturę by przetrawić informacje, które właśnie otrzymałam. Byłam pewna podziwu, że nawet w sytuacjach z pozoru bez wyjścia, autor odnajduje ukryte drzwi, którymi przeprowadza czytelnika, dając mu kolejną dawkę niespodzianek i efektownych walk.

"Gwiazda zaranna" jest tomem kończącym bunt Darrowa. Wojna osiągnęła swój punkt kulminacyjny. Bitwy, pojedynki, zdrady oraz liczne straty (także w ludziach) - to wszystko znajdziemy na kartach tej książki. Nie są to jednak jedyne elementy, więc zdecydowanie nie będziemy mieć dość. Brown mocno rozbudował relacje pomiędzy bohaterami. Skutecznie je też pokomplikował, a użyte przez niego zabiegi sprawiają, że czytelnik sam do końca nie wie, jak zachowają się niektórzy bohaterowie w danej sytuacji.

Podsumowując, "Gwiazda zaranna" - najlepsza książka science-fiction 2016 roku wg. czytelników portalu Goodreads - to powieść obfitująca w znakomite zwroty akcji. Cała seria "Red Rising" jest doskonałym przykładem na to jak skutecznie przykuć uwagę odbiorcy, opowiadając mu historię nie tylko pełną wrażeń. W powieści znajdziemy bowiem wiele bliskich nam tematów, także takich z którymi musimy zmagać się na co dzień. Dzięki temu książka ta zyskuje dla mnie ogromną wartość. Polecam!

Więcej na:
[i]https://zaczytana28.wordpress.com/
http://www.begoodart.com/[/i]

Po sukcesie dwóch pierwszych tomów Pierce Brown wziął się za pisanie ostatniego z cyklu "Red Rising". W tym celu przeniósł się do rodzinnej chaty na wybrzeżu Pacyfiku, aby w pełnej izolacji skupić się na pisaniu powieści. Niestety - bezskutecznie. Tym razem ucieczka przed ludźmi na niewiele się zdała. Brown wrócił do Los Angeles i tam pękła twórcza tama, a książka została...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Zbrodnie pozamałżeńskie Daniel Koziarski, Agnieszka Lingas-Łoniewska
Ocena 6,8
Zbrodnie pozam... Daniel Koziarski, A...

Na półkach:

Miłość, która się wypala. Codzienność pozbawiająca związek niezwykłości. Czasem jedynym sposobem na ożywienie relacji damsko-męskiej jest... zbrodnia!

Agnieszka Lingas-Łoniewska i Daniel Koziarski stworzyli wspólnie książkę, która wręcz kipi negatywnymi emocjami.Krzyki, wyzwiska i uprzedzenia wylewają się niemal z każdej strony powieści. Efekt? Zaskakujący. Choć muszę przyznać, że momentami czułam się nieco przytłoczona nadmiarem emocji. Mimo wszystko oczekiwałam jakichkolwiek elementów względnego spokoju, przebłysków radości czy też nadziei na to, że dane wydarzenia nie muszą wcale kończyć się depresją i złamanym sercem.

„Zbrodnie pozamałżeńskie” podzielone są fabularnie na dwie części. Naprzemiennie poznajemy losy czworga bohaterów – Marcina i Alicji, zmagających się z odmiennością swoich charakterów oraz Arka i Marty – którzy raczej żyją obok siebie, niż ze sobą. Obie pary zmagają się z wieloma problemami, nie tylko tymi natury miłosnej. Zgodnie z tytułem, pojawiają się liczne zbrodnie – zarówno te małe, jak i całkiem poważne w skutkach.

Ostre, wręcz brutalnie obrazowe, pióro Koziarskiego połączyło się tutaj z delikatnym, kobiecym i emocjonalnym stylem Lingas-Łoniewskiej. Śmiało można powiedzieć, że zderzyły się ze sobą dwa zupełnie różne światy, co niewątpliwie książce wyszło na dobre. W „Zbrodniach pozamałżeńskich” znajdziemy więc sporą dozę autentyzmu, burzę emocji, cięte riposty i doskonale budowane napięcie. Tutaj nie ma miejsca na nudę, każda strona ciekawi i wymusza na czytelniku dalszą lekturę.

Duet Lingas-Łoniewskiej i Koziarskiego to zdecydowanie jedno z lepszych pisarskich połączeń. Z przyjemnością przeczytałabym kolejny wspólny projekt tych autorów. Warto zapoznać się ze „Zbrodniami...” – to lektura, w której zarówno panie, jak i panowie, znajdą coś dla siebie. Polecam!

Więcej moich recenzji na:
https://zaczytana28.wordpress.com/

Miłość, która się wypala. Codzienność pozbawiająca związek niezwykłości. Czasem jedynym sposobem na ożywienie relacji damsko-męskiej jest... zbrodnia!

Agnieszka Lingas-Łoniewska i Daniel Koziarski stworzyli wspólnie książkę, która wręcz kipi negatywnymi emocjami.Krzyki, wyzwiska i uprzedzenia wylewają się niemal z każdej strony powieści. Efekt? Zaskakujący. Choć muszę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niektóre opowieści zdarzyły się naprawdę. Możemy w nie na początku nie wierzyć, nie zmieni to jednak tego, że są prawdziwe. Główny bohater powieści Ransoma Riggsa przekonuje się o tym w bolesny sposób. Jego życie przewraca się do góry nogami, gdy dowiaduje się, że fantastyczne historie jego dziadka są wspomnieniami, co sprawia, że Jacob już nigdy nie będzie mógł poczuć się bezpiecznie.

Fabuła tej książki jest dość prosta. Można wręcz powiedzieć, że poza głównym wątkiem niewiele dzieje się w powieści. Traumatyczne wydarzenia każą Jacobowi wyjechać z domu na Florydzie do deszczowej Walii, aby odnaleźć bohaterów z opowieści dziadka, na czele z panią Peregrine. I w zasadzie tyle. Przyznam szczerze, że „Osobliwemu domowi pani Peregrine” brakuje zwrotów akcji, stopniowo budowanego napięcia i elementu zaskoczenia. Naiwność bohaterów często jest tak ogromna, że aż nierealna.

Jest to jednak jedyny minus publikacji. W książce znajdziemy bowiem mnóstwo ciekawych postaci, poznamy ich niesamowite zdolności i historię. Co więcej, autor nie ogranicza się tylko to nadmiernie opisywanych przez innych autorów umiejętności lewitowania czy też bycia niewidzialnym.

Kolejnym plusem książki niewątpliwie jest przepiękne wydanie. Tekst powieści został wzbogacony o klimatyczne zdjęcia, które – jak przyznał Ransom Riggs – istnieją naprawdę i przechodziły tylko drobną korektę związaną z ich jakością. „Osobliwy dom pani Peregrine” to zdecydowanie książka fantastyczna. Czasem jednak u czytelnika mogą pojawić się wątpliwości – zdjęcia są doskonałą ilustracją opisywanych wydarzeń, współgrają z nimi i... są, co najmniej, niepokojące.

„Osobliwy dom pani Peregrine” to pierwszy tom trylogii o tym samym tytule. Z niecierpliwością oczekuję momentu, gdy sięgnę po kolejne części. Dlaczego? Ransom Riggs stworzył świat tak klimatyczny, ciekawy i odmienny, że nie sposób oprzeć się pokusie poznania kolejnych przygód Jacoba i dzieciaków z sierocińca pani Peregrine. Mroczne elementy tej historii upewniają mnie w tym, że Riggs dopiero się rozkręca, a fabuła w kolejnych tomach stanie się jeszcze ciekawsza, a może i nawet pełna suspensu. Polecam!

[i]Więcej na:
https://zaczytana28.wordpress.com/
http://www.begoodart.com/[/i]

Niektóre opowieści zdarzyły się naprawdę. Możemy w nie na początku nie wierzyć, nie zmieni to jednak tego, że są prawdziwe. Główny bohater powieści Ransoma Riggsa przekonuje się o tym w bolesny sposób. Jego życie przewraca się do góry nogami, gdy dowiaduje się, że fantastyczne historie jego dziadka są wspomnieniami, co sprawia, że Jacob już nigdy nie będzie mógł poczuć się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W każdym z nas czai się zło. Nosimy maski. Wierzymy, że każdy człowiek z natury jest dobry. Jednak, co dzieje się wtedy, gdy odsłaniamy swoją prawdziwą twarz? Przemysław Piotrowski w swojej powieści „Droga do piekła” wyczerpująco i niezwykle brutalnie odpowiada na to pytanie.

To nie jest książka dla każdego. Zdecydowanie nie. Idąc za opisem z okładki, zanurzamy się w „matni pierwotnego zła, niewyobrażalnego okrucieństwa i zdziczałej przemocy”. Tak, wszystkie opisy są niezwykle naturalistyczne i szczegółowe. Obdzieranie żywcem człowieka ze skóry? Nic wielkiego. Autor krok po kroku pokazuje kolejne tortury i cierpienie danego bohatera.

Brutalność i przemoc wręcz wylewają się z kart tej książki. Język obfituje w wulgaryzmy, a postaciom obce są tematy tabu zarówno w kwestii wyrafinowanych tortur, jak i wyuzdanego seksu. Innymi słowy – ta pozycja to kalejdoskop bólu i cierpienia. Warto więc postawić sobie pytanie – po co? Dlaczego w tej książce jest tyle okrucieństwa?

Tego niestety nie mogę zdradzić. Miałam problemy z przebrnięciem przez tę lekturę. Początek wydał mi się genialny – zapowiadał połączenie fantastyki z thrillerem. Wraz z rozwojem akcji miałam wrażenie, że w pewnym momencie autor się pogubił i nagle postanowił zmienić pomysł. Był to moment mojego czytelniczego kryzysu, gdyż byłam już przytłoczona brutalizmem świata w „Drodze do piekła”. Postanowiłam się jednak nie poddawać i cieszę się, że udało mi się dobrnąć do końca, bo dopiero zakończenie pokazuje, że Piotrowski dopracował swoją powieść w najdrobniejszym szczególe. A pomysł miał po prostu genialny i wbrew pozorom… realistyczny. Jestem skłonna uwierzyć, że taka historia zdarzyłaby się naprawdę.

Przemysław Piotrowski był dziennikarzem. I bardzo dobrze. Tylko ktoś, kto z dziennikarstwem miał, lub ma coś wspólnego mógł napisać taką historię. Zaufałam Piotrowskiemu, wierząc, że brutalne sceny tortur, mordowanie dzieci czy też kastracje mają jakiś głębszy sens (tak, zdaję sobie sprawę z tego, jak to brzmi). Nie zawiodłam się. Uważam, że za tą zasłoną bólu kryje się bardzo ważne przesłanie. A nawet i więcej – ostrzeżenie.

„Droga do piekła” bez wątpienia nie jest z półki tych lekkich i przyjemnych. Wrażliwe osoby mogą mieć ogromny problem z jej przeczytaniem. Piotrowski ma niezwykłe pióro. To jedyny autor, któremu miejscami udawało się przyprawić mnie o nudności. A to naprawdę duże osiągnięcie! Zakończeniem rozwalił mnie na łopatki. Zdecydowanie polecam!

Więcej na:
[i]https://zaczytana28.wordpress.com
http://www.begoodart.com[/i]

W każdym z nas czai się zło. Nosimy maski. Wierzymy, że każdy człowiek z natury jest dobry. Jednak, co dzieje się wtedy, gdy odsłaniamy swoją prawdziwą twarz? Przemysław Piotrowski w swojej powieści „Droga do piekła” wyczerpująco i niezwykle brutalnie odpowiada na to pytanie.

To nie jest książka dla każdego. Zdecydowanie nie. Idąc za opisem z okładki, zanurzamy się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Leżę na łóżku z laptopem na kolanach. W dresie – bo wygodniej. Bez makijażu – i tak dziś nigdzie nie wychodzę. W głowie już układam ambitny plan spędzenia kilku godzin przed ekranem przy ulubionych serialach. Cóż, wszystko wskazuje na to, że posiadam cechy tytułowej „Ch...owej Pani Domu”.

Magdalena Kostyszyn postanowiła nieco ponarzekać i pokazać, jak NAPRAWDĘ wygląda życie kobiety. Nie każda z nas jest superwoman, nie każda wygląda niczym modelka 24/7, a już tym bardziej nie każda nadaje się do sprzątania i gotowania.W tej książce nie znajdziecie recepty na to, jak zmienić się z ch...jowej w perfekcyjną. Znajdziecie tutaj raczej wsparcie, bo w końcu my – kobiety – musimy trzymać się razem.

Plusów tej książki jest kilka. Po pierwsze humor i realizm. Autorka świetnie opisuje „babski świat”, nie żałując przy tym szyderstwa, sarkazmu i ironii. Czytałam w pociągu i co chwilę musiałam hamować swoje wybuchy śmiechu. Kostyszyn nie ma najmniejszej ochoty na owijanie w bawełnę. Pisze to, co widzi. Pisze o tym, co zna z doświadczenia. Denerwujące Matki Polki, którym wszystko wolno? Sąsiedzi z piekła rodem? Praca zdalna to nie praca? Autorka dosadnie wylewa swoją frustrację i śmiechem obala stereotypy.

Po drugie – solidarność. Są rzeczy, które zrozumieją tylko kobiety. „Ch...owa Pani Domu” jest tego idealnym przykładem. Zdecydowanie nie polecam tej lektury mężczyznom. Może nieco nudzić, może wydawać się bełkotliwa i chaotyczna. Innymi słowy może jawić się jako ocean wyrzutów i narzekań. Myślę jednak, że taka właśnie powinna być ta książka. Każdy z nas potrzebuje czasem pozbyć się negatywnych emocji, wygadać się, zrelaksować, zapomnieć o problemach. Kostyszyn to właśnie zrobiła – wylała swoje żale. Zrobiła to jednak z jajem, dając w ten sposób swoim czytelniczkom możliwość przeżycia swoistego kobiecego katharsis – świadomości, że w życiowym bagnie nie toniemy same.

Trzecim plusem są osobiste wycieczki autorki. „Ch...owa Pani Domu” to więc nie tylko zbiór obserwacji, ale i własne przeżycia. Kostyszyn nie ma problemu z dzieleniem się z czytelnikiem swoimi przyzwyczajeniami, wpadkami czy też słabościami. Nadaje to książce autentyzmu. Dajemy autorce kredyt zaufania i wierzymy, że nie robi nas w bambuko.

Książka jest dość dobrze obmyślana. Kostyszyn doskonale wiedziała, co chce napisać i w jaki sposób. Świetnie się bawiłam przy lekturze, jednak nic poza tym. Zabrakło mi czegoś więcej, czegoś co zostałoby mi po lekturze. Nie oczekiwałam, że ta książka będzie posiadać jakieś przesłanie. Mimo to niedosyt pozostał.

Jestem naprawdę mile zaskoczona. „Ch...owa Pani Domu” to nie tylko świetna rozrywka, ale i kilka trafnych i humorystycznie opisanych spostrzeżeń na temat społeczeństwa, w którym żyjemy. Polecam!

Więcej na:
https://zaczytana28.wordpress.com/
http://www.begoodart.com/

Leżę na łóżku z laptopem na kolanach. W dresie – bo wygodniej. Bez makijażu – i tak dziś nigdzie nie wychodzę. W głowie już układam ambitny plan spędzenia kilku godzin przed ekranem przy ulubionych serialach. Cóż, wszystko wskazuje na to, że posiadam cechy tytułowej „Ch...owej Pani Domu”.

Magdalena Kostyszyn postanowiła nieco ponarzekać i pokazać, jak NAPRAWDĘ wygląda...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W 2014 roku cały świat drżał na myśl o wirusie, który szybko zwiększając swój zasięg zabijał setki osób. David Quammen w swojej książce „Ebola. Tropem zabójczego wirusa” podsumowuje wszystko, co wiemy o tym cichym zabójcy.

Ebola przenosi się na człowieka ze zwierząt. W Afryce, gdzie początek mają epidemie na skutek zarażenia wirusem, częstą praktyką jest zjadanie martwych małp. Myśliwy widząc, że zwierze niedawno zdechło i nie musi tracić czasu na szukanie innych osobników, zabierał je do wioski, gdzie przygotowywano posiłek. Niemal każdy, kto spożył takie mięso, chorował. Ebola przemieszcza się bardzo szybko. Wkrótce więc chorowali także lekarze, pielęgniarki i inni opiekunowie.

W 2014 roku ebola po raz pierwszy przedostała się poza granice Afryki, na tak dużą skalę. Dotychczas miały miejsce tylko pojedyncze przypadki. Podróż samolotem ułatwiła wirusowi poszukiwanie nowych ofiar. Czy powinniśmy się obawiać? W jaki sposób bronić się przed ebolą?

Bardzo spodobał mi się sposób w jaki Quammen opisuje działalność wirusa. Książka jest niezwykle ciekawa, gdyż zupełnie nie przypomina naukowego wywodu. Ebola została utożsamiona z sekretnym zabójcą, który atakuje, po czym skrywa się w głębi afrykańskiego buszu. Naukowcy do tej pory nie wiedzą, jaką kryjówkę zajmuje w tym czasie. Autor stwarza więc wokół eboli aurę tajemniczości, wzbudzając przy tym niepokój u czytelnika.

Dodatkowym plusem książki jest nagromadzenie wielu szczegółów i danych, które pozwalają na solidne zapoznanie się z istotą problemu. Quammen jest podróżnikiem-reporterem. W „Eboli” znajdziemy więc także sporo rozmów z osobami bezpośrednio zaangażowanych w walkę z wirusem. Często razem z nimi będziemy przemierzać kilometry w poszukiwaniu rezerwuaru – kryjówki eboli.

Jako osoba, dla której wirusologia jest czymś zupełnie obcym, nie miałam żadnego problemu ze zrozumieniem treści. Autor bardzo dokładnie tłumaczy czytelnikom medyczne terminy, procesy oraz skomplikowaną naturę zoonoz – chorób przenoszonych przez zwierzęta. Jest to zdecydowanie pouczająca propozycja, przy której warto spędzić wieczór. Polecam!

Więcej na:
[i]https://zaczytana28.wordpress.com/

W 2014 roku cały świat drżał na myśl o wirusie, który szybko zwiększając swój zasięg zabijał setki osób. David Quammen w swojej książce „Ebola. Tropem zabójczego wirusa” podsumowuje wszystko, co wiemy o tym cichym zabójcy.

Ebola przenosi się na człowieka ze zwierząt. W Afryce, gdzie początek mają epidemie na skutek zarażenia wirusem, częstą praktyką jest zjadanie martwych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wyobraź sobie, że właśnie rozpoczynasz najlepszy dzień swojego życia. Budzisz się u boku ukochanej osoby, lubisz swoją pracę, spełniasz marzenia. Jesteś szczęśliwy(a). Nie myślisz o problemach, cieszysz się każdą chwilą życia. Do czasu...

Will Traynor czerpał z życia całymi garściami. Pewnego dnia wyszedł z domu i trafił pod koła motocyklu. Został sparaliżowany. Życie straciło dla niego sens. Stał się zależnym od innych i niemalże przestał sam o sobie decydować.

W jego życiu pojawia się Lou Clark, która została zatrudniona przez mamę Willa. Przez pół roku ma się nim opiekować i pilnować, żeby jak najlepiej spędzał czas. Kobieta ma cichą nadzieję, że Lou uda się dotrzeć do jej syna, sprawić, że na nowo zacznie cieszyć się życiem. Czy jej się to uda?

Nie lubię tych bohaterów. Nie obchodzą mnie ich losy. Jojo Moyes nie potrafiła mnie zainteresować tą historią. Zarówno życie Willa, jak i Lou pozbawione jest ekscytacji, emocji, czegoś poza mechanicznymi zachowaniami związanymi z codziennymi zajęciami. Dialogi często są sztuczne i wymuszone. Efekt? Powieść jest nudna, czyta się ją z trudem. Miałam problem ze skupieniem uwagi na dłużej niż kilkanaście minut.

Nie znałam zakończenia książki przed rozpoczęciem lektury - udało mi się uniknąć spojlerów związanych z filmem. Mimo to, Moyes tak formułuje akcję, że po zaledwie 100 stronach miałam już pewność, jak zakończy się ta historia. Nic więc dziwnego, że blisko 300 kolejnych stron dłużyło mi się strasznie. Świadomość, że znasz zakończenie, wiesz, że cię rozczaruje, akceptujesz je i liczysz na to, że jednak się mylisz i autor cię zaskoczy, ale mimo to dzieje się dokładnie tak, jak przewidziałaś? To zabiło dla mnie tę historię.

Zanim się pojawiłeś ma jednak kilka plusów. Po pierwsze, pokazuje jak wygląda codzienność osoby niepełnosprawnej. Autorka zwraca uwagę zarówno na dobre, jak i złe momenty. Stara się także przybliżyć nam nieco medycznych szczegółów związanych z opieką nad osobą sparaliżowaną. Po drugie, o ile główni bohaterowie są jak dla mnie zbyt przezroczyści i pozbawieni charakterów, o tyle postaci poboczne są niezwykle barwne i interesujące.

Podsumowując, niełatwo czytać książkę, której fabuła jest tak bardzo przewidywalna. Myślę jednak, że nie warto jej z tego powodu przekreślać. Zanim się pojawiłeś ma potencjał do tego by wzruszać. Może po prostu nie jestem odpowiednim czytelnikiem dla takiej powieści.

Więcej na:
https://zaczytana28.wordpress.com/
http://www.begoodart.com/

Wyobraź sobie, że właśnie rozpoczynasz najlepszy dzień swojego życia. Budzisz się u boku ukochanej osoby, lubisz swoją pracę, spełniasz marzenia. Jesteś szczęśliwy(a). Nie myślisz o problemach, cieszysz się każdą chwilą życia. Do czasu...

Will Traynor czerpał z życia całymi garściami. Pewnego dnia wyszedł z domu i trafił pod koła motocyklu. Został sparaliżowany. Życie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Teleexpress. 30 lat minęło Maciej Orłoś, Marek Sierocki
Ocena 6,0
Teleexpress. 3... Maciej Orłoś, Marek...

Na półkach:

26 czerwca 1986 roku wyemitowano pierwszy odcinek jednego z najpopularniejszych serwisów informacyjnych w Polsce - "Teleexpressu". Codziennie przed telewizorami siadały miliony Polaków i aż trudno uwierzyć, że minęło już 30 lat.

Książka Macieja Orłosia i Marka Sierockiego jest wywiadem rzeką. Obok niego autorzy zamieścili także listy od widzów i zdjęcia osób, które pracowały nad "Teleexpressem". Poznajemy kulisy przygotowywania telewizyjnego dziennika i z lupą możemy przyglądać się temu, czego nie zobaczymy na ekranie. Nieudane wywiady, wpadki, walka z czasem - nie da się ukryć, że to właśnie te elementy są w tej książce najciekawsze.

"Teleexpress" ma bogatą historię. Czytelnik może więc ją poznać, dowiedzieć się jak wyglądała praca nad serwisem podczas cenzury, kto wymyślił program i jak pierwsi prezenterzy radzili sobie ze sławą i rozpoznawalnością. Myślę, że choćby z tych powodów jest to książka, którą każdy miłośnik "Teleexpressu" przeczytać powinien. Ale...

Nie da się ukryć, że w pewnym momencie Panom skończył się temat do rozmowy - czy też może dokładniej - nie mieli już oni pomysłów na to, co jeszcze mogą zdradzić czytelnikom. Rozmowa w wielu miejscach staje się monotonna, a poszczególne kwestie powtarzane są nie raz, nie dwa, ale nawet po cztery razy! W wielu momentach miałam wrażenie, że jakimś cudem ponownie czytam ten sam fragment książki. Tymczasem powtórzenia można było zastąpić choćby większą ilością ciekawostek, listów i innych tego typu dodatków.

Miejscami również odnosiłam wrażenie lekkiej sztuczności w wypowiedziach. Czytałam dany fragment i zastanawiałam się, czy ktoś w ogóle mówi w taki sposób? W tekście pojawiają się sformułowania, które wydają się nie pasować do całej wypowiedzi, są "napompowane", jakby ktoś na siłę starał się podkoloryzować tekst.
Mimo drobnych mankamentów "Teleexpress. 30 lat minęło" to interesująca i pouczająca propozycja dla każdego. Nie tylko dla miłośników serwisu, ale także dla wielbicieli muzyki. Marek Sierocki opowiada wiele anegdot związanych z muzykami i pracą z nimi. Są to takie małe smaczki, które nadają całemu tekstowi lekkości, przez co nie mamy wrażenia, że autorzy chcą nam udzielić wywiadu z historii. Warto przeczytać.

Więcej na:
https://zaczytana28.wordpress.com/
http://www.begoodart.com/

26 czerwca 1986 roku wyemitowano pierwszy odcinek jednego z najpopularniejszych serwisów informacyjnych w Polsce - "Teleexpressu". Codziennie przed telewizorami siadały miliony Polaków i aż trudno uwierzyć, że minęło już 30 lat.

Książka Macieja Orłosia i Marka Sierockiego jest wywiadem rzeką. Obok niego autorzy zamieścili także listy od widzów i zdjęcia osób, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mała książeczka, a tyle radości. „Znajdź kropki” to propozycja wydawnictwa Mamania dla dzieci od lat 6. Książka autorstwa Andy’ego Mansfielda jest nie tylko przepełniona barwami, ale również stanowi doskonałe źródło zabawy dla najmłodszych.

„Znajdź kropki” składa się z 12 stron, a na każdej z nich znajdziemy mnóstwo… kolorowych kropek. Zadaniem naszej pociechy jest odnalezienie wszystkich. Część z nich została bowiem ukryta.

Pamiętacie jeszcze książeczki z ruchomymi obrazkami? Ta pozycja wydawnicza jest zrobiona dokładnie w takim samym klimacie. Dziecko będzie mogło poruszać różnymi elementami, obracać je i zginać.

Na każdej ze stron umieszczono polecenie w stylu „Znajdź 7 czerwonych kropek”, co nie zawsze jest takie proste. Dziecko będzie musiało się czasem sporo nagłowić, by wykonać zadanie. To doskonałe ćwiczenie nie tylko na logiczne myślenie, ale także na spostrzegawczość.

Jedyne co może odstraszać rodziców to… cena. Za 12 stron łamigłówki zapłacimy blisko 50 zł.

Więcej na:
https://zaczytana28.wordpress.com/
www.begoodart.com

Mała książeczka, a tyle radości. „Znajdź kropki” to propozycja wydawnictwa Mamania dla dzieci od lat 6. Książka autorstwa Andy’ego Mansfielda jest nie tylko przepełniona barwami, ale również stanowi doskonałe źródło zabawy dla najmłodszych.

„Znajdź kropki” składa się z 12 stron, a na każdej z nich znajdziemy mnóstwo… kolorowych kropek. Zadaniem naszej pociechy jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Statki wycieczkowe są idealnym miejscem na popełnienie samobójstwa. Nic więc dziwnego, że aż 23 pasażerów rocznie znika w otchłani wód w trakcie rejsu. Sebastian Fitzek postanowił opisać to zjawisko w swojej nowej książce. Jak sam jednak przyznał, z przerażeniem obserwuje kolejne statystyku, gdzie liczba osób, które popełniły samobójstwo na wycieczkowcu sięga już 55.


Zdradziłam Wam już tło powieści. Wątek samobójstw jest ważny, ale nie najważniejszy. Przede wszystkim jest to thriller psychologiczny, której głównym bohaterem jest niemiecki policjant. Kilka lat wcześniej jego żona wraz z synem zginęli na wycieczkowcu – on w tym czasie przeprowadzał akcję policyjną w więzieniu, gdzie udawał groźnego przestępcę. Mając na względzie powodzenie akcji, jego przełożeni powiadomili go o śmierci bliskich dopiero po kilku miesiącach. Mężczyzna nigdy nie pogodził się ze stratą. Nic więc dziwnego, że gdy tylko otrzymuje tajemniczy telefon, rzuca wszystko, by znaleźć się w miejscu, które przypomina mu o tym, co stracił.

Jak się okazuje, na statku dzieją się dziwne rzeczy. Przede wszystkim nagle na pokładzie pojawiła się dziewczynka – pasażerka 23. Była zaginiona przez bardzo długi czas, nikt nie ma więc pojęcia jakim cudem mała żyje. Dziewczynka nie mówi, na ciele ma obrażenia, a w ręce misia… zmarłego syna głównego bohatera. O co w tym wszystkim chodzi? Musicie się przekonać sami.

Fitzek doskonale buduje napięcie. Każda strona ciekawi, a co za tym idzie, bardzo trudno oderwać się od lektury. Takie historie czyta się w jeden wieczór, nie mogąc doczekać się zakończenia i poznania wszystkich sekretów. Bohaterowie, których wykreował również są pełni tajemnic. Nigdy nie wiadomo, jak dana osoba się zachowa i w jaki sposób wpłynie to na rozwój wydarzeń. „Pasażer 23” jest zupełnie nieprzewidywalną książką.

Bardzo spodobało mi się to, że autor postanowił się wytłumaczyć ze swojej historii i opowiedzieć swoim czytelnikom w jaki sposób pracował nad książką. Takie słowa podsumowania powinny znajdywać się w większości powieści – są świetnym źródłem informacji, ale też pokazują, jak wiele pracy dany autor włożył we własną opowieść. Fitzek znalazł temat, o którym większość z nas zapewne nie słyszała. Zwraca nam uwagę nie tylko na ogromną ilość zniknięć pasażerów (http://www.cruiseshipdeaths.com), jak również na organizacje i kancelarie prawnicze, które już zdążyły się wyspecjalizować w reprezentowaniu, tzw. ofiar statków wycieczkowych (http://www.internationalcruisevictims.org/index.html).

Jeśli miałabym się do czegoś doczepić, to będzie to zakończenie. Epilog niestety jest już przewidywalny, jednak patrząc przez pryzmat całości, myślę, że to zwyczajnie drobne potknięcie.

Jeśli więc macie dość klasycznych thrillerów, których akcja dzieje się w mieście, a poza imionami bohaterów niewiele się różnią, nie zwlekajcie! Sięgnijcie po „Pasażera 23”. Jest to propozycja idealna dla tych, którzy cenią sobie nieprzewidywalność, fabułę pełną zwrotów akcji oraz charakterystyczne postaci. Polecam!

https://zaczytana28.wordpress.com

Statki wycieczkowe są idealnym miejscem na popełnienie samobójstwa. Nic więc dziwnego, że aż 23 pasażerów rocznie znika w otchłani wód w trakcie rejsu. Sebastian Fitzek postanowił opisać to zjawisko w swojej nowej książce. Jak sam jednak przyznał, z przerażeniem obserwuje kolejne statystyku, gdzie liczba osób, które popełniły samobójstwo na wycieczkowcu sięga już...

więcej Pokaż mimo to